Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

http://www.kobieceserca.pl/index.html znalazłam właśnie. Ciekawe.

 

[Dodane po edycji:]

 

dina, wiesz, jak się zastanowiłam - zależna faktycznie... Też ma taką diagnozę. Z roku na rok zależność od partnerów mi się pogłębia i coraz gorzej znoszę 'kolejne' związki, pakuję się w coraz gorsze sytuacje... toksyczne. Ale jeszcze parę lat temu robiłam jak Ty. Jak kogoś lepiej poznałam, uciekałam w 'następne ręce'...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hipoteza A.

mam osobowość symbiotyczną.jestem osobą uzależnioną od miłości. zakochuję się w trzy minuty....

ponieważ jestem po terapii - chyba mam jakieś prześwity świadomości - i stąd moje wątpliwości czy ta relacja ma sens. bo chyba nie ma sensu....

szukałam kogos kto zaspokoi wszystkie moje potrzeby. kiedy już stały się zaspokojone, bo facetowi bardzo zależy - zaczęłam dostrzegać, że to nie ma sensu, bo tak naprawdę to nie chodzi o zakochanie i prawdziwą relację, ale o stan haju uzależnieniowego od miłości...

 

i być może on mi sie nie podoba - podoba mi sie to że jest taki megainteligentny, zabawny, że mnie rozumie i uwielbia - ale to nie znaczy że mi się podoba...

 

biedny facet... masakra... trafić na kogoś takiego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic mi nie wiadomo na temat psychoterapii zaburzeń osobowości ;)

Wiesz, u mnie się tego nie klasyfikowało. Chodziłam na grupową terapię. Różni ludzie byli, akurat tak się składa że większość to były osobowości symbiotyczne, zależne, niektórzy mieli problem w związkach, oczywiście związany z tym co ze sobą niesli (czyli problemy relacjach w domu rodzinnym, poczucie wartości) DDA też byli, czyli cała gama zaburzeń ;) terapia łączyła różne kierunki psychologii. ale generalnie była nastawiona na "tu i teraz" Może coś podobnego jak Gestalt. Metodyka nie była dla mnie taka istotna. Od października do czerwca, czyli taki rok akademicki.

Ogólnie to warto.

 

Ale to taki OT sorry ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widze że dobre okresy minęly. Miałąm wczoraj fatalny dzień. Nagle sie rozplakałam. Myśli ze nie jestem szczęsliwa. Dlaczego podczas zblizenia z moim T mam kogosi nnego w glowie :(? ( nie zawsze) Dlaczego gdy mowie mu że jest piekny mam kogos innego w glowie ?!!!?!! Znowu mam lęki. Boje się.

Agata moze to też nn ktora chce abyś zastanawiała się nad kolejnym problemem.;/ ktorego nie ma. Pamiętaj ze nie możemy nad tym, myślec sie nakręcać bo znowu wpadniemy w blędne koło. Ja już nic nie wiem!!

 

[Dodane po edycji:]

 

NAjbardziej boje sie tego ze moglam sie zakochac w kims kogo nie znam? kazdego kolesia poprownuje w myślach do tamtego.;'/ po co dlaczego? to nie daje mi spokoju. Znowu sie nakrecam przez co bedzie jeszcze gorzej.. help.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co gorsze agucha, postępuję inaczej - na siłę nie chcę porównywać, z góry zakładam, że ktoś jest dobry... zero zachowań obronnych, ostrożności, ograniczonego zaufania, daję nie biorę... a potem jęczę, że kolejny mnie wykorzystał...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nadal mam dziwny nastrój, co do mojego stanu nic sie nie zmienia. Tak bym chciała znowu cieszyć się z tego co mam bez ciagłego analizowania, przeciez jest nam razem dobrze, a ja nie umiem tego docenic i cieszyc sie.

jakis tydzien po slubie kiedy opadly emocje i nerwy było juz naprawde dobrze, byłam szczęśliwa, przez moment myślalam nawet ze złe dni minęły i głupie myśli i odczucia juz nie wrócą. Tak bardzo się z tego cieszyłam i tak bardzo tego pragnęłam. Potem znowu wszystko zaczęło sie psuc. Nastał nerwowy okres, pojawiło sie analizowanie zachowan i trwa do dzis. Mysle ze dużym problemem jest to ze brakuje nam czasu dla siebie, czasu spędzonego tylko we dwoje, intymnosci. Od kilku tygodni nie mielismy weekendu dla siebie, jestesmy w ciągłym ruchu, teraz jedziemy pół Polski na wesele jego kuzyna, wczesniej bylismy u mojej mamy, jeszcze wczesniej cały weekend naprawiał z ojcem samochód...

Niby ciagle jestesmy razem, przytulamy sie, rozmawiamy, ale to za mało. JAk ja bym chciala zeby bylo tak jak kiedys...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie ze my to nie mozemy zyc bez problemu. ciagle musimy sie czyms sie przejmować. Jak lsysze tekst w filmie " ona Cie nie kocha bo mysli o innym" to panikuje!! Bo tez tak mam ;(...

Jak sama tego nie zrozumiem to psycholog mi nie pomoze bo jak bnarazie tylko zaszkodzil.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny! Kurcze no, trzeba iść na psychoterapię. Po prostu. Czary to nie są, natręctwa mogą wracać (ale nie muszą) ale naprawdę poprawia się jakość życia!

Wiem, że w większych miastach ceny są kosmicznie wysokie, ale to jest naprawdę bardzo bardzo dobra inwestycja!

 

Sorry, jeśli byłyście.

 

[Dodane po edycji:]

 

Jak psycholog zaszkodził to trzeba szukać innego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurde dołączam do was..jestem ze swoim chłopakiem prawie 3 lata, od tygodnia mieszkamy razem..myślę że to może być tym spowodowanie że czasami myślę czy go kocham czy nei przestałam że mnei wkurza ale wiem że kocham go najbardziej na świecie jest moim ideałem miłością życia i nie chce żadnego innego tak bardzo go kocham a jednak czasami nachodzą mnie takie myśli sama sobie wmawiam i w mojej głowie powstają pytanai które mnie przerażają np że może miłość już wygasła..ale tak nie jest..bo to mija i potem czuje jak go kocham teraz jak to pisze też czuję i mam ochotę płakać że w ogóle coś takiego może mi przyjść do głowy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

widzę, że od dawna nikt się tu nie udziela, może to i dobrze jeśli oznacza poprawę Waszych nastrojów.

U mnie nadal bez większych zmian. Ale nie jest źle. Myśli dopadają mnie rzadko ale pozytywne uczucia też nie nadchodzą, co mnie bardzo martwi. Czuję jakbym była w uśpieniu, moje uczucia były w uśpieniu. Ogólnie jest mi dobrze, ale brakuje mi momentów jakiejs euforii, poczucia czystej miłości, radości z obecności partnera, gwałtownych odczuć. Kiedys o tym, że kocham mojego męża(wtedy jeszcze narzeczonego) mówiło mi ze bałam się o niego. Bałam się ze kogoś pozna, że np. mówił mi że jakas dziewczyna go podrywała lub cos w tym stylu,albo gdy móił ze boi się ze mnie straci, ze nam się cos n ie uda, miałam wtedy takie ściskanie w sercu(takie samo z reszta jak w momentach ataku mysli ze go nie kocham) teraz takiego ściskania nie mam juz w ogóle, i mi to w pewien sposób przeszkadza, może nauczyłam się ze takie sciskanie serca jest dobrym odczuciem na strach, reakcja na strszną rzecz. Czuje sie taka pusta, zimna.

sama juz nic nie wiem.

Nigdy nie wierzyłam w miłość do konca życia, w miłość w ogóle, a w głębi duszy o niej marzyłam, kiedy wreszcie ją spotkałam poczułam się cudownie i potem przez te ataki głupich myśli, zę nie kocham narzeczonego ją straciłam. tzn, straciłam poczucie i wiarę w miłość. a tak bardzo pragnęłam i pragnę ją czuc.

kiedy skończyły się lęki, a skończyły się w momencie gdyw głębi siebie powiedziałam: ok może i nie kocham mojego faceta ale i tak za niego wyjde i z nim będe mimo wszystko bo tego chce, pogodziłam sie z tym ze go juz nie kocham wtedy lęki sie skonczyły, [pogodziłam sie z tym ze mam takie myśli i pogodziłam sie z nimi przestały mnie one przerazac.

pomyslalam wtedy ze moze zacznę zdrowiec, ze moze to faktycznie lęki przed slubem a po slubie po jakims czasie mi przejdzie i poczuje miłosc do męża. nadal tego chce i nadal na to liczę.

wiem ze z boku wyglada to cynicznie, ze oszukuje męża ze robię tak jak mi wygodnie i okłamuję męża ze go kocham, ale powiedzcie czy po jakims tam czasie związku, mieszkania razem, wspolnych planów, musze go w jakis tam sposób kochac, moze juz nie jestem w nim zakochana jak na poczatku zwiazku ale przeciez nie mozna byc wiecznie w kims zakochanym, kochac kogos to chciec z nim byc dbac o niego, pragnąć jego szczęscia. chociaz to mało romantyczne to życie jest tylko życiem i trzeba się z tym pogodzic.

Mam nadzieję ze ktos to przeczyta i cos mi na to odpowie. mimo wszystko potrzebuje pocieszenia, potwierdzenia że mam racje, że mój tok myślenia jest słuszny. Jeśli oczywiscie jest. Pozdrawiam wszystkich gorąco i życzę poprawy.;*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Migotka, przecie związki ewoluują, miłość się zmienia, nie znaczy, że znika. Żyjemy w dziwnej kulturze opatrzonej kultem romantycznej miłośći. Taka miłość trwa krótko, potem przychodzi prawdziwa. Euforia i fajerwerki znikają. Dlaczego mówisz że to brzmi cynicznie? dla mnie nie brzmi

Nic odkrywczego nie powiem, chyba trzeba rozumowo uwierzyć w to, że to tylko lęki... przyjąć je, że są i już. I starać się nie bać i nie nakręcać.Spokój najważniejszy. Życzę Ci powodzenia, dobrze, że jesteś już mężatką, to odchodzi problem "czy to ten". Jeśli go poślubiłaś znaczy że ten :mrgreen::mrgreen:

 

Już pisałam kilka słów o sobie kilka postów wcześniej, nie będę się powtarzać. jestem w impasie, bo nie wiem czy mój prawie stale towarzyszący niepokój i lęk to moje prawdziwe odczucia czy tylko nerwicowe...

Byłam u psychola, wyszło na to, że jednocześnie chłopak mi się podoba i nie. Że jedno cechy mi się podobają, a inne nie. To rzeczywiście prawda. Wyszłam z gabinetu spokojna i zadowolona, a teraz znowu towarzyszy mi niepokój. Tylko, że u psychologa nie rozważałam opcji natręctw. To bardzo krótka znajomość, a ja już świruję. :why: Zauroczona byłam 4dni (!!!) a potem mi się odwidziało i zaczęłam widzieć wady, tylko... wszystko mnie zaczęło wkurzać... no i panika.

Chciałabym z nim być, podoba mi się (podoba mi się? a może sobie wkręciłam?)

Myślałam, że to uzależnienie od osoby, ale nie, bo przecież rozważam opcję rozstania.

Dziewczyny, czy lęk i niepokój (czasem znika) może też być rodzajem natręctwa? ja się boję, że jak z nim będę przebywać to stale będę to czuć i wynajdywać jego wady i na tym się skupiać...

Natręctwa już miałam w życiu różnego rodzaju. Wyciszały się i przychodziły kolejne. Ale teraz nie mam od dłuższego czasu.

No masakra...

 

[Dodane po edycji:]

 

Dodam, że znamy się dwa miesiące

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie martw sie! Kazdemu z Nas na codzien towarzyszy lęk i niepokój. To taka reakcja obronna. Tak reagujemu na myśli które sa przyczyną leku i niepokoju. To skutek nerwicy. Wiem ze to nie jest przyjemne uczucie. Te ściskanie w klatce piersiowej.. Czasem mnie sciska jak myśle ze kocham mojego a jak mysle ze nic nie czuej to jest okej. To jest niewytlumaczalne dla mnie. Wole tego nie analizować bo potem robie sie tylko bajzel i wpadam w błedne kolo. Mam teraz taki okres ze nie mam ochotu sie calowac przytulac.. wkrecam sobie ze to przez brak uczucia...;// a to ze ten inny pokazuje mi sie w danych sytuacjach (ciagle w tych samych) to juz taki mechanizm.. tak juz chyba moj mozg dziala.. ale po co? Nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczyny ja juz sama nie wiem o co chodzi....nie potrafie sie cieszyc fajnym czaem z chlopakiem bo co wtedy robi moja glowa? wszystko analizuje, i gdy niec nie czuje badz kiedy czuje malo zaczyna sie blede kolo nakrecania....

wlasciwie to dzieje sie tak kazdego dnia....

czasem jak juz sie tak wkece ze nie kocham ze to nie teen...to zaczynam nawet miec problem z odpowiedzniem sobie czy chce z nim byc?

 

kiedys z bylym facetem mialam tak ze jak wyobrazalam sobie ze moze go nie byc przy mnie wariowałam i panikowalm i tak uspokajalam swoje watpliwosci, ze skoro nie umiem wyobrazic sobie zycia bez niego to napewno kocham...

 

teraz tak nie mam co jeszcze bardziej mnie pograza...nagorsze jest to ze jest mi znim naprawde dobrze, zaspokojone sa wszystkie moje potrzeby, uwielbiam sie do niego tulic i ciagle odciagam go od pracy zeby ze mna polezal na lozku :)

 

dlaczego jednak ciagle w mojej glowie mysl ze to nie to i żadza w glowie czucia wiecej i wiecej?...........

 

nienawidze siebie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oh..;/ Wiesz ja tez nie umiem sobie odpowiedziec czy chce byc z Nim?! Jak wyobrazam sobie rozstanie to panika. Czasem jak jestem z nim to mam ochote mu powiedziec NIE kocham Cie.. ale zaraz zbiera mi sie na placz no i myśli ze pewnie boje sie ze on bedzie cierpieć..

 

TO bzduryy! Skoro zyje z Nim ciagle od 3 lat a od roku mam nn to chyba musze go Kochac bo w tym trwam!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam podobnie jak agucha.

 

W ogóle to witam, nie pisałem przez pewien czas.

2 tygodnie ponad spędziła u mnie moja dziewczyna ( jest z daleka ). Nie było szału jak przyjechała, ale z czasem było coraz fajniej i fajniej...

Wiecie co? Sam nie wiem o co chodzi.

Były takie momenty, że jest przy mnie, ja obok niej. Oczywiście moje analizy myślowe sprawiały, że się zmuszam do tego, aby jej było dobrze, ale ja chcę aby było jej jak najlepiej...

Robiłem śniadanko, kupowałem non stop coś. Zazwyczaj staram się trzymać kasę i nie wydawać tak o, a tu wydawałem bez opamiętania dla niej. Tylko jak było krytycznie, to zacząłem się bać, że może mi nie starczyć i co będzie... TAk nie chciałem od niej ani grosza i ciesze się, żę przyjeżdżając do mnie wydała praktycznie tylko na bilety. Jestem z siebie tutaj dumny, bo się spełniłem.

Problem tego "kocham, nie kocham" gdy ona była był jakby... przytłoczony. Wiadomo, że jak się na nią patrzałem i analiza w głowe była, to problem był, ale wielokrotnie zauważyłem, że samoistnie moja ręka dąży by złapać jej i za wszelką cenę nie puścić, by przytulić, by spojrzeć na nią i patrzeć cały czas, by przytulić... Owszem sobie też już analizowałem, że może to wkrętka czy coś.

Jednak jak byliśmy razem ja czułem się... nie umiem tego wytłumaczyć, ale o wiele spokojniej. Nie z porywami, lecz w takiej harmonii. Wiedziałem, że ona jest tu, obok mnie i ją mam. Teraz jak to piszę, na łzy mnie zbiera, ale z uśmiechem na twarzy i też nie wiem dlaczego. Myślałem, że jestem chociaż delikatnie inteligentny, ale sam nie umiem rozpoznawać swoich uczuć i wszystko odbieram jako negatywne.

Wracając do tematu jak była, było o wiele spokojniej... a nawet jak poszedłem do WC i jej nie było a ja zacząłem analizę, to robiło mi się nie dobrze.

Przez te 2 tygodnie troche się działo, mógłbym wymieniać wiele.

Postaram się to jednak skrócić, bo zazwyczaj jak coś napiszę, to jak wypracowanie. :P

Standardowo jak to przy rozłące, było mnóstwo seksu, który bardzo lubię z nią uprawiać jak i ona ze mną. Dbałem o nią cały czas.

Martwiło mnie, że jak siedzieliśmy w pubie, to wgadywałem się w znajomych, zabawiałem ich i niekiedy jakbym "zapominał", że siedzi obok mnie. Mimo wszystko jakby nie daj Bóg zobaczył, że nie ma nic do picia na stole, to pobiegłbym odrazu by jej coś kupić. tak samo jak byliśmy w barze... chciałem, by zamówiła sobie cokolwiek wymarzy. Chciałem spełnić jej zachciankę!

Mnie przy niej i rozsądku podtrzymuje to, że gdyby faktycznie to nie było to... nie płakałbym z początku, nie walczył o to, nie chciał i uciekał przed nią a nie przed tym lękiem... Chociaż ten lęk z reguły, bo już raz zraniłem, boje się, że jest właśnie tym ostrzeżeniem, żeby tego nie robić znowu? nie wiem... Z drugiej strony ktoś mnie bardzo mocno zranił i też ogromnie się bałem na początku znajomości, że ją stracę, że jest taka mała szansa...

Ponad to, możliwośc jest taka, że ona będzie w ciąży i będziemiy mieć dzidziusia :) Brzmi to fajnie i też temu dostawiłem emotkę ( już to analizuje czy aby na pewno się do głupawej emoty nie zmusiłem i zaraz mam wrażenie, że tak ) I tak samo z tą miłością i płakać mi się chcę... I mimo tego dzieciak, nie czuję ANI ODROBINY Strachu, jak w przy poprzednich partnerkach i możliwośiach o zajściu. Chyba podświadomie dążę do tego spokoju, że powstanie dzięki dziecku ten łącznik i ta więź, która połączy nasze życia na tym świecie do końca naszych dni :)

Może jutro coś dopiszę bo teraz nie mam ochoty ale wiecie, żę jak znów jechała to płakałem rano... powstrzymywałem się jednak cały czas, by nie wybuchnąć i jak pojechała to też to w sobie zatrzymałem i uspokoiłem. To samo co opisywałem wtedy, ten ból jakby z "rozstania", że ona jedzie i teraz znów mi się chce płakać... Wiecie co? Myślę, że mogę być ZAKOCHANY JAK NIGDY DOTĄD, DO SZALEŃSTWA, TYLKO PRZEZ TE NATRĘCTWA TEGO NIE WIDZIEĆ. I do tej pory patrzę na nią... na jej zdjęcia z uśmiechem , potrafie się szczerze uśmiechnąć gdy widzę jej twarz.,lub zdołować, gdy pomyślę o tym co nas tu wszystkich trapi...

Oraz... Jednego pewien jestem na 100 % Bez niej świat mój nie istnieje, bo jest pusty, a ja za nią przebiegłbym piekło i oddał za nią duszę...Zginąć za nią to najlepsze co w tym życiu mógłoby być oprócz życia przy niej. I teraz mam ochotę wykrzyczeć ze łzami, że ją KOCHAM! ale zaraz to analizuje i koło leci od nowa... Będe walczy, i wy walczcie także, razem ze mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chrzań te upiorne myśli. Po prostu musimy nauczyć się z nimi żyć i je lekceważyć.

Życzę Ci szczęścia z Nią. Widzę, że ją bardzo kochasz :) Powodzenia :) Napisz jak już będziesz wiedzieć o ewentualnie poczętym maleństwie hehehe :D:great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×