Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDD Dzieci Dysfunkcyjnych Domów


plugins

Rekomendowane odpowiedzi

Spróbuję...

...Nawet bałam się i wstydziłam tutaj napisać. Kopę lat walczę z nerwicą lękową. Mój problem polega na tym, że przyczynę tej nerwicy znam i nie mogę jej wyeliminować :( Jest to przemoc psychiczna, której doświadczam w domu ze strony rodziców praktycznie codziennie, a mam już 30 lat. Od początku byłam przez nich "zahukana", miałam być prymusem, geniuszem, we wszystkim najlepsza, a gdy coś mi się nie udało - krzywdzili mnie straszną krytyką i mówili, że nic ze mnie nie będzie, bo jestem durna i głupia, za czwórki w szkole potrafili robić nieziemskie awantury i karać, kontrolowali wszystko od moich kolegów po chłopaków - z kim mam, a z kim nie mam się spotykać, nie mogłam zapraszać nikogo do domu, bo koledzy byli inwigilowani i wypytywani o to, czy czasem czegoś ze szkoły nie zataiłam... No i nic ze mnie nie jest, bo chociaż przebrnęłam przez szkoły i studia (2 fakultety) tak jak sobie tego życzyli, nie mam pracy i boję się ryzykować, by otworzyć coś swojego, o pracy u kogoś mogę pomarzyć, bo obojętnie gdzie pracowałam, czułam się winna wszystkiego i nie byłam pewna siebie i tego, czy wykonuję swoje obowiązki ok. Dochodziło do tego, że wymyślałam jakieś wymówki, by szybciej jechać do domu - coś w rodzaju ucieczki. Ciężko znosiłam każde niepowodzenie, krytykę, a miałam bardzo odpowiedzialne stanowisko. Po stażu zaproponowano mi 1/2 etatu na 3 miesiące i wylądowałam na bezrobociu. Za granicą sobie też nie poradzilam i bywały często dni, że w ogóle bałam się wyjść z domu. Teraz znów jestem u rodziców z moim mężem (który jako jedyny mnie wspiera) i znoszę upokorzenia codziennie, opiekuję się chorym gburowatym ojcem i egoistyczną matką... Nie możemy jeszcze się od nich uwolnić, bo to że nie mam pracy hamuje wszystko, całe życie i całą ucieczkę. Ciągle gram, uprawiam "aktorstwo", robię dobrą minę do zlej gry, bo w tym domu nie mogę nawet wyglądać na smutną lub nieszczęśliwą, bo "zestresuję" któregoś z nich... :lol: Za każdą krzywdę psychiczną, którą mi wyrządzają, obwiniają mnie: że zasłużyłam, że "zgrzeszyłam myślą" nawet. Nie jestem sobą i nie pamiętam, kiedy byłam. Ciągle mam poczucie winy za wszystko, ciągle żyję w strachu, wolę gdy wszystko naokoło mnie jest pozamykane, miałam ciągle hipochondryczne myśli i wyhodowałam sobie nadciśnienie, więc jestem na lekach. Nauczyłam się kłamać już w dzieciństwie, bo był to najlepszy mechanizm obronny przed awanturami. Im mniej wiedzieli - tym lepiej, ale nawet moje rozmowy tel. podsłuchiwali, listy czytali, zabraniali mi się zakochać, bo jestem na to za głupia i za naiwna. Nie miałam własnego pokoju, bo mój pokój był zaadaptowany na ich potrzeby, w moich szafach były ich rzeczy, a ojciec zrobił sobie z niego pokój telewizyjny, w którym leżał całymi dniami i oglądał tv. Drzwi musiały być cały czas otwarte, a kazali mi spać u babci w jednym pokoju z nią. Miałam być dumą i chlubą na zewnątrz, przed znajomymi, a w domu i tak mnie upokarzali do szpiku kości. Moje miejsce zabaw? Strych - bo tam rzadko ktoś przychodził. gdy "obraziłam rodziców" czymkolwiek: np.tym że nie odebrałam komórki, bo ...nie miałam zasięgu, następują ciche dni i robienie na złość: trzaskanie naczyniami, gdy śpię, krytyka mnie przed rodziną i znajomymi tak, bym słyszała, ojcowska awantura i bezpodstawne wyzywanie mnie od "gangren", "zaraz", "dziwek", "downów", "kalek" itd. A ja i mąż wszystko w domu robimy... Rodzice mają trawkę skoszoną, ogród podlany, zielsko wyrwane, śmieci wyrzucone, mają UGOTOWANE, jesteśmy na każde skinienie, nawet sprzęty domowe i wiele mebli są od nas...

 

Teraz mam napady paniki, strachu, szczeg. gdy dochodzi do konfrontacji z rodzicami. Mam wtedy przyspieszony puls, bicie serca, z trudem łapię oddech, jestem zlana potem, z głowy znikają wszelkie argumenty, ciągle mi się ręce trzęsą... Boję się ludzi, szczeg. urzędników, policjantów, nauczycieli, każdego kto może "wziąć do odpowiedzi" i przed kim będę musiała się tłumaczyć. Po każdym załatwianiu ważnej sprawy np. w urzędzie, choruję cały dzień: mam migreny, jestem przepocona... To tylko kropla w morzu tego, co przeżywam. Rodzice nie znają mnie, nic o prawdziwej "mnie" nie wiedzą, choć uparcie sądzą że tak. Wiecznie czuję, że ktoś wejdzie do pokoju i skontroluje, co robię i skrytykuje mnie, nakrzyczy... Brałam leki typu Asentra i Sedam, ale potem lekarz kazał je odstawić, bo za długo to trwało, a nie było poprawy... Ale czy jakieś leki pomogą, skoro przyczyna istnieje i ciągle się z nią stykam??

 

Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, że wreszcie o tym napisałam... Jak zawsze - niepewna jestem... Ale może lepiej się wygadać lub wypisać po 30 latach męczarni...

W każdym razie: dziękuję tym wytrwałym za lekturę i przepraszam za rozpisanie się. Pozdrawiam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to straszne jak rodzice potrafią zniszczyć człowieka:( Ja mam 17 lat i czuję to samo co Ty, choć aż takiego rygoru w domu nie miałam.... za to były inne problemy.. chociażby alkoholizm ojca. Przez lata, sukcesywnie zabijał we mnie godność i poczucie własnej wartości... a teraz chyba już nikt mi nie pomoże:/ Psycholog uważa, że mam tragiczne życie i bez tabletek nie poradzę sobie.... rezygnuję z terapii.. .co dalej nie wiem.. .ale sama sobie nie poradzę a już na maxa się zraziłam do tych nawiedzonych psychologów i tych gorszych- psychiatrów, którzy stwierdzili u mnie depresje, a ja jestem pełna życia, otwarta na nowe doznania , tylko że się boję.... i zmagam się z nerwicą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ardat-yakshi, Dobrze,że tu napisałaś.

Niestety wiem o czym mówisz.

Ja mam krytykującą matkę, ojciec nie lepszy od niej.

Szkoda,że mieszkacie z Nimi.

Idź na terapię i wyprowadźcie się od nich.

Ty żyłaś tak,żeby uszczęśliwić Ich, a nie siebie. Nawet nie wiedziałaś jak to jest, żeby siebie uszczęśliwiać.

Wyrządzili Ci wielką krzywdę. Oni tego nigdy nie zrozumieją.

Zanim zdecydowal się na dziecko, powinni przejść jakąć pedagogizację, połaczoną z terapią. A może i to by Im nie pomogło.

Doskonale Cię rozumiem.

Masz męża, wspiera Cię, wiec czego Ci więcej potrzeba? ich akceptacji? Oni nigdy Cię nie akceptowali taką, jaką jesteś.

Wynajmijcie sobie 1 pokój! Uciekajcie stamtąd. Tylko pogarszasz swoje samopoczucie bedąc tam.

I koniecznie-psychoterapia, która napewno Ci wiele rozjaśni, zresztą widzę,że jesteś świadoma wielu spraw. Ale jak to mówią....nieświadomość jest wielka.

Koniecznie psychoterapia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

będzie długo i nudno, ale czuję potrzebę wyrzucenia tego z siebie...

Właściwie to nie wiem od czego zacząć. W tej chwili mam 22 lata i z całą pewnością potrzebuje pomocy. ale zacznę może od początku.

Moje dzieciństwo z pozoru wydawało się być szczęśliwe. Rodzinka zasiadająca, co niedziele przy jednym stole, uśmiechająca się do ludzi na ulicy, podążająca razem do kościoła. Żabka-grzeczna, ułożona ambitna dziewczynka zbierająca świadectwa z czerwonym paskiem. Ale to tylko pozory. Właśnie to mnie najbardziej zawsze denerwowało, udawanie przez moich rodziców że wszystko jest ok. i że jesteśmy jedną wielką kochającą się rodziną.

A tak naprawdę? mój ojciec jest alkoholikiem.fakt nie pije od paru lat, ale gdy wcześniej nie stronił od alkoholu.

Moje pierwsze wspomnienie z nim związane: Byłam sama w domu, miałam parę latek. ojciec leżał pijany w przedpokoju, bałam się, że nie żyje. Zaczęłam rozpaczliwie wołać: „tato!”, Następnie zaczęłam go szarpać, później nawet zaczęłam kopa….

Pamiętam ciągłe awantury w domu, strach, że coś mu się stanie np., że zamarznie gdzieś w zimie, gdy miałam 10-11 lat dowiedziałam się, że ojciec pobił moją matkę, gdy powiedziała mu, że jest ze mną w ciąży…

Ale najgorsze była dla mnie to, że przez całe dzieciństwo czułam się beznadziejna i niepotrzebna. Mam 3 siostry starsze ode mnie o ponad 10 lat. Byłam takim „popychadłem”, które niczego nie rozumie i nie powinno się w nic wtrącać. Czułam się bezradna widząc rodzinne awantury gdy ojciec groził np, że zabije moją siostrę, gdy próbowano go jakoś obezwładnić. Ojciec nie pił codziennie, może nie był alkoholikiem,może pił bo nie mógł wytrzymać z moją matką??

Rodzice nigdy nie okazywali mi swoich uczuć. Matka nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha, nie przytuliła, przez to sama miałam ogromny problem z ich okazywaniem. Głupie przytulenie np. z przyjaciółką było dla mnie czymś koszmarnym.. Teraz jest trochę lepiej… ogólnie mam zły kontakt z rodzicami. Ojciec nigdy się mną nie interesował, nie wtrącał się w moje wychowanie, również nie rozmawiał ze mną. Natomiast jedyne tematy podejmowane przez moja matkę to: kościół, szkoła i jedzenia. Kościół-, bo co ludzie powiedzą jak jej córka nie będzie chodzić do kościoła, szkoła-, bo co ludzie powiedzą jak jej córka nie skończy studiów, jedzenie- zawsze byłam baaardzo szczupła-, co ludzie powiedzą jak jej córka wpadnie w anoreksje. Nigdy nie było ważne to, co czuje! Co z tego, że przez 2 miesiące przeżywałam piekło i płakałam całymi dniami, bo nauczyciel wf „za bardzo mnie polubił”. Całymi dniami płakałam, nawet nauczyciele w szkole wysyłali mnie do psychologa, a matka nie zauważyła nic.. Myślała, że chodzę „niewyspana”. Gdy powiedziałam im o wszystkim (musiałam im powiedzieć, bo ta sprawa dotyczyła też mojej koleżanki, która powiedziała o wszystkim rodzicom i wywiązała się afera w szkole) rodzice to zlekceważyli. Nie rozmawiali nawet ze mną na ten temat, nie pozwolili mi też zmienić szkoły. ich córka musiała przecież chodzić do najlepszego liceum w mieście.

Najgorsze jest właśnie to, że nie mam żalu do własnego ojca, tylko do matki. nie wiem, co do niej czuje? żal, złość?. Każde jej słowo skierowane do mnie odbieram jako atak. Z jednej strony ją nienawidzę , z drugiej nienawidzę siebie za to co do niej czuję.

Z matką mam złe relacje, ale przynajmniej jakieś mam. Ojciec jest mi całkowicie obojętny. Jest bo jest. Nigdy w nic się nie miesza.

Zawsze dobrze się uczyłam, ale nie wiem czy robiłam to dla siebie czy dla matki. zawsze nie byłam dla niej wystarczająco dobra, nigdy mnie nie chwaliła. Zawsze sprawiała,że czułam się do d... Nie powiedziała tego w prost, ale uważa,że do niczego się nie nadaje... Jak podejmuje się jakiegoś wyzwania to z góry zakłada,że mi się nie uda. To nie pomaga wierzyć w siebie...

Trzy lata temu dostałam się na wymarzone studia w jednej z najlepszych uczelni.I wtedy czar prysł. Studia całkowicie mnie przerosły. Nie chodzi tutaj o to, że nie byłam wystarczająco inteligentna i postawiłam sobie poprzeczkę za wysoko. Byłam a raczej wciąż jestem za mało odporna psychicznie. Nie radziłam sobie z samą sobą, swoją przeszłością i studiami. Całe dnie spędzałam na szlochaniu w poduszkę. w końcu zrezygnowałam. wiedziałam,że przeciwnym razie zwariuje lub stanie się coś złego Nie może być tak, że każde nawet najmniejsze potkniecie na mojej życiowej drodze, kończy się upadkiem na samo dno.

Nigdy nie potrafiłam radzić sobie ze swoimi problemami. Zwykłe niepowodzenie powodowało u mnie skrajną rozpacz, tygodnie przesiedziane w domu, przepłakane w samotności. nie radzę sobie również ze stresem. potrafię się „roztrząść” z powodu najmniejszej głupoty.

Nie akceptuje siebie. Zauważyłam ,że mam coraz większe problemy z nawiązywaniem kontaktów z ludzmi.gdy poznaje kogoś nowego, szczególnie gdy jest to osoba ładna itd. Wstydze się patrzeć jej w oczy. Wyobrażam sobie , że ta osoba myśli: ?Boże jaka ona jest brzydka?. Wiem jestem szczupła, faceci się mną interesują. Ale nie potrafie wymienić 1 części swojego ciała którą bym akceptowała? Nie wierze w siebie i to czasem bardzo przeszkadza. od 2 lat studiuje w innym mieście i czuję się cholernie samotna. Mam chłopaka, ale brakuje mi przyjaciółki z którą mogłabym pogadać… niestety nie potrafię inicjować spotkań, itd. Obawiam się odrzucenia, bo to uczucie towarzyszyło mi przez całe dzieciństwo. i pewnie czuję się tak nadal.

amen.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chodziłam na psychoterapię,niestety musiałam ją przerwać jak wyjechałam na studia. szkoda mi bardzo, bo moj psycholog był swietny....

a teraz trudno znów zebrac się na odwagę by się przed kimś otworzyć. Poza tym trudno o dobrego psychologa... Zależałoby mi na terapii psychodynamicznej bo taka się u mnie dobrze sprawdzała... niestety nie wiem gdzie mogę znaleźć takiego psychologa w Warszawie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

żabka, w Warszawie zapewne poradni jest mnóstwo.Jednak fakt trafić na kogoś dobrego nie jest łatwo. Może ktoś z forum Ci kogoś poleci, zajrzyj na wątek ;)

Rozumiem Cię, mimo że w moim domu nikt nie nadużywał alkoholu to też spełniałam rolę takiego dziecka, w końcu jednak opadamy z sił..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poradni jest sporo, ale prywatnych. Niestety nie stać mnie na prywatną terapię. A psycholodzy NFZ? Trafiłam na 2 panie i sama nie wiem ,która z nich była gorsza... :D Do tego miłe Panie w rejestracji,które na słowo "psycholog" zaczęły ze mną rozmawiać jakbym była opóźniona w rozwoju do tego ze śmiercią w oczach (jakbym miała za chwile je zamordować:D)

teraz się z tego śmieje, ale wtedy nie było mi do śmiechu;)

jest jakiś wątek z polecanymi specjalistami?bo nie wiem gdzie szukać;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buu,

 

hej buuu!

JA jestem podobnej sytuacji jak Ty,sama pochodzę w takiego ,,dobrego domu''.

moje błedy ją mi notorycznie wypominane,choćby nie pozwoliliby mi o nich zapomnieć.wg ojca ciągle coś robie źle,do niczego sie nie nadaje.ciagle mnie dołuje i gnębi.

za to wszystko co mi zrobił życze mu smierci!

i te ciągłe powtarzanie,,ze chcą dla mnie najlepiej''nie umie już tego słuchać,

nie chce tego a robie to co oni mi każą.to jakiś obłed!!!moje potrzeby zawsze szły w kąt,bo oni zawsze wiedzieli lepiej czego mi trzeba czego nie.

mam niskie poczucie własnej wartości.czuje sie nikim.od 16 roku życia choruje na depresje.nie mam nikogo.

 

jak chcesz to pisz,chetnie Tobą pogadam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chodziłam na psychoterapię,niestety musiałam ją przerwać jak wyjechałam na studia. szkoda mi bardzo, bo moj psycholog był swietny....

a teraz trudno znów zebrac się na odwagę by się przed kimś otworzyć. Poza tym trudno o dobrego psychologa... Zależałoby mi na terapii psychodynamicznej bo taka się u mnie dobrze sprawdzała... niestety nie wiem gdzie mogę znaleźć takiego psychologa w Warszawie...

Poprzeglądaj proszę ten wątek:

 

topic-t11716-560.html

 

Ja właśnie chodzę na psychoterapię w nurcie psychodynamicznym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znalazłam w necie mitingi w moim mieście - wybieram się jutro. czy ktoś miał okazję na takowe uczęszczać? jak się przełamać i nie pozwolić ogarnąć się paniką, że i tak nic nie pomoże, że to nie miejsce dla mnie itp? pytam, bo w poprzednim miejscu zamieszkania byłam na jednym, ale zwiałam po 5 minutach :? właściwie, to już nie wiem gdzie szukać pomocy - może takowa nie istnieje, ale dla spokoju sumienia, żeby nie było, że nie zrobiłam wszystkiego, co dostępne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem tu nowa.. nawet nie jestem pewna czy w dobrym wątku się wpisuję.. szukałam przyczyn mojego "dziwnego" zachowania.. i tak odkryłam, że cechy DDD pasują (niestety) do mnie. co tu dużo mówić, nie radzę sobie tak jak powinnam. dla mnie odkrycie co może byc tego przyczyną jest dużym szokiem i pewną nowością. może się mylę, jeżeli tak wyprowadźcie mnie proszę z błędu, może to coś innego. krótki opis życia rodzinnego - ciągłe awantury, zupełny brak uczuć między rodzicami, bywał alkohol i ja wtedy przerażona w jakimś ciemnym kącie czekałam aż minie kolejna, całonocna awantura, później musiałam pocieszać tatę i być przy nim (to człowiek bardzo wykształcony, ja miałam mu służyć za doradcę - mama się nie sprawdzała w tej roli). alkohol z czasem minął, ale nie awantury. dodam, że nigdy nie był to alkoholizm. na mnie spoczywała rola osoby ratującej życie i rodzinę. mama była zawsze popychadłem, zupełnie zaniedbana nie dbała też o mnie, ani o moje potrzeby, ale była przewrażliwiona i snuła zawsze najczarniejsze hipotezy paraliżując mnie strachem, głównie w kwestii zdrowia. Tata - dominujący, inteligentny, wykształcony, surowy i chwiejny emocjonalnie. to pokrótce. ja dziś - kobieta trzydziestoletnia w związku. w naprawdę bliskie relacje uczuciowe jestem wstanie wejść tylko z partnerem. oni jednak jak gdyby tego nie widzą, nie czują ? nie wiem jak to określić, przynajmniej nie do końca. ja kocham za bardzo. na byle błahostkę reaguję nieadekwatnie, zdaje sobie z tego sprawę dopiero po czasie, jestem w każdej chwili gotowa skończyć związek, nie potrafię zaufać - staram się, ale to mnie przerasta. chcę mówić o tym co czuję partnerowi - ale jak zaczynam nie wiem jak skończyć, wydaje mi się to głupie. boję się, że go stracę, boję sie jak wychodzi, że nie wróci. zawodowo - pracuję ponad siły, ale nie daje mi to satysfakcji, wszystko wydaje mi się bez znaczenia, nie prawdziwe. ogólnie ludziom - nie ufam, choć paradoksalnie jestem dość lubianą osobą (tak mi się wydaje), nie pokazuję tego co tak naprawdę czuję. daję się wykorzystywać, bo nie umiem się przeciwstawić, reaguję na takie sytuacje tak jakbym stała obok siebie i robiła to co dana osoba oczekuje. mam tysiąc i jeden lęków. oczywiscie kłamię bez potrzeby, bo wydaje mi się, że tylko tak ktoś mnie zaakceptuje (staram się już nad tym zapanować)boję się odpowiedzialności etc..wybaczcie, że się tak rozpisałam, ale pierwszy raz tak wszystko zaczęłam analizować i pierwszy raz o tym mówię. co mam sama z sobą zrobić ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję za odpowiedź. nie, nie byłam na terapii, zawsze starałam sobie radzić sama.. ale zrozumiałam, że trudno to już nazwać radzeniem sobie. to życie w jakiejś nieprawdzie, na pól gwizdka, w wiecznych lękach. nie bardzo wiem gdzie szukać takiej terapii ani jak się do tego zabrać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

earlgray, na początek idź do psychiatry... może da Ci jakieś leki wspomagające, zapytaj go o terapię, na pewno zna jakieś ośrodki i coś Ci poleci oraz da skierowanie

widzisz sama że sobie z tym nie radzisz, napisałaś na forum... a to już pierwszy krok

życzę powodzenia :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć

niedawno udzielałam się że tak źle mi w związku i go skończyłam z pomocą dobrych rad mojej rodziny :( a teraz znowu pisze bo mi źle. Właśnie pokłóciłam się z matką i wylałam wszystkie żale skrywane od dzieciństwa że mnie nie kochała wystarczająco, że byłam uważana za "diabelskie dziecko", że wiecznie porównywała mnie do innych bo nie byłam wystarczająco dobra, że byłam wiecznym popychadłem w domu. Boże co ja zrobiłam że wróciłam do domu z którego kilka lat temu uciekałam bo miałam dość a teraz mój synek wysłuchuje tego wszystkiego :( najgorsze jest to że staram się i szukam pracy ale jest wieczne ale że źle szukam a przecież normalnie daje na życie ale wiecznie jest mi wypominane że nie mam pracy i szczerze mówiąc nie szukam dokładnie bo i tak jak znajde będe miała wypomniane że byle jaka praca... najgorsze jest to że niewiem teraz co robić :( zakończyłam mój związek a w domu nie mam racji normalnego bytu zostało mi tylko pójście pod most :( cholernie boje się że znowu jak nadarzy się jakaś chora okazja wpakuje się w negatywną relacje żeby tylko uciec :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iskierka marzeń, moim zdaniem przede wszystkim powinnaś popracować na wpojeniem sobie takiego jednego bardzo ważnego przekonania... Nikt nie da Ci szczęścia oprócz Ciebie samej. Nie uzależniaj swojego bytu od żadnego faceta... bądź samowystarczalna... masz dziecko... to już do czegoś motywuje.. szukaj pracy dalej i nie zwracaj uwagi na komentarze rodziców. To Twoje życie... nie ich....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady B nie uzależniam się od kogoś tylko odkąd pamiętam zawsze biegłam za kimś żeby mnie kochano :( zawsze marzyłam o tym może to śmieszne ale tak jest to odkąd pamiętam zawsze było moim największym marzeniem :( i dlatego boje się wpakować w chorą relacje a kwestia finansowa nie stanowi problemu staram się bo robie prawko, ucze się języka i załatwiam sobie wyjazd zagranice więc staram sie ale coraz ciężej mi jest brakuje mi drugiego ramienia żebym mogła pogadać, przytulić się :( kiedyś myślałam że jestem DDA bo mój ojciec popijał ale ost widze że to raczej DDD bo właśnie ojca mi najbardziej brakuje bo tylko on mi mówił że jestem mądra, śliczna cała naj :) a od matki nigdy tego nie słyszałam :( jedno mnie cieszy że mam synka któremu zawsze mówie jemu że jest kochany, mądry, śliczny i cały naj naj naj i że jego kocham najmocniej na świecie :) ciesze się że widze swój problem i że staram się z nim walczyć o lepszą "psychike" dla mojego dziecka :) sorki że tak wpadam wygadać się ale nie mam do kogo napisać, z kim porozmawiać :( dzięki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×