Skocz do zawartości
Nerwica.com

cherry91

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cherry91

  1. Hej! Ostatni raz wchodziłam na ta strone i wertowalam wszystkie wpisy dotczące tej dziwnej fobii jakos pod koniec 2013 roku... Pamiętam, że kiedy nagle z dnia na dzien zaczelam miec ten problem, mialam ok 20 lat, zylam aktualnie w stresie, zaczynalam nowe studia, planowalam wyjazd zagraniczny na wymiane, itd. wszystko się we mnie nagromadzilo i myslalam, ze nigdy mi to nie przejdzie, ale nagle po kilku miesiącach, kiedy w koncu przeprowadzilam sie za granice, zamieszkalam pierwszy raz w zyciu sama, to problem nagle zniknął i nawet nie wiem kiedy konkretnie. Po prostu bylo coraz wiecej momentow, kiedy nie myslalam o tym nieszczesnym polykaniu, tylko po prostu jadlam, bo absorbowalo mnie tyle nowych rzeczy z otoczenia. Nadal balam sie bardziej będąc sama, bo przeciez w razie czego nikt by mi nie pomogl itd. Ale w ciagu kolejnych kilku miesiecy, kiedy zaczęłam zyc zupelnie inczej i zupelnie przekierunkowalam swoje zycie, problem z jedzeniem po prostu zniknąl. Moze pomyslicie ze to nie bylo powazne tak jak u was? Nieprawda- nigdy nie zapomne tej nieszczesnej wigilii 2013 kiedy nie moglam normalnie sie najesc, a przy moim ukochanym barszczu z uszkami chcialo mi sie plakac, bo smak byl nieziemski, a samo jedzenie to udreka. Spotkania z chlopakiem, w ktorym bylam zakochana i nasza pierwsza pizza - dramat. Na szczescie udawalam, ze nie jestem glodna, a kolega sam zjadl prawie cala- nadal sie spotykamy:D Minely od tego czasu 4 lata, nie ma zadnych nawrotow i watpie, że będą. Pozostal mi tylko strach przed polykaniem tabletek, nawet malego rutinoscorbinu Nie ma opcji, zebym to polknela, nawet z litrem wody. Zjadam tabletki z chlebem.. Nie mam zadnej rady, po prostu napisalam to tutaj, moze poznoli komus poczuc sie pewniej, ze to nie jest choroba na cale zycie, tylko jakas nasza paranoja, ktora moze po prostu zniknąć. Pozdrawiam was gorąco! Jesli macie jakies pytania, smialo piszcie! Marta
  2. choruje na to od kilkunastu lat (mam 20). nawet nie wiedzialam ze to choroba, dowiedzialam sie wczoraj wlasnie z tego forum - dzieki! jestem troche w szoku:D bo mowicie o tym tak otwarcie, a ja nawet gdy poszlam do psychiatry nie wyjawilam mu calej prawdy w czym tkwi problem. opowiedzialam mu tylko o moich stanach depresyjnych(ktore braly sie w duzej mierze przez ten glupi lęk o ktorym mowimy) i o ogromnym stresie ktory przezywam w roznych sytuacjach. dostalam antydepresanty - escitil (dziala na agorafobie rowniez) i lorafen doraznie. pomogly ale nie w 100%, poza tym odrzucilam je po kilku miesiacach gdy poczulam sie silna i pozytywnie nastawiona do zycia. Mam pytanie. Są na to jakies specjalne leki? co bierzecie? Czesto zastanawiam sie skad sie wziela ta cholerna emetofobia. moze gdybym w dziecinstwie nie zaczela publicznie wystepowac, spiewac w szkole itd, to by sie nie rozwinelo..? bo wtedy sie zaczelo. strasznie sie balam, przez co rano nie bylam w stanie nic zjesc. pozniej zle sie czulam po prostu z glodu. to bylo normalne. po roku/dwoch nie balam sie juz samego wystepu, tylko tego stanu kiedy bylo mi niedobrze. zaczynalam panikowac ze przy wszystkich sie skompromituje a to taka sytuacja ''bez wyjscia'', musze cos zrobic i juz. pozniej zaczelam jezdzic na wycieczki, kolonie, znowu to samo. zawsze chcialo mi sie rzygac i to nie z nerwow rpzed wyjazdem ale przed tym ze bede w zamknietym pudle z 50 innymi osobami, przy ktorych nie moge zwymiotowac bo umarlabym ze wstydu. o ironio nie przeszkadza mi gdy ktos inny to robi przy mnie, a nawet czuje sie wtedy silniejsza i nigdy w sumie mi sie to nie zdarzylo, na zadnym wyjezdzie, wystepie. wiec skad ten lęk? keidys, gdy mialam ok 13, 14 lat poszlam z mama do lekarza ogolnego, lekarka stwierdzila ze z tego wyrosne i kazala wziac mi przed podroza cos na chorobe lokomocyjna. jakis zart! juz na sama mysl o przelknieciu tego mnie cofalo, poza tym nie czulam psychicznie zadnej roznicy. ok... z podrozami jakos mozna bylo zyc, rzadko jezdzilam. tylko ze to zaczelo sie rozprzestrzeniac na inne dziedziny zycia. szkola. pamietam ze matura to jak dotad moja najwieksza walka w zyciu. ze soba. nie balam sie, jak moi rowiesnicy ze nie umiem czegos itd, to bylo dla mnie nieistotne. ja balam sie tylko tego ze nie bede mogla wyjsc z sali, ze zwymiotuje w srodku. przykre... ale z dystansem mnie to smieszy, poza tym pisze to 1 raz w zyciu, fajnie sie otworzyc i swobodnie to wyrzucic, nawet jesli na forum. kolokwia, egzaminy byly kolejne. chociaz juz na studiach bardziej stresowaly mnie niektore cwiczenia, niz same egzaminy, po maturze jestem silniejsza, ale co ja przeszlam wtedy (2 lata temu) to nigdy nie zapomne. ostatnio pojawil sie nowy problem. zaczelam robic prawo jazdy. wyjezdzilam juz 19 godzin, przez 15 jechalam na lorafenie, wyciszal mi puls i troche uspokajal, minusy tego ze bylam rozkojarzona i ciagle o czyms zapominalam. ostatnio pierwszy raz spanikowalam w aucie. serce zaczelo walic, fala goraca i byl blisko.. ale dalam rade, przetrzymalam i minelo:D przepraszam za tak dlugi wpis, dzieki za informacje wasze! do wczoraj zylam w swiadomosci ze tylko ja sie tak mecze, a teraz widze, ze nie jest az tak zle, bo po 1 nie jestem sama, a po 2 niektorzy maja gorzej
  3. choruje na to od kilkunastu lat (mam 20). nawet nie wiedzialam ze to choroba, dowiedzialam sie wczoraj wlasnie z tego forum - dzieki! jestem troche w szoku:D bo mowicie o tym tak otwarcie, a ja nawet gdy poszlam do psychiatry nie wyjawilam mu calej prawdy w czym tkwi problem. opowiedzialam mu tylko o moich stanach depresyjnych(ktore braly sie w duzej mierze przez ten glupi lęk o ktorym mowimy) i o ogromnym stresie ktory przezywam w roznych sytuacjach. dostalam antydepresanty - escitil (dziala na agorafobie rowniez) i lorafen doraznie. pomogly ale nie w 100%, poza tym odrzucilam je po kilku miesiacach gdy poczulam sie silna i pozytywnie nastawiona do zycia. Mam pytanie. Są na to jakies specjalne leki? co bierzecie? Czesto zastanawiam sie skad sie wziela ta cholerna emetofobia. moze gdybym w dziecinstwie nie zaczela publicznie wystepowac, spiewac w szkole itd, to by sie nie rozwinelo..? bo wtedy sie zaczelo. strasznie sie balam, przez co rano nie bylam w stanie nic zjesc. pozniej zle sie czulam po prostu z glodu. to bylo normalne. po roku/dwoch nie balam sie juz samego wystepu, tylko tego stanu kiedy bylo mi niedobrze. zaczynalam panikowac ze przy wszystkich sie skompromituje a to taka sytuacja ''bez wyjscia'', musze cos zrobic i juz. pozniej zaczelam jezdzic na wycieczki, kolonie, znowu to samo. zawsze chcialo mi sie rzygac i to nie z nerwow rpzed wyjazdem ale przed tym ze bede w zamknietym pudle z 50 innymi osobami, przy ktorych nie moge zwymiotowac bo umarlabym ze wstydu. o ironio nie przeszkadza mi gdy ktos inny to robi przy mnie, a nawet czuje sie wtedy silniejsza i nigdy w sumie mi sie to nie zdarzylo, na zadnym wyjezdzie, wystepie. wiec skad ten lęk? keidys, gdy mialam ok 13, 14 lat poszlam z mama do lekarza ogolnego, lekarka stwierdzila ze z tego wyrosne i kazala wziac mi przed podroza cos na chorobe lokomocyjna. jakis zart! juz na sama mysl o przelknieciu tego mnie cofalo, poza tym nie czulam psychicznie zadnej roznicy. ok... z podrozami jakos mozna bylo zyc, rzadko jezdzilam. tylko ze to zaczelo sie rozprzestrzeniac na inne dziedziny zycia. szkola. pamietam ze matura to jak dotad moja najwieksza walka w zyciu. ze soba. nie balam sie, jak moi rowiesnicy ze nie umiem czegos itd, to bylo dla mnie nieistotne. ja balam sie tylko tego ze nie bede mogla wyjsc z sali, ze zwymiotuje w srodku. przykre... ale z dystansem mnie to smieszy, poza tym pisze to 1 raz w zyciu, fajnie sie otworzyc i swobodnie to wyrzucic, nawet jesli na forum. kolokwia, egzaminy byly kolejne. chociaz juz na studiach bardziej stresowaly mnie niektore cwiczenia, niz same egzaminy, po maturze jestem silniejsza, ale co ja przeszlam wtedy (2 lata temu) to nigdy nie zapomne. ostatnio pojawil sie nowy problem. zaczelam robic prawo jazdy. wyjezdzilam juz 19 godzin, przez 15 jechalam na lorafenie, wyciszal mi puls i troche uspokajal, minusy tego ze bylam rozkojarzona i ciagle o czyms zapominalam. ostatnio pierwszy raz spanikowalam w aucie. serce zaczelo walic, fala goraca i byl blisko.. ale dalam rade, przetrzymalam i minelo:D przepraszam za tak dlugi wpis, dzieki za informacje wasze! do wczoraj zylam w swiadomosci ze tylko ja sie tak mecze, a teraz widze, ze nie jest az tak zle, bo po 1 nie jestem sama, a po 2 niektorzy maja gorzej
×