Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

Mam natłok negatywnych myśli, nie widzę żadnych perspektyw, nie wierzę że będzie lepiej. Mam poczucie, że to nie ma sensu, że nie dam rady przez to przejść. Czuję jakby ogromna siła przyciskała mnie do ziemi, a ja ciągle bym ją odpychała. Tylko z czasem słabnę, tak jak dzisiaj... I chyba potrzebuję pomocy w odpychaniu tej sił, bo sama nie dam rady. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obgryzam paznokcie i skórki. Objadałem kciuka i teraz odblokowanie tel palcem nie działa 😅.

Poza tym trądzik neuropatyczny. Na plecach - krajobraz "księżycowy". Staram się nie dłubać na twarzy, ale czasem nie mogę się powstrzymać... Plus jeszcze rozdrapywanie ran.

Ktoś ma podobnie? Jak sobie radzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.10.2021 o 08:04, madmax6 napisał:

Obgryzam paznokcie i skórki. Objadałem kciuka i teraz odblokowanie tel palcem nie działa 😅.

Poza tym trądzik neuropatyczny. Na plecach - krajobraz "księżycowy". Staram się nie dłubać na twarzy, ale czasem nie mogę się powstrzymać... Plus jeszcze rozdrapywanie ran.

Ktoś ma podobnie? Jak sobie radzicie?

 

Ja obgryzam paznokcie odkąd tylko pamiętam, chyba od malutkiego dzieciaka. Teraz mam 23 lata i mocno skrócone płytki paznokciowe, prawie nie mam paznokci, ludzie zwracają uwagę. Upominanie jednak nic nie daje. Jak jestem spokojny to raczej nie obgryzam, choć jest to u mnie sposób odreagowywania napięcia, samookaleczania - tak mi powiedziała psychiatra. Zdarzało mi się obgryzać do krwi, ale kiedy zaczynało krwawić, szczypać czy boleć, to przestawałem obgryzać na jakiś czas. Podobno niektóre leki antydepresyjne czy nawet neuroleptyki mogą to łagodzić. Szkoda tylko, że te paznokcie mam teraz takie, jakbym ich nie miał, to już nieodwracalne raczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, MarekWawka01 napisał:

 

Ja obgryzam paznokcie odkąd tylko pamiętam, chyba od malutkiego dzieciaka. Teraz mam 23 lata i mocno skrócone płytki paznokciowe, prawie nie mam paznokci, ludzie zwracają uwagę. Upominanie jednak nic nie daje. Jak jestem spokojny to raczej nie obgryzam, choć jest to u mnie sposób odreagowywania napięcia, samookaleczania - tak mi powiedziała psychiatra. Zdarzało mi się obgryzać do krwi, ale kiedy zaczynało krwawić, szczypać czy boleć, to przestawałem obgryzać na jakiś czas. Podobno niektóre leki antydepresyjne czy nawet neuroleptyki mogą to łagodzić. Szkoda tylko, że te paznokcie mam teraz takie, jakbym ich nie miał, to już nieodwracalne raczej.

 

Ten nawyk/uzależnienie jest straszne i niepraktyczne. Czasem przydawały się paznokcie w pracy i ściemniałem, że zawsze przycięte :D. Wstyd na jakiejś randce, jak jeszcze ktoś mocno zwraca uwagę to vogule problem. Z fizycznych problemów to górne jedynki "wytarte" i w tym roku zrobiłem wypełnienie. 

Aż tak mocno chyba nie mam zniszczonej płytki jak Ty, ale nie jest ona regularna. Skórki też objadam. Zdarza się do zadziora i krwi. To mnie otrzeźwia.

W tym roku przestałem obgryzać bo wpadłem w euforię lub jakąś formę manii, mogło być też jakieś mocne zadurzenie się/zauroczenie, ale jeszcze nigdy tak nie reagowałem, więc mam wątpliwości. Wytrzymałem 2 miesiące bez obgryzania.     

Edytowane przez madmax6
dopisek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, MarekWawka01 napisał:

@madmax6 Ja też miałem jedynki wysunięte bardzo silnie do przodu, skrzyżowane, ogółem cały zgryz miałem krzywy i nieprawidłowy. Leczyłem to aparatem stałym w wieku 14-15 lat. 

U mnie też aparat. Krzywego zgryzu nie poprawił, ale trochę zęby lepiej wyglądają. Góra na pewno lepiej, bo miałem mega szparę między jedynkami. Wydaje mi się, że dół sobie i tak później popsułem, bo przecież nie przestałem obgryzać. W zasadzie gdybym miał wiedzę dzisiejszą to bym nie chciał aparatu. Kiedyś za dzieciaka mi koledzy nagadali, że nie będę mógł się całować z powodu takich zębów i ja im uwierzyłem xD. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Lilith U mnie ostatnio doszły GROŹBY SAMOBÓJCZE!!! Masakra totalna, to jest do ostrego leczenia, póki nie zrujnuje mi to osobowości. Jednak cieszę się, że leki zahamowały w dużym stopniu tendencje do autoagresji, bo już zaczynałem zaopatrywać się w tzw. potrzebny sprzęt. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Lilith napisał:

Potrzebny "sprzęt", to nie problem. Wystarczy, że zbije się szklankę. Tak naprawdę wszystkim można zrobić sobie krzywdę. Sztuką jest, żeby się powstrzymać.

 

No jest w tym sporo racji. Choć też zależy jakie ma się zamiary. Układanie planu to czasem kwestia lat. 

 

Ale jeszcze bardzo ciekawą rzeczą jest to, że paradoksalnie im jesteśmy bliżej dokonania na sobie sporej krzywdy, to nagle budzi się pragnienie życia. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i zapomniałem dodać, że kiedy się myśli o samookaleczeniu albo nawet samobójstwie, to dobrze jest mieć tzw. "myśl kotwiczą", jak coś to jest tylko takie moje określenie. Chodzi o to, by np. starać się pomyśleć o czymś, czy nasz akt autoagresji jest rozsądny, czy by komuś zaszkodził np. że bliscy będą mieli traumę do końca życia, że zobaczyli cię w kałuży krwi na środku pokoju.

 

Jednak też taka "myśl kotwicza" raczej za bardzo nie pomoże osobie, którą choroba ogarnęła do tego stopnia, że nic nie dociera i cała logika jest totalnie zachwiana i ta osoba myśli tylko i wyłącznie o tym jednym. Wtedy już trzeba się udać do psychiatry. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem tykającą bombą. 

Nosi mnie drugi dzień. Blokuje mnie kontrakt, który już złamałam dwa na trzy możliwe razy. 

 

Jestem tak zdesperowana, że wczoraj siedziałam nad kontraktem i szukałam rzeczy, którą mogę sobie zrobić, a zarazem go nie złamać. Ale zabroniono mi chyba wszystkiego poza wymiotowaniem i odchudzaniem się. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się, że nie mam żadnego kontraktu terapeutycznego, wątpię aby w czymkolwiek mnie powstrzymał, po prostu bym o tym nie powiedziała i tyle...cieszę się, że o swoich samouszkodzeniach mogę w miarę normalnie rozmawiać bo gdybym musiała dodatkowo udawać, że nic sobie nie robię albo powstrzymywać się tylko ze względu na terapię to pewnie bym się hamowała jeszcze mniej...a tak to czasami muszę znaleźć tą siłę i motywację w sobie, co wymaga więcej samozaparcia niż szukanie jej w zewnętrznym świecie.

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, acherontia styx napisał:

mnie kontrakt nigdy nie powstrzymywał

Ja zaczęłam więcej wymiotować, bo to mi wolno (jeszcze). Każde złamanie kontraktu jest ze mną szczegółowo omawiane. 

 

6 godzin temu, acherontia styx napisał:

A terapeutka oprócz kontraktu pokazała Ci jakieś metody zastępcze pozwalające rozładować napięcie? Z kostkami lodu czy inne?

Tak. Wytłumaczyła mi, że przed napadem autoagresji wydzielają się duże ilości kortyzolu i adrenaliny. Mogę je spalać maszerując, biegając albo leżąc na plecach na łóżku i machając równocześnie rękoma i nogami. Mogę iść pod prysznic i lać się na przemian zimną, ciepłą wodą. Ale to nie to... 

 

W jej opinii duża trudność w powstrzymaniu od autoagresji świadczy o tym, że potrzebuję większego wsparcia niż terapia raz w tygodniu. Trzykrotnie złamanie kontraktu przerywa terapię i teoretycznie powinnam trafić choćby na oddział dzienny. Potem mogę wrócić z powrotem. 

 

Nie mam poczucia, że kontakt mi pomaga. Działa raczej jak straszak. Nie wierzę, że wytrwam dlatego nie widzę sensu w budowaniu relacji i przywiązaniu się do terapeuty. 

Godzinę temu, nieprzenikniona napisał:

czasami mus znaleźć tą siłę i motywację w sobie, co wymaga więcej samozaparcia niż szukanie jej w zewnętrznym świecie.

U mnie było podobnie. Nie cięłam się (lub stosowałam innej formy autoagresji) za każdym razem gdy miałam na to ochotę. 

 

Muszę z nią jeszcze raz to przegadać. Nurt niby integratywny, pani jest bardzo ludzka, ale w tym aspekcie zablokowała mnie mocną behawioralką. 

Edytowane przez Gormogon

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, acherontia styx napisał:

Bierzesz kostki lodu i ściskasz je w ręku, zimno sprawi ból, ale nie uszkodzi ciała. Wiele jest takich metod zastępczych, które u niektórych działają. Ja już też nie pamiętam wszystkich, wiem, że też było coś z rysowaniem czerwonym pisakiem. 

 

No tak myślałem hehe. Bo jak ja czuję jakieś strasznie duże napięcie nerwowe, to moje rączki robią się cieplutkie, gotowe do zrobienia sobie krzywdy. I te kostki lodu tutaj są fajnym pomysłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, noitome napisał:

Kusi mnie już któryś dzień... Sprawdzałam dziś, czy na pewno mam żyletkę w kieszeni, bo czuję, że w każdej chwili może okazać się potrzebna. Zjadają mnie stresy... I ja je zajadam. Nie znajduję spokoju. 

 

Miałem dokładnie tak samo jak Ty. Potężnie zajadałem stres, ale to wtedy, kiedy dawano mi antydepresanty. Niestety one tylko nasilały myśli samobójcze. Odkąd jestem na samym Ketrelu wszystko się unormowało, spokój, harmonia, a nawet apetyt i sen poprawiony jak nigdy dotąd. Stosuję dietę, chudnę na twarzy, znajomi w pracy zwracają uwagę, że stałem się innym człowiekiem, gdy uwolniłem się od tego potwornego stresu. Nie siedzę zamknięty w swojej skorupie, bo aż się niepokoili, pytali się "czy mogą jakoś pomóc", ja tak się bałem im powiedzieć, wstydziłem się. Potrzebowałem zmiany leczenia. Ale musiałem też zmienić w ogóle lekarza. Dodam, że w tym czasie nie trącałem sobie łba jakąś tam psychoterapią. Przez psychoterapie (2,5 roku indywidualna i później 2 miesiące grupowa) też było coś nie tak, leki też złe, ciężko tak naprawdę oceniać, co dokładnie było tego winą. Lekarze oczywiście namawiali, a mówiłem im WYRAŹNIE, że mam wątpliwości co do tych wszystkich psychoterapii, bo miałem lęki i myśli samobójcze, ale oni mówili na to - psychoterapia. Yyy, no dobra... po 2 miesiącach terapii grupowej wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym, żeby nie doszło do tragedii, także ten... 

 

Ale każdy jest inny i każdy czego innego potrzebuje. Ja opisuję tu tylko swoją historię, by pokazać, że można się wyplątać z tego okropnego wiru niekończących się myśli samobójczych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wynegocjowałam zmianę w kontrakcie. 

Dalej dopuszczalna liczba przekroczeń kontraktu w zakresie autoagresji wynosi 3 razy, ale zeruje się co 3 miesiące - od maja.

1 godzinę temu, MarekWawka01 napisał:

Odkąd jestem na samym Ketrelu wszystko się unormowało

Zazdro! Co prawda biorę tylko 25 mg, ale strasznie zatrzymuję po nim wodę. 

 

2 godziny temu, noitome napisał:

Zjadają mnie stresy... I ja je zajadam. Nie znajduję spokoju. 

Rozumiem bardzo. Mi w najgorszym momencie w sumie pomogło napisanie tutaj, po to, by zająć ręce i głowę. No i ten nieszczęsny kontrakt. 

Dzisiejsza terapia też w sumie pomogła. 

 

Co to za stresy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, Gormogon napisał:

Zazdro! Co prawda biorę tylko 25 mg, ale strasznie zatrzymuję po nim wodę. 

 

Ja go biorę 400mg i raczej nie mam zatrzymania płynów. Też biorę Diuresin na nadciśnienie i może dzięki niemu szybciej wysikuję tą wodę... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×