Skocz do zawartości
Nerwica.com

carola

Użytkownik
  • Postów

    436
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez carola

  1. Aurora92, miałam identyczne podejście przed moim kursem. Były w trakcie chwile słabości, ale wiesz co? Nauczyli takiego żółtodzioba jak mnie jeździć, i bardzo miło wspominam ten okres. Odwagi, dasz radę! A ja tymczasem mam kryzys w leczeniu i pokłóciłam się z przyjacielem... Mieliśmy jutro zrobić sobie fajne popołudnie - wypad na miasto, gry wideo, żarcie i rozmowy, nikogo więcej obok nas. A on postanowiła nagle kogoś zaprosić jeszcze, w dodatku nie znam tego ktosia. Leki się wypalają, powiedziałam mu o swoich obawach co do mojej reakcji teraz na nową osobę i... od razu usłyszałam że "możemy wcale nie jechać"... Zero zainteresowanie tym, co tak nagle się stało, że ze świetnego nastroju wpadłam w totalną rozpacz... A potem jego stwierdzenie że "ma dziś zły humor". Szkoda, że w pierwszym od bardzo długiego czasu momencie załamania on się na mnie wypina...
  2. Odzywam się znowu po prawie miesiącu milczenia, żeby dać znać, że coś się zmieniło od ostatniego wpisu. Mama w pewnym momencie zmieniła zdanie i dała się namówić na wizytę u psychoterapeutki. Dostała wszystkie informacje i wskazówki z pierwszej ręki, a potem podzieliła się nimi z babcią. Moja psychoterapeutka wytłumaczyła jej, że mój obecny poziom lęku często uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie, poradziła żeby w razie ciężkich ataków natręctw tymczasowo pomagać mi je przerwać, a w międzyczasie umówić się na wizytę do dobrej pani psychiatry, do której podała nam namiary. W domu więc mam odrobinę łatwiej teraz. Byłam już też na wizycie u tej nowej psychiatry. Na pierwszy ogień kazała mi zrobić różne badania - EEG, konsultację u okulisty z dnem oka i ciśnieniem śródgałkowym, morfologię, tsh, EKG itp. Mówiła że z racji że mam już kilka fizycznych obciążeń (serce, problemy ze stawami, przebytą boreliozę) chciałaby mieć jasność zanim włączymy kolejne leczenie. Wykonanie tych wszystkich badań samo w sobie jest obciążeniem - finansowym i psychicznym (pilnowanie terminów, odbieranie wyników itp.), a jeszcze okazało się, że nie jestem do końca tak zdrowa jak mi się wydawało Zrobiłam EEG, ale podczas badania lekarka skarżyła się na mocno wyczuwalne tętno, co skończyło się tym, że wynik okazał się niemożliwy do odczytania i badanie muszę ponowić... Największym zdziwieniem był wynik konsultacji okulistycznej - wysokie ciśnienie śródgałkowe. Zrobiłam zgodnie z zaleceniem pole jaskrowe, wróciłam z wynikiem do okulisty na kolejne badanie ciśnienia... Koniec końców, po wszystkich badaniach okazało się, że mam jaskrę :/ Boję się robić te kolejne badania, bo z każdym nowym "odkryciem" coraz bardziej się załamuję...
  3. MamSwojePoglady, jej, ja też mam Pusię! Moja ma dopiero niecałe dwa lata - na drugim kompie mam jej zdjęcia, postaram się jeszcze dzisiaj pokazać jakieś :) Moja Pusia ma umaszczenie niczym dziki króliczek, jest szaro-brązowa, ma białawe obwódki dookoła oczu, bialutki ogonek i futerko pod brzuszkiem :)
  4. MamSwojePoglady, mnie zawsze rozbraja jak one się myją Zwłaszcza uszka Taki zwierzak to skarb, świetnie uwagę odwraca :) Jak nazywa się twój króliś?
  5. MamSwojePoglady, dzień mi minął na naprzemiennym przeżywaniu szajby i zamułu xD Uwielbam testować nowe leki... A tak poza tym to cały dzień obserwuję moją kicającą po pokoju królisię :)
  6. Wiecie co? Po wczorajszym dniu to ja sama już straciłam całkowicie wiarę w ludzi... Nawet w lekarzy... Udało mi się wreszcie rozwiązać problem z sercem, leki dobrane, więc poszłam do psychiatry po receptę na jakieś nowe SSRI - czułam że potrzebuję się czymś wspomóc żeby zrobić krok do przodu i na tyle złapać lęk, aby móc ruszyć z terapią. Poszłam po pomoc, a co dostałam? Słowa, których być może się spodziewałam (mój psychiatra nie należy do najmilszych ludzi), ale w najgorszym koszmarze. Gdy opowiedziałam o swoich objawach i o tym, że mojej mamie zdarzało się używać wobec mnie przemocy fizycznej gdy przejawiałam natręctwa, usłyszałam że "widocznie była pani tak bardzo upierdliwa że mamę poniosły nerwy"... Za wszelką cenę próbował mnie zniechęcić do podjętej terapii behawioralno-poznawczej na rzecz 3-miesięcznej terapii grupowej, na którą już raz chodziłam, ale przerwałam ze względu na problemy z finansami/fizyczne problemy z kręgosłupem. Gdy zaprotestowałam i przedstawiłam argumenty, to dowiedziałam się, że "wynajmie sobie pani pokój w mieście żeby nie musieć dojeżdżać, rodzice na pewno zgodzą się jeszcze dać pani pieniądze". Nie pomogły zapewnienia, że rodzice nie chcą już płacić nawet za terapię (mam ją tylko dzięki własnym oszczędnościom). Powiedział jeszcze, że najchętniej by mi nie wypisywał wcale leków, zapewnił że żadna renta ani stopień niepełnosprawności mi nie przysługuje (mam wadę wrodzoną kręgosłupa, wadę wrodzoną serca i nerwicę). Na mój plan polegający na kontynuowaniu terapii i podjęciu pracy choćby na pół etatu zareagował śmiechem i stwierdzeniem, że nie dam rady... Po tym wszystkim straciłam wiarę i widzę, że oprócz siebie to na nikogo liczyć nie mogę. Zastanawia mnie tylko, czy lekarz powinien być wobec pajenta aż tak brutalny i sarkastyczny?
  7. Przedwczorajszy dzień skończył się dla mnie dość dramatycznie. Moja babcia "zaprosiła mnie na rozmowę", w której próbowała mi "wyjaśnić" że nikt mi nie uwierzy że mama stosuje wobec mnie przemoc fizyczną. Na mój sprzeciw podniosła głos, co skończyło się obustronną kłótnią i moim wyjściem z pokoju. Po chwili usłyszałam jak moja matka dzwoni do mojego ojca (z którym nie mam kontaktu, jak już wspomniałam) i pożaliła mu się na to "jak bardzo okropna jestem wobec nich i jak to ich nie szanuję". Po tej rozmowie dowiedziałam się, że ojciec w związku z tym że nie pracuję i nie uczę się ma zamiar wystąpić o zniesienie alimentów dla mnie. Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, próbował wmówić mojej matce żeby próbowała mnie ubezwłasnowolnić... O ile mi się wydaje, do takiej sprawy trzeba mieć mocne podstawy, więc było to dla mnie wręcz śmieszne. Znowu rozpętała się wymiana zdań, po czym z pokoju wynurzył się mój pijany dziadek-alkoholik, który ot tak wezwał do naszej kłótni policję i pogotowie ratunkowe... Gdy przyjechały wezwane przez pijaka służby, wyjaśniłam im dokładnie dlaczego doszło do takiej sytuacji, po czym mnie spisali, a na koniec pouczyli moją rodzinę że "to nie jest sprawiedliwy rachunek: trzy osoby na jedną" i że powinni wykazywać więcej zainteresowania moją chorobą. Po tej całej akcji postąpiłam zgodnie z życzeniem babki, spakowałam się i poszłam przenocować u mamy mojego chłopaka (on sam studiuje w innym mieście i przyjeżdża na weekendy). Wczoraj byłam na wizycie u kardiologa. Efekt: mam dość mocną arytmię (5490 dodatkowych pobudzeń nadkomorowych na dobę), od razu dostałam leki na serce. Póki co czuję się fizycznie słabo po lekach, a jeszcze gorzej psychicznie, wiedząc ile trudnych rzeczy mnie teraz czeka...
  8. BRADLEY, mam 20 lat. W zeszłym roku skończyłam technikum, ale na studia nie miałam siły iść - natręctwa i lęk mnie skutecznie powstrzymały.
  9. BRADLEY, chętnie bym spróbowała sił w jakiejkolwiek pracy, ale paraliżuje mnie strach już przy próbie napisania CV. W zasadzie zaczęłam je pisać miesiące temu, ale nie potrafię go sklecić gdyż natręctwa mi to uniemożliwiają Moje całe obecne życie to siedzenie w łazience i mycie rąk lub zamartwianie się o konsekwencje ich nie umycia...
  10. BRADLEY, przez jakiś czas mieszkałam z chłopakiem w domu jego dziadków. Jednak podkreślali oni, że to tylko tymczasowo mogę tam być, bo jest ich dużo osób w domu. Potem dowiedziałam się, że babcia mojego chłopaka w momencie gdy zwierzyliśmy jej się z tego, na co choruję, powiedziała mu żeby lepiej sobie znalazł inną dziewczynę, bo "zasługuje na kogoś lepszego". Nie wiedziałam o tym do niedawna, ale w przypływie szczerości mi się wygadał. Nie chciałabym więc się do nich sprowadzać. Nie mogę zatrzymać się u rodziców mojego ojca, bo on tam często bywa, a znacznie przyczynił się on do rozwoju mojej choroby. Nie mogę uciec do siostry mojej matki, bo ona trzyma stronę matki i raz już odmówiła mi gościny. Jedyne miejsce gdzie mogę pójść "ot tak", to szpital psychiatryczny... Albo wziąć oszczędności, które zbierałam na auto, i zamieszkać w hotelu przez miesiąc (na więcej nie starczy)...
  11. BRADLEY, tłumaczenie mojej rodzinie jest tak samo owocne, jak moja dotychczasowa terapia - oni się odcinają od tego jaka ja jestem, często głoszą, że wcale nie jestem chora, że to "tylko twój niewyparzony pysk i podły charakter". Podrzucałam im przez lata materiały o OCD, mówiłam szczerze z serca, co w ich zachowaniu powoduje pogorszenie mojej choroby - wszystko na nic. Babcia usprawiedliwia mamę i jej ustawiczne spuszczanie mi lania mówiąc, że "matka ma dość stresów w pracy, a ty ją jeszcze wk****sz"... Nie mam znikąd wsparcia
  12. BRADLEY, czekam na tą wizytę u kardiologa z utęsknieniem. Oczywiście, obawiam się jej też - z tego co mi wiadomo, leczenie dolegliwości w Zespole Barlowa jest opcjonalne, nie konieczne. W klinice psychiatrycznej podawano mi Propranolol - lek na serce, który dał mi tydzień wytchnienia w kołataniach i o dziwo przyczynił się znacznie do obniżenia ogólnego zaniepokojenia. Nie wiem za bardzo co zrobię, jeśli kardiolog zadecyduje po obejrzeniu wyników holtera, że leczenie nie jest jednak potrzebne - będę skazana na kłótnie z psychiatrą, udowadnianie że można mnie dalej leczyć SSRI, a po ich wzięciu będe musiała znosić kolejne kołatania A z drugiej strony mam dom, w którym czuję się jak intruz - dziś po raz kolejny moja babcia (mieszkam z mamą, babcią i dziadkiem alkoholikiem) kazała mi wyp*****ać z domu... Siedzenie tutaj to męka Rzeczywiście, zostaje mi tylko forum.
  13. BRADLEY, moja mama przy próbie rozmowy na temat mojego problemu (nerwicę natręctw mam już bagatela 10 lat) reaguje zawsze tak samo - "wiesz, ja mam gorzej", "a co ja ci pomogę, dorosła jesteś", "nie zawracaj mi d*py", "jak masz problem to wyp*****laj do szpitala z powrotem" itd. Nie wiem czemu jest aż tak agresywna - zawsze taka była. Sama przejawia trochę skłonności do natręctw (obsesyjnie sprząta dom, każda próba wytrącenia ją z tego sprzątania kończy się źle dla osoby która ją z tego wyrwie). Jeśli chodzi o wsparcie typu przytulenie/załatwienie czegoś za mnie np. umówienie wizyty u psychiatry w momencie w którym nie daję sama rady rozmawiać/zainteresowanie się czemu tak długo jestem w łazience, to nic z tych rzeczy - nigdy nie zrobiła wobec mnie takiego gestu. Chodzę na terapię behawioralno-poznawczą, obecnie nie byłam u terapeutki od tygodnia (mam wadę wrodzoną kręgosłupa, która objawia się silnym bólem od czasu do czasu - teraz właśnie mam atak bólu). Terapię tą mam od 4 miesięcy, jednakże lęk jest u mnie tak silny, że każdy krok naprzód kończy się trzema krokami w tył Przez całe swoje leczenie wypróbowałam wiele leków z grupy SSRI, jednak każdy okazywał się nie działać jak powinien (po ok. 2 miesiącach działanie ustawało i wracały natręctwa i depresja). Od momentu wyjścia z kliniki (sierpień 2013) brałam sertralinę. Nie byłam zadowolona z tego leku gdyż już kiedyś mi nie pomógł, jednakże w trakcie pobytu w szpitalu wykryto u mnie arytmię serca, która zaostrzała się po lekach - zaraz po przyjęciu do szpitala podawano mi citalopram, lecz ze względu na arytmię zmieniono go na bezpieczniejszą, lecz nic nie dającą sertralinę i wypisano do domu... Od tamtej pory mój psychiatra twierdzi, że zmieni mi leki, jeśli zdiagnozuję i zacznę leczyć serce. Jutro mam mieć kolejną wizytę u kardiologa - do tej pory zrobił mi echo serca (okazało się że kołatania i arytmia mogą wynikać z Zespołu Barlowa, który to mam wrodzony) oraz holtera, którego wynik poznam jutro. Obecnie każda próba wzięcia choćby dawki sertraliny kończy się bardzo mocnymi kołataniami, tak więc znalazłam się w punkcie, w którym nie wiem za bardzo co dalej robić. Za dużo problemów, a tak mało wsparcia ze strony bliskich...
  14. Wybaczcie że podnoszę temat po miesiącu, ale jestem w tej chwili tak rozbita że nawet nie wiem gdzie powinnam napisać o tym co teraz czuję i zapytać o radę. Natręctwa czystościowe mają już takie natężenie, że moje ręce wyglądają jak przy łuszczycy lub jakimś silnym uczuleniu - nawet ból nie jest w stanie powstrzymać natrętnego mycia. Dodatkowo moja rodzina powoduje że wszystko jest trudniejsze - matka ciągle chowa gdzieś moje rzeczy bez pytania, gdy konfrontuję ją z tym faktem to udaje że nic nie zrobiła i nic nie wie. Gdy ją stoję przy swoim, w końcu dochodzi do awantury, która zawsze kończy się tym, że ona mnie uderza lub popycha. Dziś skończyło się tylko na popchnięciu, ale ostatnimi czasy biła mnie również po plecach, po głowie i siłą wyrzucała z pokoju (nie mam własnego pokoju, dzielę pokój z nią). Chciałabym się wyprowadzić, usamodzielnić, ale nie potrafię przełamać moich silnych lęków i natręctw na tyle, aby pójść do pracy. Mam alimenty od ojca, myślałam nad zażądaniem alimentów od matki, ale zdaję sobie sprawę, że nie ucząc się (nie poszłam na studia ze względu na stan zdrowia - tuż przed rokiem akademickim byłam kolejny raz hospitalizowana) nie mam większych szans na alimenty. Proszę o radę - jeśli ktoś z was ma jakiś pomysł, bardzo chętnie posłucham.
  15. elo, ja zaczęłam nadużywać z lekka nasennych, żeby tylko spokojnie spać. Efekt jest taki że śpię, ale ledwo nogami powłóczę w dzień po prochach... Znalazłam sobie terapeutę behawioralno-poznawczego, jestem po 3 wizytach i póki co z wizyty na wizytę jest coraz gorzej "Odstawianie" nerwicowego wyuczonego schematu i racjonalizacja powoduje, że natręctwa potrafią odbić z okropnie wielką siłą... Dziś jestem jak wrak człowieka, jak roślinka, która schnie Mimo zmęczenia, mimo WYCZERPANIA fizycznego - myśli są i nie pozwalają wypocząć... Czy jest na forum jeszcze ktoś kto był/jest w takiej sytuacji jak my wypowiadający się w tym wątku?
  16. Kestrel, o tak, magia xD Naprawdę czasami czuję się jak jakiś mag - tłumaczę coś najbliższym, a oni za nic nie rozumieją mojej argumentacji... Moje myślenie jest magiczne, a oni są mugolami xD
  17. Kestrel, prawko robiłam dla siebie, nie to co matura - "bo trzeba". Gdyby mi teraz ktoś dał auto, to od razu nie myśląc wsiadam, tankuję po drodze do pełna i jeżdżę do przysłowiowego "porzygu" xD Taki fajny sposób na ucieczkę, a jednak póki co nieosiągalny... Póki co to siedzę z dylematem pt. "Iść do tej łazienki, czy lepiej nie ryzykować spędzenia tam 3 h?" -_-
  18. Kestrel, tak, byłam w klinice w Szczecinie. I szczerze to nie mam żalu do tej instytucji - tam było jak w sanatorium, jak dla mnie świetna atmosfera, ale... mało uwagi przykładali do tego, jak się zachowuję w ciągu dnia, czy nie mam/mam natręctwa, w pewnym momencie ktoś mimo moich usilnych narzekań i zeznań innych pacjentów o tym, że ciągle latałam do łazienki z ręcznikiem i mydłem, chciał zmienić moją diagnozę negując całkiem nerwicę natręctw... No i te moje serducho - EKG było kiepskie, odstawili leki które mi podawano od początku pobytu i zostałam z sertraliną, bo "jest bezpieczna kardiologicznie". Cieszyć się z matury to jakoś nie mogę, bo na studia nie poszłam :/ A zadowolenie ze zdanego prawka (zdałam 7.11 za czwartym podejściem) jest i tylko chyba to mnie podtrzymuje
  19. Kestrel, z nowych rzeczy to tylko tyle, że mam zdaną maturę i zdane prawko. A tak to stara bida x10 i szanowna NN mnie rozkłada w proporcji 10:1 dla niej :/
  20. Jest już po 23, a tu cisza, więc odważę się... Witajcie
  21. Witajcie, długo nie odzywałam się tu na forum, ale nie z tego powodu, że było dobrze. Ostatnimi czasy natręctwa zaczęły się coraz bardziej "rozpychać" w moim życiu, osiągając formę nie do zniesienia - obecnie potrafią mi zająć 99% dnia. Na nic się zdał niedawny pobyt w klinice i zmiany leków, podwyższanie dawek itp. Utknęłam w sytuacji beznadziejnej Wstaję - i muszę pójść natychmiast do łazienki umyć ręce, bo nie pójdę do toalety bez uprzedniego mycia rąk. Będąc w łazience myję ręce raz, drugi, trzeci, dziesiąty... Bardzo często zdarza się, że kończę myć ręce, po czym po spłukaniu mydła zapominam że to W OGÓLE robiłam... i zaczynam od początku, konsekwentnie zapominając o tym co robiłam raz po raz. Zdarza się, że pojedyncze mycie rąk zajmuje pół godziny. Najgorzej jest wieczorem - całkowity czas spędzony na wieczornej toalecie w łazience waha się od godziny do nawet trzech... Na pomoc leków ciężko liczyć - w szpitalu próbowano mi zmienić leki, dobrać coś nowego, ale wtedy pogłębiła się znacznie arytmia którą miałam od pewnego czasu (mam zespół Barlowa), w wyniku czego lekarze stchórzyli i dali mi dobrze mi znaną, do d**y w moim przypadku działającą sertralinę... Mój lekarz psychiatra odmawia zmiany leku dopóki "nie zbadam do końca kondycji swojego serca i nie zrobię z nim porządku". Posiłkuję się hydroksyzyną, różnymi ziółkami, ale po żadnym z "ogłupiaczy" (mimo ogromnej senności, tak że ledwo widzę na oczy) nie jestem w stanie spokojnie i w rozsądnym czasie się umyć, ani też zaniechać mycia. Nawet kiedy ostatnio dopadł mnie okropny, uniemożliwiający dłuższe stanie ból kręgosłupa, nie potrafiłam zrezygnować z wizyty w łazience - skończyło się na tym że wyłam z bólu i płakałam przez dwie godziny próbując wystać... Jestem wyczerpana psychicznie i fizycznie (natręctwa czystościowe powodują że bardzo często zarywam noce), a żadne próby przerwania natręctw/zmuszenia się do ich nie wykonywania, racjonalizacja itp. nie przynoszą skutku - zupełnie tak, jakbym już do reszty straciła zdolność logicznego myślenia. Jeśli ktoś z was był już na takim skraju, to proszę - poradźcie Z góry przepraszam, jeśli podobny temat już się pojawił, ale moje myślenie jest teraz tak sztywne, że wyszukiwanie go byłoby dla mnie przeszkodą nie do pokonania.
×