Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Lajka! Mówisz że warto? Że faktycznie lęk może sie wtedy zmniejszyć? To by była rewelacyjna wiadomość dla mnie :) oczywiście jak zawsze będe zrobić wszystko żeby do tego nie doszło, ale może jak to sie stanie to nie zemdleję, nie umrę etc.. Ciesza mnie Twoje slowa :)

 

kosunia91 witaj! Ja leków przeciwymiotnych zjadłam w moim nie zbyt długim jeszcze zyciu tonę na pewno.. gdyby nie fakt że jestem w bardzo wczesnej ciąży to przy takim samopoczuciu na pewno znów codziennie bym je zjadała :( ale teraz walczę, tylko w nocy jest spokój, dzień jest jedną wielką bitwa, narazie wygrywam ale jak długo? Pozdrawiam Was wszystki i życze wytrwałości, oby kiedyś udało nam się pokonać to cholerstwo!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

crackpot, dla mnie noc i mdłości, to jak śmiertelna mieszanka. W nocy ciężko mi opanować lęk, w dzień łatwiej. Nie wiem czemu, ale tak jakoś mam :D

 

Spokojnie... mdłości w ciąży są tylko w tych początkowych tygodniach, potem podobno przechodzi. Wiem, że to długo, ale musisz myśleć pozywynie i powtarzać sobie, że "jest co raz lepiej" :))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się! Noc = znacznie większy lęk. Zawsze sobie myślę że gdybym już miała zwymiotować to tylko w dzień! W nocy było by to straszniejsze ;) ja jeszcze mam jedną preferencję, też zabawną - wolałabym na trawkę ;) niż do kibelka :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się! Noc = znacznie większy lęk. Zawsze sobie myślę że gdybym już miała zwymiotować to tylko w dzień! W nocy było by to straszniejsze ;) ja jeszcze mam jedną preferencję, też zabawną - wolałabym na trawkę ;) niż do kibelka :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę Lajka że mamy bardzo podobne upodobanie, jeśli można w ten sposób powiedzieć :brawo: podłoga w salonie oczywiście jest dobrą alternatywą w domu :D nawet humor mi dopisuje, mimo że od 2 tygodni codziennie walczę z mega mdłościami, w tym momencie też.. ale spotkać ludzi którzy cierpią tak samo i doskonale rozumieją to jakby balsam na moje zlęknione serce ;)

 

Dziś byłam u ginekologa ale usłyszałam tylko "to dobrze że są mdłości i wymioty, to znaczy że ciąża zdrowo się rozwija..trzeba przeczekać i jeść na siłę" Wyglądało na to że faktycznie wierzy w to co mówi :D i nawet mam świadomość że tak jest, ale w moim stanie takie słowa jak płachta na byka, myślałam że ją ugryzę ;) ale z pobudek czysto ludzkich, nie zrobiłam tego!

 

Oby przetrwać dziś! Liczę na to że jutro bedzie lepiej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę Lajka że mamy bardzo podobne upodobanie, jeśli można w ten sposób powiedzieć :brawo: podłoga w salonie oczywiście jest dobrą alternatywą w domu :D nawet humor mi dopisuje, mimo że od 2 tygodni codziennie walczę z mega mdłościami, w tym momencie też.. ale spotkać ludzi którzy cierpią tak samo i doskonale rozumieją to jakby balsam na moje zlęknione serce ;)

 

Dziś byłam u ginekologa ale usłyszałam tylko "to dobrze że są mdłości i wymioty, to znaczy że ciąża zdrowo się rozwija..trzeba przeczekać i jeść na siłę" Wyglądało na to że faktycznie wierzy w to co mówi :D i nawet mam świadomość że tak jest, ale w moim stanie takie słowa jak płachta na byka, myślałam że ją ugryzę ;) ale z pobudek czysto ludzkich, nie zrobiłam tego!

 

Oby przetrwać dziś! Liczę na to że jutro bedzie lepiej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

choruje na to od kilkunastu lat (mam 20). nawet nie wiedzialam ze to choroba, dowiedzialam sie wczoraj wlasnie z tego forum - dzieki! jestem troche w szoku:D bo mowicie o tym tak otwarcie, a ja nawet gdy poszlam do psychiatry nie wyjawilam mu calej prawdy w czym tkwi problem. opowiedzialam mu tylko o moich stanach depresyjnych(ktore braly sie w duzej mierze przez ten glupi lęk o ktorym mowimy) i o ogromnym stresie ktory przezywam w roznych sytuacjach. dostalam antydepresanty - escitil (dziala na agorafobie rowniez) i lorafen doraznie. pomogly ale nie w 100%, poza tym odrzucilam je po kilku miesiacach gdy poczulam sie silna i pozytywnie nastawiona do zycia. Mam pytanie. Są na to jakies specjalne leki? co bierzecie?

 

Czesto zastanawiam sie skad sie wziela ta cholerna emetofobia. moze gdybym w dziecinstwie nie zaczela publicznie wystepowac, spiewac w szkole itd, to by sie nie rozwinelo..? bo wtedy sie zaczelo. strasznie sie balam, przez co rano nie bylam w stanie nic zjesc. pozniej zle sie czulam po prostu z glodu. to bylo normalne. po roku/dwoch nie balam sie juz samego wystepu, tylko tego stanu kiedy bylo mi niedobrze. zaczynalam panikowac ze przy wszystkich sie skompromituje a to taka sytuacja ''bez wyjscia'', musze cos zrobic i juz. pozniej zaczelam jezdzic na wycieczki, kolonie, znowu to samo. zawsze chcialo mi sie rzygac i to nie z nerwow rpzed wyjazdem ale przed tym ze bede w zamknietym pudle z 50 innymi osobami, przy ktorych nie moge zwymiotowac bo umarlabym ze wstydu. o ironio nie przeszkadza mi gdy ktos inny to robi przy mnie, a nawet czuje sie wtedy silniejsza i nigdy w sumie mi sie to nie zdarzylo, na zadnym wyjezdzie, wystepie. wiec skad ten lęk? keidys, gdy mialam ok 13, 14 lat poszlam z mama do lekarza ogolnego, lekarka stwierdzila ze z tego wyrosne i kazala wziac mi przed podroza cos na chorobe lokomocyjna. jakis zart! juz na sama mysl o przelknieciu tego mnie cofalo, poza tym nie czulam psychicznie zadnej roznicy.

ok... z podrozami jakos mozna bylo zyc, rzadko jezdzilam. tylko ze to zaczelo sie rozprzestrzeniac na inne dziedziny zycia. szkola. pamietam ze matura to jak dotad moja najwieksza walka w zyciu. ze soba. nie balam sie, jak moi rowiesnicy ze nie umiem czegos itd, to bylo dla mnie nieistotne. ja balam sie tylko tego ze nie bede mogla wyjsc z sali, ze zwymiotuje w srodku. przykre...:D ale z dystansem mnie to smieszy, poza tym pisze to 1 raz w zyciu, fajnie sie otworzyc i swobodnie to wyrzucic, nawet jesli na forum.

kolokwia, egzaminy byly kolejne. chociaz juz na studiach bardziej stresowaly mnie niektore cwiczenia, niz same egzaminy, po maturze jestem silniejsza, ale co ja przeszlam wtedy (2 lata temu) to nigdy nie zapomne.

ostatnio pojawil sie nowy problem. zaczelam robic prawo jazdy. wyjezdzilam juz 19 godzin, przez 15 jechalam na lorafenie, wyciszal mi puls i troche uspokajal, minusy tego ze bylam rozkojarzona i ciagle o czyms zapominalam. ostatnio pierwszy raz spanikowalam w aucie. serce zaczelo walic, fala goraca i byl blisko.. ale dalam rade, przetrzymalam i minelo:D

 

przepraszam za tak dlugi wpis, dzieki za informacje wasze! do wczoraj zylam w swiadomosci ze tylko ja sie tak mecze, a teraz widze, ze nie jest az tak zle, bo po 1 nie jestem sama, a po 2 niektorzy maja gorzej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

choruje na to od kilkunastu lat (mam 20). nawet nie wiedzialam ze to choroba, dowiedzialam sie wczoraj wlasnie z tego forum - dzieki! jestem troche w szoku:D bo mowicie o tym tak otwarcie, a ja nawet gdy poszlam do psychiatry nie wyjawilam mu calej prawdy w czym tkwi problem. opowiedzialam mu tylko o moich stanach depresyjnych(ktore braly sie w duzej mierze przez ten glupi lęk o ktorym mowimy) i o ogromnym stresie ktory przezywam w roznych sytuacjach. dostalam antydepresanty - escitil (dziala na agorafobie rowniez) i lorafen doraznie. pomogly ale nie w 100%, poza tym odrzucilam je po kilku miesiacach gdy poczulam sie silna i pozytywnie nastawiona do zycia. Mam pytanie. Są na to jakies specjalne leki? co bierzecie?

 

Czesto zastanawiam sie skad sie wziela ta cholerna emetofobia. moze gdybym w dziecinstwie nie zaczela publicznie wystepowac, spiewac w szkole itd, to by sie nie rozwinelo..? bo wtedy sie zaczelo. strasznie sie balam, przez co rano nie bylam w stanie nic zjesc. pozniej zle sie czulam po prostu z glodu. to bylo normalne. po roku/dwoch nie balam sie juz samego wystepu, tylko tego stanu kiedy bylo mi niedobrze. zaczynalam panikowac ze przy wszystkich sie skompromituje a to taka sytuacja ''bez wyjscia'', musze cos zrobic i juz. pozniej zaczelam jezdzic na wycieczki, kolonie, znowu to samo. zawsze chcialo mi sie rzygac i to nie z nerwow rpzed wyjazdem ale przed tym ze bede w zamknietym pudle z 50 innymi osobami, przy ktorych nie moge zwymiotowac bo umarlabym ze wstydu. o ironio nie przeszkadza mi gdy ktos inny to robi przy mnie, a nawet czuje sie wtedy silniejsza i nigdy w sumie mi sie to nie zdarzylo, na zadnym wyjezdzie, wystepie. wiec skad ten lęk? keidys, gdy mialam ok 13, 14 lat poszlam z mama do lekarza ogolnego, lekarka stwierdzila ze z tego wyrosne i kazala wziac mi przed podroza cos na chorobe lokomocyjna. jakis zart! juz na sama mysl o przelknieciu tego mnie cofalo, poza tym nie czulam psychicznie zadnej roznicy.

ok... z podrozami jakos mozna bylo zyc, rzadko jezdzilam. tylko ze to zaczelo sie rozprzestrzeniac na inne dziedziny zycia. szkola. pamietam ze matura to jak dotad moja najwieksza walka w zyciu. ze soba. nie balam sie, jak moi rowiesnicy ze nie umiem czegos itd, to bylo dla mnie nieistotne. ja balam sie tylko tego ze nie bede mogla wyjsc z sali, ze zwymiotuje w srodku. przykre...:D ale z dystansem mnie to smieszy, poza tym pisze to 1 raz w zyciu, fajnie sie otworzyc i swobodnie to wyrzucic, nawet jesli na forum.

kolokwia, egzaminy byly kolejne. chociaz juz na studiach bardziej stresowaly mnie niektore cwiczenia, niz same egzaminy, po maturze jestem silniejsza, ale co ja przeszlam wtedy (2 lata temu) to nigdy nie zapomne.

ostatnio pojawil sie nowy problem. zaczelam robic prawo jazdy. wyjezdzilam juz 19 godzin, przez 15 jechalam na lorafenie, wyciszal mi puls i troche uspokajal, minusy tego ze bylam rozkojarzona i ciagle o czyms zapominalam. ostatnio pierwszy raz spanikowalam w aucie. serce zaczelo walic, fala goraca i byl blisko.. ale dalam rade, przetrzymalam i minelo:D

 

przepraszam za tak dlugi wpis, dzieki za informacje wasze! do wczoraj zylam w swiadomosci ze tylko ja sie tak mecze, a teraz widze, ze nie jest az tak zle, bo po 1 nie jestem sama, a po 2 niektorzy maja gorzej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy u mnie można nazwać to fobią, ale gdy tylko jest mi nie dobrze to skupiam się na tym żeby to jakoś przetrwać i nie wymiotować. Wymiotuję dopiero gdy już nie jestem w stanie tego powstrzymać. Zdarzyło mi się to więc kilka razy w życiu tylko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy u mnie można nazwać to fobią, ale gdy tylko jest mi nie dobrze to skupiam się na tym żeby to jakoś przetrwać i nie wymiotować. Wymiotuję dopiero gdy już nie jestem w stanie tego powstrzymać. Zdarzyło mi się to więc kilka razy w życiu tylko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

crackpot, cieszę się, że humor Ci dopisuje. Dobre samopczucie to podstawa:) A jesz coś w ogóle, może spróbuj się przełamać?? Powoli i dasz rade. Trzymam kciuki :great:

 

cherry91, połowa Towjego życiorysu pasuje do mojego;) Też miałam problem z maturą. Myślalam, że jej nie zdam. Na pisemnym angielskim musiałam wychodzić z sali parę razy bo okropnie mnie mdliło, oczywiście z nerwów. Potem było coraz gorzej. Nie poszłam na studja od razu, bo miałam bardzo silne lęki. Nie byłam wstanie wyjść z domu na krok. Bałam się jedździć autobusem, chodzić do kościoła czy skelpu. Nie mogłam jeść nic poza tym co zrobiła moja mama, albo ewentualnie ja, ale to drugie zdarza się żadziej :mrgreen: . Jedzenie w miejscu publicznym nadal jest dla mnie dużym wyzwaniem.

Mi pomogła terapia i leki. Brałam Parogen, a potem Seronil, doraźnie Sedam (lek uspakajający).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

crackpot, cieszę się, że humor Ci dopisuje. Dobre samopczucie to podstawa:) A jesz coś w ogóle, może spróbuj się przełamać?? Powoli i dasz rade. Trzymam kciuki :great:

 

cherry91, połowa Towjego życiorysu pasuje do mojego;) Też miałam problem z maturą. Myślalam, że jej nie zdam. Na pisemnym angielskim musiałam wychodzić z sali parę razy bo okropnie mnie mdliło, oczywiście z nerwów. Potem było coraz gorzej. Nie poszłam na studja od razu, bo miałam bardzo silne lęki. Nie byłam wstanie wyjść z domu na krok. Bałam się jedździć autobusem, chodzić do kościoła czy skelpu. Nie mogłam jeść nic poza tym co zrobiła moja mama, albo ewentualnie ja, ale to drugie zdarza się żadziej :mrgreen: . Jedzenie w miejscu publicznym nadal jest dla mnie dużym wyzwaniem.

Mi pomogła terapia i leki. Brałam Parogen, a potem Seronil, doraźnie Sedam (lek uspakajający).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś tam jem, choć nie są to oszałamiające ilości ;) dziś zjadłam pierożki z borówkami ale nie chcą się utrzymać w żołądku :( odkąd zjadłam walczę żeby je zachować, oby się udało :roll: mam wrażenie że po jedzeniu mi jeszcze gorzej.

 

Ja nie miewam raczej lęków w miejscach publicznych, nie boję się że mogę zwymiotować publicznie. Póki nie zaczyna mnie mdlić generalnie jest nieźle. Ale jak już poczuje mdłości, to dosłownie dziki szał, tak się boję. Również jedzenie w miejscach publicznych nie sprawia mi trudności, oczywiście jeśli dobrze się czuje ;) Jak studiowałam egzaminy były dla mnie olbrzymim stresem ale to był stres innego rodzaju, nie myślałam wtedy o wymiotach. Trzęsłam się jak galareta, odwiedzałam co chwilę wc, choć w nieco innym celu ;) więc mój lęk kumuluje się wokół wymiotowania samego w sobie - panicznie, przeraźliwie boję się tego "aktu". Boję się też ludzi którzy wymiotują, uciekam żeby tego nie słyszeć, nie widzieć etc.. w mojej pracy bywa to trudne ale jak ktoś wymiotuje staram się wysłać do tej sali koleżankę, taki podstęp ;) najczęściej się udaje i oby jak najdłużej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś tam jem, choć nie są to oszałamiające ilości ;) dziś zjadłam pierożki z borówkami ale nie chcą się utrzymać w żołądku :( odkąd zjadłam walczę żeby je zachować, oby się udało :roll: mam wrażenie że po jedzeniu mi jeszcze gorzej.

 

Ja nie miewam raczej lęków w miejscach publicznych, nie boję się że mogę zwymiotować publicznie. Póki nie zaczyna mnie mdlić generalnie jest nieźle. Ale jak już poczuje mdłości, to dosłownie dziki szał, tak się boję. Również jedzenie w miejscach publicznych nie sprawia mi trudności, oczywiście jeśli dobrze się czuje ;) Jak studiowałam egzaminy były dla mnie olbrzymim stresem ale to był stres innego rodzaju, nie myślałam wtedy o wymiotach. Trzęsłam się jak galareta, odwiedzałam co chwilę wc, choć w nieco innym celu ;) więc mój lęk kumuluje się wokół wymiotowania samego w sobie - panicznie, przeraźliwie boję się tego "aktu". Boję się też ludzi którzy wymiotują, uciekam żeby tego nie słyszeć, nie widzieć etc.. w mojej pracy bywa to trudne ale jak ktoś wymiotuje staram się wysłać do tej sali koleżankę, taki podstęp ;) najczęściej się udaje i oby jak najdłużej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

crackpot, Ty cwaniaku, nie wysługuj się biednymi koleżnakami :mrgreen: tylko szoruj do ludzi w potrzebie, nawet gdyby wymiotowali dalej niż widzą :D A tak poważnie... ja też boję się każdego kto wymiotuje, uciekam gdzie pieprz rośnie gdy tylko zoboaczę czy usłuszę coś podejrzanego. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

crackpot, Ty cwaniaku, nie wysługuj się biednymi koleżnakami :mrgreen: tylko szoruj do ludzi w potrzebie, nawet gdyby wymiotowali dalej niż widzą :D A tak poważnie... ja też boję się każdego kto wymiotuje, uciekam gdzie pieprz rośnie gdy tylko zoboaczę czy usłuszę coś podejrzanego. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:angel::D trzeba sobie jakoś radzić ;) w tej sytuacji może zadziałać tylko podstęp, nie sądzę oby koleżanki pielęgniarki były w stanie szczerze zrozumieć mój problem. Kolejny dzień zmagań blee.. jem, ale po każdym posiłku cokolwiek by to nie było tak mnie muuuli na maxa, okropności! Powiedzcie że to kiedyś się skończy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:angel::D trzeba sobie jakoś radzić ;) w tej sytuacji może zadziałać tylko podstęp, nie sądzę oby koleżanki pielęgniarki były w stanie szczerze zrozumieć mój problem. Kolejny dzień zmagań blee.. jem, ale po każdym posiłku cokolwiek by to nie było tak mnie muuuli na maxa, okropności! Powiedzcie że to kiedyś się skończy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×