Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

A ja chciałem napisać posta o urazach, a kurde znów powtórzyłbym w nim swoją historię... kurcze za długi post, bo nikt nie przeczyta :((

Mi też byle jaka negatywna bzdura na myśl wejdzie to mi się wydaje, że tak może być i się źle z tym czuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carlos.. to choroba wiem że Ci trudno jak każdemu z Nas.. Ja nie wiem dlaczego mi sie pokazuje w myślach inny... boje sie. Najgorzej jak jestem blisko z moim i widze tamtego. Dlaczego tak jest?..

Sycylia a Ty jak jestes blisko albo jak chcesz cos milego pwoiedziec czy cos albo widzisz innego fajnego kolesia to pokazuje Ci sie ten przyjaciel Twojego ukochanego? Ja najbardziej jestem tym przerazona. Carlos napisz sprobuje Ci doradzic chociaz nie jestem,w tym dobra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny a wy też miałyście jakieś urazy, w sensie nieudane związki wcześniej? Takie, w których was ktoś bardzo mocno zranił??

Mnie pierwsza dziewczyna zraniła jak byłem w podstawówce, w ostatniej klasie. No to taki przełom 12-13 lat i pamiętam kilka razy mocno, bardzo mocno płakałem bo byłem zakochany w niej...

Następnie w gimnajum, trafiła się taka jedna, która też strasznie mi się podobała i w ogóle nie mogłem oderwać od niej wzroku, ale cały cyrk skończył się tym, jak dowiedziała się, że mi się podoba i zapytała coś w stylu " Czy to prawda, że Ci się podobam?" Ja na to odparłem Tak, a ona tylko zrobiła kwaśną minę, zmierzyła mnie od góry do dołu po czym czułem się... głupio, jak możecie wnioskować.

Kolejna też była w gimnazjum. W tej byłem zakochany przez większą część gimnazjum. Wydawała się być super, jednak jak wyjechaliśmy na wycieczkę klasową mój "najlepszy" wtedy przyjaciel, po pijaku nie miał żadnych oporów by z nią się całować i chcieć czegoś więcej, mimo, że wiedział o moich uczuciach... Co prawda później mimo wszystko jako zakochany szczeniak przymknąłem na to oczy i chciałem z nią być jednak chyba ręka Boga była w tym, że w dniu, w którym wysłałem jej wierszowe smsy skradli mi telefon i odpowiedzi już na to nie poznałem.

Później o tak... w technikum sam zraniłem pewną dziewczynę. Jako buzujący hormonami gnojek po prostu spotykałem się z mało atrakcyjną dla mnie dziewczyną, aby uprawiać seks. Byłem wobec niej nerwowy i w ogóle, wstydziłem się jej... Jej zachowania szczególnie, bo była bardzo nieśmiała. Wtedy tego jescze nie rozumiałem, że ktoś tak może mieć i ją zostawiłem po krótkim czasie. Tak zwyczajnie, z zimną krwią... No trochę głupio było mi to pisać, ale to zrobiłem i później dalej byłem nerwowy jak nalegała na jakieś spotkanie. Zemściło się to na mnie już wkrótce.Wtedy znałem już swoją ówczesną dziewczynę, no i poznałem też taką inną... I ta mnie zraniła nieziemsko mocno, otrzymując mnie przez długi czas w przekonaniu, że mnie kocha, a kiedy chciałem przyjechać powiedziała nie rób tego. To był cios taki jak tamten z podstawówki. Ale tamten związek właśnie zniszczyłem chorobliwą zazdrością, nerwowością i w ogóle...

Zeby już za dużo nie opowiadać później zauroczyły mnie jeszcze 2 dziewczyny, no ale wiadomo heh. Jedna powiedziała, że nie jest zainteresowana, a druga mnie strasznie olewała, po czym zobaczyłem ją z jakimś chłopakiem. W tym drugim przypadku było o wiele gorzej no bo ja po tych porażkach miałem kompleksy i w końcu wziąłem się za siebie, zaczałem wyglądać dobrze ( dziewczyny zaczynały mi to mówić ), to i tak nic z tego nie wyszło. Zawsze był ktoś "lepszy". Po tym właśnie już nie zrozumialem o co chodzi. Zacząłem myśleć, że zmiana siebie, charakteru i wyglądu nic nie da. Wszystko będzie wyglądać tak samo.

 

 

 

I tu pojawił się związek z tą moją ówczesną panną... Z początku bałem się zaangażować, ze względu na to jak pisałem wcześniej, że coś takiego już było i zostałem skrzywdzony mocno. Wewnątrz siebie jednak wiedziałem co tego pragnę i wiedziałem, że tego CHCĘ ) więc zacząłem dawać z siebie wszystko. Starałem się o nią. Jej jeszcze po głowie chodził taki chłopak, który jej się długo czasu podobał. Czuła coś do niego... Postanowiłem mimo wszystko jednak w to webrnąć, ona odkochać się w tamtym i dać uczucie mi, a ja obdarzyć uczuciem ją. Po pewnym czasie czułem się świetnie, bo wiedzieliśmy, że nam się udało. Dla mnie w sumie to było trudne zadanie, bałem się, że się nie uda, no ale zawsze myśląc o niej czułem przyjemność. Takie ciepło w środku... :) Fajne uczucie. W dodatku no, nie wyobrażałem siobie nigdy nikogo tak jak ją jako matkę moich dzieci. Żadnej dziewczyny na tej roli zbytnio bym nie widział, widziałem tylko ją. Uwielbiałem słyszeć jej śmiech dzięki mnie, oraz jej radość. Jak ja kochałem jej pisać wiersze i później odczytywać jej reakcje na nie... I było super, tylko znów zacząłem być strasznie wylewny (kłócić się o cokolwiek) oraz być chorobliwie zazdrosnym o byle kogo. Wiedziałem, że prędzej czy później ona mnie zostawi, bo tego zwyczajnie nie zniesie, więc starałem się wyprzeć te odczucia. No i teraz kiedy ich nie mam, to czuje się źle :/

Jest tak jak zagubiona napisała. Że jeżeli są zmartwienia, to jest źle, bo to znaczy, że niby nie kochamy. Kiedy ich natomiast nie ma, to się zadręczamy, że skoro ich nie ma i czujemy obojętnośc to też znaczy, że nie kochamy. Beznadzieja totalna. Mimo wszystko wyznaliśmy sobie "miłość", czułem się wtedy fajnie naprawdę, ale tak też kiedy to mówiłem przeszywał mnie lekki lęk i niepewność? ( I to mnie właśnie martwi ) Szybko o tym zapomniałem i zachowywaliśmy się w sumie tak samo. Po tym co sobie wyznaliśmy w tym samym momencie wysłaliśmy sobie poradowanego smsa :) Że to cudowne. I ja chodziłem cały czas uśmiechnięty, jak i ona szczęśliwa uroniła łezkę z radości :)

Później jak młodzi ludzie zaczęliśmy o sobie fantazjować seksualnie, ale ja w pewnym czasie odczułem jakbym ją w ten sposób wykorzystywał i wtedy się zblokowałem.. Raz nawet padła mi myśl, że jak przyjedzie to niech chociaż ze mną się kocha :/ Przez co się nię nawidzę. Może przypomniało mi się jak już kogoś skrzywdziłem... Pojawiły się wtedy pierwsze wątpliwości, bo skoro mniej piszę itp a częściej fantazjuję to jest źle :/ Zależało mi na niej bardzo, ale nie chciałem jej mówić nie przyjeżdzaj bo mam wątpliwości, tylko też chciałem aby zobaczyć, bo w realu jest inaczej. Było to po pół roku rozmowy ze sobą, a oficjalnych 4 miesięcy bycia ze sobą. Tak po prostu przyjęliśmy datę nowego roku :) Co było moim pomysłem.

Kiedy przyjechała jak już opisywałem było cudownie. Miałem starszliwe lęki, ale zależało mi by było dobrze. Kupiłem jej torta urodzinowego i prezent, bo wtedy obchodziła swoje święto. :)

Z początku niby na nią nie zw racałem uwagi, jak przyjechała w sensie nie gapiłem się w nią cały czas, ale po pewnym czasie... nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kochaliśmy się tej nocy, długo i namiętnie.Chociaż ja chciałem poczekać, żeby nie było, że mi zależy tylko na tyłku. Mówiłem, że dla niej zrobię to jak długo będize trzylko trzeba i byłem śmiało gotów odmówić naturze. Mimo wszystko doszło do tego, bo jej to nie przeszkadzało, a i tak w glębi oboje tego chcieliśmy Było naprawdę dobrze :) Powiem wam, że nigdy nie zasnąłbym z kimś na mojej piersi, ale kiedy ona na niej leżała ciężaru nie czułem a taki jakby spokój... :) Drugiej nocy przytuliłem się do niej od tyłu i zasnąłem tak. Jak wspomniałem miałem lęki jak przyjechała, ale podczas jej pobytu zapomniałem o tym i czułem się dobrze. Jadąc tramwajem patrzałem tylko na nią ( przyjechała z bratem ). Liczyła się tylko ona i nikt inny. Była krótko ( 2 dni ), ale kiedy odjeżdzała to jak wspomniałem wcześniej... Wstaliśmy rano, zbieraliśmy się, ja również oczywiście byłem ich odprowadzić. Nagle, kiedy zeszliśmy juz na dół jak zamknąłem mieszkanie, w którym byliśmy cały czas we 3 sami ( siostra pożyczyła ), to coś w środku poczułem, przez umysł i ciało, coś pękło... Doszło do mnie, że ona wyjeżdża i się nie będizemy widzieć. Starałem się iśc ale no czułem, że będę płakał, popuściłem pare łez, a potem nawet jakbym chciał trzymać nie dało rady. Jakieś pół godziny drogi na dworzec płakać mi się chciało ( czasami się odwróciłem , bo musiałem popuścić ), przy jej odjeździe tak samo. Kiedy pojechała jak najszybciej opuściłem dworzec, by móc sobie iść spokojnie drogą do domu i płakać. Tak więc pół godziny bólu i płaczu, że odjechała, że jej nie ma, że każda sekunda oddala ją ode mnie do jej rzeczywistośći, a ja pozstaję sam w swojej bez niej. Nie zniosłem tego, nawet teraz jak to piszę zbiera mnie na łzy i chyba będę płakał. Myślałem sobei wtedy, wejdę do domu, położe się i zasnę, będzie dobrze. Otwieram drzwi i widzę po wejsćiu do kuchni niezasunięte po niej krzesło, oraz kubek z jej niedopitą herbatą. Wchodzę sobie dalej, a tam... Najgorszy cios. Przekrzywiona leżanka, na której spaliśmy i 2 misie, martwe zabawki z których się śmialiśmy, ta pusta leżanka bez niej i ja... I teraz płaczę jak to piszę i sam nie wiem czemu i co się ze mna dzieje do skurczybyka, ale wtedy byłem pewien, że ją kocham i bardzo bolało mnie, że musimy się rozstać. Czułem, jakbym stracił NAJCENNIEJSZY W ŻYCIU SKARB. Naprawdę nawet po przebudzeniu się po paru godzinach płakałem znów, wszystko było szare bez niej. Myłem po niej ten kubek i naczynia to normalnie płakałem dalej i dalej... Pojechałem do domu i to była już godzina wieczorna, jakoś 18:00 i szedłem z psem do parku to ledwo co się powstrzymałem by płakać dalej. Tak to we mnie pękło. Czułem się, jakbyśmy się rozstali na zawsze.

A później.. dalej byłem zazdrosny itp, ale starąłem się to opanować. W końcu wątpliwość uderzyła tak nagle z tekstem ( nie kochasz jej ) i tyle, bum. Wtedy zaczął się ten cały cyrk co trwa do teraz. Przez 3 dni jakoś miałem bóle brzucha, znaczy się takie mocne ściskanie w żołądku na samą myśl o niej ( jak przy lęku ) , niekiedy parcie na stolec, kłucie w sercu czy też jego okolicach, brak apetytu, płacz i smutek. Dałem jej to lekko do zrozumienia i kiedy napisała mi, że ją skrzywdziłem płakałem poraz kolejny bardzo, bardzo mocno... I tak do tej pory minęło już trochę czasu, a mnie to nieźle wypaliło. Czuje się obojętny i nic nie czuję jak ją sobie z kimś wyobrażam ( a to z 1 strony źle, ale dobrze też, bo ja często sobie bym to wyobrażał i się wkurzał ). Powiem wam jednak tyle, że na myśl o tym, że mogłoby jej nie byc w przyszłości przy mnie płakać mi się chce.

Jakby odeszła z tego świata, to mój świat odszedłby razem z nią. Nie wyobrażam sobie ziemi bez niej. Za nią ODDAM CAŁE SWOJE ŻYCIE!!! Zginę za nią i to bardzo chętnie. Jest jeszcze jedna rzecz. Kiedyś, kiedy z dziewczynami groziła mi "wpadka", bałem się , panikowałem i w ogóle nie chciałem.

Ostatnio jak widziałem się ze swoją, też była możliwość ciąży i powiem wam... mimo wszystko nie bałem się tego, ba nawet jakbym tego oczekiwał, bo w myślach już się gotowałem na ojcostwo. Wyobrażałem sobie nas z dzieckiem, ją jak rodzi i usmiech na twarzy... :) Robił się sam. dopiero po chwili to zauważałem. I jak okazało się, że nic nie będzie to tak w sumie było mi trochę szkoda, mimo że wiem, że jest jeszcze stanowczo za wcześnie i nie mamy na to warunków.

 

 

Nie wiem, może nie wiem czym jest miłość, czym jest zakochanie. Może się zmieniam i nie czuję tego tak jak kiedyś. Może też za bardzo się o wszystko obwiniam. Może też za wiele od siebie wymagam. Pewnie też i te zaburzenia lękowe, które mieszają w emocjach i tak dziwnie się objawiają, bo myślami natrętnymi i w ogóle lękami, boimy się nie wiadomo czemu prawie wszystkiego... pewno to też miesza i tak naprawdę niepozwala odczuwać szczęścia. Ja jak 2 lata jestem chory to nie przypominam sobie takich prawdziwych euforii, abym jakieś zbyt często przeżywał, a kiedyś?? Za gimnazjum tylko śmiech i radość z życia. :)

Tak czy inaczej ja nie chce się poddać. CHCĘ zbudować z moją kobietą coś, co będzie cudowne i wiem, że potrzeba na to czasu i bliskości i będę na to pracował. Warto dla tak cudownej kobiety i samego siebie.

 

 

Nie chciałem tego tu pisać, bo znów ktoś mnie opieprzy, że się użalam nad sobą... Poza tym napisałem dużo do czytania, nie wiem czy by się chciało...

 

Jakieś inne propozycje na urazy lub rzeczy, które mogą blokować i powodować te myśli i odczucia? Może na swoim przykładzie mi coś podsunie, czego mogę nie pamiętać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carlos może przytoczona po krótce moja historia Ci pomoże.

 

Dokładnie 3 lata temu poznalam T. podobał mi sie, zaczeliśmy być z soba był to okres wakacji i on wyjechał na 10 dni. Był tydzien jak byliśmy ze soba ja poszłam na 18stke, gdzie było mnostwo alkoholu no i stalo sie pocałowałam sie z innym. Budząc sie na drugi dzień byłam przerażona.. żałowałam lecz z początku chcialam to ukryć przed Moim T. lecz powiedziałam mu o tym. spotkaliśmy sie powiedzialam mu ze mi zalezy ze wiem ze alkohol mnie nie usprawiedliwia. Po namyśle moj T mi wybaczył od tego momentu było pieknie. Nie myślalam wogole o tamtym kolesiu przez 2 lata. Było cudownie uśmiechałam sie.. cieszyłam.. a jednocześnie bałam sie tego ze moj T mnie rzuci ze względu na wiek. Byłam zazdosna no i sie czepiałam drobnostek. Wtedy wiedziałam ze chce być z nim do końca co chwile mu mowilam aby mnie nie zostawil choc nic na to nie wskazywało. Rok temu pewnego pieknego dnia czekałam na mojego T z kolacja. Oczywiście się spoźnił:P co bardzo mnie zdenerwowalo jednak pózniej bylo wszytsko w porzadku. Doszło do zbliżenia w trakcie którego nagle w głowie pojawił sie ten koleś z którym zdradziłam mojego T. w jednym momencie wsyztsko sie popsulo. Wstając drugiego dnia nie potrafiłam jeśc chciało mi sie płakać w glowie ciągle tamten a o moim T nie umialam myśleć. Weszłam na google i wpisalam " mysl o innym" wyskoczylo ze nie kocham mojego no i momentalnie jeszcze większa panika. Myślalam ze dzieje mi sie coś z głową niewyobrazalny stan. Pozniej nawet widziałam rodzicow tamtego kolesia. To bylo naprawde straszne. Nie umialam myślec o moim T pisać do niego smsow. No nic. Potrafilam tylko płakać. Powiedziałam o tym rodzicow. Wpadłam w depresje. Zaczełam się leczyć u psychiatry oczywiscie trochę to trwało nim znalazłam tego właściwego. Chcialam sie nawet zabić. Juz nie budziłam sie rano i nie myślam o moim T tylko zaraz w głwoei mialam tamtego. i tak dalej.

 

 

Na dzień dzisiejszy jest lepiej o wiele potrafie normalnie mowić o moim T nie majać w glowie bzdurnych myśli.. potrafie pogladać fimmy nie analizując ich. Nawet potrafię myśleć o slubie i to na poważnie bez leku tylko się ciesze. Jednak jak spotykam tamtego to czuje lek i strach i momentalnie w mojej głowie pojaiwaa sie rózne dziwne mmyśli.

 

 

 

Może to wszytsko dlatego ze tak bardzo nam zależalo za bardzo. Nadal nam zależy tylko te uczucie bylo tak silne ze organizm nie wytrzymał tego przez stałe obawy czuy bedzie dobrze.. czy mnie nie rzuci.. moze przez to jest nn. moja historia jest nieco inna niż Twoja Carlos jednak maja z soba jakieś powiązania. Pwowiem Wam ze i tak nie wyobrażam sobie życie bez mojego T bo wiem że go kocham i czuje to gdy mam dzien bez nn! Potrafie sie cieszyć tak ja kiedyś. Chce ssię z nim zareczyc wziaść ślub mi mieć dzieci !! Obojetnie jakie bede miala myśli. Gdy sie kogos nie kocha nie ma sie zadnych myśli. Po prostu sie rzuca ta osobee, a my bez wzgledu na to jak nam jest zle i iezko jestesmy z naszymmi drugimi połowkami!

 

Rozpisałam sie. Może ktoś to przeczyta a moze nie.

 

Wiem mi sie tez czasem nie chce czytać tych długich postów Twoj Carlosie przeczytałam!

 

[Dodane po edycji:]

 

Carlos może przytoczona po krótce moja historia Ci pomoże.

 

Dokładnie 3 lata temu poznalam T. podobał mi sie, zaczeliśmy być z soba był to okres wakacji i on wyjechał na 10 dni. Był tydzien jak byliśmy ze soba ja poszłam na 18stke, gdzie było mnostwo alkoholu no i stalo sie pocałowałam sie z innym. Budząc sie na drugi dzień byłam przerażona.. żałowałam lecz z początku chcialam to ukryć przed Moim T. lecz powiedziałam mu o tym. spotkaliśmy sie powiedzialam mu ze mi zalezy ze wiem ze alkohol mnie nie usprawiedliwia. Po namyśle moj T mi wybaczył od tego momentu było pieknie. Nie myślalam wogole o tamtym kolesiu przez 2 lata. Było cudownie uśmiechałam sie.. cieszyłam.. a jednocześnie bałam sie tego ze moj T mnie rzuci ze względu na wiek. Byłam zazdosna no i sie czepiałam drobnostek. Wtedy wiedziałam ze chce być z nim do końca co chwile mu mowilam aby mnie nie zostawil choc nic na to nie wskazywało. Rok temu pewnego pieknego dnia czekałam na mojego T z kolacja. Oczywiście się spoźnił:P co bardzo mnie zdenerwowalo jednak pózniej bylo wszytsko w porzadku. Doszło do zbliżenia w trakcie którego nagle w głowie pojawił sie ten koleś z którym zdradziłam mojego T. w jednym momencie wsyztsko sie popsulo. Wstając drugiego dnia nie potrafiłam jeśc chciało mi sie płakać w glowie ciągle tamten a o moim T nie umialam myśleć. Weszłam na google i wpisalam " mysl o innym" wyskoczylo ze nie kocham mojego no i momentalnie jeszcze większa panika. Myślalam ze dzieje mi sie coś z głową niewyobrazalny stan. Pozniej nawet widziałam rodzicow tamtego kolesia. To bylo naprawde straszne. Nie umialam myślec o moim T pisać do niego smsow. No nic. Potrafilam tylko płakać. Powiedziałam o tym rodzicow. Wpadłam w depresje. Zaczełam się leczyć u psychiatry oczywiscie trochę to trwało nim znalazłam tego właściwego. Chcialam sie nawet zabić. Juz nie budziłam sie rano i nie myślam o moim T tylko zaraz w głwoei mialam tamtego. i tak dalej.

 

 

Na dzień dzisiejszy jest lepiej o wiele potrafie normalnie mowić o moim T nie majać w glowie bzdurnych myśli.. potrafie pogladać fimmy nie analizując ich. Nawet potrafię myśleć o slubie i to na poważnie bez leku tylko się ciesze. Jednak jak spotykam tamtego to czuje lek i strach i momentalnie w mojej głowie pojaiwaa sie rózne dziwne mmyśli.

 

 

 

Może to wszytsko dlatego ze tak bardzo nam zależalo za bardzo. Nadal nam zależy tylko te uczucie bylo tak silne ze organizm nie wytrzymał tego przez stałe obawy czuy bedzie dobrze.. czy mnie nie rzuci.. moze przez to jest nn. moja historia jest nieco inna niż Twoja Carlos jednak maja z soba jakieś powiązania. Pwowiem Wam ze i tak nie wyobrażam sobie życie bez mojego T bo wiem że go kocham i czuje to gdy mam dzien bez nn! Potrafie sie cieszyć tak ja kiedyś. Chce ssię z nim zareczyc wziaść ślub mi mieć dzieci !! Obojetnie jakie bede miala myśli. Gdy sie kogos nie kocha nie ma sie zadnych myśli. Po prostu sie rzuca ta osobee, a my bez wzgledu na to jak nam jest zle i iezko jestesmy z naszymmi drugimi połowkami!

 

Rozpisałam sie. Może ktoś to przeczyta a moze nie.

 

Wiem mi sie tez czasem nie chce czytać tych długich postów Twoj Carlosie przeczytałam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem agucha Twój post. No trochę podobnie, nieco inny lęk. U mnie pojawiają się "różne inne kobiety". Jeżeli pomyślę, ze z którą mógłbym coś ten teges to normalnie tragedia... lęk, smutek itp.

Ja jak pisałem swojego posta i dochodziłem do momentu, w którym było o tym, jak ode mnie odjeżdżała, zacząłem pękać i płakać... czułem jak coś się we mnie dzieje, jakby jakiś punkt kulminacyjny. Coś takiego jak na psychoterapii grupowej ludzie mieli, kiedy mówili o czymś i coś wspominali to strasznie płakali. Ja tak nie miałem, może znalazłem nie tą przyczynę. Tu jednak płakałem i kurde nagle zauważcie że napisałem niektóre rzeczy, które chcę dużymi literami. Czułem wtedy wyraźnie co chcę :) Wczoraj zająłem się pisaniem opowiadania dla mojej kobiety :) Pisałem jej masę wierszy, od jakiegoś czasu straciłem wenę i tego nie robiłem, ale postanowiłem napisać coś innego. I też tak mi przyjemnie po tym było, jak to poczytałem... jak to sobie wszystko wyobrażałem... normalnie myślałem, że się rozpłynę. Oczywiście później pomyślałem, że ja sobie ją może tylko wyidealizowałem? Ale to co piszę to w sumie nie idealizm bo cała prawda :)

I jak o dzieciach wspomniałem wyczekiwaliśmy dni miesiączkowych u mojego kochania, i mimo, że jest jeszcze za wcześnie, nie mamy warunków bo ja nie mam pracy a ona mieszka daleko, to oboje odnieśliśmy wrażenie, że troszkę szkoda... :(

Najbardziej nie lubie jak moja do mnie napisze, czy odezwie się na gadu i pomyślę, że to ona to odrazu czuję lęk. No uścisk w brzuchu jest gwarantowany. Czasem o niej zapominam... denerwuje mnie to, że nie myślę 24 na h! Albo jak mam jej napisać eska, biorę telefon, wezmę się za coś innego i za pare minut do pół godziny sobie przypomnę, że miałem... Tak samo jak fakt, że pociągają mnie inne kobiety. Pewnie też fakt, że się nad tym zastanawiam jeszcze bardziej nakręca mnie, aby na nie patrzeć i się przez to źle czuć... Wczoraj zasnąłem z takim fajnym humorem, a dziś się budzę i znów jest ponuro jeżeli chodzi o ten temat... znów tak pusto... Ponad to nie czuję zazdrości, jak coś sobie wyobrażam, no ale nie raz się przekonałem, że nie zawsze wyobrazić sobie coś można. Nawet, jeśli wcześniej się umiało. Chociaż było kilka lekkawych sytuacji i się czepiałem swojej, ale tego tak nie czułem. Ona mi mówiła, że jednak widać, że to zazdrość, ale nie taka bezsensowna jak na początku... W sumie ja tak narzekam i narzekam, ale jak pojawiło mi się to wszystko to jest nam lepiej w relacji. Nie kłócę się o byle bzdury, szanuję ją, nie jestem tak chorobliwie zazdrosny jak na początku, ufam jej, bardzo ją lubię i mi na niej zależy, dbam o nią, nie umiem sobie wyobrazić życia bez niej na tym świecie... To chyba dobre oznaki Brakuje nam tylko bliskości, bo jesteśmy daleko.

Ech, no chyba pozostaje mi silnie uwierzyć w to, że to tylko choroba, bo zachowuje się tak jak zagubiona napisała w takich podpunktach jak ona ma...

 

isabella_28

 

Co prawda często myślę racjonalnie i staram się brać wszystko na logikę, wielu rzeczy niestety do siebie nie dopuszczam.

Na to pytanie kurka nie umiem odpowiedzieć, ale powiem troszkę inaczej. W gimnazjum, szkole średniej i aż po teraz jestem w stanie czasami zrozumieć was, skomplikowane kobiety. Wiele mi się z nich zwierzało, szukało przyjaciela itp we mnie. Ze względu na to, że w otoczeniu nie widziałem innych takich jak ja zacząłem myśleć, że może jestem kobietą w męskiej skórze ;/

Nie wiem jak to jest, że przeżywam tak niektóre rzeczy i mam myśli jak to napisałaś, że tylko kobiety mogą takie mieć, kto wie.

Może to kwestia tego, że jak byłem mały to pilnowały mnie tylko i wyłącznie babcie, siostra czy inne kobiety, a nie żadni faceci ?:P

Nie wiem, nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm a mnie tu długo nie było....

po 9 letnim związku"na zabój" zostawił mnie mój narzeczony.... 3 ostatnie lata borykałam się paskudnymi lękami ze go nie kocham juz... terapeuta twierdził ze jest to wygaszie zakochania i stad moj stan....powiedział ze utozsamiam zakochanie z miloscia i dlatego kiedy ono minelo to twierdze ze juz nie kocham...tak podobno funkcjonuja obsesyjni kochankowie, którzy tylko stan zakochania uznają za jedyny i dążą do jego utrzymania a jesli jest to niemozliwe zyją wspomnieniami z tego stanu....

 

I tak moj narzeczony odszedl, myslalam ze umarłam, wiec aby sie całkiem pograzyc i odejsc odstawilam leki, zostawilam terapię...

 

I wszystko minęło, przynjmniej tak mi sie wydawało....bowiem od 3 miesiecy jestm w nowym zwiazku i leki i watpliwosci wrocily jak bumerang....jest o tyle trudniej bo nie mam miedzy nami chemii, jest to bardzo dojrzały partner a mnie jest z nim dobrze, bardzo dobrze, troszczy sie o mnie jak nikt inny....jednak ja ciagle mam mysli ze to chyba nie to bo nie czuje "WOW"....

a jesli juz to tak mało.... czemu jednak kiedy wraca z pracy nie umiem się od niego odkleic, cudnie jest zasypiac wtulonym i czuc się bezpiecznie....

byłam wczoraj na sesji i co sie dowiedziałam...- ze jeste zle skonstruowana, ze moje dziecinstwo i poprzedni zwiazek nauczył mnie funkcjonowac na wysokich emocjach a gdy jest dobrze i normalnie to dla mnie zbyt mało....

 

co robić! Ja Chcę go kochac, chce zeby był moim ostatnim partnerem....Ratujcie!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej kochani...

U mnie straszny dół... Żaden psychiatra nie potwierdził, że mam nerwicę. Przerwałam branie leków, ktore mnie ogłupiały... Na terapii wciąż mi wciskano, że pod moimi lękami kryją się ukryte pragnienia, że idealizuję małżeństwo... Mój mąż wraca w środę. Do wtorku nie mogłam się doczekać na jego powrót...a teraz znów lęk i poczucie bezsensu... Ja nie wiem czy ja się nie oszukuję... Trwam, bo przekonuję się racjonalnymi argumentami- nie mam gdzie pójść, nie chcęzmarnować tych lat itp... I jestem pewna że go kocham, a jednak mam ochotę uciec...Nie wiem już co robić!!! Nie mogę się uspokoić...Nie mogę się cieszyć, boję się wspólnych wakacji...Może ja naprawde już nie chcę z nim być, tylko się boję samotności? Tylko dlaczego kiedy jestem spokojna, uśmiecham się na jego sms-y i wyobrażam sobie jak to cudownie będzie znów się z nim kochać? Nie rozumiem siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio rowniez nachodza mnie glupie mysli,ale nie przejmuje sie.Wkoncu przejdzie.Zawsze przechodzi.Coz to za przeklenstwo Nam w glowie siedzi;/ Te dazenie do idealu Nas zabija.Ciagle karcenie siebie za rzeczy nie zrobione,zle zrobione wypacza i niszczy.Chce miec wkoncu spokoj duszy i chyba tylko smierc bylaby wybawieniem.Byle nie skrzwdzic Ukochaneego.Czasami mysle,ze te Nasze natretne mysli odnosnie bliskich osob to jakas psychoza.Napewno to jest to!Ludzie maja psychoze odnosnie zdrady,potrafia zabic w imie tego.Prowdzi ich do samodestrukcji.Te glosy w naszej glowie pchajace do wstretnego myslenia wypaczajace Nam obraz drugeij bliskiej osoby.To nie moze byc tylko nerwica natrectw;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej kochani...

U mnie straszny dół... Żaden psychiatra nie potwierdził, że mam nerwicę. Przerwałam branie leków, ktore mnie ogłupiały... Na terapii wciąż mi wciskano, że pod moimi lękami kryją się ukryte pragnienia, że idealizuję małżeństwo... Mój mąż wraca w środę. Do wtorku nie mogłam się doczekać na jego powrót...a teraz znów lęk i poczucie bezsensu... Ja nie wiem czy ja się nie oszukuję... Trwam, bo przekonuję się racjonalnymi argumentami- nie mam gdzie pójść, nie chcęzmarnować tych lat itp... I jestem pewna że go kocham, a jednak mam ochotę uciec...Nie wiem już co robić!!! Nie mogę się uspokoić...Nie mogę się cieszyć, boję się wspólnych wakacji...Może ja naprawde już nie chcę z nim być, tylko się boję samotności? Tylko dlaczego kiedy jestem spokojna, uśmiecham się na jego sms-y i wyobrażam sobie jak to cudownie będzie znów się z nim kochać? Nie rozumiem siebie...

 

 

odpiszcie mi coś kochani...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona82,

 

U mnie straszny dół... Żaden psychiatra nie potwierdził, że mam nerwicę. Przerwałam branie leków, ktore mnie ogłupiały... Na terapii wciąż mi wciskano, że pod moimi lękami kryją się ukryte pragnienia, że idealizuję małżeństwo... Mój mąż wraca w środę. Do wtorku nie mogłam się doczekać na jego powrót...a teraz znów lęk i poczucie bezsensu... Ja nie wiem czy ja się nie oszukuję... Trwam, bo przekonuję się racjonalnymi argumentami- nie mam gdzie pójść, nie chcęzmarnować tych lat itp... I jestem pewna że go kocham, a jednak mam ochotę uciec...Nie wiem już co robić!!! Nie mogę się uspokoić...Nie mogę się cieszyć, boję się wspólnych wakacji...Może ja naprawde już nie chcę z nim być, tylko się boję samotności? Tylko dlaczego kiedy jestem spokojna, uśmiecham się na jego sms-y i wyobrażam sobie jak to cudownie będzie znów się z nim kochać? Nie rozumiem siebie...

 

 

Gdzie chcesz uciec? Przed czym?

Może z jednej strony go kochasz, ale jednak coś Ci każe uciekać?

Nie wiem, ale inna gorsza wersja jest taka, że może boisz się samotności.

Prawdę powiedziawszy trochę niejasno to napisałaś. Za mało informacji, za mało szczegółów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wrażliwy

 

dziękuję Ci za odpowiedź. Ja całą swoją sytuację opisałam już wcześniej... Jeśli masz ochotę cofnij się wstecz... Ja jestem z moim mężem 12 lat. Samotności się nie boję-wiem że niedługo pewnie byłabym sama...to nie o to chodzi...Mam za sobą stratę dziecka i śmierć kilku bliskich osób ( w ciągu 4 miesięcy)... Wątpliwości miałam zawsze, ale po tych wydarzeniach one się nasiliły... Do tej pory baaardzo blisko ze sobą byliśmy, czegoś mi brakowało...ale kiedy zaszlam w ciąże, to poczucie braku zniknęło...Tak się zapędziałam w negatywnym myśleniu, że zamiast plusów, dojrzałam same minusy...Chciałam ucec-chyba przed samą sobą, przed wątpliwościami, przed lękiem. kocham męża, to mój pierwszy i jedyny facet!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm a mnie tu długo nie było....

po 9 letnim związku"na zabój" zostawił mnie mój narzeczony.... 3 ostatnie lata borykałam się paskudnymi lękami ze go nie kocham juz... terapeuta twierdził ze jest to wygaszie zakochania i stad moj stan....powiedział ze utozsamiam zakochanie z miloscia i dlatego kiedy ono minelo to twierdze ze juz nie kocham...tak podobno funkcjonuja obsesyjni kochankowie, którzy tylko stan zakochania uznają za jedyny i dążą do jego utrzymania a jesli jest to niemozliwe zyją wspomnieniami z tego stanu....

 

I tak moj narzeczony odszedl, myslalam ze umarłam, wiec aby sie całkiem pograzyc i odejsc odstawilam leki, zostawilam terapię...

 

I wszystko minęło, przynjmniej tak mi sie wydawało....bowiem od 3 miesiecy jestm w nowym zwiazku i leki i watpliwosci wrocily jak bumerang....jest o tyle trudniej bo nie mam miedzy nami chemii, jest to bardzo dojrzały partner a mnie jest z nim dobrze, bardzo dobrze, troszczy sie o mnie jak nikt inny....jednak ja ciagle mam mysli ze to chyba nie to bo nie czuje "WOW"....

a jesli juz to tak mało.... czemu jednak kiedy wraca z pracy nie umiem się od niego odkleic, cudnie jest zasypiac wtulonym i czuc się bezpiecznie....

byłam wczoraj na sesji i co sie dowiedziałam...- ze jeste zle skonstruowana, ze moje dziecinstwo i poprzedni zwiazek nauczył mnie funkcjonowac na wysokich emocjach a gdy jest dobrze i normalnie to dla mnie zbyt mało....

 

co robić! Ja Chcę go kochac, chce zeby był moim ostatnim partnerem....Ratujcie!!!!!!!!!!!!

 

Ana Jestem pewna że kochasz...i to bardziej niż Ci się wydaje... Rozmawiałam kiedyś z pewnym Dominikaninem i powiedział mi że wola kochania jest wartością najwyższą, jest piękną postacią miłości... Tu nie musi być wielkiego WOW- wystarczy Twoja wola i chęci! Skoro tak bardzo chcesz go kochać, skoro chcesz dać z siebie więcej...to zobacz jak Ci zależy! i nie przejmuj się proszę tym, że ten związek jest inny niż poprzedni- nie da się porównać Twoich relacji z 1 facetem do obecnych... On był inny, obecny jest inny, Ty się zmieniłaś, Wasza relacja jest niepowtarzalna, nowa, odmienna od każdej poprzedniej i każdej innej na Ziemi! Łakniesz wzniosłych, silnych emocji...ale już przecież przekonałaś się że ich obecność na początku nie gwarantuje trwałego szczęścia...i nie wmawiaj sobie, że po tym jak jeden związek się rozpadł, Ty kurczowo trzymasz się nowego, bo chcesz wypełnić pustkę, nie chcesz zostać sama, nie chcesz bez końca szukać... To dojrzałe myślenie...a tego nam wszystkim brak najbardziej. Obwiniamy się kiedy myślimy głową, a nie jedynie sercem... Pomyśl jak będziesz mogła kiedyś przysięgać komuś miłość jeśli założysz że jej istotą są odczucia? One są od Ciebie niezależne, nie możesz obiecać ze się nie zmienią... Mozesz za to przysiąc że pomimo zmieniających się odczuć- będziesz trwać u boku kogoś, kogo sobie wybierzesz na męża i robić wszystko by tego nie popsuć! To jest najprawdziwsza istota miłości małżeńskiej...Moze własnie dlatego ja się teraz nie poddaję...bo chcę wytrwać tak jak obiecałam przed ołtarzem...Oczywiście wg mnie nie odnosi się do sytuacji, w których w domu jest jakikolwiek rodzaj przemocy... Ale większość osob usprawiedliwa rozstanie wypaleniem uczucia! Jeśli się założy że uczucie, to to samo co emocje to z pewnością związek prędzej czy później się wypali... Poza tym, Ana...związek który nie zaczyna się wielkim WOW ma szansę na ciągły rozwój i wzrost miłości i pozytywnych odczuć... Jeśli pojawią się przysłowiowe motyle i silne pozotywne emocje, Twój związek nic nie straci a jedynie zyska... U osób, u których na początku było bardzo dużo chemii, w momencie jej wygasania lub słabnięcia przychodzi poczucie straty...które jest dotkliwe, przykre i trudno się z nim pogodzić...

Ana wykształciłaś w sobie pewien mechanizm. Tak bardzo od początku nowego związku, moze nawet nieśiwadomie obawiałaś się że wątpliwości do Ciebie przyjdą, że przywołałaś je do siebie...Ich pojawienie się nie oznacza jednak niczego złego. Chwytaj życie w swoje ręce... jeden związek sie rozpadł. Nie pozwól, by wskutek Twoich deficytów emocjonalnych, wątpiącej osobowości i zagubienia rozpadł się kolejny. Walcz! Trzymam za Ciebie mocno kciuki...Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ana24, kochanie ja zostawilam pierwszego faceta po 6 latach zwiazku rowniez.Od temtej pory przez mysl mi przechodza czarne mysli,natrectwo,zeby sie historia nie powtorzyla.Bronie sie przezd tym z calych sil,rekoma i nogami.Tez chce,aby moj obecny byl tym jednym jedynym:(Masz te same watpliwosci co wiekszosc z Nas.Wszystkie one tocza sie wokol tego samego.To jest dziwny mechanizm,niezrozumialy,nielogiczny:(( Nic tak nie wykancza.

Ktos mial racje piszac,ze emocje zwiazane z zakochanie stopniowo wygasaja i juz nie ma wielkich uniesien i to Nas mysle przerazilo.Pozniej jest lek i pytanie.Czemu nie jest tak jak kiedys?Czy cos ze mna jest nie tak? A przeciez to normalne,kazdy to przechodzil.Pozniej ma byc cos glebszego,milosc,zaufanie,lojalnosc,przywiazanie i przyjazn.

Zagubiona ma racje w 100%.Oby bylo tak latwo sobie samemu to przetlumaczyc jak to radzimy innym

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No widzicie... Mi brakowało bliskości, takie zauroczenie przez internet... Ale było świetne, wątpliwości zniknęły, jak wyjeżdżała to łzy tęskonty za nią dały mi jasno, że ją kocham. Ale potem bęc i myśli wrócily w 1 silnej pigułce i zobaczcie... czuję jakby mnie wypaliło... Ale też nie chcę rezygnować, bo wiem, że miłość to nie jest zakochanie, którego tak silnie brakuje. Jednak jak wyobrażam sobie nas na daleko itp to płaczę czasami jak w to się mocno wgłębię... tak jak pisałem swój długi post. Ostatnio piszę swojej dziewczynie opowiadanie. Pisałem wcześniej wiersze, więc teraz pora na coś nowego. :) Jutro to dostanie. Jak to piszę to tak jakbym pisał o niej wyidealizowanej, tak się dobrze czuję...ale nie piszę ideałów tylko piszę w sumie prawdę, którą ja widzę. :) I wtedy tak miło się kładę spać... chociaż ostatnio miałem lekkie ale, wiadomo...

Codziennie modle się od jakiegoś kawałka czasu do Pana Boga o nas, aby nam się powiodło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona82, odpowiedz jest juz zawarta w Twoim poscie do Any:) Odpowiedz w ktora wszyscy chcemy wierzyc,bo tak naprawde mowi ona swieta prawde:)To tak na logike...W Twoim wypadku jest to samo! Kochasz meza nad zycie! Wydaje mi sie,ze moze za mocno kochamy lub za bardzo chcemy.Zbyt mocno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co do Twojego posta zagubiona no to ja też tak mam, że często gęsto jak myślę o swojej jakoś tak pozytywnie, albo piszemy jakoś itp i tak zapomnę o wątpliwościach, to po chwili widzę uśmiech na twarzy. Również cieszy mnie fakt, że będziemy się kochać... Często o nas fantazjuję, co zresztą działa w obie strony. Mi to daje jednak poczucie, jakbym ją wykorzystywał. Okropne :/ Boję się tego. A co jeśli się okaże, że tak :(? A ja tego nie chcę tylko chcę być pewien, że ją kocham i si! Z drugiej strony jakby mnie totalnie odpychała chyba bym tego nie chciał... nie zmuszał się do walki, robię to dla siebie i dla niej. Wiem, że warto i temu tez nie chce się poddawać swojemu ciału i umysłowi. Wiem, że pewnie mam źle ułożone myślenie i faktycznie. Ja nigdy nie wiedziałem czym jest prawdziwa miłość... Nigdzie tego mnie nie uczyli, nie czytałem, ani nikt mi nie wytłumaczył. Było zawsze mówione "Jak się zakochacie". Czemu dopiero mając 21 lat się dowiaduje, że miłość a zakochanie to 2 całkiem inne rzeczy?!

Jeszcze zagubiona to że lekarz nerwicy nie stwierdził to wcale wiesz tak nie powiedziane. Może akurat popadłaś po prostu w taką obsesję. Ja akurat mam zaburzenia lękowe, no niestety wcześniej miałem inny, długo trwający lęk kiedy to wydawało mi się, że jestem chory na schizofrenię. Pisałem tu duuużo w innych tematach, tamtego pokroju. Nie dawałem sobie rady i mechanizm był praktycznie taki sam jak tu. Na razie chodź na tę terapię i pisz od czasu do czasu do nas. Zobaczymy wszyscy co dalej u nas się potoczy, nie poddamy się!!

 

Serio mimo wszystko na początku powiedzmy, że to było to, ale gdybym był "zakochany" jak we wcześniejszym związku to... ja bym ją zamęczył, bo ja bym nawet dzwonił do niej co sekundę by wiedzieć co, gdzie i z kim... kłóciłbym się o byle bzdurę, o wszystko dosłownie zrobiłbym zadymę, jakbym nie usłyszał od niej czegoś co chcę usłyszeć. To bardziej przypominałoby więzienie jak miłość dla niej. Robiłem tak na początku. Wiedziałem, że tak być nie może, wiedziałem już od początku i starałem się to zmienić. Nie denerwować sie, nie okazywac tego jej tylko ewentualnie spokojnie mówić, tłumaczyć. Podobnie z zazdrością. Bałem się, że nas to zniszczy... i nagle odeszło, jest lepiej w relacjii, bardziej się troszczę, mniej wykłucam, jest super, ale bez tego nie mam poczucia pewności :/ Faktycznie ja to chyba jakiś obsesyjny kochanek jestem co za tragedia losu, że jak nie ta ******* nerwica, to jeszcze w ogóle życie i myślenie mam spieprzone. Nie będę taki, chcę być normalny i będę koniec, kropka!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że ja jestem teraz pewna że kocham mojego męża, ale pomimo tego mam ochotę uciec, zakończyć to... Do tej pory byliśmy ze sobą blisko, wciąż się tuliliśmy, skakałam wkolo niego zawsze kiedy wracał do domu...ale zeszłym razem kiedy przyjechał nie mogłam na niego patrzeć...Po jego wyjeździe się uspokoiłam ale już się okropnie boję co będzie jak wróci? Znów może nie będę miała ochoty się przytulić i wszystko będzie mnie drażniło... Boję się że znów wpadnę wtedy w straszny dół... Jak przekonać samą siebie żeby zostać? Z drugiej strony gdybym naprawde nie chciała z nim być, to chyba bym się tym tak bardzo nie przejmowała, nie szukałabym pomocy, nie byłoby nawet momentów miłych i spokojnych i nie cieszyłabym się z nich kiedy przychodzą... Co Wy na to?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×