Skocz do zawartości
Nerwica.com

ardat-yakshi

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ardat-yakshi

  1. Hejka, masz dokładnie to, co ja To na pewno nie jest "osobowość unikająca". Nerwica - tak.
  2. Spróbuję... ...Nawet bałam się i wstydziłam tutaj napisać. Kopę lat walczę z nerwicą lękową. Mój problem polega na tym, że przyczynę tej nerwicy znam i nie mogę jej wyeliminować Jest to przemoc psychiczna, której doświadczam w domu ze strony rodziców praktycznie codziennie, a mam już 30 lat. Od początku byłam przez nich "zahukana", miałam być prymusem, geniuszem, we wszystkim najlepsza, a gdy coś mi się nie udało - krzywdzili mnie straszną krytyką i mówili, że nic ze mnie nie będzie, bo jestem durna i głupia, za czwórki w szkole potrafili robić nieziemskie awantury i karać, kontrolowali wszystko od moich kolegów po chłopaków - z kim mam, a z kim nie mam się spotykać, nie mogłam zapraszać nikogo do domu, bo koledzy byli inwigilowani i wypytywani o to, czy czasem czegoś ze szkoły nie zataiłam... No i nic ze mnie nie jest, bo chociaż przebrnęłam przez szkoły i studia (2 fakultety) tak jak sobie tego życzyli, nie mam pracy i boję się ryzykować, by otworzyć coś swojego, o pracy u kogoś mogę pomarzyć, bo obojętnie gdzie pracowałam, czułam się winna wszystkiego i nie byłam pewna siebie i tego, czy wykonuję swoje obowiązki ok. Dochodziło do tego, że wymyślałam jakieś wymówki, by szybciej jechać do domu - coś w rodzaju ucieczki. Ciężko znosiłam każde niepowodzenie, krytykę, a miałam bardzo odpowiedzialne stanowisko. Po stażu zaproponowano mi 1/2 etatu na 3 miesiące i wylądowałam na bezrobociu. Za granicą sobie też nie poradzilam i bywały często dni, że w ogóle bałam się wyjść z domu. Teraz znów jestem u rodziców z moim mężem (który jako jedyny mnie wspiera) i znoszę upokorzenia codziennie, opiekuję się chorym gburowatym ojcem i egoistyczną matką... Nie możemy jeszcze się od nich uwolnić, bo to że nie mam pracy hamuje wszystko, całe życie i całą ucieczkę. Ciągle gram, uprawiam "aktorstwo", robię dobrą minę do zlej gry, bo w tym domu nie mogę nawet wyglądać na smutną lub nieszczęśliwą, bo "zestresuję" któregoś z nich... Za każdą krzywdę psychiczną, którą mi wyrządzają, obwiniają mnie: że zasłużyłam, że "zgrzeszyłam myślą" nawet. Nie jestem sobą i nie pamiętam, kiedy byłam. Ciągle mam poczucie winy za wszystko, ciągle żyję w strachu, wolę gdy wszystko naokoło mnie jest pozamykane, miałam ciągle hipochondryczne myśli i wyhodowałam sobie nadciśnienie, więc jestem na lekach. Nauczyłam się kłamać już w dzieciństwie, bo był to najlepszy mechanizm obronny przed awanturami. Im mniej wiedzieli - tym lepiej, ale nawet moje rozmowy tel. podsłuchiwali, listy czytali, zabraniali mi się zakochać, bo jestem na to za głupia i za naiwna. Nie miałam własnego pokoju, bo mój pokój był zaadaptowany na ich potrzeby, w moich szafach były ich rzeczy, a ojciec zrobił sobie z niego pokój telewizyjny, w którym leżał całymi dniami i oglądał tv. Drzwi musiały być cały czas otwarte, a kazali mi spać u babci w jednym pokoju z nią. Miałam być dumą i chlubą na zewnątrz, przed znajomymi, a w domu i tak mnie upokarzali do szpiku kości. Moje miejsce zabaw? Strych - bo tam rzadko ktoś przychodził. gdy "obraziłam rodziców" czymkolwiek: np.tym że nie odebrałam komórki, bo ...nie miałam zasięgu, następują ciche dni i robienie na złość: trzaskanie naczyniami, gdy śpię, krytyka mnie przed rodziną i znajomymi tak, bym słyszała, ojcowska awantura i bezpodstawne wyzywanie mnie od "gangren", "zaraz", "dziwek", "downów", "kalek" itd. A ja i mąż wszystko w domu robimy... Rodzice mają trawkę skoszoną, ogród podlany, zielsko wyrwane, śmieci wyrzucone, mają UGOTOWANE, jesteśmy na każde skinienie, nawet sprzęty domowe i wiele mebli są od nas... Teraz mam napady paniki, strachu, szczeg. gdy dochodzi do konfrontacji z rodzicami. Mam wtedy przyspieszony puls, bicie serca, z trudem łapię oddech, jestem zlana potem, z głowy znikają wszelkie argumenty, ciągle mi się ręce trzęsą... Boję się ludzi, szczeg. urzędników, policjantów, nauczycieli, każdego kto może "wziąć do odpowiedzi" i przed kim będę musiała się tłumaczyć. Po każdym załatwianiu ważnej sprawy np. w urzędzie, choruję cały dzień: mam migreny, jestem przepocona... To tylko kropla w morzu tego, co przeżywam. Rodzice nie znają mnie, nic o prawdziwej "mnie" nie wiedzą, choć uparcie sądzą że tak. Wiecznie czuję, że ktoś wejdzie do pokoju i skontroluje, co robię i skrytykuje mnie, nakrzyczy... Brałam leki typu Asentra i Sedam, ale potem lekarz kazał je odstawić, bo za długo to trwało, a nie było poprawy... Ale czy jakieś leki pomogą, skoro przyczyna istnieje i ciągle się z nią stykam?? Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, że wreszcie o tym napisałam... Jak zawsze - niepewna jestem... Ale może lepiej się wygadać lub wypisać po 30 latach męczarni... W każdym razie: dziękuję tym wytrwałym za lekturę i przepraszam za rozpisanie się. Pozdrawiam.
×