Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Cały czas wydaje mi sie,ze ja jednak mam inaczej...,ze to nie jest nn....

Dlaczego nie mam ochoty spędzać z nim czasu?

Gdy myśle o wpsolnych świetach...pojawia sie taki strach..

Dlaczego mam takie parcie na ZERWANIE Z NIM??

Ten chłopak ,ktory mi się sni...chodzi ze mna do szkoły..w szkole caly czas go obserwuje..niegdys on mnie tez..nie chce zeby tak bylo..nie chce zeby mi się snił..

Mam uczucie jakby to był koniec...

POMOCY...

Daj sobie spokój, ten twój chłopak widocznie nie jest dla ciebie stworzony i na pewno to nie jest miłość, zerwij i zajmij się tym szkolnym ogierem. Po co się ograniczać :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie dziewczyny!

 

Czytam Was i zastanawiam się czy właśnie TU nie leży mój problem.

Psycholog twierdzi, że mam depresje, czekam na wizyte u psychiatry.

Zaczęło się 3 tygodnie temu (jestem z chłopakiem 1,5 roku) Spędzałam z Nim wieczór i nagle pojawiło się w moich myślach pytanie "czy ja go kocham?" no i prosze...następnego dnia od rana wymioty, ból brzucha, duszności z nerwów. I ta dręcząca myśl "a może ja go nie kocham?" a po chwili płacz że ja nie chce bez niego żyć. Przestałam jeść, wystąpiły wszystkie objawy depresji. Stałam się obojętna, nic mnie nie cieszyło (ten stan nadal się utrzymuje), w ciągu 2 tyg schudłam 2 kg bo nic nie jadłam. I cały czas towarzyszyła mi myśl "a co jesli go nie kocham?" Zaczęłam wspominać. Że te piękne chwile spędzone z nim już nie wrócą, że ja już się nie poczuje tak jak wcześniej, że to już koniec, że będę musiała go zostawić. Poczułam w sobie taką pustke - obojętność na dosłownie wszystko i wszystkich. Bałam się iść do psychologa bo myślałam że powie mi, że się odkochałam. Byłam u 3 psychologów - jedna z pań powiedziała "sama pani zobaczy czy ma depresje czy przestała kochać. Ja mysle że to depresja" na co ja zareagowałam złością bo jak ona mogła powiedzieć, że mogę już nie kochać. Teraz boję się przed każdym spotkaniem z moim chłopakiem, analizuje jak ja się zachowuje w jego towarzystwie, czy tęsknię - to jest już nie do zniesienia. Myślę sobie - jeśli cały czas będę czuła taką pustke w sobie to będę musiała go zostawić, a po chwili pojawia się płacz bo nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jeszcze niedawno cieszyłam się na myśl że za rok zamieszkamy razem a teraz czuję w sobie lęk. Z jednej strony mówię sobie - dziewczyno, ty się sama nakręcasz a po chwili pojawia sie myśl "a może faktycznie go nie kochasz?" i znowu przestaję jeść, wymiotuje... Boję się przed każdym spotkaniem, czuję w sobie takie spięcie. Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam mała, nie widziałam jak wyglądają relacje w małżeństwie. Myślałam że te "motylki w brzuchu" będą trwać przez cały związek a to chyba nie tak heh.

Proszę o pomoc!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj u nas :)..Myślę,ze Twoj problem polega na tym samym.. Oczywiście nie jestem specjalistą..ale trwam w tym 3 miesiące..a inni jeszcze dłuzej.

 

Agucha: To samo pomyślałam... Dziś nawet powiedziałam M. 'kocham Cię'...fakt,ze nadal czuje taki dziwny strach i niepewnosc gdy to mowie..ale mam dziś dooooooooooobry dzień!I chyba leki znowu zaczynają działać. Przerazają mnie tylko święta..jakoś tak..hm..

 

Carlosie..Tobie tez dziękuje za wstawienie się za mną.

 

DAMY RADE!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sobie tłumaczę to wszystko tak, że jeśli tyle osób ma ten sam problem to oznacza, że coś z nami jest nie tak - w sensie, że to choroba.

Przecież jeśli człowiekowi na kimś nie zależy to bez zastanowienia zostawia drugą osobę i w ogóle tego nie przeżywa. Na pewno nie wypisuje takich rzeczy jak my w internecie ;) uff....teraz mi samej jest trochę lepiej :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muszę się spytać... bo nie daje rady...

Gdy widzę/słyszę o rozstaniach...czuję jakbym ja też musiała się juz rozstać.. eh.

Wstaję rano walcząc o kolejny dzień...

Myślę jak długo będę jeszcze z moim M..

Święta?-żadnej radości..satysfakcji..raczej przygnębienie..

Cokolwiek miłego mu powiem mam uczucie kłamstwa..

Nie mówiąc o seksie...-ale to najmniejszy problem..

Analiza wyglądu..gdzie wyszukuję mu 'za duża głowe' lub 'małe oczy'..

I to uczucie...ze jestem z nim dlatego ,bo nie umiem z nim zerwać i się męczę...

Straszny dzień...

POMOCY :(

macie tak samo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha jak długo z TYM walczyłaś?

Ja cały czas wspominam jak jeszcze jakiś czas temu było super :( i mam wrażenie, że to już nie wróci, że wszystko co dobre już się skończyło. Zauważyłam, że teraz denerwują mnie pary - bo widzę, że oni są szczęśliwi a ja nie. Nie wyobrażam sobie życia bez mojego chłopaka ale ciągle męczą mnie te okropne myśli, analiza co czuję gdy z nim jestem. Cały czas doszukuje się moich reakcji które świadczyłyby o tym, że go nie kocham. To straszne! I ta pustka w sobie, uczucie zimnego serca. A po chwili płacz "bo ja nie chcę być bez niego".

 

Dziewczyny, wiecie co jest najgorsze? Że czytamy tu o wielu takich przypadkach jak nasze a i tak wmawiamy sobie, że nasz jest inny, że my rzeczywiście nic nie czujemy. Ja sama nie mogę sobie z tym poradzić. Przez nasz problem nie potrafimy się z niczego cieszyć, wszystko wydaje się takie...szare.

 

Chciałabym cofnąć czas :(

 

[Dodane po edycji:]

 

i jeszcze jedno pytanie: niektóre z Was biorą leki - czy to pomaga? Bo przeczytałam, że leki powodują jeszcze większą obojętność więc jak to w końcu jest?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej dziewczyny...dzisiaj sie dowiedzialam ze moj byly spotyka sie juz z innymi laskami i co...i sie poryczalam.....nie wiem co to znaczy przeciez zostawilam go bo ponoc go niekochalam...a teraz ten ryk i zal...nie wiem o co o to ze go kocham czy moze o to ze on juz ma kogos a ja nie masakra...teraz te mysli mnie mecza :-(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wam,

czytam sobie wszystko od dłuższego czasu (kiedyś nawet pisałam, ale pod innym nickiem, tylko że zapomniałam hasło). w każdym razie, nie muszę chyba mówić, że mam tak samo, prawda? może jak z wami popiszę to będzie mi lżej :) choć zastanawiam się czasem czy to nie jest takie gadanie, żeby się pocieszyć. ale może i nie.

wiecie co, mam taką fajną książkę, amerykańskiej psychoterapeutki od związków. i ona twierdzi, że większość ludzi się rozstaje, bo myli zauroczenie z prawdziwą miłością. a każde zauroczenie kiedyś się kończy i jakbyśmy mieli tak zmieniać partnerów za każdym razem, kiedy to następuje, do końca życia bylibyśmy samotni. poza tym nie sztuką jest uwolnić się od faceta, bo problem wciąż w nas siedzi a od siebie nie uciekniemy, choćby nie wiem co. i dążenie do miłości to ciężka praca i normalni ludzie,którzy nie mają żadnych urazów wyniesionych z dzieciństwa, poprzednich związków itp, przez wszystkie stadia miłości przechodzą w miarę gładko, a reszta niestety ma różnego rodzaju obawy i musi je zwalczyć. coś w tym jest. przynajmniej do mnie przemawia :) może kogoś jeszcze podniesie to na duchu :) bo ja mam urazy, na różnych płaszczyznach, wiem o tym, choć i tak w kółko się boję, że to nie ma znaczenia i miłość POWINNA wyglądać tak, tak i tak: wieczna radość, motyle w brzuchu itp.-wgl jak na filmach. patrzę na inne pary i myślę jacy to oni są szczęśliwi i od razu coś mnie ściska w żołądku, bo tak POWINNO być. choć przecież z boku wrażenie może być złudne. no i, powtarzając to, co wy wszyscy, mam niekończącą się depresję, analizuję,rozmyślam,czasami nawet nie mam uformowanych tych myśli, ale czuję jakby moja głowa ważyła z tonę i zmusza mnie, żebym zaczęła na nowo ten temat. mam okresy, że jestem superszczęśliwa i wręcz martwię się, że coś się stanie, stracę go, w wyniku tego że nie wytrzyma czy też z innych przyczyn, a ten 'dobry lęk' w końcu przeradza się w 'zły lęk', myślę coraz więcej, różne głupoty, no i...zresztą dobrze wiecie.

to tyle na początek :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Rozstania są dla mięczaków" Bonnie Eaker Weil - szczerze polecam, ta kobieta to mój autorytet ;))

 

Jak sobie radzę... próbuję sama, choć nie do końca to wychodzi. Są okresy lepsze, a są koszmarne. Obecnie jest tak pół na pół z przechyłem na źle :P Raz byłam w poradni psychologiczno-pedagogicznej (za darmo) - no i niestety za darmo chyba nie warto, bo trafiłam na tak sympatyczną panią, że czułam się po wizycie jeszcze gorzej, a najbardziej utkwiło mi w głowie "a więc od roku jesteś z chłopakiem, w którym ewidentnie coś ci nie pasuje". Potem bardzo się bałam gdziekolwiek iść, ale nawet kilka razy chciałam tylko że ile razy się zdecyduje, nagle zaczyna być lepiej i nie widzę sensu. Poza tym... pieniądze niestety :/ a męczę się z tym już prawie 2 lata i mam serdecznie dość. mój chłopak bardzo mi pomaga i tłumaczy wszystko jak profesjonalny psycholog. bo ja niby wiem co może być problemem,ale jakoś nie do końca w to mogę uwierzyć i tkwię w tym beznadziejnym błędnym kole i nie wiem jak wyjść :/

 

[Dodane po edycji:]

 

monika89, zdaje się, że Ty wybierasz się na jakąś terapię? napisz koniecznie co Ci powiedzieli itd.

 

i pisałaś chyba, że Twoi rodzice się rozwiedli? ja myślę, że to może mieć/ ma olbrzymi wpływ, no ale nie jestem specjalistą, więc ciężko mi stwierdzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aussie, muszę koniecznie kupić tą książkę :)

 

Tak, rozwiedli się gdy byłam dzieckiem. Chodzę na terapie. Byłam na 2 wizytach - wiem, że przede mną jeszcze długa droga. Psycholog nie skupia się na problemie o którym piszemy w tym wątku co mnie wkurza ponieważ chciałabym dowiedzieć się skąd to się wzięło. Zajęła się moją przeszłością. Powiedziała, że moje wątpliwości w związku nie są prawdziwym problemem, chodzi o coś innego. Jej zdaniem prawdziwy problem nie ma żadnego związku z moim chłopakiem. Dziewczyny, myślę, że w Waszym przypadku jest tak samo.

Niby dobrze się to słyszy, na chwilę się uspokajam ale po jakimś czasie i tak przychodzą myśli "może psycholog się myli, może rzeczywiście mi nie zależy" :shock: i zaczyna się analiza mojego związku, doszukiwanie się dowodów na to, że mi nie zależy. Nie mogę zrozumieć skąd z dnia na dzień razem z tymi okropnymi myślami powstała we mnie blokada i znieczulica - chciałabym cały czas o tym z psychologiem rozmawiać a ona i tak to "olewa" bo twierdzi, że nie w tym tkwi problem :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×