Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

sylwoszka, to co piszesz, to jakaś masakra... Sama widzisz, co się dzieje jak ciągle do niego wracasz i mu wybaczasz. Weź spakuj się i po prostu nie wracaj. Masz jakaś rodzinę? Ktoś może dać Ci dach nad głową? Jak nie, to pierwszy lepszy osp, oni już pokierują gdzieś dalej. Naprawdę nie marnuj sobie życia. Widać, że on tej pomocy nie chce, przyzwyczaił się do wszystkiego, więc nie zmieniaj go na siłę, bo oberwie się Tobie i dzieciom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abraxas-masz racje jak wielu innych osob,nawet moja psychoterapeutka mi to mowila. Tak ciagle wracam bo jestem naiwna i wierze ciagle mu ze sie zmieni ze to ostatni raz eh...dzis poszlam z synem do kosciola bo mial poswiecenie swiec do komuni (maluszka zostawilam z nim...)gdy wracalam chcialam sobie cos kupic do jedzenia na obiad bo On oczywiscie kupil sobie tylko 3 golabki...i kolezanka mi zaproponowala obiad u jej mamy,zgodzilam sie. Jednak przeszlam kolo bloku i zaczal mi telefon dzwonic to byl on odebralam i mowie slucham On:za ile bedziesz?Ja:a co? On:a jajco kur....ty sobie spacerujesz a dziecko ma kolki i trzeba go nosic...i sie rozlaczyl...Powiedzialam kolezance ze ide po maluszka bo mi go szkoda...nie chcial mi dac dziecka,wiec powiedzialam byles z nim godzine i sobie rady nie dajesz ja tak nosze 5 godzin wieczorami i nie narzekam...powyzywal cos tam itd. Co do pojscia gdzies hm...rodzice pija...a ja nie chce by moje dzieci patrzyly na to co ja doswiadczylam za dziecka,mam brata ma jeden pokoik tyle ze za daleko do szkol dzieci itd a syn ma komunie i szkoda go przepisywac 2 miesiace przed nia...:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abraxas-masz racje jak wielu innych osob,nawet moja psychoterapeutka mi to mowila. Tak ciagle wracam bo jestem naiwna i wierze ciagle mu ze sie zmieni ze to ostatni raz eh...dzis poszlam z synem do kosciola bo mial poswiecenie swiec do komuni (maluszka zostawilam z nim...)gdy wracalam chcialam sobie cos kupic do jedzenia na obiad bo On oczywiscie kupil sobie tylko 3 golabki...i kolezanka mi zaproponowala obiad u jej mamy,zgodzilam sie. Jednak przeszlam kolo bloku i zaczal mi telefon dzwonic to byl on odebralam i mowie slucham On:za ile bedziesz?Ja:a co? On:a jajco kur....ty sobie spacerujesz a dziecko ma kolki i trzeba go nosic...i sie rozlaczyl...Powiedzialam kolezance ze ide po maluszka bo mi go szkoda...nie chcial mi dac dziecka,wiec powiedzialam byles z nim godzine i sobie rady nie dajesz ja tak nosze 5 godzin wieczorami i nie narzekam...powyzywal cos tam itd. Co do pojscia gdzies hm...rodzice pija...a ja nie chce by moje dzieci patrzyly na to co ja doswiadczylam za dziecka,mam brata ma jeden pokoik tyle ze za daleko do szkol dzieci itd a syn ma komunie i szkoda go przepisywac 2 miesiace przed nia...:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sylwoszka, aż tak daleko ten brat mieszka? Zastanów się czy nie warto skorzystać z pomocy, bo nie ma sensu w tym dalej siedzieć. Jeśli on nie nie bierze leków, nie ma zamiaru zadbać o siebie to tym bardziej nie dba o Ciebie i dzieci, zresztą sama widzisz na co dzień jak się zachowuje. Nie chce się zmienić i tyle, już nie wybaczaj tylko pomyśl o sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sylwoszka, aż tak daleko ten brat mieszka? Zastanów się czy nie warto skorzystać z pomocy, bo nie ma sensu w tym dalej siedzieć. Jeśli on nie nie bierze leków, nie ma zamiaru zadbać o siebie to tym bardziej nie dba o Ciebie i dzieci, zresztą sama widzisz na co dzień jak się zachowuje. Nie chce się zmienić i tyle, już nie wybaczaj tylko pomyśl o sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was. Czasem, a w zasadzie coraz czesciej zastanawiam sie czy i ja nie tkwie w chorym zwiazku. Wydaje mi sie ze tak. Aczkolwiek walcze o ten zwiazek i chyba po glebszym przemysleniu wydaje mi sie ze walcze z wiatrakami. Po krotce opowiem jak to wszystko wyglada. Jestem ze swoim partnerem od 3 lat, mamy dziecko, nawet oswiadczyl mi sie ale... to wszystko jest bez sensu. Odkad urodzil sie nasz syn, on w ogole nie interesuje sie nami. Pracowal z poczatku poza naszym miastem i bywal w domu tylko na weekendy. Tylko ze kazdy weekend wygladal tak samo... Przyjezdzal w piatek poznym wieczorem kapal sie, kladl sie spac... sobota przed tv badz poza domem, wieczorem wyjscie na piwko a w niedziele odchorowywal wieczorny wypad. Przez to zaczely tworzyc sie awantury, ktore czesto konczyly sie rekoczynami. Trwalo to wszystko okolo pol roku. Nigdy nie interesowalo to ze jestem ciagle sama, ze jestem zmeczona, ze tez potrzebuje sie oderwac od pieluch i samotnego siedzenia tylko i wylacznie z dzieckiem. Moje zdanie nigdy sie nie liczylo i nie liczy do tej pory. Nadarzyla sie okazja, wyjazdu do UK. POmyslalam ze moze oderwie sie od starych znajomych i wszystko sie zmieni, ze wkoncu bedziemy jak rodzina. Nic bardziej mylnego! Wyjechalismy, a tu? Tu poznal innych, nie wiem czy nie gorszych znajomych z ktorymi pracuje. Nie dosc ze caly dzien nie ma go w domu to po pracy wraca zawsze po piwku. Znow jestem sama, znow nie interesuje sie niczym! Probowalam rozmawiac, wielokrotnie. Bez zadnych efektow... Zawsze jestem lekcewazona i uwazana za histeryczke. Co prawda tutaj podniosl na mnie reke tylko raz. Ale czuje sie w tym zwiazku czyms nie potrzebnym, takim zerem po prosrostu. Wiele razy zastanawialam sie czy warto juz walczyc o cos co i tak nigdy sie nie zmieni. Sama wychowywalam sie bez ojca, bo zmarl jak bylam mala, a moja mama ciagle pila... opiekowal sie mna moj brat. Nie chce by moje dziecko nie mialo ojca. Mimo ze malo sie nim zajmuje, to dziecko bardzo jest za nim. Widze jak pragnie zabawy ze swom " tata ktorego widzi zaledwie moze 30 minut dziennie. Zawsze czulam sie taka samotna i nigdy nikt nie interesowal sie mna... do tego fakt ze moj partner traktuje mnie jak kurde domowa po prostu wykancza mnie od srodka. Czesto calymi dniami placze a gdy on wraca z pracy musze udawac jak to jest super, bo gdy widzi moja niezadowolona mine dostaje jakby furii. Niech mi ktos poradzi, co mam dalej z tym zrobic. Bardzo bede wdzieczna za kazda rade.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was. Czasem, a w zasadzie coraz czesciej zastanawiam sie czy i ja nie tkwie w chorym zwiazku. Wydaje mi sie ze tak. Aczkolwiek walcze o ten zwiazek i chyba po glebszym przemysleniu wydaje mi sie ze walcze z wiatrakami. Po krotce opowiem jak to wszystko wyglada. Jestem ze swoim partnerem od 3 lat, mamy dziecko, nawet oswiadczyl mi sie ale... to wszystko jest bez sensu. Odkad urodzil sie nasz syn, on w ogole nie interesuje sie nami. Pracowal z poczatku poza naszym miastem i bywal w domu tylko na weekendy. Tylko ze kazdy weekend wygladal tak samo... Przyjezdzal w piatek poznym wieczorem kapal sie, kladl sie spac... sobota przed tv badz poza domem, wieczorem wyjscie na piwko a w niedziele odchorowywal wieczorny wypad. Przez to zaczely tworzyc sie awantury, ktore czesto konczyly sie rekoczynami. Trwalo to wszystko okolo pol roku. Nigdy nie interesowalo to ze jestem ciagle sama, ze jestem zmeczona, ze tez potrzebuje sie oderwac od pieluch i samotnego siedzenia tylko i wylacznie z dzieckiem. Moje zdanie nigdy sie nie liczylo i nie liczy do tej pory. Nadarzyla sie okazja, wyjazdu do UK. POmyslalam ze moze oderwie sie od starych znajomych i wszystko sie zmieni, ze wkoncu bedziemy jak rodzina. Nic bardziej mylnego! Wyjechalismy, a tu? Tu poznal innych, nie wiem czy nie gorszych znajomych z ktorymi pracuje. Nie dosc ze caly dzien nie ma go w domu to po pracy wraca zawsze po piwku. Znow jestem sama, znow nie interesuje sie niczym! Probowalam rozmawiac, wielokrotnie. Bez zadnych efektow... Zawsze jestem lekcewazona i uwazana za histeryczke. Co prawda tutaj podniosl na mnie reke tylko raz. Ale czuje sie w tym zwiazku czyms nie potrzebnym, takim zerem po prosrostu. Wiele razy zastanawialam sie czy warto juz walczyc o cos co i tak nigdy sie nie zmieni. Sama wychowywalam sie bez ojca, bo zmarl jak bylam mala, a moja mama ciagle pila... opiekowal sie mna moj brat. Nie chce by moje dziecko nie mialo ojca. Mimo ze malo sie nim zajmuje, to dziecko bardzo jest za nim. Widze jak pragnie zabawy ze swom " tata ktorego widzi zaledwie moze 30 minut dziennie. Zawsze czulam sie taka samotna i nigdy nikt nie interesowal sie mna... do tego fakt ze moj partner traktuje mnie jak kurde domowa po prostu wykancza mnie od srodka. Czesto calymi dniami placze a gdy on wraca z pracy musze udawac jak to jest super, bo gdy widzi moja niezadowolona mine dostaje jakby furii. Niech mi ktos poradzi, co mam dalej z tym zrobic. Bardzo bede wdzieczna za kazda rade.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ann21, odejdź od niego. Nie widzę żadnego argumentu na ciągnięcie tej relacji. Twój facet nie sprawdza się ani jako partner, ani jako ojciec. Dopóki będziesz z nim, pozbawiasz sie szansy na spotkanie kogoś wartościowego, kto będzie szanował Ciebie i poswięcał czas dziecku. Idź tez koniecznie na terapię DDA, żeby następnym razem przy wyborze partnera nie wkopać sie znowu w toksyczny związek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ann21, odejdź od niego. Nie widzę żadnego argumentu na ciągnięcie tej relacji. Twój facet nie sprawdza się ani jako partner, ani jako ojciec. Dopóki będziesz z nim, pozbawiasz sie szansy na spotkanie kogoś wartościowego, kto będzie szanował Ciebie i poswięcał czas dziecku. Idź tez koniecznie na terapię DDA, żeby następnym razem przy wyborze partnera nie wkopać sie znowu w toksyczny związek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Probowalam odejsc. Powstrzymuje mnie kilka rzeczy takich jak brak wsparcia ze strony rodziny. Nie mialabym przez to dokad pojsc. A kolejna sprawa to fakt ze jestesmy od niego zalezni finansowo. Ja nie pracuje ze wzg na dziecko. Przez co tez jestem negowana bo on twierdzi ze nie wiem nic ns temat utrzymania rodziny ani na temat jakiej kolwiek pracy. Nie mam zadnych ale to absolutnie zadnych znajomych. Zrezygnowalam z nich bo nie akceptowal zadnej mojej znajomej. Wolalam zerwac kontakty niz słuchać i tolerowac jeho docinki na kazdym kroku. Bylo mi zwyczajnie wstyd. Boje sie takich miejsc jak domy samotnej matki itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Probowalam odejsc. Powstrzymuje mnie kilka rzeczy takich jak brak wsparcia ze strony rodziny. Nie mialabym przez to dokad pojsc. A kolejna sprawa to fakt ze jestesmy od niego zalezni finansowo. Ja nie pracuje ze wzg na dziecko. Przez co tez jestem negowana bo on twierdzi ze nie wiem nic ns temat utrzymania rodziny ani na temat jakiej kolwiek pracy. Nie mam zadnych ale to absolutnie zadnych znajomych. Zrezygnowalam z nich bo nie akceptowal zadnej mojej znajomej. Wolalam zerwac kontakty niz słuchać i tolerowac jeho docinki na kazdym kroku. Bylo mi zwyczajnie wstyd. Boje sie takich miejsc jak domy samotnej matki itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ann21, ale chwila... Ty nie jestes w Polsce tylko w UK. Tam jest szeroko zakrojona opieka nad samotnymi matkami. Ugrasz wiecej odchodzac od niego niz z nim. Pewnie nawet nie wiesz ile on benefitow bierze na dziecko. Ja mam corke w Szkocji i sledze nowinki na wyspach tutaj http://polemi.co.uk/informacje/wiadomosci/blog .. ciekawych rzeczy mozna sie dowiedziec i byc na biezaco w tym co przysluguje. Ona korzysta tylko z dodatku mieszkaniowego bo nie ma dzieci ale samotne matki naprawde nie maja sie o co martwic. Poczytaj tu o zasilkach http://polemi.co.uk/poradniki/benefity-zasilki-w-wielkiej-brytanii/blog

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ann21, ale chwila... Ty nie jestes w Polsce tylko w UK. Tam jest szeroko zakrojona opieka nad samotnymi matkami. Ugrasz wiecej odchodzac od niego niz z nim. Pewnie nawet nie wiesz ile on benefitow bierze na dziecko. Ja mam corke w Szkocji i sledze nowinki na wyspach tutaj http://polemi.co.uk/informacje/wiadomosci/blog .. ciekawych rzeczy mozna sie dowiedziec i byc na biezaco w tym co przysluguje. Ona korzysta tylko z dodatku mieszkaniowego bo nie ma dzieci ale samotne matki naprawde nie maja sie o co martwic. Poczytaj tu o zasilkach http://polemi.co.uk/poradniki/benefity-zasilki-w-wielkiej-brytanii/blog

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak... ale jesli juz zdecydowalabym sie odejsc to nie chce zostac w UK sama. Eh w sumie to sama nie wiem co i jak mam robic. Dziekuje za linki. Napewno je przesledze. Koniecznie muszę znalesc i udac się do specjalisty bo niestety to wszystko odbija się na moim dziecku. Ono rozumie więcej niz nam sie wydaje. Nie chce zeby cierpialo. Przecież to on jest najwazniejszy i o jego dobrze powinnam myslec. MUSZE OSTRO WZIASC SIĘ W GARSC

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak... ale jesli juz zdecydowalabym sie odejsc to nie chce zostac w UK sama. Eh w sumie to sama nie wiem co i jak mam robic. Dziekuje za linki. Napewno je przesledze. Koniecznie muszę znalesc i udac się do specjalisty bo niestety to wszystko odbija się na moim dziecku. Ono rozumie więcej niz nam sie wydaje. Nie chce zeby cierpialo. Przecież to on jest najwazniejszy i o jego dobrze powinnam myslec. MUSZE OSTRO WZIASC SIĘ W GARSC

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale to wcale nie jest tak łatwo odejść samemu z niczym i do nikąd z małym dzieckiem i to jeszcze będąc w takim stanie psychicznym.

Ja przeżyłam coś podobnego wydaje mi się. Moja córka jak się rozstawaliśmy miała półtora roku. Też wahałam się czy odejść, byłam równie samotna i zmęczona jak Ty. Też miałam w rodzinie alkoholika i trudne dzieciństwo. Naprawdę Cię rozumiem.

U mnie decyzję podjął mój mąż. Wyrzucił mnie z dzieckiem z domu. Niby daję radę... Mam chwile (częste) załamania, ale liczę, że w końcu będzie lepiej. Ale nieważne.

Pewnie chcesz za wszelką cenę ratować rodzinę dla swojego dziecka, ale sama nie dasz rady. Jeśli on jest dupkiem to Ty nic z tym nie zrobisz.

Jednak moim zdaniem odejść jeszcze zdążysz. Powinnaś pójść do psychologa i jak najwięcej myśleć o sobie w każdym zakresie i tym psychicznym, ale i tym zwykłym (zrobić sobie kąpiel z pianą, pomalować paznokcie, przeczytać dobrą książkę, iść do kina na głupią komedię, uprawiać sport - wszystko co sprawia Ci przyjemność i co pomoże Ci stanąć na nogi). Postaraj się choć trochę usamodzielnić finansowo. Pójdziesz do pracy, poznasz ludzi, złapiesz dystans. Nie wiem czy Twój związek ma szanse. Może przetrwa, może nie...ale Ty musisz zacząć myśleć o sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale to wcale nie jest tak łatwo odejść samemu z niczym i do nikąd z małym dzieckiem i to jeszcze będąc w takim stanie psychicznym.

Ja przeżyłam coś podobnego wydaje mi się. Moja córka jak się rozstawaliśmy miała półtora roku. Też wahałam się czy odejść, byłam równie samotna i zmęczona jak Ty. Też miałam w rodzinie alkoholika i trudne dzieciństwo. Naprawdę Cię rozumiem.

U mnie decyzję podjął mój mąż. Wyrzucił mnie z dzieckiem z domu. Niby daję radę... Mam chwile (częste) załamania, ale liczę, że w końcu będzie lepiej. Ale nieważne.

Pewnie chcesz za wszelką cenę ratować rodzinę dla swojego dziecka, ale sama nie dasz rady. Jeśli on jest dupkiem to Ty nic z tym nie zrobisz.

Jednak moim zdaniem odejść jeszcze zdążysz. Powinnaś pójść do psychologa i jak najwięcej myśleć o sobie w każdym zakresie i tym psychicznym, ale i tym zwykłym (zrobić sobie kąpiel z pianą, pomalować paznokcie, przeczytać dobrą książkę, iść do kina na głupią komedię, uprawiać sport - wszystko co sprawia Ci przyjemność i co pomoże Ci stanąć na nogi). Postaraj się choć trochę usamodzielnić finansowo. Pójdziesz do pracy, poznasz ludzi, złapiesz dystans. Nie wiem czy Twój związek ma szanse. Może przetrwa, może nie...ale Ty musisz zacząć myśleć o sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mojanati, Imo nie ma na co czekać z odejściem. Nic sie na tym nie zyska. Tylko straci, bo patologiczne związki mają to do siebie, że dobijaja i ściągają na dno. Jeśli sie zrywa taką relację, na początku jest ciężko i trudno, potem coraz lepiej. A tkwiąc w niej będzie tylko gorzej, bo trzeba znosić przemoc psychiczną, a często i fizyczną. To nikogo nie wzmocni, wpędza tylko w deprechę. Teoretycznie jest trzecie wyjście - być w związku i chodzić jednocześnie na terapię, żeby się jakoś poukładać. Tylko, że uwalniając sie od toksycznego partnera można przyśpieszyć proces zdrowienia. Więc co siedzieć w patologii ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mojanati, Imo nie ma na co czekać z odejściem. Nic sie na tym nie zyska. Tylko straci, bo patologiczne związki mają to do siebie, że dobijaja i ściągają na dno. Jeśli sie zrywa taką relację, na początku jest ciężko i trudno, potem coraz lepiej. A tkwiąc w niej będzie tylko gorzej, bo trzeba znosić przemoc psychiczną, a często i fizyczną. To nikogo nie wzmocni, wpędza tylko w deprechę. Teoretycznie jest trzecie wyjście - być w związku i chodzić jednocześnie na terapię, żeby się jakoś poukładać. Tylko, że uwalniając sie od toksycznego partnera można przyśpieszyć proces zdrowienia. Więc co siedzieć w patologii ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mojanati Masz racje to nie jest takie proste - tak po prostu spakowac swoje rzeczy i odejsc do nikad z dzieckiem na rekach, nie majac przy sobie nawet pensa. I ten strach, ze sobie nie poradze, ze zostane samotna matka, ze moje dziecko nie bedzie mialo "taty". Gdyby to bylo takie proste juz dawno zakonczyla bym ta farse. Ciagle naiwnie wierze ze moze stanie sie cud i wkoncu zauwazy ze cos jest nie tak. Nie powiem, kiedy probowalam odejsc, mowilam mu o tym, ze nie chce byc nikim, ze chce miec normalne zycie itp. zmienial sie na chwile, co prawda na bardzo krotka. Moze jakas terapia by nam troche pomogla, ale boje sie odezwac na ten temat, wiem ze reakcja moze byc rozna. Od wysmiania po agresje i rekoczyny. Niby chce zeby moj synek mial tate, ale z drugiej strony nie chce zeby patrzyl na to wszystko i za dobrych kilkanascie lat tez napisal na forum ze czul sie nie kochany przez wlasnego ojca... to wszystko jest bez sensu. Moze gdybym miala prace, pewnie bylo by mi latwiej, wiedzac ze mam jakies swoje pieniadze i z czego zyc. Boje sie chwili, ze moge nie miec na jedzenie czy pieluszki dla malenstwa. Boze i wlasnie stad bieze sie u mnie ta pieprzona depresja, sama nie wiem co byloby lepsze, milion mysli, a tak naprawde nie robie nic w kierunku zeby bylo lepiej. Nie trudno w takiej sytuacji popasc w paranoje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mojanati Masz racje to nie jest takie proste - tak po prostu spakowac swoje rzeczy i odejsc do nikad z dzieckiem na rekach, nie majac przy sobie nawet pensa. I ten strach, ze sobie nie poradze, ze zostane samotna matka, ze moje dziecko nie bedzie mialo "taty". Gdyby to bylo takie proste juz dawno zakonczyla bym ta farse. Ciagle naiwnie wierze ze moze stanie sie cud i wkoncu zauwazy ze cos jest nie tak. Nie powiem, kiedy probowalam odejsc, mowilam mu o tym, ze nie chce byc nikim, ze chce miec normalne zycie itp. zmienial sie na chwile, co prawda na bardzo krotka. Moze jakas terapia by nam troche pomogla, ale boje sie odezwac na ten temat, wiem ze reakcja moze byc rozna. Od wysmiania po agresje i rekoczyny. Niby chce zeby moj synek mial tate, ale z drugiej strony nie chce zeby patrzyl na to wszystko i za dobrych kilkanascie lat tez napisal na forum ze czul sie nie kochany przez wlasnego ojca... to wszystko jest bez sensu. Moze gdybym miala prace, pewnie bylo by mi latwiej, wiedzac ze mam jakies swoje pieniadze i z czego zyc. Boje sie chwili, ze moge nie miec na jedzenie czy pieluszki dla malenstwa. Boze i wlasnie stad bieze sie u mnie ta pieprzona depresja, sama nie wiem co byloby lepsze, milion mysli, a tak naprawde nie robie nic w kierunku zeby bylo lepiej. Nie trudno w takiej sytuacji popasc w paranoje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że on widzi, że Ty jesteś teraz słaba. Może psujesz mu jego życie tą swoją depresją. Nie pasujesz, bo w końcu to on musi zarobić na Waszą rodzinę, a on nie narzeka. Tylko Tobie nic nie pasuje. Ty czujesz się samotna w tym związku. Ty czujesz się zmęczona ciągłą opieką nad dzieckiem. Może usłyszysz też, że siedzisz w domu i nic nie robisz. I jeszcze oczekujesz uwagi od swojego partnera. No naprawdę.

 

Nie wiem czy mówię o Tobie czy o sobie sprzed kilku miesięcy...

 

Musisz się wzmocnić. Dbaj o siebie! Spróbuj się uniezależnić.

Ja zaraz po rozstaniu byłam na spotkaniu z prawnikiem (takim w ramach akcji jednej ze szkół wyższych) i on mi powiedział, że jestem uzależniona od mojego męża. Oczywiście to prawda. Nie skojarzyłam jednak od razu, że to chodziło bardziej o uzależnienie psychiczne, a nie o to materialne.

Terapeutka też mi mówi, że ja opowiadam o tej dobrej części swojego małżeństwa jak alkoholik o początkach swojego picia, kiedy wszystko jeszcze było pięknie. Czasem zapominam o tym wszystkim złym co się zdarzyło, tak jak alkoholik zapomina, że przy piciu stacza się na dno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że on widzi, że Ty jesteś teraz słaba. Może psujesz mu jego życie tą swoją depresją. Nie pasujesz, bo w końcu to on musi zarobić na Waszą rodzinę, a on nie narzeka. Tylko Tobie nic nie pasuje. Ty czujesz się samotna w tym związku. Ty czujesz się zmęczona ciągłą opieką nad dzieckiem. Może usłyszysz też, że siedzisz w domu i nic nie robisz. I jeszcze oczekujesz uwagi od swojego partnera. No naprawdę.

 

Nie wiem czy mówię o Tobie czy o sobie sprzed kilku miesięcy...

 

Musisz się wzmocnić. Dbaj o siebie! Spróbuj się uniezależnić.

Ja zaraz po rozstaniu byłam na spotkaniu z prawnikiem (takim w ramach akcji jednej ze szkół wyższych) i on mi powiedział, że jestem uzależniona od mojego męża. Oczywiście to prawda. Nie skojarzyłam jednak od razu, że to chodziło bardziej o uzależnienie psychiczne, a nie o to materialne.

Terapeutka też mi mówi, że ja opowiadam o tej dobrej części swojego małżeństwa jak alkoholik o początkach swojego picia, kiedy wszystko jeszcze było pięknie. Czasem zapominam o tym wszystkim złym co się zdarzyło, tak jak alkoholik zapomina, że przy piciu stacza się na dno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×