Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

zagubiona82 bylam u psychiatry wlasnie ,ale nic mi nie doradzil i chcial wcisnac antydepresanty.Bylam w kraju,wiec poszlam prywatnie,a okazalo sie,ze wybralam lekarza ze zla opinia.Teraz juz za pozno.Kiedys chodzilam do innej,ale oni tylko potarafia leki przepisywac.Chyba najlepszy by byl jakis psychoanalityk w Naszym wypadku.Wogole nie moge wybic sobie z glowy tego chorobliego leku,wrecz to jakas psychoza.Tkwimy w jakies matni bez wyjscia.Czemu tak myslimy? Ja juz zauwazyla te sklonnosci u siebie 11 lat temu.Nie mialam neta,nic nie wiedzialam.Myslalam,ze jestem nienormalna,ze inni tak nie maja.Czytalam w ksiazkach o natrectwach.Byly jakies wspominki o natretnych myslach,ale nie do konca zgadzaly sie z tematem tej fobi,wiec myslalam,ze to jednak nie to.Jakos z tym zylam tyle lat,choc przechodzilam jak Wy rozne stany i bylo ciezko.Teraz dopiero wiem,ze nie ejstem osamotniona i ,ze to wina nerwicy.Dzieki temu forum i temu watkowi zroumialam,ze to choroba.Jednak i nawet to zbytnio do mnie nie przemawia,choc jest napewno lepiej z ta swiadomoscia.Ciagle jest strach,marnujemy sobie zycie.Bo wiem,ze z prespektywy czasu to nie mialo sensu.Pare lat temu zadreczalam sie jedynm chlopakiem bedac w zwiazku.Teraz zadaje sobie pytanie I po co Ci to bylo?To nie mialo znaczenia zadnego-A ja stracilam pol zdrowie i wpedzalam siebie w co nowe stany nerwicowe.To jest wszystko poplatane z pomieszanym.

Zagubiona ja pracuje.Jednak jestem w okreslonym gronie ludzi.Jednak jak pisalam wczesniej,nowa osoba plci meskej to niebiezpieczenstwo dla zwiazku.Czerwone swiatlo.Nawet jakbym nie pracowala to zagrozenia sa wszedzie chocby zapoznanie nowych znajomoych itd.Przeciez trzeba jakos zyc:((

 

[Dodane po edycji:]

 

Czy myślicie że moja chęć ucieczki w rzeczywistości jest chęcią ucieczki przed samą sobą, przed trudnościami, przed wątpliwościami którymi jestem zmęczona? Czy to źle, ze kiedy już naprawde nie mam siły, dopuszczam do głosu racjonalne argumenty, typu: NIE MOGE ODEJŚĆ, BO TO TYLE LAT, NIE MA SENSU ZACZYNAĆ WSZYSTKIEGO OD NOWA, BEDE TEGO ZAŁOWAŁA, Z KIMŚ INNYM BEDZIE PODOBNIE...

Nie jest tak zle bo ja nawet nie zastanowilam sie nad wlasnym zwiazkiem i 6 lat przekreslilam przez puste zauroczenie.Z tym,ze odejscie od mojego eks nie bylo skutkiem natretnych mysli.Poprostu najrealniej w swiecie pozalam kogos i sie zakochalam.Gwarantuje Ci,ze moje mysli daleko odbiegaly od tego co czujmy podczas tych naszych,,wkretow''.Poprostu bylam szczesliwa jak nastolatka i nie chamowalam zadnych mysli.Czulam sie szczesliwa.

Jednak przeraza mnie,ze tak pochopnie postapilam.Bylam podla i bezmyslna.Nie chce nigdy tego powtarzac.Pragne byc madra i ostrozna.Czuje ,ze nie potrafie uczyc sie na bledach i reaguje emocjonalnie.Zero rozwagi.Nie chce sie przekonywac czy rzeczywiscie to czegos mnie naczylo.Poprstu chce byc szczesliwa z Moim Ukochanym i byc z Nim do konca zycia:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona, bardzo mnie porusza Twoja historia. jest bardzo podobna do mojej i bliska mi. Szczególnie ten fragment poniżej, ale i wiele innych. generalnie mam podobne do Ciebie dylematy.

Czy myślicie że moja chęć ucieczki w rzeczywistości jest chęcią ucieczki przed samą sobą, przed trudnościami, przed wątpliwościami którymi jestem zmęczona? Czy to źle, ze kiedy już naprawde nie mam siły, dopuszczam do głosu racjonalne argumenty, typu: NIE MOGE ODEJŚĆ, BO TO TYLE LAT, NIE MA SENSU ZACZYNAĆ WSZYSTKIEGO OD NOWA, BEDE TEGO ZAŁOWAŁA, Z KIMŚ INNYM BEDZIE PODOBNIE...

Mam wrażenie że we mnie jest konflikt pomiedzy tym, że kocham męża, ale brak mi motyli, uniesień, namiętności...Trudno żeby ona była po 12 latach związku...ale może moje dzieciństwo pełne negatywnej adrenaliny (ojciec alkoholik) sprawiło, że mi są potrzebne ciągłe intensywne emocje. Poza tym jestem perfekcjonistką, wszystko musi być idealne.

 

u mnie tez jest perfekcjonizm, ojciec alkoholik i myśli takie jakTwoje...

 

chodziłam na terapię i chociaż terapeuta był bardzo obiektywny miałam wrażenie że jednak uważa moje małżeństwo za bezsensowne. powiedział mi ze moje potrzeby się zmieniły, że czuję się w moim życiu jak w za dużej sukience, która na mnie nie pasuje (mimo że jest ładna...).i że nie będzie prowadził terapii tego związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiona

 

Kilka z tych podpunktów mogę zapisać do Siebie... Widzisz, po 12 latach związku ma prawo brakować Ci namiętności itp. Co prawda jak się związek urozmaica to można tego ominąć. Dla mnie masz typowe objawy nerwicowe. Somatyczne ( bóle, uściski ) jak i psychiczne ( lęk, apatia, niechęć ).

Ciebie to dopiero dopadło jak się zaczęłaś nad tym zastanawiać przez koleżankę. Moim zdaniem tu nie chodzi o brak miłości to męża, tylko silny lęk, że tej miłości może nie być. Miłość to nie są motylki w brzuchu, bezustanne myślenie o drugiej osobie, chęć ciągłego patrzenia się na siebie i współżycia, ciągłe wydzwanianie itp. To jest zakochanie, czyli jeden z etapów "miłości". Zakochanie czyli ogień, który każdy ma w życiu przynajmniej raz, ale zawsze czy tego chcemy czy nie w końcu wygasa. Wtedy powinna być miłość, ale nie zawsze każdy jest w stanie ją wypracować, bo miłość to sztuka. Wzajemny szacunek, wspólne rozmowy ( trzeba mieć o czym ), wsparcie, decyzja o stworzeniu związku. Jak nagle nasz stan narkotyczny zakochania mija, to wiele osób dopiero zaczyna widzieć wady i zalety drugiej osoby, ale wtedy może już być po ślubie, który wzięli na narkotycznym stanie miłości ( mówię narkotycznym, bo chodzi o podniesienie hormonów w mózgu ). Moim zdaniem chcieć wypracować miłość to móc. Ty jesteś aż 12 lat w związku. Jestem pewien, że ta miłość na pewno istnieje, tylko teraz jesteś tak nabita myślami, że sama sobie z tego nie zdajesz sprawy. Ponad to lęk wydaje się być tak realny, że zaczynasz w to wierzyć, dołować się itp No właśnie, dołowałabyś się gdyby Ci nie zależało? Bo mi się nie wydaje. Moim zdaniem masz właśnie problem nerwicowy, ale to jest moje zdanie. Piszę Ci to bo sama tego oczekiwałaś jak mówisz.

 

Widzisz i mój przypadek jest nieco inny i tu proszę Cię o swoją wypowiedź. Możesz sobie dopełnić to co napiszę w skrócie cofając o kilka stron.

Poznałem kiedyś dziewczynę, pare lat temu na internecie. 3 lata straszą, miała wtedy 19 a ja 16. Oczywiście strasznie mnie podniecały z nią rozmowy itp. Później nie gadaliśmy, ja poznałem inną taką, z którą przeżyłem "zawód". Mówiła mi, że mnie kocha, zapraszała do siebie itp, ale po jakimś pół roku bodajże czasu jak miałem do niej jechać, powiedziała mi dzień przed wyjazdem, że nie chce. Złamała mnie totalnie... Z tą pierwszą dziewczyną usłyszałem się ponownie po 3/4 latach. Rozmawialiśmy na GG, w sumie coraz częściej. Ja już byłem uprzedzony co do takich spraw i ona mi powiedziała, żebym się nie zakochiwał w niej. To mnie wtedy ruszyło, poczułem uścisk w brzuchu, jakby odmowę... Mimo wszystko chciałem się w to zaangażować, zrobiliśmy to oboje. Z początku bardzo mnie to cieszyło. Byłem naprawdę zafascynowany i przejęty. Bardzo zazdrosny jak to na odległość, nieufny, kłótliwy... zacząłem się kłócić z nia o byle co i denerwować jak mi odpowiedziała nie tak, jak chcę usłyszeć odpowiedź. Wiedziałem, że nie mogę tego błędu powtórzyć z kolejnego związku i jakoś to w sobie zabiłem, ale na tyle, że nie czuję tego teraz wcale... ( no czasem jak przyjdzie co do czego ) i jest mi dziwnie. Pisałem jej wiersze, śniłem o niej. Robiło mi się ciepło na sercu. Czułem, że to to, ale nie tak do końca chyba podświadomość po poprzednim razie pozwoliła mi się zaangażować i miałem wątpliwości, które odpychałem. Chciała przjyechać, więc nie chciałem jej tego odmówić. Kiedy przyjechała było cudownie. Oczarowała mnie swoją urodą odrazu. 2 Dni bez lęków. Było nam cudownie, kochaliśmy się. Wcześniej wyobrażałem sobie, że jak będzie odjeżdzać będę machał z uśmiechem jej jak będzie w pociągu. Kiedy z rana zbieraliśmy się, jak odjeżdżała ( była z bratem ), to nagle coś we mnie pękło, strzeliło... Zrozumiałem, że ona wyjeżdża i znów będzie to taka rozłąka. Zacząłem popłakiwać, ale trzymałem to by jej brat nie widział. Okropnie to przeżyłem, ale jak już pojechała, wracałem całą drogę do domu i płakałem będąc pewnym, że TO ONA!!! I że ją kocham. Mimo wszystko po wejściu do mieszkania płakałem dalej. Widziałem kubek z herbatą, której nie dopiła, krzesło odsunięte na którym siedziała, leżankę, na której spaliśmy... Obok tylko martwe przedmioty, maskotki... Poczułem ból, jakbym stracił coś najcenniejszego w życiu. Po tym byłem pewien. Po tym zdarzeniu wątpliwości wróciły i raz jak rozmawialiśmy, czułem się dziwnie wobec niej i nagle jak poszedłem na dwór z psem uderzyła mnie myśl "Ty jej nie kochasz!". Rozpłakałem się... miałem wrażenie, że faktycnzie tak jest. Przez 3 dni miałem bóle brzucha, prawie nic nie jadłem, płakałem w kółko, zacząłem jej dawać lekko do zrozumienia, mówiąc o braku uczuć w nerwicy i o tym, że mnie to prześladuje, ale ją zraniłem i po tym płakałem jak świnia. Czułem winę i fakt, że ją straciłem... nie rozstaliśmy się, ale to gnębiło i gnębi mnie dalej. Czasem bardzo. Wczoraj z reguł miałem silną chęć sprawienia jej niespodzianki, ale dziś rano już wstałem taki wyobcowany...

Jestesmy związkiem na odległość. Widzieliśmy się łącznie z 10 dni ( 2 spotkania ). Boje się, że to się wypaliło, albo nic nawet nie było. Przeraża mnie ta myśl, zaczynam wszystko analizować i dochodzę do wniosku, że tak było, ale płaczę i nie chce się poddac. Jak sobie myślę, że mielibyśmy nie być razem w życiu, to chce mi się płakać... a ja CHCĘ BYĆ TYLKO TEGO PEWIEN! Czuć to... może też jestem głupi i doszukuje się tylko zakochania?:/ Mogło minąć, chociaż za szybko i też mnie to martwi... a chciałem mieć z nia dzieci... dalej chcę! JA za nią życie bym oddał!!

Przepraszam za chaotyczny post, ale powiedz, co o tym myślisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carlos

Ja myślę że Ty chłopie za wiele od siebie wymagasz!Chciałbyś czuć, kochać, przezywać...a jesteście daleko i nie macie jak budować ze sobą bliskości, relacji... Nie możesz zweryfikować swoich lęków i obaw bo jej przy Tobie nie ma. Gdyby była- z czasem pewnie byłoby Ci łatwiej. Poza tym widzę u Ciebie podobną do mojej cechę- romantyzm. Chciałbyś wzniosłości, miłości jak z bajki, pewności całe życie. Tak się nie da... Wątpliwości ma każdy, ale nie każdy je przezywa tak jak my, nie u każdego przybierają one postać obsesji... Im bardziej ich nie chcesz, im bardziej sie ich boisz, tym mocniej Cię gnębią. Z czasem kiedy je racjonalizujesz i przyzwyczajasz, to ich brak jest również powodem do zmartwień... Bo skoro ich nie ma to może nie zależy? Ja myślę że jest w nas baaardzo dużo ukrytego strachu- że nie mamy szans, prawa do tego żeby być w pełni i na długo szczęsliwymi, że nam się to nie uda, że na to nie zasługujemy... No bo skoro innym np. w naszej rodzinie się nie udało, to niby dlaczego nam ma się udać? Trudne jest to wszystko bardzo... Nigdy nie jesteś niczego do końca pewien, za każdą myślą idą kolejne, koło się napędza... Ale nie można przeżyć tak całego zycia. Trzeba się uczepić jakiejś pozytywnej myśli i jej podporządkować resztę, starać się cieszyć z tego co mamy wbrew wszystkiemu... Wiem jakie to trudne. Kiedy moja choroba nie była w takim rozchulaniu jak teraz, przez 7 lat radziłam sobie z moim kochaniem/niekochaniem... Troszczyłam się, cieszyłam na powroty mojego Kotka, gotowałam obiadki, spędzałam z nim każdą wolną chwilę...a i tak wątpiłam... I nagle kiedy poczułam że kocham...zapragnęłam uciec...o ironio... Momentami brak mi sił. Były takie sytuacje, że już jedną nogą byłam u mamy...Miałam w sobie nagły impuls działania, czułam że muszę coś zrobić, zburzyć, zniszczyć... Czułam że kocham, chcę, a nie potrafię...Bezsilność, totalna bezsilność... Trzymały mnie wtedy myśli...że będę tego bardzo żałowała, że nie można się tak łatwo poddać po 12 latach. Pomagały też momenty wytchnienia-chwile kiedy patrzyłam na niego i czułam że jest taki cudowny, taki przystojny, taki kochający... Ma trudny charakter-jest uparty i zamkniety w sobie, ale kocha mnie-okazuje to i udowodnił nie raz! Nie wiem jak to będzie jak teraz wróci do domu- bardzo się tego boję...ale codziennie piszę sms-y. Wczoraj kiedy zadzwonił-uśmiechałam się sama do siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ha ja też na to zwracam uwagę! Zazwyczaj jak piszę z moją dziewczyną to robi mi się uśmiech na twarzy. Ostatnio jak myślałem, że będziemy powiedzmy mieć dzieci w przyszłości to też uśmiech się robi :) Zawsze mi się robił. W sumie tak, masz rację z tym "romantyzmem". O miłości ludzie nie uczą. Głównie poznajemy zakochanie, widzimy je w telewizji, czytamy o nim w szkole. O miłości też, ale bardziej zwracamy na ten jak to nazwałem "narkotyczny stan" i jego się doszukujemy... A ja chcę żyć z moim skarbem już po wsze czasy ;) I nie zwracać na nikogo innego uwagi. Faktycznie trzeba zmienić jakoś swój pogląd na związek. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was

Byłam dziś u psychiatry. Zmienił mi leki z asertinu na lafactin. Brał ktoś go może? Poza tym dostałam alprox w razie niepokoju i lęku. Nie stwierdziła ostatecznie nerwica. Powiedziała że objawy nerwicowe to ma każdy i że przyczyn moich wątpliwości będę przepracowywać na terapii. Zdołowałam się... Może ja naprawde nie chcę, nie kocham..tylko się zmuszam, coś sobie ubzdurałam...

Czy Wy też macie myśli że nie chcecie być już ze swoimi 2 połówkami? Jak wtedy reaguje Wasz organizm i jak to się odbija na relacjach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się wtedy czuję jak tak sobie pomyślę? Hmm, źle. Odrazu mam obniżony nastrój... Czuje się winny, że zawróciłem komuś w głowie. Czuje się źle, że nie umiem komuś czegoś dać. Czuje się jak taki wyjątek, bo wszyscy inni jak widzę poznają się i kochają po jakims czasie, to wtedy czuje się nie jak człowiek ale jak jakaś pusta w środku istota... dostaję lęków, zaczynam być sennym, nic mi się nie chce, dołuje się... Organizm? Kłuje mnie w okolicach serca albo i w samym sercu, czasem ściska w brzuchu, czasem mam parcie na stolec jeżeli dojdzie do silnego lęku z tego powodu.

Masz podobnie może?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam wtedy silny lęk- ściskanie w dołku, mdłości, drżenie rąk, całkowitą niechęć do niczego...I mam silną potrzebę szybko uciec- najlepiej do mamy-byle dalej od niego...Ale myślę zawsze wtedy że będę świnią, że już nigdy nie ułożę sobie życia, że jestem egositką, albo że zaraz kogoś poznam i się zakocham i w końcu będę miała swoje motylki... Potem mam wyrzuty sumienia że podchodzę do tego tak racjonalnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona82,

Czy Wy też macie myśli że nie chcecie być już ze swoimi 2 połówkami? Jak wtedy reaguje Wasz organizm i jak to się odbija na relacjach?

reaguje bardzo zle,rece mi sie poca,zaczyna mi bic mociej serce,chce mi sie plakac,glowa mi peka od bolu mysli-dziwne uczucie,uczucie zniecierpliwienia.

Ogolnie chcialam jeszcze Wam napisac,ze najczesciej te glupie mysli sa wtedy kiedy nic sie w moim zyciu nie dzieje,jest dobrze,nie brakuje mi pracy,ani pieniedzy.Z chwila innego rzeczywistego problemu chore mysli odchodza jakby w niepamiec.Nie zastanawiam sie nad nimi bo wtedy priorytetem jest cos o wiele powazniejszego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No mamy troche inne objawy... Ja z początku miałem silne bóle brzucha, uściski żołądka, brak apetytu, kłucie serca, płacz, lęki, smutek... Ale teraz mnie tak wypaczyło, że tragedia... DZiś pokłóciłem się lekko ze swoja i estem na to obojętny :( też mnie to denerwuje. Chociaz już od tej godziny kilka razy o niej myślałem, to tak jakby bezemocyjnie. :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlos, ja mam tak,ze wtedy gdy moj Ukochany pokazuje rozki robi mi sie lepiej,bo wiem,ze On tez nie jest idealny i np to On moze mnie zostawic i co ja wtedy poczne?>Zaczynam wtedy panikowac i wkoncu myslec trzezwo.Rowniez mysle sobie a Ty niedobry jak ja Ciebie zostawie to znaczy ,ze na to zasluzyles itd itp.

Czyli moral taki,ze mamy za dobrze.Za bardzo tolerancyjnych partnerow.Zbyt mocno Nas kochaja.Sa slodcy,zakochani,cukierkowi i dla Nas idealni i my na Nich nie zaslugujemy.Dlatego lepiej jak jest jakas rownowaga w zwiazku,klotnie itd.Wtedy chyba jest zdrowiej dla Nas.

 

[Dodane po edycji:]

 

Odnosnie mojej poprzedniej wypowiedzi mysle,ze jak jest za dobrze,organizm zaczyna sie doszukiwac wlasnie tych spaczonych mysli,jakiejs adrenalinki,zamartwiania sie.Niewiem juz myslalam nad wielona teoriami.Tak sobie to tlumacze.Wiadomo,ze to jakas abstrakcja jest podczas atakow.To tak samo jak sprawdzanie kurkow w kranie 20 razy,niewiemy dlaczego to robimy,ale cos nas do tego pcha.Jakas sila wyzsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz... U mnie niestety ale myśl, że partnerka mogłaby mnie zostawić daje mi ulge w sensie nie mam wyrzutów sumienia. Tak jakbym no nie brał winy na siebie za porażkę... W ogóle nie budzi się we mnie zazdrość..Jak sobie pomyślę, że ona z kim innym, chociaż jak przychodzi co do czego to jednak reaguje... wcześniej dosyć nerwowo ( już podczas wątpliwości ) teraz jednak mało... wypaliły mnie te lęki ale się nie poddam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Moje natrectwa zaczely sie od kiedy zerwalem z dziewczyna ktora mnie zdradzala na poczatku bylem zadowolony ze to odkrylem bop wkoncu lepiej wczesniej niz pozniej noi poza tym to zadna szczegolna dziewczyna nie byla na ktorej mi mocno zalezalo. Po pewnym czasie zaczalem sobie wmawiac ze ja jednak kochalem i ze to ja ja skrzywdzilem i ze ona np ma dola przez to ze ze mna nie jest. Ubzduralem sobie ze musze jej powiedziec ze ja tez zdradzilem to wtedy zrozumie ze ja tez jestem zly i nie ma czego zalowac fakt ze zdazylo mi sie zdradzic ale wiem ze juz bym tego nie zrobil. Jak juz to powiedzialem znowu cos innego sie uroilo ze ja skrzywdzilem bo mi sie nie podobala a ona tego nie wie. Co chwile do niej zdzradzalem i sie pytalem czy napewno ona tez mnie zdradzila itp. Problem skonczyl sie gdy zapoznalem nowa dziewczyne w ktorej sie zakochalem naprawde. Poczulem ze jestem szczesliwy i ze juz jest wszystko ze mna dobrze. Po pewnym czasie wyplynalem na dwa miesiace jest to moja praca. Na statku wszystko wrocilo gdy odezwala sie byla. Wmowilem sobie ze skrzywdzilem moja dziewczyne bo z nia pisalem na gg nastepnie ze byla jakas klatwe na mnie rzucila co chwile inne glupoty. Teraz od okolo tygodnia wmawiam sobie ze mi sie moja dziewczyna nie podoba i probuje szukac w niej wad. Wmawiam sobie ze mnie klamie ze musza ja spytac o glupie pytania np czy z kims pisze lu czy napewno mowi prawde mimo ze wiem ze jest bardzo wporzadku i nie klamie. Rowniez wmawialem sobi ze mam schizofrenie a ostatnio ze mam chorobe Ortella gdyz jestem zazdrosny. Te mysli zajmuja mi cale dnie wmawiam se nawet ze ktos inny jest mi przeznaczony a nie moja dziewczyna czuje przy tym straszny lek i sie poce az sie wytrzymac nie da tego strachu. Czy ktos ma podobnie?? Czy to nerwica natrectw?? Prosze o pomoc:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi tak ciężko jest cokolwiek powiedzieć. Najlepiej jak to opowiesz jakiemuś specjaliście, bo my tu DIAGNOZY nie stawiamy tylko ewentualnie OPINIĘ. Nie jesteśmy lekarzami. Mi Twoje objawy z początku były podejrzane, dziwne i straszne jak to nazwałeś "urojenia", ale świadomość tych urojeń racze, a nawet na pewno moim zdaniem wyklucza ich prawdopodobność. Chyba naprawdę za dużo myslisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam podobny problem do waszych. Ciągle zastanawiam się czy to jest prawdziwa miłość, i czy na pewno coś czuję do partnera. Nie rozumiem co to jest prawdziwa miłość, stawiam sobie co róż to nowe pytania. Jednak nie wyobrażam sobie życia z innym człowiekiem, i bardzo chcę z nim być, jednak te problemy już mnie dobijają. Doszukuję się wad, kreuję sobie różne dziwne obrazy i oblicza mojego partnera. Czasami doprowadzam się do stanu gdzie wszystko jest mi obojętne, jednak gdy myśli mi trochę odejdą i robię się ciut spokojniejsza to wtedy wiem, że nie chce być z nikim innym. Dodam jeszcze, że w okresie 12-15lat miałam niemiłe doświadczenia odnośnie płci przeciwnej. Co mam robić?, Co byście mi doradzili?, nie mam już sił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To sa zaburzenia obsesyjna-maniakalne niestety i wszyscy takie Tu mamy.Ja wchodzc a ten temat zaczelam znowu sie zastanawiac nad problemem i juz dziwnie wczoraj patrzylam na mojego Partnera.Wogole wkurza mnie bo go gonie do sprzatania po sobie,a ten na wszystko ma czas,a gary zasychaja w zlewie i juz klotnie.Gorzej jak dziecko.

Taka jedna babka powiedziala mi ,,czemu sie nad tym zastanawiasz?Przeciez nie masz wplywu na zycie,aby nad wszystkim zapanowac,,.Napewno ma racje.

Chyba juz tutaj wchodzic nie bede bo sie nakrecam,a bylo juz dobrze, dlugo.

Sycylia to tylko uprzykrzajace zycie chorobsko.Przestan przez jeden dzien myslec zle,a sie unormuje wszystko.To zawsze u mnie dziala.Byle by jak nadluzej wytrzymac bez myslenia.Powodzenia!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym jeszcze dodać co również leży mi na sercu. Otóż, wiem że ciężko jest sobie wytłumaczyć że to choroba, lecz wszystko na to wskazuje. Ale mam jeszcze pytanie do was. Czy czas kiedy zaczęły się te durne myśli ma znaczenie?. Bo dręczy mnie to, że ja mam to prawie od początku bycia z chłopakiem. Tzn. wtedy kiedy się poznawaliśmy było ok, ale w chwili kiedy dowiedziałam się ze mam u niego szanse, zaczęłam mieć dziwne myśli. Chce z nim strasznie być, ale mam jakieś bodźce które tłumią te uczucie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tak samo. Czasami jak zbliżam się z chłopakiem to pojawia mi się obraz jego przyjaciela, którego nawet nie znam, jedynie z opowiadań. To jest strasznie głupie. Mam do Was pytanie, Czy okres bądź czas kiedy po raz pierwszy zaczęły się takie rozkminy ma znaczenie?. Bo kolejna głupią myśl mam, że może za wcześnie te rozkminy się zaczęły. Ale i tak chce z nim być strasznie.......eh:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zakochalam w osobie ktorej prawie ze nie znam i nigdy z tym kims nie mialam kontaktu ?! tak zaczela mi sie ta choroba ze w chwili zbilizenia z moim pojawila mi sie twarz innego i zaczelam świrowac ostro. :(( boje sie teraz.... masakra jakas zaczynam sie bac. A jak widzisz przyjaciela Twojego chlapaka to co czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak widzisz przyjaciela Twojego chłopaka to co czujesz?
Co czuję? Chyba przeraźliwy strach, który aż mnie paraliżuje i chwilami nie mogę się wręcz ruszyć. Wydaje mi się, że to przeznaczenie, tak ma być i jestem tyle czasu z moim chłopakiem tylko dlatego, bo w przyszłości ma mnie poznać z tamtym i wtedy będę 'superszczęśliwa', tak jak być powinno. Zdaję sobie sprawę, że to jest chore, ale jak mi wpadnie coś takiego do głowy to koniec.

 

To co myślicie z tym czasem? Bo to martwi mnie chyba najbardziej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×