Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

pora się przyznać przed sobą - nie czuję, żeby na ten czas terapia mi pomagała w czymś oprócz utrzymywania mnie przy życiu z tego powodu, że moja terapeutka stała się sensem mojego życia. i czuję, że wplątałam się cholernie mocno w coś, z czego nie potrafię teraz wyść, bo już sama myśl o ostatecznym rozstaniu z terapeutką powoduje, że myślę o samobójstwie, bo bez niej nie chcę żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tym co tu czytam, to mi się zdaje, że te terapie są ch... warte, i niczym nie różnią się od klepania o dupie maryni przy piwku ze znajomymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asia, no i dlatego psychoterapeuci, niejako znając nas, widząc ze mamy skłonnosć do przyzwyczajania sie do nich, do ich zadania, chcą zapobiec takim sytuacjom w taki "brutalny" sposób z nami "pogrywając"...Ja tez byłam wkurzona jak mi psychoterapeuta tak powidziała...ale w domu, na spokonie jak zaczełam to analizować doszłam do wniosku ze MA RACJĘ ! Psychoterapia ma za zadanie postawic nas do pionu, wyprostować nasze spojrzenie na rózne sprawy i ...tak wzmocnić abysmy sami mogli kierować swoim życiem,a nie życ dla terapii.

Wiem ze Ty pewnie tez tak myslisz ale to co czujesz jest silniejsze ,hmmm...myśle nad tym :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli terapeutka nie zauwazyla (zreszta uwazam, ze nie ma jej co winic), ze caly czas jeden z Twoich problemow sie poglebial coraz bardziej przy niej. Coraz wieksze uzaleznienie. Tak samo jak z tym forum, o czym pisalem wczesniej. Bo ja tez tak mam. Teraz kiedy na chwile wyjechalem uswiadomilem sobie, ze zylem paroma rzeczami - psychoterapia, silownia, forum. I kiedy te rzeczy zniknely na chwile, nie jestem w stanie sie odnalezc, nie wiem co mam robic. Poraz kolejny nieswiadomie oddalem sie we wladze jakiegos schematu, zamiast samemu kierowac swoim zyciem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

shinobi, bo tak jest,jeśli masz oddanych ,życzliwych i "normalnych" znajomych to spotkania z nimi sa najlepszą grupą terapeutyczną :D

Zauważ ze ludzie ludzie należacy do jakiejs grupy,społecznosci ,którzy nie są sami ze swoimi problemami i przemyśleniami mają mniej problemów ze sobą, rozwiażują je na gorąco .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uht, dokładnie tak, jestem od niej uzależniona, podobnie jak i od forum. tyle, że jej kiedyś wspominałam, że się od niej uzależniłam i nie umiem od niej odejść, i nie pamiętam dokładnie, ale usłyszałam coś, że chcę zrzucić na nią odpowiedzialność i winę, że ona mnie uzależniła od siebie czy coś tam.

pytałam ją kiedyś z iloma osobami z pogranicznym zaburzeniem osobowości pracowała w swojej "karierze". nie chciała mi odpowiedzieć, przemilczała to. powiedziała tylko, że żadnej nie był w niej zakochany. muszę zapytać ją o to w piątek.

malibu, może i wiele rzeczy rozumiem, przynajmniej się staram. ale to, co czuję jest dużo silniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tym co tu czytam, to mi się zdaje, że te terapie są ch... warte, i niczym nie różnią się od klepania o dupie maryni przy piwku ze znajomymi.

 

Shinobi, ja myślę, że niesłusznie generalizujesz. Chyba, że chodzi Ci tylko o te konkretne opisywanie przez nas terapie? Terapia niejednej osobie uratowała wręcz życie, podczas gdy znajomi, partnerzy i przyjaciele (o i le nie jest się na tyle zaburzonym, że się jest w stanie takie więzi utrzymywać) nie potrafili pomóc rozmową. Przyjaciel często w dobrej wierze poklepie po plecach i powie "Nie martw się", albo na smutki zaproponuje właśnie piwo, albo pocieszy "Uśmiechnij się"; mądrzejszy przyjaciel będzie po prostu słuchał i dał się wypłakać. Ale to za mało. To działa przy normalnych problemach i smutach być może. W terapii, dobrej terapii na "przyklepywanie problemu" nie ma miejsca. Ani na powierzchowne go traktowanie (piwo, spacer, przytulenie) - bo na terapię idzie się zazwyczaj wtedy, gdy te sposoby nie wystarczają. Wręcz przeciwnie, na te żale, smutki, złość, lęki robi się przestrzeń, aby to przeżyć, głęboko, oraz poddać refleksji, zastanowić się, przetrawić. Czasem samemu się nie wie, co się czuje i dlaczego albo pewne uczucia i stany wydają się nieadekwatne - przyjaciel, który nie ma wiedzy psychologicznej tu nie pomoże. Wesprze, ale nie wyleczy. O ile, pomimo depresji, się takowego w ogóle ma. Pomijając już to, że wśród znajomych też się ma lęki, objawy, a pod nimi kryje się np. silna zawiść, nienawiść do nich, wrogość. (To być może jakieś naleciałości relacji z rodzicami - na przykład). No i przecież przyjacielowi się nie będziesz zwierzał, że jego awans powoduje, że chcesz go z zawiści ukatrupić, że masz uczucie poniżenia (i co tam jeszcze) - co najwyżej w żartach. A znajomym, że chcesz być ciągle w centrum uwagi i nie ważne jest dla Ciebie to, co mówią, bo inaczej czujesz się zlekceważony. A w terapii takie niewygodne uczucia bierze się pod lupę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tyle, że jej kiedyś wspominałam, że się od niej uzależniłam i nie umiem od niej odejść, i nie pamiętam dokładnie, ale usłyszałam coś, że chcę zrzucić na nią odpowiedzialność i winę, że ona mnie uzależniła od siebie

 

Hmm. Doświadczony terapeuta powinien mieć pełną świadomość, że podczas terapii bardzo często jest etap zależności od terapeuty, a w każdym razie jakiegoś emocjonalnego związania. Zwłaszcza, jak na terapię przychodzi osoba z problemami osobowościowymi i emocjonalnymi deficytami. Do tego samotna. A borderline to już w ogóle. Takie uzależnienie od terapeuty pokazuje, w jaki sposób funkcjonujesz w życiu z ludźmi i ona powinna tak pokierować terapią, abyś ten etap przeszła. Ale chyba nie w taki sposób, jak ona to robi... nie wiem. Nie mam pełnego obrazu Waszych spotkań. Z pewnością skłonność do uzależniania się od ludzi jest W TOBIE, ale sam kontekst terapii (czyli jednak działanie terapeuty także) działa tak, że przywiązujemy się do osób, które wykazują empatię, itd. Ale nad tym się pracuje... nawiązuje do innych relacji, mówi o uczuciach towarzyszących temu... chociażby o Twojej złości na nią, która nie musi być adekwatna, ale istnieje. Nie umiem napisać nic więcej, nie jestem terapeutą, więc miej poprawkę na to... W każdym razie w "Uratuj mnie" Rachel też czuła się uzależniona, z tym, że mogła śmiało mówić o różnych swoich uczuciach, a nawet oskarżeniach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I chciała się za wszelką cenę dowiedzieć jaki sens ma to, że do niej przychodzę. I że skoro jestem w gorszym stanie niż przed nią to nie ma sensu, skoro mi szkodzi... Ja nienawidzę takich prowokacji!!! W ogóle dziś byłam bardzo zirytowana na sesji.

Asia ja też obserwuję temat twojej terapii. W sumie pytania twojej terapeutki są jak najbardziej na miejscu, terapia tylko wtedy ma sens kiedy widać jakieś jej rezultaty, pozytywne oczywiści. Więc albo je widzisz albo nie, albo ci to coś daje albo niekoniecznie. Daje ci to, że masz kogoś bliskiego od kogo chyba się uzależniłaś, ale czy daje ci to ścieżkę do wyzdrowienia? Do tego żebyś zaczęła reagować w sposób inny niż chorobliwy, że tak powiem? Bo ja trochę mam wrażenie że ta babka chyba nie bardzo wie co ma z tobą dalej zrobić... nie wiem, tak się zastanawiam na głos.

 

-- 24 maja 2011, 14:12 --

 

pytałam ją kiedyś z iloma osobami z pogranicznym zaburzeniem osobowości pracowała w swojej "karierze". nie chciała mi odpowiedzieć, przemilczała to.

Może z żadną, i dlatego nie wie co ma z tobą robić. Na pewno nie chce cię zranić, ale pytanie co dalej? Czy ta terapia pomaga ci w dojściu do zdrowia, czy raczej tkwisz w uzależnieniu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie pytania twojej terapeutki są jak najbardziej na miejscu

 

Hmm... z jednej strony normalne pytania, ale... to trochę niepoważne mówić, że ona wszystko robiła, jak umiała i jest w tym sensie ok, a reszta w terapii należy do Asi. Bo może faktycznie terapeutka się stara, ale co z tego, być może niestety nie umie poprowadzić pracy tak, aby pomóc Asi w jej problemach, do których m.in. należy uzależnianie się od ludzi, w tym od niej-terapeutki. A to jest coś, z czym trzeba pracować. Jeśli terapeutka nie wie, jak sobie poradzić to ONA ma problem i jeśli potrafi przed samą sobą to przyznać, że nie wie to najpierw powinna Asię przygotować na to, obgadać razem z nią sens dalszej terapii, tak, ALE w ciepłej atmosferze, a nie w takim duchu, że to Asia jest niereformowalna, a tym mi to trochę pachnie... No i odnosić się delikatnie i z wyczuciem wobec tego, że Asia czuje się do niej przywiązana - a terapeutka ją strofuje, porównuje do córki... to mi się nie podoba.

 

I tak jeszcze odnośnie tego, kto kogo do siebie przywiązuje: mnie zaniepokoiła i zdziwiła, przyznam, możliwość rozmów telefonicznych z terapeutką. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam. Tzn. oczywiście miałam nr tel do moich terapeutów, ale korzystałam z nich TYLKO w celu krótkiej, zwięzłej informacji: że się spóźnię i przepraszam, albo że mnie nie będzie na sesji. Nigdy te rozmowy nie dotyczyły innych spraw. Moje emocje i problemy były ograniczone do czasu sesji. Taki był kontrakt, taka GRANICA. Terapeuta to nie przyjaciel, któremu można płakać do słuchawki, na to było i jest miejsce na sesji. Terapeuta ma pomóc w tym, aby takie przyjaźnie można było zawiązywać - w swoim życiu. Inaczej się chaos robi, jak widać.

 

Daje ci to, że masz kogoś bliskiego od kogo chyba się uzależniłaś, ale czy daje ci to ścieżkę do wyzdrowienia?

 

To pytanie jest kluczowe...

 

Udzielam się z tym temacie żywo, bo sama mam takie problemy. Uciekam od życia w terapię. Uciekam od relacji z ludźmi w relację terapeutyczną, jako zamiennik. I nie bardzo wiem, co może to przerwać :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maszerowałam godzinę, żeby odreagować napięcie i zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad moją terapię. I nie mogę stwierdzić, że nic mi nie dała. Dała mi to:

1. przestałam skupiać się jedynie na swoim ciele i zaczęłam trochę dostrzegać swoje uczucia, stany emocjonalne

2. nauczyłam się znów płakać

3. zaczęłam stawiać granice w relacji z moją rodziną, zwłaszcza z ciocią i mówić jej kiedy czuję, że wywołuje we mnie poczucie winy, szantażuje emocjonalnie, mówić jej, że czegoś nie chcę, bo nie jestem nią czy kimś innym

4. wyprowadziłam się z domu rodzinnego

5. zaczynam próbować być nie tylko pozytywną reakcją na kimś, z kim jestem (tu popadam w skrajność – bo automatycznie chcę robić odwrotnie)

6. przywiązałam się do kogoś (terapeutka) – dawniej to nie było możliwe, bo wycofywałam się widząc, że się uzależniam, że mi na kimś zaczyna za bardzo zależeć

7. zaufałam komuś na tyle, że powierzyłam mu tajemnice dla mnie bardzo wstydliwe, które męczyły mnie od wielu lat i w końcu nie jestem z nimi sama (terapeutka)

8. lepiej rozumiem różne mechanizmy (manipulacje, szantaże emocjonalne, wzbudzanie poczucia winy itd.)

Myślę, że jeszcze kilka punktów by się znalazło...

 

-- 24 maja 2011, 13:48 --

 

naranja, jeśli chodzi o te rozmowy telefoniczne to niby w "Uratuj mnie" Rachel też mogła dzwonić do swojego terapeuty jeśli coś się z nią działo...

 

-- 24 maja 2011, 13:50 --

 

W sumie pytania twojej terapeutki są jak najbardziej na miejscu

 

Hmm... z jednej strony normalne pytania, ale... to trochę niepoważne mówić, że ona wszystko robiła, jak umiała i jest w tym sensie ok, a reszta w terapii należy do Asi. Bo może faktycznie terapeutka się stara, ale co z tego, być może niestety nie umie poprowadzić pracy tak, aby pomóc Asi w jej problemach, do których m.in. należy uzależnianie się od ludzi, w tym od niej-terapeutki. A to jest coś, z czym trzeba pracować. Jeśli terapeutka nie wie, jak sobie poradzić to ONA ma problem i jeśli potrafi przed samą sobą to przyznać, że nie wie to najpierw powinna Asię przygotować na to, obgadać razem z nią sens dalszej terapii, tak, ALE w ciepłej atmosferze, a nie w takim duchu, że to Asia jest niereformowalna, a tym mi to trochę pachnie... No i odnosić się delikatnie i z wyczuciem wobec tego, że Asia czuje się do niej przywiązana - a terapeutka ją strofuje, porównuje do córki... to mi się nie podoba.

 

To bardzo ważne co napisałaś. I ja powinnam o tym porozmawiać z terapeutką. Jeśli będę mieć taką szansę. :roll:

 

-- 24 maja 2011, 13:53 --

 

pytałam ją kiedyś z iloma osobami z pogranicznym zaburzeniem osobowości pracowała w swojej "karierze". nie chciała mi odpowiedzieć, przemilczała to.

Może z żadną, i dlatego nie wie co ma z tobą robić. Na pewno nie chce cię zranić, ale pytanie co dalej? Czy ta terapia pomaga ci w dojściu do zdrowia, czy raczej tkwisz w uzależnieniu?

 

coś mi dała, tak jak napisałam to w punktach. ale teraz czuję, że coś stanęło i moja terapia wiąże się jedynie z przywiązaniem do terapeutki, i jak napisałaś - tkwię w uzależnieniu. chciałabym też wiedzieć jakie ona ma doświadczenie w pracy z borderami.

 

-- 24 maja 2011, 13:54 --

 

NO wlasnie. Nasza forumowiczka nr 1! :D

 

no, ja też jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy, naranja, i tego jak trafnie potrafisz to ubrać w słowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asiu,brawa dla Ciebie za wnioski jakie wysnułaś w punktach :brawo::brawo::brawo: super! Widać ze terapia dała Ci duzo ,no i ważny jest ostatni wniosek : stoję w miejscu ...Asiu, Ty dajesz radę sama kierować swoim życiem,właśnie to udowodniłas...masz dobre refleksje, jesteś na dobrej drodze, serio, bardzo sie cieszę 8)

naranja, hmmm,teraz to Ty mnie zaintrygowałaś...myślę :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malibu, dziękuję... :oops:

więc może to tak ma być - czasem brutalnie, boleśnie... tylko dlaczego się jakoś zakneblowałam teraz na terapii. chyba przez sposób mówienia mojej tearpeutki, to jak odczytuję to co mi mówi i robię wszystko, żeby nie było tak jak ona to sobie wyobraża. nie wiem, może to na nią przenoszę od kogoś? ewidentnie nie biorę tego co mówi za stwierdzanie faktów tylko jej słowa mają dla mnie jakiś pejoratywny wydźwięk, jestem strasznie wyczulona i bardzo to bior do siebie. :roll:

a nad czym Ty myślisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To oczywiste.

Czyli rozsądniej znalezc sobie znajomych i zbudować stabilną relację. Do tego też chyba taniej.

 

 

Pewnie to racja, tylko ,że gdybyśmy to bez problemu potrafili zrobić, to pewnie bylibyśmy zdrowi i wtedy terapia nie byłaby już potrzebna:)

 

Asiu

Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że to dobrze, że sesje wzbudzają w Tobie tyle emocji. Tak myślę ,że to o to właśnie chodzi. Po nich zastanawiasz się , analizujesz, próbujesz coś robić. Ja nigdy tak terapii nie przeżywałam i chyba dlatego niewiele ona we mnie zmieniła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiola173, tak sobie tylko gadam. Większość moich wypowiedzi nie zawiera jakiejś porażajacej analizy rzeczywistości, co więcej, niektóre moje wypowiedzi nie przedstawiają nawet moich poglądow na dany temat. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiolu, może i racja...

ja wiem, co mnie blokuje. to, co czasem mi mówi terapeutka. np. wczoraj jak jej powiedziałam, że nie potrafię za bardzo myśleć mówiąc na głos, że umiem tylko pisać, że będąc z ludźmi czuję ich i mnie to męczy to mi powiedziała na to, że może powinnam iść do klasztoru, czy o tym myślałam, bo tam mogłabym się zamknąć i pisać, milczeć. niby w jej głosie nie było przekąsu, ironii. ale same te słowa zabrzmiały dla mnie pejoratywnie i ironicznie i w ogóle nie miałam już ochoty o tym gadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_,

 

Asiu, gadać już o tym nie chciałaś, ale zapewne przeanalizowałaś to dokładnie. Pewnie chodziło jej o to ,żeby Ci pokazać, że jednak wolisz życie między ludźmi ,a nie za murami klasztoru. Tak tylko kombinuję, nie wiem ,może nie mam kompletnie racji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam trochę wrażenie, że Ty trochę bronisz terapeutkę, i rozumiem to doskonale, ale robisz to chyba kosztem siebie - prędzej to w swoim podejściu (niż jej) widzisz coś nie tak: a bo jesteś przewrażliwiona, a to przeniesienie... przez co jeszcze bardziej rezygnujesz z siebie i swojego prawa do tego, aby czuć się dobrze w tej relacji. Nie istotne chyba zresztą, czy ktoś inny takie teksty Ci mówił (przeniesienie), ważne jest to, że źle się z tym czujesz. No i nawet jeśli terapia jest z założenia prowokatywna, to i tak nie każdemu to odpowiada. Na jednych skutkuje i budzi emocje, innych irytuje, przygnębia i zamyka. Ja akurat należę do tej drugiej grupy.

 

Fakt, Rachel z "Uratuj mnie" dzwoniła do swojego terapeuty, mogła raz w tygodniu. Z tym, że on był zarazem jej lekarzem prowadzącym, psychiatrą. No a tak poza tym to on potrafił wykorzystać te burzliwe telefony w konstruktywny sposób - jako interwencję, a nie terapię przez telefon czy przyjacielskie wspieranie. Potrafił pilnować granic.

 

W sumie ja raz walnęłam smsa z przekleństwami i tekstem, że rzucam terapię, pewnemu mojemu terapeucie, bo byłam na niego wściekła. Oddzwonił na chwilę i powiedział, że porozmawiamy o tym na sesji. No i żadnej oceny czy pejoratywnie brzmiącej uwagi z jego strony nie usłyszałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy ktoś inny takie teksty Ci mówił (przeniesienie), ważne jest to, że źle się z tym czujesz.

 

Co do przeniesienia:

U pacjentów z zaburzeniami typu borderline oraz u części psychotyków istnieje

stały konflikt między chęcią zbliżenia do ludzi (i terapeuty), a pragnieniem dużego

dystansu. Okresowo dominuje jedna bądź druga z tych tendencji. Jest to wyrazem

przeniesienia konfliktu pierwotnego z relacji z matką: chęci doznawania opieki

w przeżyciu połączenia się z nią (symbiozy) i jednoczesnego pragnienia

niezależności, autonomii, bycia sobą. Jest to wynikiem bardzo wczesnego

konfliktu (z okresu niemowlęctwa) między tendencją do symbiozy (bycia jedną

osoba) i do separacji (bycia sobą, osobno). Konflikt ten w terapii występuje

zwykle jako opór i wymaga dokładnego analizowania.

 

I jeszcze Asiu co do tego, że mówiłaś, że nie czujesz odrębności od innych ludzi i zastanawiałaś się czy jesteś "nienormalna":

Pacjent z zaburzeniami z pogranicza nerwicy i psychozy boi się zbyt bliskiego

kontaktu z ludźmi (i terapeutą), bo przeżycie połączenia się z nimi wywołuje

obawę przed zanikaniem własnego „ja". Występuje u niego większa niż u innych

ludzi tendencja do „wchłaniania" obiektów zewnętrznych do swego „ja", jak

również do łączenia się przez „wchodzenie" w obiekt (czyli do introjekcji i

projekcji). Często w ramach specyficznych relacji z obiektem terapeuta jest dla

omawianych pacjentów jedynym „dobrym" obiektem. Natomiast „złych" obiektów

szukają. oni poza terapią, co powoduje dużą zależność od terapeuty. Jednocześnie

pacjenci boją się tej zależności i bronią się przed nią — co utrudnia leczenie.

Uzyskanie zmian w terapii jest też ograniczane przez brak poczucia odrębności od

obiektu.

 

-- 24 maja 2011, 17:23 --

 

_asia_, zastanów się co dla Ciebie znaczy "bycie zdrową". Czego oczekujesz po terapii? Wypisałaś swoje sukcesy, ale czy pokrywają się z wcześniejszymi oczekiwaniami? Co jest dla Ciebie celem leczenia? Konkretnie. Czy terapia pozwoliła Ci na opanowanie niekontrolowanych impulsów? Mam na wszelkie szkodliwe, autodestrukcyjne czynności. Czy objawy bdp w jakiś sposób osłabły dzięki terapii? Wcześniej pisałaś, że tendencje samobójcze zminimalizowały się - czy to nie jest istotne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fakt, Rachel z "Uratuj mnie" dzwoniła do swojego terapeuty, mogła raz w tygodniu. Z tym, że on był zarazem jej lekarzem prowadzącym, psychiatrą. No a tak poza tym to on potrafił wykorzystać te burzliwe telefony w konstruktywny sposób - jako interwencję, a nie terapię przez telefon czy przyjacielskie wspieranie. Potrafił pilnować granic.

 

tu moja terapeutka też jest nieugięta. nie pociesza mnie przez telefon, nie uspokaja. są to krótkie telefony, zawsze mnie pyta jak mi może pomóc (ja oczywiście nie wiem) i mówi, że wrócimy do tego na sesji.

 

Mam trochę wrażenie, że Ty trochę bronisz terapeutkę, i rozumiem to doskonale, ale robisz to chyba kosztem siebie - prędzej to w swoim podejściu (niż jej) widzisz coś nie tak: a bo jesteś przewrażliwiona, a to przeniesienie...

 

muszę przyznać, że to prawda... choć jestem na nią zła to próbuję usprawiedliwiać nawet sama przed sobą to, co mi się w jej zachowaniu nie podoba...

 

-- 24 maja 2011, 17:19 --

 

Badziak, dziękuję za te fragmenty tekstów!

co do moich celów... oto kilka z nich:

1.czucie siebie wśród ludzi, nie zlewanie się z otoczeniem, przezwyciężenie derealizacji i depersonalizacji

2.zwiększenie tolerancji lęku i zmniejszenie napięcia, radzenie sobie ze stresem

3.zaprzestanie autoagresji.

4.nabycie zdolności samouspokojenia się.

5.zaakceptowanie faktu bycia nieidealną, siebie z niedoskonałościami i chorobami, pozwolenie sobie na bycie słabą

6.zdrowy stosunek do swojego ciała, wagi, jedzenia

7.przezwyciężenie lęku przed utratą kontroli, chorobami, nieznanym

8.przeżywanie "tu i teraz" a nie życie tylko przyszłością (zamartwianie się) i przeszłością (wspominanie)

9.nauczenie się wypośrodkowania w różnych kwestiach, a nie popadania ze skrajności w skrajność

10.bezpośrednie wyrażanie swoich próśb, zdania, a nie przez stosowanie manipulacji

11.określenie siebie - celów życiowych, preferencji sexualnych

12.dopuszczanie do siebie uczuć w kontaktach z ludźmi i okazywanie ich

13.nawiązywanie bliższych kontaktów z ludźmi, więzi i utrzymywanie ich

14.bycie w stabilnych relacjach bez ciągłej dziwnej potrzeby przeżywania silnych, intensywnych emocji

15.przezwyciężenie lęku przed odrzuceniem, opuszczeniem

16.czucie ciągłości w relacji również podczas czasowej rozłąki

17.pozbycie się różnych natręctw, obsesji

18.pokazanie innym prawdziwej mnie, a najpierw odnalezienie jej.

 

to niektóre z nich...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ona mi wczoraj na sesji powiedziała, że wszystko zależy teraz ode mnie. Że ona stosuje wszystko co zna, wie, konsultuje się z superwizorami, daje mi wszystko co może, reszta należy do mnie, więcej nie może nic zrobić - bo reszta należy teraz do mnie żebym mogła zrobić kolejny krok.

 

Asiu. Nie wiem, czy ona zdaje sobie sprawę z tego, że takie gadanie kogoś może i zmotywuje, ale jeśli o mnie na przykład chodzi, doszłabym do wniosku, że jestem beznadziejna i dałabym sobie sposób. Ja wierzę, że ona się stara, ale nieskutecznie. Inaczej powinna z Tobą pracować... Och jakbym chciała, żebyś miała moją terapeutkę.... Przepraszam, że tak piszę. Ja się bardzo martwię o Ciebie.

 

pora się przyznać przed sobą - nie czuję, żeby na ten czas terapia mi pomagała w czymś oprócz utrzymywania mnie przy życiu z tego powodu, że moja terapeutka stała się sensem mojego życia. i czuję, że wplątałam się cholernie mocno w coś, z czego nie potrafię teraz wyść, bo już sama myśl o ostatecznym rozstaniu z terapeutką powoduje, że myślę o samobójstwie, bo bez niej nie chcę żyć.

 

Asiu, to jest bardzo niedobrze, teraz to byś potrzebowała nowego terapeuty, który by Cię wyprowadził bezpiecznie z relacji z obecną terapeutką.... Martwię się jeszcze bardziej...

 

 

gdy powiem coś niedogodnego i trochę zaczepnie, tak, że ona nie wie za bardzo co najlepiej odpowiedzieć to ucina dyskusję tekstem: "nie wchodzę w to, bo ze mną w coś grasz".

 

hmmm, a gdyby podrążyła temat, mogłaby się dowiedzieć, dlaczego i w co grasz.. to byłaby też ważna wiedza dla Ciebie.

 

Po tym co tu czytam, to mi się zdaje, że te terapie są ch... warte, i niczym nie różnią się od klepania o dupie maryni przy piwku ze znajomymi.

 

nieprawda.

 

 

Czyli rozsądniej znalezc sobie znajomych i zbudować stabilną relację. Do tego też chyba taniej.

 

Pytanie, czy prościej.............

 

 

 

mnie zaniepokoiła i zdziwiła, przyznam, możliwość rozmów telefonicznych z terapeutką

 

ja też mogę dzwonić i pisać do mojej terapeutki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, A ja nie uważam,że terapeutka zachowuje się nieprofesjonalnie.

Ona Ciebie zna na tyle,ze moim zdaniem wie na co sobie może pozwolić podczas sesji, a na co nie.

NIe wiem czy kiedys mi mówiłaś, ale kojarzę,że ona ma superwizora tak? Bo do czego zmierzam......otóż do tego,że pewnie superwizuje Twój przypadek i nie działa w pojedynkę.

 

Druga sprawa...Ona Ciebie zna na tyle,że wie,że ukrywasz emocje, m.in. te, które mogą charakteryzować Waszą relację, Twoje uczucia i emoce względem NIej.

To jest Asiu to, o czym ostatnio rozmawiałyśmy.

Ona wie,że Tobie na niej zależy. Wie,że boisz siępowiedzieć Jej wprost "Zależy mi na Pani, kocham Pania na swój sposób, jest mi Pani bardzo bliska, przy Pani moje problemy znikają, bardzo Panią lubię, jest Pani moją odskoczniąm jest Pani dla mnie bardzo bliską osobą". Pamiętam jak mi powiedziałaś,ze prędzej zwymiotowałabyś, niżeli miałabyś jej to powiedzieć.I jestem pewna Joasiu,że Ona juz dawno zauważyła,że unikasz jak ognia takiej konfrontacji ze swoimi uczuciami wobec Niej.

Dla mnie zachowanie terapeutki nie jest nieprofesjonalne.

Ja odnoszę wrażenie,że Ona mogla chcieć Cię naprowadzić na to,że na pytanie co Ci daje terapia,żebyś w końcu powiedziała Jej wprost o swoich uczuciach jakimi do Niej pałasz.

Nie wiem czy jesteś zazdrosna o jej córkę. To porównanie do Jej córki mogło wzbudzić u Ciebie emocje, prawda? Obojętnie jakie by nie były. Dlaczego Jej tego nie powiedziałaś "proszę mnie nie porównywać do swojej córki bo......., albo ma Pani rację, mogę przypominać Pani córkę bo........" Jak mnie Pani porównała do swojej córki to.....poczułam się...........

Gdyby terapeutka nie wiedziała,że Tobie na Niej nie zależy i,że Jej nie kochasz, myślę,że byłaby uważna w zastosowaniu tego porównania. Terapeuta przecież też może przenosić sytuacje i wnosić je na sesję. Ona sobie zdaje sprawę z tego,że jest Tobie bardzo, bardzo bliska.

Ja uwazam,że chciała z Ciebie wydusić to, do czego nie chcesz przyznać się przed Nią. Tak mi sie wydaje Joasiu.

No i na sam koniec napiszę,żebyś się na mnie nie gniewała,że bronię tej Twojej terapeutki.

Nie wiem z czego to może wynikać...może z mojego przekonania,że nie wierzę,żeby Ona mogła się nieprofesjonalnie zachowywać wobec Ciebie. Ty do Niej już tak długo chodzisz na terapię.

MOja terapeutka wiedziała,ze jej potrzebuję , zwłaszcza na początku kiedy do Niej trafiłam, wiedziała,ze chce do Niej chodzić codziennie na terapię, od razu postawiła granice, powiedziała,ze jest to niemozliwe. Chodziłam 2 razy w tygodniu. Znowu postawiła granice i powiedziała,ze będziemy spotykały się raz w tygodniu. Mówiłam Jej,że byłam zła. Pytała dlaczego? Powiedziałam,że nie wiem czy sobie poradze bez Niej, szłam drogą i prawie kłociłam się z chodnikiem, taka byłam wściekła. Pytała czy na Nią się złoszczę. A ja odpowiedziałam,że nie, że na sytuację. I na dzień dzisiejszy zastnawiam się, patrząc z perspektywy czasu, czy ta moja złość była skierowana na "tą" sytuację.Myślę,że nie. Byłam zła na Nią, o to,że jak w ogóle śmiała mi zaproponować 1 sesję tygodniowo. Byłam na NIą zła i Jej tego nie powiedziałam.

Po czasie zrozumiałam,że nie mogę się uzależniać od Niej,że takie postawienie granic ma również działanie terapeutyczne i swój cel.

Staram się też Joasiu zrozumieć Ciebie,że może być Tobie ciężko,żeby Jej powiedzieć jak bardzo Ci na Niej zależy.

MOże to już ten czas?

Co sądzisz o tym co napisałam?

 

 

Potem napiszę o swojej sesji. Może innym razem. Bo pytałaś mnie... co u mnie :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×