Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakończenie terapii


L.E.

Rekomendowane odpowiedzi

No właśnie Marcin, to jest dokładnie NA OPAK niż ty myślisz.

Polega to na tym, że TO TY SAM masz mówić o tematach dla Ciebie ważnych, a nie że t. ma to z Ciebie wyciągać. To jest twoja decyzja.

A że swiadomie mówisz o pierdołach, to dlatego twoje objawy mają się dobrze i długo jeszcze będą.

To jest właśnie ten trudny kawałek terapii - sam musisz zacząć mówić ... I decydujesz o tym Ty, a nie terapeuta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_marcin a skad terapeuta ma wiedzieć co jest dla Ciebie trudne? Nie dziwie się że nie chcesz chodzić na terapię jak gadacie o pierdołach to objawy sie nasilają. Nasilają się bo chciałbyś wydobyć emocje, sprawy które je powodują a się boisz i koło się zamyka. Tak to możesz chodzić i chodzić albo nie chodzić na jedno wyjdzie. Powiedz że masz trudny dla Ciebie temat i masz opór przed mówieniem, boisz się. jak pójdziesz i będziesz milczał to bez sensu komu chcesz na złość zrobić? Nie jesteś zły na terapeutę tylko na siebie, albo na osoby które przyczyniły się do tego że masz takie a nie inne problemy z wyrażaniem emocji. Postaraj się i zrób to dla siebie. Nie znajdziesz chyba bezpieczniejszego miejsca na wypuszczenie tego co Ci zalega jak gabinet i terapeuta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_marcin a skad terapeuta ma wiedzieć co jest dla Ciebie trudne? .

 

Bo da się to zauważyć , wywnioskować ? Chodzę do specjalisty to ma wiedzieć jak mi pomóc , kiedy idziesz do lekarza z jakąś dolegliwością to sama

sobie wypisujesz receptę czy zdajesz się na fachowca który od tego jest ? Chodzić na terapię ale z przejęciem inicjatywy żeby siebie wydobyć z

zaburzenia co za bzdura....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_marcin a skad terapeuta ma wiedzieć co jest dla Ciebie trudne? .

 

Bo da się to zauważyć , wywnioskować ? Chodzę do specjalisty to ma wiedzieć jak mi pomóc , kiedy idziesz do lekarza z jakąś dolegliwością to sama

sobie wypisujesz receptę czy zdajesz się na fachowca który od tego jest ? Chodzić na terapię ale z przejęciem inicjatywy żeby siebie wydobyć z

zaburzenia co za bzdura....

Jak idę do lekarza to nie milczę tylko referuję wszystkie moje dolegliwości żeby ułatwić diagnozę. Dlaczego lekarz ma sie domyślać co mi jest, skoro potrafię mowić? Pewnie że można i tak jak Ty to rozumiesz tylko to dłużej może potrwać a i można nie "dożyć" diagnozy. Co leczy laryngolog wszyscy wiemy a nie oznacza to że jak do niego trafię mam nie mówić co mi dolega i z czym przyszłam jest specjalistą niech się sam domyśli. Jak będę gorzej słyszeć na jedno ucho to dopiero może potrwać. Pewnie po dłuższych badaniach tak będzie ale po co jemu i sobie utrudniać leczenie? Jak można na początku powiedzieć : gorzej słyszę i już wie gdzie tkwi problem i jak ukierunkować badania i leczenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak idę do lekarza to nie milczę tylko referuję wszystkie moje dolegliwości żeby ułatwić diagnozę.

 

 

Ile mogłem tyle powiedziałem a to wystarczająco dużo żeby móc coś konkretnego z tym zrobić a powtarzanie wielokrotne że terapia to długotrwały

proces itd itd to jakieś zasłanianie się chyba przed tym że po prostu ktoś nie ma pomysłu jak pomóc a ja zamiast czuć się lepiej to coraz częściej

jestem wewnętrznie rozwalony tak że mi się żyć nie chce . Mam ochotę napisać do niej co o tym wszystkim myślę i żeby się bujała z taką pomocą która mnie chyba prędzej do grobu wprowadzi niż wyleczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdaje sobie sprawę z tego że niektórzy chodzą po kilka lat ale jaki to ma sens ? Terapia ma pomagać a nie pogarszać , chodzenie na terapię dłużej niż rok uważam za totalną porażkę i nieudolność terapeuty . Nie będę szczery bo nie można być w sojuszu z wrogiem .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdaje sobie sprawę z tego że niektórzy chodzą po kilka lat ale jaki to ma sens ? Terapia ma pomagać a nie pogarszać , chodzenie na terapię dłużej niż rok uważam za totalną porażkę i nieudolność terapeuty . Nie będę szczery bo nie można być w sojuszu z wrogiem .

A no tak. Zgadzam sie tu z Toba w 100%. Samo chodzenie na terapie faktycznie nie ma sensu, natomiast praca na niej tak. Skoro terapeuta to Twój wróg to w ogóle nie rozumiem po co zaczynaleś tam chodzić? No nie da się zaufać wrogowi to jasne. Można to wszystko zmienić tylko trochę pracy to wymaga. No ale też nie wszyscy chcą może do nich należysz? Z resztą nigdzie nie ma przymusu dobrze się czuć, lepiej sobie radzić, pozbyć się objawów itd. Niektórzy mają taki sposób na życie. Każdy żyje jak chce. Powodzenia. :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja terapia też powoli zbliża się ku końcowi. Miałam ostatnio świadomość, że realizacja określonych celów jest niemalże na finiszu, ale mimo wszystko jest odrobina strachu przemieszana z nadzieją, że dam radę. Czuję się jak ptak, który lada chwila będzie gotowy do lotu, którego będzie można wypuścić :-)

 

Trochę się denerwuję i zastanawiam, czy po zakończonej terapii jest np. możliwość spotkania się z terapeutą np. strzelam - po miesiącu jakieś traumatyczne przeżycie, z którym sobie ktoś nie radzi i np. jedno spotkanie takie ogarniające problem... itd. czy to definitywnie ... KONIEC i zero kontaktu? Wiem, wiem, zapytam mojego T., ale póki co liczę na Wasze doświadczenia i wiedzę :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę się denerwuję i zastanawiam, czy po zakończonej terapii jest np. możliwość spotkania się z terapeutą np. strzelam - po miesiącu jakieś traumatyczne przeżycie, z którym sobie ktoś nie radzi i np. jedno spotkanie takie ogarniające problem... itd. czy to definitywnie ... KONIEC i zero kontaktu?

No pewnie że tak, spokojnie zawsze jest taka możliwość :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18miesiecy terapii. Spotkania co tydzień. Przez myśl mi nie przyszło żeby jakiś prezent terapeucie kupować na zakonczenie. Pewnie dlatego że nigdy nie byliśmy na "ty". Nigdy nawet ręki mu nie podałam. Nic nie wiem o nim. No moze tylko to ze ma żone(zaobrączkowany jest :D )A może powinnam cos dac?każdy pacjent tak robi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jest gorzej automatycznie pojawiają się różne wątpliwości , niechęć do terapii i plan na jej natychmiastowe zakończenie ale po sesji zazwyczaj wszystko odwraca się w zupełnie innym kierunku i mam odczucia że jestem bliżej niż dalej uwolnienia od problemów ale do czasu w którym znowu nie podłapią mnie jakieś lęki lub nie uruchomi się na dobre kontrola której nie jestem w stanie porzucić .

Czy w takim stanie decyzja o zakończeniu terapii może mi zaszkodzić ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_marcin, na poczatku terapii często jest tak, że czujemy się gorzej. Z czasem to mija ;)

 

 

 

Na początku było ciągle źle nawet kiedy pojawił się jakiś jeden dzień w tygodniu w którym było nieco lepiej niż zwykle , później tak że dwa czasem trzy dni lepiej a reszta źle , jakiś czas temu były i takie momenty w których prawie w ogóle nie czułem nerwicy ale to krótkie momenty , w ostatnim czasie na przemian dzień lepiej dzień gorzej a teraz w trakcie tego samego dnia jest na przemian czyli bardzo dobrze albo bardzo źle.

Zastanawiam się nad jakimś normalnym zakończeniem terapii choć nie mogę jeszcze rozeznać czy to już czas by się rozstać a poza tym tego rozstania się boję w tym sensie że wrócą objawy i moja totalna bezradność. Mija 14 miesiąc terapii a ja nawet nie wiem w jakim jestem punkcie i czy to co się obecnie ze mną dzieje prowadzi do wyzdrowienia czy to tylko trwanie w jakiejś nowej fikcji ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dwa miesiące temu zakończyłem przedwcześnie terapię. Jakość mojego życia nie zmieniła się, co świadczy o tym, że decyzja o zakończeniu była jak najbardziej słuszna. Trochę ciężko jest mi się pogodzić z myślą, że już się więcej nie spotkamy. Przywiązanie do terapeuty było zawsze u mnie silne. Poza tym 3 lata to jednak kawał czasu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest tak, na terapii non stop czuje się zle, jestem sfrustrowana, itd., chodze na te sesje jak na ścięcie, a jednak widze, ze jakosc mojego zycia znacząco się poprawia, wiec chodze dalej. Co jakiś czas chodzi mi po glowie zakończenie terapii, ale jednak wiem, ze to jeszcze nie ten czas...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich :)

Znalazłam forum przypadkiem poszukując informacji i dziś zdecydowałam się poprosić o opinię tutaj bo już sama nie wiem co myśleć.

Chodzę na terapię indywidualną już ponad dwa lata (w lipcu albo w sierpniu minęło dwa).

Jest to terapia na NFZ.

Spotkania co tydzień (z małymi wyjątkami).

Chodzę również na terapię grupową DDA.

Do mojej terapeutki trafiłam początkowo w związku z problemem współuzależnienia (tata pił). Próbowałam oczywiście skłonić również rodziców do terapii ale nie wyszło.

Oni nie chcieli - ale ja zostałam bo chciałam sobie pomóc.

Z tym że współuzależnieniem zajmowałyśmy się naprawdę rzadko i pobocznie. Tak naprawdę robimy psychoterapię.

Trochę czasu nam zajęło wypracowanie zasad jakie odpowiadają obu stronom (m.in spotkania co tydzień).

 

Od lipca tego roku terapeutka zaczęła wspominać o końcu terapii, jak sama powiedziała aby powoli oswajać temat.

Powiedziałam jej wtedy że moim zdaniem żałoba wydłuża czas terapii (jestem w świeżej żałobie mój tata zmarł na koniec kwietnia). Zgodziła się wtedy ze mną. Ale temat końca co jakiś czas powracał. Miałam wrażenie że ona chce się mnie pozbyć, że ma dosyć. Jestem (według słow innych psychoterapeutów którzy sporo o mnie wiedzą bo pracujemy razem) trudnym i wymagającym pacjentem. Takie mam zdanie o sobie stąt też moje obawy że moja terapeutka może mieć mnie dość.

Od kilku tygodni omawiamy temat zakończenia.

Zaskoczyła mnie ostatnio bo powiedziała że rozmawiała na mój temat na superwizji i usłyszała że żałoba wydłuża terapię zatem powinnyśmy się spotykać jeszcze conajmniej pół roku jak nie lepiej (cytuję). Skoro pytała chyba miała wątpliwości (czyli jak dla mnie uważa że można kończyć niedługo, ja się z tym nie zgadzam). Próbowałam nakreślić plan (plany dają mi poczucie bezpieczeństwa), jakieś ramy czasowe i jak to zakończenie będzie wyglądało) ale powiedziała aby na sztywno się nie umawiać. Powiedziałam też że uważam że ja poczuję moment kiedy będzie można zmniejszać intensywność spotkań i że można zbliżać się do końca. Ona się ze mną zgodziła że uważa że tak będzie oraz że ona również to poczuje.

Nie ukrywam że mam obawy że mogę nie poczuć potrzeby końca.

Nie chciałabym chodzić na terapię do końca życia ale to jest takie moje bezpieczne miejsce.

Jestem po dwóch dużych stratach, nawet trzech (babcia, tata, moja mama wyprowadziła się, zostałam sama). Boje się straty również jej. Mówiłam jej o tym.

Zaskoczyła mnie również stwierdzeniem że ona nie wyobraża sobie abym na tym zakończyła pracę nad sobą. Że uważa że mam jeszcze poważne kwestie do przepracowania ale to poleci mi jakiegoś psychoterapeutę. Wtedy dopiero zaczęłam ją dopytywać o kompetencje i okazuje się że jest psychoterapeutą ale od uzależnień. Że aby prowadzić inną psychoterapię brakuje jej jeszcze stażu.

Po kija zaczynała ze mną pracę jakiej właściwie nie powinna...? (nie odważyłam się zadać jej tego pytania).

A jeśli ją już zaczęła to dlaczego w takim razie ma być zmiana terapeuty na innego?

Wyjaśniła to tak że to zawsze nowe spojrzenie, (inny nurt prawdopodobnie).

A jeśli się nie będzie się kleiło u kogoś innego to mogę wrócić.

Bez sensu moim zdaniem jak kończymy to kończymy a nie takie latanie w te i we wte. To nie sklep i takiej relacji nie buduje się łatwo.

 

W moim odczuciu nie bardzo wie jak dalej mnie poprowadzić (w głębsze obszary DDA) i chce mnie odesłać. Ale ceniłabym ją gdyby potrafiła to powiedzieć wprost. Mam wrażenie że kiedyś się przestraszyła (bo zareagowałam mocno emocjonalnie na jej hipotezę) i dlatego czegoś takiego mi wprost nie powie. Boli mnie to. I próbuję ją zrozumieć. Czasem mi to przeszkadza że ja jestem szczera i tego mnie uczy a ona stosuje uniki (albo to tylko ja tak to projektuję i sobie dopowiadam). Wiem że może to nie o to chodzi że muszę rozumieć jej pobudki ale brak pojęcia o co właściwie biega rodzi moją frustrację.

Wiem że każda terapia kiedyś się kończy, ale kończyć jedną i zaraz znów zaczynać nastepną? Nie wiem czy to doby pomysł.

Cała ta sytuacja sprawia że mam wątpliwości czy to wszystko ma sens. Czy ja osiągam któryś z moich celów? Chyba jeden po trochu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×