Skocz do zawartości
Nerwica.com

aussie

Użytkownik
  • Postów

    156
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aussie

  1. z Olsztyna. z tego co wiem psychoterapeutów na pęczki nie mamy a ci co są woleli założyć prywatne gabinety ale może...trzeba poszperać.
  2. ciekawe czy w moim mieście w ogóle jacyś dobrzy lekarze nieprywatnie przyjmują. w dużych miastach pewnie łatwiej, a moje jest... średnioduże ;p
  3. no dobra... to może i wybiorę się na tą terapię. jeśli coś znajdę nieprywatnie. ale dzięki
  4. dzięki :) a mogą natręctwa wynikać z długotrwałego oszukiwania się? bo tego się boję ;/
  5. starałam się, ale akurat miałam lepszy okres i nie mogłam sobie połowy rzeczy przypomnieć, jak teraz zresztą, tylko teraz to z innego powodu ;/ a czemu się śmiejesz? możesz mnie zdiagnozować, i tak pewnie nie uwierzę albo uwierzę na krótko.
  6. o matko,masa tego. ale wszystko się kręci wokół jednego tematu. w sumie to co i inni tu piszą. generalnie nic mnie nie cieszy, ostatnio ciągle płaczę, mam napady takie, że czuję się jak obłakana. mam ochotę dobić, pojechać, zranić, mówię takie rzeczy że aż wstyd. to jest cała masa rzeczy, wymyślam, tak jak i inni, że może ktoś tam jest mi przeznaczony bo go np. nienawidzę. może wolę inny typ. to, że wydaje mi się daleki. kiedyś jeszcze miałam myśli, że pewnie jestem lesbijką. jak ludzie się rozstają to zaraz stres i pytanie dlaczego i próbuję to przeanalizować, bo boję się że ja też powinnam. jeju,szczerze mówiąc ciężko mi teraz wymienić,bo teraz to o niczym nie myślę, po prostu jestem zrezygnowana i nic mi się nie chce. nie chce mi się uczyć,nie chce mi się wstawać rano,nie chce mi się myć, malować. robię to wszystko jak automat, bo trzeba. nie wiem co jeszcze,ciężko tak wymienić.
  7. wiem, że byłby najlepszy. ale leki może choć trochę osłabią te lęki i depresję i łatwiej będzie walczyć. może spróbować warto.
  8. jakoś nie jestem przekonana do nfz... mam wrażenie, że tam już w ogóle nie potraktują mojego problemu poważnie. byłam raz... babka wyjechała mi z tekstem: 'a więc jesteś od roku z chłopakiem, w którym ewidentnie coś ci nie pasuje' oraz, po wspomnieniu mojego byłego chłopaka: 'człowiek inteligentny uczy się na błędach'. i tylko te kluczowe zdania z tej wizyty zapamiętałam. więcej się tam nie pojawiłam. ale to była zwykła pani psycholog. do tego wyraźnie niewykwalifikowana. sama nie wiem. na razie postanowiłam porozmawiać z babcią, powiedzieć jej wszystko od początku do końca, bo ona ma taką inteligencję emocjonalną i spróbuje mnie zrozumieć. opowiem jej i zobaczę co powie. jeśli zmusi mnie do pójścia do lekarza to może i to zrobię.
  9. a myślisz, że mu jest łatwo? ja bym siebie już dawno zostawiła. ale tak,zdaję sobie sprawę, że może nie być obiektywny, dlatego też nie pomagają jego rady. najwyżej uspokajają na chwilę. ale jednak mam świadomość, że on zna każdy szczegół, bo opowiadałam mu wielokrotnie i dokładnie wszystko, a na takiej podstawie nawet osoba niebędąca psychoanalitykiem może coś wywnioskować. bo niektóre rzeczy wydają się wręcz oczywiste, sama wiem jak czytam/słucham innych osób i ich problem wydaje się absurdalny,bo widać dokładnie z jakiego to powodu. no ale... trochę racji masz na pewno co do pomocy,zaczynam już wątpić, że cokolwiek pomoże. zaczynam się godzić z myślą, że pewnie trzeba się będzie rozstać. nie wiem gdzie szukać pomocy, a powody niechodzenia do psychologa już wymieniłam. jeszcze może spróbuję pójść do psychiatry. o ile to w ogóle jest problem tego typu. zobaczymy.
  10. może i nie jest, ale zna mnie i zna się na ludziach. i naprawdę w wielu kwestiach,nie tylko mnie dotyczących, jst w stanie dostrzec wiele rzeczy i wyjaśnić. poza tym, z tego co pamiętam, Ty też udzielałeś rad,choć psychoanalitykiem nie jesteś, więc czemu taki cięty się zrobiłeś? -- 17 mar 2011, 18:09 -- psychoterapii zaniechałam,ponieważ: 1. źle się na niej czułam; 2. nie mam na nią pieniędzy.
  11. czemu ma sobie darować? on stara się mi pomóc. a ja to może przedstawiłam skrótowo,nie słowo w słowo co powiedział. lekarz nic nie powiedział, mówiłam. objawy depresyjne miałam z poprzednim chłopakiem,tzn. płacz, zamartwianie się że go nie kocham i może jednak kocham a wygląd nie ma znaczenia.
  12. w tej chwili tylko te. to jest dla mnie najważniejsze i tym się w kółko zadręczam. ostatnio nawet się rozstaliśmy. tzn spotykaliśmy się, ale oficjalnie nie byliśmy razem. zaproponował mi to mój chłopak, chciał żebym się uspokoiła i wgl. i mówił, że wcale nie ma nacisku, nie muszę wracać, jeśli stwierdzę, że wcale tego nie chcę. i myślałam, że się uspokoję, ale skąd. zero różnicy. potem było jeden dzień lepiej i wyszło, że znów jesteśmy razem. ehh... nie wiem... mój chłopak uważa, że to przez mój poprzedni związek, w którym strasznie się od początku oszukiwałam, facet mnie obrzydzał, nie mogłam na niego patrzec, ale próowałam sobie wmówić, że wygląd nie ma znaczenie, że go kocham, próowałam zachowywać się jak zakochana, całowałam się z nim zakrywając się poduszka, do tego zdarzało się, że mnie obmacywał. i wtedy miałam właśnie objawy depresyjno-nerwicowe. kiedy zerwaliśmy odetchnęłam i obiecałam sobie że już więcej tego błędu nie popełnię. no i mój chłopak uważa, że wtedy właśnie poprzestawiało mi się w głowie i teraz się boję związków, że sytuacja kojarzy mi się z tamtą. nie wiem
  13. byłam. kilka razy. mialam zacząć terapię, ale zrezygnowałam. ale kobieta powiedziała, że nie widzi żeby trzeba było mnie na cos leczyć.
  14. a powinnam? nie wiem czy to choroba czy po prostu go nie chcę, tego nie da się odróżnić
  15. nie wiem... źle się czułam i chciałam o tym po raz setny porozmawiać a on nie mógł w tym momencie,bo miał kupę nauki, poza tym też już czasem nie wytrzymuje, co wcale nie jest dziwne, i tak niesamowicie mnie wspiera. i potem się obraziłam a po jakiejś godzinie on jak gdyby nigdy nic powiedział, że późno już i mnie odprowadzi bo jest zmęczony i chce iść spać. no i się wkurzyłam, wpadłam w szał i...dalej już napisałam. po powrocie miałam wręcz myśli, że go nienawidzę, że już kojarzy mi się tylko z tym co złe, że już nigdy nie będzie dobrze. potem,jak pisałam, pół nocy przepłakałam... ale pobiegłam niedawno do niego do domu przeprosić. widać, że mu było przykro, ale przytulił mnie i powiedział, że wybaczy tylko mam się czasem zastanowić zanim coś zrobię nie wiem już co robić. w sumie mogę się podpisać pod wszystkim, co dziewczyny ostatnio pisały. ale zaczynam wątpić, że jest ze mną nie tak,choć mój chłopak mówi, że jest pewny, że jestem chora, mówi że to widać i jakby widział, że faktycznie go nie kocham to już dawno by to zakończył, pewnie byłoby mu nawet łatwiej, ale nie chce mnie tak zostawić, bo wie że to ze sobą mam problem i potrzebuję pomocy i on chce mi pomóc a ja nie wiem czy jeszcze da się pomóc. boję się, że to miłość czysto przyjacielska nie wiem...
  16. hej Wam, dawno mnie tu nie było... jakoś wolałam nie wchodzić, lepiej mi było bez tego. ale muszę się teraz wyżalić, a nie mam komu, może chociaż Wy mnie jakoś pocieszycie, nie wiem. wiecie, ostatnimi czasy jest okropnie. nie ma już dnia, żeby było dobrze. kompletna depresja, kryzys co 2 dni, mój chłopak mówi wręcz nieraz, że zachowuję się jak psychiczna, zachowuję, mówię, patrzę... że on ma wrażenie, jakby coś we mnie siedziało, że to wcale nie ja mówię, że to coś panuje nade mną, ja się już nie kontroluję. zresztą ja sama się tak czuję. mam ochotę dobić, pojechać. wczoraj przeszłam samą siebie, nie wiem czy nie zepsułam wszystkiego. zaczęłam gadać, mówić, że nie chcę, a on nie chciał dać mi mówić i chciał się uczyć. no to mu powiedziałam, że ok, to go informuję, że nie jesteśmy razem. a potem chciał mnie odprowadzić a ja wpadłam w jakiś szał, powiedziałam, że ma ze mną nie iść, a jako że się uparł, szłam szybko i w którymś momencie powiedziałam, że ma mnie zostawić i zaczęłam uciekać. no to sobie poszedł w przeciwną stronę (mieszkamy obok siebie), ja się chyba nawet nie obejrzałam, potem nie zadzwoniłam, nie napisałam. pół nocy nie mogłam się uspokoić i ryczałam, a on do teraz sie nie odzywa. i w sumie to nie wiem nawet czy chcę. tzn... niby mi źle, czuję że nie chcę już,że mam dość, że to mnie przerosło, wszystko we mnie krzyczy nie, ale jednak... mam wrażenie, a nawet jestem pewna, że będzie tak, jak konwalia napisała. że już nikogo nie pokocham, we wszystkich będę szukała tylko wad. a jednak mam wrażenie, że historia z moim chłopakiem nie może się dobrze skończyć, że to już zamknięty rozdział, koniec. tak mi źle wybaczcie, że tylko o sobie ale musiałam
  17. piikipokis, zgadzam sie z Toba calkowicie. Wiecej nie mam sily pisac,bo wciaz jestem w szoku po tym oskarzeniu,ktore mi tutaj wysunieto. Musze dojsc do siebie ;/ A w sumie moze i bede wchodzic na to forum. Niby dlaczego nie? Nie bede nikomu sprawiala satysfakcji, to mi ma pomagac, a nie komukolwiek innemu ;/
  18. wiem o tym,ale mimo wszystko bylo mi milo to przeczytac :)
  19. witam ponownie, dziekuje za oskarzenie niczym nieuzasadnione. dla ogolnej informacji: moje konto zostalo zbanowane ale na szczescie sprawa zostala wyjasniona, a konto przywrocone, poniewaz NIE MAM ROZDWOJENIA JAZNI I NIE ZALOZYLAM DRUGIEGO KONTA! bardzo dziekuje za osmieszenie, czuje sie jak idiotka. bylabym wdzieczna za jakies publiczne przeprosiny, mniemam ze skoro tak latwo osmieszac to rownie latwo przeprosic. zagladam tu,zeby to wyjasnic i przysiegam,ze nigdy wiecej tu nie napisze, tego juz za wiele. pozdrawiam wszystkich forumowiczow, a zwlaszcza Ciebie piotrek- dzieki za obrone :)
  20. aha, ekstra, mam sprobowac zyc. czyli Twoim zdaniem normalne zycie jest mozliwe tylko jak zostawie czlowieka,ktory jest mi bardzo bliski, ktory mnie rozumie, jest moim najlepszym przyjacielem? mam pocierpiec,kto wie ile, z rok, moze troche mniej, moze troche wiecej, potem jakos tam poukladac sobie zycie, a kiedy juz ochlone na tyle, zeby zatesknic za kims u boku, zwiazac sie z kims innym i od nowa przez to wszystko przechodzic,tylko ze z inna osoba? hmm... ciekawa metoda. a co potem? tego drugiego tez mam wtedy zostawic? czy moze od razu wybrac kariere zakonnicy,co? Twoje rady,wybacz,ale sa troche o kant ****. podoba mi sie porownanie do amputowanej reki. jakos nie zauwazylam, wsrod tak wielu cytatow, tego jednego. zabraklo riposty?
  21. Fajnie Ale wiesz,mam wrażenie, że jednak nie do końca rozumiesz problem. Nie wątpię, że wiele przecierpiałeś, ale myślę, że Twój problem miał inne podłoże i nie rozumiesz tego. To ta jakby mi ktoś powiedział, że boi się że UFO nas zaatakuje a ja nie mogłabym tego zrozumieć. Może się mylę, ale mam wrażenie, że odebrałeś to jako: 'nie kocham go ale nie mogę zerwać', a tak to nie wygląda. chyba że nie mam racji, w takim wypadku powiedz,mogę się mylić.
  22. LitrMaślanki, przepraszam, poniosło mnie chyba. czasem można odebrać coś inaczej, niż osoba miała na myśli. szczerze przepraszam. co do mnie-wcale nie chcę zmarnować życia,myślisz że chcę? po prostu to nie takie łatwe. ile razy sobie obiecywałam, że dość, i nawet czasami kładłam się spać pozytywnie nastawiona, po czym budziłam się rano z gulą w gardle, zanim jeszcze zorientowałam się o co chodzi. choć w zasadzie to nie wiedziałam o co chodzi tylko zaraz próbując znaleźć przyczynę wracałam do tematu przewodniego. ile razy odpowiadałam sobie na jedno pytanie,już się uspokoiłam na moment, już byłam pewna co czuję i co chcę, a 5 sekund później znowu echem w glowie to samo pytanie. i tak ciągle ciągle... ja już nawet nie kontroluję tego. czasem myślę i nie myślę jednocześnie,nie umiem tego nawet dobrze opisać. chcę coś przemyśleć a trwam w jakimś takim dziwnym stanie zawieszenia. tak jak pisała mia, milion razy dziennie zastanawiam się czy coś mi jest czy faktycznie te myśli mają jakieś podstawy, bo tak naprawdę nie wiem tego. nie chcę myśleć, chcę się cieszyć życiem, chcę się z nim cieszyć życiem,bo jest mi najbliższy na świecie, ale to jest silniejsze ode mnie. nie umiem tak po prostu nie myśleć ;/
  23. jeśli chodzi o cytat nr 1 - tu właśnie wychodzi jak bardzo nie rozumiesz problemu i jak bardzo Twój światopogląd różni się od naszego. A może po prostu bardzo mało wiesz o miłości? Tego nie wiem, ale dla mnie, mimo wszystko, miłość to nie jaranie się drugą osobą przez miesiąc a potem wymienienie jej na inną, bo przecież 'tyle ludzi jest na świecie' - no na pewno jest wiele ludzi. wiele wspaniałych ludzi, atrakcyjnych, inteligentnych. No i? Co w związku z tym? Miłość polega na czymś zupełnie innym, ale nie chce mi się tego tutaj tłumaczyć-po co? Twój problem. jeśli o chodzi o cytat nr 2 - tu się zgadzam, szkoda marnować życie. dlatego należałoby coś z problemem zrobić, co nie zmienia faktu, że i pożalić się czasem fajnie. mi to przynosi ulgę, a innym nic do tego, nie podoba Wam się temat,nie zaglądajcie. a tak poza tym to mam dość tego forum. wkurzają mnie te kłótnie i nie mogę czytać tych herezji, sorry. nie ruszają mnie, spokojna głowa. po prostu drażni mnie, że ludzie,którzy o problemie nie mają pojęcia, do powiedzenia na ten temat mają najwięcej, dają kupę świetnych rad, a wzbudzają tym tylko moje zażenowanie. chcecie to zmieniajcie sobie partnerów co miesiąc-wolny kraj, moje podejście do związków jest inne, wybaczcie. a swoją drogą zastanawiające jest, że wojnę z nami toczą tu sami moderatorzy + ex-moderator. aż się zaczynam zastanawiać czy nasz wątek nie zamula nadto serwera i ktoś nie próbuje nas skłonić do zaprzestania pisania. w końcu tyle stron o niczym, a non stop są awarie systemu. nie oskarżam nikogo, to tylko takie moje skojarzenie. a niezależnie od tego jak jest, więcej wchodzić tu nie zamierzam. z kim chcę mieć kontakt,będę miała. a jeśli ktoś nie miałby do kogo się zwrócić z problemem,potrzebował pilnie pogadać,cokolwiek,niech pisze na gg: 3864048. tylko niech się przedstawi. pozdrawiam wszystkich a szanownym moderatorom życzę szczęścia w miłości.
  24. ale to też pomaga,uwierz. wiesz,jak czytam niektórych ludzi i widzę jakie głupoty czasem opowiadają i pomyślę, że robię to samo, mogę spojrzeć na własny problem z innej perspektywy, wtedy stwierdzenie, że to i to nie jest normalne nie wydaje mi się już bzdurą wyssaną z palca, bo WIDZĘ, że takie zachowania są nienormalne. to trochę uspokaja. poza tym wielu ludzi chodzi do psychologa i może się podzielić tym,co na terapii usłyszeli, co też pomaga. pisze też wiele mądrych ludzi, których posty bardzo uspokajają i tłumaczą wiele rzeczy. a i w gównie czasem dobrze pogrzebać,wyżalić się ludziom, którzy problem rozumieją, bo w swoim otoczeniu, oprócz mojego chłopaka,nie mam osoby, której mogłabym o tym powiedzieć,bo zwyczajnie by tego nie zrozumieli,tak jak wy tutaj. popatrzyliby na mnie zdumieni, stwierdzili, że jestem na siłę z facetem, do którego nic nie czuję i pewnie poradziliby mi, żebym go zostawiła. a ja go nie zostawię,bo mi zależy, a słuchanie takich rzeczy wcale nie sprawia że czuję się lepiej. jeśli o mnie chodzi, byłam u psychologa parę razy. ale niekoniecznie byłam zadowolona z osoby,na którą trafiłam, poza tym to za dużo by mnie kosztowało,nie mogę sobie na to pozwolić. na razie postanowiłam, że postaram się jeszcze walczyć sama, a jeśli nie dam rady, poszukam pomocy :) a wiecie co jeszcze jest trochę przykre? że ten wątek jest traktowany lekceważąco. nie sądzę, żeby ktoś odpisał komuś,kto np. boi się, że zgwałci swoje dziecko czy wymorduje rodzinę, że faktycznie chce to zrobić i wykręca się nerwicą. takiej osobie każdy by powiedział, że jest chora i musi iść na terapię. a tutaj? osoba,która nie jest w temacie,która tego nie przeżywa, wchodząc na takie forum stwierdza, że wszyscy się oszukujemy i mówi nam to. w sumie może trochę was rozumiem,pewnie sama bym tak pomyślała. bo jak ktoś boi się, że jest pedofilem,widać że coś z nim nie tak, jak ktoś boi się, że nie kocha,faktycznie się odkochał i się oszukuje - jakie to proste,prawda? tylko dlaczego setki ludzi się rozstają, nawet jak trochę cierpią z tego powodu,ale jednak podejmują decyzję i się rozstają, a my nie możemy? potraktujcie nasz problem bardziej serio,bo my mamy problem. to są setki pytań,przeróżnych, tak jak pisałam. i to jest męczące i uprzykrza życie,wierzcie mi.
  25. linka, macie prawo pisać, piszcie zresztą akurat Ty nie napisałaś nic strasznego,nie zrobiło to jakoś na mnie wrażenia co chciałam Ci napisać: masz rację, pewnie nic by się nie stało. pocierpielibyśmy my, nasi partnerzy, a potem ułożyli sobie jakoś życie, zapomnieli - zgadzam się w 100%. tylko nie o to w tym temacie chodzi, przynajmniej ja tak to odbieram. chodzi o to, że to jest problem, realny, my sobie wymyślamy miliony bzdur, typu: pewnie zakocham się w koledze, pewnie jestem lesbijką, on nie czyta, a może potrzebuje faceta,który będzie na mnie wrzeszczał cały czas...itp itd. to nie jest kwestia (tzn. nie wiem czy u wszystkich,nie mogę tego stwierdzić,nie jestem psychologiem, ale tak mi się wydaje) faktycznego braku uczucia tyko czegoś innego. a od problemów nie należy uciekać, bo co z tego, że kiedyś zapomnę o moim chłopaku skoro z następnym i następnym prawdopodobnie będzie to samo? i cały czas mam uciekać? tak się nie da, trzeba nauczyć się kochać dojrzale. poza tym,kto wie czy zawsze byśmy trafiali na tak cudownych ludzi,którzy rozumieją i chcą nam pomóc? którzy to znoszą, nawet jak im ciężko? nie będę się wypowiadać w imieniu innych, ale ja właśnie mam taką osobę, o której pisałaś: która mnie rozumie, którą znam na wylot. i to nie sztuka uciec. a że wątek ciągnie się... no niestety ;/ ale staramy sie podnosić tu siebie nawzajem na duchu, poza tym dochodzą nowe osoby. a jednak czytanie innych, jak mają identyczne objawy i czasem widać wyraźnie, że to co piszą, nie jest normalne, bardzo podnosi na duchu :) to tak bez żadnego wyrzutu, chciałam wyjaśnić pozdrawiam! :)
×