Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psycholog katolicki/chrześcijański


Gość rafka

Rekomendowane odpowiedzi

To ja moge powiedzieć, że u mnie też podkopuje i szkodzi, co sprawia że nie czuje się prawdziwą kobietą. Tylko że ja mam gdzies, co inni powiedzą.

Ja też mam w dużej mierze gdzieś co inni powiedzą, dopóki mnie nie obrażają, ani nie znieważają. ;)

Jednak sama przyznasz, że z bardzo niską samooceną i pewnością siebie, ciężko stworzyć zdrową relację (jakąkolwiek, koleżeńską czy partnerską), bo druga osoba będzie wyczuwać to i to wykorzystywać.

 

To prawda, jak taka osoba to wyczuje, to napewno będzie nami manipulować i wykorzystywać słabości.

Przejechałam się na czymś takim kiedyś:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest ciężko, więc należy pracować nad swoją samooceną i pewnością siebie, a nie się użalać, że to przez brak seksu.

Ale dlaczego nie czujesz się prawdziwą kobietą?

 

Jasne, że jest łatwiej, jak ma się wpatrzonego w siebie faceta, który wypieści i się zachwyci.

No po prostu gratulacje... Faceta niemal zjebiesz za to, że przez brak seksu czuje się nieatrakcyjny, podkopuje to jego pewność siebie i samoocenę, a do kobiety masz prawie odmienne podejście...

 

A tak na marginesie - to czy trzeba wszystkim opowiadać o tym, że się jest prawiczkiem? Na czole wypisane czy jak?

Widać masz niewielkie doświadczenie. To czy facet jest prawiczkiem, albo czy kobieta jest dziewicą, można bardzo szybko wyczuć w większości wypadków. Wystarczy parę niewinnych żartów na temat seksu i wyjdzie szydło z worka. Albo zadać jakieś pytanie odnośnie seksu. Ale nie, przepraszam, w kręgach katolików takie pytania i żarty są be i fe.

 

Dlaczego odmienne? Czyli co, też mam Cię "zjebać"?

Może faktycznie głupia wypowiedź, ale tu nie ma do rzeczy płeć. Tak mi się skojarzyło z "poczuć się kobietą", choć nie wiem co masz na myśli. Może coś innego, bardziej złożonego.

Myślę, że łatwo wyczuć kogoś z kompleksami na temat seksu. Kogoś, kto nie ma problemu z tym, że nie uprawiał seksu niekoniecznie.

A co do małego doświadczenia - w czym? W wyłapywaniu prawiczków?

Co do Twojego wtrętu na temat "kręgu katolików" - ciekawe.

Nie, katolicy mogą o tym mówić swobodnie, bo nie mają na tym punkcie kompleksów, jak ci, co muszą udowadniać coś sobie i kumplom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie twierdziłem, że abstynencja seksualna jest moim jedyny problemem. Jednak podkopuje ona jeszcze bardziej moją i tak niską samoocenę i pewność siebie, bo czuję się przez to jak nie facet, a to sprawia, że jeszcze trudniej wejść mi w jakieś relacje z innymi, bo inni wyczuwają to, że czuję się niepewnie.
Coś w tym jest, ja pierwsze doświadczenia seksualne mialem w wieku 25 lat i teraz myślę że byloby mi o wiele trudniej jakbym w ogóle nie mial takich doświadczeń, bo z wiekiem to faktycznie może budzić trochę zdziwienie, chyba że celuje się w jakieś fanatyczki religijne.

 

Choć to też nie jest wszystko takie proste, w moim wypadku z różnych względów nie byly to jakoś szczególnie udane doświadczenia z wielu względów, przynajmniej jeżeli chodzi o klasyczny seks.

 

Więc to też nie jest tak że jak już się spróbuje to będzie super, życie odbiega bardzo od filmów ;)

 

A z żartami to myślę że bardziej zależy od bieżącej aktywności seksualnej niż tego czy ma się w ogóle doświadczenie. Bo jak coś bylo dawno to jest prawie że nie ważne już. No i wlasnej śmialości. Mnie krępują trochę takie żarty, szczególnie gdy są prymitywne. Bo niektóre są fajne.

 

 

To ja moge powiedzieć, że u mnie też podkopuje i szkodzi, co sprawia że nie czuje się prawdziwą kobietą. Tylko że ja mam gdzies, co inni powiedzą.
Na zdjęciu wyglądasz raczej na wzór kobiety, do odlania na wzór w Sevres :)

 

Ale jak się nie ma, też trzeba sobie radzić. Można na przykład iść na naukę jakiegoś seksownego tańca. To nie jest aż takie skomplikowane, czasem wystarczy pomachać trochę biodrami, żeby poczuć się seksi.
Aktywność seksualna nie sprawi że staniemy się innymi osobami, chyba że ktoś ma problem tylko na tym punkcie. Natomiast twierdzenie że nauka czegoś czy jakaś inna aktywność niejako zastąpi popęd seksualny to dla mnie jest to bzdura. Najczęściej takie twierdzenia wynikają z jakichś przekonań religijnych i jest to próba ich racjonalizacji. Bo jak się ktoś powie że seks jest zly bo jakiś gość z chmur go nie lubi to malo kto poważnie podejdzie do tego, więc często tego typu poglądy są ubierane w tą formę. Chyba że ktoś faktycznie jest aseksualny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Ale jak się nie ma, też trzeba sobie radzić. Można na przykład iść na naukę jakiegoś seksownego tańca. To nie jest aż takie skomplikowane, czasem wystarczy pomachać trochę biodrami, żeby poczuć się seksi.

Aktywność seksualna nie sprawi że staniemy się innymi osobami, chyba że ktoś ma problem tylko na tym punkcie. Natomiast twierdzenie że nauka czegoś czy jakaś inna aktywność niejako zastąpi popęd seksualny to dla mnie jest to bzdura. Najczęściej takie twierdzenia wynikają z jakichś przekonań religijnych i jest to próba ich racjonalizacji. Bo jak się ktoś powie że seks jest zly bo jakiś gość z chmur go nie lubi to malo kto poważnie podejdzie do tego, więc często tego typu poglądy są ubierane w tą formę. Chyba że ktoś faktycznie jest aseksualny.

 

 

 

 

 

Nie twierdzę, że zastąpi.

 

Twierdzę tylko, że brak aktywności seksualnej nie powinien determinować złego samopoczucia. To jest pewien fakt, natomiast samopoczucie zależy od tego, jak do niego podejdziemy. Jak ze wszystkim innym, nie dotyczy tylko seksu. Jeśli ucieknie komuś autobus, to może się wkurzyć, a może wyluzować. Ważne, co z tym zrobimy.

 

Myślę, że jak się ma partnera, który nas akceptuje seksualnie, to łatwiej się poczuć atrakcyjnym, akceptować swoje ciało itd. Ale jeśli się go nie ma, to nie powód, żeby się czuć nieatrakcyjnym seksualnie i nie akceptować swojego ciała czy np. nie czuć się kobieco. Jeśli ktoś ma z tym problem, to może nad tym jakoś pracować czy zrobić dla siebie coś innego niż seks. To miałam na myśli. Nie ma tu żadnej "racjonalizacji" ani niechęci do seksu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poczucie atrakcyjności i akceptacja wlasnego ciala a samopoczucie to dwie rzeczy które mogą, ale nie muszą się lączyć.

 

Ja z akceptacją wlasnego ciala nie mialem nigdy jakichś problemów, nawet się zbytnio nie przejąlem tym że w klasie maturalnej zaczęly mi się przerzedzać wlosy. W zasadzie jestem zadowolony ze swojego wyglądu, poza lekką nadwagą, której móglbym nie mieć. Nie jestem kopią Bradda Pita, ani Pudziana, wyposażenie seksualne też mam poniżej średniej, ale moje problemy nie wiążą się w żaden sposób z moim wyglądem. Conajwyżej na odwrót - przez to że mam nieaktywne życie i leki przytylem :/

 

Ale samopoczucie często mam obniżone, z różnych powodów. W jakimś stopniu też przez brak aktywności seksualnej ale inne problemy. Ale czucie się dobrze w swoim ciele nie wplywa w żaden sposób na spelnienie potrzeb seksualnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś w tym jest, ja pierwsze doświadczenia seksualne mialem w wieku 25 lat i teraz myślę że byloby mi o wiele trudniej jakbym w ogóle nie mial takich doświadczeń, bo z wiekiem to faktycznie może budzić trochę zdziwienie, chyba że celuje się w jakieś fanatyczki religijne.

 

Może jest trudniej, ale zdziwienie może dla innych rozwojowe. Ponoć zdziwienie jest początkiem filozofii.

 

A tak serio, jak się kogoś kocha, to się go akceptuje, bez względu na jego doświadczenia seksualne czy ich brak. A to, że ktoś ich nie ma, nie znaczy, że nie zasługuje na miłość. Choć pewności to pewnie nie dodaje, ale nie ma się co martwić na zapas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ekspert_abcZdrowie,
Spięcia w dyskusji w tym wątku chyba biorą się ze stereotypów i braku tolerancji z obu stron - zarówno ze strony osób wierzących, którzy są za psychologią chrześcijańska, jak i osób, którym nie do końca po drodze z Panem Bogiem

ta nietolerancja nie konczy sie w momencie przekroczenia gabinetu... niestety.

Psycholog RESPEKTUJE SYSTEM WARTOŚCI KLIENTA

swiecki tak.. bo jest mu wszystko jedno jakiego klient jest wyznania .. ma pomoc mu rozwiazac problem zgodnie ze swoja wiedza psychologiczna. Psycholog chrzescijanski jednak nie jest dla kazdego bo jego pomoc juz nie ogranicza sie do wiedzy jaka zdobyl ale jest nakierowana na warosci chrzescijanskie co w przypadku ateisty raczej nie zda egzaminu

Candy14, po pierwsze, nietolerancja działa w dwóch kierunkach. Owszem, psycholog chrześcijański może być na bakier z tolerancją, chociażby z tego powodu, że nie do końca może akceptować światopogląd pacjenta, ale zgrzyty biorą się też z tego, że od początku sam pacjent może być "uprzedzony" do psychologa z racji etykiety "psycholog chrześcijański". Dlatego proszę o czytanie ze zrozumieniem tego, co piszę ;) Jeżeli komuś nie odpowiada tego typu pomoc, nie chce patrzeć na swoje problemy z perspektywy wiary, to po prostu niech nie wybiera się do tego typu specjalisty, bo niepotrzebnie oboje (i pacjent, i psycholog) tracą swój cenny czas. Zarówno świeccy, jak i chrześcijańscy psychologowie muszą akceptować system wartości swoich klientów, chociaż nie do końca mogą się z nim zgadzać. Obowiązuje zasada: NAWET NIE AKCEPTUJĄC POSTĘPOWANIA OSOBY, PSYCHOLOG POWINIEN STARAĆ SIĘ JEJ POMÓC. Nie sądzę, by ateista wybrał się do psychologa chrześcijańskiego – dla niego kwestie wiary są obojętne, więc nie wybierze tego sposobu pomocy.

Psycholog chrześcijański podczas rozmowy z klientem będzie poruszał się wśród takich pojęć, jak: grzech, łaska, zbawienie, Bóg, przebaczenie, życie wieczne itp. Jeżeli ktoś przywiązuje dużą wagę do religii, myślę, że jak najbardziej psycholog chrześcijański może pomóc. Jeżeli komuś ta forma pomocy nie odpowiada, nie musi z niej korzystać - są inne nurty.

Myślę, że tylko jeśli klient się porusza wśród takich pojęć.

Myślę też, że "psycholog chrześcijański" to nie jest oddzielny nurt. Chodziłam do dwóch i jeden pracował metodą poznawczo-behawioralną, a drugi się opierał na metodzie humanistyczno-egzystencjalnej.

Ogólnie Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich preferuje psychologię humanistyczną, zwłaszcza koncepcje Kazimierza Dąbrowskiego. Ale psychologowie pracują w różnych nurtach - w zależności od swojego wykształcenia i wybranej ścieżki zawodowej.

Może źle się wyraziłam, jeśli chodzi o nurty psychoterapii, bo faktycznie psychologowie chrześcijańscy mogą pracować, korzystając z podejścia humanistycznego czy CBT, ale rozmowy terapeutyczne psychologów chrześcijańskich (na pewno nie wszystkie) często ocierają się o wiarę i chcąc nie chcąc terminologię teologiczną, dogmaty wiary itp.

Sprawa jest prosta - niezaspokajanie potrzeb fizjologicznych-typu sen, jedzenie, woda, oddychanie, seks, wydalanie- prowadzi do dysfunkcji i nieprawidłowego funkcjonowania organizmu. Ponadto Maslow pisał, że bez realizacji podstawowych potrzeb fizjologicznych nie można realizować potrzeb wyższego rzędu, z wyższych szczebelków na znanej wszystkich piramidce. A seks jest potrzebą fizjologiczną.

Mad ma rację. Seks to jedna z podstawowych potrzeb fizjologicznych, czy komuś się to podoba, czy nie. A konflikt dotyczący seksu stał się chyba małym off topem. Odeszliście od tematu „psychologowie chrześcijańscy”. Konflikt natura czy kultura, popędy vs. normy społeczne, zasady moralne, albo jak chcą freudyści id vs. superego. To, czy ktoś chce uprawiać seks przed ślubem, to jego prywatna sprawa. Jeżeli czas inicjacji seksualnej ktoś uzależnia od kwestii wiary („Czekamy do po ślubie”), to też jego sprawa. Nic nikomu do tego. Jeżeli ktoś nie chce czekać, będąc wierzącym, to w świetle wiary zgrzeszy. Od tego ma jednak sakrament pokuty i pojednania. To, że ktoś współżyje z partnerem przed ślubem, nie czyni z niego katolika gorszej kategorii ani człowieka gorszej kategorii. Nie chodzi mi o relatywizację wiary i naginanie pewnych zasad, bo sama jestem katoliczką. Chodzi mi jednak o to, żeby nie oceniać ludzi przez pryzmat czy ktoś z kimś spał, czy nie. To bez sensu. Niektórzy świeccy wierzący mają bardziej z tym problem niż niejeden ksiądz. Kiedyś rozmawiałam między innymi na temat seksu przed ślubem z pewnym kapłanem i naprawdę współczesny kościół jest daleki od średniowiecznego. To była mądra rozmowa, no ale w odróżnieniu od niektórych księży ten był daleki od oceniania ludzi przez pryzmat tego, czy ktoś z kimś współżył, czy nie współżył. To kwestia sumienia każdego z nas. A problemy na tle seksualnym mogą pojawić zarówno wtedy, gdy ktoś nie współżyje z ortodoksji religijnej, jak i wtedy, gdy ktoś współżyje i ślepo zaspokaja swoje żądze z przygodnymi partnerami. Przesada w żadnym kierunku nie jest zdrowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, po pierwsze, nietolerancja działa w dwóch kierunkach. Owszem, psycholog chrześcijański może być na bakier z tolerancją, chociażby z tego powodu, że nie do końca może akceptować światopogląd pacjenta, ale zgrzyty biorą się też z tego, że od początku sam pacjent może być "uprzedzony" do psychologa z racji etykiety "psycholog chrześcijański".

dlatego tez napisalam

Psycholog chrzescijanski jednak nie jest dla kazdego bo jego pomoc juz nie ogranicza sie do wiedzy jaka zdobyl ale jest nakierowana na warosci chrzescijanskie co w przypadku ateisty raczej nie zda egzaminu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dajmy na to hipotetyczną sytuację.

 

Jest sobie homoseksualista- jest mu dobrze w swojej skórze, żyje w zgodzie ze sobą, ze swoją orientacją seksualna, ma partnera i prowadzi aktywne pożycie seksualne. Jednocześnie jest chrześcijaninem-katolikiem, bardzo gorliwie wierzy w Boga, religia zajmuje istotne miejsce w jego życiu. Ot, po prostu nie zgadza się z tym partykularnym fragmentem Ewangelii, doktryny chrześcijańskiej i stanowiska Kościoła, że homoseksualizm to grzech, dewiacja i sodomia. Tak jak Kowalski nie zgadza się, że antykoncepcja-używanie gumek to grzech. Ów homoseksualista uczestniczy w ciężkim wypadku komunikacyjnym- sam wychodzi bez szwanku, ale w tym wypadku ginie jego partner. Boryka się po tym z PTSD- bezsenność, napady lęku, obniżenie nastroju, izolacja, anhedonia itd. Zamierza poszukać pomocy psychologicznej i idzie do psychologa chrześcijańskiego, aby przepracować PTSD. A ów chrześcijański psycholog wkręca mu, że to nie wypadek jest jego głównym problemem tylko jego orientacja seksualna, bo jest grzesznikiem, dewiantem, sodomistą jest nieczysty i rzeczywiście- pomaga mu, wysyłając go na pseudoterapię, która ma z niego zrobić heteryka, albo w najlepszym wypadku zaleca mu dożywotnią abstynencją seksualną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boryka się po tym z PTSD- bezsenność, napady lęku, obniżenie nastroju, izolacja, anhedonia itd. Zamierza poszukać pomocy psychologicznej i idzie do psychologa chrześcijańskiego, aby przepracować PTSD. A ów chrześcijański psycholog wkręca mu, że to nie wypadek jest jego głównym problemem tylko jego orientacja seksualna,

girzej chyba byloby gdyby mu wkrecil, ze smierc partnera jest kara za grzech homoseksualizmu... to dopiero trauma i poczucie winy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile ludzi tyle interpretacji.

Każdy ma własną rację. Jednak prawda jest tylko jedna.

Nie można godzić ''związku homoseksualnego'' z bycie gorliwym chrześcijaninem-katolikiem.

 

Bóg ma swoje sposoby.

Odnoszą się do tej sytuacji to. Bóg może w ten sposób wejść w czyjeś życie. Szczególnie poprzez wydarzenia.

Z resztą w Biblii jest napisane na temat homoseksualizmu.

 

Trzecia Księga Mojżeszowa 20.13-23 "Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli. ... Nie będziecie postępować według obyczajów narodu, który wypędzam przed wami. Ponieważ wszystkie te rzeczy czynili, napełnili Mnie obrzydzeniem."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dajmy na to hipotetyczną sytuację.

 

Jest sobie homoseksualista- jest mu dobrze w swojej skórze, żyje w zgodzie ze sobą, ze swoją orientacją seksualna, ma partnera i prowadzi aktywne pożycie seksualne. Jednocześnie jest chrześcijaninem-katolikiem, bardzo gorliwie wierzy w Boga, religia zajmuje istotne miejsce w jego życiu. Ot, po prostu nie zgadza się z tym partykularnym fragmentem Ewangelii, doktryny chrześcijańskiej i stanowiska Kościoła, że homoseksualizm to grzech, dewiacja i sodomia. Tak jak Kowalski nie zgadza się, że antykoncepcja-używanie gumek to grzech. Ów homoseksualista uczestniczy w ciężkim wypadku komunikacyjnym- sam wychodzi bez szwanku, ale w tym wypadku ginie jego partner. Boryka się po tym z PTSD- bezsenność, napady lęku, obniżenie nastroju, izolacja, anhedonia itd. Zamierza poszukać pomocy psychologicznej i idzie do psychologa chrześcijańskiego, aby przepracować PTSD. A ów chrześcijański psycholog wkręca mu, że to nie wypadek jest jego głównym problemem tylko jego orientacja seksualna, bo jest grzesznikiem, dewiantem, sodomistą jest nieczysty i rzeczywiście- pomaga mu, wysyłając go na pseudoterapię, która ma z niego zrobić heteryka, albo w najlepszym wypadku zaleca mu dożywotnią abstynencją seksualną.

 

Mad_Scientis,

Chrześcijański psycholog nie jest od tego, jak żaden psycholog, żeby wyszukiwać problemy tam, gdzie nie ma ich klient i wytykać komuś grzech czy orientację. Oczywiście dla aktywnych homoseksualistów chrześcijański psycholog jest słabym rozwiązaniem, ale to, co piszesz i nie tylko Ty, świadczy o uprzedzeniach na bazie stereotypu. Taki psycholog nie powie Ci, że jakieś problemy są karą za grzechy, bo jego zadaniem jest pomóc rozwiązać problem, a nie wypowiadać się w imieniu pana Boga.

 

Zadaniem każdego psychologa jest pomóc komuś żyć w zgodzie ze sobą i ze światem - tu i teraz. Chrześcijański psycholog nie tłumaczy wszystkiego sprawami wiary w stylu "cierp i czekaj aż spadnie na ciebie łaska", albo "módl się, a będzie ci lżej" bądź "porzuć swoje grzechy a wyzdrowiejesz"

 

Nie narzuca też nikomu spojrzenia przez pryzmat wiary, chyba że ktoś ma taką potrzebę.

 

-- 29 maja 2012, 14:11 --

 

Mad ma rację. Seks to jedna z podstawowych potrzeb fizjologicznych, czy komuś się to podoba, czy nie. A konflikt dotyczący seksu stał się chyba małym off topem. Odeszliście od tematu „psychologowie chrześcijańscy”. Konflikt natura czy kultura, popędy vs. normy społeczne, zasady moralne, albo jak chcą freudyści id vs. superego. To, czy ktoś chce uprawiać seks przed ślubem, to jego prywatna sprawa. Jeżeli czas inicjacji seksualnej ktoś uzależnia od kwestii wiary („Czekamy do po ślubie”), to też jego sprawa. Nic nikomu do tego. Jeżeli ktoś nie chce czekać, będąc wierzącym, to w świetle wiary zgrzeszy. Od tego ma jednak sakrament pokuty i pojednania. To, że ktoś współżyje z partnerem przed ślubem, nie czyni z niego katolika gorszej kategorii ani człowieka gorszej kategorii. Nie chodzi mi o relatywizację wiary i naginanie pewnych zasad, bo sama jestem katoliczką. Chodzi mi jednak o to, żeby nie oceniać ludzi przez pryzmat czy ktoś z kimś spał, czy nie. To bez sensu. Niektórzy świeccy wierzący mają bardziej z tym problem niż niejeden ksiądz. Kiedyś rozmawiałam między innymi na temat seksu przed ślubem z pewnym kapłanem i naprawdę współczesny kościół jest daleki od średniowiecznego. To była mądra rozmowa, no ale w odróżnieniu od niektórych księży ten był daleki od oceniania ludzi przez pryzmat tego, czy ktoś z kimś współżył, czy nie współżył. To kwestia sumienia każdego z nas. A problemy na tle seksualnym mogą pojawić zarówno wtedy, gdy ktoś nie współżyje z ortodoksji religijnej, jak i wtedy, gdy ktoś współżyje i ślepo zaspokaja swoje żądze z przygodnymi partnerami. Przesada w żadnym kierunku nie jest zdrowa.

 

Do tej pory nie było tu dyskusji na temat właściwego czasu inicjacji seksualnej bądź moralnej oceny uprawiania seksu bez ślubu, przynajmniej ja nie czuję się w to zaangażowana.

 

Owszem, seks to jedna z podstawowych potrzeb, ja temu nie zaprzeczam, uważam tylko, że brak aktywności seksualnej nie determinuje depresji ani złego samopoczucia w sposób konieczny, zależy to w dużym stopniu od podejścia do sprawy danej osoby.

Oczywiście jeśli ktoś chce być z tego powodu nieszczęśliwy, to nikt nie ma prawa mu zabronić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co się stało z moim postem? Czy przypadkiem nie wyleciał przy okazji czyszczenia tematu z wojny? Chodziłem jedynie do jednego psychologa chrześcijańskiego. Miałem też dużo rozmów z księdzem które akurat sporo więcej mi pomogły.

 

Chyba, że trzeba mieć np. ponad 30 wizyt by móc się wypowiadać to..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nomorewords43, cóż swoje zdanie twoja sprawa.

I tak nie mam możliwości na wizyty z takim psychologiem więc chodzę do zwykłego. Dosłownie modlę się aby mi pomogła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stokrotka345 jeśli możesz... jak długo jesteś na psychodynamicznej i jak Ci pomaga? Masz lepsze samopoczucie, pozytywne nastawienie, wierzysz, ze będzie lepiej, czy faktycznie coś się zmieniło w życiu, zachowaniu itp. Nawet nie wiem jakie ta terapia ma dać efekty :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×