Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

bliksa, no jak widzę reklamy "pamiętaj o swojej mamie" itp, to naprawdę mi nieprzyjemnie.

też...

ogólnie kiedy jeszcze byłam w domu to w ten dzień odwiedzialiśmy grób z bukietem kwiatów.

 

 

............

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_ Twój post dotyczący celów terapii bardzo mi pomógł. Ale czytając niektóre posty zrozumiałam też, że moja była bezproduktywna. Moja terapeutka nie odniosła się do moich problemów z falami złości i agresji, ogólnie totalnym wahaniami nastroju. A teraz doszło do tego, że jak nie potrafię nad sobą zapanować (a nie umiem wyżyć się na innych), muszę się podrapać (tak to nazywam).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_ Twój post dotyczący celów terapii bardzo mi pomógł. Ale czytając niektóre posty zrozumiałam też, że moja była bezproduktywna. Moja terapeutka nie odniosła się do moich problemów z falami złości i agresji, ogólnie totalnym wahaniami nastroju. A teraz doszło do tego, że jak nie potrafię nad sobą zapanować (a nie umiem wyżyć się na innych), muszę się podrapać (tak to nazywam).

Ja sobie zrobiłam z tego postu ściągawkę. :mrgreen: Miałam zastanowić się w domu nad celami mojej terapii, a że część jest zbieżnych to sobie spisałam, bo naprawdę ładnie to sformułowałaś Asiu. Mam nadzieję, że uniknę procesu o plagiat. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

halenore, Badziak, :shock::oops: no cieszę się bardzo, że mogłam Wam w ten sposób jakkolwiek pomóc, choć nie sądziłam, że może to być komuś pomocne. :smile:

halenore, a Ty na swojej terapii wyznaczałaś cele do osiągnięcia i omawiałaś je z terapeutką? moja robi to ze mną co jakiś czas.

 

Badziak, spoko, nie posądzę Cię o plagiat. :D:P

 

każdy z nas ma nieco inne cele, ale dużo faktycznie może być zbieżnych, warto wziąć kartkę, długopis i spróbować je nazwać, określić. to ułatwia przebieg terapii, uświadamia, po co naprawdę na nią chodzimy i czym chcemy się zajmować.

 

-- 26 maja 2011, 08:23 --

 

Kasiu, Basiu, przykro mi..., wyobrażam sobie, że dzisiejszy dzień może być dla Was melancholijny, trudny... Ale pomyślcie, że Wasze Mamy są przy Was duchem, może pogadajcie z Nimi w myślach, powspominajcie te lepsze chwile... Ściskam Was. :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dal mnie to bardzo pomocne, bo nazwałaś rzeczy, które ja (podobno osoba o nieprzeciętnej inetligencji) nazwać nie potrafiłam. Wyznaczałaśmy niby jakiś cele na początku, ale ja jako żółtodziób i osoba, która ma straszny problem z wyrażaniem i nazywaniem uczuć, nie umiałam tego zrobić. Potem nie weryfikowałyśmy celów.

 

-- 26 maja 2011, 09:43 --

 

Errata:

 

których ja nie potrafiłam nazwać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

halenore, nie ma w tym nic dziwnego, że nie potrafiłaś tego na początku. ja z terapeutką wyznaczałam cele na koniec pierwszego spotkania i szło mi to baaardzo nieudolnie, potem jej jeszcze napisałam w smsie trochę precyzyjniej. i właściwie to trafiłam do niej z zupełnie innego powodu, nie wiedząc, że mam zaburzenia osobowości. dlatego właśnie ważna jest ich weryfikacja co jakiś czas i moja terapeutka tak właśnie ze mną robi choć gdy ona podejmuje ten temat to ja się na początku oczywiście zawsze wkurzam i odmawiam współpracy, bo nie cierpię, gdy mam robić coś akurat w tej chwili jak mi ktoś powie. ;) czyli jak ona próbowała mnie namówić do ich określenia ostatnio to ja się zapierałam całą sesję i jeszcze jej przez telefon powiedziałam, że jak na następną mam do niej przyjść po to, żeby jej je wymienić to niech mi powie to odwołam sesję. :hide::mrgreen::twisted::oops::pirate: no ale jak już się uspokoiłam to stwierdziłam, że chyba z nią o nich porozmawiam...

może sama powiedz terapeutce, że warto by było porozmawiać znów o celach - które zostały osiągnięte, co Ci dała terapia, a czego Ci w niej brakuje, jakie cele teraz widzisz przed Tobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn. ja piszę w zasadzie o czasie przeszłym, bo moja terapia zakończyła się 1,5 roku temu. Tylko teraz czytając posty, widzę, że to nie tak szło, jak powinno. Zresztą odnoszę wrażenie, że terapia pozostała "niedokończona", że nie została zamknięta. Ale wiem też, że jestem megatrudną osobą, buntownicą. Potrafiłam przychodzić i milczeć przez półgodziny, bo uważałam, że nie mam nic do powiedzenia, chociaż gotowało się we mnie. Eee. Popapraniec ze mnie i już.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potrafiłam przychodzić i milczeć przez półgodziny, bo uważałam, że nie mam nic do powiedzenia, chociaż gotowało się we mnie. Eee. Popapraniec ze mnie i już.

 

o, to ja tak właśnie mam - uważam, że nie mam nic do powiedzenia chociaż też się we mnie często gotuje. i jestem też często wściekła na sesji a nie pisnę ani słowa, i będę to trzymać w sobie choćbym miała pęknąć. :( tak jakbym nie chciała dać terapeutce satysfakcji, że udało jej się mnie wyprowadzić z równowagi czy spowodować, że się odsłonię. i żeby pożałowała tego w jaki sposób chce wpłynąć na moje zachowanie, żeby dostała za swoje. :hide: wyczuwam co chce osiągnąć i albo robię zupełnie odwrotnie, ale podejmuję grę i zachowuję się zgodnie z jej oczekiwaniem... i za nic w świecie nie mogę tego przezwyciężyć. im ktoś jest mi bliższy, tym bardziej mnie wkurza i tym mniej mogę z nim współpracować, bo drażni mnie coraz bardziej. zazwyczaj to się końćzy w końcu na moim odejściu. a tu jakoś nie i się miotam.

może spróbowałabyś terapii u kogoś innego? albo wróciła do dawnej terapeutki i powiedziała o swoich wnioskach, że nie uważasz, żeby terapia była naprawdę zakończona? długo do niej chodziłaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm. Jakie to przekorne. Wam trudno jest w dzień matki, bo ona nie żyje. Mnie jest trudno, bo POWINNAM jej kupić kwiaty, złożyć serdeczne życzenia, a tak naprawdę to mam to w dupie, bo nie wywiązała się ze swojej roli. Ignorowała, kpiła, wyśmiewała, wyzywała (i do tej pory to robi). I nie obchodzi mnie to, że nie umiała inaczej. Przez skutki jej działań czuję do siebie nienawiść, mam myśli samobójcze, czuję się zamarznięta, wyję z rozpaczy w środku i nie potrafię się odnaleźć w życiu. A także nienawidzę jej za to, że mnie urodziła i nie dała ciepła. Za co te kwiaty mają być?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak jakbym nie chciała dać terapeutce satysfakcji, że udało jej się mnie wyprowadzić z równowagi czy spowodować, że się odsłonię. i żeby pożałowała tego w jaki sposób chce wpłynąć na moje zachowanie, żeby dostała za swoje. :hide: wyczuwam co chce osiągnąć i albo robię zupełnie odwrotnie, ale podejmuję grę i zachowuję się zgodnie z jej oczekiwaniem... i za nic w świecie nie mogę tego przezwyciężyć. im ktoś jest mi bliższy, tym bardziej mnie wkurza i tym mniej mogę z nim współpracować, bo drażni mnie coraz bardziej. zazwyczaj to się końćzy w końcu na moim odejściu. a tu jakoś nie i się miotam.

może spróbowałabyś terapii u kogoś innego? albo wróciła do dawnej terapeutki i powiedziała o swoich wnioskach, że nie uważasz, żeby terapia była naprawdę zakończona? długo do niej chodziłaś?

 

Tak. To, co napisałaś, to ja na terapii. Z tym, że w późniejszej fazie. Pierwszy rok, nazywany przez mnie "różową fazą", uważałam za udany. Szło. Później stanęłam w miejscu i zero postępów. Zablokowałam się. Ale dotrwałam do końca.

To terapeutka zadecydowała o końcu terapii. Chyba miała mnie dość. A może to tylko moje subiektywne odczucie. Nie wiem. W każdym razie ja wytrwałam do końca. Ona mnie nawet za to pochwaliła, bo wielokrotnie zdarzało się, że pacjenci "uciekali". Chodziłam do niej ponad 2,5 roku. Powrót jest bez sensu. Zresztą zastanawiam się. Psychiatra zaproponował mi szpital. Przeraża mnie to, bo mam fobię społeczną i lokomocyjną. Wytrwać w 3 miesiące przy takiej orce (bo nie oszukjumy się, terapia to ciężka orka), samej, gdzieś daleko od domu. A kiedyś tak lubiłam podróżować :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ooo, to nie ładnie, jak to ona zadecydowała? :shock: moja terapeutka mówi mi, że mogę do niej przychodzić dopóki będę tego potrzebować. :roll: hmmm, to w sumie ja trochę podobnie mam, prawie cały pierwszy rok dobrze szło, a teraz coś stanęło i ni cholery dalej nie chce iść. a może mi się tylko tak wydaje? sama nie wiem. myślę, że zawsze tak jest - w pewnym momencie zawsze jest jakaś duża górka. i najważniejsze co z nią zrobimy - wspólnie z terapeutą.

no w takim razie to faktycznie nie ma sensu do niej wracać... a z drugiej strony może jednak jest? bo widzisz już wiele rzeczy, dostrzegasz co było nie tak. i można by z tym coś zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak jakbym nie chciała dać terapeutce satysfakcji, że udało jej się mnie wyprowadzić z równowagi czy spowodować, że się odsłonię. i żeby pożałowała tego w jaki sposób chce wpłynąć na moje zachowanie, żeby dostała za swoje. :hide: wyczuwam co chce osiągnąć i albo robię zupełnie odwrotnie, ale podejmuję grę i zachowuję się zgodnie z jej oczekiwaniem...

 

A nie "mylisz" czasem terapeutki z matką?

 

Plus to mówienie, że bez niej sensu życia nie widzisz. A przecież wcześniej, zanim jej nie znałaś - żyłaś. Pewnie dzięki innej uzależniającej (emocjonalnie) relacji. I to jest mega chore, bo z takim myśleniem i odczuwaniem, tzn. uzależnieniem od drugiej osoby, jesteś w stanie przymknąć oczy prawie na wszystko, co ona robi - nawet szkodliwego, a w każdym razie takiego, wobec którego miałabyś ochotę się zbuntować, zezłościć, a może odejść. Ale "nie możesz", bo boisz się odrzucenia. Odrzucenia przez osobę, która czasem robi coś złego, nawet mimowolnie. Będąc w silnym uzależnieniu nawet boisz się pomyśleć i poczuć, że ktoś Ci robi źle i całą winę, gdy coś nie tak w relacji idzie, bierzesz na siebie, część złości przerzucasz na siebie, a to prosta droga do autoagresji. I nie mówię tylko o terapeutce, generalnie o byciu z drugim człowiekiem w relacji uzależnienia. Próbowałyście razem z terapeutką znaleźć sposób na to, jak pomoc Ci się poczuć bardziej niezależną osobą? Masz w ogóle jakiś zamysł, jak to może przebiegać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, Basiu, przykro mi..., wyobrażam sobie, że dzisiejszy dzień może być dla Was melancholijny, trudny... Ale pomyślcie, że Wasze Mamy są przy Was duchem, może pogadajcie z Nimi w myślach, powspominajcie te lepsze chwile... Ściskam Was. :*

 

Jest mi trudno wspominać dobre chwile, chociaż było ich trochę.

Niestety terapia odblokowała złe emocje związane z mamą i teraz odczuwam głównie gorycz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, eee, z mamą nie... szczerze mówiąc jestem słabo związana moją mamą, nie ma między nami silnej więzi. tu chodzi o moją ciocię. wiesz, mnie wychowywał taki trójkąt - ciocia, babcia, mama. z ciocią na czele, ewentualnie jeszcze z babcią. ojca brak. to ja bez cioci świata nigdy nie widziałam. i w dalszym ciągu jestem od niej bardzo zależna. to ciocię traktowałam zawsze jak mamę i tak też do niej czasem mówiłam. i to raczej z ciocią kojarzy mi się moja terapeutka. ostatnio jak zanim wspomniała o swojej córce to powiedziała, że się zachowuję jak nastolatka a mi się wtedy przypomniały słowa mojej cioci, których zawsze nienawidziłam: "zachowujesz się jak dziecko/przedszkolak/pięciolatek", co powodowało u mnie zawstydzenie, upokorzenie, bo miało trochę ironiczny i prześmiewczy charakter i ton. i tak to skojarzyłam ostatnio na sesji. oczywiście nie pisnęłam ani słowa o tym, bo mnie w takich sytuacjach zamurowuje, jakbym była w innym świecie, bardzo daleko od wszystkiego. :?

 

-- 26 maja 2011, 13:29 --

 

Kasiu, no wiem... W takim razie pozwól sobie również na te złe emocje, nie spychaj ich, nie wypieraj, zatrzymaj się przy nich. One też są potrzebne. Zastanów się co dokładnie czujesz, dlaczego, z jakich konkretnie powodów, co w zachowaniu Twojej Mamy było złego, niewłaściwego w stosunku do Ciebie. Chociaż wiem, że trudne. :( Ale może być bardzo konstruktywne i oczyszczające. A myślałaś, żeby kiedyś iść do Niej na cmentarz i Jej powiedzieć szczerze, co Ci leży na sercu, co w związku z Nią czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, eee, z mamą nie... szczerze mówiąc jestem słabo związana moją mamą, nie ma między nami silnej więzi. tu chodzi o moją ciocię.

 

Hmm. Ok, chodziło mi o głównego opiekuna. Poza tym silna więź niekoniecznie musi oznaczać pozytywne przywiązanie i częste spędzanie ze sobą czasu. Można być uzależnionym mocno od matki, która jest obojętna, ignorująca, olewająca, cisza, milczenie (to moja jest taka - w momentach, gdy nie jest agresywna).

 

 

ps. zostanę tu u Ciebie na blogu...ok?. wiesz, mnie wychowywał taki trójkąt - ciocia, babcia, mama. z ciocią na czele, ewentualnie jeszcze z babcią. ojca brak.

 

To mnie nie dziwi. Większość osób z psychicznymi problemami, które spotkałam na swojej drodze, pochodzi z takiego domu, w którym kobiety są "opiekunkami" (zazwyczaj kontrolującymi, zimnymi, krytycznymi, nadopiekuńczymi, apodyktycznymi, agresywnymi i na inne sposoby słabymi emocjonalnie), a ojciec jest albo nieobecny duchem, albo ciałem. Ja także dorastałam w takim domu.

 

oczywiście nie pisnęłam ani słowa o tym

 

Oczywiście..?

Ty widzisz sens w terapii, w której się nie mówi o takich rzeczach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oczywiście nie pisnęłam ani słowa o tym

 

Oczywiście..?

Ty widzisz sens w terapii, w której się nie mówi o takich rzeczach?

 

to miała być ironia... :roll: przecież wiem, że powinnam powiedzieć. :roll: ale jak mnie coś zamuruje i nieprzyjemnie zaskoczy to w życiu z siebie tego nie wyduszę choćbym chciała. :(

no dobra, jeszcze tu czegoś nie napisałam o ostatniej sesji. usłyszałam od terapeutki, że będziemy znów pracować od września. jako że na urlop idzie w lipcu, więc sobie wyliczyłam, że to 2 miesiące, i dosłownie mnie wbiło w fotel z rozpaczy, nie miałam już w ogóle ochoty współpracować choć starałam się być obecna i nie dałam po sobie poznać mojego zawiedzenia, zdziwienia, złości na nią i przerażenia. ale wciąż miałam w głowie "2 miesiące bez niej" i jak ja to przeżyję. :( i we wszystkim widziałam atak. już czułam się odtrącona, opuszczona, zapomniana. choć jeszcze ten jej długi urlop się nie zaczął i chciałam się na niej odegrać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to miała być ironia... :roll: przecież wiem, że powinnam powiedzieć. :roll: ale jak mnie coś zamuruje i nieprzyjemnie zaskoczy to w życiu z siebie tego nie wyduszę choćbym chciała. :(

 

Zrozumiałam, że to "oczywiście" to ironia, ale przecież de facto nie powiedziałaś terapeutce, co Ci na sercu leży. Nie w tym momencie zamurowania, co jest jasne, ale tym kolejnym, gdy już można "złapać oddech". Chociażby na kolejnej sesji.

 

usłyszałam od terapeutki, że będziemy znów pracować od września. jako że na urlop idzie w lipcu, więc sobie wyliczyłam, że to 2 miesiące, i dosłownie mnie wbiło w fotel z rozpaczy, nie miałam już w ogóle ochoty współpracować choć starałam się być obecna i nie dałam po sobie poznać mojego zawiedzenia, zdziwienia, złości na nią i przerażenia. ale wciąż miałam w głowie "2 miesiące bez niej" i jak ja to przeżyję. :( i we wszystkim widziałam atak. już czułam się odtrącona, opuszczona, zapomniana.

 

Kurcze, Asia, o takich rzeczach się MÓWI. Ja rozumiem doskonale, że jest trudno. Że lęk, wstyd, blokada i inne takie ohydne sprawy. Ja to wszystko znam z autopsji i wiem, że czasem serce skacze jak oszalałe i człowiek się chce zapaść pod ziemię albo uciec. Mądrych-odważnych w takich momentach nie ma, ale jakoś nieśmiało trzeba zacząć przebąkiwać, co się w uczuciach dzieje. Inaczej postępów w leczeniu nie ma. A Ty: "nie dałam po sobie poznać", a wcześniej "nie pisnęłam słówka"... Nie komentuję tego ze złośliwości, ale hmm, niepokojące jest to, że o tym nie mówisz, bo przez to przedłużasz swoje cierpienie (bo nie dajesz sobie szans na wyleczenie). Czy terapeutka Cię jakoś naprowadzała na to, że jej urlop może być dla Ciebie czymś bardzo trudnym?

 

Dla mnie urlopowanie terapeutów zawsze było masakrą, budziła się we mnie w związku z tym cała masa emocji. I tj. czytałam posty innych osób w terapii, to mieli podobne odczucia. Złość, lęk, rozpacz, poczucie odrzucenia i opuszczenia, żal, wrogość, bunt, bezsilność i wstyd przed przyznaniem się do tego. To jest normalne. Ale ważne, aby o tym rozmawiać. Pamiętam, że ja w okresach "około urlopowych" (sesje tuż przed i tuż po) wyrażałam moją złość pośrednio, przez ignorowanie tego, co terapeuta mówi, mimowolne demonstrowanie olewki przez ziewanie, brak współpracy, gadanie o tym, że depresja mi się nasila (a nie o tym, co pod spodem), pośrednie próby wzbudzania w t. poczucia winy, że mnie opuszcza, etc. No ale jednak byłam przed t. naprowadzana na to, że pewnie będzie to dla mnie trudny czas. (chociaż przez ostatniego nie, ale on niewielką uwagę przykładał do moich uczuć, no i wyszło, jak wyszło...).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, we wszystkim masz rację...

wiesz, ja nie dałam po sobie poznać, że tak mnie zcięło z nóg jak mi powiedziała o pracy od września. ale wcześniej coś tam przebąkałam, że będzie mi trudno, że nie wiem jak bez niej wytrzymam jak ona będzie na urlopie. usłyszałam, że oczywiście nie zostawi mnie bez pomocy - da mi namiary na innego terapeutę, do którego będę mogła się zwracać pod jej nieobecność. :hide: a mnie to jeszcze bardziej wyprowadziło z równowagi. powiedziałam coś w tym stylu: "mam mówić obcej osobie o sobie? wprowadzać we wszystko?" Usłyszałam, że mogę z tego skorzystać albo nie. no więc już w ogóle nie chciałam o tym mówić, wolałam przemilczeć a już na pewno nie przyznać się, że byłam w szoku słysząc o tym wrześniu. :(

a tak w ogóle to chcę Ci podziękować - dajesz mi dużo do myślenia, przez swoje trafne wypowiedzi i na swoim przykładzie. :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Kasiu, no wiem... W takim razie pozwól sobie również na te złe emocje, nie spychaj ich, nie wypieraj, zatrzymaj się przy nich. One też są potrzebne. Zastanów się co dokładnie czujesz, dlaczego, z jakich konkretnie powodów, co w zachowaniu Twojej Mamy było złego, niewłaściwego w stosunku do Ciebie. Chociaż wiem, że trudne. :( Ale może być bardzo konstruktywne i oczyszczające. A myślałaś, żeby kiedyś iść do Niej na cmentarz i Jej powiedzieć szczerze, co Ci leży na sercu, co w związku z Nią czujesz?

 

Asiu.... cokolwiek odczuwam w związku z nią to jest takie..... jakby za mgłą, na tyle gorzkie, że nie chcę tego czuć. Nie umiem się przy tym zatrzymywać. Dopiero nauczyłam się akceptować swój negatywny stosunek.

Kiedyś byłam na cmentarzu i nakrzyczałam na rodziców. Raz mi się udało. Teraz mnie znowu blokuje. Nie czuję nic, prócz goryczy.

 

-- 27 maja 2011, 08:41 --

 

będzie mi trudno, że nie wiem jak bez niej wytrzymam jak ona będzie na urlopie. usłyszałam, że oczywiście nie zostawi mnie bez pomocy - da mi namiary na innego terapeutę, do którego będę mogła się zwracać pod jej nieobecność.

 

Asiu, ja myślę, że to jest dobry pomysł.... Tobie jest potrzebny terapeuta, z którym nie powoduje w Tobie aż takich emocji... Chociaż podejrzewam, że nie skorzystasz z tej opcji.

To nie jest dobre, że boisz się jak będziesz funkcjonować przez 2 miesiące. Nie możesz być aż tak uzależniona od terapeutki.

Chociaż porównując do Rachel z "Uratuj mnie", z takich przypadków też się wychodzi na prostą.

Tyle że wspominałaś, że masz problem z otwieraniem się przed bliskimi osobami. A przed terapeutką powinnaś otwierać się całkowicie.

Pisałaś, że pomijasz niektóre myśli, które są istotne. Tak można w stosunku z koleżanką, nie z terapeutką. To utrudnia Waszą pracę.

 

Trzymaj się ciepło, Asiu, namawiam Cię do spróbowania kontaktu z innym terapeutką podczas nieobecności Twojej terapeutki. Tak na próbę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chociaż porównując do Rachel z "Uratuj mnie", z takich przypadków też się wychodzi na prostą.

 

Hmm... według mnie Rachel wcale nie była szczególnie poważnym przypadkiem, tzn. są gorsze. Nie cięła się, nie podejmowała prób samobójczych, nie miała silnych odjazdów od rzeczywistości, psychotycznych jazd i wcale jakoś wielce nie manipulowała terapeutą. Poza tym potrafiła się związać z kimś na stałe (chodzi mi o męża), skończyć studia. Utrzymywała też kontakty z innymi ludźmi, z trudem, ale jednak, z chóru kościelnego chociażby. Czasem udawało się jej pracować. Ok, miała anoreksję, ale też nie zjechała jakoś szczególnie nisko i mimo wszystko miała zachowany wobec niej krytycyzm.

 

W każdym razie dla mnie jej poziom funkcjonowania w chorobie jest na razie nieosiągalny...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asiu, ja myślę, że to jest dobry pomysł.... Tobie jest potrzebny terapeuta, z którym nie powoduje w Tobie aż takich emocji... Chociaż podejrzewam, że nie skorzystasz z tej opcji.

 

to prawda, na samą myśl, że mam rozmawiać znowu kogoś wprowadzać w moje problemy, od początku mam odruch wymiotny. :? i pewnie z tego nie skorzystam. :roll:

 

Kasiu, jeśli chodzi o emocje związane z Twoją Mamę to w takim razie to widocznie nie czas, póki co, nie ma sensu na siłę, zmuszać się do czegoś. Kiedyś dopuścisz do siebie te emocje. Ważne, żebyś mówiła też o tym na terapii - że się na nie blokujesz, że wypierasz, dlaczego...

 

-- 27 maja 2011, 09:15 --

 

Chociaż porównując do Rachel z "Uratuj mnie", z takich przypadków też się wychodzi na prostą.

 

Hmm... według mnie Rachel wcale nie była szczególnie poważnym przypadkiem, tzn. są gorsze. Nie cięła się, nie podejmowała prób samobójczych, nie miała silnych odjazdów od rzeczywistości, psychotycznych jazd i wcale jakoś wielce nie manipulowała terapeutą. Poza tym potrafiła się związać z kimś na stałe (chodzi mi o męża), skończyć studia. Utrzymywała też kontakty z innymi ludźmi, z trudem, ale jednak, z chóru kościelnego chociażby. Czasem udawało się jej pracować. Ok, miała anoreksję, ale też nie zjechała jakoś szczególnie nisko i mimo wszystko miała zachowany wobec niej krytycyzm.

 

W każdym razie dla mnie jej poziom funkcjonowania w chorobie jest na razie nieosiągalny...

 

zgadzam się. a książka, choć bardzo mnie poruszyła i czytałam ją jednym tchem jest dla mnie trochę niczym bajka, nierealistyczna, ku pokrzepieniu serc. bo ta niesamowita szczerość Rachel w stosunku do terapeuty, jej oddanie, całowity brak zahamowań, wręcz zawierzenie mu całej siebie wydaje mi się niepojęte, wręcz niemożliwe. przynajmniej w moim przypadku, podobnie jak u Ciebie nieosiągalne.

co do psychotycznych jazd Rachel to chyba jakieś miała jeśli dobrze pamiętam, manipulować próbowała, ale terapeuta nie dawał jej na to szans. ale też uważam, że są gorsze przypadki. może nie bez znaczenia jest fakt, że ona mogła oprócz tego w każdej chwili liczyć na swojego męża, który bardzo dobrze ją znał, wspierał w każdej sytuacji, znosił jej postępowanie dzielnie. to ją dźwigało do góry. ja i wiele tu osób - jesteśmy samotni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asiu, ja myślę, że to jest dobry pomysł.... Tobie jest potrzebny terapeuta, z którym nie powoduje w Tobie aż takich emocji... Chociaż podejrzewam, że nie skorzystasz z tej opcji.

to prawda, na samą myśl, że mam rozmawiać znowu kogoś wprowadzać w moje problemy, od początku mam odruch wymiotny. :? i pewnie z tego nie skorzystam. :roll:

 

Asiu, ale ten kontakt to miał być tylko na czas urlopu terapeutki, tak?

Wiesz co, ja myślę, że mogłabyś przynajmniej raz pójść. Co do wprowadzania w Twoje problemy - wiesz, jeśli to ma być kontakt tymczasowy to chyba nie trzeba opowiadać swojej historii od początku i ze szczegółami, przecież to nie ma być Twój nowy terapeuta, który ma się we wszytkim orientować, ale ktoś kto pomoże Ci przetrwać dwa miesiące. Chyba wystarczy, że podasz ogólny zarys tego, co się z Tobą dzieje, a skupisz się w tych rozmowach na tym, co się z Tobą dzieje tu i teraz, aktualne uczucia, trudności. Poza tym może w rozmowach z tą osobą będzie Ci łatwiej popatrzeć z dystansu na to, co się dzieje w Twojej relacji z terapeutką. Opowiesz o swoich wątpliwościach, uczuciach, zastoju w terapii i o tym, co się na bieżąco dzieje. Paradoksalnie, może Ci być łatwiej powiedzieć o tym obcej osobie, niż bezpośrednio terapeutce. To może być cenne. Ja bym poszła. W stresie, ale jednak :smile: Teraz kisisz się ze swoimi myślami, uczuciami, ewentualnie dzielisz tym na forum, zaraz będziesz sama ze swoimi myślami "s", jak terapeutka wyjedzie... a rozmowa z drugim człowiekiem na żywo to co innego.

 

Wiesz, że ja wybieram się na 7f. Ale mam jeszcze trochę czasu, a teraz źle się czuję. Nie chciałam być dłużej sama ze swoimi myślami i uczuciami, wybrałam się do poradni, aby mieć z kim o tym rozmawiać, umówiłam się z terapeutką, nową osobą, która mnie nie zna. I idę też za tydzień :smile:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×