Skocz do zawartości
Nerwica.com
Ten temat

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

  Introwertyczka napisał(a):
  bonsai napisał(a):
Podchodząc do tematu w ten sposób, to lepiej już nie będzie.

 

No bo nie będzie. Chyba że nastanie socjalizm, bo tylko socjalizm nas uratuje. Jednak do zwycięstwa socjalizmu potrzebny byłby jakiś charyzmatyczny przywódca, a u nas w parlamencie nawet partii lewicowej nie ma.

 

Socjalizm to piękna idea tylko ze nie realna. Każdy i tak będzie dążył żeby jak najwięcej uciułać dla siebie tylko w przeciwieństwie do kapitalizmu, walutą są układy nie pieniądze. Może by się to udało w mniejszych grupach. Wtedy ludzie na pewno byli by mniej samotni a ich problemy rozwiązywane były by szybciej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mimo, że powinienem to i tak nie chce mi się spotykać z ludźmi, nigdy nie czuję się swobodnie i pewnie pośród nich,

potrzebuję ludzi ale czuję się zbyt wyalienowany, z resztą nie mam aktualnie nikogo z kim czułbym się pewnie,

jedynie gadam na gadu-gadu z paroma osobami z tego forum, ale są to osoby z innego miasta, więc nie ma jak

się spotkać, ciężko znaleźć kogoś kto nas jednocześnie zainteresuje i będzie dla nas bezpieczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  bedzielepiej napisał(a):
Macie takie momenty że sięgacie dna samotności, a jedyną osobą do której możecie zadzwonić jest mama?

Wyję całymi dniami z wyrzutami do Boga, że nie wytrzymam tak dłużej, że nie zniosę tego bólu i żeby nie kazał mi sprawdzać że jednak zniosę

 

no to bardzo smutne, dobrze chociaż, że masz dobre relację z mamą, jeśli takie oczywiście są.

ja można powiedzieć sięgnąłem dna samotności na swój sposób, jestem od 3 lat "obrażony" na cały świat

i wszyscy mnie wkurwiają, nie potrafię się przekonać do ludzi, zawsze znajdę jakieś wytłumaczenie i przeciw

by się nie spotkać, zawsze lęk podyktuje mi jakieś chore myśli, że nie warto. Albo po prostu dużo oczekuję

po takich spotkaniach. Niestety, prawda jest taka, że jestem na etapie potrzeby relacji z psychoterapeutą,

bo tak się wyalienowałem, że to jedyne rozwiązanie, od czegoś trzeba zacząć, ale codzienne odwlekanie

i niezdecydowanie ciągle mnie oddalają od pójścia do swojej psycholog. Brakuje mi samodyscypliny,

samozaparcia, zdrowych chęci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja samotność wynika z mojej choroby, mojego wycofywania się z życia społecznego, nie potrafię tego zmienić, czuję się inny, naznaczony, nienormalny. Czuję że coraz bardziej tracę kontakt z moimi bliskimi, to wszystko przez moją inność, taką blokadę do współżycia społecznego no i z tego rodzi się samotność, która otula mnie swoim płaszczem nie dopuszczając do mnie blasku normalnego twórczego życia. Kiedy sięgam pamięcią wstecz to muszę przyznać że zanim założyłem rodzinę to zawsze czułem się samotny, potem żona, dzieci, dom lata dobre owocne, aż do pierwszego epizodu depresji no i od tego czasu samotność mnie nie wypuściła ze swoich szponów, czuję się odizolowany od normalnego świata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się czuję samotny bo mieszkam sam. W pracy mam znajomych, ale co z tego? Nadajemy na innych falach.

Czasem się spotkam z kolegą o wiele starszym ode mnie, który przechodził różne załamki w życiu i mnie jakoś rozumie, ale

po za nim pusto... Zero... Null... Samotność do mój krzyż.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jakoś zawsze byłam sama i właściwie kiedyś nawet mi to nie przeszkadzało. Albo mi się wtedy wydawało, że nie jestem sama - ciężko teraz stwierdzić. Gdy znalazłam się na dnie, to nagle zauważyłam, że nikogo przy mnie nie ma. I wiem, że tak już pewnie zostanie. Jeszcze pół roku temu nie mogłam się z tym pogodzić i wariowałam, niemal skakałam po ścianach i wszystko mnie drażniło. Teraz staram się jakoś pogodzić z tym, że już zawsze będę sama i że nic się pod tym względem nie zmieni. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Introwertyczka napisał(a):
Ja jakoś zawsze byłam sama i właściwie kiedyś nawet mi to nie przeszkadzało. Albo mi się wtedy wydawało, że nie jestem sama - ciężko teraz stwierdzić. Gdy znalazłam się na dnie, to nagle zauważyłam, że nikogo przy mnie nie ma. I wiem, że tak już pewnie zostanie. Jeszcze pół roku temu nie mogłam się z tym pogodzić i wariowałam, niemal skakałam po ścianach i wszystko mnie drażniło. Teraz staram się jakoś pogodzić z tym, że już zawsze będę sama i że nic się pod tym względem nie zmieni. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

Nie jesteś sama masz siebie i badż dla siebie dobra,troszcz się o siebie i pokochaj ...masz tu ludzi na forum którzy w jakimś stopniu Ci staraja się pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na_leśnik, Moja inność polega na tym, że ja jestem chory na ChAD i ktoś patrzący z boku pewnością zauważy że nie jestem jak wszyscy inni tylko coś mu będzie podejżane w moim zachowaniu zwłaszcza teraz w depresji, a z drugiej strony ja widzę swoją inność rozpoznaję ją i czuję się inny. Może gdy uzyskam remisję to może się coś zmieni w moim odczuciu, ale narazie jest jak jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kogoś z Was czasem dołują myśli, że zawsze będziecie sami, w sensie związku/małżeństwa ?

Bo ja ze swoimi zaburzeniami nie mam na to szans. Momentami strasznie mnie to dołuje, sam fakt.

Rodzice kiedyś odejdą i będzie pustka :/ Pewnie będę się tułać po psychiatrykach i oddziałach dziennych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Follow_ napisał(a):
też już się z tym pogodziłam...

uczę się być sama... jeśli umiesz liczyć, licz tylko na siebie

Trudne to, bardzo...

Jasne, że lepiej by było być samowystarczalnym i w pełni samodzielnym, ale to takie ciężkie :-|

Ja już mam ochotę wyłączyć sięz życia, rzucićpracę, schować się pod kołdrę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co z tym zrobić?...

 

Nie mam siły dbać o siebie sama, robić różnych codzinnych rzeczy. A jeszcze powinnam się leczyć (kręgosłup). Do tego też nie mam motywacji.

Nie potrafię o tym mówić i chyba dlatego próbuję jakoś to pokazać, np. bałaganem w mieszkaniu. Właściwie to też "nieskuteczne". Rodzina uważa to raczej za lenistwo. Znajomi mnie nie odwiedzają, a jak już to dla nich jestem w stanie jakoś powierzchownie chociaż uprzątnąć, ale potem tego żałuję, bo nie widzą jak jest naprawdę, na codzień.

Kur**, no nie wierzę, że przez ten cały miesiąc NIKT (kto wie o moim stanie) nie zaproponował choćby zrobienia zakupów. Nie uważam, że coś mi się należy, wręcz przeciwnie... może dlatego tak to boli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W pokoju jeszcze raz na jakiś czas coś ogarnę, ze zmywaniem gorzej... Ostatnie zmywanie skończyło się stłuczonym talerzem: szkłem w zlewie, na szafkach i podłodze, niedostatecznie ostrym by się pociąć.

 

Kartek prawie wcale nie robię jakoś od grudnia :( to jednocześnie i świadczy o moim złym stanie i odwrotnie - negatywnie na mnie wpływa. Bo tworzenie wymaga skupienia, takiego specyficznego stanu (a ja nie potrafię ostatnio go osiągnąć) i daje pozytywną energię. Coś nie pozwala mi robić rzeczy dla mnie dobrych. A z pracą to nie wiem co będzie.

Niewiele jem.

Nocą boję się położyć spać, a rano (właściwie w południe) boję się wstać.

Jedyna osoba, na którą jeszcze trochę ostatnio liczyłam - olewa mnie (może ma ku temu powody - własne problemy, praca, brak czasu... chociaż w brak czasu na napisanie krótkiej wiadomości nie wierzę...)

 

No i frustruje mnie fakt że czuję potrzebę, by pomagać ludziom, ale nie mogę nic zrobić, bo właściwie jestem uwięziona w czterech ścianach i sama potrzebuję pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm,poznałem tu parę osób które wybrały nazwijmy to - "samotną" droge przez żywot - Z różnych powodów . Sam też raczej widzę takową drogę..nie potrafię ufać,przed relacjami włącza mi się wręcz paranoiczna chęć ucieczki,domyślam się że to przez tchórzliwy egoizm którym się kieruje.

Wizja samotniczego życia też o dziwo..o ile kiedyś "przerażała" tak teraz nie wydaje się niczym złym.

Nie wypieram się w pełni,ale raczej ogólnie wszystko na to wskazuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem już właśnie czy gorsza samotność czy ta cholerna bezradność. Na niczym się nie można skupić, ciężko się za coś zabrać, z jedzeniem też kiepsko. Praca i studia coraz mniej zaczynają mnie interesować, coraz mniej siły by się starać, bo już brakuje sensu w tym wszystkim.

 

Ciężko się pogodzić właśnie z taką wizją o której mówisz, Arhol.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się godzę z taką myślą. Samotne życie czy nawet samotna śmierć jakoś mnie nie przerażają. Mam ten swój wewnętrzny świat, do którego nikt nie ma i mieć nie będzie dostępu, żyję sobie w nim pomimo tego, że mam wokół siebie ludzi, ale to jest tak bardzo moje, że nie zamierzam się z tym nikim dzielić. W zasadzie uwielbiam to :D Coś, co kiedyś uważałam za swoje przekleństwo teraz uwielbiam. Zawsze chciałam się tym wszystkim z kimś podzielić, mieć kogoś z kim będę mogła dzielic się tymi swoimi przemyśleniami, tym swoim światem, zwyczajnie nie chciałam być samotna. Ale im bardziej akceptowałam ten swój wewnętrzny świat tym mniej samotność wydawała mi się straszna. W tej chwili nie jestem samotna, ale jeśli kiedyś będę - trudno. Mam siebie, nie nudzę się w swoim towarzystwie, zaakceptowałam właściwie wszystko co kiedyś uważałam, że sprawia, że ludzie ode mnie odchodzą. Po prostu lubię siebie. Różne wybory i kształt świata wskazują na to, że kiedyś może się zdarzyć tak, ze będę umierać w samotności. Nie chciałabym tego, ale pewnie tak będzie. Pociesza mnie myśl, że to znów będzie takie moje. Nie chciałabym tylko umrzeć i zostać znaleziona po paru dniach lub tygodniach, że nie będzie komu mnie pochować, a jak już umrę nikt nawet o mnie nie wspomni, niczego po sobie nie zostawię. To jest trochę smutne. Ale mam jeszcze całe życie żeby to zaakceptować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×