Skocz do zawartości
Nerwica.com

jak wyglada wizyta u psychologa, psychiatry, psychoterapeuty


Gość kamila

Rekomendowane odpowiedzi

tak. najpierw wywiad później leki. W końcu od tego jest psychiatra. Chyba że nie chcesz leków. Zależy na ile się czujesz. Sa takie stany że bez leków się nie obejdzie. tym razie postanowiłam moją deprechę wyleczyć do końca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rafka, :great:

 

borka, od czegoś trzeba zacząć, nawet, jeśli to "coś" to kilkanaście, może kilkadziesiąt minut pierwszej rozmowy.

Postaraj się uporządkować sobie, co chciałbyś powiedzieć. Geneza, aktualne samopoczucie, kwestia: "jak było wcześniej". Pytania pomocnicze będą, powinny być ;) Myślałeś o psychologu/ psychoterapeucie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli mam nerwice od dziecka to myślicie, że kilkanaście minut rozmowy wystarczy ?

 

Wystarczy na to by przepisać leki, ale na pewno nie wystarczy na wyleczenie. Z resztą wydaje mi się, że to oczywiste.

 

 

A ja już zakończyłam terapię. Moja terapia nie była długa, ale burzliwa i pełna skrajnych emocji: od zniechęcenia, złości na terapeutkę po euforię i zachwyt. Cele zrealizowałam, doszłam do siebie i teraz czas stanąć na własnych nogach. :mrgreen: Kurcze, powiem Wam, że bardzo przeżyłam rozstanie z moją terapeutką :cry: i miałam ochotę do niej zadzwonić i błagać o powrót na terapię. Tak bardzo bolało mnie rozstanie z moją powierniczką. Czułam się, jakby właśnie umarła jakaś moja bardzo bliska osoba. A nawet nie przypuszczałam, że ta relacja jest tak dla mnie aż tak ważna dopóki jej nie straciłam. Ale stwierdziłam, że tę stratę trzeba jakoś wypełnić i znalazłam nowego terapeutę - siebie :D A zamiast rozmów wróciłam do pisania pamiętnika, gdzie analizuję swoje emocje, zachowania i wyciągam wnioski. Właśnie jestem na etapie tworzenia sobie nowych celów. Bo przecież człowiek rozwija się całe życie. ;) I powiem Wam, że odkąd zdecydowałam się na autoterapię moje samopoczucie znacznie się poprawiło. Pomału wychodzę z żałoby po mojej terapeutce i wierzę, że sobie poradzę. W sumie to powinnam zaliczyć to rozstanie do ważnych lekcji w moim życiu. Już wiem jak to jest stracić ważną osobę (wcześniej tego uczucia nie znałam), co więcej , wiem, jak sobie z taką stratą radzić. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj nieco spóźniłem się na wizytę, podchodząc szybko do drzwi gabinetu chciałem zapukać ale usłyszałem płacz dziewczyny w pomieszczeniu, usiadłem więc i czekałem na swoją kolej... Po 15 minutach ta dziewczyna wyszła, była zrozpaczona i zapłakana, zrobiło mi się bardzo głupio i niezręcznie; przecież ona na pewno bardziej potrzebuje pomocy psychologa, mój problem jest nieokreślony i wątpliwy. Powiedziałem o tym terapeutce, odpowiedziała, ze ludzie w różny sposób wyrażają emocję... ale gdybym faktycznie było tak beznadziejnie ze mną to też bym płakał i mocno wyrażał uczucia. Od roku niemal cały czas opowiadam o tym samym, że nie umiem się zaangażować w relację, że szukam kogoś idealnego, że często nie umiem mówić wprost o co mi chodzi, że nie potrafię widzieć pozytywnych stron w byciu z kimś, że wizja założenia rodziny i wychowywaniu dziecka panicznie mnie przeraża... Nic się nie zmienia :cry: Dołuje mnie brak pracy, od czasu do czasu trafi się jakieś małe zlecenie... marzę o stałym zatrudnieniu, może taka sytuacja pozwoliłaby mi poczuć się bezpiecznie i to otworzyłoby mnie na związek; przecież przyszłej rodzinie nie powinno niczego brakować. Rozpisałem się...

 

 

 

A ja już zakończyłam terapię. Moja terapia nie była długa, ale burzliwa i pełna skrajnych emocji: od zniechęcenia, złości na terapeutkę po euforię i zachwyt. Cele zrealizowałam, doszłam do siebie i teraz czas stanąć na własnych nogach. :mrgreen: Kurcze, powiem Wam, że bardzo przeżyłam rozstanie z moją terapeutką :cry: i miałam ochotę do niej zadzwonić i błagać o powrót na terapię. Tak bardzo bolało mnie rozstanie z moją powierniczką. Czułam się, jakby właśnie umarła jakaś moja bardzo bliska osoba. A nawet nie przypuszczałam, że ta relacja jest tak dla mnie aż tak ważna dopóki jej nie straciłam. Ale stwierdziłam, że tę stratę trzeba jakoś wypełnić i znalazłam nowego terapeutę - siebie :D A zamiast rozmów wróciłam do pisania pamiętnika, gdzie analizuję swoje emocje, zachowania i wyciągam wnioski. Właśnie jestem na etapie tworzenia sobie nowych celów. Bo przecież człowiek rozwija się całe życie. ;) I powiem Wam, że odkąd zdecydowałam się na autoterapię moje samopoczucie znacznie się poprawiło. Pomału wychodzę z żałoby po mojej terapeutce i wierzę, że sobie poradzę. W sumie to powinnam zaliczyć to rozstanie do ważnych lekcji w moim życiu. Już wiem jak to jest stracić ważną osobę (wcześniej tego uczucia nie znałam), co więcej , wiem, jak sobie z taką stratą radzić. :D

 

Nie wyobrażam sobie tego rozstania, przyzwyczaiłem się. Ona jest uosobieniem kogoś idealnego dla mnie... miła, kobieca, inteligentna, śliczna :oops: Jakie masz cele ? Piszesz, że Twoja terapia nie trwała długo, tzn ile ? W jakim nurcie odbywały się Wasze sesje ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakie masz cele ? Piszesz, że Twoja terapia nie trwała długo, tzn ile ? W jakim nurcie odbywały się Wasze sesje ?

 

Chodziłam na terapię od początku grudnia 2011 do sierpnia 2012. W sumie, nie wiem jaki to był nurt, bo moje sesje nie były prowadzone według ściśle panujących reguł jakiegoś nurtu. Wydaje mi się, że moja terapeutka pracowała ze mną w różnych nurtach, choć wyczytałam wcześniej, że ona prowadzi terapię psychodynamiczną. Ale w sumie guzik mnie to obchodzi, w jakim to było nurcie, ważniejsza dla mnie była sama osoba terapeuty i korzyści z rozmów z nią. ;) O celach nie będę pisać, bo to zbyt intymne. Chce je zachować dla siebie. Mogę Ci tylko powiedzieć, że dzięki terapii znalazłam wielką miłość - miłość do samej siebie. A ponieważ osoby, które się kocha, otacza się czułą opieką, tak ja zaczęłam dbać o siebie. Zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. I tak dzięki temu rodzącemu się uczuciu poradziłam sobie z moimi trudnościami. Terapeutka uświadomiła mi, jak bardzo siebie krzywdziłam i pomogła mi zamienić nienawiść do samej siebie na miłość. Może brzmi to jak banał, ale w moim przypadku tak właśnie było. To był główny cel mojej terapii, który nie był nazwany. Uświadomiłam to sobie dopiero po zakończeniu terapii. I oczywiście cały czas nad sobą ciężko pracuję, a oprócz tego staram się stwarzać dla siebie możliwości, by zrealizować swoje cele. Np. ponieważ chciałabym zaleźć drugą połówkę, to staram się wychodzić z domu jak najczęściej, przebywać w męskim gronie, rozmawiać z nimi i flirtować, nawet tylko w ramach ćwiczeń, by poczuć się pewniej i być przygotowanym na prawdziwą miłość, a szczerze wierze, że ona przyjdzie do mnie sama, jak tylko będę na to gotowa. :mrgreen:

 

Od roku niemal cały czas opowiadam o tym samym, że nie umiem się zaangażować w relację, że szukam kogoś idealnego, że często nie umiem mówić wprost o co mi chodzi, że nie potrafię widzieć pozytywnych stron w byciu z kimś, że wizja założenia rodziny i wychowywaniu dziecka panicznie mnie przeraża... Nic się nie zmienia :cry:

 

Nic się nie zmienia, bo tylko o tym mówisz. Powinieneś działać, popełniać błędy, analizować je i wyciągnąć wnioski. Z samego mówienia nic nie wyjdzie. Nie umiesz się zaangażować w relację? - Zastanów się dlaczego, co stoi na przeszkodzie, co musiałbyś zrobić, by tę przeszkodę ominąć i zacznij działać. Ech... i to działanie jest właśnie najcięższe. Sama z tym walczę, by nie kończyć tylko na analizie czy wyciągnięciu wniosków, ale AKTYWNIE DZIAŁAĆ aż do upadłego. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paga, dziękuję za wyczerpującą odpowiedz :) Nie boisz się konsekwencji flirtu ? a co jeśli po kilku spotkaniach Twój "cel" zacznie mieć ochotę na coś więcej ? Jeśli w trakcie relacji odkryjesz jego wady ? Nigdy nie miałem problemu z akceptacją swojej osoby. Moja samoocena jest bardziej na + niż na -.

 

Piszesz o działaniu; lecz boję się odpowiedzialności za swoje czyny. Próbując, mogę skrzywdzić tą drugą stronę. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie boisz się konsekwencji flirtu ? a co jeśli po kilku spotkaniach Twój "cel" zacznie mieć ochotę na coś więcej ? Jeśli w trakcie relacji odkryjesz jego wady ? Nigdy nie miałem problemu z akceptacją swojej osoby. Moja samoocena jest bardziej na + niż na -.

 

No wiesz, zawsze jest taka możliwość. I dlatego teraz pracuję nad sobą, by siebie poznać i wiedzieć, co mi odpowiada a co nie, co będę mogła zaakceptować w drugim człowieku, a co go definitywnie dyskwalifikuje. A gdyby zdarzyło się tak, że dopiero po jakimś czasie odkryłabym czyjeś wady, to postawiłabym sobie ultimatum - albo akceptuje te wady i na nie nie narzekam, albo żegnam tę osobę, nawet jakby to rozstanie miało bardzo boleć. Wiesz, wyciągam też wnioski obserwując innych ludzi, i stwierdzam, że pobożne życzenie,że ktoś się później zmieni na lepsze NIGDY się nie spełnia. ;)

 

To super, że Twoja samoocena jest wysoka. Chociaż ja też nie sądziłam, że aż tak siebie nie szanuję. Pozornie też nie było źle, a jednak wyszło dużo nieprawidłowości. Tak więc zawsze warto się temu bliżej przyjrzeć. :smile:

 

Piszesz o działaniu; lecz boję się odpowiedzialności za swoje czyny. Próbując, mogę skrzywdzić tą drugą stronę. :cry:

 

 

Ale jak nie będziesz próbował to znowu robisz ogromną krzywdę sobie. Idąc Twym tokiem rozumowania można popaść w skrajność i stwierdzić, nie będę oddychać, bo za zabieram powietrze innym. Myśl przede wszystkim o sobie. Inne osoby będą musiały poradzić sobie same, jeżeli jakoś zostaną skrzywdzone przez Ciebie. Baaa .. wydaje mi się nawet, że Ty myślisz, że dla kogoś dana rzecz będzie wielkim cierpieniem, a okazuje się, że wcale tak nie jest. A i żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie mówię, by iść do celu po trupach!!! Wszystko, co robisz, powinno być etyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niewątpliwie należny mieć na uwadze uczucia drugiej osoby, ale nie można za wszelka cenę starać się aby ta bliska nam istota była dla nas całym światem. Nie powinno się "dopasowywać" do oczekiwań partnera jeśli czujemy inaczej. Należy rozmawiać i próbować dojść do kompromisu. Dobrze jest też mówić wszystko prosto w oczy bez owijania w bawełnę. Heh, uśmiecham się gdy to piszę... teorię znam doskonale, niestety w praktyce często zapominam, ze mam język w jakie ustnej :-|

 

Nie da się zaakceptować m.in. braku umiejętności rozmowy na poważne tematy z partnerem/partnerką. Długo wmawiałem sobie, że osoba z którą spędziłem spory kawałek czasu zmieni się. Niestety mimo, iż ta osoba wierzyła w swoją przemianę - zachowywała się tak samo jak zawsze. Nie podoba mi się to; bardzo ją lubiłem (lubię ?)... nadal pamiętam ale... nie można godzić się na szantaż emocjonalny albo proszenie się o wyrozumiałość czy chęć rozmowy.

 

Niefajne jest to, że swoje schematy myślenia uosabiam z innymi ludźmi. Przecież "oni" mogą myśleć w zupełnie inny sposób. Masz rację, wczoraj psycholog powiedziała mi, że zawsze mogę znaleźć osobę, która w większym stopniu będzie mi odpowiadała... tylko, że to może trwać w nieskończoność, a takie "przebieranie" może sprawić, że zostanę sam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przerwałam terapię na czas wakacji, bo wróciłam do rodzinnego miasta. Wprawdzie miałam ochotę zadzwonić do terapeutki, do której chodziłam tutaj, ale postanowiłam wytrzymać. Oboje mają zupełnie inne podejście do mnie i do moich problemów (ona uważała, że mam natrętne myśli i myślę 'magicznie', mój następny terapeuta podszedł do tematu zupełnie inaczej i jego interpretacja bardziej przypadła mi do gustu). Nie twierdzę, że tamta terapeutka była zła, zresztą o tym że nie była świadczy chyba fakt, że chciałam do niej wrócić, ale postanowiłam już sobie nie mieszać w głowie.

 

Tuż przed zakończeniem spotkań z obecnym terapeutą czułam się doskonale, on sam był zachwycony i zdziwiony moim podejściem, widziałam, że traktuje mnie jak swój osobisty sukces. Zaczęliśmy nawet rozmawiać o zakończeniu terapii. Wydawało się, że jestem gotowa. Na następnym spotkaniu, które miało być ostatnim, przynajmniej przed wakacjami, ale raczej po prostu ostatnim, wróciłam do punktu wyjścia. Nie wiem jak to się stało, czułam się dobrze, ale nagle zaczęliśmy rozmawiać o sprawach, o których wcześniej nie rozmawialiśmy i okazało się, że po zagojeniu jednej rany otwiera się druga. :/ Wyszłam z gabinetu zapłakana i roztrzęsiona jak na początku. Zła na siebie bo byłam już tak bliska sukcesu. :/ Terapeuta powiedział, że w takim razie po wakacjach mogę zadzwonić i jeśli będę chciała kontynuować terapię to on zawsze mnie przyjmie. Z jednej strony bardzo tego chcę. Brakuje mi nawet teraz tych cotygodniowych sesji, na których mogę się po prostu wygadać. Z drugiej strony nie powiedział mi wprost, że powinnam wrócić. Dał mi wybór i wydaje mi się, że powrót będzie moją porażką i okazaniem słabości. Z kolei strach przed porażką jest jednym z elementów nad którymi pracowaliśmy, więc to chyba dowód, że nie jestem do końca wyleczona i powinnam wrócić :lol: . I tak w kółko. Czasami wydaje mi się, że on wcale nie chce bym wracała na terapię, że ma mnie dość, że ma ludzi z większymi problemami, że znudziło mu się słuchanie mnie itd. Sama nie wiem co zrobię.

 

Myślałam o znalezieniu kolejnego terapeuty, ale nie wiem czy zaczynanie od początku jest dobrym pomysłem. Z drugiej strony świeży start to to co lubię najbardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś z Was chodził na psychodynamiczną 2 razy w tygodniu a nie raz? Co myślicie o takiej częstotliwości?

Dzisiaj terapeuta na sesji zaproponował mi właśnie częstsze spotkania (jestem w terapii 5 miesięcy - do tej pory raz w tygodniu).

Zgodziłam się. Kiedyś już samej mi wpadło to do głowy, ale bałam się zaproponować więc przemilczałam. Dzisiaj terapeuta zaskoczył mnie tym pytaniem. Ucieszyłam się, ale jednocześnie potem po sesji przyszły obawy. Boję się, że to za często, że nie będę wiedziała co mam mówić (już mam problem z mówieniem raz w tygodniu a co dopiero 2), boję się też, że przez to terapeuta stanie się dla mnie kimś ważnym, że się do siebie przez to bardziej zbliżymy (nie mam tu na myśli żadnych aspektów fizycznych oczywiście ;) ), że po prostu stanie się mi bliski. Z jednej strony to chyba dobrze - bo może wreszcie się otworzę, ale skoro tak, to czemu tak się tego boję?

 

Może ktoś z Was ma doświadczenie z częstymi sesjami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

. Mogę Ci tylko powiedzieć, że dzięki terapii znalazłam wielką miłość - miłość do samej siebie. A ponieważ osoby, które się kocha, otacza się czułą opieką, tak ja zaczęłam dbać o siebie. Zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. I tak dzięki temu rodzącemu się uczuciu poradziłam sobie z moimi trudnościami. Terapeutka uświadomiła mi, jak bardzo siebie krzywdziłam i pomogła mi zamienić nienawiść do samej siebie na miłość. Może brzmi to jak banał, ale w moim przypadku tak właśnie było. To był główny cel mojej terapii, który nie był nazwany. )

 

tylko pogratulować :)

ja lubię siebie jak się czuję dobrze

ale wiem że często się krzywdzę

ale teraz chyba mam w końcu dobrze dobrane leki na stabilizację nastroju

 

w moim przypadku leki są podstawą niestety (mam diagnozę CHAD)

a terapia może mi pomoże wyjść ze schematów w które czasami wpadam

 

powodzenia paga

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mogę Ci tylko powiedzieć, że dzięki terapii znalazłam wielką miłość - miłość do samej siebie. A ponieważ osoby, które się kocha, otacza się czułą opieką, tak ja zaczęłam dbać o siebie. Zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. I tak dzięki temu rodzącemu się uczuciu poradziłam sobie z moimi trudnościami. Terapeutka uświadomiła mi, jak bardzo siebie krzywdziłam i pomogła mi zamienić nienawiść do samej siebie na miłość. Może brzmi to jak banał, ale w moim przypadku tak właśnie było. To był główny cel mojej terapii, który nie był nazwany. Uświadomiłam to sobie dopiero po zakończeniu terapii. I oczywiście cały czas nad sobą ciężko pracuję, a oprócz tego staram się stwarzać dla siebie możliwości, by zrealizować swoje cele. Np. ponieważ chciałabym zaleźć drugą połówkę, to staram się wychodzić z domu jak najczęściej, przebywać w męskim gronie, rozmawiać z nimi i flirtować, nawet tylko w ramach ćwiczeń, by poczuć się pewniej i być przygotowanym na prawdziwą miłość, a szczerze wierze, że ona przyjdzie do mnie sama, jak tylko będę na to gotowa. :mrgreen:

swietne podejscie paga, :D

Myślałam o znalezieniu kolejnego terapeuty,

Chcesz uciec? Po co? nie lepiej przerobic do konca to co boli?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie, że chcę. Czasami przeraża mnie, że ten człowiek wie o mnie tak wiele, zna wszystkie moje słabe punkty, widział mnie w największej rozsypce. Nie raz miałam ochotę wyjść z gabinetu i nigdy nie wrócić, na ogół właśnie po najtrudniejszych sesjach. Nie ważne ile razy powtarza te swoje frazesy, ja i tak nie mogę przestać wierzyć w to, że terapią okazuję swoją słabość, a sam terapeuta na pewno mnie w duchu ocenia i krytykuje. Z jednej strony zdaje sobie sprawę, że to głupie, z drugiej, jestem to w stanie nawet uargumentować. W mniej lub bardziej pokraczny sposób. Chętnie bym więc zwiała do kogoś innego i zaczęła od nowa, jak to mam w zwyczaju. Myślę, że strasznie pechowo, że wakacje zakończyły moją terapię tuż przed jej właściwym zakończeniem. Myślę, że powrót byłby łatwiejszy gdybym była w rozsypce, niż teraz gdy tak naprawdę zostało tylko kilka niedopowiedzianych spraw. Z jednej strony chciałabym je doprowadzić do końca z pomocą terapii. Z drugiej mam wrażenie, że na tym etapie powinnam już poradzić sobie sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dopiero tak po 3/4 wszystkich swoich sesji przestałam mówić, że w ogóle przyjście tam było porażką. Co ciekawe wszystkim na około z problemami poleciłabym terapię od razu. Generalnie sobie ją chwalę. Ale przecież *JA* powinnam sobie poradzić sama. Hipokryzja się ze mnie wylewa. ;d

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś z Was chodził na psychodynamiczną 2 razy w tygodniu a nie raz? Co myślicie o takiej częstotliwości?

 

Może ktoś z Was ma doświadczenie z częstymi sesjami?

sadunia85, 2 razy w tygodniu to super sprawa ! Jeśli możesz to korzystaj.

Ja miałam taką częstotliwość jakiś czas temu i niedługo to trwało, nie jest łatwo na NFZ.

Muszę odczekać jeszcze z rok czasu, wtedy przejdę na prywatne sesje, bo na NFZ w tej samej poradni nie będę miała już szans.

Mam nadzieję, że będzie mnie już stać na 2 razy w tygodniu prywatnie i że moja terapeutka wymyśli coś abyśmy mogli się dalej spotykać, dała mi na to swoje słowo. Problem w tym, że jej prywatny gabinet znajduje się w miejscu, które o 17.00 jest zamykane, a ja o 17.00 kończę dopiero pracę..

 

W najgorszym wypadku będę zmuszona do zmiany terapeuty.

 

Jeśli możesz to korzystaj, im częstsze sesje tym terapia przebiega efektywniej, a tym samym szybciej poradzisz sobie z problemami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy psycholog pomaga.......i czy to ma sens????!!!!! Powiem tak - to własnie jest jedyne sensowne rozwiązanie!!!! Nie

 

zapominaj, ze nerwica to choroba emocji, którą leczy się terapią:)))) Leki to metoda wspomagająca, tak wiec bez terapi ani

 

rusz!!!!!!!:))))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Mam pytanie jak waszym zdaniem powinna wygladac prawidłowa pscyhoterapia? Czy uczeszczacie na jakies i jak ona wygladaja? Mam głownie na mysli psychoterapie jednej osoby a nie grupy..

 

Mam mały problem..Otóz uczęszczam na pscyhoterapie może okolo miesiąca ..Ogolnie bardzo dzuo siedzialam sama nad rozpracowaniem swojej historii i swoich złych mechanizmów..

 

Tak naprawde nie podoba mi się moja psychoterapia... Nie czuję sie do konca ok przy mojej pscyhoterapeutce..

 

Opowiedzialam jej cała historie swoją i do czego sama doszłam skąd moje zachowania itd.. mówiłam okolo 15 minut .. niby cos tam mnie rozumiala ale co troche pytala sie czy to juz koniec czy to juz koniec jak skonczylam podsumowala to aby jednym zdaniem i od razu dala mi jakies cwiczenie w którym nagle mialam myslec bardzo pozytywnie... Gdy je wykonywalam zaczelam sobie przypominac jeszcze inne złe rzeczy .. Chcialam sie z nich wygadac upuscic emocje .. a ona zamiast tego zbywala mnie ze mam sie zając cwiczeniem.. a ja na serio chcialam sie wygadac i poczuc ze ktos mnie rozumie myslalam ze terapeuta od tego jest... a kiedy probowalam mowic swoje ona az na mnie krzyknela: / Ze mam robic to cwiiczenie !

 

Strasznie mnie to wkurzylo... Gdzie moge dostac zrozumienie i wsparcie jesli nie u psychoterapeuty? :(( Znowu sie poczulam ze jestem do niczego bo nie moge wyrazic siebie tego co mnie boli tylko znowu sie komus przyporzadkowywac... : ///

 

Dodam ze bylam juz u trzech pscyhologow po pare wizyt i teraz u tej pscyhoterapeutki .. i jak narazie jestem załamana... : ( chcialam tylko zeby ktos mnie wreszcie wysluchal... i zrozumial..

 

Tak naprawde ta pani bardzo mnie wkurzyla ... nie wiem czy chce dalej chodzic na ta pscyhoterapie mam ochote jej wygadac ze mnie wkurza ale przeciez nie moge bo nie wypada...: (( Narazie zawiodlam sie na wszystkich lekarzach tylko jedna była bardzo fajna ale tylko wtedy kiedy byłam na wizycie prywatnej.. : ///////////

 

Co byscie zrobili na moim miejscu? Mam złe wymagania czy co?: //// To takie straszne ze chce chwile uwagi i zrozumienia ktorego brakowalo mi latami? ... Tak naprawde sama musze odwalac calą robote nad soba.. nie wiem czy Ci lekarze cos mi pomagaja.. w takim razie gdzie mam szukac pomocy?: ((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

psychoterapeuta to nasz autorytet i przekłada się na relacje z rodzicami. pełni funkcje np. naszego rodzica, dyrektora w pracy, nauczycielki w szkole...Właśnie wypada powiedzieć co Ci się nie spodobało w waszej terapii- zawalczenie o swoje. może ona celowo Cię prowokowała,żeby sprawdzić Twoje reakcje, mechanizmy obronne. To jedyna okazja by przedstawić swoje pretensje do niej w "sztucznych" warunkach. Nie zbije Cię za to, nie da Ci szlabanu, nie wyrzuci z pracy ;) o to chodzi w terapii

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z wczesniejszych psychologów rezygnowałam bo mowili mi rzeczy ktore ja juz wiem i nie czułam zeby wnosili cos nowego ...wiec ciagle stałam w miejscu... Chodzi o to ze mnóstwo czytam i dzieki temu jestem juz troche obeznana mam wieksza swiadomosc...

 

 

Hmmm Sylwia hmmm może masz rację, może faktycznie to była jakas prowokacja.. Chociaz w sumie poczulam ze ja sie wtedy wkurzylam i psychoterapeutka tez zaraz po tym szybko zakonczyla spotkanie... wiec sama nie wiem

 

Mam ochotę jej powiedziec, że to mnie bardzo wkurzyło itd ale potem zaczęłam rozmyslac, że nie wypada: / Ale ciagle mi to chodzi po glowie... Mam tydzien do nastepnej wizyty...

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×