Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wyzdrowiałem/wyzdrowiałam... :)


roccola

Rekomendowane odpowiedzi

Ja pokonalam depresje i nerwice dzieki lekom, a nie terapii, na terapie nie chodzilam i nie bede chodzic, bo sama wiem czego mi trzeba, w mysl zasady lekarzu lecz sie sam :mrgreen: Natomiast mialam zespoly bolowe, ktore dzieki lekom calkowicie minely. A z nimi depresja i nerwica, zyje pelnia zycia :mrgreen: Czytalam ostatnio najnowsze doniesienia, ze leki antydepresyjne wlasnie sa przepisywane na rozne bole, bo dzialaja wtedy kiedy inne leki nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy mnie pamietacie ale przypomne troche moja histrorie.

 

2 lata temu o tej porze (latem) miałem najgorszy okres w zyciu. Lęki były tak silne ze wyjscie do sklepu to był kosmos, przed sklepem dostawalem ataku i uciekalem do domu. Pozniej ciezko bylo pojsc przed dom czy do piwnicy, od razu dusznosci itp.

Myslalem ze nigdy nie wyjde z tego bez psychoterapii tak jak mowil moj lekarz. Moim marzeniem bylo jechac do krakowa ktory jest jakies 60km ode mnie.

 

 

A w te wakacje co robilem? Bylem 2 razy nad morzem (łącznie przejechalem ponad 3000km pociagiem), zwiedzilem wiele miast, poznalem masę ludzi, po nerwicy nie ma śladu. Mimo ze nie chodzilem na terapie tylko biore caly czas leki. Nie wiem jak to zrobilem ale powiem Wam zebyscie sie nie poddawali. Jestem tego zywym dowodem ze z nerwicy mozna wyjsc (o ile moge to nazwac wyzdrowieniem kiedy biore caly czas leki), teraz juz zyje normalnie, robie co chce, jezdze gdzie chce i nie dostaje ataków. Mam opakowanie benzo w razie czego ale nie musialem brac ani razu w tym roku, bylem na weselu, na pogrzebie i wszystko było ok.

 

 

Takze zycze Wam zebyscie sie nie poddawali, zobaczymy jak bedzie ze mną za kilka lat, mam nadzieje ze leki nie przestaną dzialac i wszystko bedzie dobrze. Poki co ciesze sie zyciem (leki biore od jakiegos roku w tej samej dawce wiec nie jest to jakies nagle poprawienie humoru) :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sens, niekoniecznie, moja psychiatra mowi, a pracuje juz ok 30 lat, w tym w szpitalu psych, ze miala kilkadziesiat kobiet, ktore rodziły zdrowe dzieci a brały antydepresanty. Chodzi o to, ze dziecko moze miec po urodzeniu skutki odstawienne, ale poki co badan na to nie ma. Niestety sa czasami osoby, ktore musza brac leki cale zycie, np schizofreniczki, kobiety z dośc powazna depresja itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, chciałam się podzielić z wami moimi sposobami i przemysleniami na temat nerwicy. Moja historia jest podobna do wielu z tego forum. miałam zawroty głowy, biło mi strasznie serce, miałam ochotę zemdleć, tylko nigdy jakoś nie mogłam (czasami nawet kładłam sie na wykładzinie biurowej, ale utrata przytomności nigdy nie przyszła :) ). Po jednym z takich ataków pojechałam do domu, zrzuciłam samopoczucie na karb niewyspania i przemeczenia. Obudziło mnie dziwne uczucie. Po 2 h odwracania uwagi od niego doszłam co mi jest. To był lęk. We własnym domu, przy cudownym mało stresującym zyciu czułam się tak jakby mi ktoś trzymał pistolet przy skroni. Kolejne dni wiadomo karetki, lekarze, uwłaczające godności ludzkiej traktowanie na izbie przyjec bardzo znanego instytutu psychiatrii, skierowanie na psychoterapię (miałam szczęście bo moja internistka miała nerwice od razu mnie zdiagnozowała złota kobieta) i psychiatra itd itp. Wszystko zaczęło sie 2 miesiące temu, na szczęście w trakcie mojego 3tygodniowego urlopu. Ja sobie teraz przypomnę to ja chyba zawsze miałam nerwicę, tylko jak byłam młodsza to się tak nie schizowałam i olewałam. Pomyśałam sobie ale mi się zrobiło słabo, ale już mi przeszło i zapominałam o tym. Teraz mam 27 lat i troche więcej problemów, dlatego tak mnie porządnie ścięło. Tak myślę. Tak czy siak:

1. od razu dostała lęku przed wychodzeniem z domu, z dnia na dzień, to było tak absurdalne, że nie mogłam uwierzyć, więc konsekwentnie zakładałam buty i wychodziłam, nie na długo, czasami biegłam do domu jakby mi się zadek palił, jak wariatka. Godzinę pozniej znowu adidasy i na dwór. Do sklepu po chipsy (w kolejce zawał serca za zawałem, paznokciami stop trzymalam się podłogi żeby nie zwiac), jeden przystanek autobusem, po loda do cukierni itd itp. Ale to nic nie dawało (tak sobie wtedy myślałam) Po 4 dniach męczani wszystko zniknęło. Miałam mieć wizytę u psychoterapeuty więc z mamą taksówką do ośrodka (nie dalam rady ani sama ani autobusem), okaząło się, że pomyliłam daty i to nie dziś. Wkurzyłam sie (sama na siebie) i wyszłam. Postanowiłam wrócić autobusem. Na poczatku było żle, ale poszlam do kiosku po bilet, w autobusie pisalalam smsa, potem poszlam na poczte i do lekarki interniski na kontrolkę. Na poczcie byłam juz taka jak dawniej. Az sie sama z siebie smialam i nie dowierzałam, ze 4 dni cos takiego sie działo i odeszlo samo w 1 sekunde.

2. po tym epizodzie mialam pare dni pozniej wizyte u psychiatry. I to byl najwiekszy chyba blad. Laska bez mrugniecia okiem przepisala mi Seroxat 10 mg. No to zaczelam brac i zaluje bardzo tych 60 zl. Od razu wam powiem nerwicy nie leczy sie lekami. leki daja wam tylko czas na regenreacje po tym szoku, na zapisanie sie na terapie, na zlapanie oddechu. I tak bedziecie je musieli odstawic i zawalczyc sami. 2 tydzien brania lekow to byl koszmar. Realnie myslalam o tym, zeby sobie rozwalic glowe o sciane. Lek trwal caly czas ponad tydzien. W tym czasie bylam tydzien z koleznaka nad jeziorem oraz 3 h spacerze po moim miescie z przewodnikiem (obecnie moim nowym facetem ;). Sukces tego okresu zawdzięczam mojej kolezance, ktora doslownie zbierala mnie z podlogi. Aby wysc na spacer walczylysmy 2 h aby jechac 40 km nad jezioro PKSem chyba z 6 h. Droga na wyjazd byla koszmarem mojego zycia. To byl zawal serca jeden za drugim, tylko znowu jakos nie moglam umrzec. To wszystko po ponad tyg znowu przeszlo, w momencie kiedy zrobilam cos czego najbardziej sie balam. Wsiadlam w PKS w droge powrotną. Znowu kolezanka walczyla ze mna 2 h. Juz oficjalnie mialam wezwac takse (40 km!! od domu) ale sie zawzielam i mowie trudno, najwyzej umrę. Wsiadlam i siedze i siedze i czekam i nic. NIC sie nie stalo, zadnego zawalu, zawrotów. Dojechałam do domu jak normalny bialy czlowiek.

3. Minęły 3 tyg, wrocilam do pracy. Przez 2 tyg wszystko fajnie ektra. Caly czas seroxat 10 mg. Bylam u psychiatry, zaproponowala mi 20 mg, powiedzialam, ze nie dziekuje mi jest tak dobrze (a w myslach wysalalm ja na drzewo :). No i zaczelo sie znowu. Napady paniki i derealizacja. W tym okresie: w trakcie najwiekszego napadu leko - derealizacji wynegocjowalam swietny kontrakt z hotelem (a moje mysli w trakcie spotkania krążyły wokol pojscia do lazienki i przegryzienia sobie zyl, bo przeciez ja juz tak dalej zyc nie dam rady, kiedy to się skonczy, chyba nigdy moje Zycie jest przegrane) oraz pojechalam na lodki, gdzie w najwieksza burze mazurska siedzialam za sterem, mialam ataki paniki non stop, ale nad nami szalaly pioruny i ważeniejsze bylo zeby dobic do jakiegos brzegu, bo bylam odpowiedzialna za załogę. Caly wyjzad mialam derealizacje i napady paniki. Dere to najgorszy jak do tej pory stan w jakim bylam.

4. Deralziacjia minela mi po ok 20 dniach sama z siebie. Ale ja nigdy nie siedzialam z jej powodu w domu,wyjezdzalam na weekendy ze znajomymi. BYlam w Gdańsku i zastanwailam sie czy on istenie :) i czy ja tu faktycznie jestem. Codziennie do pracy na 8 h w tą i nazad. Jestem asystentka dyrekotra codziennie milion gosci i spotkan. Nigdy sie nie poddalam. Samo przeszlo w jednym momencie. Samo z siebie, ale ja bylam gotowa tak zyc juz na zawsze. Olalalm to. Przestalam czekac az minie. Doszlam do wniosku ze moje zycie jest tu i teraz i niech nie mija mnie to nie powstrzyma.

5. To co pomaga wyjsc z nerwicy to juz wszyscy opisali, ale ja podkresle: TYLKO TY. To twoja zabawa, twoja piaskownica, twoje grabki i lopatki. Porzuc to czego nie lubisz robic, zmien nastawienie (np. ja panicznie nie znosze wstawac rano, ale powiedzialam sobie ze ok nie lubie, ale to wstawanie daje mi szanse zarobienia pieniedzy na ciuchy i wyjazdy i spotkania moich fajnych znajomych z pracy. Masz wrednego dyrektora - ok to tylko stary pyskaty dziadek, jego inwektywy pod moim adresem nie maja na mnie wplywu, on mnie nie zna, nie ma go ze mna w domu, ani na spotkaniu ze znajomymi, niech spada). Gadajcie ze swoja podświadomością w myslach. To chory zwierzak i bardzo wystraszony. Zawsze jak czujesz, ze masz ochote sie wkurzyc 10 oddechów, sto razy powiedziec "spokoj" :), KONIECZNIE techniki relaksacyjne Jacobsona przed snem 15 min, mialm probelny ze snem, teraz zasypiam jak dziecko, magnez 2 tab. dziennie, bieganie, sport, joga. tylko uwaga nie na sile, nie wszystko na raz. Nie badzcie ekspertami od nerwicy. Po trochu, jak macie czas, ochote. Jak macie ochote to czujcie sie zle, dajcie sobie sianka, na wstrzymanie. Cale zycie zylismy na pelnych obrotach, dajmy sobie te pol roku, moze rok na luz. Kazdy czasem czuje sie zle. te wszystkie rzeczy was nie wylecza ale pomoga wam poczuc sie zrelaksowanymi a przeciez o to chodzi. Nerwica sama odejdzie, ale trzeba czasu i konsekwncji. Nie ma konkretnej granicy np. 2 miechy Jacobsona i juz mi przejdzie. Nerwica narazie ode mnie odeszla, ale wroci jak tylko sie zaniedbam znowu.

6. Czemu napisalam, ze wyzdrowiałam a nie zdrowieje? Mimo ze nie mam atakow leku juz to wiem, ze moge je miec moge je miec w kazdej chwili, ale mnie to nie przeraza. Zawsze mialam nerwice i zawsze ja bede miec. Akceptuje to. Najwazniejsze ze mimo zlego samopoczucia moge wszystko robic, ludzie nigdy by sie nie domyslili co przezywalam w ich obecnosci. Moge jechac 30 h autokarem do Chorwacji, leciec na drugi koniec swiata, a jak mnie zlapie atak to mnie zlapie pfff no i?

7. Idzicie na terapie tam wam powiedza mniej wiecej to samo. Ja ide za ok 2 miechy (dluga mam kolejke w osrodku). Mi sie juz nie spieszy, ale i tak chce to zrobic. Jezeli chcecie wydrowiec zapomnijcie o lekach. Swoje trzeba przezyc, uodpornic sie na ten lek. Lek sie wygasi sam z siebie. Nie uda sie za 5, 10 to wygasi sie za 15 razem i wtedy gwarantuje wam bedziecie mieli ochote ucalowac wspolpasazerów w autobusie. Ale lek moze wrocic, np. po 5 latach po mamy juz nowe doswiadczenia, nowe stresy, juz zapominamy i sie zaniedbujemy. No to konsekwentnie wracamy i walczymy od nowa. Jestesmy nerwicowcy cale zycie. Mowi sie trudno. I nie schizujmy sie ze nas glowa zaboli, albo jest na nagle na ulicy slabo. Inni tez ta sie czasem czuja: miesiączka, głód, zmeczenie, gorąco. Normalne reakcje organizmu, ktore my nakrecamy bo wiemy co to za uczucie ten napad leku - i atak nerwicy gotowy :)

8. A jak wam żle, to http://moja-nerwica.republika.pl/ czytac az do upadlego. Nie wiem czy to prawdziwa historia, czy tylko jakis behawioralno poznawczy się wysilil i opisal terapie. Nie wazne. Prawda jest tylko to co wam pomaga.

Sory za dlugasny post. Pozdrawiam Was

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magdi, Bardzo ładnie z Twojej strony, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami.

Tylko,że nie wszyscy borykają się tu z atakami paniki.

Większośc cierpi na innego typu zaburzenia, gdzie ataki paniki są jakby dodatkiem do całego cierpnienia. I w takich przypadkach długoletnia terapia i zażywanie leków moze przynieśc efekt.

Jednak swoją postawą pokazałaś, że nie należy się poddawać, leczyć się i pracować nad swoimi trudnościami.

Idziesz na terapię, napisz proszę później o swoich odczuciach w związku z nią we wątku:

psychoterapia-dziala-czekam-na-ka-dego-posta-z-wasza-opinia-t4853-1456.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasne jasne, to źle zabrzmiało trochę z tymi lekami. Opisałam swój przypadek i trochę za emocjonalnie podeszłam do Seroxatu. Nadal uważam, że leki są potrzebne i nie wolno się negatytwnie nastawiać, że to psychotropy i się zaraz od nich uzależnię. Brać brać jak lekarz karze. Mi one nie pomogły i stąd to niezdrowe podniecenie. Tylko, żeby nie był fundamentem leczenia. Nie pomyślałam o innych postaciach i przyczynach nerwicy. Pardon. Dzięki za uwagę. To moj pierwszy w zyciu wpis na forum :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magdi, coz ja ok 13 lat temu tez tak myslalam jak Ty, lekarz mi dawno juz przepisal leki ale jak wzielam jeden i sie koszmarnie czulam to przestalam brac bo przeciez to zlo. Nie bede opisywac mojej historii po raz tysieczny, ale ja oprocz napadu paniki, leku zawrotow itd mialam dosc ciezkie zespoly bolowe, na ktore nie pomagaly zadne srodki nic, kupe badan bo mysleli ze to cos najgorszego.....i nic. Dopoki mnie nie dopadla depresja to zylam z ta neriwca jak Ty, ze mialam atki leku ale najgorsze byly te zespoly bolowe, to jest nie do opisania, bol non stop 24 na dobe to nie jest zwykly bol glowy ale uczucie jakby ktos Ci na zywca klul szpilkami po glowie tak caly czas.....najdluzej mi ten bol sie utrzymywal 5 lat pozniej 3 mies spokoju i znowu tego samego....w trakcie depresji dostalam antydepresanty od tamtego czasu moze mialam ze 2 razy lekki bol ale minal, teraz juz odstawilam nie mam zadnych ZADNYCH boli, zadnych atakow paniki, zawrotow, bicia serca nic. Moge teraz powiedziec ze jestem zdrowa, branie tego leku na pocztaku bylo tez koszmarem ale jak przeszlam pierwszy m-c to zaczelo mi sie poprawiac i juz lekow nie biore chyba z ponad pol roku i nic zadnych objawow, nie namawiam do lekow, ale takich historii tutaj czytalam mnostwo ze leki to zlo :mrgreen: ze tylko psychoterapia.....a ludzie pozniej nadal maja ataki paniki i leku itd. Uwazam ze najlepsze efekty daje dwutorowa droga psychoterapia i leki.

 

 

Jeszcze chce powiedziec ze ostatnio bylam na kongresie i przemawialam przed ok 1000 ludzmi i NIC :yeah:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój post nie będzie zbyt optymistyczny choć pozbyłam się nerwicy raz na zawsze. Wiem, że juz więcej nie wróci, bo zupełnie ją zlekceważyłam. Ale może trochę mojej historii. To mój pierwszy wpis na forum. Z nerwicą borykałam sie przez wiele lat . Od wczesnej młodości, choć na początku nie wiedziałam co mi jest. Od kiedy pamiętam zawsze byłam na cos chora. Z biegiem czasu doskonale poznawałam swoje objawy, wykluczałam je setkami badań i wtedy zaczynało się coś nowego. Najgorsze były jazdy z sercem. Arytmia, napady paniki, nocne jazdy do szpitala, ileż razu to przerabiałam. W tamtych czasach także chora sytuacja w domu. Bywało tak, że bałam się powiedzieć mężowi co sią ze mną dzieje i trzęsłam się pod kołdrą w ciszy przez kilka godzin. Z lekami było róznie, ale ogólnie leków sie boję. Oczywiście nie bez tego, abym nigdy nie brała przez te 20 lat. Nie chcę tutaj opisywać objawów bo wszyscy je mamy (mieliśmy).

Nerwica odeszła jak ręka odjął, gdy w dwa lata temu zachorowałam na poważna chorobę somatyczną. Teraz nie mam czasu na użalanie się nad sobą. I tylko tak bardzo mi żal tych straconych lat, gdy właściwie byłam zdrowa. Od dwóch lat ani razu nie miałam objawów nerwicowych. teraz cieszę się zyciem bardziej niż kiedyś, choc tak naprawdę to teraz jestem chora. Życze zdrowia wszystkim forumowiczom, otrząśnijcie się póki na to czas. Uwierzcie, że jesteście zupełnie zdrowi!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej :P Przybyłam po długim czasie szerzyć optymizm i wiarę w wyjście z zaburzenia :mrgreen:

 

Wyzdrowiałam.

 

Rok temu o tej porze cały świat zwalił mi się na głowę. Ledwo żyłam. Rzuciłam pracę, przerwałam studia, 3 m-ce praktycznie nie wychodziłam z domu... Tonęłam w rozpaczy, bólu, a moją jedyną "rozrywką" były coraz silniejsze somatyzacje. Sama sobie narzuciłam rolę cierpiętnicy, obwiniałam za moją sytuację wszystkich dookoła, oczekiwałam wiecznego wsparcia, głaskania po główce i litowania się nade mną. Histeryzowałam, nakręcałam się i odchodziłam od zmysłów. Zraniłam sporo osób. Kilku relacji na pewno już nie odzyskam... Przy okazji trafiłam też na kilka osób, które wykorzystały moją słabość. W całym tym emocjonalnym syfie ucierpiało też moje ciało. Na lewym ręku pojawiło się kilka uroczych kresek.

 

Patrząc na to z perspektywy czasu, czuję jakbym pisała o zupełnie innej osobie. Na szczęście szybko trafiłam pod opiekę dobrego psychoterapeuty i niewiele czasu zajęło mi zrozumienie powodów mojej nerwicy.

Zmieniłam siebie.

Nasze życie i samopoczucie zależy tylko od nas! Od naszych myśli. Sami siebie wpędzamy w ten wir rozpaczy. Rodzic cię nigdy nie kochał? Pogódź się z tym! Nie zmienisz przeszłości, nie zmienisz jego! Nie toń więc w rozpaczy z tego powodu, tylko zajmij się budowaniem swojego, szczęśliwego życia. Zapełniaj sobie czas, poświęć się czemuś. Wychodź z domu na siłę. Baw się i uśmiechaj, bo życie masz TYLKO JEDNO. Pozwól lękom odejść. Daj im po prostu odpłynąć. Przeszłości nie zmienisz, a przyszłość może wydawać się przerażająca, ale to od Ciebie tak naprawdę zależy czy będzie szczęśliwa.

 

Wiem, że ktoś kto jest teraz w takim stanie jak ja rok temu, przeczyta to i po prostu pominie. Pomyśli "widocznie nie cierpiałaś tak jak ja teraz". No cóż :smile: Kiedyś sami to zrozumiecie. Życzę Wam, abyście trafili na tak dobrego terapeutę jak ja. A! I wyszłam z tego bagna bez leków.

 

Moje rady:

1. Tak jak napisałam wyżej walcz sam ze swoimi słabościami. Problem z wyjściem z domu? Zmuś się. Myśli "O Boże! Zaraz umrę!" zamień na dobry początek na "Jestem bezpieczny/a, najbliższy szpital jest kilka kilometrów stąd, na pewno jeśli zacznie się coś dziać, ktoś mi pomoże". Po pewnym czasie zauważysz, że nie potrzebujesz już tych "myśli bezpieczeństwa".

2. Spędzaj miło czas i spotykaj się z ludźmi. Odwróć swoją uwagę od lęków.

3. Nie tkwij na tym forum!!!

4. Nie walcz o coś, co i tak nie nastąpi. Ojciec alkoholik się nie zmieni, a facet, który z troską opiekowałby się Tobą do końca życia jak niemowlakiem po prostu nie istnieje. Każdy ma swoją granicę wytrzymałości, a Ty nie jesteś dzieckiem.

5. Rób coś dla siebie. Zadbaj o swój wygląd. Wprowadź jakąś aktywność do planu dnia (osobiście polecam pływanie - potrafi rozluźnić napięte od stresu mięśnie)

6. Magnez. Odpowiedni uspokaja i pomaga się skupić.

7. Zacznij mówić to co myślisz. Nie zamykaj emocji w sobie z obawy przed odrzuceniem. Może ktoś przestanie za Tobą przepadać, ale na pewno nabierze szacunku.

8. Nie gódź się na coś, na co nie masz ochoty. Nie bądź popychadłem.

9. Przestań bać się zmian! Czujesz, że minąłeś się z powołaniem w kwestii kierunku studiów. Zmień je. Atmosfera domowa Cię dobija? Wyprowadź się.

10. Relaksuj się kiedy tylko możesz. Ciepła kąpiel i lampka wina potrafią zdziałać cuda. Zmieniaj otoczenie tak często jak się da. Nic tak nie pomaga jak ucieczka od zgiełku dnia codziennego.

11. Pokochaj siebie. Spójrz - jesteś unikatowy, potrafisz czuć mocniej niż inni. Z pewnością zauważasz rzeczy, na które ludzie bez tak bogatego wachlarzu emocji, nawet nie zwracają uwagi. Skorzystaj z dobrej strony tego faktu. Czerp z życia jak najwięcej.

12. Uwierz, że dasz radę i przejdź do działania. Nie trać więcej czasu.

 

 

Trzymam za Was kciuki i wierzę, że dacie radę! :mrgreen:

 

Agnieszka_1988

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niesia, No ale wiesz... ja się czuję już coraz lepiej może dlatego,że chodzę tylko co dwa tygodnie.

Bo nie mam czasu przez pracę, wychodzę. Jeżdżę sam itp. a i tak tu siedzę często na forum ;)

Dlatego piszę ,że to co napisałaś troszkę wyżej to oczywista oczywistość ;) każdy terapeuta to powtarza...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Thazek, a ja napiszę Ci po raz kolejny, że nie każdy kto tu wchodzi uczęszcza do terapeuty :)

Z resztą uważam, że co innego usłyszeć coś takiego od osoby, którą dotknęło zaburzenie, a co innego od terapeuty, gdzie zazwyczaj wiele osób myśli sobie - co on może wiedzieć skoro sam tego nie przeżył. Sama tak uważałam na początku...

 

dominika92, to ja :mrgreen: Cieszę się, że chociaż trochę Cię zmotywowałam ;) Nie mam wątpliwości, że i Ty pozbędziesz się tej zmory całkowicie. Z resztą gdzieś podejrzałam w jakimś temacie, że zdecydowanie lepiej u Ciebie :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niesia, nie wiem czy tak zdecydowanie,ale przynajmniej wstaję z łóżka i zmuszam się do np. nauki co miesiąc temu było niemożliwe, staram się zwalczać zły nastrój i rzeczywiście jest mi duuuuużo lepiej jak nie przesiaduję na tym forum dzień i noc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wygrałam, wy też wygracie!

Kochani moi najdrożsi. Pragnę się z wami czymś podzielić.

Nie udzielałam się na tym forum aż tak dużo ale zawsze obserwowałam wszystkie wątki od jakiś hmm może dwóch lat, może dwóch i pół... teraz nie pamiętam, ale przechodząć do konkretów chcę podzielić się tu moją historią która może komuś doda nadzieji i otuchy bo sama pamniętam jak szukałam pocieszenia w najgorszych momentach. Także jeżeli mi pozwolicie opowiem w skrócie moją historię.

 

Wszystko zaczęło się jak jeszcze byłam młodziutka, rodzicie mnie rozpieszczali dawali mi wszyściutko czego chciałam no i później urodził się mój brat także on stał się perełką i słodziutkim bobaskiem a o mnie się trochę zapomniało. Wtedy jako 8 latka miałam pierwsze ataki agresjii i podejrzenia o zaburzenia emocjonalne. Nie pamiętam tego, w przelocie mama mi coś o tym wspomniała ale pod koniec dostałan się do jakiś starych wypisów i skierowań do psychiatryka. Po tym wszystko ucichło.

 

 

Mając lat 11 zachciało mi się okularów bo były "modne" z reszta i tak miałam wade wzroku coś -0.5 po rodzicach, ale pani doktor przypisując mi atropinę do wkrapiania dwa razy dziennie przez 4 dni nie wzięła pod uwagę że mogę być na ową atropinę uczulona. W skrócie, źrenice mi się już nigdy nie zwężyły, dostawałam jako dziecko białej gorączki, ataki paniki, lęk - bałam się, że oślepnę - trwało to długi rok.

 

 

Mając lat 15 moi rodzice się zaczęli rozchodzić, kłótnie, wciąganie mnie w to i używanie jako karty przetargowej to była codzienność " Powiedz dziecko czy chcesz iść z mamusią czy z tatusiem" To było za dużo, poza tym z racji faszerowania mnie całe życie wysokokalorycznymi produktami i mojej genetycznej niedoczynności tarczycy odnalazłam ulgę w bulimii a konkretnie anoreksji bulimicznej. Jedzenie i wymiotowanie dawało mi poczucie pełnej kontroli nad sobą a do tego waga leciała w dół dramatycznie.W każdej chwili zdenerwowania przerywałam moją głodówkę, leciałam opróżnić lodówkę i niemal w trybie natychmiastowym zwracałam wszystko.

 

Konsekwencją tego i sporą utratą wagi ( wyszło ok 30 kg w ponad pół roku) nagle zaczęłam się podobać chłopakom, tak jak mi cały życie dzieciaki dokuczały że jestem warchlakiem i spasioną świnią tak nagle ktoś się zaczął mną interesować. To było dla mnie wtedy jak wygrana na loterii. Zaczęłam zaspokajać swoje kompleksy i problemy w coraz to różniejszych imprezach, przypadkowych kontaktach seksualnych czy destrukcji swojego ciała tzn cięciu się prawie do kości. Ale suma sumarum nie miałam z tego żadnego wewnętrznego spokoju, szczęścia czy poczucia bycia kochanym.

 

 

No i to wszystko tak trwało, czasem mniej lub bardziej nasilone do pewnego momentu.

 

 

Znajomi zaprosili mnie na drinka. miałam wtedy hmm 19 lat? tak tak mi się wydaje. Nie chiało mi się iść, było późno, padało a do nich miałam jakieś 20 min piechotą. Pamiętam to jak dziś. Ale uległam, kto by odmówił darmowego drinka i mile zapewnionego czasu. No i stało się, po krótce w moim życiu nigdy nie brałam żadnych twardych narkotyków, tylko sobie trawę popalałam ale to mnie odprężało. Wracając do sedna. Dosypami mi czegoś do drinka - do dzis nie jestem pewna co to było. Ale po tym zwariowałam, mamakilka przebłysków jak mi jeszcze wciskali amfe i ja oczywiscie wzięłam - to wszystko było poza moją kontrolą... Wykorzystali mnie,obudziałam się z kimś w wannie po 6 godzinach urwanego filmu - dramat po prostu. Dnia następnego miałam swój pierwszy atak paniki który trwał ponad 3 godziny... Myśłałam wtedy że to może tzw "zjazd" w końcu nigdy tego gówna nie brałam. Niestety się myliłam.

 

 

Po tej sytuacji ataki paniki zaczęły się pojawiać bardzo regularnie aż w końcu codziennie. Nie miałanm zielonego pojęcia co się dzieje.

 

No i w końcu dopadła mnie tak potężna nerwica zmieszana z depresją, że nawet dzisiaj nie potrafię dokłądnie tego określić słowami. Bałam się wszystkiego, nie wychosziłam nawet do sklepu na dół bloku gdyż moja derealizacja była tak potężna że nie byłam w stanie z nikim poza moim domem rozmawiać. Lęk przed śmiercią osiągnął apogeum, nie spałam nocami gdyż bałam się że zasnę i się już nie obudzę, że byłam złą osobą i pójdę do piekła. Koszmar mówię wam z ręką na sercu. I jak dziś pamiętam ten moment jak stałam w pokoju mojego brata i poczułam tak głęboką pustkę i tak głębopki bezsens że nie da się tego ując w słowa. Jedynym uwolnieniem się od tego była śmierc której zarówno się bałam jak i pragnęłam, wyobrażacie sobie życie w którym sięgnięcie po szklankę wody kiedy che się wam pić powoduje u was poczucie pustki i bezsensu całowitego?... Miałam sytuacje za przeproszeniem że siedziałam na toalecie i wymiotowałam i "srałam" w tym samym czasie tylko i wyłącznie z nerwicy. I ten nieodstępujący lęk i ataki poaniki, "duszność, nie mogę oddychać, serce mi staje, mierzenie sobie 100000 raqzy dziennie pulsu" kaplica dosłownie.

 

 

Wtedy zadzwoniłanm z płaczem do szpitala psychiatrycznego o pomoc. Dostałam możliwie bliski termin. Spotkałam się z lekarzem: mój zestaw to był : depakine 500, propranolol, hydroxyzyna 50 i permazyna.

 

Po lekach chodziłam na śpiąco cały czas, potrafiłanm przesypiać po 16-20 godzin na dobę i to wieczne zmęczenie ale nie było ataków paniki - a może je przesypiałam? w każdym bądz razie miałam świadomność że leki tylko pozwolą mi przetrwać a tak na prawdę potrzebuję psychoterapii bądź dobrego opsychologa.

 

i znalazłam taką panią do której chodziłąm raz w tygodniu przez kilka miesięcy. Nigdy mi nie powiedziała co robić- zawsze mi zadawała pytania tak abym sama sobie na nie ospowiadała i abym potrafiła zobaczyć siebie " z drugiej osoby". No i tak było niby dobrze, nieby jednak nie za dobrze no i ni stąd ni z owąd dostałam propozycję pracy w anglii...

 

 

Anglia, przeszukałam milion wątków typu " nerwica lękowa za granica" itd, wiele ludzi pisało że im się zaostrzyło po opuszceniu kraju, z reszta dla mnie to była abstrakcja, jeszcze kilka tyg miesięcy temu nie potrafiłam wyjść do nklepu pod blokiem a tu sobie do anglii jadę... Ale panmiętam co powiedziała moja psycholog

 

" To Ty masz nerwicę, nie ona Ciebie - nie pozwól żeby to ona podejmowała za Ciebie decyje"

 

i wyobraźcie sobie zaryzykowałam, zaufałam jej i pojechałam. Po 3 miesiącach pobytu za granicą przestałam brać leki i powiem wam, że żyję!!!! Mam świetną pracę, narzeczonego i wiele rzeczy sprawia mi radość.

 

I choć czasem mam nawroty bulimii czy czasem mam lęki to przyjmuję to i staram się zrozumieć, rozumiem że jestem bardziej wrażliwą osobą i takie rzeczy się zdarzają ale nie kieruje to już moim życiem.

 

Moi drodzy piszę to aby wam pokazać z jak dużego bagna można wyjść i wiem doskonale że w czasach kryzysu powstaje myśl " tak będzie już zawsze" - NIE NIE BĘDZIE, KAŻDY Z WAS ODNAJDZIE SIEBIE I KOPNIE TA GLUPIA NERWICE W POSLAD! Nie przestawajcie wierzyc w siebie, nie przestawajcie wierzyc w bliskich nawet módlcie się bo to pomaga.

 

Jakkolwiek ten post był tylko pewnym świadectwem że z tak zagmatwanej sytuacji zawsze jest wyjście.

 

Jeżeli ktokolwiek chce porozmnawiać bądź nawet zapytać się o coś proszę piszcie na pw, odpowiem na każdą wiadomość. Pragnę z całego serca abyście i wy wszyscy którzy macie nerwice, depresje tudzież inne lęki wyszli z tego jak najszybciej będący tylko silniejszym i bardziej radosnym człowiekiem.

 

Pozdrawiam was i ściskam z całego serca.

Nie traćcie nadzieji.!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można powiedzieć, że jestem wyleczony na 70 proc. Działam praktycznie normalnie, choć męczą mnie troszkę natłok myśli i lekkie spięcie ciała, ale daję radę. Wszystko tkwi w głęboko zakorzenionych schematach myślowych i trzeba je łamać choć pojawiający się lęk przed zmianami nie jest łatwy do pokonania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×