Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alkoholizm ojca a obawy w związku


Closer To The Edge

Rekomendowane odpowiedzi

Zacznę od tego, że mój ojciec jest alkoholikiem. Ja uświadomiłam sobie problem ponad 7 lat temu, w połowie podstawówki, ale wiem, że pił już przed moim narodzeniem. Nigdy nie miałam z nim dobrego kontaktu, nie pamiętam bym choć raz z nim spokojnie porozmawiała, nie pamiętam zbyt wielu dni, by nie wrócił pijany do domu, wielokrotnie za to słyszałam skierowane wobec mnie i mamy przykre słowa, a także kilka razy zdarzyła się przemoc fizyczna. Usłyszałam też kilka razy, że dla niego nie jestem jego córką... Na szczęście moja mama podjęła decyzje o rozwodzie, stara się układać życie z innym mężczyzną, jednakże nadal mieszkamy z ojcem (ja, mama i siostra w jednym pokoju, ojciec w drugim), co pewnie potrwa jeszcze jakiś czas z powodów finansowych... Z racji tego, że nie uczęszczałam nigdy na żadną terapię jest we mnie jeszcze wiele niewypowiedzianego żalu i skumulowanych negatywnych emocji. Z chwilą otworzenia drzwi przez ojca, gdy wraca z pracy wieczorami zaczynają się typowe stany lękowe i myśli, że zaraz coś się stanie. Ogólnie stałam się przez wszystkie te lata osobą lękliwą, impulsywną, gwałtowną, zmienną i bardzo niepewną siebie... Były chwile, gdy w każdym człowieku widziałam wroga i osobę, która chce zrobić mi krzywdę. Do dziś mam problem z kontaktem z ludźmi i rozmawianiem z nimi.

To nastawienie po części przerwało pojawienie się w moim życiu mojego obecnego chłopaka. Jesteśmy razem od 8 miesięcy i jest to chyba najbardziej ciepła i kochana osoba jaką poznałam. Stosunkowo szybko dowiedział się o mojej sytuacji z ojcem i przez cały czas trwania naszego związku wypił może łyk piwa. Wiem jednakże, że przed poznaniem mnie od czasu do czasu trochę wypił, na okazję typu ognisko, Sylwester, jakieś urodziny, spotkania z kumplami. Wszystko kulturalnie, nieczęsto i rzadko się upijał. Wiem, że nie mam prawa być zła o to, co robił przed poznaniem mnie, gdyż wtedy miał prawo robić co chciał, najważniejsze jest to, jak przy mnie się zachowuje (a od czasu gdy jest ze mną nawet rzadko z kumplami wychodzi, czasem muszę go wyprosić o to, by gdzieś z kimś wyszedł, a nie siedział sam, gdy mnie zaproszą gdzieś koleżanki wink), jednakże te fakty z jego przeszłości wzmagają we mnie obawę, że w pewnej chwili koszmar mojego dzieciństwa powtórzy się w moim związku, że mój chłopak będzie taki jak mój ojciec... Mimo że on zapewnia, że nigdy by czegoś takiego mi nie zrobił, ja ciągle mam wątpliwości... Trudno mi zaufać, trudno mi się całkowicie do kogoś przekonać i po prostu żyć teraźniejszością, a nie przyszłością czy przeszłością.

Chciałabym by było dobrze, a zwykle jest tak na jakiś czas i z mojego powodu wszystko się psuje, gdyż mam tak rozchwiane emocje przez życiem w ciągłym poczuciu niebezpieczeństwa, że nie radzę sobie z nimi.

Czy jest w ogóle sposób na pozbycie się takiego myślenia i zaufanie komuś po kiepskim dzieciństwie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia jest pewnym rozwiązaniem, szczególnie w sytuacji, gdy nie widzisz innego wyjścia z patowej sytuacji. Osobiście jednak uważam, że powinnaś skupić się właśnie na tym innym wyjściu, które może wydać się trudniejsze, ale za to jest zdecydowanie skuteczniejsze.

 

Inne wyjście polega na ucieczce.

 

Mieszkanie z ojcem, który przez lata krzywdził rodzinę nie służy nikomu, poza nim samym, ewentualnie - może mieć nadzieję na jakieś współczucie z Waszej strony, troskę dzieci wymuszoną wszechobecnym przekonaniem, że rodziców należy kochać i szanować niezależnie od tego, jacy są. Wielka szkoda, że nie możecie się wyprowadzić, żeby zupełnie odciąć się od przeszłości. Świadomość obecności kogoś wrogiego za ścianą ciąży i nie pozwala uwolnić się od wspomnień, które wydają się wciąż świeże, wciąż namacalne, przecież ich bohater jest tuż obok... Nie wiem, w jakim jesteś wieku, ale najbardziej rozsądna dla Twojego zdrowia psychicznego wydaje się wyprowadzka. Być może do chłopaka, być może z chłopakiem, być może internat? Wiesz, do czego dążę? Do ucieczki, ale nie tchórzliwej, raczej uwalniającej, dającej poczucie wolności, nawet jeżeli wiążącej się z nowymi wyzwaniami, problemami, relacjami. Wszystko to, co nastąpi, buduje. Wszystko to, co otacza Cię teraz, hamuje Twój rozwój, budowanie pewności siebie, relacji z ludźmi.

 

Jeżeli nie masz możliwości wyprowadzki, postaraj się skupić na życiu poza domem. Poznawać nowe osoby, angażować się w nowe zadania (gazetka szkolna? kółka zainteresowań?), może znaleźć dorywczą pracę, która przyda Ci pewności siebie, znaleźć jakąś pasję, hobby, któremu mogłabyś poświęcać multum uwagi. Tutaj w grę znów wchodzi ucieczka, ale tym razem tylko psychiczna. Dystans fizyczny wzmógłby proces odnowy, regeneracji, odżywania, ale i bez niego możesz walczyć o swoje zdrowie psychiczne.

 

Jeżeli chodzi o kwestię chłopaka, domyślam się, że Twój lęk wzbudza znajomość jego historii. Skoro pił kiedyś, pewnie podejrzewasz, że przestał tylko na rzecz Twojej aprobaty, etapu zakochania, a potem powróci do starych nawyków i nawet je pogłębi, powtarzając historię Twojego ojca, jego zachowania i ból, jaki Ci sprawiał.

Po pierwsze jednak, podejrzewam, że obydwoje jesteście młodzi, w wieku, w którym zmieniają się Wasze upodobania i dopiero kształtuje się Wasz ulubiony sposób spędzania czasu (i tak niestały w kontekście życia). Nie możesz więc mieć pewności, czy to aktualne zachowanie Twojego chłopaka nie jest tym docelowym, podczas gdy popijanie było okresem eksperymentowania. Dodatkowo mógł przecież poddawać się wtedy presji rówieśniczej, od której chętnie uwolnił się, wykorzystując fakt posiadania dziewczyny.

Po drugie, jeżeli jego ograniczenie spożywania alkoholu było ustępstwem na Twoją rzecz, to chyba wyraźnie świadczy o tym, że mu na Tobie zależy? Nie każdy człowiek i nie dla każdego jest zdolny do jakichkolwiek poświęceń. To tylko dobrze wróży - być może trafiłaś na Po Prostu Dobrego Człowieka.

Po trzecie, ludzie się zmieniają. Gdybyś zaczęła spotykać się z kimś, kto nigdy nie dotknął alkoholu, nie miałabyś gwarancji, że nie zacznie za rok, za dwa, że nie okaże się podatny. Tak samo nie możesz mieć pewności ani że Twój chłopak nie zacznie pić, jak i - że zacznie. Różne okoliczności, różne predyspozycje... Nie wiesz też, czy jutro nie wpadnie pod samochód. Jeżeli aktualnie nie zachowuje się wobec Ciebie w porządku, nie ma sensu gdybać, co wydarzy się kiedyś i czy w ogóle. Zatruwasz tym szczęście chwili bieżącej.

Po czwarte, gdyby zaczął pić, zawsze możesz go zostawić. Rozumiem, że bycie postawionym w sytuacji "kochany i pije" - po raz kolejny - jest bolesną myślą. Ale miej też świadomość, że Ty tworzysz swoje życie i to Ty podejmujesz decyzje w jego zwrotnych punktach. Jeżeli KIEDYŚ okaże się, że musisz podjąć w takiej sytuacji... To to zrobisz. KIEDYŚ. Nie przejmuj się tym teraz, teraz buduj swoją siłę i spokój wewnętrzny, byś KIEDYŚ wiedziała, że podjęłaś tę decyzję rozważnie i świadomie, nie w afekcie skrzywdzonego dziecka. SUgerując się tymi kilkoma zdaniami, którymi się podzieliłaś - Twoja matka, która potrafiła psychicznie uwolnić się od męża-alkoholika, mimo problemów, jakie Wam to przysporzyło i przysparza, wydaje mi się dobrą ilustracją. Człowiek, który zareagował, gdy zobaczył, że coś idzie nie tak, jak powinno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inne wyjście polega na ucieczce.

ale uciekajac pozbywa sie tylko ojca a caly bagaz skrzywien DDA zabiera ze soba. To nie jest wyjscie

Zgadzam się, że ucieczka jako taka nie jest wyjściem. W moim rozumieniu jednak i w tym kontekście ma ona wydźwięk nieco przekorny względem obiegowej opinii, że wiąże się ona z tchórzostwem. To wyraz dbania o siebie, czegoś dobrego. To ma być ucieczka od złego - do siebie. Od tego, co krzywdzi - do tego, co buduje. Od bolesnych wspomnień z przeszłości - do tworzenia nowego życia, z którego perspektywy będzie mogła spojrzeć z dystansu na swoją przeszłość. Coś uwalniającego. Tak, by poczuć grunt pod nogami (uniezależnić się nieco od minionego) - wtedy można uczciwie zmierzyć się z nurtem (zająć [auto]terapią).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

autoterapii nie polecam..bardziej mozna sobie zaszkodzic niz pomoc.

To ma być ucieczka od złego - do siebie. Od tego, co krzywdzi - do tego, co buduje. Od bolesnych wspomnień z przeszłości - do tworzenia nowego życia, z którego perspektywy będzie mogła spojrzeć z dystansu na swoją przeszłość.

od przeszlosci nie da sie uciec. Trzeba sie z nia rozliczyc a potem zamknac i dopiero zaczac od nowa. Nie znam zadnego DDA ktoremu udalo sie to bez terapii..zbyt skrzywiony obraz swiata, siebie i relacji maja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, czy mieszkańcowi obozu koncentracyjnego też powiesz, żeby najpierw przepracował swoje traumy, nim wypuścisz go z kaźni do normalnego świata?

Czy może jednak pozwolisz mu najpierw stanąć na nogi, ponownie uwierzyć, że ma godność, że ma prawo do szczęścia i nadziei i tak wzmocnionemu zmierzyć się ze swoją przeszłością? Oczywiście nie można tych etapów rozgraniczać, postanawiać, że od chwili A do C będę się regenerować, a od C do F poddawać terapii. Ale nadal jestem przekonana, i nie bezpodstawnie, że uwolnienie się od katorgi pomaga spojrzeć na wszystko z dystansu i wspomaga proces gojenia się ran oraz rozprawiania z traumami.

 

Znam osoby, które wyszły z wydarzeń podobnych do tych opisywanych przez autorkę bez pomocy psychologa. Wyszły - na ludzi. Niektórzy mają wrodzoną lepszą odporność, inni muszą iść do lekarza, żeby pozbyć się choroby. Kwestia predyspozycji, doświadczeń, otoczenia, wsparcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam taki sam problem mój ojciec pije od ponad 30 lat. Mo chłopak z którym jestem od 6 miesiecy wie o wszystkim i ja wiem że miał problemy z alkoholem i narkotykami. Też boję się ze zacznie pić ale wieże w niego. I pamietaj jezeli naprawde Cie kocha nie zniszczy Ci życia. pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, czy mieszkańcowi obozu koncentracyjnego też powiesz, żeby najpierw przepracował swoje traumy, nim wypuścisz go z kaźni do normalnego świata?

jak najbardziej...

Czy może jednak pozwolisz mu najpierw stanąć na nogi, ponownie uwierzyć, że ma godność, że ma prawo do szczęścia i nadziei i tak wzmocnionemu zmierzyć się ze swoją przeszłością?

Tak sam sobie ma stanac na nogi? Przeciez on nawet nie widzi wlasnych skrzywien i mowisz to do osoby DDD ktora swietnie radzila sobie w zyciu, funkcjonowala tyle, ze byla nieszczesliwa i nie wiedziala dlaczego. Zaluje ze tak pozno trafilam na terapie bo juz dawno moglam to wszystko przepracowac i moje zycie wygladaloby zupelnie inaczej, dokonywalabym innych wyborow, otaczala sie innymi ludzmi, byla inna matka i zona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, czy mieszkańcowi obozu koncentracyjnego też powiesz, żeby najpierw przepracował swoje traumy, nim wypuścisz go z kaźni do normalnego świata?

jak najbardziej...

Mamy widocznie - Ty i ja - inne doświadczenia i przemyślenia na ten temat. U Ciebie sprawdziło się jedno podejście i fajnie, u mnie inne - i też w porządku. Różni ludzie, różne rozwiązania, a autorka niech przebiera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wyjechałam na studia i automatycznie oddzieliłam się od bezpośredniego zagrożenia w postaci ojca. Jednak wszystkie problemy zostały. Minęło wiele lat zanim w ogóle zdałam sobie sprawę że jestem DDA i że wszystkie moje objawy są typowe. Przedtem myślałam, że po prostu mam bardzo nieszczęśliwe życie, taki mój los i jedynym wyjściem był płacz i marzenia że jakimś cudem nagle się wszystko odmieni. Niestety odmieniło się na gorsze bo zachorowałam na depresję i w ogóle nie dawałam sobie już rady z życiem. Jednak w krytycznym momencie pomogła mi jedna osoba która dała adres lekarza i powiedziała żebym się zgłosiła. I tak oto trafiłam na terapię i zaczęło mi się rozjaśniać w głowie. Teraz już bardzo dużo rzeczy rozumiem, nie ze wszystkim sobie poradziłam i wiem, że zajmie mi to jeszcze parę dobrych lat ale mam już prawie czterdziestkę a zaczęłam odmieniać swoje życie bardzo niedawno. To naprawdę nie są problemy do rozwiązania w kilka miesięcy. Wyprowadzka z domu na pewno pomoże ale nie załatwi problemu. Potrzeba jeszcze lat ciężkiej pracy nad sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy jest w ogóle sposób na pozbycie się takiego myślenia i zaufanie komuś po kiepskim dzieciństwie?

Jest terapia. Ja jestem DDA.

Znam osoby, które wyszły z wydarzeń podobnych do tych opisywanych przez autorkę bez pomocy psychologa. Wyszły - na ludzi.

halou, zgadzam się tylko zależy co uważasz przez "wyjście na ludzi". Ja założyłam swoją rodzinę, wyprowadziłam sie, pracuję i świetnie sobie radziłam w zyciu (inni uważali mnie za silną i dobrze radzącą sobie osobę - taka twrada baba) a pomimo to ciągle mentalnie byłam w domu rodziców, ciągle byłam na ratunek, ciagle żyłam tym czy ojciec wypił ile wypił czy mama jest bezpieczna, ciągle nad nimi czuwałam i odbijało się to min na mojej rodzinie. Drugi fakt nasze mechanizmy obronne które wypracowały się przez lata po ucieczce z domu rodzinnego nie znikną. Nie mozna uciec samemu przed sobą. Ja tak tkwiłam długie lata w nerwicy swietnie sobie radząc, potem depresja... też myslałam że uciekłam. :(

 

-- 08 lut 2013, 14:21 --

 

Ja wyjechałam na studia i automatycznie oddzieliłam się od bezpośredniego zagrożenia w postaci ojca. Jednak wszystkie problemy zostały.

no właśnie ucieczka nic nie dała. Gratuluje podjęcia decyzji o terapii. Bywa ciężko ale trzeba to przetrwać i "urodzić" się na nowo ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaja123, ja tez tak mialam. Bardzo wczesnie zalozylam rodzine i wyprowadzilam sie od toksycznej matki ale caly bagaz skrzywien zabralam ze soba, Co z tego ze swietnie sobie radzilam finansowo i potrafilam zadbac materialnie o swoja rodzine skoro moje widzenie swiata nie bylo normalne.A z boku patrzac mozna bylo mnie zaliczyc do tego grona

Znam osoby, które wyszły z wydarzeń podobnych do tych opisywanych przez autorkę bez pomocy psychologa. Wyszły - na ludzi.
to pozory.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×