Skocz do zawartości
Nerwica.com

Magdi

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Magdi

  1. Jasne jasne, to źle zabrzmiało trochę z tymi lekami. Opisałam swój przypadek i trochę za emocjonalnie podeszłam do Seroxatu. Nadal uważam, że leki są potrzebne i nie wolno się negatytwnie nastawiać, że to psychotropy i się zaraz od nich uzależnię. Brać brać jak lekarz karze. Mi one nie pomogły i stąd to niezdrowe podniecenie. Tylko, żeby nie był fundamentem leczenia. Nie pomyślałam o innych postaciach i przyczynach nerwicy. Pardon. Dzięki za uwagę. To moj pierwszy w zyciu wpis na forum :)
  2. Cześć, chciałam się podzielić z wami moimi sposobami i przemysleniami na temat nerwicy. Moja historia jest podobna do wielu z tego forum. miałam zawroty głowy, biło mi strasznie serce, miałam ochotę zemdleć, tylko nigdy jakoś nie mogłam (czasami nawet kładłam sie na wykładzinie biurowej, ale utrata przytomności nigdy nie przyszła :) ). Po jednym z takich ataków pojechałam do domu, zrzuciłam samopoczucie na karb niewyspania i przemeczenia. Obudziło mnie dziwne uczucie. Po 2 h odwracania uwagi od niego doszłam co mi jest. To był lęk. We własnym domu, przy cudownym mało stresującym zyciu czułam się tak jakby mi ktoś trzymał pistolet przy skroni. Kolejne dni wiadomo karetki, lekarze, uwłaczające godności ludzkiej traktowanie na izbie przyjec bardzo znanego instytutu psychiatrii, skierowanie na psychoterapię (miałam szczęście bo moja internistka miała nerwice od razu mnie zdiagnozowała złota kobieta) i psychiatra itd itp. Wszystko zaczęło sie 2 miesiące temu, na szczęście w trakcie mojego 3tygodniowego urlopu. Ja sobie teraz przypomnę to ja chyba zawsze miałam nerwicę, tylko jak byłam młodsza to się tak nie schizowałam i olewałam. Pomyśałam sobie ale mi się zrobiło słabo, ale już mi przeszło i zapominałam o tym. Teraz mam 27 lat i troche więcej problemów, dlatego tak mnie porządnie ścięło. Tak myślę. Tak czy siak: 1. od razu dostała lęku przed wychodzeniem z domu, z dnia na dzień, to było tak absurdalne, że nie mogłam uwierzyć, więc konsekwentnie zakładałam buty i wychodziłam, nie na długo, czasami biegłam do domu jakby mi się zadek palił, jak wariatka. Godzinę pozniej znowu adidasy i na dwór. Do sklepu po chipsy (w kolejce zawał serca za zawałem, paznokciami stop trzymalam się podłogi żeby nie zwiac), jeden przystanek autobusem, po loda do cukierni itd itp. Ale to nic nie dawało (tak sobie wtedy myślałam) Po 4 dniach męczani wszystko zniknęło. Miałam mieć wizytę u psychoterapeuty więc z mamą taksówką do ośrodka (nie dalam rady ani sama ani autobusem), okaząło się, że pomyliłam daty i to nie dziś. Wkurzyłam sie (sama na siebie) i wyszłam. Postanowiłam wrócić autobusem. Na poczatku było żle, ale poszlam do kiosku po bilet, w autobusie pisalalam smsa, potem poszlam na poczte i do lekarki interniski na kontrolkę. Na poczcie byłam juz taka jak dawniej. Az sie sama z siebie smialam i nie dowierzałam, ze 4 dni cos takiego sie działo i odeszlo samo w 1 sekunde. 2. po tym epizodzie mialam pare dni pozniej wizyte u psychiatry. I to byl najwiekszy chyba blad. Laska bez mrugniecia okiem przepisala mi Seroxat 10 mg. No to zaczelam brac i zaluje bardzo tych 60 zl. Od razu wam powiem nerwicy nie leczy sie lekami. leki daja wam tylko czas na regenreacje po tym szoku, na zapisanie sie na terapie, na zlapanie oddechu. I tak bedziecie je musieli odstawic i zawalczyc sami. 2 tydzien brania lekow to byl koszmar. Realnie myslalam o tym, zeby sobie rozwalic glowe o sciane. Lek trwal caly czas ponad tydzien. W tym czasie bylam tydzien z koleznaka nad jeziorem oraz 3 h spacerze po moim miescie z przewodnikiem (obecnie moim nowym facetem . Sukces tego okresu zawdzięczam mojej kolezance, ktora doslownie zbierala mnie z podlogi. Aby wysc na spacer walczylysmy 2 h aby jechac 40 km nad jezioro PKSem chyba z 6 h. Droga na wyjazd byla koszmarem mojego zycia. To byl zawal serca jeden za drugim, tylko znowu jakos nie moglam umrzec. To wszystko po ponad tyg znowu przeszlo, w momencie kiedy zrobilam cos czego najbardziej sie balam. Wsiadlam w PKS w droge powrotną. Znowu kolezanka walczyla ze mna 2 h. Juz oficjalnie mialam wezwac takse (40 km!! od domu) ale sie zawzielam i mowie trudno, najwyzej umrę. Wsiadlam i siedze i siedze i czekam i nic. NIC sie nie stalo, zadnego zawalu, zawrotów. Dojechałam do domu jak normalny bialy czlowiek. 3. Minęły 3 tyg, wrocilam do pracy. Przez 2 tyg wszystko fajnie ektra. Caly czas seroxat 10 mg. Bylam u psychiatry, zaproponowala mi 20 mg, powiedzialam, ze nie dziekuje mi jest tak dobrze (a w myslach wysalalm ja na drzewo :). No i zaczelo sie znowu. Napady paniki i derealizacja. W tym okresie: w trakcie najwiekszego napadu leko - derealizacji wynegocjowalam swietny kontrakt z hotelem (a moje mysli w trakcie spotkania krążyły wokol pojscia do lazienki i przegryzienia sobie zyl, bo przeciez ja juz tak dalej zyc nie dam rady, kiedy to się skonczy, chyba nigdy moje Zycie jest przegrane) oraz pojechalam na lodki, gdzie w najwieksza burze mazurska siedzialam za sterem, mialam ataki paniki non stop, ale nad nami szalaly pioruny i ważeniejsze bylo zeby dobic do jakiegos brzegu, bo bylam odpowiedzialna za załogę. Caly wyjzad mialam derealizacje i napady paniki. Dere to najgorszy jak do tej pory stan w jakim bylam. 4. Deralziacjia minela mi po ok 20 dniach sama z siebie. Ale ja nigdy nie siedzialam z jej powodu w domu,wyjezdzalam na weekendy ze znajomymi. BYlam w Gdańsku i zastanwailam sie czy on istenie :) i czy ja tu faktycznie jestem. Codziennie do pracy na 8 h w tą i nazad. Jestem asystentka dyrekotra codziennie milion gosci i spotkan. Nigdy sie nie poddalam. Samo przeszlo w jednym momencie. Samo z siebie, ale ja bylam gotowa tak zyc juz na zawsze. Olalalm to. Przestalam czekac az minie. Doszlam do wniosku ze moje zycie jest tu i teraz i niech nie mija mnie to nie powstrzyma. 5. To co pomaga wyjsc z nerwicy to juz wszyscy opisali, ale ja podkresle: TYLKO TY. To twoja zabawa, twoja piaskownica, twoje grabki i lopatki. Porzuc to czego nie lubisz robic, zmien nastawienie (np. ja panicznie nie znosze wstawac rano, ale powiedzialam sobie ze ok nie lubie, ale to wstawanie daje mi szanse zarobienia pieniedzy na ciuchy i wyjazdy i spotkania moich fajnych znajomych z pracy. Masz wrednego dyrektora - ok to tylko stary pyskaty dziadek, jego inwektywy pod moim adresem nie maja na mnie wplywu, on mnie nie zna, nie ma go ze mna w domu, ani na spotkaniu ze znajomymi, niech spada). Gadajcie ze swoja podświadomością w myslach. To chory zwierzak i bardzo wystraszony. Zawsze jak czujesz, ze masz ochote sie wkurzyc 10 oddechów, sto razy powiedziec "spokoj" :), KONIECZNIE techniki relaksacyjne Jacobsona przed snem 15 min, mialm probelny ze snem, teraz zasypiam jak dziecko, magnez 2 tab. dziennie, bieganie, sport, joga. tylko uwaga nie na sile, nie wszystko na raz. Nie badzcie ekspertami od nerwicy. Po trochu, jak macie czas, ochote. Jak macie ochote to czujcie sie zle, dajcie sobie sianka, na wstrzymanie. Cale zycie zylismy na pelnych obrotach, dajmy sobie te pol roku, moze rok na luz. Kazdy czasem czuje sie zle. te wszystkie rzeczy was nie wylecza ale pomoga wam poczuc sie zrelaksowanymi a przeciez o to chodzi. Nerwica sama odejdzie, ale trzeba czasu i konsekwncji. Nie ma konkretnej granicy np. 2 miechy Jacobsona i juz mi przejdzie. Nerwica narazie ode mnie odeszla, ale wroci jak tylko sie zaniedbam znowu. 6. Czemu napisalam, ze wyzdrowiałam a nie zdrowieje? Mimo ze nie mam atakow leku juz to wiem, ze moge je miec moge je miec w kazdej chwili, ale mnie to nie przeraza. Zawsze mialam nerwice i zawsze ja bede miec. Akceptuje to. Najwazniejsze ze mimo zlego samopoczucia moge wszystko robic, ludzie nigdy by sie nie domyslili co przezywalam w ich obecnosci. Moge jechac 30 h autokarem do Chorwacji, leciec na drugi koniec swiata, a jak mnie zlapie atak to mnie zlapie pfff no i? 7. Idzicie na terapie tam wam powiedza mniej wiecej to samo. Ja ide za ok 2 miechy (dluga mam kolejke w osrodku). Mi sie juz nie spieszy, ale i tak chce to zrobic. Jezeli chcecie wydrowiec zapomnijcie o lekach. Swoje trzeba przezyc, uodpornic sie na ten lek. Lek sie wygasi sam z siebie. Nie uda sie za 5, 10 to wygasi sie za 15 razem i wtedy gwarantuje wam bedziecie mieli ochote ucalowac wspolpasazerów w autobusie. Ale lek moze wrocic, np. po 5 latach po mamy juz nowe doswiadczenia, nowe stresy, juz zapominamy i sie zaniedbujemy. No to konsekwentnie wracamy i walczymy od nowa. Jestesmy nerwicowcy cale zycie. Mowi sie trudno. I nie schizujmy sie ze nas glowa zaboli, albo jest na nagle na ulicy slabo. Inni tez ta sie czasem czuja: miesiączka, głód, zmeczenie, gorąco. Normalne reakcje organizmu, ktore my nakrecamy bo wiemy co to za uczucie ten napad leku - i atak nerwicy gotowy :) 8. A jak wam żle, to http://moja-nerwica.republika.pl/ czytac az do upadlego. Nie wiem czy to prawdziwa historia, czy tylko jakis behawioralno poznawczy się wysilil i opisal terapie. Nie wazne. Prawda jest tylko to co wam pomaga. Sory za dlugasny post. Pozdrawiam Was
×