Skocz do zawartości
Nerwica.com

Syndrom DDA


Minhoi

Rekomendowane odpowiedzi

Też jestem DDA. Podwójna. Przeszłam niejedną terapię grupową. Czy coś zyskałam? Nie wiem. Może ta pierwsza grupa. Chyba dała mi najwięcej. Dostałam wiedzę. Zyskałam nową świadomość. Dystans. I spojrzałam na wszystko inaczej.

Znam wiele osób, którym grupowa bardzo pomogła. Ja się dość słabo otwieram i mnie było ciężko na grupie. Uważam, że to bardzo indywidualna sprawa. Jest jeszcze kwesta terapeuty i ogólnie konstrukcji grupy. Wszystko jest ważne. Z tej pierwszej grupy pamiętam wszystkie osoby, z tej późniejszej tylko kilka osób.

Uważam, że dzieciństwo ma decydujący wpływ na dorosłe życie. Tu akurat wierzę psychologom. I bardzo ciężko pozbyć się tego "ogona"..

Życzę wszystkim wiary w siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwszej terapii grupowej czułam się jak nowo narodzona - jakby przeszłość nigdy nie istniała. A potem powolutku wszystko zaczęło się cofać - choć przeszłość to dla mnie rozdział zamknięty - to efekty wychowywania się w takich, a nie innych okolicznościach będą mnie nękać do końca moich dni. Kiedyś myślałam, że ja się taka spaczona po prostu urodziłam - teraz wiem, że to 'błędy' wychowawcze i warunki, w jakich przyszło mi tworzyć moją osobowość, kreować charakter - mają tak destrukcyjny wpływ. Opadły mi ręce. Trudno uwierzyć, czy da się zmienić lub chociaż wpłynąć na tak podstawowe wartości życiowe, które ukształtowały się tak dawno temu, a które teraz tak bardzo determinują moje życie, mój każdy krok. Nie pomaga nawet świadomość tych mechanizmów, wiedza i dystans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brat-pije na umór,zresztą pozostali z rodzeńswa też lubią wypić.Ja-100% abstynentka,wrog alkoholu i lekkiego,żartobliwego stosunku do picia.

Brat,niektórzy z rodzeństwa opowiadają na prawo i lewo co przeszli,każdy z nich miał najgorzej,wręcz potrafią się kłócić,że to sam raz on(a) miał(a) gorzej.Ja-nie wspminam,a na terapii zaprzeczam,że nie było źle,że dawałam sobie rade,że byłam szczęśliwa,radosna itp.bo przecież żyje,przeżyłam-z takiego założenia zawsze wychodze-żyje więc jest dobrze.

Jesteśmy z jednego domu.DDA.

 

Smutno mi.

Brat siedzi 3 tyg w domu,bez pracy i przez te 3 tyg odkąd przyjechał do domu ani jednego dnia nie był trzeźwy.Tęsknie za nim i boje się o niego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2Proof, nie wyprowadzę się bo nawet nie chcę.Mój Tata nie żyje od 15 lat,a Mama wciąż pije,nieregularnie,ale tylko jej dać.Spokojnie,daje sobie rade tylko martwię się o brata,nie jest już młodzieniaszkiem a śmiertelność przy alkoholiźmie jest wysoka,nie wiem jak mu pomóc,próbowałam i nic to nie dało,muszę coś z tym zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja go kocham i czuję się za niego odpowiedzialna.Ma 45 lat ile mu jeszcze zostało?5-10 lat.Mój tata wyszedł z domu do sklepu po alkohol.Nie wrócił.Zginął 500 m od domu.Został zamordowany.Miał 56 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie możesz ciągle matkować i ojcować własnemu bratu :/ Nie jesteś odpowiedzialna za to co się wydarzyło innym i za to, jakie decyzje inni podejmują.

 

Trzeba umieć powiedzieć stop - dość, zrobiłam wszystko - mam czyste sumienie.

Co zamierzasz zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znów się martwie :hide: wyszedł,nie wzraca,przyjdzie narąbany

roześmialam się z siebie bo chyba masz troche racji.

Myśle też teraz o sobie.To jest okropny widok,a jak przyjdzie mocno pijany trzeba będzie "chodzić na paluszkach" bo może wpać w furie czy pobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Było tak.Nagle coś się zmieniło.Zaczełam się martwić o bliskich a nie użalać się nad sobą jak bardzo mnie krzywdzą.Chyba mojej mamy szpital i świadomość ,że w każdej chwili mogę ich stracić przez ich nieopowiedzialne życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam pewne wątpliwości co do cech dda a mianowicie wielkiej lojalności. To przecież ogromna zaleta. Szczury uciekają z tonącego statku. Rzeczywiście, pozostanie na miejscu z pewnością przysporzy nam problemów, ale co to ma wspólnego z DDA? Czy bezgraniczne oddanie drugiej osobie w związku jest czymś złym? Czy poświęcenie się dla przyjaciół w b. trudnych chwilach to DDA? Na litość boską niektórzy DDA to szalenie szlachetni ludzie a ich zachowania nazywa się dysfunkcyjnymi.

 

Albo za dda uważa się osoby, które nie unikają niebezpieczeństwa...Co w tym złego? Czy odwaga jest czymś negatywnym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

leon21, przede wszystkim najciężej rozgraniczyć czy bezgraniczne oddanie drugiej osobie nie jest podyktowane z uwagi na syndrom zachowaniem wynikającycm z tzw. syndromu ofiary. Osoby często pomagają innym, ponieważ myślą, że będą bardziej lubiane, zaakceptowane, potrzebne. I wielokrotnie są to zachowania dla nich destrukcyjne, dysfunkcyjne. Tak na prawdę mogą czuć się wykorzystane, ciężko im rozgraniczyć z czego wynika ich poświęcenie.

Nie wiedzą czym jest zdrowy egoizm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokładnie tak jak napisała Monika.

Ta nasza lojalność nie bierze się znikąd.Ma na celu zaspokojenie potrzeb innych kosztem nas samych. Coś w stylu udobrucham nawalonego ojca to może dziś nie dostane w ryj, że za głośno chodzę.I faktycznie byłaby to świetna cecha gdybyśmy nie zatracali naszego ja.Nie chce kategoryzować, ja przynajmniej mam takie tendencje.Wszystko jest ważniejsze, ja na końcu.Nie mówię, że jest mi z tym źle.Chyba przesiąkłam tym tak na dobre.Ale jest dobrze, jeżeli ludzie odwdzięczają się tym samym.A zazwyczaj tak nie jest.

I ta nasza lojalność nie jest taka spontaniczna.To troszkę takie zabieganie, by nie zostać odrzuconym.Nie mówię, że jak komuś pomogę to po to żeby mnie wychwalał i wynosił na ołtarze.Ale lubię czuć się potrzebna.Lubię gdy inni mnie chwalą - ale bez przesady.Nie robię tego na zasadzie: pomogę rozwiązać Ci problem, to mi się odwdzięczysz.Nie.ale czasem niestety...jestem zbyt pomocna, ofiarna, lojalna i szlachetna wobec osób, które na to nie zasługują.Do tych ciągnie mnie najbardziej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wszystkim.

Jestem DDA.

Co do braku zdrowego egoizmu - racja, racja, i jeszcze raz - racja. Ja się często angażuję w pomoc innym, żeby zasłonić problemy, które rodzą się w mojej głowie. Nie wiem, dlaczego, pewnie po prostu by zająć myśli, by wiedzieć, że nie jestem niepotrzebna, że komuś na mnie zależy jako na dobrym człowieku. Tak, właśnie chyba to - by poczuć się wartościowym i potrzebnym komukolwiek człowiekiem. By odczuć coś, co nie zostało we mnie wpojone od podstaw.

Myślę, że tak ma wiele z nas.

Swoją drogą czytając ten temat jestem przerażona tym, jacy wszyscy jesteśmy schematyczni - te same myśli nachodzą mnie czytając Wasze wypowiedzi.

Swoją drogą jestem DDA z nerwicą lękową, identycznie miałam czytając podforum nerwicowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Czytam o DDA juz od jakiegos czasu. Ciagle szukalem przyczyn zachowan , dla mnie przeciez normalnych bo nie umialem inaczej ale jednak odpychajacych ludzi po blizszym poznaniu mnie przez nich. Ostanio sie pograzam coraz bardziej , ze do niczego , ze zawsze sam , czemu nikt na mnie nie zwraca uwagi ( ten lek straty kogos bliskiego co przeradza sie w chora zazdrosc). Prosze o pomoc, jak w ogole zaczac ten temat DDA , gdzie sie udac. Zawsze byl strach ze udam sie gdzies a powiedza ze jestem normalny. Raz bylem u zwyklej pani psycholog ktora powiedzial ze mi nic nie jest. Wtedy powiedzialem tylko ze jestem nerwowy... , nie wiedzialem jeszcze co to DDA i ze sie do jakze licznej grupy zaliczam. Raz rowniez dzwonilem do osrodka leczenia uzaleznien w Katowicach na ul. Korczaka , tam pani ktora odebrala przez tel niestety nie wiedziala o czym mowie i to mnie juz zniechecilo :/. Dodam ze sa mjestem z Katowic, jesli ktos moglby polecic jakas droge od czego zaczac, zwykly psychiatra ? szukac od razu osrodka jakiegos? Moze ktos moglby podsunac jakis namiar gdzie sam uczeszczal. Strach jest ale teraz jestem w takim stanie ze wszystko juz mi jedno :/ .

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanie do uczęszczających na terapię/korzystająch z profesjonalnej pomocy.

 

Jak się przełamać i zrobić pierwszy krok w tym kierunku?

Wykonać ten pierwszy telefon lub zebrać się i pójśc umówić na wizytę do psychologa/psychiatry?

 

Po latach życia w jednym domu z ojcem, chorym psychicznie alkoholikiem, przeprowadziłam się do większego miasta. Rozpoczęłam studia z postanowieniem, ze wreszcie zrobię coś ze sobą i pójde na terapię.

Na postanowieniach się skończyło, minęło 2,5 roku w "niezłej" kondycji z krótszymi okresami znacznego obniżenia nastroju. Ostatnio czuję, ze nie wiem jak długo dam sobie z tym radę sama.

Nie potrafię rozmawiać z nikim na temat jakichkolwiek poważniejszych problemów przyjmując tradycyjnie postawę 'wszystko ok". Nikt nie wie o mojej przeszłości, o tym co przeżyłam. Nie potrafię zaufać nikomu, nawiązać żadnej głębszej relacji z drugą osobą, w tym momenie nie ma osoby której ufałabym w pełni, zawsze jest ten cholerny 'margines bezpieczeństwa', który tworzy ogromny dystans.

Do tej pory jakoś sobie radzilam, ale od jakiegoś czasu jest znacznie gorzej, okresy izolacji od ludzi (kiedy nie muszę wykonywać żadnych zobowiązań związanych z uczelnią) są coraz dłuższe, mam wrażenie 'oglądania świata przez szybę', bycia biernym obserwatorem swojego życia zamiast aktywnym uczestnikiem, nie mogę spać, do tego dochodzi jeszcze ogólne otępienie, nieustające poczucie żalu i kilka innych mało przyjemnych dolegliwości.

Wiem, że nie nastąpi cud i bez pomocy będzie tylko coraz gorzej, więc postanowiłam spróbować wreszcie wziąć się w garść.

 

Znalazłam ośrodek w którym przeprowadzana jest terapia dla DDA w moim mieście.

 

Zapisałam w komórce numer telefonu, postanowiłam jednak, że skoro ośrodek ten jest bardzo blisko mojego miejsca zamieszkania (bo na sąsiedniej ulicy) to z racji mojej niechęci do rozmów telefonicznych przejdę się osobiście.

I tu zaczyna się problem.

Zlokalizowałam budynek, podeszłam... i na tym się skończyło.

Nie byłam w stanie wejść do środka. Nie dałam rady się przełamać, wróciłam pokonana.

To było jakiś miesiąc temu.

 

Od tamtej pory miałam już kilka podejśc, ale kończyło się zawsze tak samo, teraz odczuwam taki lęk, że nawet nie przechodzę obok tego budynku. Nawet pisząc o tym trzęsą mi się ręcę.

 

Wiem, że nikt mnie tam nie wyśmieje/nie zje/nie wyrzuci za drzwi.

Mimo tego nie mogę się przełamać.

Racjonalnie potrafię sobie to wszystko wytłumaczyć ,wiem, że to próba ucieczki od stawania twarzą w twarz z problemem, ale jak przychodzi co do czego lęk i wstyd wygrywa.

Dosłownie czuję, jakby mieli mnie tam zjeść :smile:

Wiem, że to głupie zachowanie ale inaczej nie potrafię, wszelkie sposoby, które pozwalały mi przetrwać stresujące sytuacje na uczelni i zmusić do działania (wystąpienia publiczne, ustne egzaminy itp.) zawiodły w tym wypadku.

 

Dlatego mam prośbę, powtarzając początek posta:

 

Jak się przełamać i zrobić pierwszy krok w tym kierunku?

Wykonać ten pierwszy telefon lub zebrać się i pójśc umówić na wizytę do psychologa/psychiatry?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paradoksy dziękuję za odpowiedź ;) ale gdyby to było takie proste :twisted:

Nikt z ludzi z mojego rodzinnego miasta z którymi utrzymuję kontakt nie wie o tym, że miałam ojca alkoholika.

Uświadomione przyjaciółki z wczesniejszych lat, sąsiadki w moim wieku, które miały oczy i widziały co się dzieje - z nikim nie utrzymuję już kontaktu, chciałam odciąć się od przeszłości i wszystkim co mi ją przypominało.

Odkąd jestem na studiach nie byłam w stanie nawiązać żadnego relacji wychodzącego poza uczelniane "cześć, co tam" albo współlokatorskie "idę do sklepu, chcesz coś?". Odrzucałam każdego, kto zbliżył się 'za bardzo'

Mam bliższą koleżanką, jeszcze z czasów liceum, z którą studiujemy razem, ale nie wyobrażam sobie, że nagle mówię jej o tym całym syfie.

Ona ma normalną, kochającą rodzinę, dobrze usytuowaną finansowo, nie wiem, czy zrozumiałaby to wszystko...

Nie chcę być postrzegana przez nią poprzez pryzmat tego, kim był mój ojciec.

Zresztą agresywnie reaguję na wszelakie oznaki współczucia/litości skierowane z jakiegokolwiek powodu w moją stronę, typowa dla DDA postawa 'twardziela' pozornie radzącego sobie ze wszystkim.

Nawet z własną matką nie poruszam tego tematu, bombardowałam każdą nieudolną próbę rozmowy w przeszłości, na tyle skutecznie, że teraz już nawet nie ma tematu od dłuższego czasu.

Zawsze radziłam sobie ze wszystkim sama, dlatego tak ciężko jest mi przyznać się przed normalną panią z rejestracji, że chciałabym się zapisać na terapię, że już nie daję rady samej tego ogarnąć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DDA to przeżywanie traumy dzień po dniu. Niestety jako ludzie nie potrafimy usuwać efektów traumy tak skutecznie jak robią to dzikie zwierzęta. Tu przykład filmu, który ukazuje jak reaguje dzikie zwierzę tuż po tym kiedy zagrożenie znika.

 

Link do filmu -

 

Więcej na temat jak przywrócić sobie naturalne reakcje i pozbyć się tego całego napięcia nagromadzonego przez lata w temacie - emocjonalna-joga-t33698.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×