Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość paranoiczna


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

To tak bardzo wykańcza... kiedy jest dobrze, to jest dobrze, nie do końca wprawdzie, bo nieufność i lęk żyją nawet wtedy, chociaż mniej lub bardziej ukryte. Ale niech no tylko coś zacznie się psuć... od razu w ruch idzie cała machina pretensji, odwetu i nienawiści. To do jakich słów i czynów potrafię się w tym stanie posunąć nie zasługuje często na żadną inną reakcję poza pogardą i potępieniem i z taką też reakcją się zwykle spotyka. Najgorsze zaś jest to, że każdy taki kolejny incydent coraz bardziej pogłębia szaleństwo i oddala od normalności. Chociaż z empirycznego punktu widzenia nie, nie to jest najgorsze, tylko ten ból, ten okropny, obezwładniający ból którego istnienia nikt się nawet nie domyśla/nie chce w niego uwierzyć, bo przecież osoby z gatunku suk nie mają ludzkich uczuć... a odrzucenie jeszcze bardziej nakręca spiralę obłędu. Ale ten ból... rozdziera duszę na kawałeczki. Po nim zaś jest już tylko samotność.

 

Paranoiczką jestem przez cały czas, ale z racji intensywności przeżywanych przeze mnie emocji/uczuć i gwałtowności swoich reakcji zaczęłam się ostatnio zastanawiać czy podczas tych stanów ("ataków") nie wpadam aby w lekką psychozę/urojenia.

 

Wszędzie jest napisane, że osoby z osobowością paranoiczną w ogóle nie zdają sobie sprawy że coś im dolega więc i leczenie jest trudne. Czy możliwe jest, że ktoś kto "to ma" doskonale zdaje sobie sprawę, że coś z nim nie tak i ma jeszcze na tyle krytycyzmu, że pewne objawy potrafi przypisać właśnie zaburzeniu?

Jest możliwe, choć takie przypadki zdarzają się ponoć bardzo rzadko. Niemniej wydaje się, że od każdej reguły istnieje wyjątek. Osobie z zewnątrz musi wydawać się niezwykle ciekawym doświadczeniem, móc obserwować z boku własne szaleństwo, jednak szczerze powiedziawszy dla mnie wygląda to dość zwyczajnie. Obawiam się jednak, że tak czy siak w niewielkim stopniu wpływa to na optymistyczne rokowania mojego przypadku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Temat został założony dość dawno i nie wiem, czy ktoś tu jeszcze zagląda. Mam nadzieję, że tak.

 

Piszę tu dlatego, że nie bardzo wiem co robić. Otóż podejrzewam u swego chłopaka osobowość paranoidalną i kompletnie nie wiem, jak się zachować. Na początku zaznaczę, że naprawdę bardzo mi na nim zależy, ale już sama powoli tracę głowę.

 

Stało się tak, że zaczęło się między nami coś psuć dokładnie 2 tygodnie temu. Nie bardzo chciałabym pisać o szczegółach. Ale on zrobił coś, ja powiedziałam coś niezbyt miłego i koniec. Drobnostki. Na dodatek tydzień później przegapiłam jego imieniny - wiem wiem bardzo nieładnie. :(. Ale kompletnie nie miałam głowy.

 

Otóż nie ulega wątpliwości, że ja go uraziłam. I przeprosiłam. Tylko, że Mój Kochany nie dostrzega, że on także mnie uraził. Jego akcja wywołała moją reakcję. I mój Mężczyzna stwierdził nagle, że nie traktuję go poważnie. Że z niego kpię na każdym kroku. Każde moje słowo obrócił przeciwko mnie. A zważywszy, że chcę mieć z nim dziecko, rodzinę i czekałam na niego 5 miesięcy, zarzuty o nietraktowaniu poważnie są bezpodstawne.

 

Tak jak mówię, ja go uraziłam, ale on swojej winy nie dostrzega. Nie widzi, że mi też sprawił przykrość i to nie raz. Że też mam uczucia i jeśli płaczę, to moje łzy są szczere. A nie, że chcę go zmanipulować. Tylko ja popełniam błędy w tym związku. Swoich nie widzi. Co więcej wiele razy powtarzał wprost, że on sam błędów nie popełnia, bo jest perfekcjonistą.

 

Ostatni raz go widziałam w zeszłą niedzielę. Moje zachowanie znów bez żadnej przyczyny odczytał jako afront. Podjechał w niedzielę na chwilę pod dom moich rodziców. Tu zaznaczę, że stosunki na tej linii nie są najlepsze. Wielokrotnie go zapraszałam do domu rodziców i za każdym razem dostałam odmowę. Tego dnia, gdy odwoził mi po drodze jedną rzecz - nie zaprosiłam. I znowu go uraziłam. Tym, że go nie zaprosiłam. Odjechał do siebie. I od tamtej pory nie odbierał moich telefonów, nie odpowiadał na sms.

 

W końcu zadzwoniłam nie na komórkę tylko na numer domowy. No i się dowiedziałam, że nie pasujemy do siebie i że wszystko to moja wina.....Każde moje słowo, próbujące powiedzieć, że ja także mogłabym mu coś powiedzieć - usprawiedliwiał. Przeinaczał fakty na swoją korzyść i zakończył rozmowę. No i od tamtej pory przyjęłam strategię, że będę do niego pisać sms z przeprosinami, miłego dnia, buziaki, kocham Cię itd. Przez 10 kolejnych dni.... No i odzew marny.

 

Dodam, że z tego co wiem każdy jego poprzedni związek rozpadał się po jednej wpadce kobiety. Po prostu nie wybacza....

 

Reasumując nie wiem co robić. Zależy mi na nim. Kocham go. Ale kompletnie nie mam pojęcia jak się zachować.

 

Bardzo proszę o pomoc.....

 

Pozdrawiam

 

Mika983

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i od tamtej pory przyjęłam strategię, że będę do niego pisać sms z przeprosinami, miłego dnia, buziaki, kocham Cię .
A za co go przepraszasz ? za coś, czego nie zrobiłas ?
Dodam, że z tego co wiem każdy jego poprzedni związek rozpadał się po jednej wpadce kobiety. Po prostu nie wybacza....
Jesli jest tak, jak opisujesz, to nie jest zdolny do stworzenia stałego zwiazku. Im szybciej sie z tym pogodzisz i odpuścisz go sobie , tym lepiej.
Reasumując nie wiem co robić. Zależy mi na nim. Kocham go. Ale kompletnie nie mam pojęcia jak się zachować.
Po pierwsze zastanów sie, dlaczego tak Ci zalezy na związku z kims, kto jest egoistyczny i pozbawiony empatii. Dlaczego kochasz kogos takiego ?
Bardzo proszę o pomoc.....
O pomoc to on powinien poprosic, nie Ty. Ty go nie zmienisz, on sam musi tego chcieć. Ale podejrzewam, ze on sobie nie ma nic do zarzucenia, za to kobietom z którymi był - bardzo dużo ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A za co go przepraszasz ? za coś, czego nie zrobiłas ?

 

Mi zależy przede wszystkim na rozmowie. Bo ja rozumiem już, że pewnie nic z tego nie będzie. Ale jeśli ma dojść do rozstania, to bardzo bym chciała, aby to oparło się mimo wszystko na rozmowie. Ja nie chcę rozstawać się w takim gniewie z jego strony. Bo też jestem człowiekiem i takie rozstanie szczególnie mnie boli.

 

Po pierwsze zastanów sie, dlaczego tak Ci zalezy na związku z kims, kto jest egoistyczny i pozbawiony empatii. Dlaczego kochasz kogos takiego ?

 

Wiesz pokochałam go wcześniej, zanim zaczął się tak zachowywać. A na pewne wcześniej pojawiające się przesłanki po prostu nie zwróciłam uwagi. I tak trudno przestać nagle kochać. Zwłaszcza, że zaczynam podejrzewać, że sama też mam problem, bo przyciągam samych mężczyzn z zaburzeniami - dwóch moich poprzednich partnerów leczyło się na depresję - już zanim mnie poznało, ale się nie przyznało :(.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi zależy przede wszystkim na rozmowie. Bo ja rozumiem już, że pewnie nic z tego nie będzie.

Ale jeśli ma dojść do rozstania, to bardzo bym chciała, aby to oparło się mimo wszystko na rozmowie. Ja nie chcę rozstawać się w takim gniewie z jego strony. Bo też jestem człowiekiem i takie rozstanie szczególnie mnie boli.

Myslisz, że w czasie tej rozmowy on nagle wykaże zrozumienie i zacznie zachowywac się racjonalnie ? Jeśli nawet pogadacie, to przede wszystkim będzie Ciebie obwiniał... bo kogos musi. Nie szukaj z nim kontaktu, postaraj sie jak najszybciej odseparować psychicznie, dla własnego dobra.
Wiesz pokochałam go wcześniej, zanim zaczął się tak zachowywać. A na pewne wcześniej pojawiające się przesłanki po prostu nie zwróciłam uwagi. I tak trudno przestać nagle kochać. Zwłaszcza, że zaczynam podejrzewać, że sama też mam problem, bo przyciągam samych mężczyzn z zaburzeniami - dwóch moich poprzednich partnerów leczyło się na depresję - już zanim mnie poznało, ale się nie przyznało :(
Koniec związku zawsze jest trudny, bo w pamieci jest jeszcze wspólna przeszłość, dobre wspomnienia, do których by się chciało wrócić.. trzeba sie z tym uporac, to bardzo bolesne.

Sama zauważylas, że masz słabośc do facetów z problemami Jesli zaczynasz podejrzewac, ze dokonujesz błednych wyborów, to pierwszy krok do rozwikłania tej sprawy. Na Twoim miejscu udałabym się po pomoc do specjalisty, żeby się dogrzebać do przyczyn takiego zachowania i uniknąc go w przyszlości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi zależy przede wszystkim na rozmowie. Bo ja rozumiem już, że pewnie nic z tego nie będzie.

Ale jeśli ma dojść do rozstania, to bardzo bym chciała, aby to oparło się mimo wszystko na rozmowie. Ja nie chcę rozstawać się w takim gniewie z jego strony. Bo też jestem człowiekiem i takie rozstanie szczególnie mnie boli.

Myslisz, że w czasie tej rozmowy on nagle wykaże zrozumienie i zacznie zachowywac się racjonalnie ? Jeśli nawet pogadacie, to przede wszystkim będzie Ciebie obwiniał... bo kogos musi. Nie szukaj z nim kontaktu, postaraj sie jak najszybciej odseparować psychicznie, dla własnego dobra.
Wiesz pokochałam go wcześniej, zanim zaczął się tak zachowywać. A na pewne wcześniej pojawiające się przesłanki po prostu nie zwróciłam uwagi. I tak trudno przestać nagle kochać. Zwłaszcza, że zaczynam podejrzewać, że sama też mam problem, bo przyciągam samych mężczyzn z zaburzeniami - dwóch moich poprzednich partnerów leczyło się na depresję - już zanim mnie poznało, ale się nie przyznało :(
Koniec związku zawsze jest trudny, bo w pamieci jest jeszcze wspólna przeszłość, dobre wspomnienia, do których by się chciało wrócić.. trzeba sie z tym uporac, to bardzo bolesne.

Sama zauważylas, że masz słabośc do facetów z problemami Jesli zaczynasz podejrzewac, ze dokonujesz błednych wyborów, to pierwszy krok do rozwikłania tej sprawy. Na Twoim miejscu udałabym się po pomoc do specjalisty, żeby się dogrzebać do przyczyn takiego zachowania i uniknąc go w przyszlości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc wszystkim, w zasadzie to nie wiem jak to nazwac ale tak sie czuje ze mam paranoje na punkcie faceta swojego, w sumie to sama sie czasem nakrecam, i przez to czasem nie moge w nocy spac bo moj umysl sam uklada sobie scenariusze najczarniejsze jakie tylko moze,nie mieszkamy razem, ja nadal z rodzicami on z babka, jego babka jest chora na alchziemera , i mialam z nia pare zatargow juz wiec chodze do niego tylko jak sama czuje psychicznie ze dam rade wytrzymac, mamy juz po 30 lat, naszczescie nie ma dzieci, ale nie to ze ja nie chce tylko tak sie poki co zycie toczy ze nam nie dane po prostu, a aja mam dosc takiego zycia, z praca jest ciezko, i u mnie i u niego tez, nie wiem co mam robic, czy tkwic w tym zwiazku a trwa to juz 10 lat czy skupic sie na samej sobie, bo juz nie daje rady i stwierdzam ze przez te wszystkie zaistniale sytuacje tak sie dzieje teraz w mojej gloiwe, i obawiam sie najgorszego mysli samobojczych , jeszcze ich nie ma ale boje sie czasem sama siebie

 

 

udostęp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich

Jestem tu pierwszy raz i nie wiem od czego zacząć. Na ten wątek udało mi się trafić zupełnie przypadkowo ale bardzo cieszę się, że w końcu się tutaj znalazłam. Może w końcu uda mi się rozwiązać mój problem który trwa całe moje życie. Jeśli go nie rozwiąże to może chociaż bardziej zrozumiem to co się działo i dzieje w moim rodzinnym domu. Mój problem dotyczy mojej mamy. Kilka postów wcześniej jedna z forumowiczek opisywała sytuację ze swoją mamą, która bardzo przypomina to co się dzieje u mnie w domu. Zacznę od początku, mama od wielu lat przejawia objawy paranoi a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie byłam jeszcze z tym u żadnego lekarza. Jest to początek mojej drogi.

Temat zawsze dotyczył „rzekomych” zdrad mojego taty i różnych wariacji na ten temat. Przechodziłam już przez historie wielu różnych kochanek, najczęściej przypadkowo spotykanych kobiet na ulicy , które w jakiś sposób sprawiały, że moja mama widziała w nich „kochanki”. Wystarczył uśmiech lub spojrzenie, czasami zwykłe „dzień dobry” od sąsiadki lub i nawet serdeczny uśmiech w kościele podczas znaku pokoju ( masakra!). Temat był odkąd pamiętam, czyli już trwa i trwa bo ja mam 26 lat. Jest mi przykro, że nic nie mogę zrobić…Załamuję ręce. Bardzo oddaliłam się od mamy bo nigdy nie byłam w stanie jej uwierzyć w to co opowiadała. Zżyłam się natomiast z tatem i razem stworzyliśmy pewnego rodzaju „obóz”. Wspieramy się razem i bronimy przed jej nienormalnymi atakami.

W początkowym okresie choroby kiedy nie wiedziałam co jest grane miałam naprawdę mętlik w głowie. Myślałam , że to co mówi jest prawdą …, że mój tato jest nieuczciwy wobec mamy. Trwało to przez kilka lat mniej więcej jak miałam 9-13 lat. Im bardziej zaczynałam dorastać zrozumiałam, że to co mama mówi na temat taty jest niemożliwe i bardzo krzywdzące. Zaczęłam pojmować,że to co opowiada mama nie ma racji bytu. Rozmawiałam poważnie na te tematy z ojcem i wiem, że nie kłamie. Jest dobrym człowiekiem, który całe życie ciężko pracował i dbał o rodzinę. Później pojawiły się absurdalne poglądy i teorie spiskowe w większości dotyczące zdrad taty ale i też problemów dotyczących pracy mamy i kontaktów z koleżankami w pracy. Wystarczyło kilka takich niedorzecznych kłótni, żeby zorientować się , że coś tu nie gra… Wyprowadziłam się z domu kiedy wyjechałam na studia i prze6 lat nic się nie poprawiło. Mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej.

Mama jest bardzo podejrzliwa, kłótliwa, do tego wszystkiego jest bardzo gorliwie więżąca, czasami aż wręcz fanatycznie. Nie ma dnia żebym nie słyszała, że się modli za mnie i za tatę, za nasze grzechy, że życzy mi łaski bożej, oraz rozumu od ducha świętego. Jest tego całe mnóstwo…. Już nauczyłam się udawać, że tego nie słyszę. Nawet widzę po sobie, ze nie wzruszają mnie jej ataki w moim kierunku, spływają po mnie najgorsze słowa, które w normalnych relacjach matka-córka mogłyby być bardzo brutalne i przykre. Ja już po prostu wiem, że to nie moja mama wypowiada te słowa tylko jej choroba. Od jakiegoś czasu próbuję coś z tym zrobić, aby pomóc mamie. Chciałabym , żeby wróciła do Nas i była normalną mamą. Czuję się bardzo z tym osamotniona, mój tato już całkiem się poddał, szczerze mówiąc dziewie się , że nigdy jej nie zostawił, nigdy nie chciał od niej odejść, jest naprawdę zbyt dobry żeby coś takiego zrobić. Przez to niestety jego życie jest okropne. On już nawet nie myśli, że mógłby być jeszcze kiedyś szczęśliwy.

Dodam jeszcze tylko, że mama nie zawsze się tak zachowuje. Bywają dni , że jest zupełnie normalna. Na co dzień funkcjonuje bardzo prawidłowo. Na ogół jest postrzegana jako osoba bardzo pogodna, dobra, miła i uczynna… A i właśnie, jej uczynność wydaje mi się, że też jest zastanawiająca. Mama pomaga wszystkim dookoła tylko nie sobie. Zostawi wszystko i wyjdzie z domu, który proszę mi wierzyć wygląda teraz tragicznie, jest bardzo zaniedbany. Ale mama tego nie dostrzega. Sama bardzo często lubi mówić o sobie w superlatywach. Mówi o sobie jako :„osobie kryształowej”, nieskazitelnej, świętej. Nie uznaje słów krytyki. Myślę, że mama lubi uciekać od problemów pomagając innym. Ogólnie woli pomagać innym niż zajmować się własnym życiem, domem i rodziną. I wtedy czuje się jak ryba w wodzie. I udaje kogoś zupełnie innego. Przy obcych ludziach ukrywa to co pokazuje w domu przy tacie i moim rodzeństwie.

Chciałabym wiedzieć od czego zacząć, żeby pomóc mamie. Wiem, że trzeba pójść do lekarza ale już tyle razy próbowałam i wiem , że to nie będzie łatwe. Jak mogę ją przekonać? Jak powinnam z nią postępować , żeby móc jej pomóc i nie przestać jej kochać ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Nie wiem, czy to forum jeszcze działa, ale mam nadzieję, że tak. Podejrzewam, że mogę mieć osobowość paranoidalną. Wiem, czytałam, że większość osób tę myśl od siebie odpycha lub się nie przyznaje, ale ja wiele czasu spędzam na "rozumieniu siebie" i staram sie być krytyczna względem siebie. Opiszę sprawę poniżej:

 

Otóż to wygląda tak, że mam dwojaki charakter- w towarzystwie ludzie uważają mnie za bardzo zabawną, otwartą i żywiołową. Mam jednak też drugą stronę charakteru, odziedziczoną w spadku po ojcu. Jestem wybitnie nerwowa. Podnieść mi ciśnienie można w sekundzie. Wystarczy jakaś obraźliwa krytyka lub prosty trik ze strony rozmówcy, żebym tak się zdenerwowała, że muszę wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza, zapalić itd. To potrafi minąć równie szybko jak się pojawiło. Myślę, że wynika to z techniki uspokajania się, jaką w sobie wypracowałam, bo od dziecka byłam bardzo apodyktyczna i nerwowa. Taki choleryczny typ charakteru. Jestem wyjątkowo zazdrosna, ale nad tym też potrafię jako tako zapanować.

 

I tu zaczynają się schody. Myślę, że mam lekką paranoję. W niemal każdej wypowiedzi innych osób widzę drugie dno. Wydaje mi się, że wszyscy wokoło są wrogo nastawieni do mnie i oceniają mnie bardzo negatywnie z powodu mojej nerwowości. Wolę nawet nie myśleć o możliwej zdradzie narzeczonego, bo potrafiłabym tak zafiksować się na tej myśli, że miałabym cały wieczór i kolejna paczkę papierosów z głowy. Panicznie boję się tego, że to może kiedyś nastąpić i pogrążę się w smutku. Wydaje mi się, że takie coś zniszczyłoby mi życie, że nie umiałabym poradzić sobie całkiem sama, a mam bardzo niewielu bliskich przyjaciół. Tych znowu dobieram bardzo surowo i głównym wyznacznikiem jest lojalność. I chociaż staram się ufać ludziom mi najbliższym to i tak gdzieś podświadomie mam wrażenie, że i oni mogą podłożyć mi świnię. To się przekłada na moje lekkie odsunięcie od większości ludzi, bo kiedy ktoś choć raz zrobi coś, co wyda mi się atakiem na mnie lub zrobi coś, co mnie zdenerwuje, bo wyda mi się niegodny zaufania, to jest skreślony już w zasadzie całkowicie.

 

Druga sprawa to mój sztywny regulamin w głowie, który rozdziela to, co można i czego nie można robić. Większość ludzi wydaje mi sie być dwulicowa, bezmyślna, nieempatyczna. Kiedy sama coś robię, staram się zawsze wczuć w sytuację osoby, którą jakoś mogłabym zranić i oczekuję tego samego od innych, a bardzo rzadko kto ma takie podejście jak ja. Znowu te moje zasady, które wydają mi się tak bardzo oczywiste, obowiązują moich przyjaciół, ale przede wszystkim partnera. 6 lat zajęło mi to, żeby mu zaufać, a i tak boję się, że on zrobi coś, co mnie zrani. I kiedy zdarza się już coś na pograniczu, robię mu histeryczne sceny. I mam świadomość, że przesadzam, ale moje wewnętrzne poczucie krzywdy mnie dominuje i nie do końca nad sobą wtedy panuję i chcę mu za wszelką cenę udowodnić, że miałam prawo poczuć się zraniona lub urażona, a on złamał którąś z zasad.

 

Staram się nad sobą pracować, bardzo się zmieniłam w przeciągu kilku ostatnich lat. Mam po prostu świadomość swojego charakteru i jestem sama przed sobą bardzo krytyczna. (ale krytykę innych ludzi znoszę bardzo boleśnie). Ale teraz znowu moje hamowanie się przekłada się na moje mniemanie o sobie i poczucie komfortu. Cały czas mam wrażenie, że jestem jakaś psychiczna i co bym nie zrobiła to jest źle. Nie patrzę ludziom w oczy, bo nie mam odwagi. Mam wrażenie, jakby mogli odczytać, że za maską roześmianej dziewczyny jest jakaś dziwaczka i histeryczka. I to paradoksalnie sprawia, że chyba uznają mnie właśnie za dziwną, bo unikanie kontaktu wzrokowego kulturowo oznacza kłamstwo lub niepewność. Całkiem straciłam swoją dawną pewność siebie, już nie wiem, czy to, co robię, jest poprawne i tak powinien zachowywać się normalny człowiek. W związku z tym wolę nie spotykać się z ludźmi, bo nie dość, ze niewielu toleruję, to jeszcze każda rozmowa jest dla mnie psychiczna mordęga.

 

Jak oceniacie mój przypadek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Z tematem osobowości paranoicznej nie miałem styczności aż do dzisiaj. Nie spodziewałem się, że coś podobnego może być u mnie.

 

Zacznijmy jednak od początku. Cechy osobowości paranoidalnej miałem od małego. Wiadomo jak ludzie z takim charakterem mają przewalone u rówieśników, więc dzieciństwa nie wspominam dobrze. Około 2-3 lata temu stwierdziłem, że nie chcę tak żyć, więc wziąłem się za sprzątanie w swoim życiu. Udało mi się wyrwać do innego otoczenia - zmieniłem towarzystwo, studia i zacząłem pracować nad swoją głową. Sprzątać ją ze złych przekonań. Jednych się pozbyłem - innych nie. Dalej z tym walczę.

 

Od razu zaznaczam, że nie jestem hipochondrykiem.

 

Może rozbiję to na cechy. Kiedyś miałem właściwie wszystkie.

 

1. Nieufność

Kiedyś byłem skrajnie nieufny. Dzisiaj jest lepiej, choć może być lepiej. Możliwe, że złe relacje z dzieciństwa dalej robią swoje.

 

2. Podejrzliwość

Zawsze była. Kiedyś bardzo skrajna. Dzisiaj w (wydaje mi się) uzasadnionych przypadkach.

 

3. Czujność

Była i jest, ale nie uznaję tego za wadę, więc z tym nie walczę.

 

4. Cynizm

Był i jest. Nie jestem w stanie stwierdzić czy to wada, czy cecha. Nie próbowałem tego zmienić.

 

5. Rywalizacyjność (porównywanie się z innymi)

Duży problem. Przez to, że porażki strasznie siadały mi na ambicji unikałem wszystkiego w czym byli lepsi ode mnie. Nienawidziłem sportu. Pokochałem dawno po skończeniu przygody z w-fem, ale przeszedłem na sporty, gdzie walczę z samym sobą. Głównie sporty wytrzymałościowe. Umiejętne stawianie sobie celów (bliskich swoich maksymalnych możliwości) sprawia, że każde zwycięstwo nad sobą sprawia, że czuję się wspaniale.

 

6. Poczucie krzywdy

Kiedyś miałem pretensję do każdego. Do rodziców, rówieśników, nauczycieli, sąsiadów. Wytępiłem to z siebie i najpierw szukam przyczyn wszystkiego w sobie samym. Nie zawsze się udaje. Chociaż ostatnio ktoś mnie uświadamia, że jeżeli czegoś nie znalazłem nie znaczy, że tego nie ma (patrz pkt 8)

 

7. Zazdrość

Wytępiłem w sobie tą cechę.

 

8. Nadwrażliwość na krytykę

Kiedyś reagowałem agresją. Zarówno słowną, jak i fizyczną. Do niedawna wydawało mi się, że mam to za sobą, ale kilka osób uświadamia mnie ostatnio, że stanowczo za bardzo jestem przy swoich racjach i nie potrafię przyznać się do błędów w myśleniu. Może faktycznie coś w tym jest.

 

9. Przepełnienie złością

Kiedyś tak. Poradziłem sobie z tym.

 

10. Mściwość

Nie wybaczam krzywd. Są ludzie, którzy mi zrobili coś złego 15 lat temu, ale nie potrafię o tym zapomnieć. Rzeczy z pozoru błahe. Bo jeżeli ktoś mi dokuczał w podstawówce, to wydaje mi się, że 15 lat później powinny po mnie takie rzeczy spływać. Niejednokrotnie były spotkania klasowe z podstawówki. Nie pojawiłem się na żadnym. Nie potrafiłbym z nimi rozmawiać (klasa mnie nie lubiła).

 

Inna pozornie głupia sytuacja. W 4 klasie brakło mi jednej oceny do czerwonego paska. Dostałem tróje z w-fu, które sprawiła, że brakło mi jednej oceny. Pomimo tego, że moja mama pracuje teraz w tej szkole z tą samą nauczycielką i przekonuje mnie, że rozmawiały o tym i sama się przyznaje do tego, że źle zrobiła (a te 15 lat temu obie się o to pokłóciły) nie mógłbym rozmawiać z nią teraz bez urazy. A przecież w moim obecnym życiu to niczego nie zmienia. Strasznie mi to wtedy siadło na ambicji, bo był to czas, gdy cały semestr pracowałem na coś, a nie dostałem tego z najgłupszego możliwego powodu.

 

11. Ostrożność

Kiedyś byłem bardzo ostrożny. Zwalczyłem to. Obecnie mało znam osób odważniejszych ode mnie.

 

12. Niezachwiane przekonania

Dalej są niezachwiane, ale przynajmniej są inne niż kiedyś. Uchodzę za faceta z zasadami (w pozytywnym słowa znaczeniu). Uznaję więc to za zaletę, jeśli się to dobrze wykorzysta.

 

13. Zazwyczaj brak poczucia humoru

Nie wiem czy wystąpiło to u mnie. Mam specyficzne poczucie humoru, ale mam.

 

15. Dychotomiczne myślenie

Było i jest. Ale nie przeszkadza mi w funkcjonowaniu.

 

16. Samowystarczalność

Przerażająco wysoka. Za małego przedszkolanka ponoć często rozmawiała z moimi rodzicami o tym, że nie interesuję się innymi dziećmi i najlepiej bawiłem się samemu. Teraz? Mieszkam od niedawna w zupełnie innym miejscu i zupełnie nie przeszkadza mi brak partnerki, bliskich przyjaciół (przez całe moje życie miałem max 1), rodziny (odzywam się co jakiś czas właściwie tylko dlatego, że wypada).

 

Przeraża mnie to i nie wiem co z tym mogę zrobić.

 

17. Zadufanie

Kiedyś tak. Dzisiaj w mniejszym stopniu. Staram się to zamienić w zdrową pewność siebie.

 

18. Przekonanie o własnej wyższości

Kiedyś tak było. Teraz właściwie tylko wtedy, kiedy mam do tego solidne podstawy i to w stosunku do niektórych osób.

 

19. Usprawiedliwienie samego siebie

Kiedyś każdy był winny. Nigdy ja. Poradziłem sobie z tym.

 

I teraz pojawia się pytanie. Czy na obecnym etapie ma sens spotkanie ze specjalistą? Czy raczej powinienem sobie odpuścić i dalej działać samemu?

 

Jak wy radzicie sobie z tym? Koleżanka zasugerowała mi jakiś wolontariat. Może to jest dobre wyjście i pozwoli zrobić postępy?

 

Jak właściwie wygląda leczenie osobowości paranoidalnej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

mam problem (jak większość osób tu zalogowanych) jest on dość skomplikowany, więc muszę zacząć od początku (wybaczcie długo będzie) :? . Jestem z facetem 7 miesięcy, wszystko było super aż do listopada zeszłego roku. Mój facet jest nauczycielem, ale nie znosi swojej szkoły. W zeszłym roku chciał odejść, ale dyrekcja, rodzina przekonali go by nie rezygnował. Wiadomo, o pracę i stały etat nie jest łatwo. Zaraz po wakacjach miał wypadek rowerowy (złamał rękę). Skutkiem tego było dość długie L4. Wrócił do prac pod koniec listopada. Początkowo niczego nie zauważyłam niepokojącego, może tylko to że czasem narzekał, że nie chce mu się iść do roboty, ale każdy niemal narzeka od czasu do czasu. Problem wystąpił nagle przed świętami w grudniu. Najpierw rozmawiał ze mną iż czuje się inwigilowany przez dyrekcję?, że szukają na niego haka i wydawało mu się, że mijały go dwa radiowozy nieoznakowane. Próbowałam, go uspokoić, zwłaszcza że mówił iż źle spał w nocy.Niestety następnego dnia zadzwoniła jego matka z informacją, iż Marcin jest w psychiatryku w Toszku na obserwacji, bo wpadł w paranoję i próbował się zabić. Siedział m-c ponad, opisu nie widziałam niestety. Choć diagnozy podobno nie postawiono. W opisie była jedynie mowa o postawach ksobnych, co jeszcze nie wiem, bo rodzina mi nie powiedziała lub nie chce powiedzieć. Po wyjściu było dobrze a nawet bardzo dobrze. Marcin miał przepisany Solian, ale "nosiło go" po nim, więc go odstawił. Psycholog nie przedłużył mu L4 i wrócił do szkoły. No i po półtora tygodnia kolejny epizod, który trwa już dwa tygodnie... Niestety Marcin uważa, że jestem podstawiona, że nasz związek nie jest prawdziwy. Cokolwiek powiem jest źle. Jest teraz pod opieką matki a także psychiatry i psychologa, ale widać nadal trwa w swoich urojeniach. Nie wiem, czy to paranoja czy schizofrenia paranoidalna. Omamów nie ma, poza tymi właśnie urojeniami, które dla niego są rzeczywiste. Nie wiem jak z nim rozmawiać, czy zaprzeczać, czy nie zaprzeczać. Może po prostu przeczekać ten czas. Nie mam z nim kontaktu jedynie z siostrą, która mnie informuje. Jak zadzwoniłam do jego matki to się oburzył, że spiskujemy za jego plecami, więc też póki co nie mogę dzwonić. Jak mam postępować? :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy spotkał się ktoś z taką osobowością, ale w kompilacji z cechami takimi jak zaniżanie własnej wartości, niewiara w siebie, własne zdolności, poczucie, że jest się nic niewartym? Pozostałe rzeczy się nawet zgadzają, szczególnie z obrażaniem, zazdrością, szukaniem złych podtekstów, zdrad na każdym kroku, przewrażliwienie, nie wybaczanie krzywd... Tylko to poczucie własnej wartości totalnie się nie zgadza...

 

-- 23 lut 2015, 22:43 --

 

Porobiłam testy, poczytałam artykuły... jakbym czytała o sobie. Jestem załamana. Osobowość M.IN paranoiczna - jeszcze przewrażliwienie na punkcie swojej osoby i chwiejność emocjonalna. Ludzie piszą, że z taką osobą nie da sie żyć, a ja jestem w wieloletnim związku, kochamy się na zabój, ja cały czas myślałam, że to on niszczy związek, nie szanuje mnie, kłóci się... Wieczne posądzanie o zdrady, dopatrzenie się złych intencji nawet w zwykłej rozmowie... to cała ja... Co mam zrobić. Nie mogę mu powiedzieć o problemie, bo mnie zostawi jak poczyta o tym. To najwspanialszy mężczyzna na świecie. Nie mogę go stracić. Nie stać mnie na psychologa, co mam zrobić... Pomóżcie mi ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wyglądają testy na te zaburzenia? Rozpoczęłam własnie psychoterapię indywidualną, ale podejrzewam, ze posiadam te zaburzenia. Psycholog powiedziala, ze poki co bedziemy po prostu rozmawiac i zeby powstrzymac sie od leczenia farmakologicznego. Czy faktycznie poprzez same rozmowy mozliwe jest zdiagnozowanie osobowosci pranoicznej?

 

Z gory dzieki za pomoc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchajcie mam problem ze sobą jestem mega zazdrosny i mega podejrzliwy. Ufam tak mi sie wydaje ale doszukuje sie sam nie wiem czego, otoz moja sytuacja wyglada nastepujaco. Jestem z dziewczyna od 2,5 roku. Na poczatku zwiazku powiedziala mi o swoim bylym, ktory powiedzial jej ze ma same wady (po tym incydencie zaprosila go na studniowke) itd. generalnie nakreslila mi go w mega zlym swietle, wiec jak najbardziej mam prawo go nie lubic. Bylem zazdrosny o kazdego z jej kolegow ale jakos mi przeszlo gdy ich poznalem. Przechodzac do sedna w wakacje ona i pan X zaczeli do siebie pisac co jakis czas. Potem wymienili sie "snapchatem" gdy zapytalem kto to? Powiedziala ze kolega ze studiow. Gdy spytalem na pewno? Wysypala sie ze to pan X. Teraz jakis czas temu widzieli sie pare razy "na klubach" gdzie on ja przeprosil za to co jej powiedzial 5 lat temu. Od tamtej pory czesto ze soba pisza a nawet spotkali sie (zeby wybrac mi prezent urodzinowy -zegarek) oczywiscie dowiedzialem sie po spotkaniu, i to tylko dlatego ze drazylem ten temat. A sam widzialem ich w galerii. Innym sposobem bym sie tego nie dowiedzial pewnie. Teraz pod pretekstem wyjscia po bulki dzwonila do niego z zyczeniami urodzinowymi. (Dzwonilem do niej zeby kupila mi zupke chinska ale miala zajete) A gdy wrocila powiedzialem ze wydaje mi sie ze dzwonila do pana X z zyczeniami urodzinowymi. Do innych kolegow dzwonila przy mnie... Skoro mowi mi, ze miedzy nimi nic to dlaczego sie tak z tym kryje? Dlatego ze jestem zazdrosny? Przeciez to jest bledne kolo, ukrywa sie bo jestem zazdrosny wiec co ja moge soboe myslec? Przesadzam, ze wszedzie widze ja i pana x czy przy takiej kolei rzeczy to normalne? Bo nie ukrywam jest mi z tym zle i to strasznie... A kocham ja i jestem tego pewny!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×