Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nikogo nie obchodzę!


Rekomendowane odpowiedzi

Cóż temat bynajmniej dziwny, zależności... hmm wszystko zależy od twojej osobistej użyteczności ;)

Jak można ciebie ssać, korzystać nieskończonego źródła twej duszy, to masz wielu przyjaciół. Ja jestem pusty jak wydmuszka, co więcej cały świat jest taki wokoło mnie, więc nie ma za wielu osób którym zależy na mojej osobie, swoją drogą zależności - też mam wszystkich w dupie, hmm może jednak nie licząc swojej rodziny, ale co to za zależności... z przywiązania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm jeśli dla Ciebie Nortt przyjaźń to wzajemne ssanie to chyba wiesz dlaczego świat wokół Ciebie jest pusty ;) A tak na serio, gdybyś był pusty, nosiłbyś dresy i naparzał się na ustawkach z innymi kibolami albo pił piwo na ławeczce pod śmietnikiem, a już na pewno nie wypowiadał się w takim temacie :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja w sumie nie wiem czy nikogo nie obchodzę, ale odczuwam samotność. jest ona spowodowana przez długi proces, który się zaczął w wieku ok. 17 lat, kiedy odcinałem się trochę od znajomych, nie zależało mi na relacjach z nimi, mimo to oni cały czas przychodzili do mnie. był to okres kiedy miałem naprawdę ostre natrectwa i po prostu to mi nie pozwalało żyć normalnie, tak jak oni. potem każdy poszedł trochę w swoją stronę, ja też w sumie, ale miałem 2 okresy w których nie robiłem nic, tylko siedziałem w domu przez kilka miesięcy bezczynnie i to też miało ogromny wpływ na to co jest teraz. ogólnie mam też trochę pecha do ludzi, na studiach trafiła mi się grupa niby spoko, ale na imprezy ciężko byłoby się nam razem zgrać, większości w głowie nauka i tylko nauka, ech. znajomi spoza uczelni są w mieście bardzo rzadko i kiedyś czekałem tylko aż się zjawią i gdzieś wyjdę, a teraz mi to w sumie zwisa, jak przyjadą spoko, jak nie to nic. nikt z uczelni by się nie domyślił, że ja gdzieś tam jakiś samotny jestem. jestem w takim wieku, że za mało chodzę na imprezy na przykład, w stosunku do mojego temperamentu, heh :P wkurza mnie to ogólnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja w sumie nie wiem czy nikogo nie obchodzę, ale odczuwam samotność. jest ona spowodowana przez długi proces, który się zaczął w wieku ok. 17 lat, kiedy odcinałem się trochę od znajomych, nie zależało mi na relacjach z nimi, mimo to oni cały czas przychodzili do mnie. był to okres kiedy miałem naprawdę ostre natrectwa i po prostu to mi nie pozwalało żyć normalnie, tak jak oni. potem każdy poszedł trochę w swoją stronę, ja też w sumie, ale miałem 2 okresy w których nie robiłem nic, tylko siedziałem w domu przez kilka miesięcy bezczynnie i to też miało ogromny wpływ na to co jest teraz. ogólnie mam też trochę pecha do ludzi, na studiach trafiła mi się grupa niby spoko, ale na imprezy ciężko byłoby się nam razem zgrać, większości w głowie nauka i tylko nauka, ech. znajomi spoza uczelni są w mieście bardzo rzadko i kiedyś czekałem tylko aż się zjawią i gdzieś wyjdę, a teraz mi to w sumie zwisa, jak przyjadą spoko, jak nie to nic. nikt z uczelni by się nie domyślił, że ja gdzieś tam jakiś samotny jestem. jestem w takim wieku, że za mało chodzę na imprezy na przykład, w stosunku do mojego temperamentu, heh :P wkurza mnie to ogólnie...

Ech, no też mi się ostatnio przydarzyła taka wywołana okolicznościami samotność. U mnie na uczelni jestem jedyną osobą z miasta a ze starych znajomych wszyscy się gdzieś rozeszli. W zasadzie teraz rozmawiam z ludźmi głównie przez GaduGadu bo z tych znajomych co pozostali to wszyscy są bardzo bardzo daleko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zanim zgrasz się z ludźmi z uczelni musi minąć trochę czasu. Mi to zajęło rok, dopiero na drugim roku udało mi się nawiązać bliższe znajomości z nowymi osobami z mojej grupy... Poza tym warto coś robić poza samymi zajęciami. Na każdej uczelni jest od zarąbania kół naukowych, organizacji studenckich, wolontariatów, klubów turystycznych, cała masa miejsc, gdzie można poznać ludzi podobnych do siebie, tylko trzeba dobrze wybrać i mieć trochę odwagi, żeby pójść na pierwsze spotkanie.

 

Żeby kogoś obchodzić trzeba się trochę postarać o to ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby kogoś obchodzić trzeba się trochę postarać o to

Niestety ale racja.

eh mi 4 lata niestety nie wystarczyły na nawiązanie bliskich znajomości....eeh no ale ja nic z siebie nie potrafiłem dać - oczywiście z lęku,i mimo to,że coś tam mówiłem na zjazdach to nigdy ee no nikt nie chciał jakoś ze mną tak dojść do bliskiej znajomości.Po prostu niestety nie dałem rady,nie potrafiłem się otworzyć...ludzie też mi w tym nie za bardzo pomogli,no ale ludzie to nie instytucja która ma pomagać bojącym się ich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

człowiek nerwica, Taka ciekawostka. Służby specjalne, rozpracowując np. jakąś grupę przestępczą mają około 3 tygodnie, na nawiązanie bliskich relacji i zaprzyjaźnienie się. Tego się też uczą między innymi... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja jechalam kiedys nocnym pociagiem z Wiednia, gdzie dzialal wtedy tzw. gang Peruchi (swietna nazwa :mrgreen: ) Wieczorem do mnie i kolezanek dosiadl sie podejrzany typ - wielkie bary, lysa glowa, jakies lancuchy na szyi - wrecz modelowy zabojca i gwalciciel oraz czlonek gangu Peruchi :mrgreen: Juz widzialam oczami wyobrazni jak leze zgwalcona i martwa na torach gdzies przy granicy Polskiej :mrgreen: Natychmiast przypomnialo mi sie, ze jesli chce sie, zeby oprawca potraktowal nas jak najlagodniej, nalezy nawiazac z nim wiez emocjonalna :D Uzylam wiec moich niesamowitych zdolnosci interpersonalnych oraz wdzieku i umiejetnosci oratorskich ( :lol: ) i z miejsca zagailam rozmowe - gadalam sobie z gosciem o wszystkim ku zdumieniu przerazonych kolezanek, ujawnialam wiele emocji (nieprawdziwych ale co tam...;)) i patrzylam jak na nie reaguje;) Przez okolo 1,5 h nawiazalam z nim naprawde dobry kontakt i nic porozumienia :D No wiec jak widac kontakt nawiazac sie da, jak trzeba, i to w pare h wiec co tu mowic o 2 latach :D Dodam, ze po 1, 5 mojego babskiego gledzenia zabojca, gwalciciel i czlonek gangu Peruchi w jednym zwinal sie w klebek i umordowany zasnal, budzac sie dopiero poznym switem :lol: Moze uratowalam wtedy nasze zycie, kto wie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jak jakiś forumowicz powyżej czuje wstręt i odrazę do gejów, zawsze gdy gdzieś tak owych widzę mam ochotę spalić ich na stosie, dlaczego? To pozostawię na inny temat, żeby offtop'u nie robić. Jednak mimo to chęć pomocy ludziom nieszczęśliwym jest większa od mojej niechęci i postaram dać ci kilka rad.

 

Pisałeś, że czujesz się wyrzutkiem, odtrąconym. Później dobrze zauważyłeś, że nic nie robisz w kierunku, aby to zmienić, więc trzeba ruszyć du** i zaprzestać monotonii życia.

Weź kartkę i wypisz na początek jakiś jeden cel, który chciałbyś osiągnąć. Następnie napisz sobie co musisz zrobić, jakie poczynić kroki, aby osiągnąć swój zamiar i zacznij już teraz, nie odkładaj nigdy niczego na jutro, zrób tyle ile możesz dziś(choćby dobre nastawienie, jeśli jesteś wierzący pomódl się o zdobycie celu). Np. twoim celem jest zdobycie umiejętności samoobrony, w tym kierunku, musisz znaleźć interesującą ciebie sztukę walki, znaleźć klub gdzie są zajęcia w obranym przez ciebie kierunku, pojechać tam spytać się co i jak, zapisać się, pójść na trening, ukończyć kurs.

Zacznij żyć, nie patrz wstecz, przeszłość to tylko wspomnienia i nie ważne jest czy są dobre czy złe, nie mają wpływu na to jakie nasze życie może być teraz, to zależy tylko od tego jak chcemy żeby wyglądało.

I jeszcze jedno jeśli nie chcesz, być poza zamkniętymi drzwiami społeczeństwa, musisz otworzyć wpierw swoje drzwi, musisz otworzyć się na ludzi.

 

Życzę powodzenia w zmianie życia na lepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawy i dobry temat ;)

 

Człowiek jest sam w sobie pełen sprzeczności.

 

Ja jestem bardzo lubiana na studiach w grupie moich znajomych, jestem chyba osobą godną zaufania, skoro tyle tajemnic zostało mi powierzonych, tyle nocnych rozmów itd. Wydaje mi się więc, że jestem otwarta na ludzi.

Z drugiej strony... lubię tych ludzi, ale nic poza tym. Nie chcę im się zwierzać, nie chcę, by się dowiadywali o moich problemach i nie mówię im tego. Na wakacjach nigdy za żadną z tych osób nie tęskniłam, gdy ktoś do mnie dzwonił, pisał, udawałam, że się cieszę.

Moje studia zbliżają się ku końcowi i chyba nie zależy mi na kontynuowaniu tych znajomości.

Niestety, jak tak dalej pójdzie, zostanę totalnym odludkiem.

Na początku studiów było tyle starych dobrych znajomości i przyjaźni, a przetrwała tylko jedna - z dziewczyną, z którą się przyjaźniłam najdłużej, ale i ta relacja jest bardzo słaba, bo już nie mam potrzeby, by jej mówić o wszystkim, zresztą tak jak i ona mi.

 

Polubiłam się też z moimi współlokatorami, ale nie prowadzimy długich nocnych rozmów o życiu, nie są to relacje głębokie.

Teraz możliwe, że się wyprowadzę od wakacji i już w zasadzie nic mi nie zostanie. Gdyby spojrzeć parę lat wstecz, nigdy bym się nie spodziewała, że tak to wszystko będzie wyglądać.

 

Kiedyś, na poprzednich studiach, poznałam chłopaka, z którym się zaprzyjaźniłam. Rozmawialiśmy o wszystkim, to był dobry czas. Ale czy to była przyjaźń, skoro mówiłam głównie ja?

Potem na studia przyjechała jego dziewczyna i już nie było jak dawniej. Ją też bardzo polubiłam, stworzyłam z nią pewien rodzaj przyjaźni, ale brakowało mi męskiego spojrzenia na wiele spraw. Bo zawsze były rozmowy we troje. Ja i przyjaciel z dziewczyną. Trudno było inaczej, skoro z nią mieszkałam (bo lubię tą dziewczynę i chciałam bardzo nie stracić kontaktu z przyjacielem).

 

Jest jeszcze taki problem, że spotykałam się z najbliższym przyjacielem tej pary. Związek z nim odcisnął na mnie wielki ślad, na tyle wielki, że gdy spotykam się z tą parą, wszystkie wspomnienia wracają. Dlatego, że był to związek oparty na przyjaźni, otworzyliśmy przed sobą serca i dusze. Teraz mało się spotykamy we troje - i tak, szkoda, bo zawsze to jakiś rodzaj przyjaźni między nami, ale z drugiej strony, spotykając się z nimi, odgrzebuję wspomnienia ze starego związku. Czyli źle.

A od ponad półtora roku mam nowego partnera, i nie powinnam wracać do starego związku. Tylko, że tu nie mamy takiego porozumienia dusz jakiego doświadczyłam kiedyś, pewnie dlatego nękają mnie wspomnienia. Ale to nie jest temat o związkach, więc nie kontynuuję tego wątku.

 

Wychodzi więc na to, że jak w książce Murakamiego "Sputnik Sweetheart", każdy z nas krąży po orbicie, sam, jak sputnik, i gdy czasem spotkają się dwa, mogą nawet otworzyć przed sobą serca, ale tylko na krótko. Potem każdy rusza w drogę po swojej orbicie.

 

Tyle rozmów o życiu, tyle napotkanych osób, a obecnie nie ma nikogo, od dawna. Przyzwyczaiłam się do tego stanu, chowam wszystko w sobie, nie chcę się narzucać mojemu dawnemu przyjacielowi... No i tyle.

 

Miło, że w zasadzie nie jestem z tym sama. Wiele osób ma ten permanentny stan samotności. Tylko tak trudno się odnaleźć na tych swoich orbitach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×