Skocz do zawartości
Nerwica.com

natręctwa na tle religijnym i skrupulatyzm


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 14.08.2018 o 00:08, refren napisał:

Słyszałam, że skrupulant powinien interpretować wątpliwości na swoją korzyść.

Czy mogłabyś podać źródło? I co wówczas z wątpliwościami, czy ktoś się rzeczywiście  kwalifikuje jako skrupulat?  

Ja słyszałem, że należy sobie znaleźć stałego spowiednika i z nim rozstrzygać wszelkie wątpliwości. Jak dla mnie, takie podejście to jest woda na młyn ZOK. Nic dziwnego, że ze święcą szukać kogoś, kto - słuchając się Kościoła - wyszedł ze skrupulactwa. Gdy ja opowiedziałem o swoich problemach, to zostałem postraszony piekłem, poszczuty Glorią Polo i zasugerowano mi spowiedź generalną (zrobiła to gorliwa katoliczka, która mówi, że ulżyło jej dopiero po trzeciej spowiedzi generalnej z rzędu, bo wcześniej tylko "wydawało jej się, że wszystko jest w porządku".).

W dniu 14.08.2018 o 00:08, refren napisał:

Wierzę też, że w spowiedzi działa Duch Św, gdyby tak nie było, to po co się spowiadać?

No właśnie nie rozumiem po co. Jedyny sens jaki widzę, to efekt terapeutyczny, ale moim zdaniem lepiej jest się udać z tym do terapeuty, kogoś z rodziny czy przyjaciela. Ja tak zrobiłem 🙂

A tak to spowiedź służy ciągłemu wracaniu do przeszłości - bardzo się przyczyniła do mojej skłonności zadręczania się przeszłością.

W dniu 14.08.2018 o 00:08, refren napisał:

Nie mogę się wypowiadać na temat czyjegoś sumienia i to w ciemno, ale sama się spowiadam z tego, o czym wiem, że jest grzechem czyli złem

Dla mnie jedyny "grzech" to wszelka kompulsywność.

W dniu 14.08.2018 o 00:08, refren napisał:

Z tym że są grzechy ciężkie, oczywiste, dotyczą Dekalogu. Nie można ich sobie pomijać.

Kościół na siłę podciąga różne rzeczy pod Dekalog, więc łatwo można się pogubić w tej całej gmatwaninie.

W dniu 14.08.2018 o 00:08, refren napisał:

Jak ktoś się zasadniczo nie zgadza z nauką Kościoła, to nie ma chyba sensu, żeby się spowiadał.

To mój przypadek. Wszelkie trzymanie się jakichkolwiek sztywnych zewnętrznych zasad to woda na młyn mojej kompulsywności - rozpoznaję to jako szkodliwe dla mojego zdrowia psychicznego i dobrostanu. Dla mnie jest to postawa ewidentnie kompulsywna i jako taką ewidentnie ją odczuwam. Takie wewnętrzne żołnierskie usztywnienie, niezdrowe dla ciała zresztą.

W dniu 14.08.2018 o 00:08, refren napisał:

Ale wątpliwości dotyczą zwykle niuansów. Bo jeśli ktoś nie był np. w niedzielę w kościele, to raczej nie ma wątpliwości, czy jednak trochę go nie było.

Nieobecność w kościele to nie grzech. Wręcz przeciwnie: grzechem jest pójście do kościoła z kompulsywnego poczucia przymusu. Grzeszyłem w ten sposób przez lata (chodziłem regularnie w niedziele i święta nakazane), zaśmiecając sobie w ten sposób umysł negatywnymi emocjami.

Nawet jednak przy uznaniu, że ogólnie rzeczy biorąc do kościoła trzeba chodzić, to i tak jest sporo niuansów, wypunktowanych chociażby tutaj: 

http://www.katolik.pl/niedzielna-msza-swieta-a-grzech-smiertelny,234,416,cz.html

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.08.2018 o 16:08, nvm napisał:

Czy mogłabyś podać źródło? I co wówczas z wątpliwościami, czy ktoś się rzeczywiście  kwalifikuje jako skrupulat?

Kurcze, nie mam, ale nieraz to słyszałam.

 

W dniu 15.08.2018 o 16:08, nvm napisał:

Ja słyszałem, że należy sobie znaleźć stałego spowiednika i z nim rozstrzygać wszelkie wątpliwości. Jak dla mnie, takie podejście to jest woda na młyn ZOK. Nic dziwnego, że ze święcą szukać kogoś, kto - słuchając się Kościoła - wyszedł ze skrupulactwa. Gdy ja opowiedziałem o swoich problemach, to zostałem postraszony piekłem, poszczuty Glorią Polo i zasugerowano mi spowiedź generalną (zrobiła to gorliwa katoliczka, która mówi, że ulżyło jej dopiero po trzeciej spowiedzi generalnej z rzędu, bo wcześniej tylko "wydawało jej się, że wszystko jest w porządku".).

Należy znaleźć stałego spowiednika, a nie gorliwą katoliczkę.

 

W dniu 15.08.2018 o 16:08, nvm napisał:

No właśnie nie rozumiem po co. Jedyny sens jaki widzę, to efekt terapeutyczny, ale moim zdaniem lepiej jest się udać z tym do terapeuty, kogoś z rodziny czy przyjaciela. Ja tak zrobiłem 🙂

A tak to spowiedź służy ciągłemu wracaniu do przeszłości - bardzo się przyczyniła do mojej skłonności zadręczania się przeszłością.

Spowiedź służy odwrotnemu celowi, żeby nie wracać do przeszłości, tylko zacząć nowe życie, bo Bóg Ci przebacza grzechy. Nie musisz ich rozpamiętywać.

Z terapią jest ten problem, że może ona (choć nie musi)  między wierszami podważać rolę sumienia i pojęcie dobra i zła w ogóle. Z punktu widzenia psychologii człowiek ma odczuwać komfort, co zwykle oznacza rezygnację z wysokich wymagań moralnych i dostosowanie się do panującego relatywizmu. Z punktu widzenia religii człowiek ma być uzdrowiony przez stanięcie w prawdzie, zobaczenie swojej grzesznej natury i tego, że potrzebuje do uleczenia miłości Boga. Ale nie ma to służyć zadręczaniu się. Jak powiedział pewien ksiądz, grzech nie jest wart tego, aby się na nim koncentrować. Sensem życia jest dążenie do dobra.

 

W dniu 15.08.2018 o 16:08, nvm napisał:

Dla mnie jedyny "grzech" to wszelka kompulsywność.

Jest to w tym momencie najbardziej destrukcyjna siła w Twoim życiu, która sprawia Ci cierpienie i powoduje zło, ale nie jest to przez Ciebie zawinione.

 

W dniu 15.08.2018 o 16:08, nvm napisał:

Kościół na siłę podciąga różne rzeczy pod Dekalog, więc łatwo można się pogubić w tej całej gmatwaninie.

Więc rób rachunek sumienia według samego Dekalogu, bez "gmatwaniny".

 

W dniu 15.08.2018 o 16:08, nvm napisał:

Wszelkie trzymanie się jakichkolwiek sztywnych zewnętrznych zasad to woda na młyn mojej kompulsywności - rozpoznaję to jako szkodliwe dla mojego zdrowia psychicznego i dobrostanu. Dla mnie jest to postawa ewidentnie kompulsywna i jako taką ewidentnie ją odczuwam. Takie wewnętrzne żołnierskie usztywnienie, niezdrowe dla ciała zresztą.

W tym momencie nie masz wystarczającej elastyczności i przestrzeni wolności, więc zasady odbierasz jako zagrożenie i musisz poluzować. Ogólnie jednak człowiek potrzebuje pewnych zasad dla zdrowia i dobrego życia, niekatolicy, ateiści też mają jakieś zasady moralne i życiowe. To nie zasady są złe, tylko Twoje lękowe do nich podejście.

Edytowane przez refren

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Nawet jednak przy uznaniu, że ogólnie rzeczy biorąc do kościoła trzeba chodzić, to i tak jest sporo niuansów, wypunktowanych chociażby tutaj: 

http://www.katolik.pl/niedzielna-msza-swieta-a-grzech-smiertelny,234,416,cz.html "

  Ciekawe, trochę mnie to demoralizuje :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, refren napisał:

Z terapią jest ten problem, że może ona (choć nie musi)  między wierszami podważać rolę sumienia i pojęcie dobra i zła w ogóle.

"Zło" to dla mnie pojęcie puste poznawczo - nie pełni roli informacyjnej, a jedynie impresyjną (chęć wpłynięcia na rzeczywistość, ew. wyrażenie sprzeciwu, braku zgody). "Sumienie" oznacza dla mnie tyle co toksyczny wstyd i toksyczne poczucie winy 🙂 Jest to dla mnie pojęcie, które służy gnojeniu ludzi i sprawianiu, aby czuli się mali i beznadziejni oraz w związku z tym bardziej skłonni do podporządkowania się silniejszym 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

Z punktu widzenia psychologii człowiek ma odczuwać komfort

Nie. Psychologia ma rozjaśnić chaos w głowie 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

co zwykle oznacza rezygnację z wysokich wymagań moralnych

Nie można zrezygnować z czegoś co nie istnieje 🙂 Jeśli ktoś silniejszy ode mnie "wymaga" "moralnie" to po prostu mnie terroryzuje 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

i dostosowanie się do panującego relatywizmu

Nie, wręcz przeciwnie. Odnalezienie głęboko w sobie własnych wartości, swojego prawdziwego 'ja', zamiast kierowania się introjekcją (w rozumieniu Gestalt) 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

Z punktu widzenia religii człowiek ma być uzdrowiony przez stanięcie w prawdzie

Dla mnie każda "religia" (czyli narzucony z góry system, próbujący kontrolować jednostkę wbrew jej godności) to zło. A stanięcie w prawdzie to dla mnie po prostu zparzestanie uciekania od siebie samego 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

zobaczenie swojej grzesznej natury

Natura jest wyrazem Boga, nie może więc być grzeszna. Mam skłonność do grzechu  -  czyli do ulegania kompulsjom, owszem. Ale to jest własnie wbrew naturze 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

i tego, że potrzebuje do uleczenia miłości Boga.

Tutaj zgoda 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

Ale nie ma to służyć zadręczaniu się.

No właśnie - czyli religia odpada :classic_rolleyes:

15 godzin temu, refren napisał:

ak powiedział pewien ksiądz, grzech nie jest wart tego, aby się na nim koncentrować.

No właśnie. A rachunek sumienia każe sobie "jak najdokładniej" wszystko przypomnieć, skomplikowaną analizą zaklasyfikować do odpowiedniej szufladki (grzech ciężki? grzech lekki? nie-grzech?), umiejętnie i precyzyjnie to ubrać w słowa i odprawić rytuał. Zamiast po prostu pójść dalej i patrzeć do przodu, to jest tutaj zmuszanie do koncentrowania się na 'grzechach' w przeszłości 🙂 A ja sobie jeszcze zapisywałem jako dziecko "grzechy" na karteczce i wykuwalem je na pamięć 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

Sensem życia jest dążenie do dobra.

Zgoda 🙂 I w związku z tym trzeba prostować ścieżki swojego życia i porzucić wszystko to, co nas w tym dążeniu ogranicza - na przykład odgrywanie roli katolika i udawanie, że się zgadza z Kościołem (patrz: introjekcja tutaj https://pl.wikipedia.org/wiki/Mechanizmy_związane_z_zaburzeniami_granicznymi ; to o mnie🙂 )

15 godzin temu, refren napisał:

Jest to w tym momencie najbardziej destrukcyjna siła w Twoim życiu, która sprawia Ci cierpienie i powoduje zło, ale nie jest to przez Ciebie zawinione.

Niestety, ale jest moją winą uleganie kompulsjom 🙂 Kilka miesięcy temu "zgrzeszyłem" właśnie w ten sposób, że wybrałem zwątpienie i wrócenie na chwilę do kompulsywności  - przez to bardzo się wówczas uwsteczniłem 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

Więc rób rachunek sumienia według samego Dekalogu, bez "gmatwaniny".

Rozumiem, że mówimy o katolickiej wersji Dekalogu (a nie tej biblijnej):

1. Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną.

Nie rozumiem. Sięgnijmy zatem do kontekstu - chodziło o to, by Żydzi pozostawali wierni Bogowi Mojżesza. Tylko, że ja nie uznaję czegoś takiego jak "naród wybrany" 🙂 Dla mnie to zwykły plemienny szowinizm 🙂 

2. Nie będziesz brał imienia Pana, Boga swego, nadaremno.

Nie rozumiem. Tak jakby Bóg był ograniczony imieniem 🙂 

Dla mnie to jest takie zastraszanie w stylu Voldemorta ("Ten, którego imienia nie wolno wymawiać"), aby łatwiej kontrolować Żydów na pustyni 🙂 

3. Pamiętaj abyś Dzień Święty święcił.

Nie rozumiem. Chyba chodziło o to, aby przestrzegać szabatu. Ale to przecież nie jest katolickie.

Dla mnie już sama świadomość odświętności dnia jest świętowaniem 🙂 

4. Czcij ojca swego i matkę swoją.

Tzn. mam oddawać im pokłony? Coś tu jest nie halo 🙂

Staram się dbać o dobre relacje z rodzicami i w ogóle z całą swoją rodziną. Asertywność też jest istotna. To jest bardzo subtelna kwestia, bez sensu jest dla mnie tutaj wyróżnianie jakichś "grzechów" czy "wykroczeń" 🙂 

"Czczenie" z nakazu, z lęku, ze strachu, jest fałszywe, udawane. Dla mnie liczy się Miłość 🙂 

5. Nie zabijaj.

Przecież bardzo mało ludzi kogokolwiek zabiło 🙂 

6. Nie cudzołóż. 

Czyli nie sypiaj z żoną bliźniego. To też raczej nie jest coś na porządku dziennym 🙂 

7. Nie kradnij. 

To też jest raczej rzadko łamane , choć już częściej niż "nie zabijaj"🙂 

8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.

Czyli krzywoprzysięstwo. Też myślę, że to są raczej bardzo rzadkie sytuacje 🙂

9. Nie pożądaj żony bliźniego swego.

Bez sensu. Skoro "pożądanie" to dążenie do cudzołóstwa, to to się łączy z szóstym przykazaniem. Coś tu jest nie halo, po co to rozbijać? Chodziło o to, by była okrągła liczba przykazań?

10. Ani żadnej [innej - gdybyśmy mieli być bardziej wierni biblii, która traktowała kobietę jak przedmiot, wymieniając ją za domem] rzeczy, która jego jest.

("Nie będziesz pożądał domu twojego bliźniego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twego bliźniego")

Ponownie - jeśli chodzi o dążenie do kradzieży, to bez sensu jest moim zdaniem to rozbijać 🙂 

 

-----

W ogóle uważam, że taki "rachunek sumienia" to coś szkodliwego. Jeśil zrobiłem coś, z czego nie jestem zadowolony, to po prostu się uczę i idę dalej. Po kiego to rozpamiętywać? 🙂 

-----

To nie bardzo rozumiem skąd w takim razie taka częstotliwość chodzenia do konfesjonałów i krytykowanie postawy "Nikogo nie zabiłem, nic nie ukradłem, więc nie mam z czego się spowiadać", skoro właśnie dekalog o takich poważnych sprawach mówi? 

A się straszy, że za fantazję erotyczną czy zerknięcie na biust, będzie się torturowanym przez całą wieczność?

I w ogóle bez sensu jest dla mnie mieszanie kwestii katolickiej spowiedzi z żydowskim Dekalogiem, służącym utrzymaniu w ryzach "ludu wybranego" 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

Ogólnie jednak człowiek potrzebuje pewnych zasad dla zdrowia i dobrego życia, niekatolicy, ateiści też mają jakieś zasady moralne i życiowe.

To są moje "zasady" - najbardziej zdrowe jak tylko możliwe:

🙂 

 

Ale generalnie dziękuję za Twój 'miękki', cierpliwy, wyrozumiały i kobiecy sposób odpowiedzi 🙂 

15 godzin temu, refren napisał:

  Ciekawe, trochę mnie to demoralizuje :D

Hehe, cieszę się że mogłem wnieść coś nowego :D 

A ja z kolei ostatnio poszedłem sobie na mszę do Kościoła Polsko-Katoliciego. Ot tak po prostu, bo miałem ochotę, taka moja religijna potrzeba 🙂 To, że się nie ze wszystkim zgadzam, nie oznacza, że nie darzę ów instytucji jednak jakąś sympatią, nie widzę pewnych dobrych rzeczy które z niej wynikają i nie mam czasem ochoty się tam udać 🙂 

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, nvm napisał:

"Zło" to dla mnie pojęcie puste poznawczo - nie pełni roli informacyjnej, a jedynie impresyjną (chęć wpłynięcia na rzeczywistość, ew. wyrażenie sprzeciwu, braku zgody). "Sumienie" oznacza dla mnie tyle co toksyczny wstyd i toksyczne poczucie winy 🙂 Jest to dla mnie pojęcie, które służy gnojeniu ludzi i sprawianiu, aby czuli się mali i beznadziejni oraz w związku z tym bardziej skłonni do podporządkowania się silniejszym 🙂 

Człowiek jest zdolny do zła, miewa pokusy i może dojść do etapu całkowitej destrukcji dobra w sobie. Wypieranie tej prawdy prowadzi do upadku, wstydu i braku kontroli. Człowiek, który uwierzył, że zło nie istnieje, ma neurotyczne poczucie winy, bo obwinia siebie za to poczucie winy, jednocześnie może mieć obrzydzenie do siebie za to, co robi. Bóg przywraca człowiekowi godność i pokazuje drogę poprawy.

 

8 godzin temu, nvm napisał:

A rachunek sumienia każe sobie "jak najdokładniej" wszystko przypomnieć, skomplikowaną analizą zaklasyfikować do odpowiedniej szufladki (grzech ciężki? grzech lekki? nie-grzech?), umiejętnie i precyzyjnie to ubrać w słowa i odprawić rytuał.

Drobiazgowa i skomplikowana analiza wynika raczej z Twojej specyfiki, problemem może też być brak wiedzy (słaba edukacja religijna). To czy spowiedź będzie dobra, nie zależy od dokładności, odpowiedniej klasyfikacji grzechów i ich analizy. Ważna jest szczerość, zaufanie do Boga, wiara w odpuszczenie grzechów, chęć poprawy. Podział na grzechy ciężkie i lekkie jest jakąś wskazówką, aby ludzie np. wiedzieli, że mimo popełnienia drobnych grzechów mogą przystępować do Komunii Św, myślę też, że może pomóc skrupulantom  nie wyolbrzymiać pewnych rzeczy. Ale nikt nie ma obowiązku rozróżniać tych grzechów i nie jest to konieczne, można żyć i być katolikiem bez zastanawiania się, który grzech ma jaką kategorię, bo niezależnie od tego, jaką ma, z jednej strony i tak musimy się z niego nawracać (z lekkich grzechów też), z drugiej strony i tak będziemy popełniać grzechy i tak. Rachunek sumienia jest po to, żeby zobaczyć w czym nasze życie wymaga poprawy i można go robić dość intuicyjnie. Każdy jest sądzony ze swojego własnego sumienia.  Gotowe rachunki sumienia są pomocą, z której można korzystać, ale nie trzeba, z pewnością nie mają być narzędziem tortur. Ja od lat nie korzystam.

 

8 godzin temu, nvm napisał:

Niestety, ale jest moją winą uleganie kompulsjom 🙂 Kilka miesięcy temu "zgrzeszyłem" właśnie w ten sposób, że wybrałem zwątpienie i wrócenie na chwilę do kompulsywności  - przez to bardzo się wówczas uwsteczniłem 

Słabość, posiadanie problemów, nieumiejętność radzenia sobie z lękiem, obsesyjnymi myślami, to wszystko jest z pewnością utrapieniem, ale nie jest to grzech, nie jest to świadome odstępowanie od zasad moralnych, bo nie dotyczy to stricte materii moralnej i nie masz nad tym kontroli. Równie dobrze możesz powiedzieć, że grzechem jest jakieś nieskuteczne działanie, chorowanie na grypę, zły nastrój, drugie miejsce w zawodach (zamiast pierwszego). Tylko że nie jest.

 

8 godzin temu, nvm napisał:

A się straszy, że za fantazję erotyczną czy zerknięcie na biust, będzie się torturowanym przez całą wieczność?

A kto tak straszy?

Pójście do piekła jest efektem ostatecznego odrzucenia Boga, a nie pojedynczych myśli/pokus.

Moralne podejście do fantazji erotycznych jest ciężkie. Są one wpisane w naszą naturę, dają przyjemność i myśl, że może są niedozwolone, wiąże się z dużym poczuciem straty/zagrożenia, które często uniemożliwia wyczucie, gdzie zaczyna się zło, bo buntujemy się, że w ogóle może być w tym zło. Każdy intuicyjnie czuje, że seksualność jest zdrowa, naturalna i potrzebna, więc przypisywanie jej zła wydaje się absurdem i krzywdą. Bo tu jest dwoistość, że ta sama funkcja w człowieku może pełnić dobrą i złą rolę. Często też przeceniamy swoją sprawczość w tym zakresie, bo fantazje są czymś twórczym, więc wydaje się, że to nasza niezależna aktywność, a możemy płynąć tylko na pobudzeniu z popędu. Dlatego moim zdaniem nie ma sensu tego drążyć, jeśli ktoś przeżywa konflikty wewnętrzne czy lęki na tle grzechu. Zbyt wrażliwa materia. A nie jest tak, że wszystko jest tu złem.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, refren napisał:

Człowiek jest zdolny do zła

Nie ma dla mnie obiektywnie czegoś takiego jak "zło". Dla mnie to jedynie pewna subiektywna postawa wobec czegoś :)

9 godzin temu, refren napisał:

miewa pokusy

Co do pokus - zgoda :) 

9 godzin temu, refren napisał:

i może dojść do etapu całkowitej destrukcji dobra w sobie

Skąd wiesz? Skąd możesz to wiedzieć? Ja myślę, że dobra nie da się całkowicie zniszczyć :)

9 godzin temu, refren napisał:

Wypieranie tej prawdy

Obawiam się, że to wcale nie jest "prawda" :)

9 godzin temu, refren napisał:

prowadzi do upadku, wstydu i braku kontroli.

Do upadku i wstydu prowadzi przyjmowanie pewnych nieprawd za "prawdę" :)

9 godzin temu, refren napisał:

Człowiek, który uwierzył, że zło nie istnieje,

Już Ci przecież wyjaśniłem, że "zło" to jest pojęcie wymyślone :) Nie wykazałaś wcale, że jest inaczej. Nawet nie powiedziałaś co to jest według Ciebie "zło" :) Od powtarzania czegoś uporczywie w kółko z przekonaniem, nie staje się to prawdą :)

9 godzin temu, refren napisał:

ma neurotyczne poczucie winy, bo obwinia siebie za to poczucie winy,

??? Ja nie obwiniam siebie za poczucie winy. Autentyczne poczucie winy mam, że postąpiłem wbrew swoim wartościom, wbrew miłości Neurotyczne poczucie winy to jest narzucone z zewnątrz siłą :)

9 godzin temu, refren napisał:

jednocześnie może mieć obrzydzenie do siebie za to, co robi.

Obrzydzeniem bym tego nie nazwał. Mam jedynie poczucie winy, że postąpiłem wbrew Miłości :)

9 godzin temu, refren napisał:

Bóg przywraca człowiekowi godność i pokazuje drogę poprawy.

Zgoda :) Bóg - nie ksiądz :) 

9 godzin temu, refren napisał:

aby ludzie np. wiedzieli, że mimo popełnienia drobnych grzechów mogą przystępować do Komunii Św

Ja się dowiedziałem dopiero w liceum 😮 

9 godzin temu, refren napisał:

Ale nikt nie ma obowiązku rozróżniać tych grzechów i nie jest to konieczne, można żyć i być katolikiem bez zastanawiania się, który grzech ma jaką kategorię, bo niezależnie od tego, jaką ma, z jednej strony i tak musimy się z niego nawracać (z lekkich grzechów też), z drugiej strony i tak będziemy popełniać grzechy i tak.

Nawracać to jedno, ale katolik ma się spowiadać z grzechów ciężkich, bo inaczej będzie torturowany przez całą wieczność, czyż nie? :) A jeśli "grzechów" popełniamy codziennie tysiące, to jednak rozróżnienie jest istotne, czyż nie? :)

9 godzin temu, refren napisał:

Rachunek sumienia jest po to, żeby zobaczyć w czym nasze życie wymaga poprawy i można go robić dość intuicyjnie.

Przecież takie refleksje same przychodzą! Nie trzeba do tego robić jakichś sztucznych analiz według szablonu! :classic_cool:

9 godzin temu, refren napisał:

Każdy jest sądzony ze swojego własnego sumienia. 

Sądzony? Nie życzę sobie bycia "sądzonym" i "osądzanym". To zwykła groźba, ewidentne zastraszenie, grożenie palcem. :classic_cool:

9 godzin temu, refren napisał:

Słabość, posiadanie problemów, nieumiejętność radzenia sobie z lękiem, obsesyjnymi myślami, to wszystko jest z pewnością utrapieniem, ale nie jest to grzech, nie jest to świadome odstępowanie od zasad moralnych, bo nie dotyczy to stricte materii moralnej i nie masz nad tym kontroli.

Po pierwsze, dotyczy to mojej relacji z Bogiem. Wejście w kompulsje jest dla mnie oddaleniem się od Boga.

Po drugie, dla mnie nie ma czegoś takiego jak "moralność". Dla mnie moralność to zło i pojęcie urojone, zwyczajne osądzanie, kolejne kompulsje (osądzające) 🙂

Po trzecie, mam nad tym kontrolę. To była moja świadoma i dobrowolna decyzja, aby wejść w te wątpliwości i kompulsje. Tzn. aby stchórzyć. Nie chodzi mi tutaj o takie codzienne mimowolne uleganie. To była taka większa, świadoma i dobrowolna decyzja 🙂 Nawet jeśil nie w 100% świadoma i dobrowolna, to jednak w dużej mierze 🙂 Wybrałem tchórzostwo i teraz za to płacę 🙂 

9 godzin temu, refren napisał:

Równie dobrze możesz powiedzieć, że grzechem jest jakieś nieskuteczne działanie, chorowanie na grypę, zły nastrój, drugie miejsce w zawodach (zamiast pierwszego). Tylko że nie jest.

Nie, to nie to samo :) Patrz wyżej 🙂

9 godzin temu, refren napisał:

Pójście do piekła jest efektem ostatecznego odrzucenia Boga, a nie pojedynczych myśli/pokus.

W takim razie Kościół stawia w jakiś magiczny sposób znak równości między posiadaniem na koncie (którego salda zresztą nie można sprawdzić) grzechu ciężkiego w chwili śmierci  a "ostatecznym odrzuceniem Boga" :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeszcze wracając do Dekalogu - mogę z niego wytyczyć jedynie 4 względnie sensowne i wyraziste granice:

:arrow: Zabójstwo 

:arrow: Cudzołóstwo (seks z żoną bliźniego)

:arrow: Kradzież (chociaż Kościół mówi, że jest to grzechem ciężkim dopiero od pewnej wartości).

Tutaj mam taką niejasną sprawę. Bo kiedyś, jak byłem mały, to w salonie gier rozyspały się konserwatorowi żetony. Razem z kolegą pomogliśmy je zbierać, ale jeden z nich przykryłem nogą :oops: I później wykorzystałem ten żeton, aby zagrać z kolegą :oops: Dla mnie to nie jest jasne, czy to kwalifikuje się jako kradzież. Myślę, że jednak raczej nie. 
Tak czy inaczej kwalifikuję to jako pewną nieuczciwość i dzisiaj tego żałuję  :oops:

Tak czy inaczej, w Dekalogu chodziło o ewidentne bezprawne przywłaszczanie sobie cudzego mienia - kto by wówczas przewidywał takie sytuacje, które są możliwe dopiero dzięki postępowi cywilizacyjno-technicznemu 🙂 

Kiedyś też (również jako dziecko) znalazłem pieniążek, który koleżanka z klasy zgubiła i zatrzymałem go dla siebie. Dopiero następnego dnia czy parę dni później jej oddałem. Tego również nie kwalifikowałbym jako kradzież (bo znalazłem zgubione), lecz również jako pewną nieuczciwość, bo zataiłem tę informację, a nawet okłamałem kogoś, że nie znalazłem. Tego również żałuję :oops:

:arrow: Krzywoprzysięstwo (składanie fałszywych zeznań, jak rozumiem np. nieprawdziwe oskarżenie, że "X cudzołożył z Y")

Obecnie najbardziej mi ciąży coś, co zrobiłem w ramach eksperymentu auto-terapeutycznego ( 

 ) :sad: 
I weź takie skomplikowane rzeczy wytłumacz prostemu księdzu 😊

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tak naprawdę, to aby poczuć ulgę, pewnie musiałbym ogłosić to publicznie całemu światu - wszystkie najgorsze, najbardziej obrzydliwe i wstrętne myśli, do których wejścia zmusiłem się w ramach tego eksperymentu 🙂 I akurat prosty świat by mnie zrozumiał i by sobie tego nie nadinterpretował 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze odnośnie zła: obiektywnie zło to jest coś, czego "nie powinno być". Skoro jednak coś jest, to nie jest prawdą, że "nie powinno tego być". Skoro Bóg pozwolił czemuś zaistnieć, to to nie może być obiektywnie "zło". 🙂 

Dlatego też uważam, że podział na dobro i zło jest nieuczciwy (taka forma psychomanipulacji, w celu podstępnego i/lub pod presją narzucania swojej woli/swoich poglądów innym).

Ja stosuję podział uczciwy na: chcę i nie chcę. 🙂

 

I od razu uprzedzając Twoje możliwe spostrzeżenie, że neguję moralnośc a sam piszę o żalu za moją własną nieuczciwość: uczciwość to nie jest dla mnie kwesti "moralności" lecz systemu wartości 🙂 

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, refren napisał:

jednocześnie może mieć obrzydzenie do siebie za to, co robi.

Myślę, że takie obrzydzenie najlepiej jest po prostu zaakceptować. Prawdopodobnie wydaje nam się, że jest w nim coś złego, bo od niego uciekamy, stawiamy mu opór, walczymy z nim. Od dziecka miałem obsesję na punkcie czystości - we wszelkich wymiarach: fizycznym (mycie rąk), psychicznym (robienie szybko zadań domowych, bo inaczej mnie męczyły) i duchowym (skrupulatyzm moralny). To mogła być właśnie taka nadkompensacja poczucia wewnętrznego zbrukania 🙂 

Zresztą...to poczucie wewnętrznego zbrukania pewnie ma jakąś genezę (przynajmniej u mnie) w robieniu w pieluchę ("Fuj!") 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nvm, dużo wątków poruszasz, nie nadążam, w dodatku niespecjalnie się łapię w funkcjach pisania postów na nowym forum, co mnie wkurza i męczy.

(Na przykład ta czcionka)

8 godzin temu, nvm napisał:

Już Ci przecież wyjaśniłem, że "zło" to jest pojęcie wymyślone 🙂 Nie wykazałaś wcale, że jest inaczej. Nawet nie powiedziałaś co to jest według Ciebie "zło" 🙂

Myślałam, że istnienie zła jest zbyt oczywistą rzeczą, aby to udowadniać. Miliony osób zagazowanych, obozy koncentracyjne, sadyzm, tortury - przy takich osiągnięciach ludzkości nie wpadłam na to, że można uważać zło za coś wymyślonego/subiektywnego. Egoizm, uleganie nałogom, krzywdzenie najbliższych ludzi, chęć by innym zaszkodzić, zazdrość, złośliwość, poniżanie innych - można by długo wymieniać dowody na to, że kondycja każdego z nas nie jest za dobra.

Zło jest działaniem skierowanym na niszczenie godności człowieka, czyjejś lub własnej. Jest przekroczeniem obiektywnego, moralnego porządku, który został dany przez Boga, ale jest dostępny również w poznaniu rozumowym dla każdego niezależnie od wiary.

8 godzin temu, nvm napisał:

i może dojść do etapu całkowitej destrukcji dobra w sobie

No niestety znamy wiele przykładów np. diabolicznych sadystów.

 

8 godzin temu, nvm napisał:

Skąd wiesz? Skąd możesz to wiedzieć? Ja myślę, że dobra nie da się całkowicie zniszczyć 🙂

Całkowita destrukcja to skrajny przypadek, ostateczne rozdzielenie się z dobrem może nastąpić dopiero po śmierci.

Dopóki człowiek żyje, to sam fakt chociażby jego życia jest dobrem i nie byłoby to możliwe bez woli Boga.

8 godzin temu, nvm napisał:

Neurotyczne poczucie winy to jest narzucone z zewnątrz siłą 🙂

Neurotyczne poczucie winy, to poczucie winy bez chęci naprawienia winy/bycia lepszym/wybaczenia sobie, jeśli nie da się już niczego naprawić. Jeśli ktoś nie uważa w swoim przekonaniu, że popełnił zło, ale czuje taką presję z powodu czegoś zewnętrznego, to takie poczucie winy jest neurotyczne, bo nie prowadzi do przemiany ku dobru.

 

8 godzin temu, nvm napisał:

Przecież takie refleksje same przychodzą! Nie trzeba do tego robić jakichś sztucznych analiz według szablonu! :classic_cool:

A kto powiedział, że trzeba?

 

8 godzin temu, nvm napisał:

Nawracać to jedno, ale katolik ma się spowiadać z grzechów ciężkich, bo inaczej będzie torturowany przez całą wieczność, czyż nie? 🙂 A jeśli "grzechów" popełniamy codziennie tysiące, to jednak rozróżnienie jest istotne, czyż nie? 🙂

Z pewnością to rozróżnienie czemuś służy, jeśli się dobrze z niego korzysta.

Spowiadać się należy z tego, co uważamy za zło. Jeśli nie żałujesz jakiegoś grzechu, to spowiadanie się z niego nic nie wnosi. Spowiedź to nie jest magiczny rytuał, mający chronić przed piekłem, nie chodzi o to, żeby wypowiedzieć jakiś grzech, ale żeby go potępić w sobie. Z lekkich grzechów też się można spowiadać. Nie wpadłabym na to, że codziennie popełniamy tysiące grzechów, może tak jest, ale nasza świadomość i tak jest w stanie wyłapać tylko niektóre, zwykle te, które się popełnia notorycznie i ma się ich dość. Spowiedź to wytyczenie sobie kierunku pracy nad sobą, a do tego nie trzeba rozróżniać grzechów lekkich i ciężkich. Ale jeśli to rozróżnienie w czymś pomaga, to czemu nie korzystać.

8 godzin temu, nvm napisał:

W takim razie Kościół stawia w jakiś magiczny sposób znak równości między posiadaniem na koncie (którego salda zresztą nie można sprawdzić) grzechu ciężkiego w chwili śmierci  a "ostatecznym odrzuceniem Boga"

KKK 1058 " Bóg nie przeznacza nikogo do piekła (Por. Synod w Orange II: DS 397; Sobór Trydencki: DS 1567); dokonuje się to przez dobrowolne odwrócenie się od Boga (grzech śmiertelny) i trwanie w nim aż do końca życia."

Pytanie czym jest dobrowolność i trwanie. Jeśli ktoś na przykład żyje w związku niesakramentalnym, bo nie może już zawrzeć ślubu, to pytanie, czy jest to w pełni dobrowolne. Bo może chciałby żyć w małżeństwie, ale nie może wziąć ślubu, przynajmniej z osobą, z którą jest związany - a więzi np. emocjonalne, rodzinne

w pewnym stopniu też mogą odbierać wolność. Trwanie z kolei można rozumieć, jako brak spowiedzi, ale jest to bardzo formalistyczne. Trwanie jest raczej niezdolnością do żalu za dany grzech, niezdolnością do przyznania Bogu racji. Dla mnie to sytuacja, kiedy człowiek z powodu przywiązania do zła woli odrzucić Boga niż przyznać mu rację, bo nie potrafi potępić swoich ciężkich win. W chwili śmierci dusza ludzka otrzymuje od Boga wiele łask, ja wierzę, że każdy spotyka miłosiernego Jezusa, który rozkrusza człowieka miłością i rozświetla jego sumienie.

Jeśli ktoś np. żałuje za jakiś grzech, ale nie zdążył się wyspowiadać, umiera nagle, to ma być potępiony?

I czy Bóg czeka na moment, kiedy człowiek będzie żył źle, aby go wtedy właśnie zabrać, czy raczej daje mu czas na nawrócenie się?

8 godzin temu, nvm napisał:

Kiedyś też (również jako dziecko) znalazłem pieniążek, który koleżanka z klasy zgubiła i zatrzymałem go dla siebie. Dopiero następnego dnia czy parę dni później jej oddałem. Tego również nie kwalifikowałbym jako kradzież (bo znalazłem zgubione), lecz również jako pewną nieuczciwość, bo zataiłem tę informację, a nawet okłamałem kogoś, że nie znalazłem. Tego również żałuję :oops:

Byłeś dzieckiem. Dzieci rozumieją swoje czyny, ale nie zawsze tak dobrze, jak dorośli, mają mniejszą zdolność do odróżniania np. swoich fantazji od realności (naturalność kłamania, które nie jest kłamaniem) i mniejszą zdolność rozróżniania tego, co znalezione, otrzymane od zabranego komuś lub skądś. Dziecko niczego nie kupuje, wszystko dostaje od dorosłych, albo zbiera jakieś kasztany, kamyki więc łatwo ulega pokusie, żeby zabrać coś, co mu się podoba.

Ja ukradłam dzwoneczek z harcówki i drewniane kółka od rolet mojej cioci. Bo fajne były. Potem się przestraszyłam i podrzuciłam je z powrotem.

Edytowane przez refren

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, refren napisał:

Miliony osób zagazowanych, obozy koncentracyjne, sadyzm, tortury - przy takich osiągnięciach ludzkości nie wpadłam na to, że można uważać zło za coś wymyślonego/subiektywnego.

A gdzie dowód na to, że coś z wymienionych rzeczy jest/było obiektywnie "złe"?

21 godzin temu, refren napisał:

Egoizm, uleganie nałogom, krzywdzenie najbliższych ludzi, chęć by innym zaszkodzić, zazdrość, złośliwość, poniżanie innych - można by długo wymieniać dowody na to, że kondycja każdego z nas nie jest za dobra.

"Kondycja" to jedno, ale gdzie wykazanie że w czymkolwiek wymienionym jest coś obiektywnie "złego"? 🙂

21 godzin temu, refren napisał:

Zło jest działaniem skierowanym na niszczenie godności człowieka, czyjejś lub własnej.

Ok, to teraz mogę wiedzieć o co Ci chodzi. Jednak w takim razie zło co najmniej czasami jest dobre. Na przykład jeśli przechodzę na czerwonym świetle, to niszczę swoją godność. Ale są takie miejsca, gdzie bez sensu byłoby czekać. Zwłaszcza jeśli idę z mamą i mam uważa, że czekanie w danym miejscu jest bez sensu i chce przejsć.

21 godzin temu, refren napisał:

Jest przekroczeniem obiektywnego, moralnego porządku

Nie ma czegoś takiego.

21 godzin temu, refren napisał:

który został dany przez Boga, ale jest dostępny również w poznaniu rozumowym dla każdego niezależnie od wiary.

Bóg swoje wartości objawia w sposób subiektywny, ew. inter-subiektywny.

21 godzin temu, refren napisał:

No niestety znamy wiele przykładów np. diabolicznych sadystów.

A skąd wiesz, że nie ma w nich ani odrobiny dobra? Przecież skoro Bóg jest w każdym z nas, Bóg jest dobrem i Bóg jest niezniszczalny, to jak w kimś mogłoby nie być w ogóle dobra? Znasz takie osoby osobiście czy z mediów?

http://www.katolik.pl/dobra-wola,2815,416,cz.html?s=2

21 godzin temu, refren napisał:

Całkowita destrukcja to skrajny przypadek, ostateczne rozdzielenie się z dobrem może nastąpić dopiero po śmierci.

A skąd wiesz, że jest to w ogóle możliwe? "Nikt nie jest dobry, jedynie sam Bóg" - Jezus Chrystus. Rozdzielenie z Bogiem oznaczałoby rozdzielenie z Duchem, czyli utratę świadomości/przytomności, a więc de facto unicestwienie/anihilację :angel:

21 godzin temu, refren napisał:

Jeśli ktoś nie uważa w swoim przekonaniu, że popełnił zło, ale czuje taką presję z powodu czegoś zewnętrznego, to takie poczucie winy jest neurotyczne, bo nie prowadzi do przemiany ku dobru.

Pełna zgoda :angel:

21 godzin temu, refren napisał:

ale żeby go potępić w sobie.

Jak dla mnie, wszelkie potępianie i osądzanie to jest praktyka wybitnie niezdrowa. To jest tworzenie dodatkowego konfliktu, negatywnej energii.

"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" :angel:

"Kto mieczem wojuje, od miecza ginie":angel:

21 godzin temu, refren napisał:

Nie wpadłabym na to, że codziennie popełniamy tysiące grzechów, może tak jest, ale nasza świadomość i tak jest w stanie wyłapać tylko niektóre, zwykle te, które się popełnia notorycznie i ma się ich dość.

 Ja tam wyłapuję :angel:Nawet założyłem wątek, który jest z tym jak dla mnie powiązany:

 

21 godzin temu, refren napisał:

Trwanie jest raczej niezdolnością do żalu za dany grzech, niezdolnością do przyznania Bogu racji.

Niezdolnością? Przecież jeśli ktoś jest do czegoś niezdolny, to jak można go karać za to, że czegoś nie robi? Jak może być rozliczany z nie robienia czegoś, do czego ten ktoś nie jest zdolny? Jak dla mnie to jest jawna niesprawiedliwość.

Zresztą...Bóg, który najpierw sam zatwardza serce Faraona, ma mieć później do niego pretensje o zatwardziałość serca?

21 godzin temu, refren napisał:

I czy Bóg czeka na moment, kiedy człowiek będzie żył źle, aby go wtedy właśnie zabrać, czy raczej daje mu czas na nawrócenie się?

Jeśli Bóg wie, że ktoś  będzie "żył źle", to nie lepiej aby go zabral zaraz po chrzcie?

21 godzin temu, refren napisał:

I czy Bóg czeka na moment, kiedy człowiek będzie żył źle, aby go wtedy właśnie zabrać, czy raczej daje mu czas na nawrócenie się?

Dla mnie "nawrócenie się" to jest gra zespołowa. Człowiek może się jedynie otworzyć, to Bóg dokonuje nawrócenia :angel:

21 godzin temu, refren napisał:

Ja ukradłam dzwoneczek z harcówki i drewniane kółka od rolet mojej cioci. Bo fajne były. Potem się przestraszyłam i podrzuciłam je z powrotem.

Hehe :D Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłaś :D 

20 godzin temu, refren napisał:

nvm, co do Dekalogu i grzechów, nie zrobię Ci wykładu

Nie chcę wykładów. Wykładów miałem w swoim życiu aż za wiele. Chcę dialogów :D

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 24.08.2018 o 10:56, nvm napisał:

 kiedyś, jak byłem mały, to w salonie gier rozyspały się konserwatorowi żetony. Razem z kolegą pomogliśmy je zbierać, ale jeden z nich przykryłem nogą :oops: I później wykorzystałem ten żeton, aby zagrać z kolegą :oops: Dla mnie to nie jest jasne, czy to kwalifikuje się jako kradzież. Myślę, że jednak raczej nie. 
Tak czy inaczej kwalifikuję to jako pewną nieuczciwość i dzisiaj tego żałuję

 

23 godziny temu, refren napisał:

Ja ukradłam dzwoneczek z harcówki i drewniane kółka od rolet mojej cioci. Bo fajne były. Potem się przestraszyłam i podrzuciłam je z powrotem.

Jesteście kochani :mrgreen:

Też podzielę się obrzydliwością z dzieciństwa jakiej się dopuściłem. To było pod koniec lat 90, miałem ochotę ukraść baterie (paluszki duracell, R6, 4 sztuki). Było je wtedy łatwo podwędzić ze sklepu, nie było kamer, sklep wielobranżowy. Bałem się zostać złodziejem, to namówiłem kolegę, żeby je ukradł dla mnie i jakoś dogadamy. 
3.50 zł za paluszka to niepoważna cena jak na tamte czasy. 50 groszy kosztowała oranżada, 2,50 i można było cały tydzień pić po jednej dziennie. 
Plan się powiódł, baterie zostały skradzione, podzieliliśmy się z kolegą po 2 sztuki, no i oczywiście odpaliłem mu parę zł, bez sensu byłoby jakby dla mnie kradł i nic z tego nie miał.
Grzechy namawiania innych do złodziejstwa i paserstwa zostały przeze mnie zatajone i teraz czeka mnie za to piekło murowane :oops:

 

Ale są też dobre wiadomości - mordercy, gwałciciele, handlarze ludźmi, oszuści finansowi (powyżej 10 mln trzeba ukraść, np. na lewych fakturach, żeby zakwalifikować się do tej grupy), niewyżyci seksualnie pedofile, osoby kryjące zwyrodnialców i wielu innych - oni wszyscy powinni bać się o swoje du*ska :twisted: 

Jak by się zdarzyło, że by przyszedł Jezus na ziemię, to w pierwszej kolejności będzie likwidował powyższych przestępców.

Zacznie od "swoich" i zapyta się tak - drodzy biskupi, pokażcie mi jednego uczciwego spośród was, a nie rozkurwię miasta, ze względu na tego jednego sprawiedliwego...

i znajdą się gdzieniegdzie nieliczni uczciwi.

 

Albo i nie.

Cytat

 

Wszyscy biskupi chilijscy złożyli rezygnacje

Każdy z chilijskich biskupów złożył dziś na ręce Ojca Świętego pisemną rezygnację z pełnionego urzędu, zaś Franciszek zadecyduje o dalszym losie każdego z nich – poinformowano podczas konferencji prasowej z udziałem sekretarza generalnego chilijskiego episkopatu, bpa Fernando Ramosa

W swoim oświadczeniu biskupi stwierdzili:

Przede wszystkim dziękujemy Papieżowi Franciszkowi za jego ojcowskie wysłuchanie i braterskie napomnienie. Ale szczególnie chcemy przeprosić za cierpienie wyrządzone ofiarom, papieżowi, Ludowi Bożemu i naszej ojczyźnie z powodu naszych poważnych błędów i zaniedbań.

 

https://www.gosc.pl/doc/4736211.Wszyscy-biskupi-chilijscy-zlozyli-rezygnacje

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, nvm napisał:
W dniu 24.08.2018 o 19:34, refren napisał:

Zło jest działaniem skierowanym na niszczenie godności człowieka, czyjejś lub własnej.

Ok, to teraz mogę wiedzieć o co Ci chodzi. Jednak w takim razie zło co najmniej czasami jest dobre. Na przykład jeśli przechodzę na czerwonym świetle, to niszczę swoją godność. Ale są takie miejsca, gdzie bez sensu byłoby czekać. Zwłaszcza jeśli idę z mamą i mam uważa, że czekanie w danym miejscu jest bez sensu i chce przejsć. 

 

Jeśli stoisz na czerwonym świetle, chociaż nic kompletnie nie jedzie, czyli nie ma żadnego zagrożenia, policji nikt nigdy tu nie widział i nie chce Ci się czekać, tylko dlatego, że taki jest przepis, to nie naruszasz swojej godności? Ślepe posłuszeństwo czemuś, co nie jest tego warte, też narusza godność człowieka. Tak rodzą się ustroje totalitarne, gdy spora część społeczeństwa jest ślepo posłuszna.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 24.08.2018 o 16:30, nvm napisał:

Zresztą...to poczucie wewnętrznego zbrukania pewnie ma jakąś genezę (przynajmniej u mnie) w robieniu w pieluchę ("Fuj!") 🙂 

Obstawiam, że to skutek wiary w istnienie grzechu pierworodnego. Wmawianie dzieciom, że od dnia narodzin są grzeszne, uważam za okrucieństwo. Chrzest zmywa grzech pierworodny, koniecznie trzeba zostać chrześcijaninem, by się go pozbyć.

Skuteczny marketing, jest sztucznie wygenerowana potrzeba, jest i doskonały produkt, panaceum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, anemon napisał:

Obstawiam, że to skutek wiary w istnienie grzechu pierworodnego. Wmawianie dzieciom, że od dnia narodzin są grzeszne, uważam za okrucieństwo. Chrzest zmywa grzech pierworodny, koniecznie trzeba zostać chrześcijaninem, by się go pozbyć.

Skuteczny marketing, jest sztucznie wygenerowana potrzeba, jest i doskonały produkt, panaceum.

Ale w czym to przeszkadza ateista którzy i tak są niewierzący? Mi np. nie przeszkadza fakt że ateista neguje wiarę przez swoje przekonanie, a nie jej część.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 26.08.2018 o 08:18, anemon napisał:

Obstawiam, że to skutek wiary w istnienie grzechu pierworodnego. Wmawianie dzieciom, że od dnia narodzin są grzeszne, uważam za okrucieństwo. Chrzest zmywa grzech pierworodny, koniecznie trzeba zostać chrześcijaninem, by się go pozbyć.

Skuteczny marketing, jest sztucznie wygenerowana potrzeba, jest i doskonały produkt, panaceum.

Serio tak uważasz? 😮 Naprawdę sądzisz, że na dziecku tak abstrakcyjna i oderwana od jego życia treść, jak grzech pierworodny, robi jakieś wrażenie i dziecko czuje się zbrukane? Nie przypominam sobie, aby nauka o grzechu pierworodnym zaważyła w jakikolwiek sposób na moim samopoczuciu i była ważną kwestią w moim dziecięcym  życiu, dziecko nie żyje takimi sprawami, poza tym na poziomie dziecka wszystkie prawdy religijne podaje się "w sosie" tego, że Bóg nas kocha, Chrystus za nas umarł i odkupił nasze grzechy i takie tam. W dodatku wg wiary katolickiej chrzest zmywa grzech pierworodny, cokolwiek by to znaczyło, dziecko dostaje przekaz, że problem jest rozwiązany. No a jeśli nie jest ochrzczone, to rodzice powinni wziąć odpowiedzialność i mu to "wytłumaczyć", jak chcą wychowywać bez religii, to niech to robią skutecznie. Nie można zakazać wszystkich idei, żeby czasem ktoś niepoukładany religijnie się na to nie natknął i nie miał problemu.

Edytowane przez refren

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kwestia tego, jaki psychologiczny wpływ ma na dziecko wiedza o grzechu pierworodnym nie jest chyba kwestią poglądów, wystąpiłam raczej z punktu widzenia zdrowego rozsądku, bo moim zdaniem popłynęłaś. Choć może masz jakieś złe doświadczenie w tej materii i nie powinnam tego kwestionować,  ale według mnie nie trzeba o swoje problemy obwiniać  jakiejś prawdy religijnej czy religii jako takiej, mogą być źli nauczyciele, fanatyczni rodzice albo ktoś może mieć problem wynikający z jego osobowości itd. Jakbym na przykład miała lęki społeczne, to raczej nie twierdziłabym, że to wina tego, że istnieją inni ludzie.

W dniu 28.08.2018 o 09:36, anemon napisał:

Dodam tylko, że religię postrzegam jako system wierzeń. Ja z tego systemu wyszłam. 

Ale ludzkość nie wyszła. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@refren, szukam sposobu, jak rozbroić bombę 😉 Moim zdaniem idea grzechu pierworodnego jest punktem zapalnym, chodzi nie tylko o wpływ na dzieci, ale i dorosłych. Weź pod uwagę nazwę wątku, w którym się wypowiadamy - dotyka tematu zgubnego wpływu religii na psychikę. 

Edytowane przez anemon

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×