Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

KorbaZ doświadczenia wiem, że myśli samobójcze trwają najwyżej kilka godzin, potem mijają (nie mówię, że potem jest lepiej, ale nie ma już takiej oczywistości, że tu i teraz powinnaś się zabić). :(

 

To ja jestem jakaś dziwna, mnie nie nie mijają od sześciu lat, mam codziennie, dosłownie :(

Chyba, że mówimy o planach. Parę godzin temu było tak TRAGICZNIE, że wyszłam (wybiegłam) z domu, w deszcz, i chciałam skakać. (Nie pomógł Xanax, pocięcie się, wyładowanie na meblach, pisanie o tym, co czuję, nic). Przestraszyłam się, cofnęłam.

 

Ja już nie mogę, dosłownie, żyć tak dalej w takim nastroju. A jak się nie może, tak naprawdę, to są dwie drogi: albo próbować coś zmienić, pomóc sobie, albo się zabić. Tyle, że ja walczę o siebie już 6 lat i nie czuję się nawet na tyle dobrze, aby wytrzymać fakt, że istnieję (pomijając to, że nie funkcjonuję w życiu - nie pracuję, nie mam znajomych, itd.).

 

-- 03 maja 2011, 20:02 --

 

Boję się na kogo trafię na konsultacjach.

To jest małe piwo. Najważniejsze, na kogo się trafi w terapii.

 

-- 03 maja 2011, 20:20 --

 

Gdybysmy tam wszyscy mieli nosić pasiaki i kalosze,a moi psychiatrzy w dalszym ciągu byliby zgodni co do tego,że to miejsce będzie pomocne dla mnie-chyba dalej bylabym na "tak".

 

Tylko ja się zastanawiam, na ile leczenie terapeutyczne ma polegać na tym, aby dać się kierować jakimś "autorytetom", dać się podporządkować i posłusznie wykonywać polecenia, zalecenia. Jeśli problem polega np. na braku emocjonalnej samodzielności i niezależności ot tylko przedłużanie problemu, wspieranie zaburzenia... Czy zdrowie polega na bezkrytycznym dopasowywaniu się do reguł w terapii? Czy na umiejętności kompromisu?

 

Ja sie sama lecze,jajko mądrzejsze od kury

 

To ja wprost odwrotnie. Grzeczna dziewczynka, "przykładna pacjentka". Wynosiłam "kury" niemal na piedestał, a sama się czułam jako takie głupie jajko, które gówno wie i musi być biernie i bezmyślnie posłuszne kurom, które mają rację, a ja nie ("bo przecież zaburzona jestem"). Szacunek do siebie i samoocena potwornie przy takim nastawieniu spada, nie mówiąc już o zatracaniu poczucia tożsamości. Nie mówiąc już o tym, że ostatnio trafiłam na kurę bardzo niekompetentną, i to, że tak jej zaufałam, bardzo mi zaszkodziło, bo uzależniłam się od kogoś, kto szkodzi, utraciłam swoje zdanie.

 

wchodzę na sesję kiedy chcę,wychodzę jak chce.

 

Nigdy tak nie robiłam. Za to moi terapeuci czasem się spóźniali i to kilkakrotnie. To samo miało miejsce na jednej z konsultacji na 7f - ja, jako ta zaburzona, byłam przed czasem, na czas konsultacji, natomiast terapeuta spóźnił się ok. 4 minut i nie przeprosił za to (a ciekawy, jakby ocenili MOJE spóźnienie). Mój ostatni terapeuta (ambulat.) na pewne moje słowa (neutralne, serio) wyszedł bez słowa i trzasnął drzwiami. Acting-out pana doktora. Gdybym ja tak zrobiła, ooooo...... patologia pani N., patologia! Jak mnie to wkurza :evil:

 

Może to bardzo ważne byśmy zdawali sobie sprawę,że to MY jestesmy tam by się leczyc,by uzyskiwac pomoc? :-|

 

Żeby zdać sobie z tego sprawę, nie muszę patrzeć na plakietki.

Nie podoba mi się w terapiach jedno - że gdy terapeuci zachowają się niefajnie, to nie przepraszają, nie tłumaczą się. Ok, oni swoje błędy, emocje powinni przegadać z superwizorem, a nie ze mną, ale czasem zwykłe przepraszam się należy. Mimo, że to ja się leczę. I mam też takie wrażenie, że na 7f jakiekolwiek Twoje uczucie czy zachowanie będzie podciągane pod patologię. A widzę, że tzw. zdrowych ludzi często wkurzają te same rzeczy, co mnie.

 

Ps - To Ty, Shadowmere??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja jestem jakaś dziwna, mnie nie nie mijają od sześciu lat, mam codziennie, dosłownie

Chyba, że mówimy o planach. Parę godzin temu było tak TRAGICZNIE, że wyszłam (wybiegłam) z domu, w deszcz, i chciałam skakać. (Nie pomógł Xanax, pocięcie się, wyładowanie na meblach, pisanie o tym, co czuję, nic). Przestraszyłam się, cofnęłam.

 

Ja już nie mogę, dosłownie, żyć tak dalej w takim nastroju. A jak się nie może, tak naprawdę, to są dwie drogi: albo próbować coś zmienić, pomóc sobie, albo się zabić. Tyle, że ja walczę o siebie już 6 lat i nie czuję się nawet na tyle dobrze, aby wytrzymać fakt, że istnieję (pomijając to, że nie funkcjonuję w życiu - nie pracuję, nie mam znajomych, itd.).

 

Och, Naranja, ja CIę dobrze rozumiem...ja mam tak od 1,5 roku...odkąd do końca mi zanikły uczucia, czuję tylko jdno wielkie cierpienie...myślę o zabicu się kilkanaściem raazy dziennie pewnie...jak chcxesz to napisz mi na pw więcej o sobie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, sześciu lat?! A jesteś pewna, że zażywasz właściwe leki?

 

Mój ostatni ps. stwierdził, ze zażywałam wszystkie możliwe leki oferowane przez psychiatrię, we wszystkich możliwych kombinacjach... I tak faktycznie było. Obecnie 2 antydepresanty i doraźnie Xanax.

 

Masz w ogóle coś, co Cię pasjonuje? Może warto coś takiego znaleźć? Film/muzyka/rysowanie?

 

W depresji..?

Ja o uczuciu pasji nawet nie marzę. Ja marze o tym, aby chociaż raz obudzić się bez myśli "s" i mieć siłę przebrać się z piżamy i iść do sklepu po zakupy. Mnie nawet męczy zwlekanie się do WC. prysznic to szczyt wysiłku, budzi lęki, bo przeraża mnie ciało. nic absolutnie nie sprawia przyjemnosci.

I tak, z niewielkimi zmianami i polepszeniami, od szesciu lat.

a, zwlekalam sie na terapie.

Dwa dni temu podjęłam max wysiłek pójścia na ślub i pogorszyło mi się bardzo. To też była trudna sytuacja emocjonalna.

nawet jakbym miala przyjaciela to nie mialabym sily wyjsc i pojsc do niego.

 

z ostatniego psychiatryka prawie niemal sila mnie wywalili, a terapeuta stwierdzil ze nie umie mnie wyleczyc i zrezygnowal ze mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do was pytanie, do tych mocno zaburzonych emocjonalnie? Właściwie to kilka pytań.

Czy czujecie się jakbyście hmm przebywały bardziej w swoich głowach niż uczestniczyły w tym co się dzieje naokoło?

Macie w sobie ciągły strumień niekończących się myśli i wraz z nimi przechodzących intensywnych stanów emocjonalnych, które zeminiają się bardzo szybko?

Czy czujecie jakbyście unosiły się nad ziemią (trochę to głupie porównanie), mam na myśli, czy czujecie swoje ciało jakby było gdzieś oddalone od was?

Czy często miewacie bóle somatyczne, napięcie, różne takie fizyczne, przeszkadzające odczucia, zawroty?

Czujecie jakby czas płynął zbyt szybko, odczuwacie silny niepokój, że nie zdążycie, że życie przepływa wam przez ręce?

To chyba na tyle, może przypomnę sobie jeszcze coś to dopiszę, bardzo interesują mnie wasze odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. To jasne, że siedzę w swojej głowie ale to ma też często związek z tym co się dzieje wokół mnie.

Tylko, że ja to sobie inaczej wyobrażam.

 

2. Ciągły to nie, ale teraz np. czuję dużą ilość myśli i uczucie, które się mnie uczepiło i boję się, że nie zniknie.

 

3.Tak na jawie ?

Chodzi o wrażenie lewitowania ? Zbyt niejasne to dla mnie, żeby odpowiedzieć.

 

4. Nie, nie tak często raczej bardziej się tego boję niż uświadczam.

 

5. Czuję niepokój a to czy czas plynie szybko czy wolno to zależy, teraz płynie mi za wolno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym unoszeniem sie nad ziemia, to mam wszystko, z tym ze: nie mam silnych stanow emocjonalnych, raczej cos w rodzaju jakiegos niepokoju i bole somatyczne sa niewielkie, glownie czesto odczuwam napiecie i rozdraznienie, takie ze chce zeby wszyscy sie odczepili.

Ja nie czuje, ze unosze sie nad ziemia, ALE nie mam poczucia, ze moje cialo nalezy do mnie. Cos w tym stylu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Kai

Ty moim zdaniem jesteś mniej zaburzony emocjonalnie, tylko masz problemy, żeby odnaleźć się w grupie, wśród ludzi, zrozumieć reguły życia w społeczeństwie. Szukasz dziewczyny, angażujesz się w poszukiwania wiary, sensu w życiu, znaczy, że nie jesteś aż tak bardzo odizolowany i zaburzony.

Może pytam niewłaściwą grupę osób.

 

Unoszenie się nad ziemią, niezbyt trafnie się wyraziłem, miałem na myśli to, czy odczuwacie swoje ciało, całe, bezpośrednio i żywo, czy to są odczucia przytłumione, jakby na pierwszym planie były emocje i myśli, a ciało trochę z boku? Coś jak lekka utrata cielesności, nie lewitowanie, czy unoszenie się. To była przenośnia. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu... :roll::( :*

 

Normalnie myślałam, że spadnę z krzesła, przed chwilą dzwoniła do mnie mama, żebym się zapytała mojej terapeutki czy ona może też powinna się u niej z raz pojawić, porozmawiać, zapytać jak mi idzie... :shock::shock::shock: Jestem w dogłębnym szoku. Zapytałam ją co ją do tego tak nagle skłoniło. Ona na to, że żeby nie było, że się mną nie interesuje jako matka, że może terapeutka chciałaby z nią kiedyś porozmawiać...

Problem w tym, że ja wcale nie chcę, żeby ona jechała do mojej terapeutki. :hide: Bo moja terapia to jedna z baaardzo niewielu rzeczy, do których moja rodzina nie ma dostępu, nie miesza się, jest tylko moja. I nie chcę tego jakby utracić. Do czegokolwiek miesza się moja rodzina - to przestaje być moje i rezygnuję z tego.

I w sumie to nie wiem co zrobić - przemilczeć tę sprawę czy zapytać? Terapeutka na pewno z radością przyjmie tę propozycję, kiedyś mówiła, że dobrze byłoby, gdyby co jakiś czas moja rodzina się też ze mną pojawiała. Ale mama chce jechać tylko raz, to wiem na pewno, bo nie chce brać tak urlopu.

Kurcze. Kłamać nie lubię. A wprost nie chcę jej powiedzieć, że nie chcę, żeby jechała do mojej terapeutki. Nie chcę sprawić jej przykrości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to teraz bardziej pasuje do tego co odczuwam. Zdecydowanie na pierwszym planie sa mysli, cialo jakby z boku. Nie wiem, czy to jest bezposrednio zwiazane z tym, czy z innymi rzeczami, ale doznania cielesne, a zwlaszcza mam na mysli bol, odczuwam bardzo slabo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

racja, Kasiu, tak zrobię...

echh, człowiekowi to nigdy nie dogodzi, zamieńmy się. :mrgreen::pirate:

uderzyło mnie też to, że powiedziała, że może terapeutka by chciała z nią porozmawiać. i znowu ja zostałam pominięta. nie zapytała czy to ja bym chciała, żeby ona poszła tam razem ze mną, czy mi to jakoś pomoże. i znów uczucie, że coś będzie się dziać poza mną, a ja utracę kontrolę i będę wykluczona... zawsze dla mamy najbardziej liczyło się to, czego chcą inni, jak ją i mnie postrzegają. a gdzie w tym wszystkim naprawdę ja? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, Asiu, Ty musisz ten brak uzupełnić, czyli zamiast mamy, Ty musisz myśleć i pytać siebie, czego chcesz. Ordynatorka na 7F powiedziała mi, że traktuję siebie tak, jak traktowała mnie matka. Ponieważ tego, co zrobiła mi mama już nie odwrócę, to ja muszę teraz uzupełnić te braki i dać sobie to, czego ona mi nie dała...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, no dokładnie... Żeby to jeszcze było takie proste. :pirate:

Jakoś mi się dziś wcale nie chce na terapię jechać, przez to leżenie w łóżku odzwyczaiłam się od wychodzenia. :?

 

-- 04 maja 2011, 12:39 --

 

no i "problem" w sumie z głowy - mama znów zadzwoniła i powiedziała, żeby jednak jeszcze nie mówić o niczym terapeutce, bo teraz jednak nie może przyjechać, może kiedyś indziej. :mrgreen::pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. To jasne, że siedzę w swojej głowie ale to ma też często związek z tym co się dzieje wokół mnie.

Tylko, że ja to sobie inaczej wyobrażam.

 

2. Ciągły to nie, ale teraz np. czuję dużą ilość myśli i uczucie, które się mnie uczepiło i boję się, że nie zniknie.

 

3.Tak na jawie ?

Chodzi o wrażenie lewitowania ? Zbyt niejasne to dla mnie, żeby odpowiedzieć.

 

4. Nie, nie tak często raczej bardziej się tego boję niż uświadczam.

 

5. Czuję niepokój a to czy czas plynie szybko czy wolno to zależy, teraz płynie mi za wolno.

 

:roll:

zaczynam znowu łapać agresora jak widzę takie posty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NoOneLivesForever, Mam tak ciągle, strumień niekończących się myśli, kiedy ktoś mi zadaje pytanie często odpowiadam dopiero po dłuższym czasie, wyłączenie ciała, czas galopuje niesamowicie, nie nadążam, dopiero było rano już wieczór, przy większym wysiłku umysłowym zaczyna mnie boleć głowa, robi mi się gorąco i czuję irytację.

Tylko, że ja nie jestem mocno zaburzona emocjonalnie a może z tego wynika, ze jestem ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nie mam już ani czasu (w sensie, że kończy się moja psychiczna wytrzymałość), ani chęci, aby zajmować się analizą objawów. Czy wydaje mi się, czy lewituję, itd.

Nie piszę tego złośliwie.

Objawy są straszne, ale ważne jest to, co pod nimi, uczucia, trudności i muszę szybko znaleźć kogoś, kto pomoże MI.

Jak nie 7f to ktoś inny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pytanie było skierowanie do osób mocno zaburzonych.
No właśnie, też myślę, że on nie ma dużego zaburzenia, tylko jest jeszcze mocno niedojrzały stąd jego problemy adaptacyjne.
Tylko, że ja nie jestem mocno zaburzona emocjonalnie a może z tego wynika, ze jestem ?
Może nie emocjonalne, ale to na pewno zaburzenie, skoro nie czujesz się dobrze, na luzie. Mnie nie interesują nazwy tylko objawy.
A ja nie mam już ani czasu (w sensie, że kończy się moja psychiczna wytrzymałość), ani chęci, aby zajmować się analizą objawów. Czy wydaje mi się, czy lewituję, itd.

Nie piszę tego złośliwie.

Objawy są straszne, ale ważne jest to, co pod nimi, uczucia, trudności i muszę szybko znaleźć kogoś, kto pomoże MI.

Ja nie po to pytam, żeby sobie popytać i pogadać, bo nie mam co innego do roboty tylko szukam cały czas dla siebie rozwiązania i chyba w końcu trafiłem, nie wiem ile to jeszcze potrwa, byłem (jestem) tak bardzo rozwalony przez te lata nerwicy, teraz to głównie mam problemy ze zdrowiem i objawami fizycznymi, że zanim organizm wróci (wierzę, że wróci) do stanu przed tym wszystkim, to może to jeszcze potrwać kilka miesięcy, ale czuję w kościach, że to jest to, o szczegółach nie będę teraz pisał, jak już będę pewny, jeśli wyzdrowieję to się na pewno pochwalę.

Interesuje mnie wspólny mianownik u osób bardzo silnie zaburzonych, emocjonalnie, czy nieemocjonalnie, to już wszystko jedno, jeśli czujesz się zaburzony/a, ciężko ci żyć, to właśnie pytam, czy towarzyszą ci tego typu objawy, żeby upewnić się, czy zaburzeni mają coś wspólnego.

Może inne objawy są na pierwszym planie, na przykład częste rozmyślanie o przeszłości, lęk przed przyszłością. Co czują osoby okaleczające się, co ich do tego popycha, czy to są ciężkie uczucia, których nie można znieść, czy coś innego? Jak to jest u was?

 

-- 04 maja 2011, 14:45 --

 

God save the Queen.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×