Skocz do zawartości
Nerwica.com

halout

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez halout

  1. silvermoon, po co Ci ta relacja? Po co ją utrzymujesz? Czerpiesz z tego jakieś korzyści? Boisz się samotności?
  2. Candy14, czy mieszkańcowi obozu koncentracyjnego też powiesz, żeby najpierw przepracował swoje traumy, nim wypuścisz go z kaźni do normalnego świata? Czy może jednak pozwolisz mu najpierw stanąć na nogi, ponownie uwierzyć, że ma godność, że ma prawo do szczęścia i nadziei i tak wzmocnionemu zmierzyć się ze swoją przeszłością? Oczywiście nie można tych etapów rozgraniczać, postanawiać, że od chwili A do C będę się regenerować, a od C do F poddawać terapii. Ale nadal jestem przekonana, i nie bezpodstawnie, że uwolnienie się od katorgi pomaga spojrzeć na wszystko z dystansu i wspomaga proces gojenia się ran oraz rozprawiania z traumami. Znam osoby, które wyszły z wydarzeń podobnych do tych opisywanych przez autorkę bez pomocy psychologa. Wyszły - na ludzi. Niektórzy mają wrodzoną lepszą odporność, inni muszą iść do lekarza, żeby pozbyć się choroby. Kwestia predyspozycji, doświadczeń, otoczenia, wsparcia.
  3. ale uciekajac pozbywa sie tylko ojca a caly bagaz skrzywien DDA zabiera ze soba. To nie jest wyjscie Zgadzam się, że ucieczka jako taka nie jest wyjściem. W moim rozumieniu jednak i w tym kontekście ma ona wydźwięk nieco przekorny względem obiegowej opinii, że wiąże się ona z tchórzostwem. To wyraz dbania o siebie, czegoś dobrego. To ma być ucieczka od złego - do siebie. Od tego, co krzywdzi - do tego, co buduje. Od bolesnych wspomnień z przeszłości - do tworzenia nowego życia, z którego perspektywy będzie mogła spojrzeć z dystansu na swoją przeszłość. Coś uwalniającego. Tak, by poczuć grunt pod nogami (uniezależnić się nieco od minionego) - wtedy można uczciwie zmierzyć się z nurtem (zająć [auto]terapią).
  4. Terapia jest pewnym rozwiązaniem, szczególnie w sytuacji, gdy nie widzisz innego wyjścia z patowej sytuacji. Osobiście jednak uważam, że powinnaś skupić się właśnie na tym innym wyjściu, które może wydać się trudniejsze, ale za to jest zdecydowanie skuteczniejsze. Inne wyjście polega na ucieczce. Mieszkanie z ojcem, który przez lata krzywdził rodzinę nie służy nikomu, poza nim samym, ewentualnie - może mieć nadzieję na jakieś współczucie z Waszej strony, troskę dzieci wymuszoną wszechobecnym przekonaniem, że rodziców należy kochać i szanować niezależnie od tego, jacy są. Wielka szkoda, że nie możecie się wyprowadzić, żeby zupełnie odciąć się od przeszłości. Świadomość obecności kogoś wrogiego za ścianą ciąży i nie pozwala uwolnić się od wspomnień, które wydają się wciąż świeże, wciąż namacalne, przecież ich bohater jest tuż obok... Nie wiem, w jakim jesteś wieku, ale najbardziej rozsądna dla Twojego zdrowia psychicznego wydaje się wyprowadzka. Być może do chłopaka, być może z chłopakiem, być może internat? Wiesz, do czego dążę? Do ucieczki, ale nie tchórzliwej, raczej uwalniającej, dającej poczucie wolności, nawet jeżeli wiążącej się z nowymi wyzwaniami, problemami, relacjami. Wszystko to, co nastąpi, buduje. Wszystko to, co otacza Cię teraz, hamuje Twój rozwój, budowanie pewności siebie, relacji z ludźmi. Jeżeli nie masz możliwości wyprowadzki, postaraj się skupić na życiu poza domem. Poznawać nowe osoby, angażować się w nowe zadania (gazetka szkolna? kółka zainteresowań?), może znaleźć dorywczą pracę, która przyda Ci pewności siebie, znaleźć jakąś pasję, hobby, któremu mogłabyś poświęcać multum uwagi. Tutaj w grę znów wchodzi ucieczka, ale tym razem tylko psychiczna. Dystans fizyczny wzmógłby proces odnowy, regeneracji, odżywania, ale i bez niego możesz walczyć o swoje zdrowie psychiczne. Jeżeli chodzi o kwestię chłopaka, domyślam się, że Twój lęk wzbudza znajomość jego historii. Skoro pił kiedyś, pewnie podejrzewasz, że przestał tylko na rzecz Twojej aprobaty, etapu zakochania, a potem powróci do starych nawyków i nawet je pogłębi, powtarzając historię Twojego ojca, jego zachowania i ból, jaki Ci sprawiał. Po pierwsze jednak, podejrzewam, że obydwoje jesteście młodzi, w wieku, w którym zmieniają się Wasze upodobania i dopiero kształtuje się Wasz ulubiony sposób spędzania czasu (i tak niestały w kontekście życia). Nie możesz więc mieć pewności, czy to aktualne zachowanie Twojego chłopaka nie jest tym docelowym, podczas gdy popijanie było okresem eksperymentowania. Dodatkowo mógł przecież poddawać się wtedy presji rówieśniczej, od której chętnie uwolnił się, wykorzystując fakt posiadania dziewczyny. Po drugie, jeżeli jego ograniczenie spożywania alkoholu było ustępstwem na Twoją rzecz, to chyba wyraźnie świadczy o tym, że mu na Tobie zależy? Nie każdy człowiek i nie dla każdego jest zdolny do jakichkolwiek poświęceń. To tylko dobrze wróży - być może trafiłaś na Po Prostu Dobrego Człowieka. Po trzecie, ludzie się zmieniają. Gdybyś zaczęła spotykać się z kimś, kto nigdy nie dotknął alkoholu, nie miałabyś gwarancji, że nie zacznie za rok, za dwa, że nie okaże się podatny. Tak samo nie możesz mieć pewności ani że Twój chłopak nie zacznie pić, jak i - że zacznie. Różne okoliczności, różne predyspozycje... Nie wiesz też, czy jutro nie wpadnie pod samochód. Jeżeli aktualnie nie zachowuje się wobec Ciebie w porządku, nie ma sensu gdybać, co wydarzy się kiedyś i czy w ogóle. Zatruwasz tym szczęście chwili bieżącej. Po czwarte, gdyby zaczął pić, zawsze możesz go zostawić. Rozumiem, że bycie postawionym w sytuacji "kochany i pije" - po raz kolejny - jest bolesną myślą. Ale miej też świadomość, że Ty tworzysz swoje życie i to Ty podejmujesz decyzje w jego zwrotnych punktach. Jeżeli KIEDYŚ okaże się, że musisz podjąć w takiej sytuacji... To to zrobisz. KIEDYŚ. Nie przejmuj się tym teraz, teraz buduj swoją siłę i spokój wewnętrzny, byś KIEDYŚ wiedziała, że podjęłaś tę decyzję rozważnie i świadomie, nie w afekcie skrzywdzonego dziecka. SUgerując się tymi kilkoma zdaniami, którymi się podzieliłaś - Twoja matka, która potrafiła psychicznie uwolnić się od męża-alkoholika, mimo problemów, jakie Wam to przysporzyło i przysparza, wydaje mi się dobrą ilustracją. Człowiek, który zareagował, gdy zobaczył, że coś idzie nie tak, jak powinno.
×