-
Postów
436 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez carola
-
Moja rodzina nie rozumie mojej choroby.....
carola odpowiedział(a) na mocarz temat w Nerwica natręctw
Moja rodzina na początku starała się mi pomóc, obalając natręctwa. W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że moja mama i babcia, z którymi mieszkam, w końcu "załapały" na czym polega ta choroba. Ale potem było tylko gorzej. W tej chwili nie mogę nawet odezwać się na ten temat, bo od razu słyszę różne przykre rzeczy pod moim adresem. Raz usłyszałam nawet, że "chyba trzeba jakiś egzorcyzm wykonać" na mnie... -
Zabawne... A myślałam, że tylko ja mam awersję do podręczników - samych w sobie U mnie wszystko musi być idealne - okładka, kartki, nie może być żadnych podkreśleń na stronach, z których się uczę. W okresie, w którym nie brałam leków było znacznie gorzej - bałam się otworzyć książkę. Leki pomogły przełamać tą magiczną "barierę". Rozumiem dobrze ronaldinho, bo sama cierpię z powodu kolosalnych trudności w uczeniu się. Trudno jest być dobrym uczniem z NN...
-
Mallu, twój lęk przed tym nauczycielem bardzo przypomina mi mój problem z jednym belfrem Też jestem uczennicą indywidualną, z tym wyjątkiem, że ja biegam do szkoły (jeszcze). Mój belfer od historii to największy postrach naszej szkoły - facet potrafi tak zażartować, że od razu chce się płakać. Na lekcjach z nim mam ten sam problem co ty. Kiedy rozmawiałam o tym ze szkolną pedagożką - bardzo mądrą kobietą, to stwierdziła, że co prawda facet ma trudny charakter, to jest to raczej moje uprzedzenie. Złe "pierwsze wrażenie" trudno jest zmienić. Poradziła, żebym przed kolejną lekcją spróbowała "wymazać" z pamięci wszystkie negatywne odczucia związane z jego osobą - tak jakbym go wcześniej nie znała. Jak do tej pory pomaga. Może i Tobie pomoże Pozdrawiam
-
polakita, oczywiście że odstawiałam stopniowo. Od momentu kiedy dowiedziałam się że muszę odstawić Setaloft do dnia, w którym wzięłam go ostatni raz minęło kilka dni - w sam raz by odstawić moją dawkę A teraz muszę znów do niego powolutku wracać...
-
To chyba jednak rzeczywiście była nerwica... Po 2-tygodniowej walce ból ustąpił... sam. Tak nagle - jednego wieczora złagodniał, a następnego dnia już go nie było. To była swego rodzaju lekcja pokory - tak czekać i czekać na cud Pozdrawiam
-
andziorek, mój ból głowy jest, a w zasadzie teraz już - był zupełnie inny niż twój. Taki "migoczący" i świdrujący, w słabszej formie pulsujący. Wydaje mi się, że mógł mieć jakiś związek z bólem szyi, jaki mnie czasami nachodzi. Używam formy przeszłej, bo dziś triumfalnie udało mi się go zwalczyć. Metodą przeciwbólową "ostateczną", bo Pyralginą w... czopkach. Poświęcenie było tego warte. Zauważyłam, że automatycznie, gdy tylko ustąpił ból, tak samo minęło poczucie beznadziei, drażliwość i niespokojność, a w szczególności światłowstręt. Świadomość, że pomogła mi przeciwbólówka, daje jakąś nadzieję, że to może jednak nie nerwica spowodowała ten ból głowy. Choć z drugiej strony, ten epizod rozpoczął się dwa dni po bardzo stresującym dla mnie wydarzeniu, więc może... Okaże się po badaniach u kardiologa i neurologa. O tym czy opanowałam już sytuację przekonam się jutro rano Pozdrawiam
-
Hmm... Ciekawe Też bym chętnie spróbowała brać te leki i Setaloft jednocześnie, ale moja mama jest farmaceutką i na pewno zaprotestuje. A ukrywać tego nie będę. Zresztą... dziś miałam EKG. Lekarka jeszcze go nie obejrzała, ale kazała odstawić te przeciwbólowe prochy, bo okazały się nieskuteczne. Przeraża mnie myśl o powrocie do szkoły z TAKIM bólem głowy Poza tym skierowanie do neurologa i jeszcze kardiologa nadal aktualne.
-
LSDisland, musiałam odstawić, bo na ból głowy w pierwszej kolejności dostałam od lekarza Divascan i Nimesil, a oba te leki wchodzą w konflikt z wszelkimi SSRI. Mam nadzieję, że ta wizyta u neurologa coś wyjaśni, choć ilekroć w przeciągu ostatnich lat byłam badana neurologicznie, to zawsze okazywało się że jestem w 100% zdrowa...
-
Witam. Mam teraz bardzo trudny czas i potrzebuję rady. Otóż do niedawna skutecznie walczyłam z natręctwami metodą behawioralno-poznawczą, dzięki czemu poprawiłam swoją samoocenę oraz odnalazłam się w szkole. Od tygodnia dokucza mi bardzo silny, nieustający ból głowy. Lekarz ogólny nie jest w stanie stwierdzić, czy jest on związany z nerwicą. Do psychiatry nie mam na razie możliwości się udać. Lekarz ogólny zauważył jednak niemiarowość w biciu serca i to wszystko razem spowodowało, że wypisał mi skierowanie do neurologa. Gdy wróciłam do domu z lekami przeciwbólowymi, musiałam odstawić "swój" lek (Setaloft). Od tej pory nie jestem w stanie skupić się na niczym oraz jestem strasznie niespokojna. Mam wrażenie, że ten ból głowy dodatkowo to pogłębia. Zawalam szkołę, do psychologa na razie nie mam nawet siły iść z powodu zawrotów głowy (ktoś musiałby mnie zaprowadzić, a nie ma takiej osoby). Zaczynam myśleć, że ten ból głowy jest również spowodowany nerwicą. Nie wiem co robić. Proszę o radę. Pozdrawiam
-
Zabawne, że ja też pamiętam swoją nerwicę od bardzo dawna... Już w zerówce dostawałam spazmów na samą myśl o tym, że muszę tam zostać bez rodziców. Chyba nawet dopatrzyłam się początków natręctw - po trzysta razy pytałam mamy, babci, taty, kogokolwiek kto mnie odprowadzał do przedszkola, czy na pewno przyjdzie mnie odebrać, czy wszystko będzie dobrze itp. A, i jeszcze oprócz tego strasznie uwielbiałam układać wszystkie książki, zeszyty itp. równiutko wzdłuż siebie, symetrycznie i starannie. Na punkcie symetrii mam czasem bzika do dziś Chyba każdy z nas nerwicowców mógł zauważyć jakieś objawy już w dzieciństwie. Większość urodziła się z "predyspozycjami".
-
Trochę późno na przywitanie, zwłaszcza że już się jakby "zadomowiłam", ale co tam - nigdy nie jest za późno No więc witam wszystkich - i tych którzy zmagają się z różnego rodzaju utrapieniami umysłowymi, i tych którzy znaleźli w sobie siłę, żeby je pokonać. Szczególnie witam wszystkich nerwicowców natręctw - ja też należę do Waszego grona. Wciąż niewyleczona, wciąż walcząca, swoje przemyślenia spisuję tutaj: http://pieknyumysl.blog.onet.pl . Serdecznie zapraszam :)
-
Pogorszenie koncentracji utrudnia mi życie...
carola odpowiedział(a) na Footloose and Fancy Free temat w Nerwica natręctw
Mnie też dotyczy ten problem. Szczególnie tragiczny ze względu na to, że moje natręctwa skupiają się tylko i wyłącznie na szkole i nauce. Chociaż IQ mam bardzo wysokie, to regularnie czuję się głupia Czytanie ze zrozumieniem to porażka. Ostatnio nawet boję się sięgnąć po podręcznik i coś przeczytać. Dziś komisja w poradni PP w moim mieście, jutro sprawdzę czy przyznali mi nauczanie indywidualne... Nerwica natręctw nie oszczędza - u mnie pojawiła się w wieku 10 lat. Pozdrawiam -
giani, mam psychoterapię max. raz w tygodniu (przepełnienie w Poradni PP...). Jeszcze do niedawna przyjmowałam Zotral, Convulex i Anafranil, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu. W dalszym ciągu biorę Convulex, ale resztę leków psychiatra zamienił na Mobemid. Biorę go dopiero od kilku dni, ale czuję się jakoś tak inaczej (w sensie - lepiej). Zastanawiam się jednak, czy z tak silnymi natręctwami na tle szkolnym mogę kontynuować normalnie naukę w liceum, a potem iść na studia. I w związku z tym moje pytanie - czy udało Ci się bez problemu ukończyć szkołę? Do jakiego momentu? Pozdrawiam i dzięki za zainteresowanie :) [*EDIT*] giani, mam psychoterapię max. raz w tygodniu (przepełnienie w Poradni PP...). Jeszcze do niedawna przyjmowałam Zotral, Convulex i Anafranil, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu. W dalszym ciągu biorę Convulex, ale resztę leków psychiatra zamienił na Mobemid. Biorę go dopiero od kilku dni, ale czuję się jakoś tak inaczej (w sensie - lepiej). Zastanawiam się jednak, czy z tak silnymi natręctwami na tle szkolnym mogę kontynuować normalnie naukę w liceum, a potem iść na studia. I w związku z tym moje pytanie - czy udało Ci się bez problemu ukończyć szkołę? Do jakiego momentu? Pozdrawiam i dzięki za zainteresowanie :)
-
etien w pełni identyfikuję się z twoim sposobem myślenia o nerwicy. Często zadaję sobie to głupie pytanie "dlaczego akurat ja?!". Nienawidzę swojej nerwicy i traktuję ją jak największego wroga. Jest mi cholernie szkoda tych wszystkich lat cierpienia, tułania się po psychiatrach, psychologach, tylu lat opuszczania szkoły (już przyzwyczaiłam się do chodzenia w bardzo luźną "kratkę" do szkoły). Mam pretensję do Boga, że nie pozwolił mi nawet nacieszyć się spokojnym dzieciństwem. Może to niektórych zdziwi, ale w tej chwili mam (dopiero) 16 lat. Choruję na tą cholerną nerwicę natręctw już przez 6 lat. Ale w zasadzie to nigdy nie byłam spokojnym dzieckiem, zawsze były ze mną jakieś problemy. Psycholog dopatrywał się przyczyn nerwicy w rozwodzie rodziców, alkoholizmie dziadka, z którym mieszkam pod jednym dachem, nawet w niedowartościowaniu ze strony ojca. Niby je znalazł, ale co z tego? Psychoterapia przez te 6 lat okazała się bezowocna, leki też niewiele pomagają. A efekt taki, że każdego dnia modlę się, żeby to wszystko się skończyło - tak nagle, po prostu. Ale chyba moje prośby nie zostaną nigdy wysłuchane. Bynajmniej nie zostały. Z miesiąca na miesiąc czuję się coraz gorzej, mam coraz silniejsze lęki, coraz silniejsze natręctwa, szkołę jakoś ciągnę (na nauczaniu indywidualnym, które cudem z moją mamą wywalczyłyśmy), choć łatwo nie jest, bo moje natręctwa są związane przede wszystkim ze szkołą (odrabianie lekcji, przygotowanie do zajęć itp.). Na domiar złego wraz z nasileniem natręctw nasila się mój odwieczny światłowstręt. Moje oczy nienawidzą światła. W swoim pokoju zawsze odsłaniam tylko jedno z okien - im mniej światła, tym bardziej mogę otworzyć oczy. W szkole (na lekcjach indywidualnych) proszę nauczycieli o wyłączenie świateł w klasie. Nawet siedząc przed komputerem zmniejszam jasność panelu na najmniejszą, bo standardowa przyprawia mnie o ból głowy. Słowem - wszędzie jakieś ograniczniki. A ja staram się to cierpliwie znosić i równie cierpliwie czekam aż zapali się dla mnie te "światełko w tunelu". Pozdrawiam wszystkich, którzy dźwigają ten "krzyż" jakim jest nerwica. ---- EDIT ---- etien w pełni identyfikuję się z twoim sposobem myślenia o nerwicy. Często zadaję sobie to głupie pytanie "dlaczego akurat ja?!". Nienawidzę swojej nerwicy i traktuję ją jak największego wroga. Jest mi cholernie szkoda tych wszystkich lat cierpienia, tułania się po psychiatrach, psychologach, tylu lat opuszczania szkoły (już przyzwyczaiłam się do chodzenia w bardzo luźną "kratkę" do szkoły). Mam pretensję do Boga, że nie pozwolił mi nawet nacieszyć się spokojnym dzieciństwem. Może to niektórych zdziwi, ale w tej chwili mam (dopiero) 16 lat. Choruję na tą cholerną nerwicę natręctw już przez 6 lat. Ale w zasadzie to nigdy nie byłam spokojnym dzieckiem, zawsze były ze mną jakieś problemy. Psycholog dopatrywał się przyczyn nerwicy w rozwodzie rodziców, alkoholizmie dziadka, z którym mieszkam pod jednym dachem, nawet w niedowartościowaniu ze strony ojca. Niby je znalazł, ale co z tego? Psychoterapia przez te 6 lat okazała się bezowocna, leki też niewiele pomagają. A efekt taki, że każdego dnia modlę się, żeby to wszystko się skończyło - tak nagle, po prostu. Ale chyba moje prośby nie zostaną nigdy wysłuchane. Bynajmniej nie zostały. Z miesiąca na miesiąc czuję się coraz gorzej, mam coraz silniejsze lęki, coraz silniejsze natręctwa, szkołę jakoś ciągnę (na nauczaniu indywidualnym, które cudem z moją mamą wywalczyłyśmy), choć łatwo nie jest, bo moje natręctwa są związane przede wszystkim ze szkołą (odrabianie lekcji, przygotowanie do zajęć itp.). Na domiar złego wraz z nasileniem natręctw nasila się mój odwieczny światłowstręt. Moje oczy nienawidzą światła. W swoim pokoju zawsze odsłaniam tylko jedno z okien - im mniej światła, tym bardziej mogę otworzyć oczy. W szkole (na lekcjach indywidualnych) proszę nauczycieli o wyłączenie świateł w klasie. Nawet siedząc przed komputerem zmniejszam jasność panelu na najmniejszą, bo standardowa przyprawia mnie o ból głowy. Słowem - wszędzie jakieś ograniczniki. A ja staram się to cierpliwie znosić i równie cierpliwie czekam aż zapali się dla mnie te "światełko w tunelu". Pozdrawiam wszystkich, którzy dźwigają ten "krzyż" jakim jest nerwica.