Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Tarczycę zdecydowanie warto zbadać, czy to niedoczynnośc czy nadczynność? czy tam podobne cuś, to jest chyba pierwsza rzecz, o którą pytają lekarze, jak masz nerwice/fobie itp

 

Ja pewnie mam chorą, bo u mnie w rodzinie i mama i brat tak mają, ale to nie zmienia faktu, że można mieć zarówno chorą tarczycę jak i nerwicę zarazem - ja tak mam:D fobia plus tarczyca (pewnie, badania zrobię w tym tygodniu, ale raczej mam chorą).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

haha to dziś miało być, świrze :D wymigałam się niestety i zobowiązałam do poczęstunku/deseru w chacie, już po tej całej restauracji (akurat mam dobrą wymówkę - pracuję, tak - nawet w weekend się zdarza:)

 

Także jest ok, wrócili z obiadu, siedzimy teraz w salonie, przyznam się od razu, że wypiłam już kieliszek wina (u mnie to raczej by było niespotykane, że ja nic nie piję), ale jako, że pytałam lekarza, wszystko powinno być ok, i faktycznie - żadnych skutków ubocznych i innych pierdół nie ma. Ale też lek mam wrażenie, że jakiś kiepski, może potrzebuję silniejszego...nie wiem, po dwóch tygodniach dopiero będę mogła cokolwiek w tej sprawie powiedzieć.

 

Udało się przetrwać ten dzień... może w mało chwalebnym stylu, ale co tam....jakoś nikt nic nie mówił, mam dziś szczęście heh

 

Generalnie nie jest dobrze, schemat jak był tak się powtarza....mam nadzieję, że terapia zacznie mi się na dniach ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miś, pieseczek i prosiaczek to chyba najgorsze "czułe słówka" jakie słyszałam :P:P Prędzej bym sobie w łeb strzeliła niż tak kogoś nazwała :D

 

Z tą butelką wina to lekka przesada:p, ale fakt, lek ma zacząć działać dopiero po 2 tygodniach (najwcześniej) a tak naprawdę to po dwóch MIESIĄCACH, dżizas.

 

Pracę, póki co, mam taką, że od jakiegoś czasu mogę ją wykonywać w domu, różne godziny itp, także właściwie jak znalazł na moją "przypadłość". Ale w czerwcu powinnam pracę magisterską obronić i wtedy nie ma przebacz :)

Ale nigdy nie miałam żadnych lotów jak pracowałam w siedzibie firmy, zawsze największe loty to głupie żarcie podczas przerw itp, co niestety jest niemal integralną częścią naszego za*%@#%go życia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobranoc Adaś, buźka.

 

Ja mam giga doła, pewnie swoje trzy lampki wina (niby od 18, ale to może teraz inaczej działać) zrobiły swoje...

Z drugiej strony, skoro wszystko, co mogło pójść źle, poszło...może jest szansa, że będzie lepiej heh :(

 

Od tygodni staram się (egoistycznie :D) myśleć tylko o sobie, ale jest ciężko...coraz częściej wracam do teraźniejszości, do faceta, z którym się rozstałam po 5 latach..do całego tego shitu :/

 

Cyrk na kołach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hejhej

 

Dzisiejszy dzień kiepski, ale to ze względu na alko - za dużo (przynajmniej z lekiem 'sprawdzilam' i faktycznie nic się nie dzieje heh).

Także nic nie mogę powiedzieć jeśli o lek dziś chodzi, bo cokolwiek mnie bolało itp to wynik kaca giganta hah

 

Ale teraz czuję się już lepiej, generalnie nie odczuwam żebym brała jakiś lek (tfu tfu), tyle, że to dopiero trzeci dzień i po połówce leku biorę, od środy zaczynam brać całą tabletkę taaaakże zobaczymy jak na to zareaguje.

 

A Ty Adaś jak dziś żyjesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A meliska nie pomaga?

 

Kac może i powstał pod wpływem leku, ale nie ja jedna piłam i wszyscy czują się podobnie - pomieszałam alko, a tego zwykle nie robię.

 

Co do ostatniego pytania...odsyłam do wcześniejszego posta - "generalnie nie odczuwam żebym brała jakiś lek" ;)

(PS - Adaś widzę ma tupet haha)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie no luz;)

 

Po 3 lampkach były też drinki, pomieszałam i kapkę mnie to trzepnęło heh

 

Ja jak piłam melisę to i tak niewiele mi to w sumie dawało, może z wyjątkiem samej myśli, że skoro piłam, to powinno być lepiej:D No, ale powodzenia z dziurawcem życzę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich serdecznie!

Bardzo prosze o pomoc.

U mojej mamy 6 lat temu zdiagnozowano raka piersi, przeszla operacje i radioterapie, wszystko zakonczylo sie pomyslnie, dzisiaj jest juz zdrowa. Jednak podczas radioterapii zaczela miec objawy nerwicy - pojawily sie ataki paniki, utraty przytomnosci, dusznosci itp. Napierw myslalysmy, ze to obawy uboczne radioterapii, jednak bardzo szybko zaczela wogole nie wychodzic z domu. To wszystko trwa juz 6 lat. W miedzyczasie bywalo roznie - lepiej i gorzej. Bywalo tak, ze jakos sama egzystowala, robila sobie zakupy, zalatwiala normalne sprawy w urzedach. Nawet przez rok byla z kims zwiazana i objawy calkiem ustapily: kilka razy nawet byli za granica. Chodzila do psychologa przez kilka miesiecy, jednak zrezygnowala z leczenia poniewaz zle to znosila i bardzo przezywala kazda wizyte.

Obecnie mija rok odkad nie wyszla z mieszkania. Wszystkie sprawy zalatwiam ja, robie tez zakupy, chociaz nie mieszkamy razem. Mama mieszka sama. Ostatnio odkryla zakupy przez internet, ktore przywoza jej do domu, ale dzisiaj miala taki atak paniki, ze nie byla w stanie panom otworzyc drzwi, musialam isc do niej by wpuscic tych facetow i im zaplacic.

Oprocz atakow paniki ma tez ciagle problemy z zoladkiem.

Mama jest tlumaczem i pracuje w domu, co nie zmusza jej do jakichkolwiek wyjsc.

Nie chce sie leczyc.

Nie chce zazywac lekow, bo boi sie, ze sie uzalezni.

 

 

Mam dwa pytania:

 

Czy ja jestem w stanie jakos na nia wplynac by poszla do lekarza? Jesli tak, to jak mam z nia na ten temat rozmawiac? Dzwonilam kiedys do Centrum Terapii Nerwic na ul. Lenartowicza i pytalam czy moge przyjsc by ktos mi to powiedzial, ale pani mnie poinformowala, ze mama musi przyjsc sama. Jesli nie, to jak mam sie zachowywac wobec niej? Byc moze to, ze we wszystkim ja wyreczam utrwala w niej te chorobe...

Dodam, ze wlasciwie nie wiem, czemu ona nie chce sie leczyc. Zawsze ma tysiac wymowek: ze ma te objawy z przemeczenia, ze brzuch ja boli bo sie czyms zatrula (juz rok sie czyms codziennie podtruwa ;/ ), ze ona wie, ze to przez chorobe...

 

Zdaje sobie sprawe z tego, ze relacja miedzy nami jest bardzo toksyczna, poniewaz nie dosc, ze jestem na kazde jej zawolanie bo inaczej sie obraza, to jeszcze wyladowuje sie na mnie i bywa bardzo nieprzyjemna. Ale wiem tez, ze bardzo sie z tym meczy i chcialabym jej jakos pomoc, bo nie wyobrazam sobie, ze osoba, ktora 5 razy byla w Indiach reszte zycia spedzi w 20 m kw.

 

Moje drugie pytanie brzmi:

Czy, jesli uda mi sie ja jakos namowic na leczenie, istnieje mozliwosc by lekarz (oczywiscie odplatnie) przyszedl do niej do domu? Ona w tej chwili nie jest w stanie nawet isc do lekarza. Jesli tak, to jak sie to zalatwia? I jaki jest koszt takiej wizyty?

I czy ktos moglby polecic jakiegos dobrego lekarza w Krakowie?

 

Troche sie rozpisalam, ale ten problem jest juz bardzo powazny. Jestem z mama sama, wychowywalam sie bez ojca i nie ma nikogo innego kto by sie ta sprawa przejmowal.

 

Z gory dziekuje za pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kimini twój problem nie jest ze tak powiem mi obcy, sam mam matkę która cierpi na nerwice lękową, teraz z wiekiem jej to mija ale był taki okres że nie wychodziła kompletnie nigdzie a ja oprócz wyręczania nie potrafiłem jej pomóc, a przede wszystkim dlatego że byłem jeszcze bezradnym dzieciakiem. Też cierpiała na żołądek, nawet smieci nie mogła wynieść i do tego oprócz mnie nie miała nikogo, i zawsze jej pomagałem i podobnie jak ty wyręczałem we wszystkim, bo jakże by można było inaczej.

Na pewno wiem że jest możliwość aby przyszedł lekarz do domu, do mojej mamy też przychodził ale leków też nigdy nie chciała brać, tak naprawdę to bała się. Trudno jest mi napisac co może pomóc bo mojej matulce niewiele pomagało, jedynie łóżko i książka, wyciągneło ją z nerwicy nie lekarze ani prochy tylko poznała mężczyznę i do tego niewidomego nad którym trzeba było sprawować opiekę od tamtej pory jak ręką odjął przeszło jej ale kiedy ten człowiek zmarł wróciło ponownie i ma do dziś, może już nie z taką siłą ale ma.

Nie wiem czy ci w czymkolwiek pomogłem ale chciałem to po prostu napisać. Pozdrawiam i bądź dzielna! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Kimini!

Mama przezyła traumę, czyli walkę z poważna chorobą, na którą ludzie umierają... to oczywiście spowodowało u Niej nerwicę lękowa... u mnie też strach przed chorobą (nie na tyle powazną, bo padaczką, która notabene została źle zdiagnozowna) spowodował lęki...

Co do Twojej Mamy... nie wiem skąd jesteś, ale w Poznaniu lekarze jeżdżą do pacjentów i psychiatrzy i psychoterapeuci...

generalnie powinna zacząć brać tabletki, po tygodniu - dwóch lęk znacznie się zmniejszy... mówię o antydepresantach.. bo inne typu relanium uzależniają... antydepresanty też są specyficzne, ja tez sie ich bałam, wie gdy zniknął lęk poczułam się wyzwolona:)

Ech, trudno tak radzić co można zrobić... cięzka sprawa, możesz spróbować drogą delikatnej persfazji... można też mniej delikatnie... powiedzieć, że masz ważne sprawy i nie możesz w danym dniu przynieść zakupów... ale to może przynieśc różny skutek... może bardzo szczera, szczera do bólu rozmowa Twoja z NIą?

POwiedz, ze Ty też cierpisz, że bardzo chcesz by wreszcie zaczęłą normalnie żyć, a nie wegetować.... a może skoro siedzi przed internetem, pokaż jej nasze forum... jak zobaczy ile osób cierpi podobnie jak ona i wychodzi z tego to też zapragnie się leczyć?!

Trzymam kciuki!

Katarzynka35

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź. Czasem wydaje mi się, że sytuacja jest beznadziejna. Moja mama nie ma motywacji by się leczyć. Próbowałam już wszystkiego: wychodziłam z nią codziennie na spacery, coraz dłuższe i dłuższe (trochę pomagało), nawet namówiłam ją, by zapisała się na zaoczne studia, o czym zawsze marzyła. Skończyło się to tym, że tydzień przed sesją biegałam po sekretariatach by wyrobić jej indeks i umawiać na egzaminy, zwalniałam się z pracy by z nią na nie chodzić, pozdawała wszystko na piątki, by...do ostatniego egzaminu nie podejść. Jak chodziła do psychologa to co tydzień z nią tam jeździłam, miesiącami. Poświęciłam naprawdę dużo swojego czasu i emocji by jej pomóc, do dzisiaj całe moje życie jest podporządkowane jej chorobie, np. nie mogę wyjechać z miasta na dłużej niż trzy dni.

Natomiast dobija mnie to, że ona nie chce się leczyć. Mogę poświęcić jeszcze bardzo dużo, ale w imię czegoś, w imię tego, że ona coś z tym robi a nie tylko wymaga, że mam się nią zajmować bo ona jest chora (czyli nie musi robić nic ze sobą). Jak ostatnio podjęłam temat leczenia to dowiedziałam się, że może to moja wina, że ona jest chora, bo przysparzam jej tyle zmartwień, i że może w końcu zaakceptuję to, że ona się nie będzie leczyć. Wiem, że to nie jest tak do końca, że ona chciałaby żyć jak kiedyś, tylko ja myślę, że ona boi się psychoterapii, bo czasem nie jest ona miła i słyszymy rzeczy, których nie chcemy wiedzieć.

Oczywiście, że poznanie kogoś byłoby świetną motywacją. Ale w grę wchodzi chyba tylko listonosz i pan z gazowni, bo przecież nie pozna nikogo nie wychodząc z domu. Faceci, których poznała przez internet chcą do niej przyjechać, ale ona tego nie chce bo się boi.

Mi się wydaje, że problem polega też na tym, że ona nie do końca zaakceptowała to, że jest chora. Stąd tysiąc wymówek: boli mnie brzuch bo serek był nieświeży, miałam atak paniki bo jestem przemęczona. O chorobie nie wie nikt z jej przyjaciół, bo ona się wstydzi tego, że jest chora. I jest ciągle zła na siebie, że jej "odbija" - jak sama mówi.

A forum pokazałam jej już dawno...przejrzała, ale nie zainteresowała się, bo stwierdziła, że tu są sami młodzi ludzie a nie tacy w jej wieku (49 lat), więc to jest inny problem.

Czasem sobie myślę, że do końca życia będziemy tak siedzieć z tym we dwie, aż znajdą nas, nadjedzone przez owczarki alzackie czy coś w tym stylu.

A propos - proponowałam jej kupno psa - chciałam, żeby przestała myśleć o swoim samopoczuciu i zajęła się czymś, zaopiekowała, nie chciała...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hehe, wróciłam niedawno do domu, miałam sprawę do załatwienia na uczelni.

 

Dzień mija dobrze, spokojnie...lek biorę, skutków ubocznych nie odczuwam...ale tych leczących też nie :D Jeszcze za wcześnie, a ja niecierpliwa jestem, więc ostatnio nastrój kieeeepski, odkąd jestem legalnym, oficjalnym świrem (z papierami u psychiatry) to jakoś tak dziwnie się czuję, zwracam uwagę na każdy swój ruch itp, czy toto się czasem nie "rozprzestrzenia" a może już powoli odchodzi..Motywacja do nauki zerowa, jak dotąd, ale od jutra nie ma przebacz - biorę się, bo inaczej będzie lipa. Czas przestać myśleć o głupotach i wziąć się do roboty - a to swoją drogą też powinno pomóc, bo inaczej człowiek w jakieś większe schizy sam się wpędza.

 

Jutro biorę już całą tabletkę, zobaczymy, czy coś się zmieni. Chcę już na terapię, pogadać sobie...no, ale to jeszcze trochę wody upłynie..A no i na śmierć zapomniałam o badaniach, które mam zrobić -powinnam pójść jutro, ale perspektywa usłyszenia, że oprócz znajomego gwna mam jeszcze chorą tarczycę i być może cukrzycę (jest u mnie w rodzinie,kiedyś mnie lekarz ostrzegł, że mogę mieć i odtąd nie byłam na badaniach, bo nie chce jeszcze tego haha) jest po prostu fantastyczna =D

 

A co u Ciebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie z tego względu zaczęłam leczenie prywatnie, tyle, że na własną rękę - to co zarabiam, idzie teraz i będzie szło na leki, psychiatrów itp heh mózg paruje jak przeliczyłam ile kasy na to pójdzie, ale cóż.....przynajmniej mam możliwość pójścia do prywatnego lekarza. A Twoja mama, wiedząc, że jesteś 'chory', nie może dać Ci pieniędzy na chociaż parę spotkań prywatnie?

 

Ja zauważyłam taką dziwną tendencje, że im więcej czytam to forum, tym coraz głupsze myśli mi do głowy przychodzą (bez obrazy dla piszących oczywiście heh)...Przede wszystkim omijam wątki o atakach, jak wyglądają i gdzie występują, mam wrażenie, że potem sama o tym częściej myślę i nie daj boże jeszcze jakieś kolejne akcje sobie sama uroję heh Tak coś czuję, że zdrowa osoba czytając tu dokładnie co i jak mogłaby osiwieć (chociaż raczej umarłaby ze śmiechu) i ja chyba wolę nie eksperymentować z tym, jak moja chora głowa odpowie na wszystkie bolączki tego forum=) Trudno mi to sprecyzować, ale coś w ten deseń właśnie czuję. Trochę to egoistyczne, skoro sama piszę o sobie i o tym jak ja się czuję....no nie wiem, to może do tego wszystkiego jeszcze wielka egoistka ze mnie heh:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie no, nie wydaje mi się, żeby oddział dzienny na Sobieskiego był jedynym skutecznym rozwiązaniem...Terapie indywidualne prowadzi się na ogół właśnie raz w tygodniu, ważne chyba najpierw spróbować i zobaczyć czy i jak na Ciebie to działa. Ale fakt, kwestia finansowa jest dość znacząca.

 

Leki nie są wyjściem, oczywiście, że nie, na pewno nie jedynym, ale ja jestem zdania, że jak mogą trochę pomóc, to super, reszta i tak do wypracowania na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz no, tego Ci nie powiem, bo ja nie psycholog;) natomiast też mam podobnie - fatalna koncentracja oraz mobilizacja do działania (głównie chodzi o uniwerek, a to taki rok, że powinnam po prostu skończyć co zaczęłam, a jest zajebiście ciężko). I to właśnie chyba myśl o tym co mają/robią czy też potrafią osiągnąć moi rówieśnicy popycha mnie do przodu - póki co popchnęła do tego, żeby wreszcie pójść do lekarza, inaczej sobie nie poradzę a nie chcę żeby było gorzej (bo bez leczenia nerwica i fobią się rozprzestrzenia, przynajmniej u mnie, z czasem coraz więcej rzeczy, które wcześniej miałaś/miałeś pod kontrolą, staje się dla Ciebie czymś, w czym również jakieś tam zagrożenie widzisz).

I taki właśnie nastrój jaki opisałeś wyżej może być związany z początkami depresji (może, NIE musi), ale u siebie coś takiego zauważyłam, coraz więcej negatywnych emocji, smutku, braku chęci do działania itp - to jest coś, co bardzo często w tej chorobie występuje, dlatego leczy się ją antydepresantami (jeżeli o leki chodzi) - problemy zaczynają człowieka zjadać i jak nie podejmie leczenia (jakiegokolwiek), to w końcu wstawanie z łóżka jest dla niego problemem (mam w rodzinie dalszej osobę z giga depresją - dla niej wyjście do jej własnego ogródka jest rzeczą wręcz niewyobrażalną, wstanie z łóżka jest sukcesem..). I to wszystko sprawia, że człowiek boi się, żeby jego życie się tak nie ułożyło - pierwszy krok leczenie, terapia, rozmowa i sukcesywna zmiana podejścia do siebie i innych.

 

Jeżeli uważasz, że psycholog Ci nie pomaga i nie czujesz się lepiej po wizytach u niego, to warto zmienić, pójść do innego - takie terapie mają człowieka podnosić na duchu itp, powinieneś coś pozytywnego z nich wynosić. Nie ma wyjścia, albo męczenie się z psychologiem, który zupełnie Ci nie odpowiada, ale szukanie innego, w którym wreszcie może wyczujesz jakiś tam "autorytet", to coś, co sprawi, że będziesz chciał go słuchać, bo wreszcie będzie miało to dla Ciebie jakiś sens..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Jestem sobie chlopak, mam 21 lat:)

Postanowilem na tym forum opisac swoje zycie, bo jest ono mocno powiazane (teraz juz mniej) z nerwica. Szukam rad, odpowiedzi, pociechy. Poza tym chce pomoc tym ktorzy przy okazji nerwicy maja depreche. Mozna wszystko, gdy sie chce!

Let's start!

Jako dziecko pamietam, ze czesto bylem porownywany z moim 2 lata mlodszym bratem, zazwyczaj na moja niekozysc niestety. Juz wtedy czasami czulem sie nieco gorszy, choc jeszcze tego nie rozumialem. Nigdy nie bylem bojazliwy, no moze czasami, jak to dziecko, ale tak naprawde to bylem dosc odwazny - nie balem sie jak brat strazy pozarnej:D.Poza tym bardzo lubialem byc poza domem - kilka nocy u ciotki, znajomych, gdziestam. Dzis boje sie nawet jejsc w miejscach publ., lub u znajomych.

Tak sobie mijaly lata, uczniem bylem dosc dobrym, az przyszedl wiek dorastania. Zaczne od tego, ze moj ojciec jest moze nieco perfekcjonista, moze...niewiem co, ale w kazdym razie czesto slyszalem "jestes beznadziejny". Po pewnym czasie sam zaczolem sie naprawde za takiego uwarzac. Bardzo czesto popelnialem glupie bledy, wynikajace z jakiegos zamyslenia, marzycielstwa. Gdy juz popelnilem blad to sam sie za niego bardzo karałem.

Wazne jest tez to, ze zaczolem wtedy uciekac w swiat marzen. Tylko w swoich marzeniach moglem byc kims, bo w prawdziwym zyciu bylem nikim.

Pozniej przyszla szkola srednia, jakos czas mijał. Pewnego dnia sie zakochalem. Bardzo. No ale ona nie chciala mnie, co wiecej po pewnym czasie zaczalem ja dosc czesto widywac z jej chlopakiem, co bylo gwozdziem do trumny, ktora sam sobie zbijałem.

Pamietam te wieczory, kiedy właczalem MY DYING BRIDE (black metal, jak nie znacie, gra mocno "dolujaca" muzyke) siedzialem przed kompem albo przy magnetogfonie i dolowalem sie...co raz mocniej. Dopiero, gdy juz sobie pozadnie nawrzucalem, to czulem ulge, wlasciwie zadowolenie, ze zrobilem tak jak byc powinno, bo zasluguje na to.

Kolejna sprawa byla ucieczka do jezusa. Modlilem sie duzo, prawie co dzien koronka do milosierdzia bozego, spowiedz srednio co 2 tygodnie. Zawsze myslalem, ze z jezusem jakos bedzie, chocby nie wiem co, to on mnie umacnia i sobie poradze. Jak sie okazalo byla to zludna wiara.

Mature zdalem tak sobie, nie chcialem isc na "techniczne studia", wlasciwie wybralem kierunek pedagogiczny, ale nie poszedlem na niego. Jakos tak postanowilem podniesc sie wtedy z niskiej samooceny i katastrofalnych wizji swiata i zdac raz jeszcze mature, lepiej.

Przez rok siedzialem w domu, chodzilem na korki z jezykow, chcialem isc na psychologie.

ALE POJAWILA SIE ONA - nerwica:)

Wlasciwie balem sie juz wczesniej roznych zeczy, ale jeszcze nie potrafilem tego nazwac. Zaczelo sie pewego wieczora, gdy moja pierwsza milosc napisala mi ze sie rozstala z chlopakiem. Zaczolem ja pocieszac, przejmowac sie. I zaczelo mi szybciej serce bic, bo pomyslelem sobie ze moze ona chce byc ze mna. Tylko ze ja juz nie bardzo chcialem. tak sie zaczelo.

Kilka wieczorow pozniej, juz nie moglem jejsc z nerwow. Polozylem sie spac. Rano obudzilem sie kolo 5, poszedlem do ubikacji. Wymiotowalem. Przez caly dzien nic nie zjadlem, balem sie sam zostac w domu, poszedlem do babci. Po poludniu przyznalem sie wreszcie co mi jest, zwlaszcza ze caly czas mialem podwyzszone tetno, a od czasu do czasu serce walilo kolo 120, czasem 140 ud/min. Poszedlem do lekarza, dostalem jakies slabe leki uspokajajace i porade by isc od psychologa.

Przez 3 dni wlasciwie nic nie jadlem, ciagle sie balem, wymiotowalem. A balem sie wszystkiego, a najbardziej przerazala mnie wizja przyszlosci, tego ze jestem taki beznadziejny, ze sobie nie poradze. Balem sie ludzi, ze sie smiac beda ze mnie, balem sie dziewczyn.

Pozniej zaczely sie wizyty u psychologa, dowiedzialem sie co mi jest, dlaczego.

I CO TERAZ?

Pisze to juz z perspektywy roku czasu. Studiuje, dosc czesto mam rano problemy z jedzeniem, (najgorsze byly poczaki roku, gdy nikogo nie znalem, nerwy puszczaly dopiero gdy zaczynaly sie zajecia i myslalem o czym innym).

Nie mam dziewczyny, po 1 nie potrafie jej "zdobyc", po 2 boje sie ze mnie wysmieje, ze wroci to co bylo kiedys z moja 1 miloscia, po 3 chcialbym znalesc kogos kto mnie zrozumie, a o takich ludzi ciezko. Bo przeciez dla zwyklych ludzi jestesmy tchorzami, tymi co sie wiecznie wszystkiego boja.

Ale jest dobrze. Prawde mowiac nigdy nie bylem tak szczesliwy jak teraz, pomimo jeszcze trwajacej nerwicy. Poradzilem sobie w wiekszosci z niska samoocena, z wieloma lękami sobie jakos daje rady.

ODEMNIE DLA CIEBIE:) (SKORO TU JESYES, TO WIESZ CO TO NERWICA)

*Jestes niepowtarzalny! prawdopodobienstow obliczone przez naukowcow, ze ta sama para wyda takie samo dziecko jest jak 1 do kilkunastu miliardow (nie pamietam dokladnie, wiec nie napisze)

*Mysle, ze najwazniejsze w deprechce i nerwicy sa: 1. znalesc cel w zyciu, 2. Nie myslec o tym co zle, starac sie byc opytmista, 3. Pozytywnie sie afirmowac - powtarzac sobie cos, w co naprawde wierzymy - np: "przeciez madry jestem" 4. nie kryc sie ze swoja choroba - mozg, tak samo jak serce, nerka, pluco jest narzadem, ktory moze chorowac i w "naszym" przypadku to robi. Leczmy go, nie kryjmy sie z choroba. 5. szukac wiedzy na temat, starac sie zrozumiec samego siebie. 6. Probowales sie kiedys przytulic do siebie samego? sproboj, jak nikt widzial nie bedzie, np. w nocy. Zrob pozycje embrionalna, przytul sie do siebie. Powiedz sobie wowczas "w sumie to fajny jestem" 7. Nie zwracac uwagi na swoje wady - ktore sie da poprawic, to poprawic, a ktore nie, to zostawic. Zamiast tego szukac swoich zalet. A kazdy jakies ma. Ja jestem na przyklad fajny i madry. 8. Sluchac optymistycznej muzyki, otaczac sie dobrymi ludzmi, optymistami. 9. Jesli chcialbys/abys sie do kogos przytulic, a nie masz do kogo, to sobie wyobraz mnie i sie przytul. Tez nie mam sie do kogo przytulic. ALe mam siebie przynajmniej:) 10. Damy rade. Bedziemy wolni. juz niedlugo. cierpliwosci.

 

konczac swoje wylewne mysli, chce jeszcze o cos zapytac. Mianowicie, czy macie tak ze odplywacie swoimi myslami gdziestam? Kiedy, jak czesto? zawsze? Bo ja sie tego boje. Ze kidys popelnie jakis glupi blad, np jadac samochodem rozwale czlowieka, z zamyslenia.

Macie jakies rady?

 

Lubie was, zakochajcie sie i wy w samych sobie:)

Mile widziane odpowiedzi do watku, nawet w stylu " jestem ...., tez cie lubie, jestem po twojej stronie, damy rade"

Pozdrawiam wszytkich ktorzy walcza z choroba i tych co czasem sie poddaja, ale wstaja na nowo, by odmienic swoj swiat.

Wasz neurotyk - gagatek:)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem, bardzo podoba mi sie to, ze napisales to co napisales:) szkoda, ze na różowo, bo oczy mnie bola od czytania tego:p wiele moich problemów jest podobnych... cos dziwnego sie ze mna dzieje, jestem w liceum i nie wiem jak sobie dalej poradze, ale jestem i tez cie lubie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×