Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak powiedzieć psychologowi, że wizyty u niego nie mają sens


trombeczka

Rekomendowane odpowiedzi

 

To stawia pod znakiem zapytania realną wagę wiedzy wyniesioną ze studiów podyplomowych z psychoterapii, tutaj sukces, to głównie umiejętności interpersonalne + empatia, a nie mądrości psychologiczne (których kanon wciąż się przecież na przestrzeni lat zmienia), wpływają na moc psychoterapii

ale co w tym dziwnego :D w kazdym zawodzie sa profesjonalisci i partacze.

dokładnie :D Na pewno jezeli ktoś nie chce zmian i nie chce z jakiś powodów znaczącej poprawy swojego zdrowia bedzie zaprzeczał tej formie leczenia bo ona zmusza do ciężkiej pracy a to zniechęca. Łatwiej łykać prochy niestety :cry: Kazdy dobry terapeuta tak jak inny specjalista ma swoją renomę. Więc jak ktoś chce to znajdzie dobrego fachowca w kazdej dziedzinie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...i trombeczka trafiła na partacza albo po prostu - jak to się ma prawo w naturze zdarzyć - to nie to... i wielkie halo.

rozbawiła mnie dyskusja n/t czy psycholog winien czy nie winien być przyjacielem - toż może stwórzmy nowy zawód - przyjaciela - tak nam bezrobocie idzie do góry, przydadzą się nowe posadki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak ten do którego ja chodzę jest psychologiem, a nie psychoterapeutą

 

 

Co tu więc "leczy"? Sama relacja? O to w tym wszystkim chodzi? Może dlatego większość pozytywnych opini n/t psychoterapii słyszę od kobiet... Macie jakiś taki tryb, że gadanie sprawia Wam ulgę. Przynajmniej części z Was... Nie wiem, na ile gra tu proces socjalizacji dziewczynek, a na ile jakieś tam uwarunkowania biologiczne. Jeszcze podczepić jakąś teorię o "przepracowywaniu emocji", "rozwiązywaniu wewnętrzynch konfliktów"= efekt psychoterapii.

 

Również to cały czas tak rozumiem i pojąć nie mogę co może mi dać wygadanie się obcemu człowiekowi - który ewentualnie powie mi czym uwarunkowane są moje działania. Dużo więcej daje mi rozmowa ze znajomymi. Prawda jest jednak taka, że psychiatra do którego chodzę bardzo wierzy w psychoterapię właśnie i wcale nie będzie zadowolony jak z niej zrezygnuje :blabla: Może faktycznie trafiłam na niewłaściwego psychologa, który mi nie pasuje ale dzięki temu na tyle się zraziłam w ogóle do psychoterapii, że w innym miejscu nawet nie chce mi się próbować. Te rozmowy są dla mnie "puste w środku" i bezsensu. Może dlatego, że nie mam szczególnych trudności co do mówienia o swoim dzieciństwie, rodzinie etc. ale nie widzę też specjalnych korzyści z tego dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak ten do którego ja chodzę jest psychologiem, a nie psychoterapeutą
więc nie chodzisz na psychoterapię tylko na pogadanki do psychologa a to wielka różnica.

 

Prawda jest jednak taka, że psychiatra do którego chodzę bardzo wierzy w psychoterapię właśnie i wcale nie będzie zadowolony jak z niej zrezygnuje :blabla: Może faktycznie trafiłam na niewłaściwego psychologa, który mi nie pasuje ale dzięki temu na tyle się zraziłam w ogóle do psychoterapii, że w innym miejscu nawet nie chce mi się próbować.

Nie masz z czego rezygnować ani do czego się zrażać bo to nie psychoterapia. Na psychoterapii nie ma miejsca na pogawędki. Psychoterapia ma swoje założenia i pewne ramy a takie gadki o pogodzie to faktycznie lepiej i przyjemniej obgadać z koleżanką ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobny problem. Nawet podobny tok myślenia do Ciebie trombeczka :D Z jednej strony wiedziałem, że psycholog/psychoterapeuta nie powie mi nic czego bym już nie wiedział z drugiej strony byłem tak zdesperowany, że musiałem tam pójść. Efekt? Początkowo było super bo pani przekonała mnie, że nie jestem aż tak ześwirowany jak myślałem i problem może leżeć gdzieś indziej (co nie ma żadnego sensu ale i tak lepiej było to usłyszeć niż jakiś nakaz pobytu w szpitalu itp) więc dużo mi to pomogło.

Im dalej w tą całą pseudo terapię tym gorzej. Po 1 z czasem uświadomiłem sobie, że to nie jest żadna terapia tylko zwykła gadka (a przynajmniej ja osobiście nie tak wyobrażałem sobie terapię), po 2 co wizyta to powoli kończyły mi się tematy do rozmów - bo ileż to można gadać o tym samym. Pominę fakt, że każdy początek "terapii" to mega wkurzający moment był bo wyglądało to mniej więcej tak: wchodzę, "dzień dobry" i siadam i tyle. Żadnego jakiegoś "wprowadzenia" typu "jak minął dzień/tydzień?" czy cokolwiek innego, po prostu cisza i czekała aż sam zacznę gadać. Takie momenty zdarzały się nawet gdzieś tam w środku wizyty, a że były one prywatnie to nie miałem zamiaru płacić za siedzenie w ciszy i patrzenie się na ściane.

Sytuacja wyglądała tak, że co tydzień w poniedziałek dawałem jej znać kiedy mogę przyjść (ze względu na pracę zmianową itp), chodziłem tylko przez jakieś 2 miesiące, teraz od około miesiąca olewam i nawet nie piszę. Nie widzę żadnego sensu w takiej terapii, albo będę szukał nowego psychoterapeuty (chociaż ciężko to widzę bo po 1 nie mam żadnego jakiegoś "poleconego" psychoterapeuty w regionie po 2 głupio tak zaczynać od początku) albo pójdę znowu do niej jak już będzie tragicznie ze mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez nie. Skad sie u mnie co bierze wiedzialam od dawna ale mialam na to swoje subiektywne spojrzenie a moje ego pewnych rzeczy zupelnie nie dopuszczalo. Poszlam na terapie bo kiepsko sie czulam. chcialam cos zmienic a nie wiedzialam jak. Po dwoch miesiacach chodzenia nadal nie wiedzialam jak bo glownie wywalalam z siebie wszystko co mi zalegalo. Taka prawdziwa praca zaczela sie chyba po pol roku kiedy zeszlam z piedestalu i spojrzalam na siebie obiektywnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taka prawdziwa praca zaczela sie chyba po pol roku kiedy zeszlam z piedestalu i spojrzalam na siebie obiektywnie

 

ale jak ta praca wyglądała? W sensie, że Ty się wygadałaś, następnie psychoterapeuta interpretował Twoje zachowanie (z gruntu neutralnego), a później podpowiadał Ci jak to zmienić lub dawał wskazówki i Ty to robiłaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie , na psychoterapii samemu sie dochodzi co robi nie tak...nie dostaje gotowych wskazowek. Praca zaczyna sie wtedy kiedy zaburzone zachowania trzeba zmienic w realnym zyciu co nie jest latwe bo byly ze mna x lat i wydawaly mi sie normalne jak np. to ze nie moge okazywac emocji. Terapeuta nie mowil mi ze powinnam je okazywac tylko pytal dlaczego nie okazuje i dokopywalysmy sie do przyczyny. Zmuszal mnie do myslenia, analizowania i kiedy skrecalam nie w ten kierunek co trzeba bo moje myslenie bylo zaburzone ..wskazywal prawidlowy. Ale nic na sile. Spotykalysmy sie raz w tygodniu i mialam 6 dni na przetrawienie tego nad czym akurat pracowalysmy i zajecie wobec tego jakiegos stanowiska. To nie bylo latwe bo moje ego mowilo "co ona tam wie?" ale im dluzej o tym myslalam i staralam sie spojrzec na siebie obietywnie to dochodzilam do wniosku ze miala racje i chociaz bardzo mi to nie pasuje bo psuje moj obraz siebie trzeba to wziac na klate

 

Poza tym ona byla pier3sza osoba ktora potraktowala to co mowie powaznie ( od znajomych slyszalam "o co ci chodzi. przeciez swietnie sobie radzisz" ) i nie bala sie mi powiedziec wprost co robie nie tak ( znajomi maja tendencje do glaskania po glowce i przytakiwania)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×