Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć. Bardzo się cieszę, że trafiłam na to forum. Chyba mam podobny problem jak Wy. Zaczęło się w marcu, w kościele. Nagle zrobiło mi się słabo, nogi prawie się pode mna ugięły. Wyszłam na zewnątrz. Myślałam, że po jakimś czasem przejdzie. Teraz jest wrzesień. Nie przeszło. Leżałam w szpitalu na neurologii, wszystkie badania prawidłowe.

Moje objawy to zawroty głowy, słabość, kołatanie serca, dziwne trzęsienie rąk i nóg, duszności itp. Boję się wyjść z domu, żeby nie zasłabnąć. Nie mogę normalnie funkcjonować, chodzić ze znajomymi, bawić się. Kiedy tylko wyjdę z domu, od razu boje sie, ze będę miała zawroty głowy, trzęsą mi się ręce, nogi. Do kościoła nie dam rady wejść, nawet na samą myśl robi mi się słabo.

Do tej pory nie byłam pewna, czy to nerwica lękowa. Ale teraz, po przeczytaniu waszych problemów, stwierdziłam, że jednak to to. Chciałam się zapytać- czy można sobie z tym poradzić samemu? W październiku zaczynam studia. Jeśli nie bardzo, to jak długo trwa leczenie u psychologa? choć to pewnie indywidualna sprawa. Czy warto w ogóle korzystać z pomocy specjalisty? Czy wam pomógł? Prosze o pomoc. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiecie jak wiele dalo mi przeczytanie Waszych postow. Od 2 lat walcze z nerwica lekowa, niore leki, chodze do psychiatry. W kregu moich znajomych jestem jedyna osoba z tego typu problemem i powoli zaczynalam sie juz czuc jak jakis wyrzutek. Trudno sie rozmawia o tym z osobami, ktore nigdy tego nie przezyly. Zeby to zrozumiec, trzeba tego doswiadczyc. Dzieki temu forum widze, ze nie jestem jedyna osoba z takimi problemami, nie jestem odmiencem.

U mnie choroba przebiega w taki sam spodob jak u Piotrka i Madzi.

Pewnego dnia pojawil sie napad leku - dusznosci, kolatanie serca, nudnosci, scisk w zoladku, nogi zrobily mi sie jak z waty, chodzily po mnie prady i bylam pewna, ze to jakas powazna choroba. Od tamtej pory tez boje sie wychodzic, spotykac ze znajomymi, bo za kazdym razem towarzyszy mi lek przed atakiem. I jak juz wyjde tak sie stresuje, ze napad leku rzeczywiscie sie pojawia. I kolo sie zamyka.

Walcze z ta choroba juz 2 lata, bralam lek, obecnie psychiatra zalecila mi zmiane na inny. Czasami nie mam juz sily. Wydaje mi sie, ze nigdy nie bede zyla tak, jak inni, normalnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też tęsknię za ty, kiedy byłam wesoła, energiczna, nie bałam się wychodzić z domu. Teraz za każdym razem, kiedy mam gdzieś wyjść, modlę się, zeby nie dostać ataku, cały czas o tym myslę. I to niestety się dzieje. Chciałabym życ normalnie, tak jak kiedyś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie wszystkich!

 

Temat taki bo znowu się poddałem. Nie wiem, czy to cecha mojego charakteru czy strach mnie oblatuje i po prostu cienias jestem czy cos?

 

Sam często prowokuję sytuacje takie, żeby potem cierpieć. Na razie nie mogę ruszyć z miejsca bo robię najgłupszą rzecz z możliwych - determinuję swoją przyszłość tym, że popełniłem wcześniej mnóstwo błędów i dopadają mnie jakieś wyrzuty sumienia. Np wmawiam sobie - no teraz to mi się nie uda, skrzywdziłem kogoś wcześniej to jak tak teraz może być, że ja mogę być szczęśliwy?

 

Byłem z kobietą w związku przez 2,5 roku. Jednak to było wejście drugi raz do tej samej wody. W ogólniaku byłem w niej bardzo zakochany, bardzo chciałem z nią być i bardzo ale to bardzo mnie pociągała. Odrzuciła moje zaloty i to bardzo obniżyło moją samoocenę. Ledwo w ogóle zdałem maturę, nie mówiąc nikomu, że mi ciężko itd. Fuksem dostałem się na studia, niby moje wymarzone - budownictwo. Bardzo dużo przemyśleń i podsumowań w klasie maturalnej mnie to kosztowało i postanowiłem się nie poddać i powiedziałem sobie - teraz będę z tego dumny i nikt mi tego nie odbierze. Mimo tego gadałem ludziom jak najbardziej wyluzowany typ, że eee tam, fuksem sie dostałem, nie ma co się za dużo cieszyć. Robiłem tak, mimo, że wszyscy mi gratulowali itd i cieszyli się, że mi się udało. I myślałem sobie - wiem, że nie wyszło mi z tamtą dziewczyną, bo zachowywałem się jak debil. Ale teraz się dowartościowałem, mam to, o co walczyłem i nie poddam się. Jednak po jakimś czasie znowu spadek. Zaczęło mnie to wszystko wkurwiać i zacząłem olewać studia. Wtedy pojawiła się tamta dziewczyna. Cały czas miałem w sobie tamto uczucie i za każdym razem jak ją widziałem, chciałem żebyśmy byli szczęśliwi itd. Zaczęliśmy związek, ale po 2,5 roku zerwałem z nią. Nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham, za to zawsze chciałem jej powiedzieć, że wtedy mocno mnie zraniła i takie całe sranie. Na początku tego związku nie powiedziałem jej, że studia są dla mnie ważne i cieszę się, że jest, to może nam się udać i że bardzo bym chciał tego nie zaprzepaścić. Nie powiedziałem jej tego. Postanowiłem grać luzaka, który w jej oczach zawsze wszystko zrobi bo już tak zrobił. Nie kochałem jej, robiłem wszystko, żeby się zakochać ponownie ale nic z tego. Dwie repety walnąłem. Zerwałem. Czułem się dobrze sam, zacząłem sobie planować jak wyjść z długów za studia, że teraz będę tolerancyjny i wszystko zaczęło nabierać kolorów. Tym bardziej, że pojawiła się następna dziewczyna. Wiedziała o mnie co nieco przez kolegę, a ja byłem bardzo ciekaw kto to jest i kto tak o mnie pyta. Bardzo fantastycznie się nasz związek rozpoczął, ale znów nie mówiłem tej dziewczynie wszystkiego. Ona jednak się upierała. Ja jestem raczej zamknięty, ale ona wiedziała o mnie od tego kolegi już trochę i próbowała mnie zaprosić do swojego życia. Zakochałem się w niej na zabój. Na początku było ok. Ale potem, kiedy mieliśmy się zbliżyć, kiedy się kochaliśmy, mnie NAGLE zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia i zacząłem sobie wyobrażać moją poprzednią dziewczynę!!! Tzn myślałem, HEJ, NIE MOZESZ MIEC TERAZ SZCZESCIA, SKORO KOGOS SKRZYWDZILES!!! I w tych momentach wszystko się psuło i czar pryskał, tak o!! Poznałem jej całą rodzinę, jej historię, coś wspaniałego. Ja też zapraszałem ją do siebie, ale czułem, że ona przez moją popieprzoną rodzinę i przy niej, czuje się skrępowana. Bardzo mi na niej zależało, ale czułem jednocześnie, że coś idzie nie tak. A poza tym NON STOP czułęm wyrzuty sumienia a propos porzedniej i wmawiałem sobie, że NIE MOGĘ DOSTAC TERAZ SZCZESCIA, NIE WOLNO MI Z TEGO SKORZYSTAC, SKORO BYLA DZIEWCZYNA CIERPI!!!

 

Nie mogę się z tym pogodzic. Nie chce myslec o bylej!!! Mysle o niej w kategoriach tylko wyrzutow sumienia!! A przez takie myslenie odpuszczam sobie szczescie!!! Ludzie, wiem ze to brzmi jak gowno i jak "skocz po wino" ale nie wiem co robic. Nie potrafie sie o nia postarac, bo od poczatku ona steruje tym zwiazkiem. Nie mialem nigdy mozliwosci wykazania sie. Raz zaprosilem ja do kina, no kilka razy, ale z nastawieniem takim, ze balem sie odmowy. To widac i ona czula, ze ja sie boje.

 

Zaczalem czuc sie winny temu, ze ten zwiazek sie nie udaje. Nie udawal nam sie seks, bo w podswiadomosci tkwił wyrzut sumienia o tamtą. Zaczalem opowiadac jej o moim koledze, ktory sobie radzi i w ogole. Ze jest fajny, otwarty (bo taki jest), przystojny i elegancko wyluzowany. Ze potrafi sie dobrze bawic i jest mega tolerancyjny. I najgorsze jest to, ze powiedzialem jej, ze widze wiecej cech wspolnych jej i jego niz jej i moich. Nie bylo go w PL gdy to mowilem.

 

Przyjechal z Anglii, znali sie juz wczesniej. Poznalem ich na poczatku zwiazku z nia i teraz tak: albo wyczulem, ze sie sobie podobaja od pierwszego wejrzenia, albo to bylo moje maniactwo podejrzliwosci, ktore potem przerodzilo sie w obsesje. No i niedawno przyjechał do PL i na serio zachowywal sie tak, jakby moja dziewczyna wpadla mu w oko!!!!!!! Ja zaczalem jak idiota wypytywac moja dziewczyne, czy on sie jej podoba. Na poczatku tak nie bylo, bo przekonywala mnie, ze to co nas laczy jest dla niej wazniejsze. Wierzylem w to. Po jakims czasie, kiedy zaczalem sie wkurzac na tego kolege, ze tak sie otwiera przy niej, zaczalem byc zly ze w ogole sie widuja!!! Ona powiedziala mi, ze dobrze sie z nim czuje i po kilku spotkaniach w ogole okazalo sie, ze NIE WIE CZY NIE CHCIALABY Z NIM BYC!!!!!

 

Czuje sie strasznie, ta dziewczyna wyciagnela mnie z niezlego bajzla i chcialbym jej po prostu zycie ofiarowac i z nia byc. Ale ON kurde okazuje sie byc bardziej wyluzowany. Jestem ZLY NA NICH OBOJE!!!! ZLY JAK CHOLERA!!!! Nie wiem co robic. Sam sprowokowalem ta sytuacje, ona mnie unika, nie wiem co robi, pytam ja co robi i gdzie jest, nie odbiera telefonow i nie odpisuje. On tez nie. Trzasl mu sie glos, gdy kiedys zadzwonilem, a jej nie chcialo sie ze mna gadac i dala mu sluchawke. Wygladalo to tak, jakby chcial cos ukryc. Potem ZABRAL JA NAD MORZE!!! Gdy ona nie chciala ze mna pojsc do kina!!! CO SIE DZIEJE????????????????????????? JESTEM ZALAMANY I NIE WIEM CO ZROBIC< z jednej strony ufam jej i jak glupek wierze ze jeszcze cos miedzy nami bedzie, a z drugiej widze co sie dzieje. Jak wy to widzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

wczoraj po raz pierwszy byłam na wizycie u psychiatry. Zdecydowałam się na to, gdyz od pewnego czasu zaobserwowałam u siebie poranne lęki i niepokoje, które z upływem czasu dnia troche mijały oraz zaczęlam sobie wymyślac rózne choroby. Zawsze byłam osobą, która aż nadto przejmuje się różnymi błahymi rzeczami ale ostatnio zaczęło mi to mocno doskwierać. W momencie jak dominują u mnie te dziwne myśli nie jestem w stanie skupić się na innych rzeczach jak tylko podstawowe obowiązki domowe, nie chce mi się nic robić z dziećmi, śpiewać, tańczyć z nimi, wszysteki moje myśli cały czas powracają do problemu.

Ale wracając do mojej wczorajszej wizyty - pani doktor wysłuchałą mnie, wypytała o to co chciała, wypisałą receptę na seronil w dawce 10 mg raz dziennie i jeszcze skierowała do psychologa.

Na wizytę u psychologa mam czekać koło 2 tygodni.

Natomiast boję się tych leków, boję się zacząć je łykać, w zasadzie nie wiem czemu. Może boję się uzaleznienia? Wydaje mi się , że potem już nie będzie odwrotu i tak będzie do końca życia? No boję się zwyczajnie....

I jak to jest z psychoterapią? Czy to psychiatra kieruje czy sama musze na właśną rękę szukać? Idę do tego psychologa ale nie wiem na czym ma polegać ta wizyta.

Pocieszcie........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świetnie, że zdecydowałaś się na wizytę - wiesz, ile to zajmuje wielu ludziom??!!

 

Terapeuty możesz szukać na własną rękę - ba, musi to być człowiek, któremu będziesz ufać, inaczej to nie ma sensu. Mamy świetnych specjalistów ''państwowych'', na pewno wielu prywatnych też jest doskonałych - zasady nie ma. Ale musi istnieć zaufanie.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, zdaje sobie sprawę, że już samo udanie się do specjalisty to wielki krok. JKednak po tym jak zapisała mi te leki zaczęłam się bać, bać tego wszystekigo, że się uzależnię itp. Poczułam się jak debil nie potrafiący dać sobie rady sam ze sobą, który musi brac prochy. Myślę sobie, że może dałąbym radę bez tego, że może nie potrzebna mi była ta cała wizyta, ale z drugiej strony wiem, że dobrze zrobiłam, że robię to dla siebie i po to żeby móc znowu się cieszyć zyciem, uśmiechać się itp. U mnie powodem tego wszystkiego jest pewnie również przemęczenie, niby nie pracuję ale nie wiem czy to można tak określić przy dwójce dzieci, mąż cały dzień w pracy, ja niby nie pracuję bo jestem na wychowawczym a jednak prowadzę własną działalność internetową, mało robię dla siebie, teraz wybieram się na aerobik w wodzie, a co mi tam, przyjemne z pożytecznym. Nic to muszę się wziąść ostro za siebie i patrzeć śmioało w przód.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poczułam się jak debil nie potrafiący dać sobie rady sam ze sobą, który musi brac prochy.

 

To efekt problemów psychicznych jako ''temat tabu'' w społeczeństwie kiedyś identyczne odczucia mieli chorzy na raka, później na AIDS... (wstydzili się robić badania itp) Jak widać na naszym forum, różnicy nie ma, poza tym, że wrażliwości i otwartości na problemy innych, jaką zyskujemy, nikt nam nie zabierze. A poza tym wszelkie zalety i przywary identyczne, jak i reszta społeczeństwa :smile: (Co było widać w ciągu ostatnich kilku dni na forum ;) )

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich forumowiczow!

 

Lekarze, cudotworcy, wszyscy nie daja rady z choroba mojej zony.

Opowiadala mi, ze zaczelo sie to w wieku 6 lat. Prawdopodobnie przez wywieranie presj przez rodzicow. Jako dziecko nie mogla sobie z tym poradzic i choroba pozostala do dzis.

 

Przez caly miesiac choroba nie daje o sobie znac, ale wystarczy jeden dzien i meczarnia niczym w piekle. Wymioty bezpodstawne, tzn. suche, bole brzucha. Srednio taki cykl trwa ok. 10 godz. Cala noc przy misce, co okolo 20 minut powtarza sie to samo. Przez ten czas nic nie je, jedynie pije - herbate, inne napoje.

 

Na domiar zlego spodziewamy sie dziecka. Chyba nie musze pisac, jakie to niesie niebezpieczenstwo.

 

Kiedys brala tabletki uspokajajace i prawie zawsze pomagaly, jednak teraz w tym stanie nie ma takiej mozliwosci..

 

Nie wiem czym jest to teraz wywolane. Uraz z dziecinstwa. Jednak nagle potrafi to tak samo z siebie powrocic? Dzien mija ok i nagle wieczorem mi mowi, ze zle sie czuje.

 

Co Wy o tym sadzicie? Zaden lekarz nie postawil zasadnej diagnozy.

Czuje sie bezradny i zyje w niebezpieczenstwie o malenstwo.

 

Pomozcie, napiszcie jesli slyszeliscie o podobnych objawach, jak to zwalczyc.

Marcin

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ataki lękowe?... Ciężko orzec po Twoim opisie... Może warto, byś zapytał nie o powody, ale aby żona spróbowała Ci opowiedzieć, co dokładnie wtedy czuje, jak wygląda to ''przechodzenie'' ze stanu spokoju do napadów? przeanalizować krok po kroku?

 

A może właśnie nie ma tego stanu spokoju, może ona maskuje to, udaje, aż do momentu, w którym już nie daje rady? Naprawdę ważne, byście szczerze o tym porozmawiali...

 

Pozdrawam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciezko tak okreslic co to moze byc i czy zagraza dziecku , alwe nerwica czesto atakuje uklad pokarmowy , tzn powoduje wymioty , musisz dokladniej wypytac zone co wtedy czuje bo tak z opisu ciezko cokolwiek doradzic , jedno jest pewne nerwy dobrze nie sluza kobieta w ciazy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a w którym miesiącu ciąży jest żona??

Nerwica często tak wygląda ukazuje się pod postacią dolegliwości ze strony układu pokarmowego, proponuje jednak odwiedzić psychiatrę porozmawiać z ginekologiem prowadzącym ciąże a przede wszystkim być z żoną bardzo blisko, być czułym cierpliwym i wyrozumiałym szczególnie teraz gdzie prócz nerwicy ( a to na prawdę bardzo przykra dolegliwość) spodziewa się dziecka, nie słyszałam o przypadkach jakiś anomalii jeśli chodzi o nerwicę i ciąże na ogół nic złego się nie dzieje, ale jak piszę znam to tylko z doświadczenia własnego i innych znanych mi kobiet, które będąc w ciąży miały ataki nerwicy nie jestem lekarzem więc moja wypowiedź nie może być wiążąca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Również walczę z tym problemem, ale już jestem blisko wygranej. Wczoraj dostałam link do pewnego filmiku (a raczej 20 minutowej wersji filmu pt. "The Secret"): http://pl.youtube.com/watch?v=_b1GKGWJbE8

i stwierdziłam, że mówią w nim czystą prawdę - mamy w sobie wielką siłę, której nie potrafimy wykorzystać, a która może nam naprawdę pomóc. Przekonałam się o istnieniu tej siły nie raz - filmik polecam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich, ciesze sie ze tu jestem i ze ktos rozumie mnie. Ja nerwice mam juz ponad dwa lata. Jak dwa lata temu wyjechalam to dostalam badzo dziwnego ataku tak jakby cos wylalo mi sie w glowie, do tego bylo mi bardzo slabo. Takie ataki przytrafily mi sie pare razy. Pozniej byly juz inne dolegliwosci bole glowy piekace klujace, dusznosci, uciski w glowie , bole w klatce piersiowej. Zrobilam mase badan. Lekarz stwierdzil nerwice. Na jakis czas dolegliwosci znikly, nie pojawialy sie z takim natezeniem, jak byly to mowilam sobie ze zaraz minie ze nic mi nie jest, ze to tylko nerwica, no i ustepowalo. Niestety ataki wrocily i do tego doszly leki. :roll::( Moze sie poddalam nie wiem. Teraz wiem ze nie poddam sie, bede walczyc z tym chorubstwem. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, ja zawsze jezdze do pracy autobusami, bo boje sie ze gdzies po drodze zemdleje. Ostanio choc bylo mi slabo, powiedzialam wsobie ze zrobie sobie spacerek do pracy. Gdy nogi zaczely mi sie platac, powtarzalam sbie w duchu nic mi nie jest, wcale nie zemdleje, jest tak pieknie. Doszla do pracy szczesliwa i zadowolona z siebie. Wiem ze teraz czesciej bede sie wybierac do pracy pieszo. Nie chce przez ta chorobe stracic cennych chwil. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WOW monisiek rewelacja małymi kroczkami ale do przodu ja osobiście też jestem zwolennikiem takich małych kroczków natomiast dla mnie wyczynem było jak wsiadłam do autobusu, którym nie jeżdżę już masę czasu bo mam samochód i nagle stwierdziłam zrobię to pojadę autobusem przecież kiedyś robiłam to setki razy to była codzienność moja dojazdy do szkoły itp. no i udało się pojechałam do centrum miasta z dzieckiem z wózkiem autobusem mój mąż się śmiał, że jestem niezła aparatka jeżdżąc autobusem zamiast samochodem, który pod domem stoi, ale dla mnie to był milowy krok, istny sprawdzian, przeżyłam mam się dobrze i było całkiem miło :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

próbowałam umówić się dziś do psychologa, skierowała mnie psychiatra, ale niestety bez sukcesów, listy na następny tydzień juz pełne. W związku z tym załatwiłam sobie wizytę prywatną, ale teraz zastanawiam się czy dobrze zrobiłam bo i tak wolałabym chodzic bezpłatnie, oczywiście chodzi o finanse.

Jeśli chodzi o mnie to od 5 dni biorę seronil, chyba widac poprawę, przede wszystkim wykazuję większą cierpliwość w stosunku do dzieci, z nastrojem bywa róznie, równiez lęki poranne jeszcze powracają ale próbuję z nimi walczyć i odpychać od siebie złe myśli.

Czasami zastanawim się czy to się kiedyś skończy? A może ja przesadzam? Czy kiedyś przestanę denerwowac się rankami? Czy kiedyś będę pełna optymistycznego nastroju?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piola też brałam ten lek nie chce cie martwic ale niestety nie jest to lek na narwice al na depresje napewno poprawi ci humor :) bo zwieksza on wydzielanie seratoniny czyli hormonu odpowiedzialnego za dobry nastrój :) lek działa dopiero po ok 2 tyg i pozostaje w krwi nawt do 2 miesiecy po odstawieniu leku , ja miałam problemy z odstawieniem bo bałam sie ze zle sie poczuje jak przestane brac ale jakos sie udało:)

 

Jaśkowa powiedz mi czy ty jak byłaś w ciąży to miałas juz nerwice? bo ja boje sie zajsc w ciaze bo boje sie ze przeciez nie potrafie zaopiekowac sie soba i dzieckiem tez nie bede potrafiła , i co bedzie jak wezmie mnie atak jak bede sama z dzidziusiem ...:( boje sie ze wogole nie bede miała dzieci :(((((

 

chciałabym żeby moje życie było wreszcie normalne ..:(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×