Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czego boicie się Najbardziej?


AddictGirl21

Rekomendowane odpowiedzi

wysłowiona, Jak to mówił mój przyjaciel na jednym z detoxów "Masz raka? Więc nalej do miski wodę, wsadź dupę i rak wyjdzie bo przecież ten, że skorupiak lgnie do wody. I tadaaam, raka nie ma" :D ....Poza tym spokojnie, w końcu trzeba na coś umrzeć...Mój tato ma raka i podziwiam go za siłę. Chodzi, cieszy się z życia a w najbliższym czasie czeka go operacja i chemia więc....z takich ludzi trzeba brać przykład....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chorób (zarazki) śmierci, zwariowania...ale chyba bardziej zwariowania i wylądowania w psychiatryku

 

Miałam ze 3-4 razy atak że zaraz zwariuję i wyląduję w psychiatryku. Ze wszystkich ataków jakie miałam w życiu te były zdecydowanie najgorsze. Aż kiedyś na swoim blogu opisałam swoje obawy i studentka psychiatrii opisała mi jak wygląda oddział leczenia nerwic. Potem nigdy więcej nie bałam się już psychiatryka. U mnie te ataki, że zaraz oszaleję pojawiały się zwykle po derealizacji, ale jak poczytałam, że inni ludzie też to mają, że to normalna reakcja na stres i nic się nie dzieje, jak zobaczyłam, że to przechodzi to jak powiedziałam nie mam już ataków, że zwariuję.

 

Czego się boję najbardziej? Nie wiem. Wszystko mi już zobojętniało. Mam coraz mniej radości w życiu i przeraża mnie, że miałabym się czuć tak, jak teraz, kiedy każdy krok jest torturą już zawsze. Chciałabym żeby ktoś mi zdiagnozował jakąś chorobę, żebym mogła zacząć się leczyć i poczuć lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam duży lęk przed zwariowaniem, ale się oduczyłam tego zupełnie. Najbardziej boję się aktualnie uzależnienia od innych, a zazwyczaj chorób różnego rodzaju, głównie nowotworów.

 

Ja kiedyś miałam diagnozę nowotworu (była błędna, ale zanim się o tym dowiedziałam minęły ze 2 miesiące). Pierwsze trzy dni przeryczałam, a potem pomyślałam, że przecież w życiu nigdy nic nie wiadomo, nie wiem jak to się skończy i, że przecież jeszcze nie umarłam. Uważam, że wcale nie jest to takie straszne.. bo ma się czas.. miesiąc, dwa, pół roku, ale ten czas jest. Dla mnie gorszy byłby nagły wylew czy zawał i to uczucie, że nie chcę, jeszcze nie teraz, czegoś nie zrobiłam, nie powiedziałam, żałuję. Dlatego ataki paniki tak mnie zawsze wykańczały.. przeżywanie tego kilka razy dziennie to był hardkor. Pewnie ktoś inny powie, że to tylko chwila męczarni, a z rakiem trwa miesiące.. ale jak powiedziałam, nigdy nie wiadomo jak to się skończy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś miałam diagnozę nowotworu (była błędna, ale zanim się o tym dowiedziałam minęły ze 2 miesiące). Pierwsze trzy dni przeryczałam, a potem pomyślałam, że przecież w życiu nigdy nic nie wiadomo, nie wiem jak to się skończy i, że przecież jeszcze nie umarłam. Uważam, że wcale nie jest to takie straszne.. bo ma się czas.. miesiąc, dwa, pół roku, ale ten czas jest. Dla mnie gorszy byłby nagły wylew czy zawał i to uczucie, że nie chcę, jeszcze nie teraz, czegoś nie zrobiłam, nie powiedziałam, żałuję. Dlatego ataki paniki tak mnie zawsze wykańczały.. przeżywanie tego kilka razy dziennie to był hardkor. Pewnie ktoś inny powie, że to tylko chwila męczarni, a z rakiem trwa miesiące.. ale jak powiedziałam, nigdy nie wiadomo jak to się skończy.

 

Tak, zdecydowanie czas działa tutaj na korzyść. I ja też zawsze byłam przerażona wizją nagłej utraty życia. Dlatego czasem jak przed snem pomyślę o tym, że mogłabym się już nie obudzić, potrafię być naprawdę przerażona. Ale w chorobach nowotworowych nie boję się tego, a wizji strasznego bólu. Miałam ostatnio problemy z brzuchem i mdłości były tak mocne, że miałam wrażenie, że zaraz wywróci moje wnętrzności na zewnątrz. Naprawdę coś strasznego, sama zdolność myślenia jest ciężarem. Nie mogłabym czegoś takiego albo nawet gorszego przeżywać z myślą o śmierci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strach jest chyba gorszy niż ból. Nigdy człowiek nie przewidzi jak będzie bolało, czy da się wytrzymać czy nie.. teraz faszerują różnymi narkotykami i ponoć nie czuje się bólu.

 

Nie wiem szczerze mówiąc. Zawsze jak gdzieś czytam wypowiedzi rodzin osób, które zmarły na chorobę nowotworową, to piszą właśnie, że zmarli w strasznych męczarniach, agonii. Trudno w ogóle porównywać cierpienie psychiczne z fizycznym, ale ja jestem na takim etapie (poznałam się już i z depresją i z nerwicą), że wiem jak radzić sobie z bólem psychicznym. Ten fizyczny jest za każdym razem nie do wytrzymania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam w swoim życiu kilka razy ból fizyczny nie do wytrzymania. Przeszłam 3 operacje. Miewałam straszne bóle menstruacyjne, kiedyś też bóle żołądka, jelit po zrostach pooperacyjnych, że tarzałam się po podłodze, robiło mi się ciemno przed oczami i rzygałam, ale co tam.. ibuprom i jedziemy. Człowieka jak boli to mówi, dadzą mu więcej środków. Ciesz się, że nie jesteś zwierzęciem. Ostatnio oglądałam filmik z nosorożcem, któremu wyrwali róg z połową pyska i umierał godzinami w agonii wydając przy tym rozdzierające serce dźwięki. Ryczałam po tym cały dzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O dziwo najbardziej boję się,że stanę się niepotrzebna nikomu i nikt nie zauważy, jak umrę. Że po mnie nic więcej nie pozostanie, tylko proch który wraz z czasem stanie się coraz mniej potrzebny - nawet ziemi. I choć dążę czasem do izolacji, to zabija mnie myśl,że ''tracę głos'' i nie mogę się do nikogo odezwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciesz się, że nie jesteś zwierzęciem. Ostatnio oglądałam filmik z nosorożcem, któremu wyrwali róg z połową pyska i umierał godzinami w agonii wydając przy tym rozdzierające serce dźwięki. Ryczałam po tym cały dzień.

 

Wiem. Staram się unikać takich rzeczy, bo też strasznie do mnie trafiają. Ale ludzie w Czeczenii czy Birmie nie mają lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej boję się tego że zwariuję, samotności, śmierci i ogólnie przyszłości, tego jak to będzie.

 

To samo u mnie.

 

Może z tym zwariowaniem to najmniej, bo tak myślę, że kompletni wariaci wcale nie mają źle. Mają wszystko gdzieś i może są szczęśliwsi od nas.

 

Boję się przyszłości, że zostanę sam, że nie poradzę sobie w życiu, chociaż bystry ze mnie gość. Boję się, że przez problemy z koncentracją nie poradzę sobie w pracy. Że wezmą mnie za idiotę. Cholernie boję się depresji i cierpienia tak dużego, że będę musiał ze sobą skończyć co spowoduje załamanie psychiczne moich rodziców i dziewczyny. Tego boję się najbardziej. Trochę dziwne, zwłaszcza, że znachorzy twierdzą, że depresji nie mam i nie jestem w grupie ryzyka. Hmmm...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej boję się tego że zwariuję, samotności, śmierci i ogólnie przyszłości, tego jak to będzie.

 

To samo u mnie.

 

Może z tym zwariowaniem to najmniej, bo tak myślę, że kompletni wariaci wcale nie mają źle. Mają wszystko gdzieś i może są szczęśliwsi od nas.

 

Boję się przyszłości, że zostanę sam, że nie poradzę sobie w życiu, chociaż bystry ze mnie gość. Boję się, że przez problemy z koncentracją nie poradzę sobie w pracy. Że wezmą mnie za idiotę. Cholernie boję się depresji i cierpienia tak dużego, że będę musiał ze sobą skończyć co spowoduje załamanie psychiczne moich rodziców i dziewczyny. Tego boję się najbardziej. Trochę dziwne, zwłaszcza, że znachorzy twierdzą, że depresji nie mam i nie jestem w grupie ryzyka. Hmmm...

 

Miałeś kiedyś atak, że oszalejesz? Ja uważam, że to najgorszy z typów. Przynajmniej dla mnie był. Zamknięcie w szpitalu i bycie otumanionym lekami, nie czucie, nie myślenie, nie emocjonowanie się wydaje mi się być jedną z najgorszych form spędzenia reszty życia. Zdecydowanie lepsze jest to, czego się boisz. Oczywiście chorzy psychicznie nie widzą, że są chorzy, ale ja z obecną świadomością nie wyobrażam sobie żeby mogło być gorzej. Przerażało mnie zawsze kiedy miałam atak to, że nigdy nie spełnię już swoich marzeń, pragnień i planów. Nie odczuwanie emocji jest jak dla mnie tragedią. Jestem bardzo emocjonalną i wrażliwą osobą i uważam, że to jedna z lepszych moich cech.

 

Wczoraj oglądałam fajny, krótki wykład motywacyjny Jacka Walkiewicza, m.in. o strachu, narzekaniu itp.. jak ktoś jest zainteresowany to polecam:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej boję się tego że zwariuję, samotności, śmierci i ogólnie przyszłości, tego jak to będzie.

 

To samo u mnie.

 

Może z tym zwariowaniem to najmniej, bo tak myślę, że kompletni wariaci wcale nie mają źle. Mają wszystko gdzieś i może są szczęśliwsi od nas.

 

Boję się przyszłości, że zostanę sam, że nie poradzę sobie w życiu, chociaż bystry ze mnie gość. Boję się, że przez problemy z koncentracją nie poradzę sobie w pracy. Że wezmą mnie za idiotę. Cholernie boję się depresji i cierpienia tak dużego, że będę musiał ze sobą skończyć co spowoduje załamanie psychiczne moich rodziców i dziewczyny. Tego boję się najbardziej. Trochę dziwne, zwłaszcza, że znachorzy twierdzą, że depresji nie mam i nie jestem w grupie ryzyka. Hmmm...

 

Miałeś kiedyś atak, że oszalejesz? Ja uważam, że to najgorszy z typów. Przynajmniej dla mnie był. Zamknięcie w szpitalu i bycie otumanionym lekami, nie czucie, nie myślenie, nie emocjonowanie się wydaje mi się być jedną z najgorszych form spędzenia reszty życia. Zdecydowanie lepsze jest to, czego się boisz. Oczywiście chorzy psychicznie nie widzą, że są chorzy, ale ja z obecną świadomością nie wyobrażam sobie żeby mogło być gorzej. Przerażało mnie zawsze kiedy miałam atak to, że nigdy nie spełnię już swoich marzeń, pragnień i planów. Nie odczuwanie emocji jest jak dla mnie tragedią. Jestem bardzo emocjonalną i wrażliwą osobą i uważam, że to jedna z lepszych moich cech.

 

Wczoraj oglądałam fajny, krótki wykład motywacyjny Jacka Walkiewicza, m.in. o strachu, narzekaniu itp.. jak ktoś jest zainteresowany to polecam:

 

 

Oczywiście, że miałem. Na początku nerwicy miałem standardowe ataki paniki, dokładnie wszystkim nam znane :). A po atakach otępienie jakby mnie ktoś pałką w głowę trzasnął. I lęk przed powrotnym atakiem. Teraz u mnie sytuacja wygląda inaczej bo element lęku napadowego został jakby mocno ograniczony, nie martwię się praktycznie swoim zdrowiem fizycznym, nie boję się raka, czy zawału czy wylewu czy czegokolwiek innego. Gdy coś się dzieje, z sercem, gdy jakoś "krzywo" zabije, to tylko się usmiecham i prolem znika. Natomiast lęk przed depresją i cierpieniem z nią związanym przeraża mnie w stopniu największym. Przeraża mnie, że mogę cierpieć tak bardzo, że ze sobą skończę i przez to nachodzą mnie myśli, że może lepiej umrzeć, co jeszcze bardziej napędza mój lęk, bo jeśli myśli samobójcze to na pewno depresja :) wiem, że to bez sensu, ale muszę się z tym zmagać i przekonać siebie raz a dobrze, że to "tylko" lęk.

 

Generalnie nie ma chyba sensu porównywać, kto czego się boi najbardziej bo to co martwi mnie, innych może śmieszyć i na odwrót .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×