Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja depresja/historia/objawy


neurosis78

Rekomendowane odpowiedzi

Mój pierwszy post. Właściwie nie wiem, co chcę napisać.

 

Pozornie wszystko jest ok - ten Ktoś, paru świetnych znajomych i.. no własnie. nic więcej. Ale po kolei.

Prawie dwa lata temu skończyłam studia. Szybko udało mi się znaleźć fajną robotę (szkoła - może to nieco dziwne, ale naprawdę polubiłam tą robotę). Wszystko było ok przez rok szkolny. Niestety - umowa na czas określony, ale miałam obiecaną robotę od września. Parę dni przez początkiem nowego roku okazało się, że jednak nic z tego. Od tego czasu siedzę w domu.

I tu zaczyna się problem - nie mogę znaleźć pracy. Niby wykształcenie ok (studia + podyplomówka), ze mną też niby wszystko ok - nigdy nie miałam problemów z nauką, ale kujonem nie byłam, więc nawet myślałam o sobie, że jestem inteligentna. A tu nic - pracy niet. Coraz częściej zaczynam myśleć o sobie jako beznadziejnej, niedającej się do niczego osobie. Zresztą - nie bardzo wiem, co mogłabym robić - poza pracą w szkole (uwielbiam kontakt z dzieciakami / młodzieżą).

Do tego dochodzi sytuacja w domu - zero wsparcia ze strony rodziców. wprost przeciwnie - ciągle słyszę, że jestem beznadziejna, że jestem idiotką, że jestem gruba (fakt - szczupła to ja nie jestem, puszysta raczej, ale... polubiłam siebie własnie taką), że do niczego się nie nadaję. Przynajmniej raz w tygodniu dochodzi do awantury - zawsze zaczyna się od tematu pracy (m.in. że jakoś inni mogą znaleźć pracę, a ja nie), zaczyna się wypominanie mi "lat nauki", że źle wybrałam kierunek studiów. Ostatnio matka uznała, że niepotrzebnie "pozwoliła mi iść pracować w szkole". Dodatkowo mam wrażenie, że rodzina nie traktuje poważnie moich pragnień - planuję w najbliższym czasie przeprowadzić się do Ktosia (mieszka na drugim końcu Polski), o czym doskonale wiedzą, co nie przeszkadza im kazać szukać lub wręcz szukać (w sensie przez wszystkich możliwych znajomych) stałej pracy tutaj (usłyszałam już zarzut, w rodzaju "to my ci tu pracę znajdziemy a ty ją rzucisz, tak?"). Do tego ciągłe kontrole - gdzie idziesz, co robisz na kompie, z kim gadasz. Zero wolności - w moim odczuciu.

Boję się ludzi, boję się rozmów z nimi (mam wrażenie, że to wynika z sytuacji w domu - tu co jakiś czas jestem wyśmiewana z powodu tego, co mówię) - to pewnie też wpływa na to, że nie mogę znaleźć pracy - rozkładam się na rozmowach (o ile już ktoś mnie na nie zaprosi...), często wręcz paraliżuje mnie strach przed wykonaniem telefonu (vide ogłoszenia w gazetach).

rodzice uważają, że nie znajduję pracy, bo mi się nie chce pracować. a ja chętnie bym poszła do pracy, ale zwyczajnie się boję - rozmowy, nowego. Ludzi się boję.

Chyba nie wiem, jak sobie z tym radzić.

 

Edit - dodane zdanie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pepper cześć,chyba dasz radę przeczekać.może to minie,moze to tylko pierwsza reakcja na leki.ja po nowym leku miałam taki odlot,że nie wiedziałam gdzie jestem,ale to mineło(nawet szkoda,bo fajnie się latało).poczekaj co powie lekarz.pozdro :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

assassin witaj! moja rada będzie krótka-spakuj zabawki i szybko do Ktosia :!: Nowe miejsce,nowe wyzwanie,będziesz zdana na siebie i to da Ci siłę.Wydaje się,że to właśnie rodzice podcinają Ci skrzydła.Osoba tak sympatyczna,z poczuciem humoru,wykształcona jak Ty na pewno da sobie radę.Odetnij pępowinę i od razu poczujesz się lepiej.Trzymam kciuki :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może teraz wyjdzie, że marudzę, ale co tam :P

Nowe miejsce,nowe wyzwanie,będziesz zdana na siebie i to da Ci siłę.

Właśnie tego się tez boję. Że będzie to samo, że nie dam sobie rady, że z pracą będzie to, co tutaj.

Ale już sobie po cichu zaczynam postanawiać - najpóźniej we wrześniu. Jak nie wymarzona szkoła, to w ostateczności jakiś supermarket, cokolwiek, byle na początek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie tego się tez boję

znam te lęki.Miałam to samo.Najpierw trzymałam się kurczowo faceta,który mi zmarnował życie.Też myślałam,że nie dam sobie rady.To on mi przez osiem lat wmawiał,że jestem do niczego.To doprowadziło do ciężkiej depresji.Uwolniłam się od niego dzięki pracy nad sobą,lekom i mojej rodzinie.Zostałam sama z dzieckiem,bez pracy(nauczycielka).Najpierw było uczucie pustki.Już się nie bałam,wszystko było mi obojętne.Ale potem stopniowo nabierałam powietrza,poczulam się wolna.Potem byla kolejna trudna decyzja-wyjazd do Niemiec.Bez języka,bez stałej pracy,inny kraj.Ale wtedy pomyślałam sobie,że właściwie nic nie mam do stracenia.W Polsce też nie miałam pracy i niczego własnego oprócz dziecka.Też bałam się dzwonić gdy widziałam ogloszenia,bałam się rozmów wstępnych itd.No i postanowiłam wyjechać.Pomyslałam sobie co będzie to będzie,ale przynajmniej będę mogła spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć-spróbowałam.I wiesz co?Daję radę.Nie będę opowiadać bajek,że jest cudownie.Borykam się z wieloma problemami.Nie mogę przyswoić języka w stopniu mnie zadowalającym,mam problemy z załatwieniem spraw urzedowych,tęsknię za rodziną i przyjaciółmi,tylko ja wiem ile kosztuje mnie codzienna walka o siebie,ale mam kochającego męża(Niemca),pracę,córkę i to są moje sukcesy.

Ty też nie masz nic do stracenia.Spróbuj!Świat się nie zawali,jak się potkniesz,to znów się podniesiesz,ale będziesz wiedziała,że dałaś sobie szansę.Jeśli masz Ktosia,to już jest punkt zaczepienia.Jesteś w lepszej sytuacji niż ja na początku.Wierzę,że dasz radę :smile: Podejmij tą decyzję.Nic nie stracisz,a zyskać możesz wiele.Trzymam kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem z reguly bardzo pozytywna, towarzyska osoba. Otwarta na nowosci nie obawiajaca sie przyszlosci. Ale to chyba powinnam pisac w czasie przeszlym, bo teraz czuje strach, (nawet teraz plyna mi lzy)zalamanie. Dzis po raz pierwszy zaczelam szukac czegos o depresji a z tym zamiarem nosze sie od okolo dwoch miesiecy, staralam sie sama oszukac siebie ze wszystko jest w porzadku a niestety nie jest. :( Nie wiem nawet czy to depresja.

3 i pol roku temu, po skonczeniu studiow wyjechalam do Anglii. Pierwszy miesiac byl trudny ale dalam rade, :D zreszta nie w tym problem. W Anglii szybko sie odnalazlam tutaj jest moja przyjaciolka od 20 lat(wole o niej mowic siostra), mam swietna prace w swoim zawodzie i myslalam ze zlapalam "Pana Boga" za nogi. Mieszkalismy razem dwa lata, naprawde sie zakochalam, planowalismy rodzine(a moze ja planowalam a on przytakiwal). Slub mial byc teraz w czerwcu wiec kiedy ostatni raz zapytalam go o przygotowywanie dokumentow do zalatwienia formalnosci powiedzial ze on za pol roku lub rok moze mi powiedziec czy mnie kocha i czy chce spedzic przyszlosc ze mna czy nie, po dwoch latach gotowania obiadkow i uslugiwania mu nie takiej odpowiedzi oczekiwalam. Nie oskarzalam go powiedzialam mu ze dla mnie to koniec choc to naprawde bolalo i boli. Po paru dniach jak sie wyprowadzilam, wprowadzila sie ONA z dwojka jej dzieci. Tak zdradzal mnie. I to mnie boli ze dalam sie zwiesc, ze bylam naiwna.Nawet wolal mojego tate "tato" . Dostalam w twarz z otwartej reki. Wiem ze jest draniem i to juz nie o niego chodzi. Teraz boje sie ze marzenia o mojej rodzinie legly w gruzach. Czuje wielka pustke i samotnosc, zawiodlam sie. Jestem ponoc atrakcyja dziewczyna niestety juz bez tego duzego pozytywizmu i pewnosci siebie...Mam prawie trzydziesci lat wszystkie moje kolezanki maja juz rodziny, niektore dzieci, ostatnia w tym roku bierze slub. Boje sie samotnosci, ona mnie doluje. Zawsze bylam w kregu wielu osob, nigdy nie bylam sama. Gdyby nie moja przyjaciolka juz dawno bym sie zalamala. Ale ostatnio stwarzam przy niej pozory ze juz jest lepiej bo ona sie naprawde o mnie martwi, to juz 5 miesiecy od rozstania. Niestety jest mi coraz trudniej. Teraz widze wszedzie szczesliwe pary, rodziny z dziecmi itp i coraz czesciej mysle ze ja nigdy tego nie doznam i to mnie przytlacza. Dziekuje za jakiekolwiek slowa otuchy. Nawet jesli nie odpowiecie na moj post to i tak dziekuje za ta strone.Wypisujac moje zale i czytajac inne posty czuje duza ulge.

PS. Nie mam polskich liter wiec moj post jest troche bledny. Przeraszam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj dejection2!

To smutne,co Cię spotkało :cry: ,ale może lepiej,że nie doszło do ślubu.Mojego męża była żona zdradziła go po 15 latach małżeństwa.To jest jeszcze większa tragedia,bo ucierpiały dzieci.

Jesteś w dobrej sytuacji.Wykształcona,pracujesz,masz przyjaciół,rodzinę,niezależna.Świat stoi otworem!Wyjdż do ludzi,baw się,korzystaj z wolności.Jeśli uśmiechniesz się do Losu,on się też do Ciebie uśmiechnie.I to tak :mrgreen:

Co do depresji,może zrób sobie test na skali Becka(znajdziesz na tej stronie).To Ci pomoże zdecydować,czy potrzebujesz pomocy psychiatry.Ja jednak wierzę,że się otrząśniesz i wreszcie zaczniesz żyć!Powodzenia :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Od wczoraj jestem użytkownikiem forum i już zdążyłem zauważyć, że wielu ludzi boryka się z podobnymi problemami z którymi borykam się ja. Czasem też udało mi się w wielu postach odnaleźć opis, odbicie własnych przeżyć i osobowości. Pomyślałem.. "udało mi się znaleźć miejsce gdzie będę mogł sie otworzyć".

 

Chciałbym porozmawiać właściwie o każdym z Nas, o jego przeżyciach, odczuciach, chorobach i o tym w jaki sposób żyło bądź żyje się z nimi.

 

Chciałbym byśmy opowiedzieli swoje historie...

 

Ja swoja opowiem pierwszy raz.

 

Pochodze z dość małęj miejscowości w której właściwie nic się nie dzieje. ludziach wszczepione są normy zachowań, przekonań i jeśli ktoś od nich odstaje jest tym "złym". Konserwatywność, ale każdy chyba wie jak wygladala tolerancja ok. 15 lat temu jak po raz pierwszy poszedłęm do szkoły. Moi rodzice byli innego wyznania i tak też mnie wychowywali, nie moge powiedzieć o nich nic złęgo, wzorce, które mi wpajali były bardzo dobre, lecz.... inne dla ludzi z zewnątrz...tak zaczęło się moje cierpienie, jednej z najmniej tolerancyjnych klas w szkole. Jako dziecko przyżyłem ogromną traume. Zaczęło sie niewinnie strach lekki stres przed każdym wyjsciem do szkoły.....zaniżenie samooceny,nasilila sie niesmialosc, juz w 4 klasie podst. po szkole leżałem cały czas w zgaszonym pokoju, sam na sam z myślalmi, nie chcialem nigdzie wychodzić, nic nie sprawiało mi radości wszytko co mnie otaczalo jakby nie istnialo. Jednakze nauczylem sie kamuflować wstyd, niesmialosc i lęk, nakladając na siebie maskę z wyrytym "wiecznym uśmiechem". Osamotniony calkowicie, splątany strachem i stresem bałem się ludzi, balem się, że mnie nie nawidzą, choć sam niewidzialem dlaczego mam być nienawidzony, czulem sie gorszy.Tak naprawde pozniej nic tak bardzo zlego sie juz nie działo, lecz przez te lata zachowanie "wyryło" sie mojej psychice....nie wiedziałęm co mam robić...wiec, zaczalem coraz zadziej chodzic do szkoly. Pozniej pojawaiaja sie lęki( siedzac na krzesle zaczynam czuć nasilający sie strach, paniczny lęk, zaczynam sie trząś) natęctwa( mycie rąk po 10 min. raz za razem, ze łzami w oczach), odlaczam sie od ludzi zaczynam szukać odzwierciedlenia swojej osobowosci w wierszach, sam zaczynam je pisac, uciekam do świata fantasy w grach komputerowych, gdzie wswzystko jest piekne i dobre.

Jak nietrudno sie domyslić, moje oceny na koniec podstawowki byly fatalne, a stał przedemną jeszcze dylemat wyboru nastepnej szkoly. Przez chwile poczulem ulge, ulge ze koszmar sie skonczyl, ale moja osbowość juz nie chciala sie zmienic, stalem sie zamknietym, zakompleksionym, niesmialym opetanym panicznym strachem, depresja. Nowa szkola to miał być dla mnie nowy start, jednak takim nie był. Moj stan coraz bardziej sie poglebiał, teraz gdy mam juz 22 lata i gdy ciezko jest mi przypomniec sobie jeden radosny dzień w moim życiu, cieżko mi jest luźno rozmawiać z innymi, czuje, ze jestem kimś innym w domu przy matce przy ktorej zwsze moglem sie wyplakac otwieralem sie calkowicie, wtedy poznawalem siebie i bylo mi lżej. Wsrod znajomych, przyjaciol jestem inny spięty, płytszy, zamkniety, oniesmielony, boje sie uwolnić swoje mysli i uczucia ktore kotlują sie we mnie, wskutek tego czesto zachowuje sie dziwnie sam siebie nie rozumiem. W pracy moje uczucia są całkowicie zdominowane przez stres, w umysle zatarlo sie poczucie niższosci, slabosci, smutku i zwiazanego z tym stresu, ktory mnie parazlizuje, teraz kazda uwagą mnie zabija, przywoluje na mysla stare odczucia ponizania, niewinny zart niższy moj spokoj i sieje zamęt emocjonalny.W skutek kilku slow..staje się rozsypką człowieka emocje radza sie jakby gdzies z głebi umyslu i oblepiają moj umysl... i przestaje myśleć, trace rownowage. Kazdego dnia towarzyszy mi ciągły stres, mój umysl znajduje sobie, sytuacje myśli choć bardzo drobiazgowe, zaczynam sie nimi dręczyć. W chwilach samotnosci gdy umysl jest "czysty" natychmiast wracaja nagorsze myśli z mojego życia, najsmutniejsze i najgorsze przezycia, moj mózg chyba tylko takie potrafi liczyć...bo jesli kaze sobie pomsylec o czyms milym to trudno mi to znaleźć, potrafie jedynie marzyc, ale marzenia zaraz przeradzają się w jakąś tragedię. Jakby mój mózg musiał myśleć o rzeczach przykrych, którę mnie powoli zabijają.

 

trudno jest mi ując w słowach emocje i myśli, które mną miotają.

Myśle jednak, że każdy kto przezył coś podobnego wie o czym mówie.

 

Dziękuje tym którzy chcieli to przeczytać

Pozdrawiam i czekam na Wasze historie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Julek witaj! Powiem Ci że ja także miałam problem z nietolerancją w klasie w podstawówce, choć jestem od Ciebie trochę młodsza - też z powodu różnic religijnych. Dzieciaki straszyły mnie diabłem, piekłem, a ja byłam bardzo wrażliwa, no i cóż, nabawiłam się fobii... Mam ją do dziś. Ale wierzę że ją kiedyś pokonam, a jeśli nie, to nauczę się z nią w miarę normalnie żyć - czego Tobie życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz jest jako taka tolerancja ale jeszcze w latach 90, osoba innego wyznania była postrzega jako jakiś odstępca. Nawet nauczyciele patrzyli na mnie jak na wyrzutka - dowiedziałem sie tego później od moich rodziców, którzy nie chcieli mnie zbytnio zasmucać.

 

Ale myśle, że ten problem jest i będzie już zawsze, każda wiara ma jakieś oparcie i jest napewno jakimś odzwierciedleniem miłości. Ale do póki ludzie będą twierdzić, ze ich wiara jest dobra, a inni to śmiecie póty nigdy nie będzie ładu w tym świecie. Najgorsze jest to, że takie zachowanie wynika z niewiedzy, niby to takie oczywiste ale czy ktoś chociaż postara sie zrozumieć? Myśle, że nie, albo nie tak szybko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam na imie Dorota. Mam 28 lat. Historii mojej nie sposób w calosci oddac tu w slowach...Od 8 lat cierpie na endogenną depresję jednobiegunową choc ostatnio to i do tego mam wątpliwości. Ci z Was którzy na nią chorują wiedzą, że jest to najgorsze zło i cierpienie jakiego człowiek może doznać...wiedzą że jest to piekło na ziemii z którego nawet śmierć zdaje się nie być żadnym wybawieniem. Wyniszcza powoli, bezlitośnie, zabiera ostatni promyk nadzieji , az w koncu strąca w ciemną otchłań gdzie jest tylko bezgraniczny ból, lęk, nienawiść do siebie przechodząca w obrzydzenie, bogactwo natręctw i przechodzący wszelkie pojęcie dla zdrowego człowieka - smutek.

 

Zaczelo sie jak skonczylam 20 lat. Cos dziwnego zaczelo sie dziac, jakbym nie byla do konca soba, jakby ktos jeszcze zamieszkiwał moją duszę...potem lęki zupełnie bez przyczyny...następnie problemy z koncentracja...Ja, ktora miałam najlepsza maturę mojego milionowego miasta, ktora brala udzial w szkolnych olimpiadach, pasjonowala sie jezykami obcymi, zdala egzaminy uprawniajace do studiow międzynarodowych, zawsze wesoła, radosna az do przesady, elokwentna, kochajaca podróze i taniec - w przeciagu krotkiego czasu stała się podgnitym warzywem.

 

Czas mijal, a mnie bylo coraz gorzej, fazy lepszego samopoczucia stawaly sie coraz krótsze i rzadsze. Studja , moje ukochane studja o których zawsze tak marzyłam - legły w gruzach. Do tego doszły nieporozumienia w domu z partnerem. "nie posprzatane", "nie kupione", "nie umyte", absolutnie zadnej ochoty na sex, na wspolne spedzanie czasu, na zarabianie pieniedzy...na nic. Ale to nic. Najgorsze były ataki paniki, cos czego nie da sie w slowa ubrac, ale wlasnie tak bardzo jak nie do opisania to jest - tak właśnie potworne. Ale to nie koniec. Nastepnie doszly paralizujace natrectwa mysli. Potrafiłam np. tydzień mieć przed oczami pogrzeb swojej kolezanki, ktora zyje i dlugo jeszcze nie umrze i odczuwac caly ten bol i smutek zwiazany z ceremonia. Matko, skąd się to bierze? Potem doszly fizyczne bóle w okolicach serca, takie kłucia połączone ze strachem, bole glowy, zupelnie jakby ktos ciezka opone na glowie mi polozyl...

 

Przyszedł czas kiedy zaczęłam myśleć o samobójstwie. Ale i tego nie mogłam zrobic, nie potrafiłam ani na chwilę poczuć że nastąpi wtedy upragniony spokój. Bałam się że moja chora dusza bedzie cierpiec "tam" dokladnie te same męki co "tu". Poszłam wtedy do lekarza i uslyszałąm DEPRESJA i dostalam....wyciąg z dziurawca (75mg) :shock:

Kolejne 4 miesiace to oczywiscie miesiące dalszej męki gdyż owo "coś" było bezskuteczne. Poszłam drugi raz i dostałam:...silniejszy dziurawiec :shock: Żrąc 900mg dziurawca męczyłam się następne

 

2 lata był w końcu moment że nawet z łóżka nie wstawałam...i wtedy to poszłam do psychiatry. Psychiatra o mało sam nie zemdlał gdy sie dowiedział o moim dotychczasowym leczeniu i przepisał CIPRAMIL 40mg. Po 6 miesiącach zażywania - czarna kurtyna zaczęła opadać a ja nie mogłam powstrzymać łez szczęścia. Gdybym tylko mogła poleciałabym do samych niebios i ucałowała Boga w stopy za to co mi zesłał - tą drugą szansę. Po tym czasie miałam coraz lepszy nastrój, czasem nawet az za dobry. Miałam w sobie jakieś silne uczucie zakochania lub pragnienie bycia zakochanym i chciałam to za wszelką cene gdzieś "ulokować". Obiekt szybko się znalazl gdyż wowczas pracowałam i miałam styczność z dużą ilością ludzi. Owy "ktoś" aczkolwiek zainteresowany mną nie znajdował sie wówczas w fazie HYPOMANII i patrzyl na "te tam" sprawy bardziej "praktycznie". Jakas opatrzność chyba uratowała mnie od wdania sie w przygodę z nim...

W zaistnialej sytuacji moja pani doktor zlecila mi mniejsza dawke leku, 20mg. Po 5 tygodniach nastąpił nawrot i to duzo silniejszy niz kiedykolwiek. Bylam po prostu trupem...chodzącym, żywym trupem. Wszystko to co było, cały ten koszmar wrócił ze zdwojoną siłą.

Znów zaczęłam brac 40mg dziennie ale bezskutecznie. Po 1,5 roku potwornych męk poszłam kolejny raz do lekarza, tym razem dostałam EFECTIN 300mg + sole Litu wieczorem. Od tego czasu mineło juz 6 miesiecy. Cóż mogę powiedzieć...poprawa jest jednak wciąż żyję za czarną kurtyną, nie jestem szczęśliwa, nie mogę sie uczyć, nie jestem sobą. Opuściłam swojego partnera bo nie mogłam znieść tego, że pełnię non-stop rolę chorej a on mojej niańki. Nie miałam siły już się dłużej zajmować domem, udawać że mam ochotę na seks ani sprzeczać się o nieumyty piec i tłumaczyć się po raz 10.000.000 brakiem odpowiedniej proporcji Serotoniny i Noradrenaliny w mózgu. Nie wiem czy była to dobra decyzja aczkolwiek inaczej zrobic nie umiałam. Wróciłam do domu, tu gdzie się wychowałam, gdzie byłam zawsze szczęśliwa....w jakiejs cichej nadzieji że może tu to szczęście odnajdę kiedyś znowu...hmm...patrze na swoje stare zdjecia...taka roześmiana....pełna marzeń, uczuć i planów....oddałabym wszystko by cofnąć czas...

 

Kochani, nie wiem czy będę umiała Wam pomóc, być może tylko bardziej Was zdołuję :smile: choć będę starała się tego nie robić :D

Ale jeśli chcielibyście się o coś spytac, nie wiem....reakcja na leki lub cokolwiek innego...lub po prostu chcielibyście pogadać złapiecie mnie zawsze na GG pod numerem: 11618294

 

Może macie jakieś refleksje na temat tego co można jeszcze zrobić prócz brania leków i czekania na upragniony powrót do świata żywych. Z utęsknieniem czekam na komentarze od Was.

 

Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie , trzymajcie się

 

Dorota

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ba... W miastach jest już większa cywilizacja, ale np. we wsi w ktorej się wychowałem ludzie wciąż boją się panicznie księdza... Dobrze że chociaż w miastach ludzie zaczynają dostrzegać co tak naprawdę ma Kościół do "zaoferowania".

 

Wsrod znajomych, przyjaciol jestem inny spięty, płytszy, zamkniety, oniesmielony, boje sie uwolnić swoje mysli i uczucia ktore kotlują sie we mnie, wskutek tego czesto zachowuje sie dziwnie sam siebie nie rozumiem

 

Jak sam napisałeś, masz przyjaciół. To oznacza że nie jestes odrzucony, że inni cię akceptują. Twoje dolegliwości wynikają więc pewnie tylko z ciężkich doświadczeń z przeszłości. Mam nadzieję, że wkrótce się od niej odetniesz i będziesz szcześliwy w sferze pracy i uczuć ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WitajFrezja28, Doroto.

Bardzo wylewna i urzekająca wypowiedź. Mam nadzieje, że to forum bedzie dla Cebie conajmniej odskocznią, a może nawet w jakiś sposob styczność z osobami o podobnych problemach i troskach pozwoli zażegnać silny smutek i na powrót ogrzać Twoją duszę ciepłymi promieniami szczęścia, czego z całego serca Tobie życzę. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ludzie wciąż boją się panicznie księdza...

 

Ja pamiętam jak w latch 90. Każdy wpuszczał księdza, bo jak to nie wpuszczać?

 

A jak mówiłeś że jesteś ateistą [zara każdy "mądry" cię nawracał, lub krzywo na ciebie patrzył [nawet dzisiaj się to zdarza]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam bardzo za słowa otuchy, jak to dobrze ze przynajmniej żyjemy w czasach kiedy jest Internet i w razie dołów lub problemów mamy możliwość "wyrzucenia" choc na chwilę z siebie tego okropieństwa, ktore zżera naszą duszę. Natomiast w dniach "dobrych" możemy zawsze pokrzepić innych lub pomóc im dzieląc się doświadczeniami. Cieszę się bardzo, ze do Was tu zawitałam.

 

Dorota

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam dzisiaj zrobione badania krwi - wszystko w jak najlepszym porządku, więc można wykluczyć jakieś choroby, które mogłyby mieć jakikolwiek wpływ na moją depresję.

 

Co do tabletek - unormowało się w miarę.. z tym że nie mogę spać.

Niby jest napisane, że nie wolno łączyć z alkoholem, ale chcę dzisiaj wcześniej iść spać, więc wypiłam sobie trzy lampki wina a i tak nic mnie nie bierze :-(. A jutro muszę wstać o 5.30, bo szkoła się zaczęła. Echh... mad world.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:17 pm ]

zrobiłam dogłębniejsze badania krwi... mam anemię :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mija nastepny lub kolejny dzien mojego srednio szczesliwego zycia i pomimo staran stan ducha jest nie zmieniony.Mam tyle spraw na glowie waznych tym bardziej,i co i nic!!!Dzieci mnie potrzeboja zeby z nimi pogadac pobawic sie a ja siedze z nosem w podlodze.Ugotuje obiad bo musze cos jesc jak i dzieci,no i gotuje bo pozniej wraca moja Toksyczna polowka z pracy,Boze jak ja nie lubie tych jego powrotow!!!Kiedys bylam pelna energii,mialam usmiech na twarzy,potrafilam znoscic takie niepowodzenia ze nie jeden by nie dal rady.Przyjmowalam porazki z honorem i powtarzalam sobie ze "CO CIE NIE ZABIJE TO CIE WZMOCNI" i co na tym sie skonczylo i smieszne jest to ze nie wiem kiedy nie wiem jaka byla lub jaka nadal jest przyczyna tego ehhh....To zycie ciezkie jest.Albo jest ciezkie bo sami tak chcemy nie wiem przydal by sie ktos wszechwiedzacy!?Tak wiec ogolnie wyglada to tak ze zgnilam w srodku i schowalam swoje samozaparcie tak gleboko ze wykopanie zajmie mase czasu a nie ma jeszcze nawet cwierc wieku.! :? A co dalej??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej dziewczyny:) wybaczcie, że nei używam wielkiej litery. nie z powodu braku szacunku,ale poprostu tak nauczyłam się pisać na kompie. wybaczcie.

pewnie nie dość, że czujecie się źle, to macie jeszcze wyrzuty sumienia w stosunku do swoich rodzin za zaniedbywanie obowiązków i takie a nie inne nastawienie emocjonalne do nich, do wszystkiego. i po pierwsze tego musicie się pozbyć, żeby dojść do sedna problemu i stanąć z nim oko w oko. to nie wasza wina, to w jakim jesteście stanie ale w waszej mocy jest z niego wyjść. naprawdę :D

wiem, co piszę, bo właśnie z tego wychodzę.

to poprostu zaburzenie równowagi chemicznej w mózgu. to tak jak niestrawność żołądkowa, jak katar, jak alergia...tylko gdzie indziej i objawy są inne. to poprostu choroba i takie a nie inne ma objawy, o które nie trzeba się obwiniać.

ja też zaniedbywałam swoje obowiązki i bliskich w najmniej odpowiednim momencie. a poczucie winy zwiększało moje przekonanie przegranej i tak w kółko.

ważne jest, kluczowe wręcz, chcieć z tym walczyć. to zróbcie jeśli nie dla siebie początkowo, to dla rodzin.

ja zebralam sily i ostatkiem rownowagi jaka mi zostala szukalam po miescie lekarza psychiatry, poradni zdrowia psychicznego, czegokolwiek. znalazłam. przepisal mi leki i w przeciagu kilku godzin zyskalam nowa nadzieje, choc dalej wydawalo mi sie to zbyt beznadziejne dla jakiejkolwiek interwencji.

sporo kasy jak na moją kieszeń wydałam na pierwsza partię leków.

zaczęło pomagać.

dzis odstaaiam leki i wszystko przez co przeszlam nauczylo mnie, że jeśli walczysz, to zwyciężysz. to choroba i trzeba ją leczyć. choroba nie " babska", czy wstydliwa czy urojona ale prawdziwa, zwykla, powszechna i konieczna do leczenia. nie jest moją winą ale jest we mnie i mam siłę, żeby ją przezwyciężyć. ta siła to nie tylko farmaceutyki ale również moja praca nad sobą, coś jak zabiegi kosmetyczne duszy.

uda się. zapraszam więc i was do salonu odnowy spieszchniętego wiatrem serca. całuję i pozdrawiam. życzę wam wytrwałości i nadziei, bo choć trudno ją wykrzesać, to klucz do sukcesu.

a prawdziwych trudności doświadczają tylko superbohaterowie. mamy waszych dzieci są bohaterkami. żony waszych mężów są superkobietami, przed którymi stoi ciężkie ale w pełni wykonalne zadanie.

uda się wam, tak jak i mi się udało :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nastepny dzien mija a ja myslalam ze bedzie lepiej ale nie jest.Moj stan sie pogarsza,nie wiem co mam ze soba zrobic,dlaczego czlowiek jest skazany na niepowodzenia. :cry: Nie umiem byc twarda i sie zebtac w garsc.Nie mam motywacji zeby isc do lekarza a wiem ze musze bo bedzie coraz gorzej.Boje sie wszystkiego,dziwne uczucie bo kiedys go nie mialam,to jest takie obce,takie jak bym czula ze stanie sie cos tak strasznego ze ucierpia wszyscy moi bliscy,nie wiem moze to jest to ze coraz czesciej mysle o samobojstwie ale czy to jest wyjscie?Czy mam odwage nie wiem a jak sie nie uda,to co bede kaleka albo wyladuje w psychiatryku i legnie wszystko w gruzach.Wiem ze ludzie maja gorzej maja rozne problemy i tez cierpia psychicznie,ale jakos z tego wychodza i zyja i sa normalni,nie pamietaja juz o zlych czasach.Tylko jaka droge obrac slowa otuchy sa dla mnie na chwile,a potem wraca zle samopoczucie placz,i zle mysli bardzo zle.Boje sie zyc,boje sie jesc,nie jem juz dwa dni no dzisiaj jedna kanapka rano,co to jest,Jestem slaba,kreci mi sie w glowie rece mi sie trzesa,dzwigne cos i mam mroczki przed oczami.Od placzu mam podkrazone oczy,czerwone,smutne.Dzieci patrza na moj stan zaczepiaja mnie do zabawy a ja nie mam ochoty,wiem ze robie im tym krzywde ale kiedy ja nie umiem inaczej.Modle sie co dziennie kilka razy,prosze o sile o wiare o spokoj o wszystko co by mi pomoglo,nie o pieniadze ani dobra materialne,tylko sile abym wytrwala ale ja juz nie umiem nie chce nie moge.Takim mysleniem nic nie wskuram ale nie umiem juz inaczej.Kleska poprostu kleska!! :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Porozmawiaj z kimś naprawdę bliskim, mężem/przyjaciółką, niech nawet siłą zaciągną Cię do lekarza, mnie rodzice praktycznie do tego zmusili i teraz jestem im bardzo wdzięczna. Potrzebujesz pomocy specjalisty, najtrudniej jest zawsze wykonać ten pierwszy krok. Ja trzymam kciuki i pomodlę się o siłę dla Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmieniona:(( nie czekaj , nie odkladaj tylko idz do lekarza nie ma co czekac na prawde bo sama z tego nie wyjdziesz a stan twoj trzeba "leczyc" , cos musi tkwic w tobie i ktos musi ci pomoc, pamietaj ze im wczesniej tym lepiej bo pozniej moze byc bardzo zle a tego chyba nie chcesz a wierz mi ze czekanie jest bez sensu bo stan bedzie sie pogarszal.

 

Samobojstwo ? nawet mowy nie ma , jesli juz przychodzi coi to do glowy to szybko sie zapisuj na wizyte , masz dzieci nie mozesz czekac (powtarzam sie ale taka prawda).

 

Beda jescze dobre dni , bedzie jescze dobrze tylko zmobilizuj sie i walcz.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauważyłam znaczną poprawę u siebie po tym leku w nastroju, chociaż nadal mam problemy ze snem przez niego. Myśli samobójcze już o wiele rzadziej mnie nawiedzają i nie mam takiego lęku, jaki miałam.

Wczoraj wylądowałam w szpitalu pod kroplówką, bo coś złego zaczęło się ze mną dziać, ale już jest ok :smile: .Przynajmniej ominęła i ominie mnie jedna stresowa sytuacja, bo moja klasa poszła wczoraj na fleka w dniu ważnego sprawdzianu i teraz będzie opieprz i to ogromny. :roll:

Poza tym jutro rodzice jadą ze mną do szkoły, żeby pogadać z nauczycielką malarstwa... zobaczymy czy po tej rozmowie zacznie mnie traktować jak resztę grupy.

A co do ojca.. polepszyły mi się z nim kontakty i jestem z tego zadowolona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×