Skocz do zawartości
Nerwica.com

jak sobie radzić z porażkami....


Hetna

Rekomendowane odpowiedzi

Nie potrafię zaakceptować sytuacji w których odniosłam porażkę. Zbijam się myślami, dołuje, popadam w apatię. Dzisiaj na studiach z przedmiotu marketing zostałam oskarżona o plagiat, do pracy którą napisałam sama. Nie zrobiłam przypisu do fragmentu, w którym piszę o symbolice kolorów w reklamie. Nie zrobiłam tego, bo oczywiste było dla mnie, że to musi pochodzić ze źródła, a jakiego nie miało to znaczenia. W pracy tej podawałam przykład reklamy.Sama go wymyśliłam. Dostałam ocenę niedostateczną, a po dyskusji mimo iż się broniłam wykładowca powiedział, że się ewentualnie zastanowi. W obliczu problemów tego świata, głodów i wojen to nie jest żaden problem, bo ocenę mogę poprawić poprzez egzamin. Czuję się jednak tak fatalnie, źle, jakbym faktycznie kogoś oszukała, co w ogóle nie było moim zamiarem. Przecież gorsze rzeczy się zdarzają, a ja popadam w taki dół, jakby komuś z moich bliskich stała się jakaś krzywda. Nie potrafię pogodzić się z tą sytuacją. To tylko ocena, choć starałam się napisać tą pracę dobrze. Jakie to głupie uwierzcie mi, że czuję się jak pokrzywdzone, zapłakane dziecko z tak prozaicznego powodu. Nie wiem czy wynika z pewnych cech osób nerwowo chorych czy tylko ja się tak często wszystkim przejmuje. Nie potrafię sobie poradzić emocjonalnie z tak prostymi sytuacjami. Też tak macie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z czego wynika tak dramatyczne nie godzenie się z porażkami ? Z typowej u nerwicowców niskiej samooceny. To niska samoocena każde nam wąpić w siebie na każdym kroku, a skoro sami w siebie nie widzimy swoich zalet (albo marginalizujemy twierdząc "raz kiedyś coś się udało"). A skoro ich nie widzimy, szukamy ich poprzez zdobywanie uznania innych osób, które nas pochwalą, docenią (np. poprzez dobrą ocenę ;) ). Skoro inni nas chwalą, to znaczy, że jesteśmy coś warci. Natomiast w przypadku porażki czujemy, jakbyśmy niemal cofali się w budowaniu takiego poczucia własnej wartości opartym na opinii innych. I stąd to dramatyczne przeżywanie, dodatkowe stresowanie się "czy tym razem uda się, czy znów porażka" :roll:

 

A jak sobie radzić ? Zbudować własne poczucie wlasnej wartości bardziej niezależne od innych. Zaakceptować siebie ze swoimi zaletami i wadami. Znać swoje mocne i słabe strony, by na ich podstawie mierzyć siły na zamiary. Wreszcie dać sobie i innym prawo do bycia "nie-doskonałym/ą".

Po takiej zmianie myślenia zauważa się, że porażki są incydentami na tle sukcesów, więc nie są powodem wielkich dramatów ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mnie też często się zdarza popadać w przygnębienie z powodu jakiejś porażki ale w moim przypadku nie chodzi o szkołę czy tego typu problemy tu raczej wyznaje zasadę, że dramat to że dzieci w Afryce z głodu umierają a nie, że dostałam pałę z egzaminu.... mnie natomiast strasznie dołują drobne szczegóły jakiś tekst złośliwo- dowcipny rzucony pod moim adresem, na który wcześniej bym nawet nie zwróciła uwagi, potrafię się bronić, ale ten żal i niemoc, która pozostaje jest straszna dla mnie porażką jest już same wszczęcie awantury i nawet gdy mam rację to potem siedzę i to wszystko rozpamiętuje i nie mogę sobie poradzić z tym, że dałam się ponieść sprowokować to dla mnie jest porażka.......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko to prawda. Z tym że ja się zmieniłam i ciągle zmieniam. Staram się siebie pokochać. Tak sobie też myślałam, później jak już napisałam tego posta, że ta sprawa mnie może też tak dotykać, bo kiedyś jak byłam mała ( 9 lat może miałam) cała moja rodzina posądziła mnie o kradzież,biżuterii babci której nie zrobiłam. Wszystkie ciotki, babcie,wujkowie, kuzyni......cala rodzina z którą byłam na wakacjach jechała mi, że jestem złodziejka. Przez tydzień może więcej, budziłam się rano i nikt nie chciał ze mną rozmawiać albo mówił do mnie: przyznaj się!!!! Więc pewnego dnia powiedziałam, że to ja dla świętego spokoju. Potem wyszło na jaw że to ktoś inny z rodziny ukradł. Myślę sobie teraz, że może ta kwestia posądzenia mnie o oszustwo dlatego mnie tak boli. Bo to jest naprawdę straszne uczucie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja Cię doskonale rozumiem, kiedyś, na I roku studiów miałam ustny egzamin, byłam obkuta jak nie wiem, niestety stres pożarł wszystko co wiedziałam i niestety poległam, zrobiłam z siebie kompletną idiotkę,a pan wykładowca na sam koniec przypiął mi łatkę "nie umiejącej się logicznie wypowiadać, przypadkowej studentki". Ludzie, jak ja się z tym męczyłam! Nie mogłam zasnąć przez dwa dni. Wszyscy, znajomi, rodzice mówili mi, że to bzdura, że nie ma się co przejmować starym, wrednym profesorem...ale jednak, mnie ta uwaga zabolała bardziej niż moja bania w indeksie;|Zdaje sobie sprawę, że gdybym miała wyższe poczucie wartości, to bym olała taką opinię, bo przecież jestem inteligentną osobą, która bardzo chciała się dostać na te,a nie inne studia, ale cóż...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie ostatnio walczę z moim perfekcjonizmem. Jest to walka ostra i nierówna, ale ostatnio bitewki ja wygrywam :smile: Zdałam sobie sprawę, że w moim późniejszym życiu te pały, piątki, dwóje nie będą miały większego znaczenia, bo i tak nie idę na studia dzienne, a poza tym jeden z moich netowych znajomych słusznie zauważył że polska szkoła nigdy nie była dostosowana do potrzeb dorosłego człowieka. Staram się też, za radą ojczyma, wbudować "firewalla" w moim mózgu na przykre słowa na mój temat. Mówię sobie, że każdy kto wyróżnia się z tłumu, musi liczyć się z ostrą krytyką, a poza tym w sumie to zaleta bardziej niż wada, że nie ulegam modom i głosowi tłumu, tylko jestem indywidualistką. Dzięki takiej postawie mam wspaniałych znajomych i prawdziwych przyjaciół no i kochanego P!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie potrafię zaakceptować sytuacji w których odniosłam porażkę. Zbijam się myślami, dołuje, popadam w apatię.

 

Hetna,

nienawidzę porażek, wszystko musze robić idealnie :smile:

Od dzieciństwa jestem nauczona sama sobie radzić w życiu - niestety takie dzieciństwo.

I dodam, że najbardziej "uwielbiam" te chwile, kiedy udaje załatwić mi się trudną sprawę, rozwiązać problem.

Czuję się wtedy super, to jak narkotyk.

 

Niecierpię porażek,to mnie okropnie dołuje, zniechęca...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z czego wynika tak dramatyczne nie godzenie się z porażkami ? Z typowej u nerwicowców niskiej samooceny. To niska samoocena każde nam wąpić w siebie na każdym kroku, a skoro sami w siebie nie widzimy swoich zalet (albo marginalizujemy twierdząc "raz kiedyś coś się udało"). A skoro ich nie widzimy, szukamy ich poprzez zdobywanie uznania innych osób, które nas pochwalą, docenią (np. poprzez dobrą ocenę ). Skoro inni nas chwalą, to znaczy, że jesteśmy coś warci. Natomiast w przypadku porażki czujemy, jakbyśmy niemal cofali się w budowaniu takiego poczucia własnej wartości opartym na opinii innych. I stąd to dramatyczne przeżywanie, dodatkowe stresowanie się "czy tym razem uda się, czy znów porażka"

Oj jakbym o sobie czytała. God's top 10 świetnie to opisałeś :smile:

Ja tez ostatnio mialam moment ze straciłam wiarę w siebie. A mianowicie chodzilo o konkurs z rachunkowosci do którego przystapilam. Ze stresu cyferki mi sie pokrecily i zrobiłam czeski błąd w liscie płac, jak łatwo sie domyślić, wszystkie dokumenty powstajace na jej podstawie wypelnilam zle. Efekt tego był taki ze zamiast isc dalej ja poprawialam bledy :? Wsciekla jestem na siebie za to i jest mi strasznie przykro bo tak bardzo sie staralam, tyle wysilku w to włożylam i jeden glupi blad zrujnowal wszystko...a ten projekt naprawde był prostyTo bylo wczoraj...a dzis znowu uczucie ''bycia pod powierzchnia'', ból głowy, placz, uczucie totalnego wycienczenia emocjonalnego,odrealnienie, złość.....Ciezko mi sobie poradzic z ta sytuacja ale....coz bede musiala jakos z tym zyc :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie jak was tak czytam to trochę mi lepiej, że nie jestem sama. Generalnie ten weekend rozwalił mnie totalnie. Dzisiaj też przyjęłam na bary mały konflikt w mojej grupie studenckiej. Doszliśmy do porozumienia w końcu ale każda sytuacja w której wiem, że ryzykuje swoją opinie mówiąc co myślę jest tak cholernie dla mnie stresująca i rozbijająca, bo wiem ze tracę sympatię otoczenia. Powinnam to olać, co mnie to obchodzi. Nie mogę się poddawać naciskowi a jednak emocje same przychodzą. Wiem, że muszę zaakceptować to że nie jestem idealna. Jestem człowiekiem tylko człowiekiem. Mnie już tak męczy moja opinia na własny temat, że mi się w żołądku przewraca. Nie mogę pojąć, czemu mam tak zachwiane poczucie wartości. To jest nie możliwe. Męczę się ze sobą bardzo tak bardzo, że serio jest mi nie dobrze na żołądku. Hasło "pokochaj siebie" bo jak nie to nic co robie nie będzie miało sensu!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciesze sie ze znalazłam ten post, choc pisany dawno....a ja go odswierzam, bo mam ten sam problem-z porazkami sobie nie radze...w dodatku mam doła(ale ja mam leki przed odczuwaniem negatywnych emocji) wiec nawet nie pozwalam sobie na przwdziwe odczucia. Wczoraj spotkało mnie cos okropnego...miałam obrone pracy mgr i posadzono mnie o plagiat (brakowało mi przypisów). To co wczoraj przezyłam totalnie mnie rozbiło....tzn czuje sie dzis jak pijana, czuje sie zle. Moja wina, bo pisałam prace na oststnią chwile, nie chciało mi sie jej pisac bo wiedziała ile wysiłku mnie to kosztuje, praca a po pracy zamiast odpoczynek to pisanie i tak od 3 miesiecy (zaniedbałam siebie, nie miłam dobrego odpoczynku, bo cokolwiek robilam to miałam wyrzuty sumienia ze powinnam pisac prace. I tak w kółko, w dodtaku stres w pracy i w związku(kłótnie, nie mam wsparcia ze strony chlopaka). Jestem tym załamana. Dali mi szanse na poprawe, ale czuje sie głupio, tak jak Hetna (czuje wstyd, czuje sie jakbym była jakims oszustem, skompromitowali mnie wczoraj, wszyscy przygotowani do obrony a ja do widzenia. Przez 5 lat studiów nigdy nie miałam zadnych problemów. Dzis jak o tym mysle, to jakbym jakis obraz z filmu miała a nie rzeczywistość (odciełam sie) Jestem w pracy, do ktorej przyszłam na sile, chciałabym wrócic do ddomu, pobyc sama, poukladac mysli i wyryczec sie. Ja wogole od 2 lat zatrudniona na umowe zastepstwo, nie mam stałej pracy i boje sie bo chciałam sie 2 miesiacew temu zwolnic (zeby pisac prace spokojnie), ale ze starchu tego nie zrobiłam (bałam sie ze juz innej nie znajde) lęki mnie zablokowały.A teraz to jestem zmuszona to zrobic (ta praca mi sie nie podoba, a dobre zarobki są., ale chyba zabiore sie za poprawke tej magisterki, a nie mam juz urlopu). Mówili ze mnie zatrudnią na stałe (ale poki co to czuje ze mnie wykorzystują, jestem na zastepstwo za laske z zupełni innego działu, gdzie tam siedza i nic nie robia, a mnie dali do innego działu gdzie jest ful roboty...i gadaja ze nic mi nie mogą obiecac, ale ze mam pracowac). Wiec mam doła. Wogole teraz mnie taka refleksja naszła: 3 głowne dziedziny mojego zycia, praca, chlopak i studia nie układają mi sie. Praca-niepewna dzis jest jutro moze nie byc (po chcolere moje poswiecenie), chłopak to samo(dzis jest jutro moze nie byc, ciagle sie mnie czepia i krytykuje, no i studia (moze sie okazac ze magisterki nie zrobie (nie wiem czy bede miała na to siły po prostu. I jak ja mam z tym zyc i czuc sie dobrze....przypomina mi sie, ze matury tez nie zdałam-cos wtedy we mnie pękło). A Ci zdrowi-oni nawet nie mają takich doswiadczen!!!, a ja mam nerwice, moze depresje jeszcze i mase niepoukładanych spraw, które odbieraja radosc, dołuja. W dodatku nawiązując do magisterki, wyobraźcie sobie jak sie czuje, jesli jestem zewszad zasypywana pytaniami jak ci poszło Pani Mgr-a ja zaciskam zęby, czuje ból i mowie - odwołali, a potem staram sie uciec od rozmowy, ale to trudne,bo trudno w to uwierzyc i chce mi sie ryczec. Musiałam sie wygadac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też sie wszystkim bardzo przejmuję, najmniejsza krytyka potrafi zranić mnie do bólu i sprawić że łzy same lecą. Staram sie z tym walczyć, wyobrażąc sobie że opinia danej osoby mnie nie interesujące.

To jest strasznie trudne, ale najważniejsze to uwierzyć w siebie. Jeśli znajdziemy w sobie siłę, świat nie będzie taki straszny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to samo chociaż zależy w którym momencie mnie spotka porażka gdy w momencie jakiejś dziwnej euforii,szaleństwa które mam dość często to totalnie olewam wszystko i wszystkich i żadna krytyka nie jest w stanie mnie poruszyć wręcz przeciwnie śmieje się z tego na całego inaczej kiedy mam doły i coś lub ktoś mnie zdołuje jeszcze bardziej wtedy to masakra :cry: i chociaż staram się o tym nie mysleć wciąż mnie to boli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm, staram się nie myśleć o tej sprawie w kategorii 'porażki' - jeśli coś mi się nie uda to wolę tłumaczyć sobie to przez fakt, że mam prawo nie być we wszystkim najlepsza i staram się myśleć, w czym jestem dobra aby nie popadać w skrajności ;) Znowu - autosugestia :P Dzięki temu nie 'skreślicie' się na starcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nie jestem w niczym dobra.

Tak jak kiedyś nie bałam sie wyzwań i podchodziłam do wszystkiego z ciekawością dziecka tak teraz boje sie wszystkiego co mogę zawalić i wolę się chować, oddawać stery innym niż samej spróbować.

Tak bardzo boje się porażki żę rezygnuje z wszystkiego.

W niczym nie jestem dobra, no może poza straszeniem ludzi na ulicach :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też mam podobnie. Sukces jest dla mnie radością na chiwle, później szybko o nim zapominam i myśle nad następnymi sprawami, nie potrafie zaakceptowac jakiejs porazki,każda działa na mnei tak destruktywnie,że załamuje się i nie potrafie się otrząsnac. Tak bardzo pragnę sukcesu,że w końcu staje się on moim głównym celem. Kiedy nie uda mi się osiągnąc tego celu myślę sobie,że jestem wyjątkowo beznadziejna skoro tak poświeciłam się tej sprawie,a moja praca nie przyniosła efektów... ambicja zamieniła się w szalony pęd , coraz częściej pragnę byc chwalona bo tylko wtedy wiem,że jestem coś warta. I to powoli mnie niszczy bo skupiam się często na błachych sprawach zapominając o tych ważnych,po których nikt mnie nie pochwli. znacie jakies magiczne sposoby na to,żeby siebie zaakceptowac? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×