Skocz do zawartości
Nerwica.com

stiv-o

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez stiv-o

  1. Reaguję dokładnie tak samo jak Ty. I to jest bardzo złe, bo samemu nie doceniając siebie, nie wiesz co tracisz. Wierze, ze im sie to podoba i czuja ze jest bezpiecznie, tzn ze nigdy nie zawiode. Wierze, ze doceniają, ale nie ma w takim czymś żadnej spontaniczności, a dowiedziałem się niedawno, że może być i fajnie i odpowiedzialnie. Tylko sie troche kurwa mylą. Mam nadzieje ze przyjdzie moment gdy bede mowil otwarcie ze sam to doceniam. I Tobie tez tego zycze Polina!! Tak jest lepiej. Ta płyta - bardzo mi na niej zależało, na studiach też i pracy, to ważne, ale nie najważniejsze i mam jeszcze jedną cechę, która mi zajebiście utrudnia życie, ale chrzanić to i nie dam się. Lubie czuc sie potrzebny tylko potem jakos nie jestem zadowolony z efektow tego spelnienia czyichs życzeń, wymyslonych przeze mnie w wiekszosci. Nie lubię jak ktoś mówi, że coś mi dobrze wychodzi, raczej jestem przyzwyczajony, że dociera do mnie TYLKO gdy ktoś mówi mi, albo ja sam sobie, że jeszcze coś zrobiłem nie tak jak powinienem. I nie ma relaksującej ani jednej rzeczy, wszystko strasznie poważnie. W tym jest mi się wydaje sedno braku zaufania, bo zawsze muszę mieć wszystko pod kontrolą. Muszę widzieć, że ktoś jest mnie pewien, że mu nic ode mnie nie grozi, jednak to przypłacane jest niemożliwością stworzenia głęboko uczuciowego związku. Bo tak, w taki sposób jest baaardzo zimno, gdy muszę mieć pod kontrolą dosłownie wszystko. Polina spoko. Wiem, że może to nie jest dla Ciebie jakieś wybitne osiągnięcie, nieważne, to jest część Ciebie i mi np to się podoba. No o mnie myślą, że też to, że to mam to w ogóle jest to czego chciałem i chcę. Ale szajs. Ale - kurde kiedyś trzeba docenić siebie. Spać mi się chce i 2:0 dla Polski Jeah w ME :) [ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:58 pm ] Sluchajcie, naprawde sobie teraz pluje w brode kurwa... chodzi o moja dziewczyne... nie wierze ze to sie dzieje... po prostu nie wierze w to, ze oddalem swoja milosc "koledze", ktorego chyba zabije jak spotkam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  2. Polina, no to fajnie ze masz ten sukces na koncie w postaci dobrej opinii tej pani wizazystki. Ja tez mam dobre opinie gitarera, ale jakos zawsze temu zaprzeczam, chociaz wiem ze spoko mi idzie i osiagnalem jakis tam 'sukces'. Nie chce zeby mnie okreslaly takie rzeczy jak praca czy umiejetnosci. Ale - i tak daje po wnetrzu jak sie takie rzeczy o kims czyta. Np Polina - czytam, ze znana wizazystka Ci mowila ze jest dobrze i ze masz dlonie zreczne jak chirurg - to daje pewne wyobrazenie i mozna sie zakochac. Serio Tzn nie zeby ja ale i tak wali w srodek. Mi np pan gitarzysta wspolpracujacy m.in. z corka wokalisty Perfectu (nazwiska nie podaje;) )ktory z nami pracowal w studio, powiedzial, ze mam swietna artykulacje i niezly jestem generalnie, podobalo mu sie, widzialem to i wyczułem, bo sie bujał do jednego numeru ktory skomponowalem, widac bylo ze go niesie. A poza tym mowil ze najlepsza partia na albumie i bardzo swieża. Zajebiste uczucie. Ale kontakt z ludzmi - krecha jak hooy. Widac umiem sie tylko dowartosciowywac, durne i niedojrzale. No i tak jest ze wszystkim. Zewszad gratulacje i podziw, ze wow, wasza plyta w Empikach na półkach. Ze skonczyl studia jako jedyny w rodzinie, studia które daja przyszlosc i pewna prace i w ogole. No a w pracy - doskonale opinie, pracowity, uczciwy, zawsze wykonuje wszystko z calym sercem i potrzebny i zawsze mozna liczyc. Awans, przeniesienia na nastepne etapy, rodzina dumna. A w srodku pusto i... w ogole nic nie ma!!! . I ze to facet tak ma, słabo wyglada kurde. I ciągle malo i malo. Gupio. Nie wiem jak dlugo ja to wytrzymam bo juz mi sie nie chce tak. Bez budowania czegos tez dla siebie a nie tak zeby wszyscy byli zadowoleni i spokojni. Heee w mlodosci noo ;p to samo. Najpierw bylem Kowalem, potem Playboyem (ksywy naturalnie), sam sie lapalem ze chce tak jak Jarek bo dziewczyny mowia - booze jaki on jest szeroki! Dobra ale kurde nie mozna tak. ALe mam do dzisiaj i tak to. Wierzyc mi sie nie chce. Ale wiem co to unikanie naturalnosci i dazenie do dowartosciowania na obraz innych bo tak bezpieczniej niz sie otworzyc. Polina trzymaj sie!!
  3. A na przykład macie wrażenie, że wasze życie płynie jakimś tam torem, ale nigdy nie jest dobrze? Tzn ja np wiele razy zaczynałem coś robić, usilnie starałem sie tego trzymać, ale zaraz sie poddałem. Kilka rzeczy, które udało mi się dopiąć do końca to skończenie studiów, nagranie płyty w sposób o którym myślałem, że jest właściwy.. Wszystkie związki przepadły i mam zajebisty strach przed zaufaniem komus, w sensie kobiecie. A może jestem pie....nym leniem? Pewnie tak. Z jednej strony szukam jakiejś stałości a z drugiej nie umiem się jednej rzeczy trzymać i się z tym zgadzać. Do tego dochodzą konflikty z rodzicami i brak kontaktu rzeczywistego z otoczeniem. Strasznie sie stresuje jak porabaniec jakiś. Zastanawiac się zacząłem w ogole jakiej kobiety szukam, ale to nie ma sensu. Bo tak nigdy nie znajde. A mam już 26 lat!!! Ja w ogole jaka pała ze mnie!! Polina a jakie masz zdolności? Fajnie jakbyś sie podzieliła, bo ja oprócz tego, że umiem głęboko schowac swoje potrzeby żeby coś osiągnąć i duży zapał do osiągnięcia sukcesu, to lubie grać na gitarze i rozwalać najbardziej walące mnie po gębie kawałki z MTV i radia. Wyłapuje jakieś Marilliony i gram to. Ale - nie znam życia i nie rozumiem ludzi i nie komunikuje sie z nimi tak jak to powinno wyglądać. Kodeks moralny też mam zryty - przede wszystkim ustępować innym, bo mi się nie należy. W sensie miłości to ja nie moge mieć i odpycham jak wieśniak. No to co tam Polina? Masz dziecko - pisałaś :) A zdolności? Pozdrowienia
  4. Polina, ja się boję tego, ze ktoś mi ufa i wierzy. Moja ex dziewczyna właśnie tak zrobiła. Zaufała mi. I wierzyła we mnie do końca, tylko ja przeinaczyłem to w co ona chce wierzyć, w sensie ona pragnęła bliskości, chciała, żebym to ja jej zaufał i zrobiła bardzo dużo, żebym jej zaufał. Pokazała mi całą swoją rodzinę, pokazała samą siebie w autentycznych relacjach ze swoimi bliskimi. Szczerze mówiąc, aż się nieswojo czułem gdy tak prosto z mostu rozmawiała np ze swoją mamą, albo nie bała się powiedzieć do swojej siostry "gupia jesteś" . U mnie sprawa wygląda inaczej. Wstydzę się swojej rodziny i wstydzę się tego, że moja mama udaje, gdy zapraszam do siebie znajomych. Robi jakieś kanapki, jakąś kolację, że niby rodzina zajebiście i wszyscy tu mogą odnaleźć w ogole kurde spokój. Ale JA z NIĄ mam spieprzone relacje totalnie (z matką), bo niestety moją matkę cechuje kompletne rozwarstwienie jakieś. Raz jest spoko, miła, niby można pogadać, ale jak dzisiaj np pytalem ją o relacje z moim ojcem, to odwróciła się tak jak by chciała mi powiedzieć "a co ty mozesz o zyciu wiedziec". Plakac mi się chce i - przykro mi i boję się tego mowic - ale najchętniej bym ją wziął i potrząsnął za ramiona i wytarmosił i krzyknął jej prosto w twarz: "Wez mnie do diabła tak nie traktuj!!! Okaz troche normalności i pogadaj a nie ze sie odwracasz!!!" Bo na przykład mnie interesuje dlaczego nie umiem się dogadać z ludźmi i jakoś nie bać się ich odmiennego zdania. Heh, ludzi, a co dopiero bliska mi kobieta... Dlatego mi się nie układa. Psychol do którego chodzę, powiedział mi, że jak matka pije to nawet jest gorzej niż jak ojciec. Bo nie ma jakiejś ostoi ciepła, nie ma tego matczynego zapewnienia ze jest ok. No, ja już stary jestem, więc jakby nie domagam się teraz żeby mnie przytulała, ale właśnie nigdy tego nie robiła. Zawsze mieliśmy byc jacyś tam, żeby ona była zadowolona. A jeszcze do tego chlała często i często wracałem z nią autobusem do domu, pijaną jeszcze, trzymałem ją pod ramię, bo się przewracała i było mi strasznie wstyd. Moja starsza siostra ułożyła sobie życie, znalazła mężczyznę, zajebisty facet z niego - z klasy ogólniackiej, czyli ciepło, wspólne doświadczenia itd. Fajnie. U mnie - kurde, byłem z kobietą też z korzeniami z ogólniaka - z klasy. Ale stwierdziłem - ejże, przecież inni ludzie tak się nie łączą, zawsze przecież musi być, że on w wojsku był w jej mieście, a ona ładna i się pobieramy. Może ja przesadzam, ale np też bym chciał kogoś, kto mnie do końca rozumie. Czuję teraz, że zawaliłem poprzedni związek, ale boję się odezwać do niej... Niby wyjaśniliśmy, ale mnie napieprzają wątpliwości, pewnie 90% z nich to urojone wątpliwości... Polina trzymam kciuki!!!
  5. Ja tak po 3 mam spoko, jeśli jest to towarzystwo z którym nie mam na pienku Zdarzylo mi sie przesadzac i bywac na pijackich libacjach, ktore dla mnie konczyly sie wstydliwie i opinia o mnie spadała na bardzo niski poziom.
  6. Dokładnie. Nie istnieje NIGDY jednostronna relacja i NIGDY nie jest tak, że w relacji międzyludzkiej wynik jakiejś wymiany zdań jest jednostronny. NIGDY nie jest tak, że wszystkiemu jest winna jedna strona. Ja sobie zdałem sprawę z tego ostatnio. Miałem takie strzały, że robiło mi się niedobrze ze strachu albo nie wiem czego, w momencie gdy miałem kogoś o coś spytać, o coś co mnie w danym momencie interesuje, luib jest dla mnie ważne. Nieważne czy chce wiedzieć czy ktoś umie podcierać tyłek prawidłowo czy czy może chce coś wydrukować bo stoi nade mna i patrzy mi w monitor gdy to piszę teraz. I to co odpowie to nie jest offense w moja strone tylko po prostu tak jest,stoi tu bo przylazł. Jeśli ktoś nie odpowiada na sms to nie znaczy że nie lubi albo ma w doopie. Chociaż nigdy nie wiadomo. Ale nie można wtedy myśleć - I PO CO JA GO NAPISAŁEM/AM? Miewałem takie strzały, że bałem się kupić bilet i miałem niezłe schizy w autobusach. Byłem pewien że ktoś myśli o mnie "Ej no ten to przecież powinien jeździć na miesięcznym". Myślałem, że naprawdę ktoś tak myśli o mnie i źle się czułem kupując bilet, po przecież jeśli ktoś tak myśli to ja rzeczywiście głuuupio robie że kupuje jednorazowy u kierowcy. Glupie to i smieszne. No ale serio, zgadzam się dżejem na 100%. Nie można zwalać niczego na żadne zaburzenie. Ale trzeba mieć świadomość że to ono działa, gdy jest coś nie tak. I fajnie byłoby gdyby ta świadomość docierała zawsze i nie znikała. Ja tego zdiagnozowanego nie mam ale 90% takich zachowań BPD to ja. Ostatnio to do mnie dociera. Może dlatego że nie zależy mi na nikim tak by go mieć. A slyszeliscie Coldplay "Yellow" ? Ej to jest numer
  7. A w ogóle to jakoś jest inaczej teraz. Nie wiem co. Zrywane przyjaźnie... Wystarczy jeden sms napisac, nie zastanawiajac sie nad jego konsekwencjami i jest inaczej. Serio. Wczoraj tak zrobilem kompletnie luzny sms do kogos i to wiele dla niego znaczylo sie okazalo. Polecam choc wiem ze nie takie latwe. Ze po prostu pamietam. Tego kogos reakcja nie zalezy ode mnie. Nie musi. A w ogole polski skrót BPD to ENZO Puuuuuuuudzioan ;p Piszta.
  8. Powodzenia :) Z czystej ciekawości to właśnie ja też chce, w sumie może dojde co mi. No a ten co mimo strachu robi to co ma robic...hmmm toco mam robic to robie, gorzej z tym co chce robic i gdy chce, by sytuacja potoczyła sie po mojej myśli. To koło się zatacza. Niskie poczucie wartości wynika z braku zaufania do bliskich, a jak się czuje człowiek, który nie ufa bliskim? Czuje, że nie jest jakoś pełen i przez to jest niedowartościowany. Czyli vice versa. Olac i pracowac!!!!! ;p ;p nie no wiem ze tak nie trza Ale jak inaczej???? Pozdro!!!!
  9. On mi nie powiedział wprost "Nie masz Borderline". Sam troche go rozumiem. Ja też nie poszedłem do niego z czymś takim, że "O! Znalazłem potwierdzenie i jestem pewien ze to mam!" Widze u siebie ogrom tych cech, większość. A te testy mam ochotę zrobić jeszcze raz. Ostatnio odpowiadałem szczerze tylko że nie znam wyniku. Widzisz Polina, ja za wszelką cenę staram się wzbudzić zaufanie w ludziach, ale tylko do momentu, gdy nie zaczną się interesować mną od wewnątrz. W pon cos sie zmieniło i ja mu o tym powiedziałem, że nagle w ogole przez dwa dni było czysto i mialem jakas super energie, niemal euforie (serio !! ) tam gdzie tylko mogło być czysto, czyli w relacji z ludzmi, ktorzy nie muszą znać moich błędów a nawet jak znają toco z tego? Powiedziałem mu też, że taki stan mi się podoba. Ale on powiedział, że to za krótko po tym co mu o sobie powiedzialem i że tak za 3 tygodnie mam przyjść (tez bo mam dyplom do obrony temu tak dlugo). Wiec on tez pewien nie jest co to jest i chce ze mna jeszcze pogadac o przeszlosci i tym wszystkim co moze byc korzeniem tego cosie dzieje. To pojde. Wiem ze jeszcze bedzie zle bo dzisiaj już było, serio. Pieprdzielona analiza w glowie w ogole takich bzdur, ze glowa boli. Niemniej wkurzyl mnie. No mi to sie bardzo często przytrafia nie tylko w testach ale nawet czy ja dobrze wsiadłem do autobusu i czy ktos nie mysli ze "co za wieś, tak sie nie wsiada". Niby smieszne i faktycznie smieszne,ale tak sie dzieje i to wkurza a potem ja sie na kims wyzywam za takie bzdury. Ja pojde sobie te testy sprawdze. No ja sobie o nim tak samo najpierw pomyslalem. Ale dolazlem do wniosku, ze przeciez mogl odebrac to ze mu pokazuje wlasciwosci borderline po to, zeby znalezc sobie usprawiedliwienie. Dobr niewazne. Pojde jeszcze do niego. Swoja droga to ty to smiesznie napisalas A Ty sobie takie testy robilas w ogole Polina? Bo ja serio pojde jak bede mial chwile. A nie nierobilas bo piszesz ze sie obawiasz. To sprobuj sie nie obawiac. Mi bedzie trudno i w ogole glupio tam pojsc na te testy, juz to czuje.
  10. Polina - nie miałem. W ogole generalnie cos mi to wygląda dziwnie. Jakieś tam zaburzenie osobowości mam, myślałem, że to borderline. W poniedziałek byłem pewny siebie jak cholera, bopomyślałem, żeprzecież nie można aktorować, żeby żyć normalnie. No nie?? To odniosło skutek na dwa dni, dopóki nie powiedziałem komuś o tym, że znalazłem swoje odzwierciedlenie w tym opisie. a ten ktoś się z tym nie zgodził (psycholog). Miałem wrażenie, że chce mi pokazać że jest mądrzejszy. "Nooooo wieeee pan, jakbyśmy wszyscy się doszukiwali w sobie tych cech to zawsze coś tam się znajdzie" Wkurzyłem się. Może dumą się uniosłem i zle gooceniam, ale wkurzył mnie. BO JA TYCH WSZYSTKICH RZECZY NIE CHCE ROBIC!!!!! Kurde, wielokrotnie zdarzało mi się zrywać przyjaźnieTo nie jest rzecz którą chwalę się na imprezach z nowopoznanymi ludzmi, że niby jestem fajny bo se przypisałem BORDERLINE. Te cechy opisane w artykule www naprawdę przeszkadzają i wiem, że doskwierają wielu ludziom. ALe moje zycie od dawna tak wyglada, kurde rozpadły mi się 3 związki (0,5roku 2,5 roku 1 rok) i zakażdym razem jest to samo. Na początku wydaję się tym kobietom być atrakcyjny (bo nie jestem jakis tam szkaradny), ukrywam swoje złości i stram się być spokojny. Dopiero po jakims czasie okazuje się, że też się wkurzam, tyle że strasznie mocno i przesadnie. I wcale mi się to nie podoba, takie fajne to nie jest. Może rzeczywiście jakieś testy by coś zobrazowały ale w nich mógłbym też grać... chociaż nie wiem na czym by to polegało. Mam już dosyć upierania się przy swoim buractwie w jednym momencie i nie pamietania jak może być fajnie jak mam dobry humor i jacy inni są wtedy fajni i jakiefajne mogą być relacje z ludźmi. Nowlasnie, jednego dnia fajne, a nastepnego za bardzo mi tego brakuje i siepytam wtedy "NO GDZIETO JEST?? GDZIE JEST TO SAMOPOCZUCIE CO BYLO WCZORAJ?? TO WYPELNIENIE?? CO JEST?? W OGOLE TEGO NIE MA?? TO SĄ JAKIEŚ PROBLEMY ????CZEMUPRZECIEZ BYLO OK !!!! " Polina, no i czytalem tez twojego posta wczesniejszego i rozumiem, ze Ty to teraz widzisz tak jak ja tez to zobaczylem. WIDZE PO PROSTU JAK TO CO TAM JEST NAPISANE POKAZUJE MNIE JAK SIE ZACHOWYWALEM WOBEC BLISKICH I NIE TYLKO. A nieeee Polina - miałem !!!! , ale wystraszyłem się wyników bo przecież gdyby się okazało że coś ze mną jest nie tak, w sensie ze se nie radze, to przeciez co by powiedzieli wszyscy dookola? Polina ale chyba pojde sprawdzić te testy. Zrobila mi je kobieta 1,5 roku temu. Strasznie długi test, chyba z 400 pytań, to byl test nazwany czyimś nazwiskiem, ajkiegos typa. No i nie wiem jaki jest wynik. Kurde, ciekawe i chce tosprawdzic a jak nie to zrobie je jeszcze raz. Trzymajcie sie!!
  11. Słuchajcie, to jest generalnie ciekawy temat. A juz w ogole to czego czasem sie doswiadcza to mozna dostac palpitacji serca z kurde powstrzymaniem się przed bezdechem biedrony. Dzisiaj byłem, nie wczoraj, u psychologa, bo misie tak wszystko kręci, że już nie moge. 1. Moja była dziewczyna spotyka się z moim kolegą, którego jej podsunąłem. Wiecie dlaczego jej go podsunąłem? Zacząłem jej marudzić, że jestem beznadziejny, że nie potrafię się starać o nią, że ten kolega jest fajniejszy bo: jest atrakcyjniejszy, lubi się dobrze ubrać i nie wstydzi się mówić co ma na myśli, co mu akurat w głowie tkwi, umie rozładować atmosferę itd. I taksię zachowywałem. Ale tak naprawdę chciałem, żeby ona mnie przygarynała non stop, czyli zgodnie z tym co w definicji borderline: testowanie granic czyjejś cierpliwości. Marudziłem jej non stop ale chciałem żeby mnie zapewniała że kocha. Todopiero niemęskie. 2. Humor zmienia mi się conajmniej 10 razy w tygodniu. Poniedziałek wstałem do pracy na czas i że sie nie poddam. Pierwsze coto sniadanie, a nie fajka. W pracy pewność siebie i nie doszukiwanie się drugiego dna w tym co współpracownicy robią, jak się zachowują, nie zwracanie na to uwagi. Myślę - ale fajnie :D:D umiem mieć co nieco w d... :):)Ograniczaniepalenia itd. Wtorek, wstałem, sniadanie, wychodzę na autobus i juz zaczynam analizowac - czy to, ze wczoraj bylo tak pewnie czy todobrze czy moze to jakies oszustwo? Nie wiem, sprobuje tak dalej. :) Sroda (dzisiaj) wstaję - nie to nie ma sensu, pierwssza fajka przed sniadaniem. Ale bez sniadania nie wyszedlem. Wpracy zacząłem analizowac, ze przeciez sie poddalem, bo fajka pierwsza byla przed sniadaniem. Dobra, piszedo kogos smsa. Odpowiada - ciesze sie ze sie cieszy, ale spodziewalemsie czegos innego. Straszne kurde nie chce tak... No i jak bylem u tegopsychologa to pokazalem mu te wytłuszczone wersy zopisu BORDERLINE które tutaj miło kolezanka dostarczyła w 1szym poście:) Pokazalem mu jakie moje wcześniejsze doświadczenia i zachowania odpowiadają dokładnie wszystkim tym (nie tylko wytłuszczonym) zdaniom w opisie zachowań borderline. I wiecie co mipowieddział? Ironicznie (na wpół w sumie, wyczułem to) że on w takim razie też jest borderline. Też wystawiał swoich bliskich na próbę, też miewał wybuchy, rozładowania nerwów o zbyt dużej sile - większej niż wymagałaby tego sytuacja i rzeczywista wartość napięcia. I że sam sobie tego nie mogę zdiagnozować. Więc nikt nie może. Ale - w takim razie dlaczego wystawiłem moją ukochaną kobietę, na taką próbę? Dlaczego jej wmówiłem, że jest ktoś atrakcyjniejszy i bardziej jej godzien? I dlaczego zrobiłem to po raz 3 ???? Trzy kobiety. Może rzeczywiście się przy niej nudziłem (to tez jedna cecha borderline). Ona miała też ciężko. Kocham moją rodzinę, ale nie mogę się do nich zbliżyć. Nie czuję w ogóle więzi, z nikim, ale dążę do niej poprzez aktorzenie. Mam czyste intencje, chciałbym żeby ktoś je odebrał i mi zaufał (następna cecha BPD) I zawsze rezygnowałem z prób o własną normalność i szukanie gdzieś tam w kimś siebie i kogoś we mnie? Kurde, wezcie, przeciez beznadziejnie to wyglada. Jezu jak mnie ta drukarka wkurza. I praca i wkurza mnietoze mnie towkurza. I zespół i to jak tam funkcjonuje mnie wkurzam w nim. Sluchajcie, ten kolo mi powiedzial w takim razie, zeby nie doszukiwac sie borderline u siebie. Ja tak zrobilem i nawet dobrze się poczułem, bo pomyślałem sobie - acha, to już wiem mniej wiecej nad czym pracować. Jak starać się żyć bez takich cech. To udało mi się pięknie w pn i częściowowtorek. Dzisiaj już było znacznie gorzej. Od tej pory wszystko wydaje mi się tak cholernie i potężnie względne, że nawet nie chce mi się o tym myśleć. Wolę już być wieskiem ale isc jakims torem. I wkurzył mnie ten terapeuta. Życzę wszystkim, żeby wszystko się ułożyło i nie poddali się. Metoda prób i błędów. Dobrze że nie zrobiłem totalnej inwersji uczuć na próbie. Sluchajcie bo ze mnie teraz sie siara wylewa i inni przez to cierpią może. No cos Ty ewa125 nikogo chyba nie urazilas i wlasnie totrza zdiagnozowac. A nie ze od razu jestem BPD bo 35 z 40 przytoczonych argumentów w opisie tego zjawiska pasuje do mnie. Tak jak ja myslalem, spojrzalem i pomyslalem, ze no, mam wiele tych cech. Dobra sam ju nie wiem. 3majcie sie ale kiedys tu wpadne popisac jeszcze. Cze!!
  12. Ja może nie zdanie, ale działanie, wymyślałem sobie. Tak zrobiłem przy nagrywaniu płyty: założyłem sobie, że będzie tak i tak i wszyscy będą szczęśliwi i zadowoleni gdy odbędzie się to po mojej myśli. Dopiąłem swego, byłem nawet zadowolony z tego że to się dzieje po mojemu i miłem w doopie wszystkich innych zdanie. Ale później... dopiąłem swego i nie byłem szczęśliwy - odebrałem spontaniczność i współdziałanie, docieranie się nawzajem, szukanie wspólnego mianownika wszystkich zdań. To właśnie zniszczyłem. A z kobietą - bałem się odezwać i wypowiedzieć swoje zdanie bo przewidywałem najbardziej wygodną dla siebie odpowiedź lub reakcję, a gdy zareagowała jak sobie to wymyśliłem - uznałem, że słabo jej poszło, natomiast gdy odpowiedziała inaczej niż przewidziałem w swoim "scenariuszu", to sam się gubiłem i też nie było dobrze. Dzisiaj jestem porozmowie o pracę. Powiedziałem o tym ojcu, nie wiem po co, bo od razu wywalił czy ja aby na pewno wszystko wiem i czy wyciągnąłem "odpowiednie" (jegfo zdaniem oczywiście) wnioski. Wkurza mnieto niesamowicie, wkurzają mnie jego reakcje na to jak sie staram. Kopie pode mną dołki nieświadomie. Wkurza mnie to. WKURZA!!!!!!!! On chce dobrze, ale ja juz tego mam DOŚĆ serdecznie. "No to jak ty tak? Musisz wiedzieć co Ci mówią!" Wkurza mnie to i płakać mi się chce jak to słyszę bo już nie mogę. Nieważne, wyprowadzam się może to mi dobrze zrobi. Masa tego. Ale będzie dobrze :) Już się dzieje. Staram się nie przewidywać reakcji i nie wpadać w swój wir "wiem co będzie i co odpowie i jak będzie". Tylko zapeszać nie chce. Do następnego!! :)
  13. JA TO MAM. Gdy to przeczytałem zobaczyłem że to właśnie ja. Jestem tego świadom. Miałem wspaniałą dziewczynę, która dała mi wszystko, a raczej to, co jest w życiu najważniejsze. Miłość. Zrozumienie. Chęć przebywania ze mną. A ja to odrzuciłem. Wiele razy gdy z nią byłem, oddałbymżycie za nią i CAŁE swoje życie jej przypisywałem. Że spotakilśmy się i przeżyliśmy całe swoje życie dla siebie. Mam 26 lat. Ale gdy tylko zrobiła coś innego, niż wcześniej sobie wyobraziłem, jej reakcję na moje zachowanie lub działanie przez siebie wcześniej zaplanowane (tzn myślałem tak: spotkamy się i powiem jej to i to, a ona wtedy zareaguje tak i tak. Oczywiście ona nie reagowała tak jak sobie to wymyśliłem, tylko tak jak ona to odebrała), momentalnie traciłem grunt pod nogami i kompletnie odpadałem. W takich momentach właśnie czułem, że nie wolno mi z nią być, albo że to nie ona. I wiele razy uświadamiałem jej, że zasługuje na coś lepszeo. Ale dlaczego niby? Dlaczego tak robiłem? Dlatego, że zapominałem w tych momentach jak wiele dla mnie znaczy i jak wiele zrobiła, by mnie do siebie przyciągnąć i spróbować ze mną być. Podsunąłem jej faceta, który nie jest BPD. Może każdy z nas jest. Nie wiem. Ja ją odrzuciłem. Odrzuciłem jej miłość i to co mi dała. Chciała związku, w którym się rozmawia, w którym obie strony się słuchają nawzajem, a ja wymyślałem sobie jej reakcje, ze strachu przed tym jak może zareagować w rzeczywistości i tym, że się w tym pogubię i ona przez to też. Podsunąłem jej faceta, który niestety jest moim kolegą. Zanim w ogóle się pojawił nasmarowałem jej jego obraz. Że z nim na pewno się dogada, bo on umie rozmawiać i chce rozmawiać. Chce kontaktu. Nie boi się kontaktu i wie, że wartopróbować łapać kontakt. Nawet jeśli się miną, to przynajmniej będą wiedzieć z kim są. Ja niestety przez cały ten związek grałem, chciałem, żeby on wyglądał tak wspaniale, że ja jestem mężczyzną i dbam o jej bezpieczeństwo dbając o swoje dobro, by w razie czego jej pomóc. A tak naprawdę sam się z tym męczyłem, dlatego, że potrzebowałem naprawdę bliskiego kontaktu z nią. Nie ślepej akceptacji, tylko porozumienia i okazywania siebie. Ja się zamknąłem i powiedziałem sobie, że teraz będzie idealnie. Nie było i w tych momentach podsuwałemjej tego innegofaceta. Zachowałem się jak żałosny głąb. Teraz oni są razem, a ja patrzę na nich i wyobrażam sobie, że jestem nim.... że to ja idę z nią za rękę, objęci i po prostu blisko z moją Natalią kwiatkiem..... TO....MOI DRODZY.... JEST NAJWIĘKSZE CIERPIENIE JAKIE MOŻE SPOTKAĆ CZŁOWIEKA....Samospełniająca się przepowiednia. Bo robiłem tak: KOCHAŁEM JĄ NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE, ale jednocześnie odrzucałem od siebie bardzo mocno i dobitnie. Gdy rozmowa szła nie po mojej myśli zaczynałem się tego bać i uciekać od porozumienia. Chciałem wychodzić od niej, ona mnie przez jakiś czas zatrzymywała (przyzwyczaiłem się do punktu objawów BPD tego: Szukają bezskutecznie idealnej osoby, która będzie ich wybawieniem – zrozumie ich do końca, pokocha bezgranicznie i bezwarunkowo, nada sens ich egzystencji, wypełni pustkę w ich życiu, wybawi od huśtawek nastroju oraz bólu psychicznego i nigdy ich nie opuści.) Ona była dla mnie kimś takim właśnie. Niestety dla mnie nie długo. Cierpię strasznie,. bo dałbym sobie rękę uciąć żeby wrócić do czasu, gdy byliśmy razem i po prostu z nią porozmawiać. Pokazać SIEBIE, bo wierzcie mi,że tego nie zrobiłem. Strasznie się tego boję, pokazywania siebie. Strasznie brakuje mi kontaktu z nią. Bo ona jest niesamowita, chciała rozmawiać!!!!!! A ja się zamknąłem. Zrobiłem tak z inną kobietą wcześniej też. Powiedziałem jej, że zasługuje na kogoś innego, nie dając jej w pełni tego, co mam w sobie. Nie umiałem i nie umiem. STRASZNIE TERAZ ŻAŁUJĘ!!! Ale to już nie wróci. Mocnoteraz cierpi moja duma, bo ta kobieta jest jedną z najpiękniejszych, które znam i które widziałem. Byliśmy blisko przez jakiś czas, najbliżej byłem z nią. Ale bałem się tej bliskości iodrzuciłem swoją miłość. Czuję się strasznie. Przepraszam, że to napisałem ale wierzcie mi, że to jest rzeczywistość. Próbuję się jakoś dowartościować, że konczę studia i udało mi się oddać w terminie dyplom. Ale to TYLKO normalne życiowe sprawy w sensie zabezpieczę się. I NAPRAWDĘ CZUJĘ SIĘ PUSTO. Nie wiem, czy wytrzymam tak długo. Zaczęła mi się podobać inna dziewczyna, ale czuję, że znowu będzie tak samo. Słuchajcie.... ((( to naprawdę boli ((( fizycznie też ((( ;((((( A jestem facetem i niby idzie wszystkodobrze, niby mam studia i pracę znajdę wszędzie.... Ale po drodze ucieka mi coś naprawdę ważnego - kontakt z ludźmi i zdrowe relacje, bez doszukiwania się drugiego dna... Jeśli macie coś, gdziekolwiek do powiedzenia - róbcie to, nawet jeśli wiecie, że swoimi słowami poświoadczycie swoje nierozeznanie w jakimś temacie. Nie wszędzie trzeba być omnibusem i nie zawsze trzeba być ponad wszystko, znać odpowiedź na każde pytanie. Ja taki chciałem być, bo boję się być sobą. Chodzę dopsychologa, ale po 1szym spotkaniu niewiele na razie. Zobaczymy. Spróbuję mu zaufać, ale za pierwszym razem tak nie było. Powiedziałem mu wszystko, ale bez emocji. Bardzo bym chciał, żeby ktoś zobaczył mnie w momencie, gdy mówię coś w sposób w jaki to czuję. Pozdrawiam Was serdecznie! Strasznie mi smutno wiecie? ;( I strasznie trudno będzie mi się podnieść.... Ale spróbuję. Chyba warto :)
  14. Witam serdecznie wszystkich! Temat taki bo znowu się poddałem. Nie wiem, czy to cecha mojego charakteru czy strach mnie oblatuje i po prostu cienias jestem czy cos? Sam często prowokuję sytuacje takie, żeby potem cierpieć. Na razie nie mogę ruszyć z miejsca bo robię najgłupszą rzecz z możliwych - determinuję swoją przyszłość tym, że popełniłem wcześniej mnóstwo błędów i dopadają mnie jakieś wyrzuty sumienia. Np wmawiam sobie - no teraz to mi się nie uda, skrzywdziłem kogoś wcześniej to jak tak teraz może być, że ja mogę być szczęśliwy? Byłem z kobietą w związku przez 2,5 roku. Jednak to było wejście drugi raz do tej samej wody. W ogólniaku byłem w niej bardzo zakochany, bardzo chciałem z nią być i bardzo ale to bardzo mnie pociągała. Odrzuciła moje zaloty i to bardzo obniżyło moją samoocenę. Ledwo w ogóle zdałem maturę, nie mówiąc nikomu, że mi ciężko itd. Fuksem dostałem się na studia, niby moje wymarzone - budownictwo. Bardzo dużo przemyśleń i podsumowań w klasie maturalnej mnie to kosztowało i postanowiłem się nie poddać i powiedziałem sobie - teraz będę z tego dumny i nikt mi tego nie odbierze. Mimo tego gadałem ludziom jak najbardziej wyluzowany typ, że eee tam, fuksem sie dostałem, nie ma co się za dużo cieszyć. Robiłem tak, mimo, że wszyscy mi gratulowali itd i cieszyli się, że mi się udało. I myślałem sobie - wiem, że nie wyszło mi z tamtą dziewczyną, bo zachowywałem się jak debil. Ale teraz się dowartościowałem, mam to, o co walczyłem i nie poddam się. Jednak po jakimś czasie znowu spadek. Zaczęło mnie to wszystko wkurwiać i zacząłem olewać studia. Wtedy pojawiła się tamta dziewczyna. Cały czas miałem w sobie tamto uczucie i za każdym razem jak ją widziałem, chciałem żebyśmy byli szczęśliwi itd. Zaczęliśmy związek, ale po 2,5 roku zerwałem z nią. Nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham, za to zawsze chciałem jej powiedzieć, że wtedy mocno mnie zraniła i takie całe sranie. Na początku tego związku nie powiedziałem jej, że studia są dla mnie ważne i cieszę się, że jest, to może nam się udać i że bardzo bym chciał tego nie zaprzepaścić. Nie powiedziałem jej tego. Postanowiłem grać luzaka, który w jej oczach zawsze wszystko zrobi bo już tak zrobił. Nie kochałem jej, robiłem wszystko, żeby się zakochać ponownie ale nic z tego. Dwie repety walnąłem. Zerwałem. Czułem się dobrze sam, zacząłem sobie planować jak wyjść z długów za studia, że teraz będę tolerancyjny i wszystko zaczęło nabierać kolorów. Tym bardziej, że pojawiła się następna dziewczyna. Wiedziała o mnie co nieco przez kolegę, a ja byłem bardzo ciekaw kto to jest i kto tak o mnie pyta. Bardzo fantastycznie się nasz związek rozpoczął, ale znów nie mówiłem tej dziewczynie wszystkiego. Ona jednak się upierała. Ja jestem raczej zamknięty, ale ona wiedziała o mnie od tego kolegi już trochę i próbowała mnie zaprosić do swojego życia. Zakochałem się w niej na zabój. Na początku było ok. Ale potem, kiedy mieliśmy się zbliżyć, kiedy się kochaliśmy, mnie NAGLE zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia i zacząłem sobie wyobrażać moją poprzednią dziewczynę!!! Tzn myślałem, HEJ, NIE MOZESZ MIEC TERAZ SZCZESCIA, SKORO KOGOS SKRZYWDZILES!!! I w tych momentach wszystko się psuło i czar pryskał, tak o!! Poznałem jej całą rodzinę, jej historię, coś wspaniałego. Ja też zapraszałem ją do siebie, ale czułem, że ona przez moją popieprzoną rodzinę i przy niej, czuje się skrępowana. Bardzo mi na niej zależało, ale czułem jednocześnie, że coś idzie nie tak. A poza tym NON STOP czułęm wyrzuty sumienia a propos porzedniej i wmawiałem sobie, że NIE MOGĘ DOSTAC TERAZ SZCZESCIA, NIE WOLNO MI Z TEGO SKORZYSTAC, SKORO BYLA DZIEWCZYNA CIERPI!!! Nie mogę się z tym pogodzic. Nie chce myslec o bylej!!! Mysle o niej w kategoriach tylko wyrzutow sumienia!! A przez takie myslenie odpuszczam sobie szczescie!!! Ludzie, wiem ze to brzmi jak gowno i jak "skocz po wino" ale nie wiem co robic. Nie potrafie sie o nia postarac, bo od poczatku ona steruje tym zwiazkiem. Nie mialem nigdy mozliwosci wykazania sie. Raz zaprosilem ja do kina, no kilka razy, ale z nastawieniem takim, ze balem sie odmowy. To widac i ona czula, ze ja sie boje. Zaczalem czuc sie winny temu, ze ten zwiazek sie nie udaje. Nie udawal nam sie seks, bo w podswiadomosci tkwił wyrzut sumienia o tamtą. Zaczalem opowiadac jej o moim koledze, ktory sobie radzi i w ogole. Ze jest fajny, otwarty (bo taki jest), przystojny i elegancko wyluzowany. Ze potrafi sie dobrze bawic i jest mega tolerancyjny. I najgorsze jest to, ze powiedzialem jej, ze widze wiecej cech wspolnych jej i jego niz jej i moich. Nie bylo go w PL gdy to mowilem. Przyjechal z Anglii, znali sie juz wczesniej. Poznalem ich na poczatku zwiazku z nia i teraz tak: albo wyczulem, ze sie sobie podobaja od pierwszego wejrzenia, albo to bylo moje maniactwo podejrzliwosci, ktore potem przerodzilo sie w obsesje. No i niedawno przyjechał do PL i na serio zachowywal sie tak, jakby moja dziewczyna wpadla mu w oko!!!!!!! Ja zaczalem jak idiota wypytywac moja dziewczyne, czy on sie jej podoba. Na poczatku tak nie bylo, bo przekonywala mnie, ze to co nas laczy jest dla niej wazniejsze. Wierzylem w to. Po jakims czasie, kiedy zaczalem sie wkurzac na tego kolege, ze tak sie otwiera przy niej, zaczalem byc zly ze w ogole sie widuja!!! Ona powiedziala mi, ze dobrze sie z nim czuje i po kilku spotkaniach w ogole okazalo sie, ze NIE WIE CZY NIE CHCIALABY Z NIM BYC!!!!! Czuje sie strasznie, ta dziewczyna wyciagnela mnie z niezlego bajzla i chcialbym jej po prostu zycie ofiarowac i z nia byc. Ale ON kurde okazuje sie byc bardziej wyluzowany. Jestem ZLY NA NICH OBOJE!!!! ZLY JAK CHOLERA!!!! Nie wiem co robic. Sam sprowokowalem ta sytuacje, ona mnie unika, nie wiem co robi, pytam ja co robi i gdzie jest, nie odbiera telefonow i nie odpisuje. On tez nie. Trzasl mu sie glos, gdy kiedys zadzwonilem, a jej nie chcialo sie ze mna gadac i dala mu sluchawke. Wygladalo to tak, jakby chcial cos ukryc. Potem ZABRAL JA NAD MORZE!!! Gdy ona nie chciala ze mna pojsc do kina!!! CO SIE DZIEJE????????????????????????? JESTEM ZALAMANY I NIE WIEM CO ZROBIC< z jednej strony ufam jej i jak glupek wierze ze jeszcze cos miedzy nami bedzie, a z drugiej widze co sie dzieje. Jak wy to widzicie?
  15. Ja sie nawet czasami zastanawiam czy dobrze robie idąc umyć zęby o jakiejś godzinie. We wszystkim się porównuję z innymi, i wtedy myślę, że przecież pewnie kto inny zrobiłby to w inny sposób albo o innej godzinie, a to, że ja robie to teraz to od razu klasyfikuję jako złe zachowanie. Cały jestem powywracany do góry nogami i nie cierpie siebie za to. Jeśli krytyka jest konstruktywna, jest dobra. Nie zawsze ludzie mówią, pouczają, przywołują do porządku po to, żeby karać i upokarzać, tylko czasem żeby zmobilizować do działania. Tylko trudno to wyczuć... mi szczególnie, ale staram się.. jakoś. Pozdr :)
  16. Ja tez tego doswiadczam. Od kilku lat codziennie. Totalnie sie odizolowałem od społeczeństwa, nawet od znajomych dosc mocno. Widzę tylko rzeczy, które mam do zrobienia i robię sobie plany na 3 lata do przodu, a po tygodniu trzymania się tego obracam to wszystko w bezsens. To jest takie uczucie jakby niedotlenienia, jakby mi ktoś napakował do głowy czegoś ciężkiego. Rozmowa ze mną wygląda jak jakiś bełkot, przyłapałem się na tym, że rozmawiając z kimś na jakiś łatwy i przyjemny temat, usilnie staram się myśleć o tym co niby TAK NAPRAWDE jest ważne, bo boję się, że nawet krótka rozmowa o czym innym spowoduje, że zapomnę o TYM CO WAŻNE. Z drugiej strony nie rozmawiam z nikim o TYM CO WAŻNE, bo wydaje mi się, że to dla innych jest oczywiste. I koło się zamyka. No i czuję się taki właśnie otępiały i mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie.. Pozdrawiam!
  17. Gregorius, mialem na pierwszym roku podobne jazdy... W ogole w siebie nie wierzyłem, STRASZNIE bałem się egzaminów, a potem poprawki z matmy. Caly czas powtarzalem sobie, że przecież nic nie umiem, a do tego doszedl potworny stres przed wyrzuceniem ze studiów. Ale wiesz co sobie powiedzielm wtedy? Że nie jestem jakimś tam tchórzem, tylko naucze sie, udowodnie im, że nie jestem słabszy i powiedzialem sobie "kurde, tyle pracy włożyłem w to wszystko, że teraz nie mogę nie zdać bo boję się przyłożyc i boję się postarać to wszystko zrozumieć i się do tego zdystansować". Tak więc mówię Ci Gregorius, potraktuj egzaminy poważnie, ale z dystansem. Uda Ci się to, bo jestem pewien, że masz w sobie taki dystansowy zalążek. A co do tego, że napadają Cię lęki a to powoduje, że zastanawiasz się czy nie są to początki choroby psychicznej, to udaj się do lekarza, jak mówi musli. Pozdrowienia i powodzenia :)
  18. Właśnie, do tego dochodzi zero luzu, a przecież fajnie jest (jestem tego świadom) popełnić błąd ale niezamierzenie, czyli nie np z lenistwa, tylko dążąc do czegoś. Nie trzeba być na wszystko gotowym, ale mi się uparcie wydaje, że trzeba. Tylko że ja jestem już prawie po studiach, a Ty masz jeszcze dużo czasu, żeby nauczyc się że nie zawsze trzeba być kompletnym (tak jak ja, bez urazy) dupkiem wszystko przewidującym i wszystko wiedzącym. Nie lubie tej cechy u siebie. Wydaje mi się, że MUSZĘ sie skupiać tylko na przyziemnych sprawach i nie mogę sobie ozwolić na trochę luzu, bo zapomnę o tych wżnych sprawach, życiowych, planowaniu przyszłości (po co ją planowac?? czemu po prostu jej nie przezywac idac z duchem czasu??? )Spróbuj jednak viper_88 trochę wyluzować, podejmij jakąś (niezbyt poważną) decyzję na spontana i przez chwilę się tego trzymaj, nie myśląc o niczym dookoła. Oczywiście na trzeźwo i nie zamiast czegoś ważnego, tylko OBOK tego. Zobaczysz jak fajnie jest :)
  19. Bycie pewnym, że się czegoś chce, ale jednocześnie paraliżuje strach, że jeśli to wypowiesz, reakcją będzie śmiech albo niezrozumienie. Na jedno wychodzi. Gdy coś proponuję, np wyjście gdzieś, to jestem pewien, że tego chcę tam głęboko, ale wypowiadam to z drżeniem warg i tonem głosu pokazującym, że się boje tego zaproponować bo się boję reakcji, czyli tak naprawdę odmowy... No i w jaki inny sposób tak wypowiedziana propozycja ma być przez kogokolwiek przyjęta, jeśli nie odmową?... Cholernie ciężko się tego pozbyć...
  20. Hej Lula i Piotrek, po przeczytaniu Waszych odpowiedzi, za które dziękuję :) muszę Wam przyznać rację i przyznać się do rzeczy, którą zauważyłaś lula. Współpraca i kontakty z ludźmi nie układają mi się, ponieważ tak naprawdę czuję wewnętrznie swoją wartość (nieprzesadnie, w sensie nie jest to samouwielbienie, mam nadzieje), wiem na co mnie stać...a na dużo mnie stać, ale nie umiem mówić o tym wprost. Bardzo chciałbym nauczyć się mówić, po prostu, bez tego chorego hamulca.. Chcę powiedzieć mojej dziewczynie, że tęsknię i myślę o niej, ale zaraz zaczynam myśleć, że ona może nie chce akurat tego usłyszeć teraz.. i wychodzi na to, że jestem nieszczery. Czasem jej zachowanie mnie denerwuje, też nic nie mówię, bo boję się że to będzie dla niej cios.. Mam takie problemy ze związkami zawsze. I dziewczyny odchodzą ode mnie. Masz też rację Lula w tym, że niektóre rzeczy po prostu są i nie ma się co nad nimi zastanawiać, a ja do tej pory tak robiłem. Jeszcze często mi się to zdarza i będzie zdarzało, bo tego trzeba się nauczyć. Poszukam tej książki... i już od dawna chcę iść do psychologa, żeby jakos się wywrócić w końcu na normalną stronę. A z zespołem jest sprawa taka, że tak naprawdę ambicje nas wszystkich przerosły przy nagrywaniu, co okazało się za pięć dwunasta, więc postanowilem tego tak nie zostawiac i wziąć sprawy w swoje ręce. Udało się, tylko że szefem nie chcę być ja, tylko kolega, który najpierw się ze mną wykłócał o sposób pracy w studio a potem, gdy okazało się, że "miałem rację", on zaczął mówić, że on od zawsze tak uważał i zawsze tego chciał i od początku do tego dąży. Teraz się na niego wkurzam, bo pozwoliłem mu na to i puściłem to niby mimo uszu, ale jak na złość to wraca i za każdym razem gdy go widzę, mam przed oczami jego słowa. Przesadzam z tym perfekcjonizmem i wielu ludzi to dotknęło już, bo rzeczywiście nieraz ktoś próbował mnie sprowadzic na ziemię, ale ja na siłę chciałem dopinać swego.. Idę do psychologa, ciężko mi trochę... jak wszystkim. Dzięki za odpowiedzi stiv-o to ten z Jackassa chyba (?)
  21. Witam, Chciałbym się podzielić z Wami tym co mie dotyka. Od bardzo długiego czasu mam jakiś okropny wstręt do siebie, mimo że słyszę dookoła opinie ludzi o sobie, że rzeczy które robię są bardzo wartościowe. Natomiast ja nie widzę w tym ABSOLUTNIE żadnej wartości, a na dodatek, gdy ktoś próbuje mi delikatnie powiedzieć (nawet moja dziewczyna), że jestem ok i postąpiłem ok, to przyjmuję te słowa do siebie..ale po kilku godzinach powraca wstręt zaczyna mnie boleć żołądek i odrzucam wszystkie te słowa od siebie i zauważyłem, że jestem wtedy nawet agresywny (nie fizycznie, ale to tez boli). Strasznie źle się czuję ze samym sobą. COKOLWIEK pójdzie mi nie tak jak sobie wcześniej założyłem, zaczynam się ogromnie mocno na siebie denerwowac i czuję napływ dziwnych myśli, jest to tak silne, że kilka razy (chyba w jakimś dziwnym mechaniźmie odwetu na kimś za swoje błędy) o mało co nie wyrządziłem komuś krzywdy swoimi słowami. Boję się, że kiedyś, w momencie ataku nerwów zrobię jakiś fatalny błąd. Dzisiaj np spóźniłem się na pociąg którym dojeżdżam na uczelnię, najpierw zacząłem myśleć o sobie, że jestem tak mocno niezorganizowany, że to ma tak ogromne znaczenie, że powinienem za karę coś stracić. I pomyślałem, że wyślę sms do dziewczyny, że chyba nie powinna mieć takiego faceta jak ja, bo skoro się spóźniam na kolejki, to nie można na mnie liczyć i nie można czuć się przy nie bezpiecznie. O mało co tego nie zrobiłem... Mam niesamowicie ogromny problem z docenieniem siebie i swojej pracy, to się odbija na innych, na całej mojej rodzinie, znajomych, z którymi kiedyś dzieliliśmy wspólne pasje i dążyliśmy do wspólnych wartościowych celi. Nagraliśmy płytę, ja włożyłem w nią bardzo dużo pracy i pieniędzy... udało się, płyta wyszła na rynek, ale ja się z niej nie cieszę... Włożyłem w nią mnóstwo czasu, ale nie umiem się docenić i zachować się "normalnie" w stosunku do siebie i kolegów z zespołu. Nie umiem tego zrobić wewnętrznie. Na zewnątrz mówię, że wyręczając kolegów w pracy nad tą płytą chciałem aby wynik tej pracy był wspólny i równomierny dla wszystkich. Czy takie założenie było dobre? Czy powinienem był pomyśleć już na początku, że skoro wkładam więcej niż inni to mogę żądać tego, żeby zespół był postrzegany na zewnątrz jako zespół (mam na myśli to, że nie chciałem aby nagle okazało się, że jest między nami podział typu pracownicy i szefostwo). Nie wiem o co mi chodzi, nie wiem co i kiedy i jak powiedzieć. Często myślę i czuję, że chciałbym powiedzieć mojej dziewczynie, jak bardzo mi jej brakuje, jak za nią tęsknię, że chciałbym ją przytulać i że bardzo mi na niej zależy..Czasem potrafię się wyluzować, wtedy mówię to w sposób całkowicie pewny i szczery, jestem z nią szczery i czuję, że to jest naprawdę to, co chciałem jej powiedzieć. Ale kilka godzin później napadają mnie myśli takie, że to co robię, to co studiuję jest zupełnie do bani i ona zasługuje na kaogoś bardziej wartościowego. I jeszcze takie, że nie lubię tego co studiuję, że nie umiem się docenić i baaaardzo szybko się poddaję, przez co ona nie czuje się bezpiecznie przy nie, co z resztą mi powiedziała. Ja wiem, że potrafię się aż tak mocno nie przejmowac wszystkimi problemami świata, ale to się zdarza powiedziałbym rzadko. Krótko mówiąc, mam ogromny kłopot z okazaniem uczucia, bo boję się, że sposób w jaki ja chcę to zrobić spowoduje to że ją stracę. I szukam jakichs innych sposobów, takich sztampowych, które mi nie odpowiadają. Np kiedyś zaprosiłem ją do kina, ale zrobiłem to myśląc, że jakiś burak chyba ze mnie i do kina zapraszało się dziewczyny w XX wieku. Jestem TOTALNIE zdezorientowany i nie potrafię się skoncentrować. Zostało mi jeszcze kilka tabletek Afobam (przepisanych przez lekarza), biorę je jak jestem w paraliżującym stresie, wtedy tabletki hamują pobudzanie nadmiernej ilości zakończeń komórek nerwowcyh i moje myśli zmierzają w kierunku dobrym. ALe bez nich...mam najczerniejsze wizje przed pojściem na zajęcia, boję się, że wszyscy znają moje błędy albo że ja nie mogę powiedziec tego co chcę, bo popełniłem masę błędów w przeszłości i muszę za to ponieść karę. Nie rozmawiam dużo. Jak chcę coś powiedzieć, i to jest to co naprawdę chcę powiedzieć, to automatycznie mówię coś, co uważam za bardziej stosowne, bo czuję, że to co chce ze mnie wyjść będzie odczytane jako jakiś bełkot. Jestem tym naprawdę zmęczony.... Cholera źle się czuję ze sobą..Najchętniej cały czas bym spał, co robię dość często. Cholera... nie chcę już dłużej się ukrywać przed ludźmi!! Nie chcę nie robić żadnych kroków!! Ale strach mnie paraliżuje..... dosłownie... Co się dzieje?
×