Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj malw123,

 

A próbowałaś może iść do psychologa lub psychiatry? jeśli naprawdę utrudnia Ci to życie to może warto się zastanowić nad wizytą. Rozumie Cię ponieważ mam coś podobnego, zresztą można przeczytać parę postów wyżej. A dziś trzymasz się jakoś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malw123, witaj :smile:

Przykro mi, że twoja mama to bagatelizuje. Też uważam, że powinnaś pójść do lekarza, widzę, że problem jest już naprawdę poważny.

 

Corpse, osoba z emetofobią nie da sobie zrobić gastroskopii.

 

A jak spędzasz wakacje ? Masz spokój od ataków ?

Nie mam ataków, odpoczywam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

osoba z emetofobią nie da sobie zrobić gastroskopii.

 

Też tak myślałam, ale w narkozie da radę :D Tylko, że przy emeto gastroskopia w ogóle potrzebna nie jest.

 

Cieszę się Mireille, że masz spokój :D Korzystaj z tej wolności, póki możesz.

 

malw123 Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale ja miałam przez wiele lat zupełny spokój od tej fobii, aczkolwiek gdyby wtedy się ktoś mnie zapytał w środku nocy czego najbardziej się boję, to odpowiedziałabym mu bez wahania, że wymiotów. Niestety od jakiegoś czasu mam nawrót objawów i związane z tym lęki. Czekam aż znowu mi przejdzie. Ciekawe, czy się doczekam :bezradny: ?

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim!

 

Do dnia dzisiejszego nie wiedziałem, że lęk przed wymiotowaniem ma swoją specyficzną nazwę i można o tym mówić jak o każdym innym schorzeniu. Widzę, że niniejszy wątek jest bardzo obszerny, dlatego moja lektura ograniczyła się do kilku pierwszych oraz ostatniej strony. W wolnej chwili chętnie przejrzę resztę, jednak na chwilę obecną mam do Was pewne pytania....

 

Moja żona walczy z depresją i nerwicą od paru ładnych lat. Wszystko zaczęło się od małych epizodów w liceum. Później w czasach studiów przyszedł nawrót ze zdwojoną siłą. Żona schudła kilkanaście kilogramów, nie mogła jeść, bała się że zwymiotuje. Kilka razy się to zdarzyło, ale jesteśmy pewni że nie było żadnego czynnika pokarmowego - po prostu nerwy. Pojawiły się silne bóle brzucha, zasłabnięcia... Psychiatra stwierdził nerwicę i przepisał Rexetin. Żona brała go kilkanaście miesięcy (może kilka lat... zagubiłem się w rachubie). Następnie pojawił się nam dzidziuś... Małżonka na czas ciąży i tuż po porodzie odstawiła lek - czuła się przy tym dobrze i dużą e tym robotę `odwaliły` hormony.

 

Półtorej roku od porodu pewne objawy zaczęły wracać - różne fobie, lęk przed wychodzeniem z domu, lęk przed wymiotowaniem, ciągłe dopytywanie czy wszystko co Żona je jest świeże etc. Po dłuższych namowach Małżonka wróciła do leku i leczenia. Z powrotem dostała Rexetin, jednak po kilku miesiącach zaszła w drugą ciążę (jeżeli ktoś chciałby nas w tym momencie czytania oskarżyć o lekkomyślność - żona ma szereg nieuleczalnych schorzeń wrodzonych związanych z budową i funkcjonowaniem jajników i macicy, stąd z każdym rokiem czy miesiącem szanse na potomstwo maleją, a oboje pragnęliśmy co najmniej dwójki maluchów. Mamy po 25 lat, jednak w naszym przypadku czas ma niebagatelne znaczenie.).

 

Żona jest w 4 miesiącu ciąży, choroba wróciła i daje się we znaki. Podobno Rexetin można brać w ciąży poza pierwszym trymestrem, jednak nie można go przyjmować w trakcie i przed karmieniem piersią, dlatego Małżonka będzie się zapewne wzbraniała przed farmakoterapią...

 

Po tym nieco przydługim wstępie, kieruję pytania do osób którym leczenie przyniosło skutki:

1. Jakie leki stosowaliście ?

2. Czy przydatna była jakaś forma terapii ? Na czym polegały ?

3. Gdzie się leczyliście ?

4. Jak poza leczeniem mogę pomóc Małżonce? - staram się jak mogę, tłumaczę i odpowiadam na każde pytanie o to czy będzie wymiotować, o to czy jest jej niedobrze itd. Jednak puszczają mi nerwy starałem się i tłumaczyć spokojnie i stanowczo, a gdy brakowało mi już sił i sam załamywałem ręce krzyczałem, że wszystko jest dobrze, że wszystko jest ok, i że nie będzie wymiotowała.... Bez względu na moje reakcje lęk pozostawał. Czułem i czuję się strasznie, bo widzę jak Żona się męczy, robię co mogę by jej pomóc, a jednak każdego dnia ponoszę sromotną klęskę....

 

Proszę Was o rady i odpowiedzi.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj nieco_zagubiony,

 

co do leczenia farmakologicznego, to nie jestem Ci w stanie wiele poradzić, bo sama z powodu lęku przed skutkami ubocznym leków praktycznie się nie leczę ( poza doraźnie branymi benzodiazepinami, do zażywania których nikogo nie zachęcam, bo są to leki raczej do krótkotrwałego stosowania i wiążą się z bardzo dużym ryzykiem uzależnienia przy regularnym braniu ). Z tego, co wyczytałam tu na forum, to kobiety na czas ciąży raczej nie decydują się na branie paroksetyny ( substancja czynna leku Rexetin ), ale podkreślam - nie jestem ekspertem od farmakologii i to zawsze należy indywidualnie skonsultuwać z lekarzem psychiatrą / plus dodatkowo ginekologiem.

Zastanawiam się, jak Twoja żona w ogóle znosi okres ciąży ... Wiesz, wiele kobiet zmagających się z emetofobią, nie wyobraża sobie ciąży właśnie ze względu na objawy, jakie moga im towarzyszyć na jej początku. Z tego co piszesz, rozumiem, że potrzeba posiadania dzieci jest dla niej bardzo ważna, skoro jednak się zdecydowała, być może ona tego w ogóle nie kalkulowała. To daje pewną nadzieję na to, że Twoja żona nie jest tak bardzo uwikłana w tą fobię, jak niektóre z nas. Z drugiej strony, skoro żona czuje się teraz kiepsko, ma nasilenie lęków, to warto byłoby się zastanowić nad jakimś doraźnym acz bezpiecznym "uspokajaczem", który pozwoliłby jej w miarę spokojnie przetrwać ten czas ( być może pomogłaby Hydroksyzyna, na niektóre osoby działa świetnie, podobno ma nawet działanie przeciwwymiotne, ale tu muszę zaznaczyć, że na pewno nie pomoże każdemu i przede wszystkim nie mam pojęcia, czy w czasie ciąży można ją brać - dlatego zachęcam Was do udania się do psychiatry, żeby na spokojnie z nim przedyskutować, czym żona mogłaby się doraźnie wspomóc, ale żeby było to bezpoieczne dla dziecka ).

 

Psychoterapia na pewno jest ważna i bez wątpienia w wielu sprawach bardzo przydatna, tylko powiem Ci szczerze, że nie wiem, czy akurat ten moment jest najwłaściwszy na jej rozpoczynanie. Po pierwsze - psychoterapia jest procesem naprawdę długofalowym i nie ma co oczekiwać rezultatów po kilku spotkaniach. Po drugie - na początku może wystąpić nawet pogorszenie samopoczucia, o czym terapeuta powinien poinformować, ale jest to na pewno czynnik, który niejdenego pacjenta zniechęca, a co dopiero kobietę w ciąży. Podczas terapii trzeba się przygotować na zmierzenie się z wieloma nieuświadomionymi, a nieraz i bolesnymi sprawami, które czasami naprawdę trudno udźwignąć. Wielu terapeutów zaleca równoczesne branie leków i chodzenie na terapię, ale tu znowu wkraczamy w kwestię, na ile jest to możliwe w chwili obecnej. I w końcu po trzecie - trzeba mieć zwyczajnie farta, żeby trafić na tego właściwego terapeutę, z którym nawiąże się nić porozumienia i przed którym będzie się w stanie otworzyć.

 

Tak jak ja to widzę nieco_zagubiony, to teraz największa odpowiedzialność za to wszystko spada na Ciebie, stety lub nie. Musisz zdać sobie sprawę, że osoba z emetofobią ( podobnie jak z każdą inną fobią ) w momencie gdy ma atak paniki, odczuwa paraliżujący ją strach, nie myśli racjonalnie ! Tego nie zmienisz i na to nie masz wpływu. Być może w normalnej sytuacji, gdy jest wszystko w miarę OK, to ona Ci nawet powie - no czego tu się bać ?, ale wystarczy, że nadchodzi atak, strach, przerażenie i myślenie ponownie wraca na stare tory - wszystko tylko nie to, żebym tylko nie wymiotowała. Musisz to jasno zrozumieć, że dla emetofobika nie ma gorszej rzeczy niż wymioty, oddałby wszystko, byleby tylko one nie istaniały. I cóż ja Ci tu dużo mogę dodać - tak, jeżeli Twoja żona tego właśnie od Ciebie oczekuje, bo to jej najbardziej pomaga, to musisz jej za każdym takim razem powtarzać, że na pewno nie będzie wymiotować, że wszystko będzie dobrze, żeby zobaczyła, że tyle razy nic jej się nie stało, to i tym razem tak będzie ( no chyba, że akurat Twoja żona woli w takiej sytuacji być sama - niektórzy i tak mają - wtedy po prostu daj jej spokój ). Racjonalne argumenty, a już na pewno nerwy i krzyki nic tu nie dadzą ( ja rozumiem, że dla zdrowego człowieka to jest totalne szaleństwo, jakaś kosmiczna głupota, ale dla emetofobika w momencie ataku - uwierz mi to nieraz kwestia życia czy śmierci ), wiem to z własnego doświadczenia. Postaraj się być spokojny, opanowany i jak najbardziej wyrozumiały, jeżeli naprawdę zależy Ci na niej, na waszym związku, a z tego co piszesz, odnoszę wrażenia, że jej dobro leży Ci bardzo na sercu. Po prostu zaakceptuj ją taką jaka jest, nawet z tą "fanaberią".

 

Na koniec być może trochę Cię pocieszę. Dla mnie lęk przed wymiotami jest największym lękiem na świecie, nazywam go nawet "lękiem egzystencjalnym", mam go od wczesnego dzieciństwa, ale przez wiele lat miałam z tym zupełny spokój. Po prostu dobrze się wtedy czułam, nie było mi niedobrze, nie miałam napadów lęku, to i o tym nie myślałam. A że wrócił sobie 3 lata temu, to już zupełnie inna bajka. Liczę, że i teraz znowu w końcu da mi od siebie odpocząć ;)

 

Pozdrawiam Cię najserdeczniej jak tylko się da, życzę Tobie wiele sił i wytrwałości przy trwaniu z nią w tych trudnych momentach, trafienia na właściwego lekarza, który nie zbagatelizuje problemu żony, tylko podejdzie do niego z empatią, zrozumieniem i szczerą chęcią pomocy.

 

Trzymaj się dzielnie :D - Arasha

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj nieco_zagubiony,

Witaj!

Serdecznie dziękuję za tak szybką odpowiedź.

 

co do leczenia farmakologicznego, to nie jestem Ci w stanie wiele poradzić, bo sama z powodu lęku przed skutkami ubocznym leków praktycznie się nie leczę ( poza doraźnie branymi benzodiazepianmi, do zażywania których nikogo nie zachęcam, bo są to leki raczej do krótkotrwałego stosowania i wiążą się z bardzo dużym ryzykiem uzależnienia od nich przy regularnym braniu ). Z tego, co wyczytałam tu na forum, to kobiety na czas ciąży raczej nie decydują się na branie paroksetyny ( substancja czynna leku Rexetin ), ale podkreślam - nie jestem ekspertem od farmakologii i to zawsze należy indywidualnie skonsultuwać z lekarzem psychiatrą / plus dodatkowo ginekologiem.

 

Na razie konsultowaliśmy to tylko z psychiatrą. Ja jestem za włączeniem leków, żona chciałaby tego uniknąć. Leki na pewno będziemy konsultować z lekarzem prowadzącym, jednak chciałem się wcześniej dowiedzieć czy są jakieś inne - skuteczniejsze/bezpieczniejsze medykamenty.

 

Zastanawiam się, jak Twoja żona w ogóle znosi okres ciąży ... Wiesz, wiele kobiet zmagających się z emetofobią, nie wyobraża sobie ciąży właśnie ze względu na objawy, jakie moga im towarzyszyć na jej początku. Z tego co piszesz, rozumiem, że potrzeba posiadania dzieci jest dla niej bardzo ważna, skoro jednak się zdecydowała, być może ona tego w ogóle nie kalkulowała. To daje pewną nadzieję na to, że Twoja żona nie jest tak bardzo uwikłana w tą fobię, jak niektóre z nas. Z drugiej strony, skoro żona czuje się teraz kiepsko, ma nasilenie lęków, to warto byłoby się zastanowić nad jakimś doraźnym acz bezpiecznym "uspokajaczem", który pozwoliłby jej w miarę spokojnie przetrwać ten czas ( być może pomogłaby Hydroksyzyna, na niektóre osoby działa świetnie, podobno ma nawet działanie przeciwwymiotne, ale tu muszę zaznaczyć, że na pewno nie pomoże każdemu i przede wszystkim nie mam pojęcia, czy w czasie ciąży można ją brać - dlatego zachęcam Was do udania się do psychiatry, żeby na spokojnie z nim przedyskutować, czym żona mogłaby się doraźnie wspomóc, ale żeby było to bezpoieczne dla dziecka ).

 

Żona bardzo się tego bała. Tym bardziej że musiała nagle odstawić Rexetin. Pierwszy trymestr był bardzo uciążliwy, ale chęć posiadania dziecka pozwalała Żonie dzielnie się trzymać. Wielokrotnie wymiotowała i często było jej niedobrze, ale gdy tylko jej się nieco polepszało mówiła, że to od ciąży i że daje radę. Z czasem jednak wymiotów było mniej, a strachu przed nimi więcej....

 

Psychoterapia na pewno jest ważna i bez wątpienia w wielu sprawach bardzo przydatna, tylko powiem Ci szczerze, że nie wiem, czy akurat ten moment jest najwłaściwszy na jej rozpoczynanie. Po pierwsze - psychoterapia jest procesem naprawdę długofalowym i nie ma co oczekiwać rezultatów po kilku spotkaniach. Po drugie - na początku może wystąpić nawet pogorszenie samopoczucia, o czym terapeuta powinien poinformować, ale jest to na pewno czynnik, który niejdenego pacjenta zniechęca, a co dopiero kobietę w ciąży. Podczas terapii trzeba się przygotować na zmierzenie się z wieloma nieuświadomionymi, a nieraz i bolesnymi sprawami, które czasami naprawdę trudno udźwignąć. Wielu terapeutów zaleca równoczesne branie leków i chodzenie na terapię, ale tu znowu wkraczamy w kwsetię, na ile jest to możliwe w chwili obecnej. I w końcu po trzecie - trzeba mieć zwyczajnie farta, żeby trafić na tego właściwego terapeutę, z którym nawiąże się nić porozumienia i przed którym będzie się w stanie otworzyć.

 

Psychoterapia była zalecana już wcześniej, ale psychiatra kazała się nieco wstrzymać, aż lek zacznie działać, tym sposobem żona odłożyła to na wieczne nigdy i teraz pomysł na nowo odżył w naszych umysłach, w formie kolejnego punktu zaczepienia dla nadziei, że może psychoterapia pomoże zwalczyć schorzenie bez leków.

 

Tak jak ja to widzę nieco_zagubiony, to teraz największa odpowiedzialność za to wszystko spada na Ciebie, stety lub nie. Musisz zdać sobie sprawę, że osoba z emetofobią ( podobnie jak z każdą inną fobią ) w momencie gdy ma atak paniki, odczuwa paraliżujący ją strach, nie myśli racjonalnie. Tego nie zmienisz i na to nie masz wpływu. Być może w normalnej sytuacji, gdy jest wszystko w miarę OK, to ona Ci nawet powie - no czego tu się bać ?, ale wystarczy, że nadchodzi atak, strach, przerażenie i myślenie ponownie wraca na stare tory - wszystko tylko nie to, żebym tylko nie wymiotowała. Musisz to jasno zrozumieć, że dla emetofobika nie ma gorszej rzeczy niż wymioty, oddałby wszystko, byleby tylko one nie istaniały. I cóż ja Ci tu dużo mogę dodać - tak, jeżeli Twoja żona tego właśnie od Ciebie oczekuje, bo to jej najbardziej pomaga, to musisz jej za każdym takim razem powtarzać, że na pewno nie będzie wymiotować, że wszystko będzie dobrze, żeby zobaczyła, że tyle razy nic jej się nie stało, to i tym razem tak będzie ( no chyba, że akurat Twoja żona woli w takiej sytuacji być sama - niektórzy i tak mają - wtedy po prostu daj jej spokój ). Racjonalne argumenty, a już na pewno nerwy i krzyki nic tu nie dadzą ( ja rozumiem, że dla zdrowego człowieka to jest totalne szaleństwo, jakaś kosmiczna głupota, ale dla emetofobika w momencie ataku - uwierz mi to nieraz kwestia życia czy śmierci ), wiem to z własnego doświadczenia. Postaraj się być spokojny, opanowany i jak najbardziej wyrozumiały, jeżeli naprawdę zależy Ci na niej, na waszym związku, a z tego co piszesz, odnoszę wrażenia, że jej dobro leży Ci bardzo na sercu. Po prostu zaakceptuj ją taką jaka jest, nawet z tą "fanaberią".

 

Na koniec być może trochę Cię pocieszę. Dla mnie lęk przed wymiotami jest największym lękiem na świecie, nazywam go nawet "lękiem egzystencjalnym", mam go od wczesnego dzieciństwa, ale przez wiele lat miałam z tym zupełny spokój. Po prostu dobrze się wtedy czułam, nie było mi niedobrze, nie miałam napadów lęku, to i o tym nie myślałam. A że wrócił sobie 3 lata temu, to już zupełnie inna bajka. Liczę, że i teraz znowu w końcu da mi od siebie odpocząć ;)

 

Pozdrawiam Cię najserdeczniej jak tylko się da, życzę Tobie wiele sił i wytrwałości przy trwaniu z nią w tych trudnych momentach, trafienia na właściewego lekarza, który nie zbagatelizuje problemu żony, tylko podejdzie do niego z empatią, zrozumieniem i szczerą chęcią pomocy.

 

Trzymaj się dzielnie :D - Arasha.

 

Jestem świadomy odpowiedzialności która na mnie spoczywa. Żona bardzo często podkreśla to jak ważne dla niej jest zwykłe głupie 'Wszystko jest w porządku. Jestem z Tobą.'. Staram się jak mogę by zawsze być dla niej oparciem, ale bywają momenty gdy brak mi już sił. Borykam się z różnymi złymi myślami, ale nie mam czasu nawet udać się z tym do jakiegoś lekarza. Czasem tych problemów jest już zbyt wiele, człowiek chciałby schować się jak dziecko pod kołdrę, czuć się bezpiecznie, spokojnie i beztrosko, wierząc że ta zwykła kołdra jest murem niezniszczalnym i zapewniającym całkowitą protekcję przed złem czychającym w całym tym życiu. W takich chwilach najgorzej znoszę ataki mojej Małżonki. Zwykłe 'chyba mi niedobrze' staje się spłonką w pocisku pełnym złości, rozgoryczenia i bezsilności.... Wówczas wybucham. Później jest mi z tego powodu głupio bo wiem, że to nie jest od niej zależne.

 

Pozdrawiam i dzięki za wsparcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nieco_zagubiony,

 

nie wiem, jaką dawkę tego Rexetinu Twoja żona zażywała, ale jeżeli było tak jak piszesz, że odstawiła nagle tzn. dnia na dzień bez stopniowego zmniejszania dawki, to część objawów mogła wynikać również z tego ( są to tzw. objawy odstawienne ). Musicie sobie oboje również zdawać sprawę z tego, że czasami tak bywa ( naczytałam się tego już trochę ), że lek, którym komuś raz pomógł brany po jakimś czasie nie dał już żadnego efektu. Mam nadzieję, że z Twoją żona tak nie będzie i po urodzeniu dziecka będzie mogła kontynuować leczenie. Bo z tego co rozumiem paroksetyna na jakimś etapie pomogła jej ... ?

 

Wiem, naprawdę wiem, że Ci trudno, ale z zaburzeniami psychicznymi ( jakimikolwiek ) to jest zazwyczaj trudna i długa droga do trwałego wyleczenia. To nie wyrostek, który się wytnie i po sprawie ( aczkolwiek i tam mogą pojawić się komplikacje ). Psychika człowieka to naprawdę niesamowicie skomplikowana machina i nigdy nie wiadomo, kiedy nam coś wywinie.

 

Jeżeli czujesz, że cała ta sytuacja bardzo juz Ciebie samego przytłacza, być może i Ty powinieneś skorzystać z jakiejś formy leczenia ... To tylko są moje gdybania i absolutnie nie chciałabym, abyś poczuł się dotknięty. Uwierz mi, że masa facetów chodzi obecnie do psychiatrów, a niektórzy to biorą takie ilości leków, że mnie samej w głowie to się nie mieści. Branie leków psychotropowych to żadna ujma dla mężczyzny. Na pewno lepsze to niż gdybyście się mieli oboje wysypać ( zwł. ze względu na dzieci ). Mam jednak takie wewnętrzne przekonanie, że wbrew temu co piszesz, jesteś silnym i bardzo odpowiedzialnym, jak na swój wiek facetem. Żona ma szczęście, że na Ciebie trafiła, być może to właśnie dzięki Tobie kiedyś się tego wszystkiego pozbędzie. Tak na marginesie - mieszkacie sami, czy może z rodzicami ? Czy żona na długo zostaje w domu sama ? Jak radzi sobie z opieką nad starszym dzieckiem ?

 

Jeszcze raz napiszę Ci - Trzymaj się !, a jak będziesz miał taką ochotę albo potrzebę, to napisz co tam u Was słychać. Tu na pewno każdy Cię wysłucha ze zrozumieniem, a jeżeli będzie w stanie to w miarę możliwości doradzi. Pamiętaj - Nas już ta fobia nie dziwi !!! ( ale cholernie wkurza )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

Jeśli lekarz zalecił na nerwicę tylko/głównie farmakologię, to proponuję go zmienić. Leki co najwyżej złagodzą objawy albo i nie, ale przyczyny pozostaną nietknięte. Tylko psychoterapia leczy, najlepiej wglądowa. Jeśli chcesz bardziej zrozumieć, co się z żoną dzieje, to ze swojej strony polecam książki Karen Horney :)

 

zaszła w drugą ciążę (jeżeli ktoś chciałby nas w tym momencie czytania oskarżyć o lekkomyślność - żona ma szereg nieuleczalnych schorzeń wrodzonych związanych z budową i funkcjonowaniem jajników i macicy, stąd z każdym rokiem czy miesiącem szanse na potomstwo maleją, a oboje pragnęliśmy co najmniej dwójki maluchów. Żona jest w 4 miesiącu ciąży, choroba wróciła i daje się we znaki.

Wybacz, ale moim zdaniem to skrajny egoizm i nieodpowiedzialność z Waszej strony. Aby decydować się na dziecko, to samemu trzeba być stabilnym, emocjonalnie zrównoważonym, aby dać maluchowi odpowiednie emocjonalnie warunki do rozwoju. A tak to co? Dziecko od urodzenia będzie miało mamę pogrążoną w depresji, smutną, zalęknioną, bojącą się jeść i wyjść z dziećmi z domu.. Przecież na maleństwo to bardzo wypływa, ukryć się tego nie da. No ale jak to sobie uświadomicie, to może tym najszybciej żona zdecyduje się na terapię, podratuje sytuację i tym mniejsze skutki dla dzieci będą (choć starsze na pewno już ich doświadcza..).

 

W takich chwilach najgorzej znoszę ataki mojej Małżonki. Zwykłe 'chyba mi niedobrze' staje się spłonką w pocisku pełnym złości, rozgoryczenia i bezsilności.... Wówczas wybucham. Później jest mi z tego powodu głupio bo wiem, że to nie jest od niej zależne.

A właśnie, że JEST od niej zależne i terapia jest po to, aby to sobie uświadomić. Wtedy można siebie leczyć, zmieniać i pozbyć objawów. Moim zdaniem masz jak największe prawo, mimo wyrozumiałości, czuć się z tym wszystkim źle i być wkurzonym. Tym bardziej, jeśli ona odwleka terapię, podjęcie jakichś działań w tym kierunku. Może się boi, no ale do cholery, ma męża i dzieci. Czasem będąc zbyt wyrozumiałym dla osoby zaburzonej, wcale się jej nie pomaga, przemyśl to. Z takiej "taryfy ulgowej" dość trudno się potem rezygnuje. Poza tym jak na to przyzwalasz to ona może nie mieć motywacji, aby siebie leczyć, pracować nad sobą. Moim zdaniem ważne, abyś mówił jej i o swoich uczuciach, z tym, że bez oskarżania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nastia, Arasha dziękuję za podjęcie rozmowy.

 

nieco_zagubiony,

 

nie wiem, jaką dawkę tego Rexetinu Twoja żona zażywała, ale jeżeli było tak jak piszesz, że odstawiła nagle tzn. dnia na dzień bez stopniowego zmniejszania dawki, to część objawów mogła wynikać również z tego ( są to tzw. objawy odstawienne ). Musicie sobie oboje również zdawać sprawę z tego, że czasami tak bywa ( naczytałam się tego już trochę ), że lek, którym komuś raz pomógł brany po jakimś czasie nie dał już żadnego efektu. Mam nadzieję, że z Twoją żona tak nie będzie i po urodzeniu dziecka będzie mogła kontynuować leczenie. Bo z tego co rozumiem paroksetyna na jakimś etapie pomogła jej ... ?

Tak, wcześniejsze nasilenia choroby były zwalczane tym specyfikiem z bardzo pozytywnymi rezultatami. Wiadomo w takich sprawach nic nie dzieje się natychmiast, jednak powoli i stopniowo Żona wychodziła z dołka i zaczynała się zachowywać i czuć coraz lepiej. Co do dawkowania to niestety nie jestem pewien (przez większość czasu Żona brała jedną tabletkę nad ranem, ale nie wiem jaka była dawka w tej jednej tabletce).

 

Wiem, naprawdę wiem, że Ci trudno, ale z zaburzeniami psychicznymi ( jakimikolwiek ) to jest zazwyczaj trudna i długa droga do trwałego wyleczenia. To nie wyrostek, który się wytnie i po sprawie ( aczkolwiek i tam mogą pojawić się komplikacje ). Psychika człowieka to naprawdę niesamowicie skomplikowana machina i nigdy nie wiadomo, kiedy nam coś wywinie.

 

Jeżeli czujesz, że cała ta sytuacja bardzo juz Ciebie samego przytłacza, być może i Ty powinieneś skorzystać z jakiejś formy leczenia ... To tylko są moje gdybania i absolutnie nie chciałabym, abyś poczuł się dotknięty. Uwierz mi, że masa facetów chodzi obecnie do psychiatrów, a niektórzy to biorą takie ilości leków, że mnie samej w głowie to się nie mieści. Branie leków psychotropowych to żadna ujma dla mężczyzny. Na pewno lepsze to niż gdybyście się mieli oboje wysypać ( zwł. ze względu na dzieci ). Mam jednak takie wewnętrzne przekonanie, że wbrew temu co piszesz, jesteś silnym i bardzo odpowiedzialnym, jak na swój wiek facetem. Żona ma szczęście, że na Ciebie trafiła, być może to właśnie dzięki Tobie kiedyś się tego wszystkiego pozbędzie. Tak na marginesie - mieszkacie sami, czy może z rodzicami ? Czy żona na długo zostaje w domu sama ? Jak radzi sobie z opieką nad starszym dzieckiem ?

 

Jeszcze raz napiszę Ci - Trzymaj się !, a jak będziesz miał taką ochotę albo potrzebę, to napisz co tam u Was słychać. Tu na pewno każdy Cię wysłucha ze zrozumieniem, a jeżeli będzie w stanie to w miarę możliwości doradzi. Pamiętaj - Nas już ta fobia nie dziwi !!! ( ale cholernie wkurza )

Dziękuję za słowa wsparcia. Samo to, że mogłem nieco opisać tą sytuację chyba nieco mi pomogło. Żona bowiem prosiła mnie o dyskrecję w tych sprawach - nasza cała rodzina o wszystkim wie, jednak poza więzami rodzinnymi nie mówimy o tym. Mieszkamy sami w dość dużym mieście, a to zapewnia anonimowość. Do rodziców (jednych i drugich) mamy po ok 100km, stąd widujemy się z nimi raz na 2-3 tygodnie na weekend. Żona po studiach nie zdołała znaleźć zatrudnienia w swojej branży, a nie chcieliśmy aby szła do pierwszej lepszej pracy wysyłając dziecko do żłobka (finansowo byśmy byli i tak na zero, zostawiając dziecko w prywatnej placówce i doliczając wszelkie dojazdy etc.), stąd też Żona jest w domu przez większą część dnia sama z dzieckiem. Starsza córka ma już 2,5 roku. Jest niesamowicie radosnym i mądrym dzieckiem. Małżonka zawsze powtarza że bywa że bardzo jej się nudzi w domu samej z małą, jednak po tysiąckroć bardziej woli to, niż mieszkanie z rodzicami.

 

Wybacz, ale moim zdaniem to skrajny egoizm i nieodpowiedzialność z Waszej strony. Aby decydować się na dziecko, to samemu trzeba być stabilnym, emocjonalnie zrównoważonym, aby dać maluchowi odpowiednie emocjonalnie warunki do rozwoju. A tak to co? Dziecko od urodzenia będzie miało mamę pogrążoną w depresji, smutną, zalęknioną, bojącą się jeść i wyjść z dziećmi z domu.. Przecież na maleństwo to bardzo wypływa, ukryć się tego nie da. No ale jak to sobie uświadomicie, to może tym najszybciej żona zdecyduje się na terapię, podratuje sytuację i tym mniejsze skutki dla dzieci będą (choć starsze na pewno już ich doświadcza..).

Nasza starsza córka ma teraz 2,5 roku. Gdy zdecydowaliśmy się na starania nad jej poczęciem również nie było różowo. Byliśmy wtedy oboje na studiach, bez pracy, mieszkania, zapewnionego bytu. Żona przyjmowała wówczas Rexetin od jakiegoś czasu i powoli wychodziła z dość dużego dołka. To nie był idealny, czy nawet dobry moment na dziecko, ale wydaje mi się że nigdy takiego nie będzie. Podjęliśmy wówczas ogromne ryzyko ze świadomością, że być może to jest jedyne dziecko jakie dane nam będzie mieć. Masz prawo oceniać tą decyzję tak jak uważasz, ponieważ każdy ma prawo do własnego zdania. Pragnę jedynie nakreślić, że wspólnie z Małżonką byliśmy przy pierwszej ciąży i jesteśmy również dziś, świadomi swojej decyzji. Starsze dziecko już wszystko rozumie. Ma 2,5 roku spędza całe dnie z moją Żoną, wspólnie się bawią, uczą i spacerują a gdy wracam z pracy ja przejmuję zabawę z Malutką. Odseparowujemy ją na chwilę obecną od momentów gdy Żona ma mdłości czy jest jej słabo. Dobrze oboje wiemy, że małe dzieci chłoną wszystko co się wokół nich dzieje (najłatwiej to zauważyć gdy powie się niekulturalne słowo przy dziecku... ;) ). Dlatego i tym razem podjęliśmy ryzyko. O dziecko staraliśmy się już dłuższy czas. W naszym przypadku stanęliśmy przed wyborem - mieć dzieci w bardzo młodym wieku, mimo wielu nieprzychylności losu, mimo wszelkich przeciwności zdrowotnych i walczyć każdego dnia o ich dobre samopoczucie, lub zdecydować się zaczekać ze staraniami o potomstwo, wiedząc że za 2 lata minie ostatnia szansa na posiadanie dziecka. Każdy ma swoje przemyślenia, każdy mógł wybrać inną drogę. My zdecydowaliśmy się podjąć rękawicę i zawalczyć. Czasem ostro dostaniemy po twarzy. Codzienny pośpiech, problemy w pracy, kłopoty zdrowotne dziecka przeplatają się problemami z psychiką. Każde takie zdarzenie/uderzenie jest dla nas obciążające, ale do tej pory dawaliśmy sobie radę to i teraz damy.

 

W takich chwilach najgorzej znoszę ataki mojej Małżonki. Zwykłe 'chyba mi niedobrze' staje się spłonką w pocisku pełnym złości, rozgoryczenia i bezsilności.... Wówczas wybucham. Później jest mi z tego powodu głupio bo wiem, że to nie jest od niej zależne.

A właśnie, że JEST od niej zależne i terapia jest po to, aby to sobie uświadomić. Wtedy można siebie leczyć, zmieniać i pozbyć objawów. Moim zdaniem masz jak największe prawo, mimo wyrozumiałości, czuć się z tym wszystkim źle i być wkurzonym. Tym bardziej, jeśli ona odwleka terapię, podjęcie jakichś działań w tym kierunku. Może się boi, no ale do cholery, ma męża i dzieci. Czasem będąc zbyt wyrozumiałym dla osoby zaburzonej, wcale się jej nie pomaga, przemyśl to. Z takiej "taryfy ulgowej" dość trudno się potem rezygnuje. Poza tym jak na to przyzwalasz to ona może nie mieć motywacji, aby siebie leczyć, pracować nad sobą. Moim zdaniem ważne, abyś mówił jej i o swoich uczuciach, z tym, że bez oskarżania

Małżonka jest świadoma mojej dyspozycji. Bywają dni gdy spokojnie może wyżalić mi się ze wszystkiego, ale bywa że mówię jej wprost by przestała, bo nie udźwignę tego. Jeżeli chodzi o strach to Żona od zawsze się bała - w sumie dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Z opowieści rodzinnych wiem, że moi Teściowie mogli spokojnie moją Żonę jako małe dziecko zostawić na basenie, na plaży, w parku, przy ulicy - oczywiście tego nie robili, ale zdawali sobie sprawę że moja Żona jako małe dziecko była strasznie bojaźliwa - nie wchodziła bez ojca i koła ratunkowego do jeziora/morza, nie wspinała się po drzewach, nie biegała po ulicy. Wszystko ją napawało jakimś strachem. Do dziś boi się pająków, insektów, ciemności, bycia samemu w domu w nocy, duchów, zmarłych no i oczywiście najpopularniejszych: tego że jedzenie było nieświeże, że może być jej niedobrze, że będzie wymiotować i że pójdzie do szpitala.

Wracając do meritum.. staram się mówić Małżonce o swoich odczuciach, ale czasem bywa to trudne. Nierzadko brak mi w niej oparcia. A mając na uwadze fakt, że nie mogę się z tym nikomu za bardzo wygadać to nabiera to dodatkowego znaczenia i starałem się to tłumić wiedząc, że moja dyspozycja może znacząco wpłynąć na życie i samopoczucie mojej rodziny.

 

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj widzę , że niestety nie tylko ja panicznie boje się wymiotować. Niestety mi robi się niedobrze praktycznie każdej nocy ... każdej nocy budzę się o 05.00 ponieważ boli mnie brzuch , wtedy muszę wyjść na podwórko pobiegać troszkę lub pojeździć na rowerze i przechodzi jest to strasznie uciążliwe ;/ Jak myślicie da się z tego wyleczyć ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Damianie,

 

można zaleczyć na jakiś czas, ale niestety lubi powracać :? Wszystko też zależy od tego, jak bardzo to jest u Ciebie nasilone. Póki co mało o Tobie wiemy ...

 

-- 15 sie 2014, 12:44 --

 

nieco_zagubiony,

 

po pierwsze chciałam Ci powiedzieć, że naprawdę podziwiam Twoją dojrzałość i odpowiedzialność ( w tym wieku, zwł. u facetów to rzadkość ). Takze nie masz co robić sobie żadnych wyrzutów, a to że i Ty przeżywasz chwile zwątpienia jest jak najbardziej naturalne.

Rzeczywiście, jest tak jak piszesz, duże miasto daje anonimowość, można się "zgubić w tłumie", nie ma wścibskich znajomych, sąsiadów i to jest dobre. Ale z drugiej strony wszystko spoczywa na Twoich barkach, odpowiedzialność za żoną, córkę, pracę, utrzyamnie mieszkania. Sama ta świadomośc może nieraz człowieka przytłoczyć. Zwłaszcza jeśli nie ma się wtedy znikąd oparcia.

 

Co do lęków Twojej żony, to nie jest to klasyczna emetofobia, bardziej wygląda mi to na zespół lęku uogólnionego z dominującym obecnie akcentem na wymioty. Typowi emetofobicy raczej boją się tylko wymiotów ( przynajmniej ja tak mam ), aczkolwiek ten lęk może pociągać za sobą kolejne ( lęk przed wyjściem z domu, kontaktami z ludźmi, komunikacją ). Niestety w takim przypadku bez psychoterapii raczej się nie obejdzie, tylko pamiętaj, tak jak Ci juz pisałam, to trzeba wszystko przeprowadzić z głową, żeby nie fundować żonie dodatkowych stresów. Co do farmakoterapii - skoro żonie leki już raz pomogły i przerwała ich branie wyłącznie ze względu na ciążę, to jest duża szansa, że i tym razem tak będzie :D

 

Pisz, co tam u Ciebie, u Was, to raczej każdy wysłucha, a jak będzie w stanie to i coś doradzi ( wiem, że czasami niektórzy biorą się za pouczanie innych, ale na to nie zwracaj uwagi, bo to najczęściej osoby, które nie mają większego pojęcia o problemie, o którym piszemy i wydaje im się, że ogólnie działające mechanizmy psychologiczne i tu się sprawdzą ). Mam nadzieję, że pomoże Ci to choć trochę poczuć sie mniej zagubionym ... ;)

 

Pozdrawiam serdecznie - Arasha

 

PS Spokojnie. To forum daje taką samą anonimowość jak duże miasto. Zawsze możesz powiedzieć tylko tyle, ile chcesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nieco_zagubiony, twoja historia mnie wzruszyła, wiedziałam, że jest to uciążliwe dla osób wokół, ale nie sądziłam, że aż tak. Szkoda, że jest to tak ciężkie do zaleczenia i często wraca, prawdopodobnie będziemy się z tym męczyć całe życie, czasem bardziej, czasem mniej, ale zawsze coś. Szkoda mi osób, które są w moim otoczeniu i muszą to znosić. Najbardziej mi szkoda oczywiście mojego Kota, on będzie miał najbardziej przesrane. Czasem, kiedy wpadam w stan niemal... depresyjny, mam ochotę aż umrzeć i ulżyć innym.

 

Jednym słowem, prze*ebane.

 

 

DamianS97, powiedz coś więcej o sobie, postaramy się Cię jakoś wesprzeć.

 

 

Tak się zawstanawiam, czy mój grosik sobie tam jeszcze pływa przy brzegu, czy może go wiatry, gdzie dalej poniosły ...

 

Myślę, że jest gdzieś trochę głębiej niż przy brzegu, rzuciłam go trochę daleko :D

 

Ogółem w moim życiu zaczęło się dziać. Mam pracę, wynajmuję z Facetem mieszkanie i wszystko idzie ku dobremu. Kłócę się trochę z rodzicami ale to nic :) Dzięki temu wszystkiemu jakoś zapominam o tym uciążliwym dziadostwie, chociaż zdarza się, że podczas pracy zaczyna mnie brać. Wpadam w lekką panikę, ale natychmiast staram się myśleć o czymś innym.

Gorzej jest z nocami. Ale to normalka, zaczynam się do tego jakoś przyzwyczajać. Emetofobia jest częścią nas, będzie nam przeszkadzać, dopóki jej nie zaakceptujemy jako naszej nieco szkodliwej wady. Jest to trudne i ciężkie, ale nie niemożliwe. Najważniejsze w tym wszystkim jest zrozumienie przez otaczające nas osoby, żeby nas za to nie winiły, nie denerwowały się i przede wszystkim to akceptowały. I nie traktowały nas jak wariatów prosto ze świrkowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam pojęcia co mam mówić o sobie ale ten lęk czasem nie daje mi żadnej możliwości by funkcjonować normalnie , najgorsze jest to że od tego roku ataki wystepują o każdej porze dnia i nocy , kiedyś występowały tylko i wyłącznie wieczorami i dało się je znosić . Powoli przywykam do tych ataków i stają się normalnością w moim życiu ale nie mogę się pogodzić z faktem że moi koledzy mogą się bawić , balować itd. a ja nie , jestem poprostu zamknięty w domu. Chciałbym was zapytać czy emetofobia też ogranicza wam życie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No niestety, Damianie, ogranicza i to bardzo.

 

Btw Ja kiedyś też miałam ataki tylko wieczorami. Potem wiele lat spokoju. Od 3 lat "powtórka z rozrywki", tyle że z większym nasileniem.

A z kolegami się nie porównuj, bo się tylko bardziej zdołujesz a sobie i tak tym nie pomożesz.

 

mggabijp,

 

dzięki :D , ale ja w to morze coraz bardziej i tak wątpię :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DamianS97, nie wiem jak z pełnym wyleczeniem, ale tą fobię da się opanować i funkcjonować normalnie nawet przez kilka lat.

Mi udało się z tego wyjść, chociaż przez długi czas byłam w bardzo złym stanie. Nadal są pewne ograniczenia, ale nie przeszkadzają mi w codziennym życiu.

Od jak dawna masz tą fobię? Próbowałeś w jakiś sposób się leczyć?

 

nieco_zagubiony, też muszę napisać, że cię podziwiam :smile: Dobrze, że tak wspierasz żonę.

Trzymaj się ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DamianS97, ja mam tak samo. Nie mogę normalnie cieszyć się życiem, bo wiecznie wszystkiego się boję. Nie. Ja umieram ze strachu. Nigdy nie byłam typem imprezowiczki, ale teraz jest tym gorzej, że nawet z najbliższymi znajomymi ciężko mi gdzieś wyjść, nie mówiąc już o piciu alkoholu, bo to w ogóle nie wchodzi w grę. Często płaczę z tego powodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Emetofobię mam od dziecka ale w wieku około 10lat ustało był spokój przez długi okres ale przez ostatnie miesiące znów to wróciło tylko wydaję mi się że z podwojoną siłą ;/

Najwidoczniej powrót zawdzięczam szkole i stresu związanemu przez nią.

Niestety przez ten nawrót Emetofobii nabawiłem się jeszcze paru innych chorób i ogólnie czuję się coraz gorzej , nie próbowałem się leczyć zawsze wychodziłem z założenia , że to przejdzie , jakieś przejściowe itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mggabijp : Mam dokładnie tak samo jak Ty. Alkoholu nie pije ale dlatego, że mi nie smakuje a na imprezy rzadko chodzę bo boje się że będzie mi niedobrze albo że ktoś na imprezie się upije i będzie wymiotował...masakra jakaś w czwartek mam wizytę u psychiatry zobaczymy czy coś zaradzi na to. To wykańcza człowieka dokładnie ciężko z tym normalnie funkcjonować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, mggabijp , Mireille, Kacha89, a także wszyscy pozostali

Dziękuję za słowa wsparcia, podjęcie rozmowy i potok miłych słów. Fakt, że dotarłem do tego forum oraz miałem możliwość podzielenia się swoim ciężarem, dał mi naprawdę bardzo dużo. Świadomość, która zresztą była(choć uśpiona), że nie jestem sam i że są osoby które doskonale znają moje lęki, obawy czy rozterki dała mi dużo sił.

Dzięki Wam przez ostatnie dni udało mi się wykrzesać dodatkową energię, którą staram się zarażać Żonę.

Nie chcę przynudzać, w tym konkretnym wątku, dlatego jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję, za podjęcie rozmowy i każdy promyk nadziei.

 

Życzę Wam wszystkim wiele siły, wytrwałości oraz pełni wsparcia od najbliższych. Trzymam gorąco za Was kciuki i wierzę, że każdego z nas spotka kiedyś upojna chwila wolności od lęku, problemów i zmartwień.

 

Gdy jeszcze kiedyś zabłądzę z myślami zbyt daleko na pewno się tutaj pojawię, by wyżalić się Wam w monitory, także do kiedyś :)

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się muszę wyżalić.

Zaczynam mieć tego serdecznie dość...

Wczoraj byłam głodna, poszłam do kfc. Normalny posiłek, jaki przedtem bez problemu zjadałam, wywołał u mnie nudności. kanapkę ledwo dojadłam, frytki wyrzuciłam. Nigdy już tam nic nie zjem, a szkoda, bo to lubię.

Dzisiaj wstałam rano z nudnościami. Bywały chwile załamania. Mam dość. Naprawdę. Zaczyna brakować mi sił.

mam tę świadomość, że jestem w stanie pokonać nawet najsilniejsze mdłości, ale... ja już nie chcę ich pokonywać.

Nie chcę co chwila walczyć ze sobą, jestem już zmęczona.

Nie idę na razie do psychologa, nie mam czasu.

Boję się coraz bardziej.

Boję się, że mój Kot mnie w końcu zostawi, że będzie miał mnie dość. Ja miałabym siebie dość.

Byliśmy w sobotę u Niego w domu. Miał urodziny, zjechała się rodzina, której dawno nie widział. A On musiał siedzieć ze mną w pokoju na górze, bo złapała mnie nerwica. Pokonuję ją tylko i wyłącznie ze względu na Niego.

Gdyby nie On, chyba bym się zabiła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mggabijp: jak się czujesz, lepiej Ci już? Może znajdz troszkę czasu i wybierz się do psychologa może to coś da. Doskonale Cię rozumie też mam momenty załamania, i to dość często dlatego też postanowiłam pójść do irydologa to coś w rodzaju zielarki, odczytuje choroby z dna oka ( wszystkiego trzeba spróbować) poszłam tam z moją mama i powiem Ci że i mi i mojej mamie w, ani jednej rzeczy się nie pomyliła . Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem, a ja nic jej wcześniej nie mówiłam co mi dolega. Kobitka ta stwierdziła u mnie bardzo silną nerwice ,przepisała ziółka i kazała pić (tzn dużo różnych ziół i kazała wymieszać) i przez tą nerwice mam coś z żołądkiem i ona wiedziała dokładnie w którym miejscu mnie boli i jak...w szoku byłam. Także pije ziółka i za 2 miesiące do kontroli idę, może akurat to coś da, w diagnozie się nie pomyliła ani w moim przypadku, ani w przypadku mojej mamy. Może spróbuj udać się do kogoś takiego. Trzymaj się :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mggabijp,

 

ja też dzisiaj jak dupa wołowa stałam z mamą przed salonem T-mobile, bo nam się niedługo umowy kończą i miałyśmy się czegoś dowiedzieć o nowych warunkach, aparatach itd. Ale ja oczywiście bałam się wejść, że nie wytrzymam, jak nam babka bedzie wszystko wyjaśniała :roll: I w sumie nic nie załatwiłyśmy. A wczoraj w Rossmannie ledwo szampon kupiłam. Oczywiście, jak jestem w chałupie, to dużo lepiej jest. Ale październik się zbliża, a wraz z nim kolejny rok studiów :?

 

Kacha89,

u irydolożki też kiedyś byłam, ale to jeszcze przed nerwicą. Ziółka różne też próbowałam, ale zabrakło mi systematyczności. Chyba dobrze byłoby do tego wrócić.

 

 

mggabijp,

dobrze, że masz Kota. Ja póki co robię małe rozeznanie wśród facetów na forum, ale tak naprawdę to mam już jednego, konkretnie upatrzonego, z którym od jakiegoś czasu piszę. Z tym, że facet też ma ze sobą problemy, tak więc niezły układ nam się szykuje :D Póki co, żadnych innych Kotów nie miałam :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha: Ja pilnuję tego żeby je pić tak jak muszę , tylko że je muszę pić 30 minut przed posiłkiem i do tego mam syrop z aloesu, będę tego bardzo pilnować i mam nadzieję że mi to pomoże bo plus jest taki ,że po ziołach niema skutków ubocznych :D oby się udało :) może warto znów spróbować i się uda tym razem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×