Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

symp, ja żadnemu mojemu partnerowi nigdy nie powiedziałam, co ze mną dokładnie nie tak, bo... sama nigdy tego nie wiedziałam. :? Dopiero po kilku miesiącach terapii okazało się, że anoreksja, fobia społeczna, huśtawki nastroju, krzywdzenie się psychiczne i fizyczne, okresowe stany depresyjne, lęki, agresja to jedynie objawy towarzyszące innemu właściwemu problemowi. :? Aczkolwiek mój pierwszy chłopak wiedział o mojej anoreksji, o tym, że chodziłam do psycchologa, znał mnie bardzo dobrze... Do pozostałych partnerów nie miałam już takiego zaufania, i były to raczej przelotne, nawyżej półroczne znajomości...

Fajnie, że znowu się odezwałaś. :smile: Jak się czujesz, jak kondycja psychiczna? Pozdrawiam ciepło!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dzięki brakowi leków,coraz bardziej zatapiam się w symptomach swojego "ja".czyli kompletnie zderorganizowanego,zaburzonego smutnego królestwa,znanego tylko mi.Boli.Czy bywa łatwiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu - ma boleć. Niestety. Bez leków zaczynasz czuć i może być coraz trudniej, ale to kolejny krok. A ja Ci powiem, że nie brałam leków i nie biorę nadal, a zaczynam ostatnio coraz mniej czuć. Łapie mnie dość często derealizacja i wszystko staje się wtedy dla mnie mało ważne, obojętne... :?

Jak w tym tygodniu było na terapii u Ciebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź Joaśka, czyli jednak naturalnie to wychodziło... tak sobie pomyślałam, że przecież jeśli naprawdę będzie mnie kochał, to co za różnicę będzie mu robił rodzaj F w mojej karcie :P

I wydaje mi się, że poznasz tego jedynego, który zaopiekuje się Tobą i będziesz miała do niego pełne zaufanie, sto razy większe niż do terapeutki :) zobaczysz staniesz na nogi, będziesz twardo stała na gruncie życia, przekonana co do wartości swego ja, wewnętrznie silna, wtedy poznasz kogoś z kim razem będziecie dążyć przez życie i będzie to zdrowy związek i żadne nie będzie się podtrzymywało na drugim :) życzę Ci tego (i podświadomie sobie też, kiedyś nam się uda :) )

 

czyli, jak widzisz, kondycja psychiczna u mnie ostatnio dobra :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie symp - jeśli będzie kochać naprawdę to będzie przy Tobie niezależnie od nazwy jednostki chorobowej... Będzie Cię wspierać w ciężkich chwilach.

Co do tego czy poznam kogoś takiego... Muszę szczerze przyznać, że poznałam - i to kilka takich osób. "Trafiałam" na mężczyzn bardzo opiekuńczych, wrażliwych, silnie angażujących się w uczucie, mogłam zawsze na nich liczyć... To głównie przeze mnie każdy mój związek się rozpadł, a to dlatego, że ja nie potrafię utrzymać na długo więzi, bliskiej relacji... Duszę się... Gdy kogoś przy mnie nie ma to za nim cholernie tęsknię i kocham go z całej siły, ale gdy ten ktoś jest blisko mnie to tylko szukam zaczepki, wszystko mi w tej osobie przeszkadza, denerwuje i nienawidzę jej... :roll: Staje się to męczące dla obydwu stron, w końcu ja nie mogę tego znieść i po prostu odchodzę... :( Oczywiście potem żałuję swojej decyzji, często wracam... Ale wiadomo - po kilku takich moich "wyskokach" druga strona ma tego w końcu dosyć, za bardzo cierpi. Ja również... Tak było z każdym moim związkiem. W sumie prawie straciłam nadzieję, że kiedyś będzie inaczej. Wpływ na to może mieć fakt, że ciężko mi znieść bliskość fizyczną faceta. Może gdy się uporam z tym dzięki terapii.., może wtedy jednak będzie inaczej..?

Chociaż powiem Ci, że z moim pierwszym chłopakiem byłam 5 lat, a to myślę - długo. Był to związek burzliwy, przez ostatni rok bardzo się kłóciliśmy, rozstawaliśmy się i wracaliśmy do siebie... I akurat tu powodem głównym była jego zaborczość, chęć kontrolowania mnie, co spotęgowało moją późniejszą niechęć do niego, coraz rzadziej się widzieliśmy, zaczęło mi się w końcu wydawać, że on myśli tylko o jednym, tj. o moim ciele, a ja nie mogłam już znieść bliskości intymnej. Przestaliśmy się rozumieć. Potrafiłam poderwać się z kanapy krzycząc "zostaw mnie!", gdy mnie próbował objąć. :roll: Ech, skomplikowane to było, ciężko to wszystko wytłumaczyć. W każdym razie poczułam ulgę, gdy odeszłam na dobre, choć potem bardzo cierpiałam, bo bardzo się do tego chłopaka przywiązałam.

Cieszę się ogromnie, że u Ciebie dobrze, z Twojego postu płynie pozytywne nastawienie, optymizm, ciepło - i tak trzymaj! I pisz czasem co u Ciebie nowego. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

A ja zauważyłam u siebie ,że jak jest weekend to nie mogę się odnaleźć, najlepiej to leżałabym, spałabym. Tak było wczoraj. mam takie cholerne napięcie...napięciowy ból pleców i szyji, który prominiuje na tył głowy,że nie jestem w stanie zrobic nic (tak mi się wydaje),żeby mi to przeszło. Odczucie ognia w tych miejscach. Takie samopoczucie sprawia,że czuję się fatalnie psychicznie. Od rana płaczę, bardzo łatwo jest mnie wyprowadzic z równowagi, reaguję wybuchem złości. Dzisiaj już sprowokowałam rano taką sytuację w domu.

Nie wiem z czego Joasiu te napięcia, zwłaszcza w czasie wolnym od pracy. Podejrzewam,że to od braku zajęć i zorganizowania sobie czasu.

W piątek w pracy zaczęłam układać plan dla obsługi i administracji na nowy rok szkolny. Od września mam zrobić cięcia stanowisk w związku z oszczędnościami. Już rozmawiałam z pracownikami. Sekretarce muszę obciąc etat z 1 na 0,75, czyli dwie godziny.Wiesz...do tej pory sekretarka pracowała w godzinach 7-15.

Wczoraj jak zaczęłam układać ten plan siedzialam u sekretarki, nagle jej mówię,że ona też będzie pracowaa w innych godzinach pracy. A ona do mnie mówi "tak pani dyr. od 7-13", a ja do niej "Nie Pani ...... od 8-14". Była tym poruszona. A mi było bardzo ciężko się jej sprzeciwić. Wiem Joasiu z czego to wynika...za bardzo spoufalona jestem z nią.

Wytłumaczyłam,że nie moze pracować do 13-tej,że jeszcze jak będzie jezdziła z dokumentacją do księgowości to jużo 12-ej jej nie będzie na placówce,że tak nie moze być. A potem zmiękłam, powiedziałam,że od 7:30-13:30 będzie pracowała, mówilam wszystko,żeby się nie poczuła dotknięta. I zła jestem na siebie, znowu zła,że nawet w tak prostej sytuacji nie potrafię postawic na swoim. W końcu to ja odpowiadam za organizacjępracy i ustalam ją tak,żeby było dobrze. Po co mi sekretarka do 13-tej? Ja nie będę odbierałą telefonów, nie mam na to czasu.

Odnoszę wrazenie,ze każdy sobie bimba w pracy.

Ostatnio nie miał kto posików dziecciom dać. Wyobrażasz sobie? Wszyscy na L-4. Jedna woźna była tylko na 4 oddziały. Byłam w takiej desperacji,ze dzwoniłam do ZUS-u, pytałam jak wygląda procedura kontroli pracowników na L-4. Niektóre przypadki L-4 poprostu kwestionuję. Wcześniej nie podchodziląm z taką złością do pracowników. Teraz kazda sprawa, każda dosłownie jest z mojej strony traktowana jak spod lupy. Joasiu...myślisz,ze w koncu sobie zdałam sprawę z tego,że muszę miec to wszystko pod kontrolą? Wcześniej jakoś się to kręciło.

Najgporsze jest to,że nie wiem czy przesadzam czy dobrze postępuję. Odnoszę wrazenie,że nie jestem konsekwentna w swoich decyzjach. Do świętego spokoju jestem w stanie podjąć decyzję taką,żeby to ten ktoś był zadowolony, a ja potem się wkurzam. I powiem Tobie,że nie wiem czy te zdarzenie z piątku nie rzutuje na moje samopoczucie wczorajsze i dzisiejsze.

POprostu nie umiem powiązać swojego samopoczucia ze zdarzeniami. A moze to od pogody? Ciągle leje....

Piszę to, dlatego,że myślę,że jesteś w stanie ocenić sytuację.....obiektywnie.

Te podejmowanie decyzji sprawia mi naprawdę teraz kłopoty, borykam sie ciągle ze swoimi myślami czy zrobiłam dobrze.....jestem juz tym zmęczona. Nie umiem byc bezwzględna. A jak się staram....to potem mam wyrzuty sumienia,że krzywdzę innych. Albo przychodzą myśli,że krzywdzę siebie jeśli komuś zrobię dobrze. Rozumiesz?

A z tą kontrolą ZUS-owska się wstrzymałam, nie chcę zaogniać. Jutro przychodzi jedna pracownica z obsługi z L-4...ją też chciałam skontrolować przez ZUS, ale skoro przychodzi....to juz nie ma sensu uruchamiać tej procedury. Mało tego......to na wniosek dyrektora....więc jakby ona sie zapytała urzędnika z ZUS-u dlaczego jest kontrolowana podczas zwolnienia to i tak dowiedziałaby się,ze to na mój wniosek. Wyobrażasz sobie potem stosunki w pracy? Po takim zaszczuciu? fakt jest jeden.....niektórzy nadużywają L-4.

Jutro terapia. Znów będę poruszałą to zdarzenie, o którym Tobie teraz tu napisałam. I znowu przeżyję to emocjonalnie.Dlaczego nie mam satysfakcji z tego,ze podjęta przeze mnie deccyzja jest tą dobrą decyzją? W czym leży problem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko,

widzę, że bardzo rozpamiętujesz każdą podjętą decyzję... Przeżywasz... Nie jesteś pewna czy dobrze robisz. Bo.. nie wierzysz w siebie..? Wiem, że chcesz, żeby każdy Cię lubił, szanował, doceniał. Czasem tak nie jest. Zwłaszcza w przypadku bycia na stanowisku kierowniczym. Czasem pewne decyzje są niemiłe dla pracowników, a pracodawca i tak musi je podjąć. To nieuniknione. Powiedziałabym raczej, że jest to wręcz wpisane w „życiorys” szefa. Nie pastw się nad sobą. Nie wracaj 1000 razy do tej samej sprawy w myślach, spróbuj po prostu zapomnieć. Myśl o przyszłości, nie wracaj wciąż do przeszłości.

Zauważyłam, że bardzo skupiasz się na pracy, również na sesji. Tylko na niej..? A gdzie inne Twoje sprawy..? Żyjesz pracą... Ja kiedyś tak żyłam uczelnią. I to był błąd. Spróbuj dostrzec coś poza swoją pracą, może wtedy będzie Ci łatwiej godzić się z podejmowanymi decyzjami...

Pytasz Moniko, skąd te napięcia w czasie wolnym od pracy... Organizm właśnie wtedy odreagowuje stres – w czasie wolnym. Potrafimy się sprężyć i zmobilizować w sytuacji stresowej, ważnej, a potem „odchorowujemy” to, gdy możemy sobie na to pozwolić. Nawet w przypadku migren udowodniono naukowo, że pojawiają się one właśnie po stresie, najczęściej w weekend, gdy możemy odpocząć. Kiedyś organizm musi odreagować. A może w weekend mogłabyś się zapisać na jakieś zajęcia? Nie wiem – jakiś sport, kurs językowy, coś związanego z Twoimi zainteresowaniami? Odwróciłabyś swoją uwagę od natrętnych myśli, zapomniałabyś o napięciu...

Tak, myślę, że dostrzegłaś swój błąd polegający na zbytnim pobłażaniu pracownikom, ponosisz tego konsekwencje i w rezultacie złościsz się nie tylko na pracowników, ale podświadomie i na samą siebie, może nawet głównie na siebie. Wiem, że ciężko jest Ci teraz zmienić relacje z pracownikami, ale bądź konsekwentna i nie miej z tego powodu wyrzutów sumienia, bo tak powinno być! Nie możesz wykonywać ich obowiązków za nich, spełniać ich każdej prośby! Spróbuj podejmować decyzje w zgodzie z samą sobą, a nie takie, które zadowolą pracowników... Chcesz być super szefową? Nie osiągniesz tego pobłażając im. Oni nigdy nie będą zadowoleni w pełni i za każdym razem będą chcieli więcej... Nie skrzywdzisz ich, jeśli nie zgodzisz się na coś, o co proszą, a jest to sprawiedliwe z Twojej strony. Za to bardzo skrzywdzisz siebie jeśli będziesz się na coś zgadzać tylko dlatego, żeby byli zadowoleni choć wiesz, że tak nie powinno być.

Twoje samopoczucie wynika też na pewno w pewnym stopniu ze zmian pogody, ja też źle się czuję, i psychicznie i fizycznie. Jest mi ciężko. W ogóle mam doła i spadek formy. Jest nie najlepiej.

Trzymaj się ciepło i daj znać jak po sesji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

Hej Joasiu.

Dziękuję,ze odpisałaś.

Masz rację skupiam siezbytnio na pracy bo narazie sama ze sobą nie umiem przebywać, mówię to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Kiedys tak nie było. Poprostu sama ze sobą źle się czuję. Musiałabym zapełniać swój czas wolny jakimiś zajęciami. Czesto zstanawiam sie co by to mogło być. Teraz to nawet skupić nie mogę się na czytaniu. Kiedyś uwielbiałam to robić. Czytałam książki, czasopisma, rozwiązywałam krzyżówki. Głupie malowanie sobie paznokci sprawiało mi przyjemność.Lubiłam pobyc sama ze sobą. Teraz jest inaczej, bronię się przed tym,żeby nie być sama ze sobą, często kładę się i przesypiam dzień, zwłaszcza w weekendy. Nie dość,ze się nudzę sama ze sobą to nie wiem np. co chcialabym robić. dzisiaj tą kwestię poruszałyśmy na sesji.Mam się zastanowić , pomyśleć nad tym co chcialabym robić poza pracą. Jak tak czytam to co teraz napisałam....to czuję się tak jakbym musiałą się wszystkiego uczyc od nowa. To co kiedyś sprawiało mi przyjemność na dzień dzisiejszy nie stanowi dla mnie czegos o co mogłabym się podeprzeć. Wierzę w to,że to okres przejsciowy. Przecież niemozliwe jest,żeby nie mieć zainteresowań.

Kiedyś grałam na pianinie, skonczyłam kurs stylizacji paznokci, jako nauczyciel robiłam dużo ciekawych rzeczy...plastycznych i muzycznych.

Potrafiłam sobie zająć czas wyszywając serwetki lub gotujac cos smacznego. A dzisiaj? Nie wiem dlaczego.....ale uwierz......mam awersję do wszystkiego.Albo jestem zbyt leniwa,żeby podjąc jakieś kroki. Cały czas mam przeświadczenie w sobie,że samej mi się nie chce. Wolałabym z kimś......z kimś pójść na basen, z kimś pójść na aerobic, z kimś pobiegać. Ale nie mam z kim.........

Wiem,że ta "działkę" chcialabym czymś zapelnić, czymś co mnie pochłonie.

A Twoje spostrzeżenia Joasiu okazały siębyć bardzo trafnymi. Doszłam do wniosku ,że lepiej opodejmować decyzje z perspektywy bycia szefem. Tym bardziej,ze jestem najmłodsza w pracy. Wcześniej robiłam to z perspektywy dziecka patrzacego na rodzica, czy starszą osobę.Na zasadzie przeniesienia. Nie mówię,że jest mi łatwo,żeby w koncu powiedzieć "nie", ale cały czas próbuję. W zwiazku z tym mam ciągłe konflikty bo nie dowierzam,ze podjęłam słuszną decyzję, cały czas w obawie,ze dla kogoś krzywdzącą. I masz rację,że jestem szefem i mam prawo wymagac od pracowników. Tego się będę trzymała. Mało tego.....to sąrelacje z ludźmi. Jeśli będę pobłażliwa w kontaktach z ludźmi ....to i w życiu mogę przyjmować taką postawę, a tu chodzi o separowanie się więc także o wyrobienie swojego zdania, sądu i opinii w różnych dziedzinach życia. To wszystko funkcjonuje na zasadzie przeniesienia.

Kurcze, Joasiu moja terapeutka jest niesamowita.

Dzisiaj na zkaonczenie zapytała się mnie z jaką najbliższą osobą przyjmuję takie relacje jak w pracy...nasza rozmowa opierała się na przykładach. Powiedziałam jej,ze z mamą. A ona, ze no własnie. Ze ja motam sie bo raz mamę potrzebuję, raz się od niej separuję. Kłoce się, a potem znów rozmawiam. Złoszczę się na nią, a jednak potrzebuję jej opinii. Zaczynam sie łapać na sytuacjach kiedy np dzwonię do mamy bo chcę jej o czymś opowiedzieć. A po skończonej rozmowie sama siebie pytam po co do niej dzwoniłam. Terapeutka mi powiedziała,że ja w rozmowie z nią będę przenosila zachowania z relacji z mamą. Pytała czy mam opory przed terapią, powiedziałam jej,ze ostatnio tak,że często się zastanawiam o czym będziemy rozmawiały na sesji,że jadę do niej zła bo napewno sobie o mnie myśli,że jestem męcząca,że jestem stara du.a, i nie mam innych zmartwień jak tylko zamęczanie własną osobą,że nie żyję w komforcie sama ze sobą. Mowiłam jej,że jestem zła,że muszę chodzic na terapię,że chodzę bo chcę to zrobić dla siebie. A ona to skwitowała stwierdzeniem,że mam konflikt bo z jednej strony chce być samodzielna, a z drugiej strony oczekuję pomocy. Ze tak samo postepuję z mamą. Z jednej strony potrzebuję mamę, a z drugiej strony jestem na nią zła. Powiedziałam jej,że z mamą byłoby dobrze gdyby byla milsza dla mnie, nie czepiała się, miała inne podejscie, powiedziałam jej,ze mam często mnie denerwuje,że nie zawsze siez nia zgadzam, ale łapię się na tym,że zależy mi na jej opinii w różnych sprawach. POtem właśnie terapeutka switowała moją wypowiedź tak,że ja siezaczynam separować i mam konflikt. Acha i dała mi jeszcze do zroumienia,że mam wyraźniej opowiadać o swoich emocjach. Trochę tego nie rozumiem. Chyba chodzi o to,że nie wyrażam swoich odczuć i emocji......ale nie jestem pewna.......mi się wydaje,ze opowiadając jej o czymś mówię wszystko i nie umiem jej czegos opowiedzieć inaczej.....tzn........teraz mi wpadła na myśl sprawa zwiazana z tym,że moze jej chodzi o to,ze za mało we mnie emocji? Sama nie wiem...... Może coś się wyklaruje w tygodniu w mojej głowie........

Joasiu....ciężka ta terapia...............niby zauwazam coś, jakieś zaleznosci i mje konflikty, ale nie umiem jeszcze nic na nie poradzić. Terapeutka uważa,ze swietnie sobie radzę.........

Świetnie tak....jak jestem w ciągłym działaniu...........jak coś robię....w pracy........załatwiam sprawy jakieś, jezdzę gdzieś. A w domu? W domu jest pustka narazie. Chcę,żeby to się zmieniło.

Czuję sietaka uwięziona w sobie, w swoich ułomnościach i nie zauważam żadnych plusów, zalet. Mam nadzieję,że to przejściowe.

 

Joasiu, a Ty jak spędzasz weekendy? W tym tygodniu chyba idziesz na terapię tak? czujesz opór przed nią? Bo ja na początku terapii.....czyli 7 miesiecy temu czekałam na każdą sesję. teraz się to zmienilo. Niby czekam wiem,że to dla mojego dobra, a przed sesją strach, lęk i obawy co będzie. Czy moja psychika cos skrywa nieswiadomie, albo świadomie, cos,żeby tylko nie wyszło na jaw? Bo odnoszę takie wrazenie.......

Mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Lepiej się nie zadreczać i nie myśleć na zapas. Bo taka tezmoja uroda......zawsze się wszystkim przejmowałam i przejmuję na zapas. Chciałabym z perspektywy patrzeć na to wszystko i miec do wielu spraw dystans. A moze ja juz nad tym pracuję nie wiedząc o tym? ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję sie tego świata

tak bardzo się boję,że chowam się w szklanych kulkach,za mlecznymi szybami..

i niby moglabym wyjść,

ale czując jak może być na zewnątrz-łapią mnie mdłości,skurcze i histeria

postanawiam jednak nie wychodzić.

a mój psychiatra mówi: za parę lat pani Hanno..

do tego czasu będę musiała śnić niezwykłe sny,budzic sie rano z pytaniem:jak moglam o tym zapomnieć?

walczyc z przymusem zamknięcia drzwi,ktore wciąż się otwierają,przez które ciągle wchodzą niechciane obrazy,wspomnienia martwe,choc dziwnie żywe...

trzymam się mocno ścian,marząc o jakimś sensownym uchwycie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest źle. Byłam na terapii. Odrealnienie, trudno było mi skupić się na rozmowie z terapeutką. Czas minął, bo minął, a dzisiejsza sesja nic mi nie przyniosła. Po sesji jeszcze większe odrealnienie. Może odzwyczaiłam się od terapeutki przez dłuższą przerwę? Albo znowu znieczulam się na siebie i świat. Bez odbioru.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

A ja sobie tak pomyślałam,że przerwy w terapii to jakiś znak dla Ciebie Joasiu. Nie myśl w ten sposób,że sesja nic Tobie nie przyniosła. Przyniosła....tylko jeszcze tego nie dostrzegasz. Jakaś nowa myśl zaświta Ci do glowy, pojawi sięjakisnowy problem zwiazany z relacją z terapeutą po przerwie. Jesteś do niej przywiazana. Podswiadomie nie jesteś na nią obrazona i zła? MOże Twoje oczekiwania po tak długiej przerwie rozminęły się z tym co zastałaś na terapii? Tak jakbyś zareagowała starchem na spotkanie z terapeutka po dłuższej przerwie.....to mi się nasuwa na myśl.

Joasiu jak pójdziesz na kolejną sesję opowiedz terapeutce o tym co czułaś. Skoro nie wiesz co mogło być przyczyną tego odrealnienia znaczy to,ze mozesz mieć w dalszym ciągu konflikt w relacji z nią. Tylko jaki? Przychodzi Tobie coś nowego na myśl?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko,

przed sesją czułam ogromne napięcie. Zanim tam dotarłam byłam 5 razy w toalecie. :-/ Gdy już tam się znalazłam – totalna derealka, wszystko za mgłą... Napięcie, emocje związane ze spotkaniem były widocznie zbyt silne. A zła jestem na siebie, bo przez to nie poruszyłam spraw, o których chciałam z nią rozmawiać. Mózg mi się tam wyłączył. Nawet nie pamiętam za bardzo co mówiłam, o czym. Gdy stamtąd wyszłam odrealnienie stało się jeszcze większe, nie poznawałam za bardzo miasta, musiałam bardzo uważać, żeby mnie samochód nie potrącił, bo już mi się kilka razy po sesji zdarzyło, że widziałam samochód a jednocześnie jakby go nie dostrzegałam, szłam a on musiał się zatrzymywać z piskiem...

Ja bardzo przeżywam każde spotkanie z nią. A po dłuższej przerwie to już w ogóle...

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie wytrzymam w tym domu. Muszę za wszelką cenę szukać sposobu, żeby się stąd wyprowadzić, bo zwariuję albo się poddam nie mając siły dalej żyć.

 

[Dodane po edycji:]

 

Napięcie.

Pustka.

Ból.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, Ty nie pracujesz?

Najszybszy sposób to znaleźć jakąś pracę i z kimś mieszkanie wynajmować, albo sam pokój. To jest do zrobienia.

 

Dziwnie się czuję, z tym F60, w zasadzie wiem, że mogę sobie to wkręcić (jak wszystko inne), ale większość kryteriów diagnostycznych osobowości paranoicznej u mnie się zgadza. Nie wiem co o tym myśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paradoksy, nie pracuję, bo jestem w kiepskiej kondycji fizycznej, dopadły mnie różne syfy po długotrwałym wyniszczeniu organizmu przez anoreksję i tak się to ciągnie od roku, nie mogę się za bardzo z tego wygrzebać, i tak jest już lepiej, ale wciąż mój stan fizyczny pozostawia wiele do życzenia. Wcześniej mieszkałam poza domem rodzinnym w Wawie, studiowałam, udzielałam korepetycji, żyłam na najwyższych obrotach. A teraz... :roll::( Nawet na uczelni bywam bardzo rzadko (bynajmniej nie z powodu lenistwa czy lęku). Leczę się, pani doktor mnie pociesza, że będzie dobrze, tylko mam się nie poddawać, że potrzeba dużo cierpliwości... Hmm... Tym to akurat nie grzeszę. :evil:

Zdiagnozowano mi też fibromialgię, nie jest to optymistyczna wizja, lekarz powiedział, że moja praca ma być lekka, nie obciążająca, nie stresująca, nie męcząca, bo zmęczenie fizyczne i psychiczne bardzo nasilają dolegliwości. :(:pirate: Nawet wyjazd na psychoterapię jest dla mnie dużym wysiłkiem fizycznym, po dniu spędzonym na wyjeździe kolejny dzień lub dwa muszę odpoczywać, polegiwać. :(:pirate:

Moim problemem jest też to, że ja nawet nie wiem do jakiej pracy bym się nadawała abstrahując już od mojego stanu fizycznego. W jednej chwili jestem przekonana, że byłabym dobrą nauczycielką, w drugiej, że to beznadziejny pomysł. Mam tysiąc pomysłów na minutę i nic z tego nie wynika. :(

Co do mieszkania – dokładnie, myślałam o wynajęciu pokoju w jakimś mieszkaniu studenckim.

Spokojnie, F60 to nie wyrok. :) Aczkolwiek rozumiem, że dziwnie się z tym czujesz... :roll: Wiesz, nie ważne jaką ma się przypisaną Fkę. Pomyśl, czy Twoje problemy są przez to inne, zmieniły się??? Sama diagnoza jednostki chorobowej niewiele znaczy, ona nie zmienia życiowej sytuacji. Ważne jest za to prostowanie swojego skrzywionego w pewnych sferach życia, skupianie na tym co nas dręczy, boli. A nie na Fce. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

NIe poszłam dzisiaj do pracy. Zadzwoniłam po urlop. A teraz sobie tak siedzę i myślę,że to nie byl najlepszy pomysł.Mam wrażenie,ze terapia mi nie pomaga. Albo właśnie pomaga....przez to,że mi oczy otwiera....gorzej sie czuję.........nie potrafię tego zrozumieć.

Siedzę, piję kawę , głowa mnie boli, nie mam ochoty i chęci do niczego, brak motywacji do czegokolwiek. Joasiu już nie wiem co ze sobą zobić. Nie umiem się niczym zająć, mogłabym ponadrabiać zaległości z pracy....bo są takowe. Ale mnie doslownie od nich odrzuca. A leżeć ileż można.

Jestem zła na rodziców, mam pretensje do całego swiata i do siebie też. Ostatnio źle na mnie działa krytyka innych. To nawet nie jest krytyka, tylko ktoś zwrócił mi uwagę,że mam to i to zmienić w projekcie organizacyjnym, mi się wydawało ,że dobrze go zrobiłam. Kiedyś mnie to motywowało,żeby coś zmienić, żeby szybko oddac w terminie, a teraz mi to zwisa i powiewa brzydko mówiąc. I te pytanie terapeutki siedzi mi w głowie " Proszę się zastanowićnad tym co chciałaby pani robić w czasie wolnym od pracy".

NIE WIEM K.RWA CO CHCIAŁABYM ROBIĆ!!!

Dlaczego mnie nie cieszy same przebywanie ze sobą?

Boję się,że mnei depresja dopadnie.......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, a praca biurowa? Trochę hmm, przesrane, bo w KAŻDEJ pracy są jakieś stresy.. No ok, ewentualnie w bibliotece nie ma ;) Ale myślę, że póki co praca jako nauczycielka w tym momencie nie zrobiła by Ci za dobrze. Fajnie, że w ogóle masz jakieś pomysły, bo ja kompletnie nie wiem co mogę ze sobą zrobić.

Spokojnie, zawsze możesz się łapać czegokolwiek a potem zmienić pracę :lol: Przynajmniej ja tak do tej pory robiłam. Kiedyś miałam zacząć jako fakturzystka (moja pierwsza prawdziwa praca po stażu) i zupełnie sobie siebie w tym nie widziałam, a po paru miesiącach.. Byłam w tym najlepsza i uwielbiałam to robić :twisted: Także wiesz... Czasami trzeba do czegoś dojść metodą prób i błędów ;)

 

Monika1974, odpisałam Ci co robić w tym wypadku w temacie 'jak się dzisiaj czujecie' i dalej swoje zdanie podtrzymuję. ;)

 

Joaśka, jeszcze odnośnie tej fki. Ja po prostu nie przypuszczałam, że tyle gówna sie mnie trzyma, zupełnie przypadkowo wylądowałam u psychiatry, a teraz dochodzi mi ciągle diagnoz... A zawsze myślałam, że taka jestem bo to kwestia charakteru, czy żałoby po prostu.. Teraz 3 diagnozy. Sweet. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja powoli wariuje, czuję, że zmierzam do punktu styczniowego, chociaż nie. Jest teraz nieco inaczej. Lubię swoją pracę, chodzę do niej chętnie, zostaję po godzinach, niestety nie widzę "uznania". Męczę się też w pewnym "układzie". Ja bym chciała, on czasem tak, czasem nie, nikt nic nie mówi, niby nie, ale jak sie spotykamy to jesteśmy blisko, nie wiem co mysleć, jak odbierać. Napisałam mu smsa, że chcę jasnej sytuacji. Nie chcę deklaracji, ale albo kumple i zero bliskości i wszystkiego co jest poza zwykłym kumpelstwem, no albo coś działamy. Nie odpisał... być może nie odpisze, dla mnie to też będzie odpowiedź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie zdiagnozowano zaburzenia osobowości - osobowość narcystyczna, z cechami osobowości niedojrzałej.

Mam to od lat, nie widzę nadziei. Nie chce mi się nic, nie mam motywacji, boję się pracy, nie widzę sensu życia oraz

po prostu nie chce mi się żyć - nie mam ochoty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaqzax,

 

Jedyna nadzieja -terapia. Najkrótsza 2 lata.

 

2 lata = 20000zł, oj biedni ci moi rodzice :/ 27 letniemu koniowi, ehh, taniej by wyszła eutanazja ;)

 

ja słyszałem zę 5 lat rozystko zęby przez nastepne rozgrzebujesz to wsystko żeby przez następne 10 to leczyć to mamy 15 latek czyli 150 tyś hmmm chyba w lotka wygram to może zaczne :)dramat

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaqzax, Nie wiem ile u Ciebie, w Twojej miejscowosci kosztuje godzina sesji. Ja mam to szczęscie,że płacę jeszcze 70 zł. Wychodzi około 4 000 na rok więc około 8000 na dwa lata, no niech będzie 10 000 zł.

Nie wiem skąd wziąłeś taki cennik. Wizyta u Was kosztuje 200 zł? Zdziercy! ;)

 

Ale pomyśl, lepiej wydać i zainwestować w siebie przez dwa lata,żeby potem w miarę sobie radzic. Przynajmniej będziesz miał swiadomość,że zrobiłeś "wszystko",żeby się jakoś ogarnąć.

Piszesz o rodzicach, dlaczego oni mają Tobie opłacać terapię?

Nie jest czasami tak,że zbytnio się od nich uzależniłeś? Masz konflikt. Z jednej strony czujesz się jak dorosly-palisz zioło, a z drugiej oczekujesz,że zapłacą Tobie za sesje.

Od 9 lat jesteś pelnoletni. Nie jesteś zdolny do podjecia zadnej pracy? Nawet chałupniczej?

 

[Dodane po edycji:]

 

magic,

 

Najlepiej położyc się, nie wstawać z łóżka, czekać aż manna sama spadnie z nieba. Nie opłaca sie podejmować żadnych wysiłków bo po co?

Po co przepracować swoje emocje i rozgrzebywać cały ten syf skoro fajnie jest w tym syfie siedzieć.

Najlepiej to myśleć z przerażeniem o tych 15-tu latach, czekać aż kosa zapuka i nas do siebie zaprosi.

Kazdy tylko słyszy, słyszy tu, słyszy tam. A może lepiej zdementować pogłoski? wziąśc się chociaż trochę za życie, spróbować skorzystac z pomocy skoro juz sami nie potrafimy sobie pomóc?

 

Nawet, jeśli to ma być 15 lat. Jako 20 latkowie mozna zacząc się leczyc by w kwiecie wieku, mając 35 być zdrowym jak koń ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×