Skocz do zawartości
Nerwica.com

kimini

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia kimini

  1. Dziękuję za odpowiedź. Czasem wydaje mi się, że sytuacja jest beznadziejna. Moja mama nie ma motywacji by się leczyć. Próbowałam już wszystkiego: wychodziłam z nią codziennie na spacery, coraz dłuższe i dłuższe (trochę pomagało), nawet namówiłam ją, by zapisała się na zaoczne studia, o czym zawsze marzyła. Skończyło się to tym, że tydzień przed sesją biegałam po sekretariatach by wyrobić jej indeks i umawiać na egzaminy, zwalniałam się z pracy by z nią na nie chodzić, pozdawała wszystko na piątki, by...do ostatniego egzaminu nie podejść. Jak chodziła do psychologa to co tydzień z nią tam jeździłam, miesiącami. Poświęciłam naprawdę dużo swojego czasu i emocji by jej pomóc, do dzisiaj całe moje życie jest podporządkowane jej chorobie, np. nie mogę wyjechać z miasta na dłużej niż trzy dni. Natomiast dobija mnie to, że ona nie chce się leczyć. Mogę poświęcić jeszcze bardzo dużo, ale w imię czegoś, w imię tego, że ona coś z tym robi a nie tylko wymaga, że mam się nią zajmować bo ona jest chora (czyli nie musi robić nic ze sobą). Jak ostatnio podjęłam temat leczenia to dowiedziałam się, że może to moja wina, że ona jest chora, bo przysparzam jej tyle zmartwień, i że może w końcu zaakceptuję to, że ona się nie będzie leczyć. Wiem, że to nie jest tak do końca, że ona chciałaby żyć jak kiedyś, tylko ja myślę, że ona boi się psychoterapii, bo czasem nie jest ona miła i słyszymy rzeczy, których nie chcemy wiedzieć. Oczywiście, że poznanie kogoś byłoby świetną motywacją. Ale w grę wchodzi chyba tylko listonosz i pan z gazowni, bo przecież nie pozna nikogo nie wychodząc z domu. Faceci, których poznała przez internet chcą do niej przyjechać, ale ona tego nie chce bo się boi. Mi się wydaje, że problem polega też na tym, że ona nie do końca zaakceptowała to, że jest chora. Stąd tysiąc wymówek: boli mnie brzuch bo serek był nieświeży, miałam atak paniki bo jestem przemęczona. O chorobie nie wie nikt z jej przyjaciół, bo ona się wstydzi tego, że jest chora. I jest ciągle zła na siebie, że jej "odbija" - jak sama mówi. A forum pokazałam jej już dawno...przejrzała, ale nie zainteresowała się, bo stwierdziła, że tu są sami młodzi ludzie a nie tacy w jej wieku (49 lat), więc to jest inny problem. Czasem sobie myślę, że do końca życia będziemy tak siedzieć z tym we dwie, aż znajdą nas, nadjedzone przez owczarki alzackie czy coś w tym stylu. A propos - proponowałam jej kupno psa - chciałam, żeby przestała myśleć o swoim samopoczuciu i zajęła się czymś, zaopiekowała, nie chciała...
  2. Witam wszystkich serdecznie! Bardzo prosze o pomoc. U mojej mamy 6 lat temu zdiagnozowano raka piersi, przeszla operacje i radioterapie, wszystko zakonczylo sie pomyslnie, dzisiaj jest juz zdrowa. Jednak podczas radioterapii zaczela miec objawy nerwicy - pojawily sie ataki paniki, utraty przytomnosci, dusznosci itp. Napierw myslalysmy, ze to obawy uboczne radioterapii, jednak bardzo szybko zaczela wogole nie wychodzic z domu. To wszystko trwa juz 6 lat. W miedzyczasie bywalo roznie - lepiej i gorzej. Bywalo tak, ze jakos sama egzystowala, robila sobie zakupy, zalatwiala normalne sprawy w urzedach. Nawet przez rok byla z kims zwiazana i objawy calkiem ustapily: kilka razy nawet byli za granica. Chodzila do psychologa przez kilka miesiecy, jednak zrezygnowala z leczenia poniewaz zle to znosila i bardzo przezywala kazda wizyte. Obecnie mija rok odkad nie wyszla z mieszkania. Wszystkie sprawy zalatwiam ja, robie tez zakupy, chociaz nie mieszkamy razem. Mama mieszka sama. Ostatnio odkryla zakupy przez internet, ktore przywoza jej do domu, ale dzisiaj miala taki atak paniki, ze nie byla w stanie panom otworzyc drzwi, musialam isc do niej by wpuscic tych facetow i im zaplacic. Oprocz atakow paniki ma tez ciagle problemy z zoladkiem. Mama jest tlumaczem i pracuje w domu, co nie zmusza jej do jakichkolwiek wyjsc. Nie chce sie leczyc. Nie chce zazywac lekow, bo boi sie, ze sie uzalezni. Mam dwa pytania: Czy ja jestem w stanie jakos na nia wplynac by poszla do lekarza? Jesli tak, to jak mam z nia na ten temat rozmawiac? Dzwonilam kiedys do Centrum Terapii Nerwic na ul. Lenartowicza i pytalam czy moge przyjsc by ktos mi to powiedzial, ale pani mnie poinformowala, ze mama musi przyjsc sama. Jesli nie, to jak mam sie zachowywac wobec niej? Byc moze to, ze we wszystkim ja wyreczam utrwala w niej te chorobe... Dodam, ze wlasciwie nie wiem, czemu ona nie chce sie leczyc. Zawsze ma tysiac wymowek: ze ma te objawy z przemeczenia, ze brzuch ja boli bo sie czyms zatrula (juz rok sie czyms codziennie podtruwa ;/ ), ze ona wie, ze to przez chorobe... Zdaje sobie sprawe z tego, ze relacja miedzy nami jest bardzo toksyczna, poniewaz nie dosc, ze jestem na kazde jej zawolanie bo inaczej sie obraza, to jeszcze wyladowuje sie na mnie i bywa bardzo nieprzyjemna. Ale wiem tez, ze bardzo sie z tym meczy i chcialabym jej jakos pomoc, bo nie wyobrazam sobie, ze osoba, ktora 5 razy byla w Indiach reszte zycia spedzi w 20 m kw. Moje drugie pytanie brzmi: Czy, jesli uda mi sie ja jakos namowic na leczenie, istnieje mozliwosc by lekarz (oczywiscie odplatnie) przyszedl do niej do domu? Ona w tej chwili nie jest w stanie nawet isc do lekarza. Jesli tak, to jak sie to zalatwia? I jaki jest koszt takiej wizyty? I czy ktos moglby polecic jakiegos dobrego lekarza w Krakowie? Troche sie rozpisalam, ale ten problem jest juz bardzo powazny. Jestem z mama sama, wychowywalam sie bez ojca i nie ma nikogo innego kto by sie ta sprawa przejmowal. Z gory dziekuje za pomoc.
×