Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Pierwszy dzień wiosny, zima is over i wiecie co? Wszyscy przeżyliśmy bez grypy żołądkowej! Nieraz było blisko, wiele razy byliśmy pewni, że to już i co? I dalej nic :) Daliśmy radę, nie? :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj w autobusie jakiś chłopak zwymiotował przede mną. Nie będę Wam opisywała szczegółów, ale nie sądziłam, że to aż takie ciśnienie idzie podczas tego. Widziałam to obrzydlistwo do połowy, bo jakiś gość mi zasłonił. I chwała mu za to. Trauma przez resztę wieczoru i obrzydzenie. Nie wiem jak jutro pojadę na uczelnię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, no nie było, porzuciłam forum na rzecz zdrowienia, wdrażam w życie terapię i rady z moich książek i jest fajnie :) Przełamuję się, wychodzę ze strefy komfortu, łapie się na tym, że coraz mniej o tym myślę! Pewnie, że wieeeeeeeeeeeele przede mną, ale czuję, że już chociaż wychyliłam głowę z tego kurewskiego kołowrotka :)

 

Lolina, oooo masakra :shock: Biedny chłopak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O shit... gościu zwymiotował? Jak ludzie zareagowali, jak on się zachowywał? Uratował jakoś sytuację? Nabrudził? trzezwy był? Tak pytam bo moja fobia dotyczy tego że zdarzy mi się to w miejscu publicznym. Dla mnie to by był koniec świata, kompromitacja maksymalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O shit... gościu zwymiotował? Jak ludzie zareagowali, jak on się zachowywał? Uratował jakoś sytuację? Nabrudził? trzezwy był? Tak pytam bo moja fobia dotyczy tego że zdarzy mi się to w miejscu publicznym. Dla mnie to by był koniec świata, kompromitacja maksymalna.

 

Na jednym z przystanków (z 5-6 przed końcowym przystankiem całej trasy) wsiadło trzech chłopaków z plecakami, wiec pewnie wracali ze szkoły. Ludzi w autobusie trochę było nie powiem, oni stali, naprzeciwko siedzących kobiet, jedna z nich w pewnym momencie się podniosła (jeszcze przed całym wydarzeniem) zrobiła zniesmaczona minę i poszła na koniec autobusu. Ja nic nie słyszałam (dzięki Bogu), bo miałam słuchawki. Choć przyznam, że gdybym usłyszała, jak typ coś mamrocze, że mu niedobrze to tez zwialabym na koniec. I na zakręcie jakieś 4 przystanki dalej już nie wytrzymał i puścił. Ludzie oczywiście zwrócili uwagę, ale chłopaki od razu po tym fakcie na pierwszym przystanku wysiedli. No i co, zostawili to tak, bo co mieli zrobić? Ja stałam jak wryta, poszłam na koniec, ale cała się telepałam. Syf jak nie wiem. Trzeźwy raczej, to dzieciak. Może z 15-17 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina

Jak zwrócili mu uwagę ? :shock:

To mój horror, kij z rzyganiem ale to ze ktoś to wyśmieje/ powie coś niemiłego albo bedzie sie mnie brzydził to jest ten cały lęk.

 

Ludzue, chodzicie do psychologa lub na terapię? Chodzi mi o poruszenie tej jwestii ale niebardzo wiem jak i boje sie reakcji T. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282.

Sulpiryd z tego co wiem też wpływa na wagę, przepisał mi go kiedyś lekarz po tym jak schudłam na wenlafleksynie i miałam po nim " nabrać apetytu".

Dla mnie Mozarin forever i waga stoi w miejscu :lol:

 

Lolina, przecież jesteś w zupełnie nowym otoczeniu i wiadomo ze na poczatku bedzie trudno. Dla mnie już samo to ze szukasz mieszkania jest godne podziwu, sama pewnie bym tego nie załatwiła, głowa do góry :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina

Jak zwrócili mu uwagę ? :shock:

To mój horror, kij z rzyganiem ale to ze ktoś to wyśmieje/ powie coś niemiłego albo bedzie sie mnie brzydził to jest ten cały lęk.

 

To sedno mojego lęku :)

 

Po mitrze i teraz pewnie po sulpi spasłem się jak tłucznik. Już 97 kg a przed tymi lekami miałem 81kg. Teraz koniec z obżarstwem - trening i dieta. Nie zależy mi na wadze, ale tłuszcz na brzuchu masakrycznie wygląda. Trzy razy w tygodniu siłownia i codziennie rano tabata, za 2 mies będę wyglądał na nowo jak młody bóg :)

 

Escitalopramum (Mozarin) brałem Elicee i dobrze wspominam, do czasu aż po nieudanej próbie odstawienia przestała działać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi walczyć z fobią... Bardzo ciężko, zwłaszcza, że w Krakowie szaleje jelitówka. Gdzie nie spojrze tam chorują. Ja miałam wersję łagodną w czwartek.

Strach mi towarzyszy cały czas. Miała być wiosna, miało być lepiej... Patrząc na wątek, w którym osób coraz mniej, że jakoś sobie radzicie, poradziliście sobie. Ja w dalszym ciągu nie mam pomysłu jak sobie pomóc.

Przygnębia mnie dodatkowo metryka... Mam 26 lat, powinnam być dojrzałą kobietą. Trafiłam tu ponad 5 lat temu. Wyfrunęłam z domu rodzinnego, wyszłam za mąż i co? No nic... nadal jestem zagubioną dziewczynką, która drży, gdy coś zachlupota jej w trzewiach.

Chciałabym cofnąć czas, lub przynajmniej go zatrzymać... Mam w sobie ogromne przygnębienie i tęsknotę. Za czym? Nie wiem... chyba za normalnością. NIE WYOBRAŻAM sobie zostania mamą. Boję się śmierci moich bliskich. Boję się przemijającego czasu...

Boję się przyszłości i tego, że nie daje rady. Boję się, że to wszystko zapierdziela tak do przodu, nie zważając na mnie i na to, że ja nie nadążam... Co jest zabawne? To, że moje starsze rodzeństwo też od kilku lat tkwią w tym samym punkcie. Siostra jest sama, mieszka sobie, jeździ w góry. Mój brat nadal "chodzi" od 11 lat z dziewczyną, chyba bojąc się kolejnego kroku, mieszka z rodzicami. Pytałam dziewczyny brata o jej odczucia i ona ma podobnie... Czuje się jak w zapieprzającym matrixie, jak chomik, którego wrzucono w kołowrotek, nie pytając o zdanie. Więc nie jestem osamotniona w swoich emocjach. Z lekka mnie to pociesza ale to co czuję jest niezwykle dziwne. Wewnętrzne niespełnienie, wewnętrzny lęk "co dalej?".

 

Trzymajcie się ludziska. Ja tam mimo wszystko, mimo tego poczucia osamotnienia, cieszę się że Wam lepiej! :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, praktycznie w ogóle nie wchodzę na forum, a dziś coś mnie tknęło i .. pożałowałam ;), bo!

 

Bardzo ciężko, zwłaszcza, że w Krakowie szaleje jelitówka.

Takie teksty tylko nakręcają spiralę.. przeczytaj nasze wcześniejsze posty, szalała w listopadzie i w grudniu, potem w styczniu, lutym i marcu - dla nas cały czas szaleje! Najlepszy dla nas czas to czas przyszły, a jak on nadejdzie to okazuje się, że jest taka sama kaszana. Kochana, praca nad sobą, zmiana myślenia (ale nie gadanie o tym, tylko faktyczne działania) naprawdę przynoszą rezultaty! Nie chcę mówić za innych, ale Kasia jest w tej samej terapii co ja i wiesz, że już prawie to pokonała? Da się, da! Mi idzie to toporniej, ale do przodu! Wiesz co poczułam, gdy przeczytałam, że panuje jelitówka? Nic :) Może na moment wstrzymałam oddech, ale to chyba z przyzwyczajenia. Serio, małymi krokami zacznij działać, tych zrąbanych schematów myślowych nie pokonają ani leki, ani siedzenie w domu. Ja po 1,5 roku wegetacji z brudnymi włosami i suchą bułką przy boku zaczęłam żyć, odrobinę przytyłam choć mam też gorsze dni, od 2 miesięcy nie wzięłam żadnej tabletki. Nie mogę patrzyć jak się męczysz, jak tkwisz w miejscu :( Życie jakiego pragniesz jest w zasięgu ręki, naprawdę! Ale nie oczekuj zmian robiąc wciąż to samo :(

 

NIE WYOBRAŻAM sobie zostania mamą. Boję się śmierci moich bliskich. Boję się przemijającego czasu

Z tym też się mierzę, wiem jak to potrafi namieszać we łbie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, a może jakos konkretniej? JAK mam zmienić myślenie i JAK zacząć normalnie funkcjonować? Co do jelitowki, ok. Pozostane przy tym co napisałam ale przykłady z zycia wzięte utwierdzają mnie, ze w pizdu ludzi choruje u mnie w rodzinie, pracy, itd. Ale ok, nieistotne. Niech będzie, ze to mój wymysl. Przykłady z zycia wzięte serio by mi się przydały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W niektórych lęk, depresja jest wpisana jak wyrok, jak rak, zaprogramowana w genach. Terapia tym chorym pomaga tak jak cukrzykowi pomogła by terapia. Ewentualnie lepiej będzie to znosił, ale cały czas to będzie z chorym. Ja mam problem z lękiem od małego dziecka i będę miał do śmierci. Chcę dojść tylko do tego żeby jak najmniej lęk robił ze mnie kalekę społecznego, ale godzę się z tym że będę miał go już zawsze. Sorry za taki post, ale jestem w cynicznym i zrezygnowanym nastroju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, pisałam tu już dziesiątki razy...ja korzystam z programu "Cure your emetophobia and thrive" tam są zadania rozpisane na tygodnie, zaczyna się od rozpoznawania nieprzydatnych stylów myślenia, potem przechodzi się przez lęk społeczny, niskie poczucie własnej wartości, katastroficzne/perfekcjonistyczne myślenie itp. dużo tego jest, dużo wiadomości i dużo pracy. Kurcze, naprawdę jest mnóstwo form pomocy, trzeba tylko po nie sięgnąć. Najlepsze, że ten program jest do samodzielnej pracy, nie trzeba wydawać kasy na terapię, ja akurat jeżdżę do terapeuty bo mi pomaga trzymać się systematyczności. Gdybym miała ocenić swój stan od 1 do 10, gdzie 1 to kaszana, muł i rozpacz, a 10 to pełnia zdrowia to powiedziałabym, że byłam na poziomie 2-3, a teraz jestem na 6-7. Przykro czytać o tej jelitówce, bo ma mocno nad sobą pracuję i jednak ta informacja troszkę mi podkopała pewność dnia. Nadal mam tak, że mała rzecz potrafi zasiać ziarno niepewności, ale nie jest to już - jak kiedyś - strzał w tył głowy.

 

W niektórych lęk, depresja jest wpisana jak wyrok, jak rak, zaprogramowana w genach.

BZDURA, BZDURA, BZDURA. Nawet jeśli ktoś ma depresje endogenną to znacząco może poprawić swój komfort życia. Takie teksty tylko dołują, utwierdzają w beznadziei sytuacji i właściwie powoli kopią grób. Jeśli sam wierzysz w to co piszesz to OK, faktycznie będziesz tak miał do końca życia. Niestety, żeby zacząć zmiany trzeba najpierw zdać sobie sprawę jak wiele jest w naszych rękach, ale - nie będę się powtarzać, bo niestety nie da rady pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce.

 

To forum powinno przestać istnieć, bo tu się nie zdrowieje, tu wszyscy utwierdzają się, że się nie da, nie można i pozostaje taplanie się ciągle w tym samym gówienku. Powiela się bzdury, ściąga się ludzi w dół. Straszne to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, dziękuję za konkretne info! :great:

Dziesiątki razy pisałaś też jak to pomożesz, wyślesz artykuły, pomożesz przetłumaczyć. .

Oczywiście dla chcącego nic trudnego, prawda? Zapewne to teraz masz na myśli. No widzisz... A jednak. Jak się jest w gówienku, to pewne sprawy są baaardzo trudne. No ale ok.

Wiesz, jeśli tak Cię to forum dobija, itd. to co tu robisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, ja na siłę nikomu nic wpychać nie będę. Wyleczyłam się z chęci zbawiania świata, choć chwilę to trwało. Jeśli mam poświęcać czas, tłumaczyć, a ktoś mi powie "wiesz, w sumie to się nie da, nie kiwnę palcem, ale ty rób dalej swoje i sobie gadaj". Tak mówisz jakby mi tak wszystko spadło z nieba... no więc moja droga, byłam na totalnym dnie, ale wiedziałam, że albo się dźwignę, albo będę tam leżeć. To jest kwestia wyboru, stety i niestety. I tak sobie tu wchodzę, bo myślę, że a nuż ktoś potrzebuje wskazówki, albo podzielę się radosną nowiną, że się da, że można, ale ten ton chyba nie jest tu mile widziany. Mniejsza z tym :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, ach... nie rozczarowałaś mnie swą odpowiedzią.

No nic.

Mniejsza z tym.

Tak na marginesie, fajnie, że Ci się udaje i wdrażasz ćwiczenia w życie. Ja znów zaczynam poszukiwania psychologa ale już w innym nurcie, bo psychodynamiczna nie jest dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka`89, tak mówisz? Dzięki ;) Wybacz, ale nie dam się sprowokować :) Ja naprawdę dobrze Ci życzę, bo przecież jedziemy na tym samym wózku i szkoda, że zamiast czerpać z doświadczenia tych, którzy zrobili 3 kroki do przodu Ty wolisz się obrazić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, ja się nie obrażam. Daleko mi do tego. Szczerze napisałam, ze spoko, że Tobie się udaje. Sądziłam, jakiś czas temu, że zarzucisz jakimś materiałem dot. walki z tą fobią, bo sama od siebie to zaproponowałaś. Ale ok. Zmieniłaś zdanie. Nie wnikam. I koniec tematu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecie chodzę na terapie. Chciałbym obywać się bez leków i na samej terapii fajnie by było, ale nie jest. Na dnie jest ktoś kto trzęsie się jak w gorączce, boi się wstać z łóżka do kibla, bo wydaje mu się że musi przejść przez przepaść, prosić kogoś żeby mu chleb w sklepie kupił albo nie jeść, a nie hipochondryk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282., wiesz... Pojęcie być na dnie, jest dość subiektywne. Ja osobiście nie uważam, żebym na takowym byla obecnie,bo bywalo dużo gorzej. Hipochondryczka tez sie nie nie mianuje. Po prostu, boje się wiadomo czego. Mam fobie, nerwice.

Idąc Twoim tokiem myślenia, ktos zaraz może napisać "pf,co ty tam wiesz o byciu na dnie. Być na dnie, to trafić na oddział psychiatryczny i spędzić w pasach bezpieczeństwa kilka tygodni."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×