Skocz do zawartości
Nerwica.com

Natręctwa wypełniają mi w całości życie...


carola

Rekomendowane odpowiedzi

BRADLEY, przez jakiś czas mieszkałam z chłopakiem w domu jego dziadków. Jednak podkreślali oni, że to tylko tymczasowo mogę tam być, bo jest ich dużo osób w domu. Potem dowiedziałam się, że babcia mojego chłopaka w momencie gdy zwierzyliśmy jej się z tego, na co choruję, powiedziała mu żeby lepiej sobie znalazł inną dziewczynę, bo "zasługuje na kogoś lepszego". Nie wiedziałam o tym do niedawna, ale w przypływie szczerości mi się wygadał. Nie chciałabym więc się do nich sprowadzać. Nie mogę zatrzymać się u rodziców mojego ojca, bo on tam często bywa, a znacznie przyczynił się on do rozwoju mojej choroby. Nie mogę uciec do siostry mojej matki, bo ona trzyma stronę matki i raz już odmówiła mi gościny. Jedyne miejsce gdzie mogę pójść "ot tak", to szpital psychiatryczny... :( Albo wziąć oszczędności, które zbierałam na auto, i zamieszkać w hotelu przez miesiąc (na więcej nie starczy)...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Im bardziej opowiadasz o ludziach którzy cie otaczają tym bardziej trace wiare w ludzi ;/ Może kup im podrecznik czym jest empatia najlepiej po szt dla każdego.Z rozmowy z tobą wywnioskowałem ze jesteś osobą raczej inteligentną wiec raczej z pracą nie miała byś problemu tylko uwież w siebię :) zawsze zostaje podrecznik jak tanio podróżować :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BRADLEY, chętnie bym spróbowała sił w jakiejkolwiek pracy, ale paraliżuje mnie strach już przy próbie napisania CV. W zasadzie zaczęłam je pisać miesiące temu, ale nie potrafię go sklecić gdyż natręctwa mi to uniemożliwiają :( Moje całe obecne życie to siedzenie w łazience i mycie rąk lub zamartwianie się o konsekwencje ich nie umycia... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też przez takie stany przechodzilem ale pomogla mi mysl ze nic sie nie stanie jak nie wymyje rąk albo nie zrobie innego natrectwa,z czasem za 1000 ignoracją natrectwa powoli minieły.no bo co sie może takiego strasznego stac jak nie wymyjesz rąk?Tak naprawde nic to umysł snuje czarne scenariusze.W jakim jesteś wieku?Brak pracy nie sprawia problemów bytowych ?Ja mam 25 lat pracuje i uczę się ale nie zawsze jest kolorowo ...Tak naprawde wydaje mi się ze nerwica jest chorobą ludzi cholernie ambitynych i uczuciowych

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przedwczorajszy dzień skończył się dla mnie dość dramatycznie. Moja babcia "zaprosiła mnie na rozmowę", w której próbowała mi "wyjaśnić" że nikt mi nie uwierzy że mama stosuje wobec mnie przemoc fizyczną. Na mój sprzeciw podniosła głos, co skończyło się obustronną kłótnią i moim wyjściem z pokoju. Po chwili usłyszałam jak moja matka dzwoni do mojego ojca (z którym nie mam kontaktu, jak już wspomniałam) i pożaliła mu się na to "jak bardzo okropna jestem wobec nich i jak to ich nie szanuję". Po tej rozmowie dowiedziałam się, że ojciec w związku z tym że nie pracuję i nie uczę się ma zamiar wystąpić o zniesienie alimentów dla mnie. Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, próbował wmówić mojej matce żeby próbowała mnie ubezwłasnowolnić... O ile mi się wydaje, do takiej sprawy trzeba mieć mocne podstawy, więc było to dla mnie wręcz śmieszne. Znowu rozpętała się wymiana zdań, po czym z pokoju wynurzył się mój pijany dziadek-alkoholik, który ot tak wezwał do naszej kłótni policję i pogotowie ratunkowe... Gdy przyjechały wezwane przez pijaka służby, wyjaśniłam im dokładnie dlaczego doszło do takiej sytuacji, po czym mnie spisali, a na koniec pouczyli moją rodzinę że "to nie jest sprawiedliwy rachunek: trzy osoby na jedną" i że powinni wykazywać więcej zainteresowania moją chorobą. Po tej całej akcji postąpiłam zgodnie z życzeniem babki, spakowałam się i poszłam przenocować u mamy mojego chłopaka (on sam studiuje w innym mieście i przyjeżdża na weekendy).

Wczoraj byłam na wizycie u kardiologa. Efekt: mam dość mocną arytmię (5490 dodatkowych pobudzeń nadkomorowych na dobę), od razu dostałam leki na serce. Póki co czuję się fizycznie słabo po lekach, a jeszcze gorzej psychicznie, wiedząc ile trudnych rzeczy mnie teraz czeka... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie. Nic nie trwa wiecznie, chyba jedyne pocieszenie. 100% beznadziejnych sytuacji nie ma. Może życie to nie film o McGyverze, ale doszedłem do wniosku, ból polega na tym, że ma się podskórne przekonanie, że jest możliwość, że mogłoby być lepiej. Cały ten stres ma nas zmobilizować.

 

Czasem jak położę się do łóżka celem wyciszenia od myśli to mogę mieć zaledwie kilka krótkich myśli w ciągu minuty. Powierzchownie problemy zniknęły, nie myślę o nich. Ale to nie prawda, nawet jak się nie myśli o nich to konflikt jest wyczuwalny. Chodzi o to by docenić wpływ naszej podświadomości na to co robimy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co? Po wczorajszym dniu to ja sama już straciłam całkowicie wiarę w ludzi... Nawet w lekarzy... Udało mi się wreszcie rozwiązać problem z sercem, leki dobrane, więc poszłam do psychiatry po receptę na jakieś nowe SSRI - czułam że potrzebuję się czymś wspomóc żeby zrobić krok do przodu i na tyle złapać lęk, aby móc ruszyć z terapią. Poszłam po pomoc, a co dostałam? Słowa, których być może się spodziewałam (mój psychiatra nie należy do najmilszych ludzi), ale w najgorszym koszmarze. Gdy opowiedziałam o swoich objawach i o tym, że mojej mamie zdarzało się używać wobec mnie przemocy fizycznej gdy przejawiałam natręctwa, usłyszałam że "widocznie była pani tak bardzo upierdliwa że mamę poniosły nerwy"... Za wszelką cenę próbował mnie zniechęcić do podjętej terapii behawioralno-poznawczej na rzecz 3-miesięcznej terapii grupowej, na którą już raz chodziłam, ale przerwałam ze względu na problemy z finansami/fizyczne problemy z kręgosłupem. Gdy zaprotestowałam i przedstawiłam argumenty, to dowiedziałam się, że "wynajmie sobie pani pokój w mieście żeby nie musieć dojeżdżać, rodzice na pewno zgodzą się jeszcze dać pani pieniądze". Nie pomogły zapewnienia, że rodzice nie chcą już płacić nawet za terapię (mam ją tylko dzięki własnym oszczędnościom). Powiedział jeszcze, że najchętniej by mi nie wypisywał wcale leków, zapewnił że żadna renta ani stopień niepełnosprawności mi nie przysługuje (mam wadę wrodzoną kręgosłupa, wadę wrodzoną serca i nerwicę). Na mój plan polegający na kontynuowaniu terapii i podjęciu pracy choćby na pół etatu zareagował śmiechem i stwierdzeniem, że nie dam rady... Po tym wszystkim straciłam wiarę i widzę, że oprócz siebie to na nikogo liczyć nie mogę. Zastanawia mnie tylko, czy lekarz powinien być wobec pajenta aż tak brutalny i sarkastyczny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prosta rzecz: zmień lekarza. Z tego co piszesz to nie tylko ma problemy z właściwym podejściem do pacjenta, ale też kompletnie ignoruje podstawowe fakty jeśli chodzi o leczenie natręctw. Terapia poznawczo-behawioralna to terapia z wyboru i każda osoba z ocd powinna się nią leczyć (przy pomocy farmakologii czy tez bez). Terapia grupowa? Może pomóc o ile będzie terapią cbt i grupa będzie składać się z osób z ocd. Inaczej sobie tego nie wyobrażam. A takich grup po prostu nie ma. Nie skupiaj się na lekarzu - skup się na sobie :) Dobrze że chodzisz na terapię :) Jak idzie? Zapisz się jak najszybciej do terapeuty poz-beh na nfz - skoro nie masz kaski. Poszukaj innego lekarza.

I jeszcze odnośnie twojej mamy i przemocy - tu akurat lekarz może mieć rację, jakkolwiek niedelikatnie to brzmi. Sama tego doświadczyłam na własnej skórze od bliskich mi osób kiedy byłam chora. Nie wiem co robisz i jak kiedy masz "napad" - ale z perspektywy widzę, że można w takich sytuacjach być osobą ciężką do zniesienia i robić piekło ludziom naokoło (co oczywiście nie uzasadnia przemocy... ale ludzie to tylko ludzie i mają swój limit tego co mogą wytrzymać - zwłaszcza jeśli nie mają pojęcia o tym jak działa choroba która cię dotyka). Kiedy byłam chora zszarpałam nerwy kilku osobom dość dotkliwie. Nie wiem jak jest w twoim przypadku, ale jeśli relacje z twoją rodziną są ciężkie - może dobrze by było ich trochę doinformować? Może mogłabyś wziąć mamę na terapię i terapeuta wytłumaczyłby jej jak to wszystko działa? Częstą praktyką jest wyznaczanie swego rodzaju "dodatkowych terapeutów" - np. właśnie członka rodziny lub przyjaciela, który wspiera osobę z ocd i pomaga w ćwiczeniach poza terapią. Taka osoba uczy się od terapeuty tego co w powinna robić i jak się zachowywać - w ten sposób masz kogoś kto wie co robić zawsze w zasięgu ręki. Nie wiem jakie masz relacje z twoją mamą i jaka ona jest - ale może ona mogłaby być taką właśnie osobą, gdyby już wiedziała co i jak? Lub może choć taka wiedza polepszyłaby trochę waszą relację?

Edytuję:) Przeczytałam twoje wcześniejsze posty o sytuacji w domu i coś czuję że powyższy pomysł z angażowaniem mamy w terapię by nie wypalił. Ale może twój chłopak mógłby być takim "pomocnikiem terapeuty"? Może wspólnie z terapeutą moglibyście opracować jakiś plan wyjścia z tej sytuacji? Tak żebyś mogła się gdzieś przenieść i skupić na sobie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odzywam się znowu po prawie miesiącu milczenia, żeby dać znać, że coś się zmieniło od ostatniego wpisu. Mama w pewnym momencie zmieniła zdanie i dała się namówić na wizytę u psychoterapeutki. Dostała wszystkie informacje i wskazówki z pierwszej ręki, a potem podzieliła się nimi z babcią. Moja psychoterapeutka wytłumaczyła jej, że mój obecny poziom lęku często uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie, poradziła żeby w razie ciężkich ataków natręctw tymczasowo pomagać mi je przerwać, a w międzyczasie umówić się na wizytę do dobrej pani psychiatry, do której podała nam namiary. W domu więc mam odrobinę łatwiej teraz.

Byłam już też na wizycie u tej nowej psychiatry. Na pierwszy ogień kazała mi zrobić różne badania - EEG, konsultację u okulisty z dnem oka i ciśnieniem śródgałkowym, morfologię, tsh, EKG itp. Mówiła że z racji że mam już kilka fizycznych obciążeń (serce, problemy ze stawami, przebytą boreliozę) chciałaby mieć jasność zanim włączymy kolejne leczenie. Wykonanie tych wszystkich badań samo w sobie jest obciążeniem - finansowym i psychicznym (pilnowanie terminów, odbieranie wyników itp.), a jeszcze okazało się, że nie jestem do końca tak zdrowa jak mi się wydawało :( Zrobiłam EEG, ale podczas badania lekarka skarżyła się na mocno wyczuwalne tętno, co skończyło się tym, że wynik okazał się niemożliwy do odczytania i badanie muszę ponowić... Największym zdziwieniem był wynik konsultacji okulistycznej - wysokie ciśnienie śródgałkowe. Zrobiłam zgodnie z zaleceniem pole jaskrowe, wróciłam z wynikiem do okulisty na kolejne badanie ciśnienia... Koniec końców, po wszystkich badaniach okazało się, że mam jaskrę :/ Boję się robić te kolejne badania, bo z każdym nowym "odkryciem" coraz bardziej się załamuję... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam takie pytanie odnośnie NN. Otóż już po 5 latach z chorobą nie odprawiam żadnych " rytuałów " i w ogóle nic takiego nie robie tylko pojawiły się mi myśli dotyczące mojego wyglądu , wagi , sposobu chodzenia ( bo to tez zauważyłem na zdjęciach lub filmikach).I od czasu do czasu pojawiają się myśli natrętne odnośnie przyszłości ( kierunku studiów). Boję sie iśc gdzieś gdzie będzie dużo osób ( kościół , autobus , szkoła , ulica ). I mam pytanie czy to jest jakiś kolejny etap tej choroby czy po prostu z tej choroby nie da sie wyleczyć. Ale oczywiście dużo mi pomogła metoda behawioralno-poznawcza oraz leki i CZAS - przede wszystkim czas. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

konrad9595, Z choroby da się wyleczyć. To że po wygaśnięciu "rytuałów" pojawiają się inne formy natręctw to chyba nie jest aż takie dziwne.

Ile czasu byłeś na poznawczo-behawioralnej? Przy wychodzeniu z choroby dobrze jest też mieć co wstawić w jej miejsce: zainteresowania, znajomych. Możesz też spróbować innego nurtu/leków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

konrad9595, Z choroby da się wyleczyć. To że po wygaśnięciu "rytuałów" pojawiają się inne formy natręctw to chyba nie jest aż takie dziwne.

Ile czasu byłeś na poznawczo-behawioralnej? Przy wychodzeniu z choroby dobrze jest też mieć co wstawić w jej miejsce: zainteresowania, znajomych. Możesz też spróbować innego nurtu/leków.

 

Na poznawczo-behawioralnej bylem mniej niz rok , ale teraz normalnie funkcjonuje mam kolegów , zainteresowania tylko pozostała mi ta nieśmiałość , paraliż jak ludzie sie na mnie patrzą. ALe ostatnio badania wykryły mi nadczynnośc prolaktyny i czytałem ze to powoduje właśnie problemy w układzie psycho-somatycznym( czyli ruchowym). A ze zmianą leków nie chce kombinować bo leki są dobre i właśnie staram sie o całkowite zdjęcie leków psycho...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×