Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

zastanawiam się po prostu, czy mój wewnętrzny skurwiel - to ja (ja zaburzona)

czy efekt nie brania leków.

Ciągle rozkminiam, czy je brać czy nie.

 

Psychiatra namawia mnie na powrót do stabilizatora i antydepa (paroksetyna) ale z drugiej strony... od kiedy nie biorę paroksetynki to moje libido wzrosło, a jak - no wiecie - to odczuwam samospełnienie cuuuudoooownie.

Aż szkoda, że nie mogę tego wypróbować z kimś xD

(tak, tak, tylko seks mi w głowie teraz)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychiatra namawia mnie na powrót do stabilizatora i antydepa (paroksetyna) ale z drugiej strony... od kiedy nie biorę paroksetynki to moje libido wzrosło, a jak - no wiecie - to odczuwam samospełnienie cuuuudoooownie.

Aż szkoda, że nie mogę tego wypróbować z kimś xD

(tak, tak, tylko seks mi w głowie teraz)

 

Bicz plis. To jest straszne. Zmieniałam już dwa leki z tego względu, ale na marne, nawet dalej nie próbuję. Te piękne orgazmy kiedyś! :lol: A teraz nawet nie pamiętam, co to jest podniecenie. Akurat jak zaczął mi się najlepszy wiek i sposobność do obopólnych kontaktów w tej dziedzinie... Musiałabym odstawić, żeby w ogóle wiedzieć, co mnie kręci.

 

-- 31 maja 2013, 04:35 --

 

Przeżyłam dzisiaj bardzo dziwny atak paniki, czując także, jakbym rozpadała się na dwie zupełnie różne osoby, a w dodatku przeżywając głęboką derealizację. Głowę prawie mi rozsadziło, było przeraźliwie niedobrze. Dlaczego? Po Lenie jest mężczyzna, którego naturalnie nie mogę mieć, a którego od dwóch lat darzę miłością i zrobiłabym dla niego wszystko, choć nie utrzymujemy częstego kontaktu. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie mogłabym być z nim fizycznie i że cała jego osoba, także wewnętrznie, mnie odrzuca. Nie potrafiłam pogodzić tych dwóch sprzecznych uczuć, spanikowałam. Nie rozumiem tego. Żeby się uspokoić zreszztą zaczęłam pisać coś na kształt książki, patrząc na siebie w formie trzeciej osoby, ale wcale to nie wyjaśniło tej beznadziejnej sytuacji.

 

Jakby się komuś nudziło:

 

 

Znowu śniłam o tobie. Błądząc po przestrzennych, a jednocześnie chłodnych i surowych ulicach nieznanego mi miasta, rozglądałam się po zszarzałych od dymu papierosowego oraz chronicznego przygnębienia twarzach. Przeraźliwe pragnienie i tęsknota były odczuwalne tak do bólu realistycznie, iż budząc się miałam oczy mokre od łez, a ręce przyciśnięte zawzięcie do piersi tak, jakbym była o krok od próby wyszarpania z niej paznokciami czegoś na kształt palącej trucizny. Choć gdzieś tam w górze świeciło słońce, otoczenie miało aurę zgoła nieprzyjazną i emanującą wrogością. Pozostawałam w nieświadomości co do przyczyny żalu, jaki czułam, dopóki znienacka zza czyichś pleców nie wyłoniła się twoja postać, aby parę sekund później ponownie zniknąć bez śladu, zostawiając mnie na pastwę samej siebie, nieżyczliwych obcych oraz palącego niespełnienia. I byłabym gotowa nazwać cię po imieniu, choć raz w życiu nadać postać i realną przyczynę dla głowy spuszczonej w dół, gdy idę ulicą, oraz dla śladów paznokci na przedramionach, bo innej czułości podarować sobie nie potrafię, tylko co to da, jeśli wszyscy i tak uciekamy od siebie, jak pieprzeni wariaci, z uszami zakrytymi dłońmi biegnąc do miejsc, w których nikt na nas nie czeka?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pojawiła się jak zwykle bez najmniejszej zapowiedzi. Zupełnie niczym ćma, którą zwabił rozbrzmiały nagle blask, demolujący niezachwianą do tej pory ciemność. Bądź, to znacznie lepsze porównanie, jak zwierzę drapieżne, które - wypatrzywszy ofiarę- instynktownie rzuciło się do przodu, by zanurzyć pazury w ciele pulsującym jeszcze życiem. Z tą jedną różnicą, iż w tym wypadku obchodzi się bez krwi i wrzasku oraz, co gorsza, dziwności niektórych stanów zachodzących w ludzkiej psychice nie idzie uzasadnić racjonalnym prawem natury i typowe zjawiska przyrodnicze urastają przy nich do miary kiczowatego banału. A może odwrotnie? W umyśle spętanym przez narastającą panikę nie ma miejsca na doszukiwanie się ukrytych analogii.

 

,,Chyba zaraz umrę."

 

Palce stukające nerwowo w klawiaturę telefonu drżały. Dym z niedogaszonego w popielniczce papierosa unosił się niespokojnie w przestrzeń oświetloną zaledwie blaskiem płynącym od pobliskiej latarni. Wystarczyła jedna, niby nieznacząca, acz problematyczna myśl, aby nakręcić szaleńcze koło gwałtownych emocji i wątpliwości tak licznych, że prowadzących wyłącznie do narastającej sprzeczności, a tym samym- poczucia sięgania obłędu. Sprzeczność to niepewność. Niepewność zaś tworzy poczucie zagrożenia, które z kolei jest właściwie sygnalizowane przez organizm. W teorii wszystko brzmi tak logicznie. Tymczasem jej ciało rwało się do ucieczki przed czymś nieistniejącym.

 

,,Komunikat: Wiadomość nie została wysłana"

 

- Pieprz się... - mruknęła, chowając twarz w poduszkę. Ból głowy pojawił się znikąd i narastał stopniowo. Zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem nie wzięła dziś podwójnej porcji tabletek, ale takie rzeczy na ogół uchodziły jej pamięci. Zacisnęła powieki, nie starając się powstrzymywać natrętnych myśli przepływających przez jej głowę, a wręcz sama nakręcała ich bieg, powtarzając i smakując tę truciznę.

 

Tym razem zaczęło się od nagłego poczucia awersji, jaką poczuła, patrząc na Jego zdjęcie. Biorąc pod uwagę dotychczasową fascynację jego osobą, wydało jej się to przeraźliwie nie na miejscu. Wewnętrznie tak niestabilna, nie potrafiła jednocześnie zaakceptować jakichkolwiek zmian w odczuwaniu, toteż jakiekolwiek odchyły od panującego schematu i własnych oczekiwań, nawet w postaci ,,złego dnia", nie były tolerowane. Fakt, iż umiejętność przeżywania swojego wnętrza została porzucona na rzecz chorobliwej potrzeby reżyserowania własnej postaci, każdego pojedynczego pierwiastka składającego się na jej osobowość, wydawała się być jej największym problemem. Nie był to świadomy wybór, prędzej klecona starannie przez osiemnaście lat, pod surowym okiem i przymusem otoczenia, zbroja obronna. Nie mogła pojąć - i wpędzało ją to w narastającą frustrację - gdzie do cholery pojawiły się całe niewyładowane pokłady czułości, jakie dla niego żywiła, całe pragnienie wraz z męczeńską tęsknotą do jego osoby. Co stało się z uczuciem rozlewającego się na każdym centymetrze jej ciała ciepła, na samą myśl chociażby o przyjacielskim uścisku, i czemu, do cholery, zastąpiła je awersja? Czy chodziło o płeć? Niemożliwe. Prawdopodobnie przez zbyt duże uprzedzenie do przedstawicieli obu stron nie była w stanie określić swoich preferencji seksualnych, żyła jednak w utopijnym przekonaniu, iż jest on kolejną z niewielkiej grupy osób, które mogłaby kochać bez względu na ilość poszczególnych hormonów w organizmie i to, co znajduje się między ich nogami. Chwilę później zaczęła wyobrażać sobie, jakże nierealny, moment zbliżenia oraz obserwować reakcje organizmu. Były negatywne. Nie mogąc znieść faktu owej uczuciowej niedyspozycji, a także nie będąc w stanie zaakceptować przejścia z totalnego uwielbienia w fizyczną oraz psychiczną odrazę, zaczęła popadać w paranoję. Ciało zdawało się teraz być kruchą skorupą, pękającą z chrzęstem, spod której wyłonić miała się osoba zupełnie jej obca i negująca to, co do tej pory znała. Wszystko zresztą wydawało się przeraźliwie obce.

 

Jak odnaleźć się w sobie, balansując w życiu od skrajności do skrajności, będąc pozbawionym możliwości rozsądnego wyboru? Czemu w ogóle trzeba wybierać, czy nie prościej byłoby pozostać w pozycji biernego uczestnika zachodzących zdarzeń? Nie potrafię rozróżnić dwóch najsilniejszych i przeciwstawnych uczuć. Czy naprawdę można pomylić miłość z awersją?

Kocham Cię, możesz wziąć ode mnie wszystko. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.

 

-- 31 maja 2013, 04:36 --

 

Przeżyłam dzisiaj bardzo dziwny atak paniki, czując także, jakbym rozpadała się na dwie zupełnie różne osoby, a w dodatku przeżywając głęboką derealizację. Głowę prawie mi rozsadziło, było przeraźliwie niedobrze. Dlaczego? Po Lenie jest mężczyzna, którego naturalnie nie mogę mieć, a którego od dwóch lat darzę miłością i zrobiłabym dla niego wszystko, choć nie utrzymujemy częstego kontaktu. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie mogłabym być z nim fizycznie i że cała jego osoba, także wewnętrznie, mnie odrzuca. Nie potrafiłam pogodzić tych dwóch sprzecznych uczuć, spanikowałam. Nie rozumiem tego. Żeby się uspokoić zreszztą zaczęłam pisać coś na kształt książki, patrząc na siebie w formie trzeciej osoby, ale wcale to nie wyjaśniło tej beznadziejnej sytuacji.

 

Jakby się komuś nudziło:

 

 

Znowu śniłam o tobie. Błądząc po przestrzennych, a jednocześnie chłodnych i surowych ulicach nieznanego mi miasta, rozglądałam się po zszarzałych od dymu papierosowego oraz chronicznego przygnębienia twarzach. Przeraźliwe pragnienie i tęsknota były odczuwalne tak do bólu realistycznie, iż budząc się miałam oczy mokre od łez, a ręce przyciśnięte zawzięcie do piersi tak, jakbym była o krok od próby wyszarpania z niej paznokciami czegoś na kształt palącej trucizny. Choć gdzieś tam w górze świeciło słońce, otoczenie miało aurę zgoła nieprzyjazną i emanującą wrogością. Pozostawałam w nieświadomości co do przyczyny żalu, jaki czułam, dopóki znienacka zza czyichś pleców nie wyłoniła się twoja postać, aby parę sekund później ponownie zniknąć bez śladu, zostawiając mnie na pastwę samej siebie, nieżyczliwych obcych oraz palącego niespełnienia. I byłabym gotowa nazwać cię po imieniu, choć raz w życiu nadać postać i realną przyczynę dla głowy spuszczonej w dół, gdy idę ulicą, oraz dla śladów paznokci na przedramionach, bo innej czułości podarować sobie nie potrafię, tylko co to da, jeśli wszyscy i tak uciekamy od siebie, jak pieprzeni wariaci, z uszami zakrytymi dłońmi biegnąc do miejsc, w których nikt na nas nie czeka?

 

Pojawiła się jak zwykle bez najmniejszej zapowiedzi. Zupełnie niczym ćma, którą zwabił rozbrzmiały nagle blask, demolujący niezachwianą do tej pory ciemność. Bądź, to znacznie lepsze porównanie, jak zwierzę drapieżne, które - wypatrzywszy ofiarę- instynktownie rzuciło się do przodu, by zanurzyć pazury w ciele pulsującym jeszcze życiem. Z tą jedną różnicą, iż w tym wypadku obchodzi się bez krwi i wrzasku oraz, co gorsza, dziwności niektórych stanów zachodzących w ludzkiej psychice nie idzie uzasadnić racjonalnym prawem natury i typowe zjawiska przyrodnicze urastają przy nich do miary kiczowatego banału. A może odwrotnie? W umyśle spętanym przez narastającą panikę nie ma miejsca na doszukiwanie się ukrytych analogii.

 

,,Chyba zaraz umrę."

 

Palce stukające nerwowo w klawiaturę telefonu drżały. Dym z niedogaszonego w popielniczce papierosa unosił się niespokojnie w przestrzeń oświetloną zaledwie blaskiem płynącym od pobliskiej latarni. Wystarczyła jedna, niby nieznacząca, acz problematyczna myśl, aby nakręcić szaleńcze koło gwałtownych emocji i wątpliwości tak licznych, że prowadzących wyłącznie do narastającej sprzeczności, a tym samym- poczucia sięgania obłędu. Sprzeczność to niepewność. Niepewność zaś tworzy poczucie zagrożenia, które z kolei jest właściwie sygnalizowane przez organizm. W teorii wszystko brzmi tak logicznie. Tymczasem jej ciało rwało się do ucieczki przed czymś nieistniejącym.

 

,,Komunikat: Wiadomość nie została wysłana"

 

- Pieprz się... - mruknęła, chowając twarz w poduszkę. Ból głowy pojawił się znikąd i narastał stopniowo. Zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem nie wzięła dziś podwójnej porcji tabletek, ale takie rzeczy na ogół uchodziły jej pamięci. Zacisnęła powieki, nie starając się powstrzymywać natrętnych myśli przepływających przez jej głowę, a wręcz sama nakręcała ich bieg, powtarzając i smakując tę truciznę.

 

Tym razem zaczęło się od nagłego poczucia awersji, jaką poczuła, patrząc na Jego zdjęcie. Biorąc pod uwagę dotychczasową fascynację jego osobą, wydało jej się to przeraźliwie nie na miejscu. Wewnętrznie tak niestabilna, nie potrafiła jednocześnie zaakceptować jakichkolwiek zmian w odczuwaniu, toteż jakiekolwiek odchyły od panującego schematu i własnych oczekiwań, nawet w postaci ,,złego dnia", nie były tolerowane. Fakt, iż umiejętność przeżywania swojego wnętrza została porzucona na rzecz chorobliwej potrzeby reżyserowania własnej postaci, każdego pojedynczego pierwiastka składającego się na jej osobowość, wydawała się być jej największym problemem. Nie był to świadomy wybór, prędzej klecona starannie przez osiemnaście lat, pod surowym okiem i przymusem otoczenia, zbroja obronna. Nie mogła pojąć - i wpędzało ją to w narastającą frustrację - gdzie do cholery pojawiły się całe niewyładowane pokłady czułości, jakie dla niego żywiła, całe pragnienie wraz z męczeńską tęsknotą do jego osoby. Co stało się z uczuciem rozlewającego się na każdym centymetrze jej ciała ciepła, na samą myśl chociażby o przyjacielskim uścisku, i czemu, do cholery, zastąpiła je awersja? Czy chodziło o płeć? Niemożliwe. Prawdopodobnie przez zbyt duże uprzedzenie do przedstawicieli obu stron nie była w stanie określić swoich preferencji seksualnych, żyła jednak w utopijnym przekonaniu, iż jest on kolejną z niewielkiej grupy osób, które mogłaby kochać bez względu na ilość poszczególnych hormonów w organizmie i to, co znajduje się między ich nogami. Chwilę później zaczęła wyobrażać sobie, jakże nierealny, moment zbliżenia oraz obserwować reakcje organizmu. Były negatywne. Nie mogąc znieść faktu owej uczuciowej niedyspozycji, a także nie będąc w stanie zaakceptować przejścia z totalnego uwielbienia w fizyczną oraz psychiczną odrazę, zaczęła popadać w paranoję. Ciało zdawało się teraz być kruchą skorupą, pękającą z chrzęstem, spod której wyłonić miała się osoba zupełnie jej obca i negująca to, co do tej pory znała. Wszystko zresztą wydawało się przeraźliwie obce.

 

Jak odnaleźć się w sobie, balansując w życiu od skrajności do skrajności, będąc pozbawionym możliwości rozsądnego wyboru? Czemu w ogóle trzeba wybierać, czy nie prościej byłoby pozostać w pozycji biernego uczestnika zachodzących zdarzeń? Nie potrafię rozróżnić dwóch najsilniejszych i przeciwstawnych uczuć. Czy naprawdę można pomylić miłość z awersją?

Kocham Cię, możesz wziąć ode mnie wszystko. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A u mnie znowu rozterki z orientacją seksualną. Tak mnie irytują pytania "Czym ty w końcu jesteś, lesbą, bi, hetero?" i "Czy wyobrażasz sobie życie z facetem czy z kobietą?". Gdyby tylko ludzie dali mi więcej poczucia, że jest okej nawet, jeśli się nie okreslam i nie przyklejam etykiety, nie potrafię ustosunkować. Nie byłam nauczona, by się określać. Zawsze działałam po swojemu, bez tego nacisku. Nie potrafię określić nawet swojego ulubionego koloru, filmu, niepotrzebne mi to. Nie wiem, w facetów angażuję o wiele bardziej emocjonalnie, czuję, że do części z nich jest mi bliżej, ale to nie znowu żadna większość, wyjątki. Podobnie z kobietami. Paradoksalnie uwielbiam facetów wykazujących cechy typowe dla kobiet, i kobiety o charakterze, którego wytyczne podpisuje się kulturowo do mężczyzn. Nie ogarniam siebie, ale coraz częściej się uczę, by przestać to na sobie wymuszać. A z drugiej strony jeśli nie mam etykiety, to czuję, że coś udaję, że sprawa jest oczywista, a ja boję się do czegoś przyznać po prostu. W moim wypadku straszniejsze byłoby okreslenie się jako hetero, taka już jestem dziwna

O Boże, jesteś mną :shock: To, co pogrubiłam, to po prostu żywcem wyjęte z mojej głowy. Teraz jestem w związku z facetem i już powoli znów zaczyna mi się włączać rozmyślanie nad moją orientacją :roll:

 

Ale ja nie mam stwierdzonego bordera (nigdy nie byłam u żadnego lekarza od łba).

 

Z drugiej strony coraz częściej myślę, że mogę na to cierpieć... Chciałabym, żeby ktoś wszedł w moją głowę i zobaczył, co naprawdę czuję, bo ja nie mam pojęcia. Mam wrażenie, że wszystkie emocje są gdzieś tam zamknięte i docierają do mnie tylko strzępki, że nie mogę się do nich dostać.

Mój związek bardzo na tym ucierpi (tzn. jeszcze trzymam to wszystko w sobie, ale niedługo pewnie zacznę być jędzą). Już zaczynam być zazdrosna o wszystko, a każda najdrobniejsza uwaga na mój temat doprowadza mnie do pasji. Poza tym mam huśtawki uczuć. Zeszłej nocy na przykład nienawidziłam swojego chłopaka, chciałam mu przyłożyć :lol: i zostawić, choć nic mi nie zrobił (potrafiłam z boku ocenić, że nie mam prawa być na niego zła i jakoś się hamowałam), a już następnego dnia rano kochałam go nade wszystko. Poza tym bez przerwy (no dobra, z przerwami) trzęsę się o to, że mnie zostawi. Bywają momenty, że boję się cokolwiek powiedzieć, choć nie dał mi powodu, bym bała się, że odejdzie.

 

Co to, kurna, jest? Od zawsze uciekałam od ludzi, gdy tylko robiło się poważniej i teraz też mam ochotę spierdzielić :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przysięgam, że mam dość ludzi uzależniających ode mnie swoje emocje i wymagania od mojej osoby, bym swoją osobą nie psuła im nerwów, choć zawdzięczają to tylko sobie. Ja rozumiem, moja matka, mój ojciec, ale wychowawczyni? To już zakrawa na paranoję, mam chyba jakąś negatywną siłę przyciągania. Kobita, stara panna, biorąca wszystko do siebie. Nie interesuje jej praktycznie nikt, prócz mnie, nikomu nie obrywa się tak, jak mojej osobie. Zaczęło się od jej rzekomej słabości do mnie i mojego talentu pisarskiego, pod tym względem jestem jedyną sensowną osobą w mojej klasie. Przechodzi w jakąś maniakalną kontrolę, której przyczyną jest też chorobliwe przekładanie regulaminów, statutów, ponad rzeczywistość. Kobieta doprowadza mnie do szewskiej pasji od jakiegoś czasu. Mnóstwo ludzi dookoła mnie pali, przeklina, robi głupie rzeczy, naturalne. Z tym, że albo ja mam wyjątkowego pecha, albo jestem jakąś cholerną celebrytką, której małomiastowe życie jest pod pełną kontrolą i przysięgam, że niedługo zacznę szukać podsłuchów w swoim domu. Zrobiłam jakąś głupotę w mieście pięćdziesiąt kilometrów dalej, w weekend, ta parę dni później woła mnie na dywanik i posądza o ćpanie, oraz robi popelinę wśród znajomych i rodziców, choć nawet nie wiem, skąd o tym wiedziała. Zapalę papierosa na totalnym wygwizdowie w krzakach, parę kilometrów od mojej szkoły- następnego dnia słyszę już pretensje, przy których zasłania się tym, jak to źle nie wpływam na imię szkoły, a chodzi tylko o jakieś jej niewyładowane frustracje. Wyjdę ze szkoły, albo będę szła doń po pierwszej godzinie lekcyjnej z kolegą, który akurat wyszedł do sklepu- fochy i bulwers, jakbym przynajmniej zatłukła jej matkę siekierą. Dzisiaj o mało nie wybuchnęłam. Miałam awanturę na ulicy z przyjacielem, bolała mnie głowa od złamanego nosa i byłam bardzo, bardzo zła. Czyli podnosiłam głos i bluzgałam jak szewc, jak to ja. Poleciała jakaś wiązanka. Oczywiście któraś z plotkar to usłyszała i co? Szanowna pani przybiegła do mnie na drugie piętro przed lekcją, najpierw doczepiła się nie wiadomo o co do mojego znajomego, po czym cała czerwona krzykiem palnęła mi wykład, jak to nie działam jej na nerwy, wstydu nie przynoszę, nie zachowuję się jak kobieta, jak to nie fair wobec nie co cały czas robię i że powinnam ją przepraszać. I jeszcze wymyśliła swoją wersję zdarzeń na temat poranka. Biorąc pod uwagę, że mój nastrój się nie poprawiał i miało mnie w szkole nie być w ogóle, nie wiem, jakim cudem nie rzuciłyśmy się sobie do gardła, ale ludzie dookoła nie wiedzieli, kogo pierwszego będzie trzeba trzymać. Chyba ją, bo jakimś cudem ja się opanowałam i nie powiedziałam, co o niej myślę. Mruknęłam zaledwie, że mnie nie obchodzi, co pracownicy szkoły robią po godzinach i że mam prawo się wkurzyć i nikomu nic do tego. Jutro chyba się pomordujemy. Mam dosyć tej paranoi i robienia ze mnie czegoś na kształt najbardziej niereformowalnego człowieka tej ziemi, oraz trucia non stop moim rodzicielom, jaka to nie jestem zła, straszna i nic tylko mnie do zakładu zamkniętego wsadzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj prawie rozpadł się mój związek. A ja siedziałam i patrzyłam jak rozpada się na kawałki. Nie potrafiłam zrobić nic. Chciał deklaracji, zapewnień, obietnic. A ja już prawie pogodziłam się z jego stratą, choć chyba tego nie chcę. Chyba- bo nie jestem pewna... Nie wiem, czy kocham jego, czy sam fakt że przy mnie jest. Krzyczę na niego, wściekam się o byle co, i nie potrafię przestać. Złość w sobie miałam od zawsze, i miała ona tylko dwa ujścia- a innych (krzyk) albo na siebie (autoagresja). Nie potrafię inaczej. Nie wiem już co zrobić.

 

-- 06 cze 2013, 11:01 --

 

A, no i On chciał jakiejś zmiany, na tu i teraz. Mówię, że idę na intensywną terapię, a jego ta zmiana nie zadowala... On chce coś więcej, szybciej,...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wprawdzie na mojej przerwanej terapii nie było żadnych diagnoz to do jednej rzeczy z terapeutką się zgodziliśmy: do widzenia wszystkiego podwójnie przeze mnie jako cechy borderline'a. Teraz mam ustabilizowany lekami nastrój ale bez nich to była prawdziwa huśtawka emocjonalna, boże święty, jak można na kogoś się zawziąć, o byle jaka głupotę, powoli z tego się leczę, bo znalazłem psychiatrę z powołania ale ona mi dała diagnozę "Zespół depresyjno - urojeniowy"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś z was doswiadcza pozytywnych skutków zielonej herbaty pod postacią tabletek lub proszku? Pytam, bo gdzies zdarzyło mi sie przeczytac, że ma ona działanie stabilizujące na BPD. Szukam jakiegoś naturalnego stabilizatora.

 

Poza tym mam pytanie o srednią wieku tu - sa jakies osoby w okolicy 30 i STARSZE?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ch* wie co mi jest, ale mam już tego dość. Bliższe relacje (nie licząc kilku przyjaciółek, które znam od bardzo dawna i upewniłam się - narazie - co do tego, że mnie nie odrzucą...), zdaje się, nie wchodzą w grę. Zawsze to samo. Totalna huśtawka, wszędzie widzę drugie dno i napięcie we mnie rośnie... Dopóki nie zbliżyłam się do kogoś, było w miarę dobrze. Jeszcze do tego bliższe kontakty z dwoma innymi osobami i dobija mnie już ta derealizacja i zatracanie się w rzeczywistości, poczucie bliskości, a potem milczenie.

Czy zaznam kiedyś spokoju?!

Znalazłam sobie magiczny sposób na lęk przed opuszczeniem - słowa "zostanę bi" służa zmniejszeniu napięcia... A raczej - zamiana tejże emocji we wściekłość.

Nie wytrzymuję już tego. Było dobrze, a teraz znowu czuję się jak kilka osób w jednym ciele i nie mam pojęcia co zrobić. Najchętniej uciekłabym daleko, zniknęła... Zaczynam nienawidzić siebie i czuć się bezwartościowa, kiedy tylko zaczyna mi zależeć na kimś.

Nie wiem, nie wiem już nic. Musiałam się tym z kimś podzielić. Co do tego, czy tu "pasuję" - też nie wiem. To w końcu tylko diagnozy. Pytałam z resztą moją psychoterapeutkę o opinię i (raczej) pewne jest jedynie to, że mam problemy na tle osobowościowym, ale nie nazwałaby tego BPD, czy os. zależną (wspomniałam o jednym i drugim), bo jestem zbyt młoda na twarde diagnozy (lat dziewiętnaście). Poza tym można mieścić się na różnym kontinuum zaburzenia - pomiędzy zdrowiem, a zaburzeniem. Nie dziwi się jednak moim skojarzeniom...

Myślałam przez jakiś czas, że wszystko jest na dobrej drodze. Tak. Jest. Dopóty, dopóki... I znowu się zaczyna - wściekłość, czucie umierania, autoagresja. Narazie jeszcze w miarę kontoluję sytuację, ale boję się co będzie dalej, bo nigdy wcześniej nie czułam takiej bliskości. A to przecież rzecz bardziej straszna, niż piękna...

Pewnie tylko mi się wydawało. Mnie się zawsze wszystko tylko wydaje.

I znowu walę głową w beton.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, a ja jako eks nauczycielka jakoś ciut inaczej tę Twoją widzę. Może uznała, że masz talent, na swój sposób zaczęło jej na Tobie zależeć i okazuje to jak okazuje. Z jej perspektywy troszczy się o Ciebie starając, żebyś się w nic nie wpakowała i nie zniszczyła życia. ;-) Może Cię to wpieniać, bo border, bo wiek, bo babka sobie wybrała nieszczególny sposób okazywania troski, ale patrząc z boku to myślę sobie, że nie tak znów wiele osób interesuje się nami tak zupełnie bezinteresownie i okazuje jakąkolwiek troskę w jakikolwiek sposób, żeby warto się o to było mocno wściekać. ;-)

 

Znasz dramaty Sarah Kane? Jeśli nie, podrzuć mail na pw, powinny Ci się spodobać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O tak Sarah Kane... Widziałam kilka spektakli w teatrze przed laty, ale ich nie zrozumiałam. Dopiero kiedy zaczęło się ze mną "coś" dziać, wróciłam do nich i zobaczyłam jakie są prawdziwe. niestety.

 

rdzaaa ja mam bliżej do 30 niż do 20 już. Podobno się stabilizuje z wiekiem. Ale ja jestem teraz w wieku, w którym podobno najmocniej dowala...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×