Skocz do zawartości
Nerwica.com

Migotka84

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Migotka84

  1. Witajcie widzę, że nikt tu nie zadląda. Powiedzcie mi jedno, bo statatnio nurtuje mnie wazne pytanie, czy kiedy nie macie mysli ze nie kochacie swojego faceta to co do niego czujecie? czy czujecie miłość? czy czujecie cokolwiek? ja nie czuje nic konkretnego i sama juz nie wiem czy powinnam czuc cos szczególnego, bo niby na motyle juz za późno po pewnym czasie związku. jak nie mam mysli to sie nie zastanawiam co czuje jestem poprostu spokojna i jest mi dobrze ale czy nie powinnam czuc czegos wiecej? dlatego chcialabym wiedziec jak jest w waszych przypadkach, wiem ze kazdy z was ma troche inne objawy i odczucia ale ogol problemu jest taki sam. cos w rodzaju motyli pojawia mi sie bardzo rzadko i to w sytuacjach intymnych-czy to oznaka miłości czy tylko pożądanie?staram sie nie myslec o tych sprawach zeby nie wpasc w kolo analizowania własnych odczuc ale czasami nie potrafie. ja ogolnie mialam ciezki tydzien nie w sensie mysli ale duzo pracy i problemów. Mąż pojechal na 2 dni w delegacje a ja nawet zbytnio nie tęskniłam bo w sumie nie maialam kiedy cagle mialam zajecie, chociaz było mi troche dziwnie bez niego. kiedy wrocił było normalnie, ale w nocy przez sen tuliłam sie do niego i całowalam go tak mocno jak od bardzo dawna mi sie nie zdarzyło i nie wiem czy to miala byc oznaka milosci? tęsknoty?. a dzisiaj mielismy caly dzien spięcia i pokłócilismy sie bardzo powaznie a ja nie wiedzialam dlaczego jest mi przykro czy dlatego ze denerwowala mnie ta napieta sytuacja czy dlatego ze balalm sie ze przez ta kłótnie sie od siebie oddalimy.
  2. Nie przejmuj się. Myślę, że po prostu masz gorszy okres, bardziej potrzebujesz czułości, przytulenia i dotyku niż samego sexu. A może przyczyna jest zupełnie błaha i nie ma nic wspólnego z naszymi problemami, nerwicą? Może po prostu nie macie odpowiednich warunków do zbliżeń, może podświadomie boisz sie ze ktos wam przeszkodzi-np. zadzwoni tel. , albo moment jest nie odpowiedni,bo gdzies wychodzicie i zamiast myślec o sexie chcesz sie przygotować? to strasznie wkurza i odbiera całkiem ochotę na cokolwiek, tym bardziej jesli potrzebujesz czułości i troski(a każda kobieta potrzebuje-tym bardziej nerwicowiec). Pomyśl o tym, może wystarczy tylko odpowiednia chwila i trochę więcej czasu na miłóść.
  3. Witajcie jestem tu znowu po krótkiej przerwie. Wczoraj naczytałam sie o zwiazkach, konfliktach w zwiazku i znowu zaczełam wszystko analizowac w moim zwiazku.przez to wszystko po raz pierwszy zaczełam poważnie zastanawiac sie nad tematem zdrady w zwiazku. zaczełam myslec czy potrafiła bym zdradzic męża. nigdy wczesniej o tym nie myslalam i poczułam dziwny strach. pomyslalam ze może i mogłabym go zdradzic tzn. ze byłabym do tego zdolna(mimo ze tego nie chce) ale jednoczesnie miałabym wyrzuty sumienia i oczywiscie dalej potoczyło sie juz kolejne wkrecanie czy te wyrzuty byłyby dlatego ze go kocham czy tylko dlatego ze mam pewne zasady typu wiernosc w małżeństwie lub ze zdrada prowadzi do rozpadu zwiazku itd. dziwnie sie poczułam z taką świadomością. i w sumie nie wiem czy mam te mysli i odczucia interpretować jako potwierdzenie mojej miłości czy jej zaprzeczenie. wiem ze przez to wszystko stałam sie jeszcze bardziej drażliwa i zimna. przez te wczorajsze czytanie o głupotach, zdradach, związkach dziwnie sie przy nim czułam jeszcze bardziej obco i drażliwie, do tego stopnia ze nawet jego dotyk czułam jakoś dziwnie drażnił mnie. on chciał się kochac a ja czułam sie żle, byłam zmęczona, rozdrazniona i jeszcze dodatkowo rozstrojona przez te głupie mysli no i powiedzialam mu cos glupiego cos co go zraniło. oczywiscie zaraz zaczełam analizowac moją reacje na to co sie stało. czy było mi przykro czy cierpie przez to co powiedzialam czy mam wyrzuty sumienia i czy one są realne czy tylko narzucone przez mój umysł bo tak trzeba -chodzi mi o to ze jesli cos jest nie tak to od razu pojawia mi sie mysl ze gdybym go kochała to w jakiejs konkretnej sytuacji powinnam poczuc to a w innej tamto i nie wiem czy rzeczywiscie to czuje czy poprostu sobie narzucam to odczucie które powinnam poczuc. to wszystko jest takie głupie,sama siebie nie potrafie zrozumiec. czasami nawet zdarzają mi sie momenty ze do konca nie wiem czy chce z nim byc tzn. niby chce ale zaraz w głowie słysze glos ze chce dlatego ze wzięlismy slub i z wygody oraz z innych powodów niż miłość. i wtedy sama juz nie wiem jakie mam prawdziwe zdanie, jaka jest moja wola. nie mam lęków a czuje sie tak obojętna i zimna jak wtedy gdy je miałam i odrzucało mnie od ukochanego, to mnie strasznie martwi. przepraszam, że pisze tak chaotycznie i w sumie nie wiem po co zawracam Wam głowę takimi głupotami i zaśmiecam to forum ale gdzies to musze z siebie wyrzucić. ps. anastazjo u mnie było bardzo podobnie miałam identyczne odczucia myśli i objawy. z tym że teraz jest nadal dziwne,chociaż typowych objawów lęku nie miałam już od kilku miesięcy. mam nadzieję ze Ci przejdzie i poczujesz znowu miłość, którą ja też tak bardzo chciałabym poczuc...tylko czy jeśli ją poczuję to zinterpretuję to jako miłość? czy znowu umysł podpowie mi jakies dziwne rzeczy i odwróci wszystko na opak.
  4. Witajcie, widzę, że od dawna nikt się tu nie udziela, może to i dobrze jeśli oznacza poprawę Waszych nastrojów. U mnie nadal bez większych zmian. Ale nie jest źle. Myśli dopadają mnie rzadko ale pozytywne uczucia też nie nadchodzą, co mnie bardzo martwi. Czuję jakbym była w uśpieniu, moje uczucia były w uśpieniu. Ogólnie jest mi dobrze, ale brakuje mi momentów jakiejs euforii, poczucia czystej miłości, radości z obecności partnera, gwałtownych odczuć. Kiedys o tym, że kocham mojego męża(wtedy jeszcze narzeczonego) mówiło mi ze bałam się o niego. Bałam się ze kogoś pozna, że np. mówił mi że jakas dziewczyna go podrywała lub cos w tym stylu,albo gdy móił ze boi się ze mnie straci, ze nam się cos n ie uda, miałam wtedy takie ściskanie w sercu(takie samo z reszta jak w momentach ataku mysli ze go nie kocham) teraz takiego ściskania nie mam juz w ogóle, i mi to w pewien sposób przeszkadza, może nauczyłam się ze takie sciskanie serca jest dobrym odczuciem na strach, reakcja na strszną rzecz. Czuje sie taka pusta, zimna. sama juz nic nie wiem. Nigdy nie wierzyłam w miłość do konca życia, w miłość w ogóle, a w głębi duszy o niej marzyłam, kiedy wreszcie ją spotkałam poczułam się cudownie i potem przez te ataki głupich myśli, zę nie kocham narzeczonego ją straciłam. tzn, straciłam poczucie i wiarę w miłość. a tak bardzo pragnęłam i pragnę ją czuc. kiedy skończyły się lęki, a skończyły się w momencie gdyw głębi siebie powiedziałam: ok może i nie kocham mojego faceta ale i tak za niego wyjde i z nim będe mimo wszystko bo tego chce, pogodziłam sie z tym ze go juz nie kocham wtedy lęki sie skonczyły, [pogodziłam sie z tym ze mam takie myśli i pogodziłam sie z nimi przestały mnie one przerazac. pomyslalam wtedy ze moze zacznę zdrowiec, ze moze to faktycznie lęki przed slubem a po slubie po jakims czasie mi przejdzie i poczuje miłosc do męża. nadal tego chce i nadal na to liczę. wiem ze z boku wyglada to cynicznie, ze oszukuje męża ze robię tak jak mi wygodnie i okłamuję męża ze go kocham, ale powiedzcie czy po jakims tam czasie związku, mieszkania razem, wspolnych planów, musze go w jakis tam sposób kochac, moze juz nie jestem w nim zakochana jak na poczatku zwiazku ale przeciez nie mozna byc wiecznie w kims zakochanym, kochac kogos to chciec z nim byc dbac o niego, pragnąć jego szczęscia. chociaz to mało romantyczne to życie jest tylko życiem i trzeba się z tym pogodzic. Mam nadzieję ze ktos to przeczyta i cos mi na to odpowie. mimo wszystko potrzebuje pocieszenia, potwierdzenia że mam racje, że mój tok myślenia jest słuszny. Jeśli oczywiscie jest. Pozdrawiam wszystkich gorąco i życzę poprawy.;*
  5. A ja nadal mam dziwny nastrój, co do mojego stanu nic sie nie zmienia. Tak bym chciała znowu cieszyć się z tego co mam bez ciagłego analizowania, przeciez jest nam razem dobrze, a ja nie umiem tego docenic i cieszyc sie. jakis tydzien po slubie kiedy opadly emocje i nerwy było juz naprawde dobrze, byłam szczęśliwa, przez moment myślalam nawet ze złe dni minęły i głupie myśli i odczucia juz nie wrócą. Tak bardzo się z tego cieszyłam i tak bardzo tego pragnęłam. Potem znowu wszystko zaczęło sie psuc. Nastał nerwowy okres, pojawiło sie analizowanie zachowan i trwa do dzis. Mysle ze dużym problemem jest to ze brakuje nam czasu dla siebie, czasu spędzonego tylko we dwoje, intymnosci. Od kilku tygodni nie mielismy weekendu dla siebie, jestesmy w ciągłym ruchu, teraz jedziemy pół Polski na wesele jego kuzyna, wczesniej bylismy u mojej mamy, jeszcze wczesniej cały weekend naprawiał z ojcem samochód... Niby ciagle jestesmy razem, przytulamy sie, rozmawiamy, ale to za mało. JAk ja bym chciala zeby bylo tak jak kiedys...
  6. Witajcie, dawno mnie tu nie było. Widzę, że pojawiły się nowe osoby borykające się z problemem miłości i jej braku. Własciwie nie wiem czy to forum jest jeszcze dla mnie właściwym miejscem, czy powinnam tu zaglądać i pisać. Nie będe przypominac mojej historii, kto zechce ten ja przeczyta(opisywałam ją na wcześniejszych stronach). U mnie nic się nie zmieniło, nadal czuję ogromną obojętność do męża. Myśl ze go nie kocham nie sprawia mi bólu, a jednocześnie wiem ze chce z nim być, ale dlaczego tego chcę?czy dlatego że pragnę mieć rodzinę?czy boję się samotności?Nie mam pojęcia.teraz na tydzien pojechałam do mamay w odwiedziny, mąż musiał pracowac i dojechał dopiero na weekend. chciałam sprawdzic czy bede tęsknic, owszem niby tęskniłam ale nie aż tak bardzo jak uważam ze powinnam. Poza tym znowu wpadłam w system analizowania wszelkich moich uczuc i zachowan wzgledem niego. nawet jesi pomysle ze mi go brakuje to zaraz pojawia sie mysl ze udaje sama przed sobą ze to sztuczne. w sobote kiedy mąż przyjechał po mnie do mojej mamy był dziwny, jakis zimny, nerwowy, zły, wiem ze miał problemy i nie dziwie się ze taki był jednak ten stan na mnie wpłynął negatywnie. zaczęłam myslec ze moze on juz mnie nie kocha? i ta mysl mnie nie przeraziła w ogole-moze w głębi duszy wiedzialam ze to nie prawda, a jednocześnie ciągle o tym myslalam ze cos jest nie tak. do tego stopnia ze w nocy przysniło mi sie ze on jest z inna kobietą i mnie nie chce i co gorsze we snie ta sytuacja mną nie wstrząsnęła, analizowałam ją przez sen, analizowałam własne odczucia w trakcie snu. nie wiem co się dzieje ze mną, dlaczego tak mam. czuje sie z tym zle, nie mam lęków ale nie odczuwam tez zadnych gwałtownych uczuć. jestem strasznie obojętna na wszystko. ostatnio zaczęłam myslec ze moze przez te ataki lęków, poczucia niekochania narzeczonego/męża , które były tak straszne dla mnie gdy moje uczucia były tak karykaturalnie wyolbrzymione i przerysowane przestałam, zapomniałam jak to jest odczuwac i myslec normalnie? ale czy to jest mozliwe ze az do tego stopnia wyparłam z siebie mozliwosc odczuwania? Wiem ze nasz związek nie ma realnego zagrozenia w postaci innej kobiety moze dlatego ten sen z inna kobietą mnie nie przeraził? myslę ze podswiadomie chciałam sprawdzic swoja reakcje na taką ewentualnosc a przeciez wiem ze byłabym w takiej sytuacji zazdrosna nawet o byłych facetów z ktorymi sie kiedys spotykalam wiec dlaczego nie byłam zazdrosna o męza? Przeraszam ze tak chaotycznie pisze o tym wszystkim ale nie umiem wyrazic tego co bym chciała a jednoczesnie chce to z siebie wyrzucic.
  7. Witajcie forumowicze. Dawno tu nie zaglądałam, co niestety nie znaczy, że pozbyłam się mojego problemu. !9 czerwca wyszłam za mąż za mojego narzeczonego. Jestem już mężatką z ponad tygodniowym stażem. Dziwnie się z tym czuję, jeszcze do końca to do mnie nie dotarło. Myśl, że go nie kocham mam ciągle, ale tak jak pisałam wcześniej już mnie ona nie przeraża, chyba nauczyłam się z nią żyć i zaakceptowałam, co nie znaczy, że mi ona nie przeszkadza. Z drugiej strony staram się na niej nie skupiać, chociaż czasami zaczynam myśleć,że ten brak lęku jest ewidentnym dowodem na brak moich uczuć do teraz już męża. Ale ja przecież chcę z nim być, być szczęśliwą, mieć dzieci i cieszyć się każdym wspólnym dniem, więc dlaczego nie czuję do niego tego co kiedyś? Dlaczego mnie dopadają takie wątpliwości? Czy to możliwe, że rzeczywiście go nie kocham? Ostatnio myślę, że traktuję go bardziej jak przyjaciela niż ukochanego, że może wyszłam za niego z wygody, czy z rozsądku, a nie chce żeby tak było. Sporo rzeczy się w moim życiu zmieniło przez ostatnie miesiące, a od ostatniego ataku- że to tak nazwę ,,wyobcowania'' -który był najsilniejszy ze wszystkich-minęło już około miesiąca, a ja nadal nic nie czuję, nic kompletnie do nikogo, nawet do mamy, może to jakaś blokada uczuć? Liczyłam na to, że w dniu ślubu silne emocje związane z tak ważnym wydarzeniem spowodują we mnie jakieś reakcje, jakoś odblokują, ale nic takiego się nie stało. Owszem byłam zdenerwowana, zestresowana,kiedy narzeczony przyjechał po mnie do domu, kiedy wchodził z bukietem ledwo powstrzymałam się żeby nie wybuchnąć płaczem i sama nie wiem z jakiego powodu, czy ze strachu czy z żalu czy z radości? Ogólnie cieszyłam się ze ślubu, ale jakoś tak beznamiętnie. Jakbym grała w filmie, albo była obcą osoba i stała obok.Nie myślałam o tym czy dobrze robię, czy powinnam za niego wyjść, poprostu wyszłam za niego(wiem że jest wspaniałym człowiekiem i bedzie wspaniałym mężem). On nie wie o moich myślach, mówi mi że widzi moją miłość, że mu ją okazuję, przytulam szukam dotyku, że kiedy patrze na niego to widzi miłość w moich oczach, więc czy możliwe że potrafię tak udawać?Że on nie zauważyłby braku uczuć? Sama go go pytam czy widzi i czuje, że go kocham, to mnie jakoś podbudowuje, bo może jednak kocham? On widzi też jak bardzo jestem nerwowa i wszystko co złe tłumaczy nerwami. On mnie bardzo kocha, mówi mi o tym na każdym kroku, wręcz mnie tym denerwuje, że za często i to powtarza, ale ostatnio też jest nerwowy i stał się trochę obcy. Zaczęliśmy mieć małe spięcia w większości z mojej winy-i mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Przepraszam, że się tak rozpisałam. Nie wiem czy mój wpis spotka się z jakimkolwiek komentarzem, bo widzę ze forum powoli zamiera,nie wiem czy mam się z tego cieszyć, bo chyba potrzebuję wsparcia, chociaż z drugiej strony boję się, że ktoś napisze mi, że rzeczywiście go nie kocham i tylko się oszukuje. Ale jeśli już za niego wyszłam, to zrobię wszystko aby to małżeństwo przetrwało i było szczęśliwe.Tylko tak bardzo brakuje mi uczuć do niego, tak bardzo chciałabym poczuć tą miłość...
  8. witajcie widzę, że wątek nie cieszy się już zbyt dużym zainteresowaniem, może to i dobrze jesli oznacza to waszą poprawę. Mam nadzieję, że tak własnie jest. Mój narzeczony ma dziś wieczór kawalerski, a ja czekam na niego w domu. Wiem, że mogę mu zaufać i że nie mam się czego obawiać-wiadomo jakie są stereotypy jeśli chodzi o tego typu imprezy. Wczoraj rozmawialiśmy o tym, dostał całkowity zakaz jakichkolwiek panienek na tej imprezie i bardziej było to powiedziane w żartach, bo oboje wiemy, że nie ma takiej opcji. Powiedział mi za to coś takiego: że nie wyobraża sobie zeby mnie zdradzić a jeśli już miałby to zrobić to nie potrafiłby mi spojrzeć w oczy i być ze mną. A sam ze sobą tez by sobie nie poradził z tą świadomością. Kiedy mi to mówił czułam się dziwnie, coś jakby zazdrość??a jednocześnie strach i obojętność(zupełnie nie potrafię zdefiniować swoich uczuć) Niby się ucieszyłam, że to oznaka mojej miłości, ale już sama nie wiem... Wiem tylko jedno-Jest mi z nim bardzo dobrze, jest cudownym facetem, ufam mu i wierzę, że mnie nie skrzywdzi.
  9. Witajcie, u mnie ostatnio wszystko się jakoś układa. Chociaż ciągle jestem rozdrażniona i sama nie wiem czego chce. Idąc za waszą radą postarałam się spędzać więcej czasu z narzeczonym, mimo ze to trudne ze względu na jego pracę. Myśli i lęki mi chyba minęły, ale uczucia nie wracają, tzn. niby są ale tak jakby ich nie było. Nie potrafię tego wytłumaczyć, zupełny brak emocji, tak jakbym nie potrafiła nic czuć,była pusta i obojętna, na różne rzeczy reaguje nerwowo, smieje się, ale to wszystko jest takie powierzchowne. Zauważyłam, że mam tak również w stosunku do mamy, czy innych bliskich mi osób. Więc może to nie jest problem typu,,Kocham czy nie mojego narzeczonego??'' może tu chodzi o jakąś blokadę ogólną uczuć?? Nie wzbudzają juz we mnie lęku rozważania tego typu, chociaż w głębi mam wyrzuty, że może rzeczywiscie brak tego lęku, gdy myslę ze nie wiem czy kocham jest oznaką właśnie braku tej miłości? Ale staram się tak nie myśleć. Myślę, że przyzwyczaiłam się już do tego, że nie czuję, a nawet jeśli czuję to tego nie zauważam. Troszczę sie o niego, lubię o niego dbać, lubie sprawiac mu radośc, lubię spędzać z nim czas i czuję sie przy nim bezpiecznie. Ma swoje wady, ale je akceptuję. Ogólnie jest mi z nim dobrze, chce za niego wyjsc, więc czym to jest jeśli nie miłóścia? Normalnie nie byłoby to dla mnie problemem, gdybym miała tak od początku naszego związku, ale ja zanim po raz pierwszy pojawiła się mysl o nie kochaniu i blokada przed narzeczonym, czułam to uczucie całą sobą. Kiedy leżał obok mnie albo patrzył w oczy, czułam ogrom tej miłości, nie wierzyłam wprost, że mogę tak kochać i być tak szczęśliwą. A teraz nie czuję tego. Jest mi w takich sytuacjach przyjemnie, nawet mam wrażenie ze odczuwam jakiś rodzaj emocji, ale gdzieś w głębi mnie czuję blokadę przed miłością, a tak bardzo chciałabym ją poczuć.
  10. Witajcie, u mnie ostatnio smutno i nerwowo. Sama nie wiem czego już chce, byle głupota potrafi mnie wyprowadzić z równowagi, dodatkowo pogoda mnie rozbija i jeszcze się zaziębiłam... Dopada mnie marność życia;/ Pozdrawiam wszystkich i oby wam było lepiej.
  11. Jakoś mi smutno i obojętnie... sama już nie wiem czego chce. Nie tęsknie, nie myslę o niczym...jestem ospała i rozleniwiona, nic mnie nie cieszy. Dziś przy obiedzie, który jadłam z teściami bez narzeczonego(znowu musiał zostać dłużej w pracy) naszła mnie taka dziwna myśl, ze jakby narzeczonego w ogóle nie było a to ja zamiast niego jestem ich dzieckiem... To takie głupie i dziwne uczucie. Już nawet nie pamiętam kiedy jadł ze mną/z nami obiad.... Widzę, że forum zamiera... mam nadzieję, że to świadczy o Waszej poprawie.
  12. Witajcie, cieszy mnie fakt, że moje problemy kogoś interesują i dziękuję bardzo za wasze wypowiedzi.Nawet nie wiecie jak długo wahałam się zanim napisałam o swoim problemie na tym forum. Od mojego ostatniego wpisu we wtorek trwam w tym dziwnym stanie spokoju i obojętności. Nie mam lęków, nie odsuwa mnie od mojego narzeczonego - co mnie bardzo cieszy. Gdy we wtorek obudziłam się bez tych fizycznych objawów, dławienia w gardle i strachu, cały dzień byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Aby nie przywołać spowrotem lęków starałam sie o tym nie myslec. Ale zawsze musi być jakieś ale... Zaczęłam sie jednak zastanawiac czy to moze mi przeszło? Czy poczuję, że kocham? Ale nie poczułam, zastanawialam sie na sucho bez lęku kocham czy nie, nawet teraz te analizy mnie zbytnio nie przerażają. Powiedzcie czy to jest normalne w nerwicy? Bo może rzeczywiscie go nie kocham? Nie wiem już nic, jest mi z nim dobrze, kocha mnie bardzo okazuje to na kazdym kroku, wiem ze mam duze szczęście ze akurat jest ze mną i nie wyobrazam sobie zebym kiedykolwiek miała być z innym facetem. Kolejną rzeczą która mnie bardzo niepokoi jest tęsknota i zazdrość. Łapię sie na tym, ze w ciągu dnia za nim nie tęsknię, ale wgłębiając się w to było tak nawet zanim mialam ten pierwszy atak, zaczynałam za nim tęsknic dopiero, gdy zbliżała się godzina kiedy konczył pracę i mial byc w domu-może to kwestia przyzwyczajenia??. A teraz nawet wieczorem nie zawsze tęsknie, mysle ale nie wiem czy tęsknie.On od kilku miesięcy bardzo dużo pracuje i wraca poźno w nocy, często się mijamy, moze ten brak tęsknoty to jakis mechanizm obronny? Podobnie jest z zazdrością, od momentu ataku nie jestem zazdrosna o mojego faceta. Jak we wtorek mi przeszły lęki postanowiłam sprawdzic czy bede zazdrosna. Weszłam na jego konto na naszej klasie( czasem to robię bo nie mam własnego, a on nie ma nic przeciwko)-bo wiem ze podgląda go regularnie jego była ktora juz nam kiedys namieszala. Jak widzialam ze go podglada to zawsze czulam ukucie zazdrosci i oczywiscie nie poczulam. Podlamalo mnie to znowu. Już nie wiem co mam myslec. Wczoraj wieczorem pchana tym samą chęcią sprawdzenia swojej reakcji przegrzebałam jego smsy w komorce(zaznaczam ze nigdy tego nie robię-to byl pierwszy raz). Nie spodziewałam się nic znależc bo on jest naprawde uczciwy wobec mnie i wiem, ze nie musze sie obawiac z jego strony zadnych tajemnic.Więc może ten brak zazdrosci to poprostu bierze się z pewności co do niego? Jedyne co znalazłam to sms do kogos w krórym pisze zeby ten ktos mu nie zawracal głowy bo jestem dla niego najwazniejsza i ze mnie bardzo kocha- i gdy go czytałam to poczułam jednak zazdrosc. Ale jakos mnie to nie ucieszyło. Dzis caly dzien jestem w tym dziwnym nastroju obojętnosci nic mnie nie cieszy, narzeczony wraca dopiero w nocy bo miał dzis wyjazd na jakies szkolenie, a ja nie wiem co mam ze sobą zrobic... Przepraszam, że wam tu opisuje takie szczególy, ale musze komuś to napisac, wyrzucic z siebie, a pogadac o tym nie mam z kim. Dziękuję za wsparcie i pozdrawiam gorąco!!
  13. Witajcie wszyscy dziękuje za słowa wsparcia i za zainteresowanie moją historią. Do psychiatry sie zapisałam, mam wizyte na 10czerwca, ale zastanawiam sie czy nie pojsc prywatnie wczesniej bo do tego czasu moze sie duzo wydarzyc. Z drugiej strony boje sie ze lekarz powie mi ze ten cały ślub jest bez sensu i co wtedy? Przeciez nie zrezygnuje z tego, nawet gdybym chciala, jest juz za późno, wszystko ustalone, zapiete na ostatni guzik, a co ludzie powiedza?Może to głupie podejscie ale nie mam na tyle odwagi i nie skrzywdze w ten sposób mojej rodziny. Weekend minął mi bardzo źle, cierpiałam strasznie, bylismy razem z jego rodzicami u mojej mamy zeby dogadac ostatecznie sprawy zwiazane ze ślubem. To że spędzę z narzeczonym cały weekend napawało mnie lękiem, ze bedzie mi z nim zle, obco itp. Tak rzeczywiscie było ale było przy tym tyle zamieszania ze z jednej strony cieszyłam sie ze nie musze z nim byc sam na sam. Najgorsze były/są poranki i noce, budzą mnie leki ze w co ja sie pakuje ze ten slub jest skazany na rozwód, ze tylko wszystko niszcze a facet za ktorego wychodze jest mi zupelnie obcy, nie chcialam sie przytulac, nie moglam spac, miałam odruchy wymiotne i scisniete gardło i brzuch. Pojawiły się tez ataki kaszlu jak tylko sie do mnie zblizał albo mialam silne mysli. potem w miare upływu dnia jakos sie wszystko wyciszało, stawałam sie obojętna,apatyczna, senna, nawet czułam sie dobrze, ale wieczorami znowu sie wszystko zaczynało. Najdziwniejsze jest to, że jak bylismy w urzedzie aby podpisac stosowne papiery do slubu, albo jak ustalalismy ostatnie szczegóły w domu weselnym nie mialam tych mysli, byłam spokojna, wręcz obojętna jakby to było kupienie ziemniaków do obiadu a nie najwazniejsza decyzja w życiu. A dzis po raz pierwszy od wielu, wielu dni a moze i tygodni obudziłam się bez lęku i strachu, bez sciskania w gardle i checi wymiotowania, przytuliłam sie do mojego chłopaka i było mi poprostu ciepło, sennie i spokojnie. Mam nadzieje ze ten nastroj utrzyma sie przez dłuzszy czas, chociaz nie moge sie powstrzymac zeby nie zaczac analizowac swoich odczuc-czy to oznacza ze kocham czy nie itp. a wiem ze to ostatecznie doprowadzi mnie do lęku. Z drugiej strony zaczęłam łapac sie na tym, że gdy mam takie ,,przerwy'' w lękach, gdy nie mysle o tym to jakby mi czegos zaczyna brakowac, jakos mi dziwnie nieswojo bez tych mysli, nie umiem tego dokładnie wytłumaczyc. Powiedzcie czy takie zachowanie jest normalne? Pozdrawiam wszystkich serdecznie;)
  14. dzieki za słowa wsparcia. mam nadzieje ze macie racje i to rzeczywiscie tylko nerwica. chociaz ja juz w to do konca nie wierze a od wczoraj jestem w jakims dziwnym nastroju ze mysl ze go nie kocham mnie nie przeraza... jakos sie tak uspokoiłam nie mialam tego nigdy wczesniej od kiedy mnie dopadla ta mysl. ogolnie jest mi z nim dobrze ale nie ma motyli jakiejs euforii kiedy mnie dotyka i mowi ze kocha, nie czuje nic. z jednej strony mnie to przeraza a z drugiej sama juz nie wiem... jestesmy ze sobą prawie 2 lata moze juz nie czas na motyle? ale tak bardzo chcialabym poczuc ze go kocham tak prosto i zwyczajnie bez analizowania typu czy tesknie czy nie, czy chce mi sie do niego zadzwonic albo napisac sms itp. wczesniej nie mialam takich wątpliwosci, a teraz nawet jak wydawalo mi sie ze cos czuje to jakis głos obok mowil mi ze sie oszukuje i go nie kocham. co do nerwicy to nie mialam wczesniej jakichs natręctw, zawsze byłam wrażliwa, płaczliwa, kiedy cos mi sie nie układało przezywałam bardzo, beczalam ciągle, ale po jakims czasie to mijało, teraz jak sie nad tym zastanawiam to mogły to byc ataki nerwowe, ale predzej czy później wszystko sie dobrze konczyło. rozmawialam o tym z moim chłopakiem ale nie powiedzialam mu wszystkiego,mysli, ze to strach przed slubem i wpływ hormonów, nie powiem mu przeciez ze go nie kocham, nie chce go krzywdzic chociaz w pewnym sensie to robie.mieszkamy razem u jego rodziców od prawie roku, pierwszy raz mysl o nie kochaniu dopadla mnie gdy pojechalam do mamy na ponad tydzien. ogolnie byl to bardzo nerwowy okres dla mnie juz nie wytrzymywalam i plakalam do narzeczonego ze musze do domu bo nie dam rady. drugi raz dopadlo mnie to jak zaczełam brac tabletki antykoncepcyjne, dopiero jak je odstawilam to troche osłablo ale jak widac nie zupelnie. rozpisalam sie ale i tak nie powiedzialam wszystkiego. teraz na weekend jedziemy do mojej mamy wiec na forum zajrze dopiero po weekendzie. Życze wszystkim udanej soboty i niedzieli.
  15. witajcie, jestem nowa na forum ale czytam je od lutego 2010 kiedy to i mnie na 4 miesiące przed slubem dopadła myśl, że już nie kocham mojego narzeczonego. Dzięki wam dotarło do mnie ze może jednak to tylko choroba. Przeszło mi na chwile ale teraz znowu wrociło... ale reaguje juz na to jakos inaczej niż wczesniej... tylko pustka i obojętność a ostatnio wszystko mi jedno, nie czuje nic, jakas apatia wyobcowanie-może to reakcja obronna organizmu a moze rzeczywiscie przestałam go kochac? a za miesiąc mamy wziac slub!!! pomozcie mi powiedzcie co robic, nie mam juz sił, chce za niego wyjsc, wiem że to zrobie, ale coraz bardziej czuje ze go nie kocham. a tak bardzo chce go kochac, chce byc szczesliwa, miec z nim dzieci...
×