Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

jakąs godzine temu wrociłam do domu z uczelni i co sie okazało? moja siostra zaraziła się wirusem od mojej mamy... schiza, zamknęłam się w pokoju a wczesniej zjadlam obiad robiony przez moją mame i wzięłam tran z rutinoscorbin. Ja już jestem pewna że jestem zarażona. Wyobrażam sobie moje mdłości w nocy albo jutro rano :( jezu tyle lat i nic, żadnej grypy żołądkowej u mnie w domu, a teraz kiedy akurat najbardziej się tego boje to zaatakowala u mie w domu. Czemu akurat ja :(

 

 

Jak się czujesz dziś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ło kurde, dziewczyny, współczuję :(

ale! czy to ma być wsparcie? "u mnie w regionie panuje grypa żołądkowa", "u mnie w domu już wszyscy chorzy", "co chwilę słyszę, że ktoś rzyga" - no masakra!

dla kogoś w gorszej formie to atak paniki gwarantowany...

u mnie też ostatnio gorzej, wkurza mnie ten sezon i ta pogoda i jakoś czuję po kościach, że tym razem nie będę miała tyle szczęścia i mnie to nie ominie :(

ale trudno, może po prostu czas się z tym zmierzyć :pirate:

 

Psychotropka, a jak z Tobą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Ja żyję. Jeszcze.

Mam ostatnio w życiu bardzo ciężki okres. Jakoś póki co daje sobie radę. Lęki czasem mnie nawiedzają, np akurat teraz czuję wewnętrzny lęk i stres, że coś może w moim żołądku się dziać. Ale chyba będzie w porządku.

 

Co u Was? Dalej slyszycie o panującej grypie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja słyszę. W czwartek byłam z mamą na zakupach i spotkałyśmy mojego kuzyna, chwilę pogadaliśmy, wiadomo, normalna sytuacja, jak się spotyka kogoś znajomego/z rodziny. I nagle mama do niego z pytaniem, czy tata już zdrowy. W sensie: jego tata. Ja nie wiedziałam, o co chodzi, ale kuzyn odpowiedział, że tak, i na tym się skończył temat, a mnie jakoś tak głupio było dopytywać. Dopiero potem, jak już się rozeszliśmy, zapytałam mamy, bo wcześniej nie było mnie w domu ze względu na studia, więc nic nie słyszałam na ten temat, a ona to, że ostatnio spotkała ciocię w aptece i jej mówiła, że byli gdzieś na urodzinach, a wujek dostał grypy żołądkowej i musiał wracać wcześniej z imprezy. :zonk: Teraz ten wujek akurat przyszedł do mojego taty i właśnie opowiadał, że był chory, że pewnie jego wnuczka przyniosła coś z przedszkola, bo najpierw ona, potem jeden kuzyn z żoną, później drugi kuzyn i na końcu on i jak na nieszczęście trafiło akurat na to przyjęcie. Na szczęście, on był chory już ponad tydzień temu, więc nie obawiam się już zarażenia, ale fakt faktem - wirus zaatakował.

 

Inna sytuacja, również "sklepowa": stoję sobie w kolejce do kasy, przede mną babeczka, która chyba jest znajomą kasjerki, bo ta, kasując, zaczęła z nią rozmawiać. I taka oto pogawędka się wywiązała: " - A co u dzieci, zdrowe już? - Aaa, tak, tak, już lepiej. Mateusz całą niedzielę wymiotował, ale szybko mu przeszło i jest już ok. - Aaa, tak, pewnie taka jednodniówka". Także grypa żołądkowa, niestety, panuje.

 

Tylko słuchajcie - ona będzie panować. Unikając tematu, nie sprawimy, że jej nie będzie. Ona będzie. Jest i będzie. I chyba musielibyśmy się zamknąć w jakimś szczelnym inkubatorze, żeby jej uniknąć, bo tak naprawdę wszędzie możemy spotkać kogoś, kto akurat był/jest/niedługo będzie chory: w tramwaju, w autobusie, w pracy, na uczelni, na spotkaniu ze znajomymi... No wszędzie. Chyba jedyną opcją, żeby się przed tym uchronić, jest zadbanie o własną odporność. Bo kontaktu z wirusem, niestety, uniknąć się nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety racja, muszę się z tym zgodzić. Ta choroba jest zawsze, niezależnie od warunków atmosferycznych, niezależnie od płci, wieku. Może zaatakować każdego.

 

Najgorsze, że moja dobra kumpela ze szkoły przechodziła we wtorek te grypę, czyli w zasadzie kilka dni temu, objawy jej ustały, wiec dziś wróciła na zajęcia, ale nadal mówiła, że źle się czuje. Ja oczywiście lęk. Stała przy mnie, mówiła bezpośrednio do mnie, była blisko. Starałam się nie zbliżać zbytnio, zakrywać buzię, myć ręce. Ale wiadomo jak jest.

No nic, poczekamy zobaczymy.

 

Boje się, ale nie chce fiksowac przez to. Co będzie to będzie. Musze się wyspać dziś, jutro najeść i zobaczymy jak się będę czuć po tych 24-48h.

 

Psychotropka jeszcze tu wchodzi? Coś ktoś wie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dwoch lat zmagam sie z emetofobia... Jak czytam wszystkie Wasze posty to mam wrazenie ze to jest dokladnie to, co mnie sie przytrafilo. Panicznie sie boje, ze Bede wymiotowac. Moja fobia zaczela sie od jednego pewnego zdarzenia na imprezie - ja nigdy nie pije alkoholu wiec tak bylo i tym razem. Zaproszeni goscie wlacznie z moim chlopakiem 4 os wymieszaly totalnie napoje alkoholowe. Moje mieszkanie bylo totalnie zawymiotowane przez 4 osoby. To co wtedy przezylam bylo najgorszym wydarzeniem w moim zyciu. Od tej pory sie zaczelo. Mysle o wymiotach kazdego dnia. Gdy jade autobusem, starannie dobieram to co jem, sprawdzam daty waznosci, wyrzucam jedzenie bo a noz cos sie zepsulo I spowoduje Wymioty :/ gdy wiem ze ktos wymiotowal w danym miejscu unikam go szerkokim lukiem . dochodzi nawet do tego ze nosze ze soba w torebce torebke foliowa w razie czego zeby czuc sie bezpiecznie jakbym czasem wymiotowala. Unikam osob ktore wymiotuja bo zeby czasem nie okazalo sie ze to grypa zoladkowa I zebym czasem sie nie zarazila. Bardzo dbam o czystosc, mycie rak itp bo przeciez bakterie powoduja wymioty. Oczywiscie wiele razy wydaje mi sie ze bede wymiotowac na 100% bo lekko boli mnie brzuch. Oczywiscie przy tym cala sie trzese, jest mi na przemian zimno - goraco, wszystko podchodzi mi do gardla.... I tak codziennie.... Ta cholerna fobia odbiera mi radosc zycia nie potrafie sie cieszyc malymi rzeczami. Nie potrafie sie zrelaksowac . juz na prawde break mi sil.... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paula90, witaj w naszym gronie. Doskonale Cię rozumiem...

 

Lolina, dluzszy czas nie zagladalam na forum, bo zle ze mna bylo. Milo mi, że zapytalas co u mnie. :smile: Od wczoraj drgnelo na lepiej. Znow nowe leki, skutki uboczne, potworne leki, koszmary nocne, ataki paniki, "nicniejedzenie", mdlosci, niemoc totalna, zaniedbania KOLOSALNE w jakichkolwiek czynnosciach . Dopiero od dwoch dni czuje sie lepiej.

Masakra...

Nerwica totalnie niszczy zycie...

 

Żeby tu jeszcze chodzilo o same psychiczne wkrety, to pal licho. U mnie somatyka padla zupelnie. Tracilam przytomnosc po wstaniu z lozka. Tetno 140, cisnienie ledwo wyczuwalne, nitkowate, okrutne mdłości, dreszcze... Najgorszemu wrogowi nie zycze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka, mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać i dawać znać, jak się masz.

Bardzo mi przykro, że nic się nie zmienia i nadal jest źle. Dobrze, że chociaż drgnęło w lepszym kierunku. Cóż. Idealnie dobrze nigdy nie będzie, czy to przeżyjemy, czy nie, to nie zmieni podejścia do tej sprawy.

Czemu od razu przy wstaniu z łóżka miałaś takie ataki? A proste czynności, jak jedzenie chociażby? Jesz coś? Gotujesz? Opisuj, martwię się, wbrew pozorom. Myślałam, że się nie odzywasz, bo naprawdę zmiany szły ku dobremu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina, teraz już jestem w stanie zaglądać i mogę oczywiście pisać co u mnie jeśli tylko ktoś ma chęć to czytać. ;)

 

Traciłam przytomność po mianserynie. Dopiero po jakimś czasie do tego doszłyśmy z lekarką. Dawka jaką przyjmowałam była minimalna ale jak widać wybitnie mi ten specyfik nie podpasował. :bezradny: Z natury mam niziutkie ciśnienie, a mianseryna dodatkowo je obniżała i byłam krótko mówiąc żywym trupem. Tym bardziej dziwne jest to, że obecnie biorę mirtazapinę, po której czuję się bardzo dobrze, a to lek z tej samej grupy. :shock: I bądź tu mądry człowieku... :roll:

Nie wiem czemu miałam te ataki. Fizycznie byłam okropnie słaba. Po zmianie pozycji na bardziej pionową dostawałam wysokiego tętna i mroczków przed oczami. Jadłam bardzo mało. Od kilkunastu dni powoli jest coraz lepiej. Obecnie powiedziałabym nawet, że jest nieźle. Jem normalnie, mam apetyt, energię... Wydaje mi się, że leki zaczynają "ruszać".

Niestety lekarstwa psychotropowe są specyficzne. Czasem szybko zaczynają działać, czasem późno, czasem wcale, a czasem wręcz szkodzą... Na moim przykładzie widać to bardzo dobrze. Trzeba testować metodą prób i błędów. Niestety... :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka, pamiętaj, że ja tu nadal wchodzę wbrew pozorom i mimo, że czasami mam kilka dni/tydzień/miesiąc milczenia to czytam i tak!

Także nie chowaj się i pisz co i jak.

 

Paskudne te leki. Nie dość, że człowiek się truje, to jeszcze ma problem z dopasowaniem. Wiem, że z takimi lekami są owe problemy. >. Myślałaś może o znalezieniu sobie jakiegoś hobby? Mnie bardzo pomaga wysiłek fizyczny, dlatego od prawie roku chodzę na siłownie regularnie. Ćwiczenia, ból mięśni, z powodzeniem odciąga natrętne myśli o wiadomoczym.

Dużo wolnego czasu jest równoznaczne z rozmyślaniem i zbyt dużym skupianiem uwagi na sobie.

Swoją drogą, ciekawe - tyle leków bierzesz, tyle skutków ubocznych wystąpiło, a od rzygania się wzbraniasz . Chyba faktycznie to nie jest takie proste i codzienne - wymiotowanie. Naprawdę, coraz częściej się o tym przekonuję. Modlę się tylko, by nie dopadła mnie żołądkowa, bo przed zatruciem jestem w jakiś sposób w stanie się uchronić . A grypa... unikanie chorych, mycie rąk, ćwiczenia, żel antybakteryjny zawsze w pogotowiu, ale... skąd mam wiedzieć, że ktoś, kto stoi obok mnie nie będzie jutro chory albo nie minęły mu dopiero objawy? Toć nie każdy na każdym kroku się chwali jaką to chorobę ostatnio przechodził...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka, pamiętaj, że ja tu nadal wchodzę wbrew pozorom i mimo, że czasami mam kilka dni/tydzień/miesiąc milczenia to czytam i tak!

Także nie chowaj się i pisz co i jak.

 

Paskudne te leki. Nie dość, że człowiek się truje, to jeszcze ma problem z dopasowaniem. Wiem, że z takimi lekami są owe problemy. >. Myślałaś może o znalezieniu sobie jakiegoś hobby? Mnie bardzo pomaga wysiłek fizyczny, dlatego od prawie roku chodzę na siłownie regularnie. Ćwiczenia, ból mięśni, z powodzeniem odciąga natrętne myśli o wiadomoczym.

Dużo wolnego czasu jest równoznaczne z rozmyślaniem i zbyt dużym skupianiem uwagi na sobie.

Swoją drogą, ciekawe - tyle leków bierzesz, tyle skutków ubocznych wystąpiło, a od rzygania się wzbraniasz . Chyba faktycznie to nie jest takie proste i codzienne - wymiotowanie. Naprawdę, coraz częściej się o tym przekonuję. Modlę się tylko, by nie dopadła mnie żołądkowa, bo przed zatruciem jestem w jakiś sposób w stanie się uchronić . A grypa... unikanie chorych, mycie rąk, ćwiczenia, żel antybakteryjny zawsze w pogotowiu, ale... skąd mam wiedzieć, że ktoś, kto stoi obok mnie nie będzie jutro chory albo nie minęły mu dopiero objawy? Toć nie każdy na każdym kroku się chwali jaką to chorobę ostatnio przechodził...

 

A co jest złego w zupkach chińskich? :shock: To znaczy, wiem, że zdrowe to one nie są, też ich nie jadam, bo tam jest chyba cała tablica Mendelejewa, ale w kontekście wymiotów jakie mają "znaczenie"?

 

I tak, dokładnie - masz rację, mało kto się chwali, że ostatnio chorował. I w sumie się nie dziwię, bo dla "normalnych" ludzi (czyli nie-emetofobików) jest to coś tak zwykłego jak przeziębienie. Ot, choroba, może najprzyjemniejszą rzeczą nie była, ale przyszła, przeszła i tyle. Jednak większość ludzi nie przechodzi jej jakoś bardzo ciężko, 1-2, max. 3 dni i po sprawie, na pewno nie przywiązują do tego większej wagi, więc nie czują potrzeby, żeby komuś powiedzieć - tym bardziej, jeśli nie nasunie się temat. Ale w sumie chyba nawet dobrze, że nie mówią. Ostatnio byłam u cioci i "pochwaliła" się, że niedawno chorowała wiadomo-na-co i jakoś specjalnie pozytywnie mnie to nie nastroiło. :? Przez kolejne trzy dni, siłą rzeczy, myślałam o tym, czy aby na pewno się nie zaraziłam, mimo że wiem, że takich ludzi jak ona zapewne spotykam codziennie w tramwaju, na uczelni czy na zakupach, a jednak nie choruję, ani na TO, ani na nic innego, to jakoś i tak mi było "nieswojo". Myślę, że jedynym sposobem jest po prostu dbanie o czynnik wewnętrzny, a nie zewnętrzny - czyli nie o unikanie chorych, mycie rąk itp, ale o własną odporność. Jasne, wbijanie na chatę komuś, o kim wiemy, że niedawno chorował bądź choruje, nie jest najlepszym pomysłem i rzeczywiście powinniśmy tego unikać, bo po co się narażać. Tak samo z myciem rąk - pewnie, to bardzo ważne i w ogóle świetna praktyka, warto o tym pamiętać, nosić te żele antybakteryjne i ogólnie dbać o higienę, bo znowu: tym minimalizujemy ryzyko. Ale prawda jest taka, że NIGDY się nie odizolujemy całkowicie, NIGDY nie pozbędziemy się ryzyka całkowicie. Choćbyśmy te ręce po każdym wyjściu z domu szorowali pół godziny i dziesięć razy pytali każdego, z kim się spotykamy, czy czasem nie czuje się jakoś gorzej niż zwykle, a w stosunku do osoby niedawno chorującej zastosowali miesięczną kwarantannę, NIGDY nie możemy być pewni, że nie zetknęliśmy się z wirusem. Dlatego tak ważna jest odporność. Bo naprawdę, to nie jest tak, że MUSIMY się zarazić; że jak choruje ktoś w naszym otoczeniu, nie daj Boże w domu, albo w jakikolwiek inny sposób zetknęliśmy się z wirusem, to na pewno za 1-2 dni i my zawiśniemy nad kibelkiem. NIE. Jakieś trzy lata temu chorował mój tata. Nic nie wskazywało na to, że będzie chory, więc jedliśmy wszyscy razem obiad, ja akurat siedziałam obok niego, gadaliśmy itp, a za parę godzin okazało się, że jest chory. I jakoś nikt się nie zaraził, mimo że kontakt z wirusem na pewno wszyscy mieliśmy. Tak samo na pewno mamy kontakt z różnymi wirusami, nie tylko TYMI, w życiu codziennym, a jakoś nie jesteśmy wiecznie chorzy. Już nie mówię tylko o grypie żołądkowej, ale patrząc na to, ile jest wokół prychających i kichających przy takiej pogodzie, to chyba powinnam być chora wiecznie. A nie jestem. W ogóle nie byłam tej jesieni, poprzedniej też nie. A więc można. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!! Czytałam Wasze wypowiedzi i czuję, że mam dokładnie tak samo.

 

Nie wiem, skąd może wynikać moja trauma. W dzieciństwie często coś mi było, a potem kilkanaście lat nie wymiotowałam. Boję się tego panicznie. Sprawdzam daty każdego produktu, nawet wody. Nie jem rzeczy, które długo leżą w lodówce. Unikam jajek, mięsa, ryb, kremów, alkoholu. W miejscu publicznym jem takie rzeczy, które nie mają prawa zaszkodzić. Zarzekam się, że nie wsiądę do samolotu, w aucie czy autobusie robi mi się od razu słabo.

Gdy widzę, że ktoś wymiotuje wali mi serce i okropnie się boję.

To jest straszne uczucie. Dziś wkręciłam sobie chorobę, bo uczeń przyszedł przed lekcją i powiedział, żebym otworzyła mu nauczycielską toaletę, bo boli go brzuch i ma biegunkę. Dla mnie to oznacza jedno - jelitówka.

Właśnie nie śpię kolejną godzinę, a chodzę spać 21-22. Boję się i wkręciłam sobie.

To bardzo utrudnia życie, jest okropne.

Teraz wiem, że to poważny problem i nie jestem sama.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina, fajnie, że tu jesteś. :smile:

No niestety SSRI i SNRI prawie zawsze wywołują jakieś jazdy z przewodem pokarmowym. U mnie są to mdłości i biegunki. Ale jak się jest w czarnej dupie i jest się przypartym do muru, to nie ma wyjścia... Albo się zaryzykuje albo wyniszczy do reszty. Plus jest taki, że do dwóch tygodni uboki mijają. Ta myśl zawsze mi przyświeca i pomaga przetrwać trudne chwile.

Ja staram się nie zamartwiać rzeczami, na które nie mam wpływu. A na grypę żołądkową wpływu nie mam. Dlatego póki realnego zagrożenia nie ma, staram się zachować spokój. Raz jest lepiej, raz gorzej...

 

Dreamesse, haha, ja zupek chiskich, ani innych nie jem wcale, bo to syf i chemia. Żeby po tym wymiotować, to pierwsze słyszę. Ja nie jem, bo po prostu nie lubię. Wolę sobie ugotować "byle jaką" zupę z tego co mam w lodówce. 30 minut i zupa gotowa.

Myśmy w zeszłym roku tak mieli na spotkaniu rodzinnym. Zarazili się wszyscy oprócz mnie, męża i szwagra. To był pogrom...

 

ews91, witaj w naszym gronie.

Wszystkie jesteśmy w podobnej sytuacji. Raz jest lepiej, raz gorzej... W kupie raźniej. Jeśli tylko będzie Ci lepiej przez to, to pisz tutaj z nami. ;)

 

Pozdrawiam Was wszystkie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z zupkami chińskimi miałam na myśli ból brzucha, bo tym całym pudełku chemii, którym zupki chińskie są, a co za tym idzie - schizy o wymioty. Ale cóż, każdy odebrał, jak chciał. :great:

 

Psychotropka, masz rację. Dlatego ja uciekam od takich myśli i od razu sobie tłumaczę nie te czarne rozwiązania, a te kolorowe. I jest mi lepiej psychicznie i fizycznie. Poza tym siłownia też dużo daje.

 

Mam do Was pytanie, w zasadzie do osób, które przyjmują leki przeciwlękowe lub/i przeciwdepresyjne. Czy ktoś z Was udzieliłby odpowiedzi na anonimowe pytania do mojej ankiety? Przygotowuję referat o lekach przeciwlękowych i chciałabym go urozmaicić o wyniki (odp na kilka moich pytań odnośnie skutków ubocznych, (nie)tolerancji, wpływu na życie codzienne, interakcje z innymi lekami itd). Jeśli ktoś chciałby pomóc to proszę o wiadomość na PW. Byłabym wdzięczna. :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina, no w sumie masz rację z tymi zupkami. To znaczy, z tym, że lepiej jest unikać śmieciowego żarcia. Ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby wiązać to z emetofobią czy wymiotami. :)

 

Psychotropka, to ile osób się zaraziło? Serio, aż taki pogrom? :shock: To musiało być straszne dla Ciebie, dobrze, że się uchowałaś. Jak to zrobiłaś? :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dreamesse, osiem osób się zaraziło na jedenaście możliwych, więc masakra... :? Szczerze, to wierzę w moc probiotyku, który intensywnie łykamy z mężem w okresach infekcyjnych . Oprócz nas nie zaraził się jeszcze tylko szwagier ale tutaj też jest wytłumaczenie. On się codziennie odkaża alkoholem. :twisted: Bałam się jak jasna cholera, zwłaszcza, że co chwilę dowiadywałam się o kolejnych zarażonych uczestnikach spotkania. A ja całowałam się ze wszystkimi, przytulałam, bawiłam z dziećmi, dojadałam... No zarażenie teoretycznie pewne. A jednak udało się. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dreamesse, probiotyku? Dicoflor 60, kapsułka raz na 2-3 dni. Nie konsultowałam tego z lekarzem, bo to nie jest nic co mogłoby zaszkodzić. To tak jakbym miała konsultować z lekarzem picie melisy, lub rutinoscorbinu. Poczytaj ulotkę, zalecenia. Tutaj nie ma co zaszkodzić. Mąż też łyka i ma się dobrze. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dreamesse, to dawkę już znasz. ;) A polecił mi go znajomy lekarz-patomorfolog. Niezwykle mądry i znający się na rzeczy. Ma swój kanał na YT. O tu, masz konkretnie wyjaśnione dlaczego Dicoflor. ;)

Poleca ten dany szczep bakterii, ale nazwy konkretnej nie podaje, żeby go nie posądzali o reklamę, ale mowa o Dicoflorze właśnie. Jest chyba najdroższym probiotykiem, no ale coś za coś. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×