Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

@SCF

"Nerwica lękowa - czy to wyrok ?"

Wszystko zależy od tego jak głęboko leżą przyczyny problemu. To może być wyrok...

Dla mnie wyleczenie się z nerwicy (już bardziej wegetatywnej niż lękowej) i wszystkich innych zaburzeń, które mam (ciężko stwierdzić gdzie jedno się kończy, a drugie zaczyna, i już nawet nie chce mi się przypisywać temu szczególnych etykiet) wydaje się być dziesiątki razy trudniejsze niż zdobycie doktoratu z fizyki (...ku***a Nobla). Nie, nie mam doktoratu, nie dostałem nagrody Nobla, ale nadal podtrzymuję. Tu nie ma zasad, mapy, kierunku, możesz z tym żyć i liczyć na to, że z czasem samo coś się ruszy, że trawisz w leki, że nastąpi cud, że po tym jak przez przypadek spadnie Ci na głowę cegła w drewnianym kościele nagle coś zaskoczy na swoje miejsce i będzie już na zawsze dobrze. :bezradny:

 

Zobacz na NLP Polska, oni twierdzą, że potrafią wyleczyć z takich rzeczy w try miga, ale każą sobie dużo płacić, więc ciężko powiedzieć.

 

Ze swojej strony mogę polecić proste dwie metody:

1) Powolne wdechy i wydechy, z czasem dłuższe

2) Długie afirmacje tak nawet do tysiąca powtórzeń

_O_

Taa, afirmacje...

 

@nerwa

Ciekawe ilu wśród tych wyleczonych miało "sezonową nerwicę", czyli taką, która przyszła znienacka, a nie rozwijała się od dzieciństwa, latami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, pierwsze 2 nerwice miałem z powodów z którymi sobie jak poradziłem, to minęły jak ręką odjął.

 

U mnie te nerwice pojawiają się faktycznie jak mam jakiś przewlekły problem.

Może faktycznie tak jest, że jak podstawą nerwicy są jakieś trudne do odnalezienia przyczyny i podejrzewam że im głębiej zakorzenione tym nerwica bardziej atakuje. Podejrzewam też, że największy problem mają ci którzy zaleczają nerwicę tylko lekami.

I powiem po sobie: teraz moja nerwica sie rozchulała jak wszedłem na to forum...

Nie zajrzę już do tego działu, bo tu jobla można dostać, czytając wypowiedzi nioektórych, wszyscy sie nawzajem nakręcają i sypią popiołem, tu można stracić niestety nadzieje że bedzie lepiej.

Najlepiej nie odwiedzać takich forów bo to nie pomaga. Ew zrobić jakieś internetowe grypowe rozmowy prowadzone przez jakiegoś terapeutę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie jak to czytalem to też sie zdolowalem, czytanie o lekach chyba wzmaga objawych. Chyba ze mialo sie terapie na temat forow i wie sie o tym, ze nie jest to rzeczywisty obraz odzwiercedlajacy prawdziwy stan rzeczy. Syłyszalem to juz od 2 psychologów i jednego psychiatry.

 

nerwa, dobrze ze znasz takich ludzi który sie wyleczyli, moi znajmomi nie znaja zagadnienie, jak im mowie to widze ze chca sie wczuc, ale nie wiedza o co chodzi.

 

-- 29 paź 2013, 03:48 --

 

Na forach wyleczeni na peweno nie siedza bo po co mielby tutaj zgladać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry jestem tu nowa i potrzebuję waszej pomocy. Może to trochę zabawne o czym teraz opowiem ale mam nadzieję, że każdy mnie zrozumie i nie znajdę tutaj negatywnych komentarzy na ten temat. tak więc moja choroba zaczęła się od pewnego czasu, najpierw pojawiły się mdłości, bóle głowy, częste oddawanie moczu, natrętne myśli a teraz a tak naprawdę od kilku dni kołatanie serca i problemy ze snem, wczorajszą noc nie przespałam ani na chwilę, dziś za to padłam jak mucha po leku i wizycie u psychiatry chociaż każdy dzień powoduje wariacje mojego serca jak i również strach przed kolejną nocą. PANICZNIE BOJĘ SIĘ NOCY I TEGO, ŻE ZNÓW BĘDĘ MIAŁA NAPAD I TYM SAMYM BEZSENNĄ NOC. Rano płakałam jak dziecko, próbując szukać pomocy, pojawiły się myśli samobójcze chociaż ja strasznie boję się śmierci a do tego jestem ogromną histeryczką i sama się nakręcam...- to tylko skutki tego co wywołało moją nerwicę i mam to potwierdzone przez psychiatrę i psychologa. MIŁOŚĆ DO IDOLA. Tak chociaż mam 22 lata jestem zakochana w pewnym piosenkarzu którego prawie każdy zna Bill KAULITZ z Tokio Hotel. To właśnie wtedy zaczęły się moje stany...od zawsze kochałam się w sławnych ludziach jak nie aktor Harrego Pottera to ktoś inny aż przyszła kolej na wokalistę TH. To właśnie przez niego czuję nieszczęście, wiecznie na coś czekam, tęsknie, moje myśli krążyły każdego dnia wokół niego(teraz gdy miałam atak obsesyjnie myślę o wieczorze i tego, że nie zasnę i przez bezsenność umrę), czuję się jakbym była nie na miejscu, jakby to nie był mój świat. Obwiniam los za to, że nie mogę mieć znajomości, że nie znam nikogo kto trochę przybliżyłby mnie do idola. Ostatnio zaczęłam nawet jeździć za nim na różne programy, koncerty...i dopiero wtedy czułam, że żyję bo ogólnie całe moje życie wydaje się jakby być za ścianą, jakbym nie brała w nim udziału a gdy widziałam idola wszystko odchodziło...dopiero gdy wracałam po wszystkim do domu, znów czułam pustkę i pisząc to drżę jak szalona i sama nie wiem czy to lęk przed nocą czy przed czym? potrafiłam płakać za nim, angażować się w jego życie. Przez niego nie mam mężczyzny- wszystkich porównuję do niego i czuję się nie szczęśliwa bo NIKT MU NIE JEST JAK ON. Poza tym boję się ciemności, kiedy widzę łóżko już mam napad...nawet królik którego dostałam kojarzy mi się z biciem serca i bezsennością gdyż dostałam go w ten sam dzień. Jestem przerażona...dziś jestem umówiona na badania do szpitala psychiatrycznego. Chcę z tego wyjść...nie chcę tak żyć...boję się...co robić??

 

myślicie, że to nerwica lękowa z objawami depresyjnymi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Swoją historie opisywalem kiedyś na forum. W sierpniu zmieniłem dietę i znacząlem stosować zioła - rezultat był taki ze zapomniałem o nerwicy. Przyszła jesień i znowu widzę lekki nawrót ... A najlepsze jest to ze objawy nerwicowe widzę ze mam uzależnione od funkcjońowania jelita grubego. Jak wszystko działa ok to 0 nerwicy jak mam problemy z jelitami to wszystko mnie boli, sztywne nogi itp. Zastanawiam sie czy to od nerwicy.

 

Pozdrawiam

JK

Bardzo dobry przykład tego że nie wszystko jest na tle nerwowym. Często są to objawy właśnie zaburzeń zdrowotnym w twoim przypadku niewłaściwą dietą i odżywianiem chociażby z powodu jakiejś dysfunkcji jelita. Problemy od strony mentalnej należy postrzegać tylko w niemożności osiągania celów i życia jakie chcesz prowadzić np. ze względu na nieśmiałość/lęk przed ludźmi która nie pozwoli Ci być dobrym przedsiębiorcą, mówcą, swobodnie czuć się w towarzystwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Clementine - nie perzerazaj się tak , widzisz nasze ciała reagują tak na napięcie , stres czy lęk i nie ma w tym nic nadzwyczajnego u mnie jest bardzo podobnie. Część naszego mózgu nie jest w stanie rozróżnić czy jest w prawdziwej sytuacji zagrożenia życia , czy poprostu nie. Bo nasze mysli zdenerwowanie , lęk, napięcie powodują identyczny stan jakby np. ktoś nam groził nozem. Stad to walenie serca, uczucie duszności , mrowienie konczyn zawroty glowy czy ataki paniki. Musisz wiedzieć o tym ,ze pomimo fatalnego samopoczucia nic Ci nie grozi , choć wydaje się całkiem inaczej. Pomysl o psychoterapii , to moze sporo pomóc . Chodź do psychiatry da Ci leki , które Cię uspokoją i pozwolą popracować nad sobą. Pamiętaj , ze jest wielu ludzi z takimi problemami. Między innymi ja. I nigdy się nie poddawaj , a z pewnością zwyciężysz:-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałem, żę tu nie wejdę, bo w środę mój stan był już dobry i miałem nadzieję na to, że uporałem się już z problemem, niestety wczoraj przeżywałem 6 godzinny koszmar... :(

Ogólnie zaczęło się od tych problemów ze snem, jak tak miałem problemy ze snem już tydzień, to pojawiły mi się myśli, a co jeśli zacznie mnei brać lęk w sytuacjach które sprawiają mi przyjemność i stracę odczuwać z nich przyjemność. Dodam, że wcześniej miewałem już takie wkręty, np co jeśli zacznie wydawać mi się że niewyraźnie widzę ekran na TV i tak się faktycznie działo co odbierało mi przyjemność z oglądania TV - jednak to działało 1 dzień potem sobie zawsze uświadamiałem że to nonsens, jakieś racjonalne wytlumaczenie i to mijało.

W tym przypadku, przyszła mi dodatkowo myśl, co jeśli będzie to tak natrętne, że nie zapomnę o tym już nigdy i nie minie to tak szybko. Jednocześnie każda kolejna noc snu pogarszała się jakościowo. I w jeden dzień już przyszła myśl, a co jeśli lęki staną się natrętne i będą mi uprzykrzać cały dzień i bach stało się. Kolejna noc i 2 godziny snu, potem ogólnie złe samopoczucie w ciągu dnia i pod wieczór udało mi się o tym zapomnieć na godzinę, przy czym jak sobie przypomniałem - BACH - napad lęku - jednak po 5 min. opanowany. To jednak pozostawiło powiększony niepokój, postanowiłem poczytać coś o nerwicy, a tymczasem same czarne informacje, że to nieuleczalne, że ludzie mają nawroty, że każdy nawrót coraz straszniejszy, że psychoterapie niekoniecznie pomagają, że leki często nie pomagają, że ludzie cierpią latami, że może to doprowadzić do alkoholizmu, strachu przed wyjściem z domu paraliżami, drgawkami utratami przytomności (swoją drogą skoro to takie cierpienie to dlaczego nie notuje się tylu samobójstw tak jak np w stwardnieniu rozsianym).

Kolejna noc nieprzespana - dodatkowa frustracja, bardzo złe samopoczucie i wrażenie że mnie podłapują napady lęku bez przerwy. Kolejna noc - spałem ale też nie najlepiej.

I dzień początkowo z czarnym nastrojem wręcz pogrzebowym, jednak w ciągu dnia jak spotkałem się z dziewczyną poprawił się i momentami zapominałem o tym. Wieczorem bardzo dobry nastrój, kolejna noc też nie najlepsze spanie ale też nie takie tragiczne. Kolejny dzień zaczął się dobrze, nawet bardzo dobrze i dobry humor. Jadę na zajęcia i na zajęciach i w towarzystwie ludzi takie natrętne uczucie czarnch myśli, takie napadowe odczucia, że nic nie bedzie dobrze, takie wrażenie jakby mój mózg przesłąniały czarne chmury powodujące lęk, rozpacz, bezradność, bezsilność, uczucie że nic dobrego mnie nie spotka. Wywalałem to z głowy, ale jednak to wracało natrętnie aż po godzinie już nie miałem siły tego odrzycać u mnie zaczęło opanowywać, aczkolwiek było to coś na wzór: przychodzą chmury na 5 min, odhcodzą na 5 min, przychodzą na 5 min, odchodzą na 5 min. Potem w ciągu dnia mimo że widziałem sie z dziewczyną to pomimo że już ten stan nie nadchodził, to ja się już jakoś pogrążyłem w czarnym nastrojui z trudem rozmawiałem, z trudem udawałem uśmiech i że jest ok (przed nią). Pod wieczór nastrój jakoś mi sie dziwnie poprawił. Następny dzień, począterk droga na uczelnie czarne pogrzebowe myśli, pojawiłem się na uczelni znów te czarne myśli ledwo na uczelnie wszedłem, aczkolwiek jakoś udało mi się stanąć obok tych myśli, odczułem że to kolejny objaw nerwicy i zacząłem to tłumić i podziałało, bo poprawił mi się nastrój i to bardzo, aczkolwiek cały czas o tym myślałem. Wieczorem znów taki strach że najdą mnie napady lęku, i wrażenie że mi się one zczynają. Potem kolejne myśli że bede miał natrętne mysli które będą mi odbierały radość z rzeczy które uwielbiam robić. Kładę się, nagłe uczucie lęku, który odczuwam obecnie już fizycznie, tj. staje obok niego, ale czuje że on jest, czuje że organizm jest napięty, jednak ... udało mi się go stłumić i po dłuższej chwili zasnąć. Budzę się - myślę sobie... pewnie bedzie już po 5 więc zaraz bede wstawał, patrzę na zegarek 1:32... Silny lęk, próby jego stłumienia, średnio skuteczne, potem po godzinie czy nawet dwóch próba głębokich oddechów - przeszło, zasnałem, potem znów pobudka znów lęk, znów zasnąłem i znów pobudka lęk, patrzę na zegarek i jest 4:59... Myślę, że do 5:30 jeszcze 30 min więc może jeszcze sobie pośpię, może znasnę ale pojawia się lęk, który minął dopiero 5 min przed budzikiem i kiedy poczułem, że bede mógł w tym momencie w koncu zasnąć.

Wstałem z jeszcze większym lękiem, stan mocno depresyjny (to było wczoraj), jadę na uczelnię, na uczelni podobnie, znów napady tych natrędnych myśli czarnowidzenia, ale nic próbuję tłumić, początkowo się udawało, później niestety tłumienie przestało wychodzić. Ogólnie to uczucie jest okropne, połączenie poczucia beznadzieji z lękiem, i wrażeniem że zaraz upadnę na kolana i zacznę wrzeszczeć: "Ja tego nie wytrzymam !! nie zniosę tego !! oszaleję!!". Myślę sobie przeczekam to uczucie to minie, nie mijało mimo że już z dziewczyną się widziałem...

Było z godziny na godzine tylko gorzej... Do tego doszło takie poczucie totalnego odrealnienia, poczucia że jest ze mną już bardzo źle, że nie dość że nie moge spać, to jeszce w dzień się tak męczę. Doszły myśli, że nie zapomnę o tym ani na chwilę, że żadnym sposobę się nie "zresetuję", że trafię na tę nerwicę do szpuitala, że zawalę studia, że mnie moja dziewczyna rzuci, przed którą z ogromnym trudem i cierpieniem udaję że jest ok, chociaż od tego poczucia aż mną wewnątrz wykręcało. Tak jak mówiłem wczoraj to uczucie z czasem narastało, narastało, do tego stopnia, że mi ręce zaczęły drżeć, że już średnio wiedziałem co sie ze mną dzieje, takie uczucie palenia skóry cały czas jak w momencie gdy człowiek nagle spanikuje, czegoś bardzo mocno się wystraszy/zdenerwuje się czymś. Już w pewnym czasie przerodziło się to, w takie paskudne uczucie jakby co minutowych ataków takiego cierpienia w czystej postaci, odnosiłem takie wrażenie jakby ktoś mi robił "krucjo" z harrego pottera i myslenie że to nerwica nie pomagało, w pewnym momencie miałem sreberka opadające przed oczami. Co ciekawe była godzina przerwy gdy z dziewczyną sie kochałem, wtedy to uczucie odeszło ode mnie, wtedy było przyjemnie, ale po tym znów negartywne myśli wróciły, chociaż już nie wróciły te napadowe stany przy których szło oszaleć. Grobowy humor miałem do mw 20:00 ... W nocy sie położyłem i ledwo zgasiłem światło - napady lęku, ale mimo że sie pojawiły zasnąłem i to dość mocno, obudziłem się może 3 razy ale zaraz zasypiałem i tak pospałem do 8:30, także pierwszy raz od 2 tygodni normalnie pospałem...

Ja wiem, że nerwicę się leczy, ale mam zwątpienia... Może to mój problem, ale ja nie lubie przyjmować od nikogo pomocy, lubię sam sobie radzić z wieloma rzeczami, i wiem że jak zasięgnę pomocy psychiatry/psychologa - to będzie mnie już do końca życia męczyła myśl, że nie poradziłem sobie sam i że bede już zawsze zależny od terapeuty, że bede od niego zależny...

Przychodzą mi obawy, że takiej wściekłej nerwicy to nikt nie miał i że mi nic nie pomoże... Boję się, że zawalę studia, że przez leczenie psychatryczno-psychologiczne nie dostane pracy lub w przyszłości mnie z niej wywalą, a też od tego czy od razu zaczne pracować zależą losy mojego związku z ukochaną (wiem to głupie pewnie dla was, ale tak jest i to bardzo skomplikowana sytuacja)... Że mnie dziewczyna rzuci (w obawie że zacznę pić), że moje życie zostanie zrujnowane...

Dodam, że podobny stan miałem 5,5 roku temu, jak jechałem pociągiem nad morze za dnia, no tyle że wtedy to ten stan we mnie uderzył, nie myslałem o tym że mnie może takie coś złapać i w zasadzie wydawało mi się wtedy że jestem w jakieś psychozie, że zwariowałem, aczkolwiek minęło po 11 godzinach czyli pod koniec jazdy, później pomartwiłem się tym następny dzień, ale że to nie wracało, to szybko o tym zapomniałem i wróciłem do normalnego życia.

Ja wiem, że to nerwica, wiem że nie żądna inna choroba psychiczna, bo nie mam psychozy, ale te objawy są straszne dla mnie jeżecze żebym mógł o tym chociaż na minutę zapomnieć... Nie wiem jak ktoś ma mi pomóc?

Na czym polega terapia ?

Na szukaniu przyczyn nerwicy ? Ze ich eliminacja powoduje jej magiczne przejście ?

Czy polega na radzeniu sobie z atakami ?

Bo jeśli to drugie to by oznaczało że nerwica wcale nie jest uleczalna.

A terapia grupowa co daje ?

To pomaga jak kilka osób się wypowiada ?

Prosze przybliżcie mi szczegóły, chciałbym wiedzieć co mnie czeka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@SCF.

Witaj,

z tego co zauważyłem masz już na prawdę "ostrą jazdę", u mnie występują drgania kończyn i tych górnych i dolnych, pocenie, problemy z wypowiedzią etc. Pomaga mi Skullcap i Nervosol są to leki ziołowe, dostępne bez recepty, spróbuj jeżeli to Ci nie pomoże to na pewno nie psycholog a już psychiatra, dopiero potem kiedy to w pewnym stopniu ustanie można mówić o leczeniu lżejszym czyli psycholog, pogawędki w grupie itd. Jedno co musisz sobie uświadomić, to to, że TY SAM jesteś dla siebie najważniejszy, nikt inny. Nie dziewczyna, nie studia nie praca itd, to uporanie się ze sobą jest ważniejsze od wszystkich innych aspektów twojego życia. Błąd robisz taki, że udajesz przed dziewczyną, powiedz jej, jeżeli doda Ci otuchy to dobrze, jeżeli odejdzie to olej to, inne też mają cipki, laska może odejść, pracę można wznowić / stracić, szkołę również, ale ty sam zawsze będziesz ze sobą. Z mojego doświadczenia wiem, że psycholodzy i te gadki psychologiczne / grupowe to nabijanie kasy i wysłuchiwanie martyrologi innych ludzi, nie wiele daje, a mało kosztuje. Z takich na teraz rozwiązań to Skullcap, który mi sporo polepszył, ale biorę 2x więcej niż zalecają, dopiero działa, nervosol tak samo i dużo, podkreślam dużo afirmacji, aż gardło boli, tłumacz sobie, rozmawiaj ze swoim wewnętrznym głosem, mów jakby ktoś tam był (bo jest twój umysł), który rejestruje te dobre a te złe słowa z większą mocą, więc uważaj co mówisz. Ze swojej strony wiem, że te ataki, które parę razy miewałem w nocy, niczym oko sędziego, które każe mi analizować ubiegły dzień, krytykujący mnie za to, za tamto, można to zmienić w coś co cię mobilizuje, zamiast podczas ataku mieć myśl "nie uda się, będzie źle", mam teraz ciągle uda się jest dobrze, nie muszę o tym nawet myśleć, samo mi mówi, że jest dobrze i widzę po sobie jakie to pozytywne zmiany wnosi do mojego życia. Powoli zmniejszą dawkę leków, nie jem mięsa, które jak zaobserwowałem było przyczyną złego samopoczucia, dużo ze sobą rozmawiam i efekty są bez psychologów / psychiatrów itd. Oni nie mają rozwiązania, szprycują ludzie tabletkami po czym następnego biorą na fotelik. Jednak mój przypadek jest inny aniżeli twój, to co pomaga mi, nie koniecznie pomoże tobie. Z tego co widzę, totalnie ta choroba uniemożliwia Ci egzystencję, najpierw spróbuj tego co Ja, jeżeli to nic nie da zgłoś się do zakładu, tam Ci pomogą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałem, żę tu nie wejdę, bo w środę mój stan był już dobry i miałem nadzieję na to, że uporałem się już z problemem, niestety wczoraj przeżywałem 6 godzinny koszmar... :(

Ogólnie zaczęło się od tych problemów ze snem, jak tak miałem problemy ze snem już tydzień, to pojawiły mi się myśli, a co jeśli zacznie mnei brać lęk w sytuacjach które sprawiają mi przyjemność i stracę odczuwać z nich przyjemność. Dodam, że wcześniej miewałem już takie wkręty, np co jeśli zacznie wydawać mi się że niewyraźnie widzę ekran na TV i tak się faktycznie działo co odbierało mi przyjemność z oglądania TV - jednak to działało 1 dzień potem sobie zawsze uświadamiałem że to nonsens, jakieś racjonalne wytlumaczenie i to mijało.

W tym przypadku, przyszła mi dodatkowo myśl, co jeśli będzie to tak natrętne, że nie zapomnę o tym już nigdy i nie minie to tak szybko. Jednocześnie każda kolejna noc snu pogarszała się jakościowo. I w jeden dzień już przyszła myśl, a co jeśli lęki staną się natrętne i będą mi uprzykrzać cały dzień i bach stało się. Kolejna noc i 2 godziny snu, potem ogólnie złe samopoczucie w ciągu dnia i pod wieczór udało mi się o tym zapomnieć na godzinę, przy czym jak sobie przypomniałem - BACH - napad lęku - jednak po 5 min. opanowany. To jednak pozostawiło powiększony niepokój, postanowiłem poczytać coś o nerwicy, a tymczasem same czarne informacje, że to nieuleczalne, że ludzie mają nawroty, że każdy nawrót coraz straszniejszy, że psychoterapie niekoniecznie pomagają, że leki często nie pomagają, że ludzie cierpią latami, że może to doprowadzić do alkoholizmu, strachu przed wyjściem z domu paraliżami, drgawkami utratami przytomności (swoją drogą skoro to takie cierpienie to dlaczego nie notuje się tylu samobójstw tak jak np w stwardnieniu rozsianym).

Kolejna noc nieprzespana - dodatkowa frustracja, bardzo złe samopoczucie i wrażenie że mnie podłapują napady lęku bez przerwy. Kolejna noc - spałem ale też nie najlepiej.

I dzień początkowo z czarnym nastrojem wręcz pogrzebowym, jednak w ciągu dnia jak spotkałem się z dziewczyną poprawił się i momentami zapominałem o tym. Wieczorem bardzo dobry nastrój, kolejna noc też nie najlepsze spanie ale też nie takie tragiczne. Kolejny dzień zaczął się dobrze, nawet bardzo dobrze i dobry humor. Jadę na zajęcia i na zajęciach i w towarzystwie ludzi takie natrętne uczucie czarnch myśli, takie napadowe odczucia, że nic nie bedzie dobrze, takie wrażenie jakby mój mózg przesłąniały czarne chmury powodujące lęk, rozpacz, bezradność, bezsilność, uczucie że nic dobrego mnie nie spotka. Wywalałem to z głowy, ale jednak to wracało natrętnie aż po godzinie już nie miałem siły tego odrzycać u mnie zaczęło opanowywać, aczkolwiek było to coś na wzór: przychodzą chmury na 5 min, odhcodzą na 5 min, przychodzą na 5 min, odchodzą na 5 min. Potem w ciągu dnia mimo że widziałem sie z dziewczyną to pomimo że już ten stan nie nadchodził, to ja się już jakoś pogrążyłem w czarnym nastrojui z trudem rozmawiałem, z trudem udawałem uśmiech i że jest ok (przed nią). Pod wieczór nastrój jakoś mi sie dziwnie poprawił. Następny dzień, począterk droga na uczelnie czarne pogrzebowe myśli, pojawiłem się na uczelni znów te czarne myśli ledwo na uczelnie wszedłem, aczkolwiek jakoś udało mi się stanąć obok tych myśli, odczułem że to kolejny objaw nerwicy i zacząłem to tłumić i podziałało, bo poprawił mi się nastrój i to bardzo, aczkolwiek cały czas o tym myślałem. Wieczorem znów taki strach że najdą mnie napady lęku, i wrażenie że mi się one zczynają. Potem kolejne myśli że bede miał natrętne mysli które będą mi odbierały radość z rzeczy które uwielbiam robić. Kładę się, nagłe uczucie lęku, który odczuwam obecnie już fizycznie, tj. staje obok niego, ale czuje że on jest, czuje że organizm jest napięty, jednak ... udało mi się go stłumić i po dłuższej chwili zasnąć. Budzę się - myślę sobie... pewnie bedzie już po 5 więc zaraz bede wstawał, patrzę na zegarek 1:32... Silny lęk, próby jego stłumienia, średnio skuteczne, potem po godzinie czy nawet dwóch próba głębokich oddechów - przeszło, zasnałem, potem znów pobudka znów lęk, znów zasnąłem i znów pobudka lęk, patrzę na zegarek i jest 4:59... Myślę, że do 5:30 jeszcze 30 min więc może jeszcze sobie pośpię, może znasnę ale pojawia się lęk, który minął dopiero 5 min przed budzikiem i kiedy poczułem, że bede mógł w tym momencie w koncu zasnąć.

Wstałem z jeszcze większym lękiem, stan mocno depresyjny (to było wczoraj), jadę na uczelnię, na uczelni podobnie, znów napady tych natrędnych myśli czarnowidzenia, ale nic próbuję tłumić, początkowo się udawało, później niestety tłumienie przestało wychodzić. Ogólnie to uczucie jest okropne, połączenie poczucia beznadzieji z lękiem, i wrażeniem że zaraz upadnę na kolana i zacznę wrzeszczeć: "Ja tego nie wytrzymam !! nie zniosę tego !! oszaleję!!". Myślę sobie przeczekam to uczucie to minie, nie mijało mimo że już z dziewczyną się widziałem...

Było z godziny na godzine tylko gorzej... Do tego doszło takie poczucie totalnego odrealnienia, poczucia że jest ze mną już bardzo źle, że nie dość że nie moge spać, to jeszce w dzień się tak męczę. Doszły myśli, że nie zapomnę o tym ani na chwilę, że żadnym sposobę się nie "zresetuję", że trafię na tę nerwicę do szpuitala, że zawalę studia, że mnie moja dziewczyna rzuci, przed którą z ogromnym trudem i cierpieniem udaję że jest ok, chociaż od tego poczucia aż mną wewnątrz wykręcało. Tak jak mówiłem wczoraj to uczucie z czasem narastało, narastało, do tego stopnia, że mi ręce zaczęły drżeć, że już średnio wiedziałem co sie ze mną dzieje, takie uczucie palenia skóry cały czas jak w momencie gdy człowiek nagle spanikuje, czegoś bardzo mocno się wystraszy/zdenerwuje się czymś. Już w pewnym czasie przerodziło się to, w takie paskudne uczucie jakby co minutowych ataków takiego cierpienia w czystej postaci, odnosiłem takie wrażenie jakby ktoś mi robił "krucjo" z harrego pottera i myslenie że to nerwica nie pomagało, w pewnym momencie miałem sreberka opadające przed oczami. Co ciekawe była godzina przerwy gdy z dziewczyną sie kochałem, wtedy to uczucie odeszło ode mnie, wtedy było przyjemnie, ale po tym znów negartywne myśli wróciły, chociaż już nie wróciły te napadowe stany przy których szło oszaleć. Grobowy humor miałem do mw 20:00 ... W nocy sie położyłem i ledwo zgasiłem światło - napady lęku, ale mimo że sie pojawiły zasnąłem i to dość mocno, obudziłem się może 3 razy ale zaraz zasypiałem i tak pospałem do 8:30, także pierwszy raz od 2 tygodni normalnie pospałem...

Ja wiem, że nerwicę się leczy, ale mam zwątpienia... Może to mój problem, ale ja nie lubie przyjmować od nikogo pomocy, lubię sam sobie radzić z wieloma rzeczami, i wiem że jak zasięgnę pomocy psychiatry/psychologa - to będzie mnie już do końca życia męczyła myśl, że nie poradziłem sobie sam i że bede już zawsze zależny od terapeuty, że bede od niego zależny...

Przychodzą mi obawy, że takiej wściekłej nerwicy to nikt nie miał i że mi nic nie pomoże... Boję się, że zawalę studia, że przez leczenie psychatryczno-psychologiczne nie dostane pracy lub w przyszłości mnie z niej wywalą, a też od tego czy od razu zaczne pracować zależą losy mojego związku z ukochaną (wiem to głupie pewnie dla was, ale tak jest i to bardzo skomplikowana sytuacja)... Że mnie dziewczyna rzuci (w obawie że zacznę pić), że moje życie zostanie zrujnowane...

Dodam, że podobny stan miałem 5,5 roku temu, jak jechałem pociągiem nad morze za dnia, no tyle że wtedy to ten stan we mnie uderzył, nie myslałem o tym że mnie może takie coś złapać i w zasadzie wydawało mi się wtedy że jestem w jakieś psychozie, że zwariowałem, aczkolwiek minęło po 11 godzinach czyli pod koniec jazdy, później pomartwiłem się tym następny dzień, ale że to nie wracało, to szybko o tym zapomniałem i wróciłem do normalnego życia.

Ja wiem, że to nerwica, wiem że nie żądna inna choroba psychiczna, bo nie mam psychozy, ale te objawy są straszne dla mnie jeżecze żebym mógł o tym chociaż na minutę zapomnieć... Nie wiem jak ktoś ma mi pomóc?

Na czym polega terapia ?

Na szukaniu przyczyn nerwicy ? Ze ich eliminacja powoduje jej magiczne przejście ?

Czy polega na radzeniu sobie z atakami ?

Bo jeśli to drugie to by oznaczało że nerwica wcale nie jest uleczalna.

A terapia grupowa co daje ?

To pomaga jak kilka osób się wypowiada ?

Prosze przybliżcie mi szczegóły, chciałbym wiedzieć co mnie czeka.

 

Kilka lat temu miałem może nie aż tak dramatyczną sytuację jak u Ciebie ale na pewno bardzo dużo negatywnych emocji w sobie, nie odwiedzałem żadnych lekarzy a studiowałem funkcjonowanie umysłu, co mi pomogło? eliminacja tych negatywnych struktur dzięki czemu dzisiaj właściwie myśle o sobie tylko pozytywnie i cieszę się życiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem tu na forum pierwszy raz, muszę się przed kimś wygadać bo zwariuję. Nie mam w gronie swoich najbliższych takiej osoby, która na poważnie traktowałaby to co się ze mną dzieje. Wszyscy uważają, że jestem panikarą i będąc żoną i matką powinnam zachowywać się inaczej.

Z nerwicą mam problem od trzech lat. Zaczęło się od bólu w klatce piersiowej, mdłości, zawrotów głowy. Myślałam oczywiście, że jestem na coś chora, pewnie na raka i za miesiąc umrę. Zrobiłam całą masę badań na które wydałam mały majątek. I nic, wszystkie wyniki ok. poszłam do psychiatry za namową lekarza rodzinnego, który już miał dosyć mojej ciągłej obecności w swoim gabinecie. Dopiero psychiatra uświadomił mi, ze nerwica to choroba, która nie polega tylko na natrętnych, negatywnych myślach i strach (a tak zawsze myślałam), tylko bardzo często towarzyszą jej objawy somatyczne. Zaczęłam brać leki, tłumaczyłam sobie, że ból głowy który akurat mam to nie guz mózgu tylko zwykła migrena od stresu itp. Jakoś mi się udało, trwało to długo ale wygrałam z nerwicą na jakiś czas. Już myślałam, ze jestem wolna od tego koszmaru, a tu znowu to samo!!!

Trzy tygodnie temu zmarł mój tata, którym sama się opiekowałam. Nawet nie wiem kiedy wszystkie objawy nerwicy wróciły:(

Jestem ciągle poddenerwowana, serce i wali w piersi, w głowie mi się kręci, mam chwile osłabienia czasem myślę, że padnę na ulicy, przez to boje się wychodzić z domu, jak idę do pracy to jestem mokra od potu, tak się denerwuję tymi objawami. Powiedziałam o tym mamie, mężowi ale oni to bagatelizują, twierdzą że robię z siebie jakąś ofiarę, więc nic już nikomu nie wspominam o tym co się ze mną dzieje. Najgorsze jest to, że ja jak sobie zacznę tłumaczyć, że to tylko nerwy to na chwilę się uspokajam, bo już to przechodziłam, ale po chwili mam myśli :a może ja na coś jestem chora, szukam objawów w necie i się nakręcam, straszne to jest!

Wiem, że muszę iść znowu do psychiatry, ale na moje nieszczęście w moim mieście przyjmuje tylko jeden i terminy są bardzo długie:( No ale zapisze się i poczekam, nie mam wyjścia. Tylko jak ja dotrwam do tej wizyty?! Chyba całkiem zwariuje. A leki jakie ostatnio mi przepisał, to właściwie średnio dawały rezultaty, potem zwiększył mi dawki ale szału nie było. Najbardziej pomogło mi tłumaczenie samej sobie, że nie umieram. Pisząc ten post, też zastanawiam się czy to nerwica wróciła, czy powinnam porobić jakieś badania na te moje dolegliwości. Matko, czy ja już wariuję??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj JD31!

Moja nerwica zaczęła się właśnie po śmierci mojego taty. Miałam wtedy jakieś 18 lat i dzięki dobrej terapii udało mi się z tego wyjść.

Niestety przy kolejnym ciężkim przeżyciu objawy wróciły i tak wracają i ustępują do dzisiaj.

Moja psycholog określiła to jako moją wyuczoną reakcję w sytuacjach z którymi nie umiem lub nie mogę sobie poradzić.

Twoje przeżycie mogło przyczynić się do nawrotu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak zacznę sobie sama tłumaczyć swoje dolegliwości, to dochodzę do wniosku, że to przez śmierć taty wszystko wraca, ale po jakimś czasie jakbym o tym zapominała i zaczynam myśleć nad chorobami, które wywołują takie objawy :(

Teraz też, siedzę przed kompem a wszystko mi przed oczami wiruje, jest mi niedobrze.

Różne choroby, zabiegi, operacje mam za sobą i muszę powiedzieć, że czegoś gorszego od napadu lekowego nie doświadczyłam :why:

Jakby mi ktoś obiecał, że po wyrwaniu wszystkich zębów bez znieczulenia to badziewie się ode mnie odczepi, to bym się zgodziła bez namysłu!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda, atak lęku/paniki to najgorsze z uczuć jakiego doświadczyłam. Wczoraj wieczorem dopadło mnie na fotelu u dentysty. Jakoś dotrwałam do końca ... Ledwo doszłam do domu :-(

Ale doszłam i przeżyłam po raz kolejny, choć myślałam, że teraz to już naprawdę coś mi się dzieje :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja codziennie zaluje wielu rzeczy z przeszlosci,codziennie rozpamietuje dawne sytuacje,codziennie nie moge sie pogodzic z tym co przeszedlem i nadal przechodze.uczucia relaksu nie zaznalem od lat.nie mam pomyslu co z tym zrobic dalej.psychologowie i psychiatrzy nie pomagaja na tyle ile bym chcial.dla 27letniego mezczyzny to jest dramat nie móc pracowac , byc z zwiazku z kims,nie moc prowadzic samochodu.ciagla pustka i poczucie zycia bez sensu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na poniedziałek zapisałam się do psychologa, zobaczymy co powie i jak mi będzie mógł pomóc. Liczę na jakiś cud:)

Dzisiaj czuję się fatalnie, mam mdłości i zawroty głowy od wczoraj, oczywiście już z 10 chorób sobie w związku z tym znalazłam, wiem, że to pewnie nerwy ale nic na to nie poradzę. Miała robione badania krwi ostatnio, anemii nie mam, neurolog mnie widział 3 lata temu też było ok, to samo laryngolog i okulista, więc tłumaczę sobie, że to nerwy, ale jakoś nie dociera:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

Chciałabym Wam opowiedzieć w skrócie historię mojej nerwicy...i trochę się wygadać...nerwowa byłam chyba od dzieciństwa....zawsze wszystko strasznie przeżywałam i analizowałam po wiele razy różne sytuacje...dzieciństwo nie było takie złe poza tym,że mój tata czasem miał ciągi alkoholowe i w domu były awantury.Mamy się bałam...była dla mnie często surowa i jej słowa często mnie raniły...nie mogłam koleżanek zapraszać do domu...i czasem czułam się odludkiem...pierwszy epizod zdarzył się kilka lat temu po śmierci mojej cioci,która niespodziewanie zmarła na raka...nie wiedziała,ze go ma bo była tylko przeziębiona...w międzyczasie chorowała na raka już moja mama i jej rodzona siostra...zachorowały w tym samym czasie...kilka lat mojego życia to szpital,chemioterapia mojej mamy i jej walka z chorobą,którą przegrała prawie dwa lata temu...dużo siły dawał mi wtedy mój mąż...

Zaczęło się od strasznego kołatania serca...pogotowie i nic...potem był kardiolog i holter i znowu nic...poszłam do lekarza rodzinnego który stwierdził,że to nerwica...przepisał xanax i pramolan...a po tych lekach myślałam,że zejdę...zmieniłam lekarza...miła Pani doktor przepisała mi seronil i jakoś się polepszyło...w międzyczasie były gorsze momenty ale jakoś tam było...od trzech miesięcy jest tragedia...budzę się rano z lękiem...miewam w nocy kołatania serca i drętwieją mi ręce... latem w gorący dzień miałam napad tężyczki i cała zdrętwiałam...zawroty głowy i uczucie duszenia i kluchy w gardle... boję się sama zostać w domu i z niego wychodzić...mam małe dziecko...czekam na wizytę u psychiatry,która będzie za tydzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gosiulek, witaj.

Każdy z nas ma pewne "zaplecze", które przyczyniło się do takiej, a nie innej kondycji naszej psychiki. Musimy z tym walczyć. Nerwusków tu jak mrówków ;) Każdy się zmaga na swój sposób...

Bierzesz Xanax w czasie napadów lęku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gosiulek, kazda reakcja ma gdzies swoj poczatek. nie przepracowalas jakiejs traumy najprawdopodobniej.

 

jak bedziesz walczyc mozesz wygrywac wojenki, ale ale calej wojny nie wygrasz. bestia, ktora nosisz w sobie chce Ci cos powiedziec czego Ty nie chcesz sobie uzmyslowić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gosiulek, witaj.

Każdy z nas ma pewne "zaplecze", które przyczyniło się do takiej, a nie innej kondycji naszej psychiki. Musimy z tym walczyć. Nerwusków tu jak mrówków ;) Każdy się zmaga na swój sposób...

Bierzesz Xanax w czasie napadów lęku?

 

 

Nie byłam jeszcze u psychiatry i póki co wspomagam się ziołowymi tabletkami...ale za tydzień wizyta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×