Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Jak czytałam Twój post CARLOS to tak jakbym czytała być możę myśli mojego byłego chłopaka,bo może i takie były tego juz za pewne się nie dowiem.Została mi tylko świadomość tego że "czuje coś do mnie , ale nie to co ja bym chciała."Nie rozumiem tego nawet ale to zdanie mnie czesto tak jak i przytłacza tak i pociesza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Weź mnie nie strasz :( Ja nie chce się rozstać ze swoją kobietą tylko ją kochać. Przynajmniej być tego pewnym. Ostatnio się rozpłakałem do telefonu, gnębiły mnie myśli... powiedziałem jej, że tęsknie. Pogadałem z nią z półtora godziny. ( ja lubię z nią rozmawiać i to bardzo , wszystko jej mówie ).

Po tej rozmowie czułem się lepiej, bezpieczniej, ale koło zaczęło się znów, gdy dopadła mnie jedna myśl, z niej następne, potem szperanie w necie i tak w kółko ;/ Tak samo jak z tą schizofrenią, którą sobie wkręcałem wcześniej. Koło wyglądało tak samo. Najbardziej wkurzam nie to porównywanie w wyobraźni. Np. Widzę siebie ze swoją dziewczyną, a zaraz wyobrażam z inną, której nie znam tylko zobaczę na ulicy i czuję, że jest "tak samo" i tu pojawia się dół odrazu. Odrazu mnie to gnębi, dołuje i lęka. Ja tak czy owak muszę poczekać na rozwój wydarzeń.. ze swoją dziewczyna w sumie widziąłem się tylko 2 razy. łącznie przez jakieś 10 dni. Wcześniej wirtualnie rozbierały mnie emocje, a po pierwszych dwóch dniach jak się widzieliśmy musiała jechać i wtedy we mnie pękło... Czułem się, jakbym miał już nigdy w życiu jej nie zobaczyć. Płakałem jak świnia przez pół dnia. Dalej mi się chcę, jak wyobrażam sobie w głowie obraz jej domu, ją w nim i fakt, że mielibyśmy już nigdy nie rozmawiać czy coś... :(

Dużo osób ma ten sam problem co ja... Manka cofnij się w tym temacie, czytaj stronę po stronie do tyłu a zobaczysz. :( Naprawdę okropieństwo. I to nie są mysli niekoniecznie niekochających ludzi, tylko chorych. Ja choruję na nerwicę już 2 rok i teraz leci trzeci od miesiąca niecałego. Niby mam nerwicę lękową z depresją, chociaż mam objawy natręctw myślowych ( takie jak ten z tym niekochaniem i schizofrenią wcześniej, której się doszukiwałem przez ponad rok, w końcu byłem pewien, że ją mam, a nie miałem ). Też w kółko sprawdzam gazy, wodę i drzwi w domu... Mam wszystkiego po trochu, ale nie poddam się. Mam dla kogo walczyć i jest warto. :)

Kiedyś powiedziałem sobie, jak to się zaczęło , że daje sobie 2 lata. 2 lata, po których popełnię samobójstwo. Wcześniej miałem myśli samobójcze równie natrętne co to... ale trwało to ok jakoś ok 3 miesięcy chyba ( dłużej bym mógł nie wytrzymać ). Był to lęk przed odebraniem sobie życia, ale z drugiej strony potężna potrzeba i chęć... skończenia tego wszystkiego... A nie zrobiłem tego, uparłem się i żyję i tak samo zrobię tu, z naszym związkiem, bo takiej kobiety to ze świecą szukać. Stworzymy udany związek i ja tego dopilnuję. Na razie lęk i natręctwa przyćmiewają moje emocje.

Mimo świadomości tego, jest trudno, ale DAM RADĘ!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to jak nie czytasz ostatnich stron, to nie wiesz, że nie mogę sobie pozwolić na terapię.

Nie stać mnie, nie mam ubezpieczenia i nie chcę tracić czasu na szpital, w którym już byłem. Wtedy jeszcze nie miałem tego problemu. Teraz nie mogę sobie pozwolić na stratę 12 tygodniu na terapii. Jedyne co będę mógł zrobić, to skorzystać z psychologa z NFZ jak się zarejestruje na pośredniaku. Kiedyś na psychoterapię pójdę, jeśli znajdę stałą pracę. Wtedy indywidualnie.

I może masz rację z tym użalaniem, ale sama tego nie robiłaś? Nie pamiętasz początków swoich kłopotów? Grzech, że szukam słowa i pomocy? Przepraszam, pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale sobie z tego zdaję sprawę, że nie wyleczycie. W końcu jestem już na tym forum trochę czasu. Siedziałem w innych działach, w tym od jakiegoś czasu... Boję się tylko, że faktycznie wyjdzie u psychologa,że nie kocham... Ale to nie tylko ja tego się bałem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panikuje od wczoraj.. Patrzalam na serial.. i byl tam terkst " jak bedziesz sie z nim kochac bediesz myslec o tamtym.. jak bedziesz sie calowac to tez bedziesz myslec o tamtym" A ja mialam taki okres mojej choroby ze myslalam o innym gdy dochodzilo do roznych sytuacji.. to mnie zmusza znowu do myślenia czy kocham. Tak wogole to moj chlopak wyjechal na jakis czas do pracy .. ciezko mi bardzo .. plakalam bo chce go miec przy sobie ( ale to akurat dobry znak ;)) ) ale tez boje sie tego ze po jakims czasie nie bede juz tesknic i to wszytsko wygasnie..

 

[Dodane po edycji:]

 

AAA!! Wczoraj dwa razy widzialam tego kolesia.. i co..?! znowu ciagle go mam przed oczami.. dlaczego ?! ;// To jest straszne.. mam nadzieje ze zniknie a nie bedzie sie utrzymywac przez pare miesiecy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, witam po przerwie.Mam dokladnie to samo.Od jakiegos czasu jest ok,ale wewnatrz wciaz jakas niepewnosc i lek,ze mysli nadejda.Ostatnio przez mysl przechodza takie glupstwa np mamy tyle wspolnych rzeczy,a jak sie rozstaniemy to co wtedy?Boze litosci,czemu do glowy mi to przychodzi.Kocham go nade wszystko i jak moge tak myslec.Przeraza mnie to.Nerwico daj zyc:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was wszystkich serdecznie...

Nie mogę uwierzyć kiedy czytam Wasze posty... Wiele z nich oddaje moje stany i samopoczucie. Piszę do Was z nadzieją na zrozumienie i wsparcie... Postaram się w skrócie (będzie ciężko) opisać swoją sytuację. Liczę na Wasze uwagi, rady, opinie...choć wiem, że nik mi tu diagnozy nie postawi. Chodzę do terapeuty (byłam odtychczas 2 razy), byłam też u psychiatry ale teraz dostrzegam, że może nie szło to w tym kierunku, w którym powinno.

Mam 29 lat i jestem mężatką od 2,5 roku. Z moim mężem jestem od 12 lat. Pierwsze problemy zaczęły się u mnie ponad 7 lat temu. Dotąd byliśmy nierozłączni... I nagle pod wpływem jednej rozmowy z koleżanką, która powiedziała, że nie kocha swojego faceta, zaczęłam się zadręczać myślami że ja chyba też nie... Załamałam sie, nie chciałam żeby tak było. Chciałam znów czuć spokój i kochać... Moje myśli galopowały. Z dnia na na dzień pod wpływem tych złych emocji zaczęłam się odsuwać od mojego M. Po pół roku rozterek typu "kocham", "nie kocham"...rozstaliśmy się. Spotykałam się z kimś innym, ale M. się starał, nie pozwalał o sobie zapomnieć...i wróciliśmy do siebie. I moje wątpliwości powróciły... Chciałam spędzać z nim czas, okazywałam mu troskę i czułość, nadal podobał mi się jako facet, ale nie było już tak samo... Kazdy objaw pozytywny- kocham, każdy negatywny- nie kocham... Ciągła analiza w mojej głowie. Po drodze było myślenie o tym, że może jestem lesbijką, że może jestem chora psychicznie... Jednak wciąż chciałam być z moim M. Po jakimś czasie wzięliśmy ślub. Bardzo tego chciałam. Nadal się troszczyłam, nadal czekałam na jego powroty z pracy...i wciąż wątpiłam, wciąż myślałam... Przestałam analizować i naprawde poczułam ze kocham kiedy zaszłam w upragnioną ciążę. Wierzyłam w Nas, w naszą miłość... Niestety nasz synek urodził się w 26 tygodniu i zmarł na naszych rękach... miesiąc później powiesił się mój kuzyn (to już 3 samobójstwo w mojej rodzinie). I wszystko wróciło... Znów gonitwa myśli że nie kocham, że nie czuję...a jak w końcu poczułam że kocham...to znów stwierdziłam że nie chcę już z nim być... Ciagle myślałam o odjejściu od męża... Przecież to chore! Kocham i chcę odejść! Moje myśli stawały się coraz czarniejsze, w końcu nie mogłam wytrzymać z nim w jednym pomieszczeniu, dręczyło mnie że skończę jak inni w mojej rodzinie, że nigdy nie będę szczęśliwa.... Znów się odsunęłam, nie miałam ochoty na niego patrzeć, nie miałam ochoty się przytulać. Przestałam jeść i spać, cała się trzęsłam, suchość w ustach, ból w mostku, lęk... Teraz jestem na zwonieniu lekarskim, biorę asertin od 2 tygodni, ale narazie efektów nie widać... Zdarzają się momenty, że patrzę na męża i myślę ze poszłabym za nim na koniec świata, że kocham go bardzo i chcę z nim być...ale już wiem z góry ze zaraz przyjdzie znów lęk i stres i dół i poczucie bezsensu nasego związku... Powiedzcie kochani czy myślicie, że po prostu nakręcają mnie złe myśli i dlatego się tak odsuwam, chcę uciec...może nie przed nim tylko przed tym stresem, lękiem...bo z nim jest związany??? Wciąz się czegoś boję, wciąż wątpię czy będę kiedykolwiek szczęsliwa... I nie potrafię wyobrazić sobie przyszłości...jakbym jej nie chciała, jakbym się jej bała... Napiszcie co sądzicie. Pozdrawiam wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona82

 

Ja sądzę, że może byc tak jak napisałaś z tym lękiem. Może uciekasz od niego właśnie dlatego, że budzi on w Tobie stres i lęk. To bardzo prawdopodobne, w sumie mam tak samo. Chodzą mi po głowie myśli o zerwaniu, odejściu itp. by poczuć się lepiej ale ja tak nie chcę.

Chcę tylko czuć to co wtedy. Im dłużej to trwa tym bardziej się wykańczam... Wszystko mnie teraz przeraża...

Najgorsze to to, jak jestem w stanie sobie wyobrazić życie z kim innym i czuję taką jakby ekscytację, to odrazu budzi to we mnie lęk, że tak nie powinno być. W ogóle oglądam się za innymi i to też mnie przeraża. Wszystko mnie przeraża...

Wczoraj ze swoją rozmawiałem na skype i tak się pożegnaliśmy, a dziś rano jak się zbudziłem weszło mi na myśl "zapomniałem jej napisać esa". Odrazu się wybudziłem, ale przypomniałem sobie, że nie musiałem, więc o niej nie zapomniałem. Fakt, że zapominam o mojej mnie najbardziej dołuje. Dziś płakałem, nie wytrzymałem ciśnienia. Mam wrażenie, że wszystko robie sztucznie.

Teraz się denerwuję i pilnuję, aby nie zapomnieć jej napisać później. Moje analizy wróciły do początku związku i... martwi mnie to.

W sumie to był związek zrodzony z internetu. Wcześniej miałem taki jeden, ale ulegałem emocjom za bardzo ( chorobliwa zazdrość, kłótnie, złość i same głupie dogryzki, dziwne uczucie w brzuchu jak mnie olała czy zignorowała, nerwy ). To było strasznie niedojrzałe.

Teraz na początku tego związku jak zacząłem się angażować, było dokładnie to samo, ale wiedziałem, że to zniszczy ten związek jak mój poprzedni. Mówiłem więc sobie, że nie moge się tak zachowywać, nie moge się złościć o byle co, czuć takiej zazdrości o byle kogo, wściekać i kłócić bez żadnej przyczyny i się na niej wyżywać. Tym bardziej, że kiedy zawsze ją jakoś skrzywdzę, to płaczę albo się zamykam w sobie i czuję źle, że skrzywdziłem nas oboje. I w sumie udało mi się odepchnąć te nadgorliwe emocje, ale jakbym je odepcnął całkowicie. Zero zazdrości, nerwów, złości. Nie no przesadzam, czasami się pojawia, ale mam wrażenie, jakbym tego tak nie czuł... Dziwne, może sam nie wiem czego chcę? Z jednej strony zazdrośc, złośc itp dają mi do zrozumienia, że mi zależy, ale niszcza mój związek, a jak nie ma tych uczuć to niby związek ok, ale ja czuje się źle. Głupie i to bardzo, chyba mam jakieś blade pojęcie co do związku i w ogóle nie umiem się w nim zachować.

Mam wrażenie, że moja odsunęła się ostatnio jakoś ode mnie... Mam wrażenie, że może czuje się tak samo jak ja, ale nie ma żadnych rozterek, bo jest zdrowa i się teraz stabilzuje. Ja natomiast przeżywam piekło, duszę się bardzo w tym związku przez te myśli.

Analizuje go do poprzedniego kiedy byłem zdrowy i początek był ten sam ( pojawiały się jednak niekiedy jakieś delikatnie wątpliwośći, ale zaraz je odpychałem i znów były emocje z namiętności i intymności ), ale później jak jakoś wyszedłem z psem wtedy te wątpliwośći wróciły tak mocno, że nie dałem sobie rady, był płacz i ciągłe roztrzęsienie. Nie wiem czy gdyby mi nie zależało płakałbym tak, ale kiedyś już skrzywdziłem jedną dziewczynę ( co prawda nie przeżyłem tego jakoś, tylko później to zrozumiałem ), ale teraz wtedy podczas tego wybuchu czułem silne poczucie winy, ogromny ból przez to... Z drugiej strony czy gdyby mi nie zależało na niej, nie darzył ją jakimś uczuciem, to płakałbym pół dnia i był w dołku po tym jak wyjechała? Wątpię. Ale jak tu przemówić do rozumu... Kurka nie byłem pewny od pcozątku związku i to mnie martwi, możę bałem się dać całego siebie po wcześniejszym zawodzie ( tamta mnie zostawiła ). Jednak w jakimś stopniu na pewno się zaangażowałem ( w sumie chciałem tego ), tylko może podświadomość mnie zablokowała po wcześniejszym urazie. Porównywałem też ten związek to zakochania z gimnazjum, no to początki mogły by być takie z pewnością:D Bo dbałem o nią tak samo jak latałem za tamtą. Tylko wtedy byłem emocjonalnie "zdrowy".

Nie chce się poddawać i w ogóle. Szukałem już na necie na pocieszenia czym jest miłość i w ogóle, ale może zmieniajac się i będąc chory czuję ją inaczej? W końcu wtedy byłem nastolatkiem, teraz mam 21 lat i wstąpiłem w dorosłość. Myślę też trochę inaczej, więc może moje przeżywanie się zmieniło, a ja panikuje...

 

Mógłbym napisać jeszcze trochę, ale to w kolejnym poście.

zagubiona82 a powiedz chodzisz na jakąś terapię lub planujesz iść?? Ja dziś chciałem iść do poradni dziecięco-młodzieżowej, ale tam było zamknięte. Na indywidualnego psychoterapeutę mnie nie stać, a w moim mieście nie serwują indwywidualnych usług z NFZ :((

Wcześniej miałem inny problem ( w sumie dalej mam ) dosyć podobny do tego i babka powiedziała mi, że ja potrzebuję pomocy terapeuty bardziej jak jej... Chociaż zrobila mi jakiś psychologiczny test i powiedziała, że po nim pomyślimy co dalej. Ja już jednak po tym tescie się do niej nie stawiłem. Byłem w kiepskim stanie i chyba nie wierzyłem w jej pomoc. Teraz liczę, że może mi jakoś pomoże ( chociaż trochę naprowadzi mnie na odpowiedni tor i wierzę, że tym torem będzie miłośc moja i mojej kobiety )

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona82, wiesz z moim pierwszym partnerem mialam podobnie.Na poczatku nerwicy nie wiedzialam co mi dolega i skad te mysli sie biore.Jednak rozstalam sie z nim po 6 latach i nie z powodu natrectw tylko,ze poznalam kogos innego.Z tym,,innym'' bylam moze 3 mc pozniej orzekl,ze sie pomylil i zrywa ze mna.Zostalam na lodzie.Poswiecilam dla Niego kilku letni zwiazek.

Tak juz bywa.Nie zaluje bo jestem od 4 lat w zwiazku z 3 partnerem M.Jednakze mam leki przed powtorka z rozrywki,ze kogos poznam i tez tego zostawie;/ Zrodzil mi sie w glowie kolejny paniczny lek.Nie zaluje tamtej decyzji,ale przeraza mnie to ,ze w jednej chwili przekreslilam tyle lat zwiazku.Teraz panicznie boje sie.Unikam mezczyzn,wogole co sie dzieje w mojej glowie to masakra.Chce kochac tylko jego,byc z Nim do konca moich dni,a w glowie wciaz nasuwaja sie niszczace mysli.W tym wypadku wiem,ze kocham,najbardziej w swiecie,ale nie ufam sobie.To straszne.Wystarczy ziarenko watpliwosci,glupota totalna i ona potrafi zrujnowac wszystko.Na przyklad pomysle-o fany facet itd odrazu karce sie za te mysli,uwazajac siebie za zdrajczynie,podla babe,ze moze do owego obiektu czuje cos wiecej,ale o tym jeszcze niewiem itd itp.Wiecie ile bym dala ,zeby pozbyc sie takich mysli?Zyc spokojnie nie obwiniajac siebie i nie wybiegac myslami co by bylo gdyby?Chyba oddalabym zycie,zeby tylko moj Ukohany przeze mnie nie cierpial.Wole umrzc niz zyc z koleny przeswiadczeniem ,ze tak kogos potwornie moge skrzywdzic.

 

[Dodane po edycji:]

 

carlos, podzielam Twoje leki.Przeraza mnie doslownie wszytsko i analizuje detale.Ciagle sie karce,obwiniam.Nie moge tak zyc.Najchetniej bym byla na jakis lekach,zeby nie myslec wogole.Zaczne brac,cpac juz sama niewiem.Ile mozna sie meczyc i nie moc sobie samemu przemowic do rozsadku,ze to tylko glupoty,ze tak naparwde nie jest i zaczac myslec logicznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlos chodzę na terapię do stowaryszenia. Narazie były to 2 spotkania diagnostyczne. Zaczynam terapię psychodynamiczną. Moja terapia jest nieodpłatna. Sprawdzcie czy w Waszych miastach nie działają stowarzyszenia, w których można przejść terapię nieodpłatnie. U mnie w Szczecinie jest kilka takich miejsc.

 

U mnie ani psychiatra ani terapeuta nie wspomniał nic o nn...bo w sumie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to moje ciągłe analizowanie i wewnętrzna rozmowa z samą sobą od rana do wieczora jest jakimś istotnym objawem. Myślicie że u mnie to też nn? chciałabym, zeby tak było...zeby ta moja chęc ucieczki i wątpliwości wynikały własnie z choroby a nie z tego ze nie kocham albo nie chcę... Dziwne jest to bardzo. Kiedy nagle poczułam że kocham, uznałam że chcę odejść... Myślę, że może jestem już po prostu zmęczona tym ciągłym analizowaniem i zastanawianiem się nad każdym szczegółem. Poza tym ja oczekuję że po 12 latach nadal będzie cukierkowo, motylkowo i różowo..a tak się przecież nie da... Najłatwiej byłoby teraz odejść...ale w kolejnym związku z czasem byłby ten sam problem... Czy Wy też tak macie, że jak nakręcą Was mocno Wasze czarne myśli, to odbija się to na Waszych relacjach z partnerami, wycofujecie się, nie macie ochoty się przytulać, czujecie się obco i sztucznie? Ja tak mam i przypominam sobie wtedy jak było wcześniej...i czekam, że znów tak będzie... Są takie momenty, że CHCE i NIE CHCE!!! po prostu CHCIAŁABYM ZNOWU CHCIEĆ!!! macie tak? Czy to naprawde nn czy ja może naprawde nie chce i nie kocham? Jakie to wszystko trudne jest...

isabela ja też się często zastanawiam jak to będzie jak się rozstaniemy, co z naszym psem itp... Ale sądzę że to te czarne myśli nas nakręcają...Ja mam takie wrażenie że to wszystko od nich się zaczyna...że to one powodują że się odsuwamy, wycofujemy... Ja jak się ostatnio nakręciłam, to naprawde byłam już jedną nogą u mamy... I wtedy spojrzałam na mojego M. i pomyślałam że przecież ja tego nie chcę, że przecież nie żałuje ze za niego wyszłam. teraz wszystko widzę w czarnych barwach, widzę same jego wady, nie mogę się przemóc...A jeszcze 2 miesiące temu spędzałam z nim każdą chwilkę, gotowałam obiadki, skakałam wkoło niego... Te cholerne czarne myśli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie chyba najbardziej nakreca myśl o innym.. to jest najgorsze wtedy mi sie zdaje ze moze sie zakochałam w innym.. praktycznie go nie znajac (kiedys mialam z nim kontakt) sama nie wie co o tym myślec. Jak gowidze to zaczyna mi walic serce i tysiac mysli naraz. Przeraza mnie to bo zdrowe kolezanki tak maja jak widza chlapaka w ktorym sa zakochane.. to jest najgorsze. Dobija mnier rozwniez analizowanie zachowania mojego T. Teraz jest lepiej i prawie przeszlo.. no ale gdzies to we mniesiedzi. Historie o rozstaniach albo kolejnych chlopakach rozniwez mnie przerazaja i zaraz sobie wkrecam ze tez musze odejsc bo nie kocham. Prosze o slowa wyjasnienia :P Pozdrawiam was ;)))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To powinno swiadczyc o tym ze mamy nn. Boje sie ze moze sie tym przykrywamy a tak naprawde nie mamy nn tylko nie mamy odwagi powiedziec sobie szczerze jak jest.. Chciaz wiem ze Kocham! :) nie myslcie ze u mnie jest tragicznie bo jest naprawde dobrze :)))! Isabela a myslisz tez o innym ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani...

Jestem tu nowa...Potrzebuję Waszego wsparcia. Wiem że jest Wam okrooopnie ciężko...ale proszę Was...spójrzcie na moją historię na moment i podpowiedzcie mi czy Waszym zdaniem to nn? Jak już pisałam wcześniej nikt mi nigdy tego nie zasugerował. Przeczytałam Wasze historie i przejrzałam się w wielu z nich jak w lustrze! Wesprzyjcie jeśli macie siły...

 

agucha jak czytam to co piszesz, to od razu nasuwa mi się spostrzeżenie, że tak bardzo się boisz że coś może zepsuć Twój związek, że to przed czym uciekasz Cię goni... To czego się boimy jest dla nas bardzo realne... Trudniej wyobrazić sobie pełnię szczęścia i radości. To normalne że jeżeli się czegoś boisz, to konfrontacja z źródłem lęku wywołuje reakcje somatyczne. Boisz sie że sie zakochałas, więc kiedy go widzisz, czujesz ścisk żołądka i inne objawy. Miałam bardzo podobnie jakieś 3 lata temu... Powiedziałam sobie wtedy..."I co z tego jeśli się naprawde zakochałam?...i tak chce być z moim facetem...jak sie zakochałam, to sie odkocham..." i jakoś przeszło... trzymaj się mocno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o matko.. mam nadzieje ze sie nie zakochalam bo nie mam z tym chlopakiem kontaktu i zawsze bylam do niego negatywnie nastawiona. :(( Jestem teraz w pracy.. i ciezko mi cos odpisac idoradzic.. musze sie wglebic w Twoje posty..! Od zawsze bylam zakochana w moim chlopaku.. i jak bylam zdrowa to sie balam ze go strace ze ON mnie zostawi.. i powtarzalam sobie ze ja to zawsze go bede kochac i ze nigdy go nie zostawie.. jak opuszczaja mnie mysli to jest normalnie tak jak bylam zdrowa gorzej jak sie zaglebiam w myśli i sama sie nakrecam tak jak teraz np z tym ze sie zakochalam w innym!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agucha oj mialam to nie raz.Wmawialam sobie,ze jak jakis tam mi sie spodobal to odrazu sie pewnie w nim zakochalam i tez serce m walilo jak go widzialam,ale raczej chcialam go unikac.Nie chcialam konfrontacji.I tez tak to mijalo samoistnie.Czyli to byl tylko moj wymysl chorej wyobrazni.Teraz tez unikam jakis sytuacji,najlepiej zanych kolegow ani nic.Tylko jak tak dlugo mozna zyc.U nie to trauma jak pisalam po tym jak zostawilam dlugoltniego partnera.Teraz sie boje,ze znowu cos mi odbije i skresle cala milosc.Modle sie,aby to nigdy nie nastapilo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale tu cisza panuje...

Ja mam dziś ciut gorszy dzień... jakiś wewnętrzny strach że sobie nie poradzę, że ten stan nigdy nie minie... Jak mnie chwyta to znów nie chce mi się nigdzie wychodzić, ściska mnie w żołądku i okropnie trzęsą mi się ręce...

 

A nie baliście się nigdy, że chcemy być idealni, mieć dobre, poukładane życie i dlatego na siłę ciągniemy związki, żeby nie wyszło że się poddajemy, zmieniamy partnerów itp? Ja się tym bardzo martwię... Tylko z drugiej stronyu mnie nie raz miałabym powód żeby odejśc, a nie chiałam... Dopiero teraz jak mi coś znów "odbiło" to jest we mnie chęć ucieczki...Już teraz mniej, ale pierwsze myśli doprowadzały mnie do szału...Miłego dzionka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co u mnie ostatnio trochę "ucichło". Dużo z dziewczyna rozmawiamy, czuje się z tym dobrze. Chociaz jak pomyslę o porblemie, to odrazu mam wrażenie, że to jest takie naciągane itp... Że na silę, że nie kocham i jest wtedy smutek/blokada/cisza z mojej strony. Dodatkowo ja oglądam się za innymi dziewczynami. Mam 21 lat i zwracam u wagę na wszystko co ma odslonięte nogi i tak mnie to boli i lęka... :( Jak wyobrażę sobie, że mógłbym żyć z inną czuję ścisk w brzuchu,smutek... Jak myslę o swojej kłucie serca, choć nie zawsze, co napędza mnie na te romantyczne pierdy typu "Serce mi się kraje" :(

 

Ogromnie się karam jak zapomnę o swojej dziewczynie. Przykładowo zapomnę do niej zadzwonic o wyznaczonej godzinie, to jestme na siebie zły i smutny. Zrobię coś nie tak, odbieram to jako oznakę braku miłości i czuje się zły i smutny... W dodatku to jest lęk. TEż w sume mylę chyba to uczucie z takim stanem zakochania, jak miewalem w gimnazjum... Ale z poczatku też tak bylo. CZuję jakbym szukał tej chemii na siłę i niepotrzebnie.

 

Czasami jak myślę o swojej dziewczynie to czuje się "na siłę". Robię teraz wszystko na przeciwko lękom, czyli staram się nie zapominac, dbam o nią, być szczerym, wyrozumiałym. Dużo rozmawiać, ale czuję jakby było takie to naciągane... Najglupsze w tej nerwicy jest to, ze zawsze coś się wymyśli by skontrować swoje dobre samopoczucie. Zawsze jakiś szczegół zrujnuje całą budowlę :/

 

Wczoraj znów opowiadalem o niej koledze, jaka ona cudowna i w ogóle, i aż mnie brało na lzy.

Ja chyba jestem tak zablokowany i zmieszany, że sam nie umiem odczytać swoich uczuć, ale nie chcę jej stracić. Jest cudowna.

Jak sobie pomyślę, że jest tak daleko, kiedy powiedzmy idę samotnie przez ulicę, to mi się chce płakac.

Ostatnio nie wytrzymalem i płakałem właśnie ogólnie przez to cale zajście.

Jak wyobrażam sobie ją z kimś innym, to nie czuję zazdrości ( a kiedyś czułem potworną i robiłem jej kłótnie na bazie swojej wyobraźni ). Chociaz zazwyczaj jak przychodzi co do czego, to się złoszczę jak np. ostatnio była na imprezie i byl tam facet, ktorym byla zauroczona i jeszcze siedziała obok niego.

 

Muszę wybrać się na tę terapię zagubiona. Wierzę, że mogą mi tam pomóc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie dziś wybieram się na terapię... Chciałabym porozmawiać na temat mojej ewentualnej nn... Ogromnie się martwię... Bo skoro nerwica jest jakimś wewnętrznym konfliktem (tak piszą), to ja się boję że to jest konflikt pomiędzy nie kocham/nie chcę... a powinnam/chcę mieć rodzinę/nie chcę zawieżć... Napawa mnie to olbrzymim lękiem... Co Wasi terapeuci mówili o tych wewnętrznych kofliktach? Tłumaczyli Wam to jakoś? Przcytałam w jakiejś książce, że neurotycy stosują różne mechanizmy- m.in wypierania i racjonalizacji. Ja rzcywiście jak mi się pojawia jakaś myśl głupia, czarna, lękliwa, to z nią dyskutuję, tłumaczę samej sobie że tak nie jest, wyszukuję argumenty przeciw niej...a potem się denerwuję, że to na siłe, że sztuczne, że zbyt racjonalne... Jak jest z Wami?

 

carlos zadzwoń tam koniecznie i zacznij terapię jak najszybciej. Daje dużo nadzieji i siły choć jest ciężka. Dasz radę!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jejku Wasze posty sa jak moje odczucia.Wszystko to samo,nic dodac nic ujac.Carlos ,Zagubiona jestesmy tacy sam.Ja nie mam okzji pojsc do normalnego lekarza o porade jak walczyc z tym g...em.Prosze napiszcie co Wam doradza,przekaza.Moze jest racjonalne wyjscie z tego choc to wydaje sie abstrakcja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie...

Z niezbyt dobrym humorem do Was piszę... Przedstawiałam Wam swoją historię...w momencie życia który jest dla mnie trudny- bardzo trudny... Śmierć synka, potem kolejne pogrzeby...-teraz poważny kryzys w małzeństwie. Myślałam po tym co przeczytałam u Was na forum, że jestem jedną z Was, że ktoś to naprawde wnikliwie przeczyta i choć spróbuje odpowiedzieć mi na pytanie czy to nn... Sami wiecie jak ważne jest kiedy ktoś potwierdza to, co nam chodzi po naszych umęczonych głowach... Nie doczekałam się konkretnej odpowiedzi... i mój lęk narasta. Po poniedziałkowej terapii usłyszałam że mam się nie sugerować czyimiś wypowiedziami... I rozwaliło mnie to kompletnie... Moze spróbuje wypunktować moje wątpliwości, może tak będzie łatwiej na nie spojrzeć i ocenić czy są prawdziwe czy to tylko wymysł mojej chorej głowy...

1. Epizod depresyny 7 lat temu po tym jak koleżanka stwierdziła że nie kocha swojego chłopaka- ja od razu uznałam że pewnie ja też. Od tamtej pory ciągłe wątpliwości, które doprowadziły do rozstania. Zeszliśmy sie po pół roku. Wątplwości zostały

2. Po drodze schiza że jestem lesbijką, potem że jestem chora psychicznie, potem, że jestem złym człowiekiem i będę złą matką

3. Ciągłe zastanawianie się czy kocham czy nie, szukanie argumentów za tym, że to miłość

4. Interpretowanie każdego błedu jako niekochania, każdego dobrego zachowania jako kochania

5. Przyjmowanie do siebie każdego objawu który jest u innych, strach kiedy słyszę o rozwodach, rozstaniach

6. Narastanie negatywnych myśli, ktore prowadzą do wycofania, oporu wobec męża

7. Po nakręceniu maksymalnym moich wątpliwości chęć ucieczki przed mężem, zaczęcia wszystkiego od nowa.

8. Układanie czarnych scenariuszy

9. Trudności w wyobrażeniu sobie przyszłości

10. Objawy somatyczne: drżenie rąk, ucisk w klatce piersiowej, lęk, utrata apetytu, obnizenie nastroju

Czy myślicie że moja chęć ucieczki w rzeczywistości jest chęcią ucieczki przed samą sobą, przed trudnościami, przed wątpliwościami którymi jestem zmęczona? Czy to źle, ze kiedy już naprawde nie mam siły, dopuszczam do głosu racjonalne argumenty, typu: NIE MOGE ODEJŚĆ, BO TO TYLE LAT, NIE MA SENSU ZACZYNAĆ WSZYSTKIEGO OD NOWA, BEDE TEGO ZAŁOWAŁA, Z KIMŚ INNYM BEDZIE PODOBNIE...

Mam wrażenie że we mnie jest konflikt pomiedzy tym, że kocham męża, ale brak mi motyli, uniesień, namiętności...Trudno żeby ona była po 12 latach związku...ale może moje dzieciństwo pełne negatywnej adrenaliny (ojciec alkoholik) sprawiło, że mi są potrzebne ciągłe intensywne emocje. Poza tym jestem perfekcjonistką, wszystko musi być idealne. Stworzyłam sobie pewnie obraz idealnej siebie i idealnego związku...a to nigdy takie nie będzie... A może ja naprawde nie chcę z nim już być??? Tylko dlaczego bym się tak przejmowała? Po co szukałabym pomocy? Najłatwiej byłoby uciec, ale pojawia się u mnie wtedy opór, żal, poczucie, że przecież się kochamy... Już raz uciekłam tych kilka lat temu. Bawiłam się, spotykałam z kimś innym, wątpliwości minęły... Pewnie ten schemat nasuwa mi się teraz kiedy jest ze mną źle... Napiszcie proszę co myślicie.

 

isabela terapeuta nie doradza...Raczej wyciąga wnioski z tego co mówisz...Mój mi powiedział, że przyszłam do niego ze skutkami CZEGOŚ co dopiero trzeba odkryć, że problem leży gdzie indziej...ale poszukiwanie go to terapia długoterminowa... której się bardzo boję. Boje sie ze okaze sie ze moja relacja z męzem to jakieś chore mechanizmy, które mną sterują, a których nie jestem świadoma, że wszystko się rozsypie...

 

carlos pytałam wczoraj terapeutę o wolne miejsca. Mają listę oczekujących. W związku z tym są w stanie zaproponować jedynie 10 nieodpłatnych sesji + 3 diagnostyczne spotkania. Potem musisz się przenieść do innego ośrodka lub kontynuować prywatnie.

 

Pozdtawiam Was i zyczę spokoju. Czekam na Wasze odpowiedzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I zobaczcie jaka psychika ludzka jest ciezka do odkrycia.Ja mam juz schize bo okazalo sie,ze moj Manager odchodzi i ma jakis mlody przyjsc;/Czuje niebiezpieczenstwo.Znowu zmiany,a ja lubie jak jest po staremu.Ehhh. Zaczynam sie bac,ze nowey facet i cos sobie ubzduram.Przeciez tego nie da sie zniesc:(Jak mozna z ludzmi wspolzyc skoro ma sie takie leki?Najlepiej sie odizolowac i otaczac sie tylko takimi,ktore nie zagrazaja niczemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I zobaczcie jaka psychika ludzka jest ciezka do odkrycia.Ja mam juz schize bo okazalo sie,ze moj Manager odchodzi i ma jakis mlody przyjsc;/Czuje niebiezpieczenstwo.Znowu zmiany,a ja lubie jak jest po staremu.Ehhh. Zaczynam sie bac,ze nowey facet i cos sobie ubzduram.Przeciez tego nie da sie zniesc:(Jak mozna z ludzmi wspolzyc skoro ma sie takie leki?Najlepiej sie odizolowac i otaczac sie tylko takimi,ktore nie zagrazaja niczemu.

 

Mam identycznie...Kazdy nowy facet w otoczeniu to potencjalne zagrożenie...że się zakocham, że się coś posypie w moim związku... isabella- czy Ty gdzieś byłaś ze swoim problemem- psychiatra, psycholog? Chyba nie jest u Ciebie tak źle skoro pracujesz...bo ja po ostatnim napadzie dostałam zwolnienie od psychiatry i przykazanie- jak najmniej stresu. Biorę leki, ale średnio pomagają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×