Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

W 144 tysiące w niebie wierzą Świadkowie Jehowy, a nie kościół katolicki. To znaczy po ichnim Armaggedonie 144 tysiące ma utworzyć taką swoistą elitę kierowniczą i mają oni zarządzać nowym porządkiem.

 

Osobiście też nie wierzę w niebo i piekło w wydaniu chrześcijańskim, dla mnie to po prostu alegorie. Niemniej chrześcijaństwo jako takie szanuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W 144 tysiące w niebie wierzą Świadkowie Jehowy, a nie kościół katolicki. To znaczy po ichnim Armaggedonie 144 tysiące ma utworzyć taką swoistą elitę kierowniczą i mają oni zarządzać nowym porządkiem.

 

Osobiście też nie wierzę w niebo i piekło w wydaniu chrześcijańskim, dla mnie to po prostu alegorie. Niemniej chrześcijaństwo jako takie szanuję.

No ale przecież tak jest napisane w apokalipsie, oczywiście różnorako można to interpretować ale to nie jest wymysł tylko świadków Jehowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale powiem tylko tyle: jeżeli wiesz, kto będzie zbawiony, a kto nie, to gratuluję, bo to znaczy że Ty i Bóg macie wyłączną wiedzę w tym temacie.
A Kościół nie rości sobie prawa do takiej wiedzy? to na jakiej podstawie twierdzi: „nikt – jakichkolwiek by jałmużn nie udzielał, nawet gdyby dla imienia Chrystusa przelał swą krew – nie może być zbawiony, jeśli nie pozostaje w łonie Kościoła katolickiego i w jedności z nim” (Sobór Florencki). ?

A np. taki JP2 to wg kościoła jest, czy nie jest zbawiony? a może Kościół tego też nie wie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale przecież tak jest napisane w apokalipsie, oczywiście różnorako można to interpretować ale to nie jest wymysł tylko świadków Jehowy.

 

 

Biblia ma to do siebie, że każdy może z niej wyczytać co tylko zechce.

 

Ja znajdowałem w niej również uzasadnienia dla swoich rozmaitych dziwnych teorii.

 

Wierzący w retrybucję dowie się, że może dostąpić tu na Ziemi i w obecnym swym ciele darów i łask za swoje dobre i szlachetne czyny.

 

Nazista zyska duchowe uzasadnienie twierdzenia, że wszystkiemu winni są Żydzi. Notabene Adolf Hitler zdaje się, że tak zrobił, gdyż twierdził, że Chrystus był prawym aryjczykiem zabitym przez tych złych Żydów... Wcale nie twierdzę, tym samym, że Biblia była jego inspiracją. Człowiek chory psychicznie, a Adolf był nim niewątpliwie, znajdzie wszędzie uzasadnienie dla swych teorii, nawet w książce telefonicznej.

 

Zwolennik twardego kodeksu karnego przyzna rację, iż faktycznie w zasadzie ''oko za oko, ząb za ząb'' jest coś na rzeczy i może należałoby je sprawdzić w praktyce we współczesnych czasach.

 

W przeszłości wybuchały rozmaite rebelie wzniecane przez ciemny lud, który bez uprzedniego oświecenia kagankiem oświaty zabierał się do lektury Biblii i wyciągania z niej rozmaitych odkrywczych wniosków, zarówno w średniowiecznej Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych doby nowożytnej , dopóki panowało tam niewolnictwo.

 

Ja się nie wypowiadam, nie jestem specjalistą. Szanuję tą księgę, ale może nie rozumiem jej języka, nie jestem biblistą, a profanem więc nic w tym dziwnego. Nie mam odpowiedniej podstawy naukowej i duchowej. Bóg przemawia w rozmaitych językach, widocznie jego mowa po hebrajsku i aramejsku nie jest przeznaczona dla każdego. Do mnie osobiście Biblia nie przemawia, zapewne urodziłem się w nieodpowiedniej strefie kulturowej. Wolę czerpać inspirację z innych ksiąg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren

Prawdziwą pychą wydaje mi się odrzucanie czegoś dlatego, że się tego nie rozumie (np. wskutek braków w religijnym wychowaniu) lub dlatego, że nie zaspokaja to subiektywnych roszczeń - na przykład roszczenia by nie być nigdy sprawiedliwie osądzonym (wyrzucając przy okazji poza świadomość Miłosierdzie w swoim buncie) czy roszczenia, aby Bóg nie dopuszczał żadnego cierpienia lub żeby to, do czego się jest przywiązanym nie było grzechem. Uznanie nad sobą wyższej Istoty, która przekracza człowieka pod każdym względem oraz własnej grzeszności i niewystarczalności to postawa pokorna i zdrowa.

Tylko że ja niczego nie odrzucam i jak już pisałem, to, że czegoś nie rozumiem, nie oznacza, że muszę zapychać sobie tą dziurę jakimś bogiem a zwłaszcza takim, jak w tym pożal się boże, religijnym wychowaniu mi go przedstawiano. Roszczeń też żadnych nie mam.

 

A jak pisał jetodik, człowiek jest wyjątkową istotą, jedyną, która posiada świadomość, pamięć, język, kulturę, wolność i ideę Wyższej Istoty.
Oczywiscie, że wyjątkową. Chyba tylko ludzie potrafią mordować się na taką skalę (często z powodu religii) i np. gwałcić w kilka osób dziecko, tłumacząc się zbyt dużym, dawno nieupuszczanym napięciem seksualnym. Do tego nawet zwierzęta nie są zdolne :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, skąd wg buddyzmu wzięły się umysły/dusze/cokolwiek to jest, mam na myśli tą część człowieka, która wg tejże wiary ponoć nie ginie z chwilą śmierci ciała?

Co, jakie prawa fizyki, zadecydowały/o o tym, do jakiego ciała, jaki umysł trafił, po powstaniu materii i zaistnieniu ciał materialnych? na jakim etapie rozwoju wszechświata nastąpiło to wnikanie? czy umysły wnikały już do pyłów kosmicznych, czy czekały aż na świecie pojawi się żywa materia? dlaczego i po co w ogóle to zrobiły?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest to choroba współczesności, sprowadzająca człowieka do "zlepku komórek", przypadkowego tworu ewolucji, trochę lepszego zwierzęcia, to ślepa uliczka, która zabiera poczucie sensu i nieraz prowadzi do poczucia tragizmu (z punktu widzenia ewolucji jestem przegrany i nie mam prawa do szczęścia, którego pragnę). A jak pisał jetodik człowiek jest wyjątkową istotą, jedyną, która posiada świadomość, pamięć, język, kulturę, wolność i ideę Wyższej Istoty.

Chorobą jest tu jedynie głupactwo jakie prezentujesz ignorując ogromny wysiłek rzesz naukowców zajmujących się tym tematem i będących 'trochę' inteligentniejszymi od zadufanych w sobie marzycieli.

Tylko dlatego, że nauka jest coś w stanie udowodnić nie wyklucza działania Boga. Nie rozumiem za bardzo tego rzekomego sporu nauki z religią, a raczej ludzi, którzy na siłę chcą udowodnić, że im bardziej zaawansowana nauka, tym bardziej wykluczamy w tym możliwy udział Boga. Jeśli ktoś nie wierzy w Boga to nie i kropka. Bóg zawsze pozostanie kwestią tego czy się w Niego wierzy lub nie. Gdyby można było udowodnić Jego istnienie w stopniu wykluczającym inną możliwość, słowo "wiara" straciłoby sens. Tyle. Im więcej wiemy, tym lepiej. Im bardziej nauka posunięta do przodu, tym lepiej. Przecież słów "czyńcie sobie ziemię poddaną" nie można interpretować tylko dosłownie. Można wierzyć, że wszystko jest dziełem Boskim, a nauka sposobem na jego poznanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, skąd wg buddyzmu wzięły się umysły/dusze/cokolwiek to jest, mam na myśli tą część człowieka, która wg tejże wiary ponoć nie ginie z chwilą śmierci ciała?

Co, jakie prawa fizyki, zadecydowały/o o tym, do jakiego ciała, jaki umysł trafił, po powstaniu materii i zaistnieniu ciał materialnych? na jakim etapie rozwoju wszechświata nastąpiło to wnikanie? czy umysły wnikały już do pyłów kosmicznych, czy czekały aż na świecie pojawi się żywa materia? dlaczego i po co w ogóle to zrobiły?

 

Nieszczególnie podobają mi się Twoje wypowiedzi w kwestiach religijnych, określenia pokroju: kościółki i ich szamani, piszesz imię Boga z małej litery, już sam twój nick jest dość wymowny, więc nie odpowiem Ci w pełni poważnie, bo i Twoje pytanie nie jest w pełni poważne.

 

Jesteś jak żółw błotny, który taplając się w mokradle nie ma okazji spojrzeć na niebo, mimo to próbuje dociec rzeczy dla niego niedosiężnych.

 

Chciałem użyć przykładu innego zwierzęcia, ale nie chce nikogo obrażać, to bezcelowe.

 

Po co mam Ci odpowiadać poważnie skoro, w odpowiedzi użyjesz imienia Boga z małej litery (jakkolwiek Go zwać, to zwykły wyraz braku szacunku) i będziesz zdrabniał, zapewne także użyjesz argumentów ad personam.

 

Potrafię rozmawiać z ateistami, którzy wymagają szacunku, ale także sami potrafią go okazać.

 

W tym wypadku taka rozmowa jest bez sensu. Wierzę w każdego, w Ciebie też. Kiedyś usuniesz ten swój jad i będziesz władna rozmawiać o religii bez tego ładunku, nie wiem pogardy czy nienawiści, niezależnie od swych bieżących przekonań w tej materii.

 

Pozdrawiam i dołączam do listy ignorowanych.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe spostrzeżenie.Weźmy taką wodę,taką jak w rzekach czy morzach.Katolik wierzy,że stworzył ją Bóg.Ja przychylam się do poglądu,że pochodzi ona z komet.I wraz z nimi,przybyła na nasz glob.Jak to połączyć z religią ?

Katolik wierzy, że stworzył ją Bóg, co nie oznacza, że wierzy, że Bóg machnął czarodziejską różdżką i bum! powstała woda. Mógł stworzyć ją w sposób, który nauka może wyjaśnić. Np. w sposób opisany przez Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nieszczególnie podobają mi się Twoje wypowiedzi w kwestiach religijnych,
Czyli moje pytania do Ciebie, pewnie też Ci się szczególnie nie spodobały...

 

Jesteś jak żółw błotny, który taplając się w mokradle nie ma okazji spojrzeć na niebo, mimo to próbuje dociec rzeczy dla niego niedosiężnych.
Nie, żółw błotny, jak to ma zwyczaju, wypłynął na polowanie na akwen. ;)

 

Po co mam Ci odpowiadać poważnie skoro, w odpowiedzi użyjesz imienia Boga z małej litery (jakkolwiek Go zwać, to zwykły wyraz braku szacunku) i będziesz zdrabniał, zapewne także użyjesz argumentów ad personam.
Ksiądz mnie na religii uczył i pani na j. polskim, że imię bogów innych niż chrześcijański( czyli ewentualnych buddyjskich) piszemy z małej litery. A tak w ogóle nie pytałam Ciebie o żadnego boga ani Boga w buddyźmie, także nie ma problemu. Tworzysz jakieś sztuczne problemy, zarówno w tej kwestii jak i w kwestii ad personam i z nimi polemizujesz. To z resztą nie dotyczy tylko mnie, ale również innych użytkowników. Ale skoro tak lubisz i dobrze Ci z tym, to nic mi do tego.

 

Po co mam ci odpowiadać poważnie skoro, w odpowiedzi użyjesz imienia Boga z małej litery
Na razie to mi w żaden sposób nie odpowiedziałeś, ani poważnie, ani niepoważnie... odpowiedziałeś jedynie swoim własnym wyobrażeniom na mój temat, o które nie byłaś pytany.

 

Pozdrawiam i dołączam do listy ignorowanych.
No ale jakbyś jednak kiedyś nie miał z kim porozmawiać pamiętaj, że do mnie zawsze możesz śmiało. No chyba, że wolisz sam do siebie mówić, albo z tymi co Ci tylko przytakują, to ja mogę faktycznie nie być dobrym kompanem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za to akwen odpłynął :( przynajmniej jeden facet na tym forum, @ego, który Cie tak potraktował jak Ty "samców" ;)
Nie no, moja pamięć mi podpowiada, że więcej było takich "akwenów" i pewnie niejeden się jeszcze znajdzie, w końcu jest obieg "wody w przyrodzie"... :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Reynevan,

 

O, tak. Stawianie pytań o sprzeczności w Biblii i w doktrynach chrześcijańskich oraz oczekiwanie na konstruktywne odpowiedzi odnośnie do nich to zaiste płytki i podszyty ignorancją ateizm.

Już kilku miłosiernych katolików i protestantów zapewniało mnie, że za moje podważanie powyższych niewątpliwie trafię do piekła. <3

Jeżeli Woland Bułhakowa naprawdę istnieje, to ja chcę, by sam osobiście po mnie przyszedł.

 

no i widzisz :mrgreen: kto twierdzi, że Biblie należy czytać dosłownie, faktualnie? Chrześcijańscy fundamentaliści.

Tak więc ten Twój ateizm wydaje sie być negacją, rewersem tych katolików i protestantów widzących Cię w piekle, chrześcijańskich fundamentalistów, przeciwników ewolucji, kogo tam jeszcze? ;)

Z wieloma innymi jednak chrześcijanami trudno by Ci było nawet polemizować ponieważ musiałbyś się najpierw dowiedzieć jakie oni mają poglądy, zacząłbyś wyskakiwać z tekstami "czemu Biblia nic nie mówi o dinozaurach", albo "ewolucja ma podstawy naukowe", albo zacząłbyś negować i wykazywać sprzeczności w wizerunku Boga jako wielkiego zegarmistrza, Demiurga, zwyczajnie mijałbyś się z nimi w dyskusji.

oczywiście są tu tacy, którzy wierzą w Demiurga, w okresowe interwencje podczas procesu ewolucji, no i Twoje filmiki, żarciki, które wstawiałeś są trafne właśnie w tym wąskim kontekście :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren,

Ambaras, ładnie tłumaczysz take'owi to i owo

 

no rzeczywiście ładnie mu tłumaczy, take ma obsesje na punkcie piekła, a ten mu dowala dodatkowo tą swoją ponurą odstręczającą teologią, którą ładnie wypunktował akwen. Zresztą już wcześniej komuś z nerwicą religijną wmawiał, że jego chorobliwe wyrzuty sumienia, nie są wcale takie chorobliwe, tylko słuszne :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panie (jeśli tak wolisz) Akwen,

 

ładnie piszesz o buddyzmie, te przypowieści są też ciekawe. Szczególnie podoba mi się to, że heroizm człowieka samotnego jest inny niż ojca rodziny.

Ale wydaje mi się, że z tej odległości jakoś idealizujesz buddyzm,podobnie jak czasem rosyjscy teologowie emigracyjni prawosławie.

Oni z perspektywy zachodniej, piszą takie rzeczy, że chce się czasem lecieć od razu do matuszki Rosiji. Ale w rzeczywistości nie jest tak różowo.

Czy to co jest opisane tutaj to same kłamstwa?

http://wiadomosci.monasterujkowice.pl/?p=777

 

Tzn. Budda jest dla Ciebie Bogiem, czy nie?

To co piszesz o buddyjskiej Trójcy jest dla mnie niespecjalnie zrozumiałe.

 

I chyba na siłę jednak naciągasz niektóre podobieństwa. Szczególnie tu:

Podobnie życie Buddy i jego męka, bo powiększanie swej świadomości jest bolesnym procesem, stanowi centralny punkt buddyzmu. Budda urodził się jako człowiek, zaś umierał jako istota dostępująca oświecenia. Czy nie widać tu podobieństw?

 

Śmierć krzyżowa,biczowanie, urąganie i poniżenie to coś więcej niż "bolesny proces".

Podobnie reinkarnacja, która dopuszcza też możliwość wcielenia w zwierzęta, gdzie tu chrześcijańska eschatologia?

 

W ogólności buddyzm, jako że tak powiem szlachetne nauczanie, może sprawiać ważenie podobnego do chrześcijaństwa.

Ale chrześcijaństwo to zdecydowanie coś więcej niż szlachetna filozofia.

 

1. To po pierwsze absolutnego wypełnienie tego nauczania. Słowo, które staje się Ciałem. Mało tego, to wypełnienie kilkuset zapowiedzi starotestamentalnych,prorockich (wg niektórych ponad bodajże 200 ze ST) i w ogóle przeczuć wcześniejszych ludów (to, z czego bezmyślnie robi się zarzut chrześcijaństwu, że powiela niektóre z mitów np. o Ozyrysie).

Ja jestem droga,prawda i żywot. Jeden ze świetnych biblistów mówi,że za greckim słowem Logos, kryje się hebrajskie, które poprawnie należy rozumieć jako "Słowo-czyn"

 

2. W centrum jest Chrystus ukrzyżowany,który zmartwychwstał. Gdyby nie zmartwychwstał i nie otworzył nam zarazem wszystkim tej drogi próżna byłaby nasza wiara. Czy Budda zmartwychwstał?

 

Mówiąc o braniu krzyża miałem na myśli wezwanie Chrystus do brania swego krzyża i pójścia za nim.

Cynicy greccy przypominają mi buddystów w rezygnacji z pragnień, czy potrzeb.

A pisząc o prostytucji miałem na myśli raczej nie tą dosłowną, cielesną, a bardziej wysublimowaną (pogoń za karierą, czy "wiedzą") - dla mnie gorszą.

 

Wyżej szacujesz estetykę ukazywaną przez chrześcijaństwo, niż przez buddyzm, bo urodziłeś się i wychowałeś w innej strefie kulturowej. Dlatego Twoje ''ja'', uznaje estetykę buddyjską za ''kiczowatą''. Koreańczyk miałby problem ze zjedzeniem schabowego z ziemniakami i surówką,

To nie znaczy, że nie mamy szukać jednej prawdy, czy ideału. Mamy przecież nawet wybory miss world. Są też różnej piękności religie.

 

Na razie tyle.

 

 

I

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Panie (jeśli tak wolisz) Akwen,

 

ładnie piszesz o buddyzmie, te przypowieści są też ciekawe. Szczególnie podoba mi się to, że heroizm człowieka samotnego jest inny niż ojca rodziny.

Ale wydaje mi się, że z tej odległości jakoś idealizujesz buddyzm,podobnie jak czasem rosyjscy teologowie emigracyjni prawosławie.

Oni z perspektywy zachodniej, piszą takie rzeczy, że chce się czasem lecieć od razu do matuszki Rosiji. Ale w rzeczywistości nie jest tak różowo.

 

Czy to co jest opisane tutaj to same kłamstwa?

http://wiadomosci.monasterujkowice.pl/?p=777

 

Tzn. Budda jest dla Ciebie Bogiem, czy nie?

To co piszesz o buddyjskiej Trójcy jest dla mnie niespecjalnie zrozumiałe.

 

I chyba na siłę jednak naciągasz niektóre podobieństwa. Szczególnie tu:

Podobnie życie Buddy i jego męka, bo powiększanie swej świadomości jest bolesnym procesem, stanowi centralny punkt buddyzmu. Budda urodził się jako człowiek, zaś umierał jako istota dostępująca oświecenia. Czy nie widać tu podobieństw?

 

Śmierć krzyżowa,biczowanie, urąganie i poniżenie to coś więcej niż "bolesny proces".

Podobnie reinkarnacja, która dopuszcza też możliwość wcielenia w zwierzęta, gdzie tu chrześcijańska eschatologia?

 

W ogólności buddyzm, jako że tak powiem szlachetne nauczanie, może sprawiać ważenie podobnego do chrześcijaństwa.

Ale chrześcijaństwo to zdecydowanie coś więcej niż szlachetna filozofia.

 

1. To po pierwsze absolutnego wypełnienie tego nauczania. Słowo, które staje się Ciałem. Mało tego, to wypełnienie kilkuset zapowiedzi starotestamentalnych,prorockich (wg niektórych ponad bodajże 200 ze ST) i w ogóle przeczuć wcześniejszych ludów (to, z czego bezmyślnie robi się zarzut chrześcijaństwu, że powiela niektóre z mitów np. o Ozyrysie).

Ja jestem droga,prawda i żywot. Jeden ze świetnych biblistów mówi,że za greckim słowem Logos, kryje się hebrajskie, które poprawnie należy rozumieć jako "Słowo-czyn"

 

2. W centrum jest Chrystus ukrzyżowany,który zmartwychwstał. Gdyby nie zmartwychwstał i nie otworzył nam zarazem wszystkim tej drogi próżna byłaby nasza wiara. Czy Budda zmartwychwstał?

 

Mówiąc o braniu krzyża miałem na myśli wezwanie Chrystus do brania swego krzyża i pójścia za nim.

Cynicy greccy przypominają mi buddystów w rezygnacji z pragnień, czy potrzeb.

A pisząc o prostytucji miałem na myśli raczej nie tą dosłowną, cielesną, a bardziej wysublimowaną (pogoń za karierą, czy "wiedzą") - dla mnie gorszą.

 

Wyżej szacujesz estetykę ukazywaną przez chrześcijaństwo, niż przez buddyzm, bo urodziłeś się i wychowałeś w innej strefie kulturowej. Dlatego Twoje ''ja'', uznaje estetykę buddyjską za ''kiczowatą''. Koreańczyk miałby problem ze zjedzeniem schabowego z ziemniakami i surówką,

To nie znaczy, że nie mamy szukać jednej prawdy, czy ideału. Mamy przecież nawet wybory miss world. Są też różnej piękności religie.

 

Na razie tyle.

 

 

I

 

Zatem, Ambaras, do rzeczy (o ile nie widzisz przeszkód, byśmy przeszli do takiej formy. Forma ''Pan'' była tylko formą, formę zawsze można zmienić. Uznałem Ciebie podświadomie za kogoś w rodzaju lefebrysty, a wobec nich czuję swoisty respekt.

 

ładnie piszesz o buddyzmie, te przypowieści są też ciekawe. Szczególnie podoba mi się to, że heroizm człowieka samotnego jest inny niż ojca rodziny.

Ale wydaje mi się, że z tej odległości jakoś idealizujesz buddyzm,podobnie jak czasem rosyjscy teologowie emigracyjni prawosławie.

Oni z perspektywy zachodniej, piszą takie rzeczy, że chce się czasem lecieć od razu do matuszki Rosiji. Ale w rzeczywistości nie jest tak różowo.

 

Nic nie jest takim, jakim się wydaje.

 

Nie jest mi śpieszno jechać do Dalajlamy, machać kołowrotkiem i powtarzać mantry. Każdy urodził się w danej strefie kulturowej po coś, winien interpretować buddyzm wedle tych pojęć, które poznał w tym regionie kulturowym, który mu przypadł w udziale. W buddyzmie znalazłem odpowiedzi na te pytania, które w katolicyzmie i prawosławiu nie znalazłem albo nie potrafiłem znaleźć, to mi wystarczy.

 

Dla przykładu, dlaczego zdrada Judasza uchodzi poniekąd za święta? Powiesz, że umożliwiła ona zbawienie, ale przecież to pokrętne. Czy uwzniośla się też żołnierzy rzymskich, którzy torturowali Jezusa, też poniekąd umożliwiło to zbawienie.

 

Jeśli pomyślimy po buddyjsku, jest już trochę łatwiej. Warunkowany karmicznie Judasz dokonał czynu niezbędnego, by polepszyć świadomość wielu istot. Nie wiadomo jaką rolę jego umysł pełnił wcześniej, nie wiadomo jaką pełni teraz. Nie wolno wartościować jego czynu, gdyż nie znamy całej drogi tego człowieka.

 

Podobno po swej zdradzie Judasz okropnie się roztył, można to pojmować jaką swoistą karę karmiczną za dokonany czyn, ale przez taki szmat czasu Judasz miał mnóstwo okazji, by swój czyn naprawić, nie wiadomo też co przedtem robił przez tysiąclecia, by zasłużyć na taką rolę, nie nam go oceniać.

 

''Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.''

 

Co jest niezrozumiałego w tych wywodach o ''buddyjskiej'' Trójcy? Nie ma buddyjskiej Trójcy, prawosławnej Trójcy i koptyjskiej Trójcy. Jest jedna Trójca. Nie ja pisałem ten tekst, wspomniałem, że to cytat. Poniżej dodałem od siebie tylko zdanie, że analogie między Trójcą chrześcijańską są uderzające, naprawdę ich nie widzisz?

 

Czy idealizuję buddyzm... nigdy nie miałem okazji być na Dalekim Wschodzie, niemniej domyślam się, że praktyka odbiega od doktryny. Są zepsuci mnisi, którzy wybierają ten fach po to, żeby mieć łatwe życie, zamiast zgłębiać tajniki medytacji. Są ludzie, którzy traktują buddyzm instrumentalnie. W Japonii buddyzm poddany był silnemu wpływowi kasty samurajów, który uczyniła ową odmianę buddyzmu zdecydowanie bardziej wojowniczą. Japoński daimyo Odu Nobunaga musiał toczyć regularne zmagania zbrojne z japońskimi klasztorami buddyjskimi, które miały własne posiadłości ziemskie i własne siły zbrojne. Człowiek wszystko potrafi zdeformować wedle własnego widzimisię. Zasada ta dotyczy zarówno buddyzmu, jak i chrześcijaństwa.

 

Domyślam się, że praktyka odbiega od doktryny, ale czy w kościele katolickim jest inaczej?

 

Podany przez Ciebie tekst zawarty w linku, zawiera trochę prawdy, a trochę nieprawdy. Forma każdej religii ulega deformacji, gdy pamięć o starych prorokach ulega zatarciu i ludzie zaczynają odczytywać ich teksty i podania ''po swojemu''. Czy mam wymieniać rzeczy osobliwe w katolicyzmie? Takie jak kult relikwii, czyli materialnych szczątek osób uznanych za święte, tak jakby doczesna resztka czyjegoś ciała mogła pomóc wygrać krucjatę czy odzyskać zdrowie. Wszystko było i wszystko będzie. Nawet osoba święta po śmierci staje się tylko prochem. Jej umysł odchodzi dalej i przybiera nowe formy, zaś jej ciało zasługuje w całości na godny pochówek i wieczny spokój.

 

Chrystus mawiał, że ''moje królestwo nie jest z tego świata''. Tymczasem parę wieków później katolicyzm dorobił się królestwa na tym świecie i nie widział w tym nic zdrożnego.

 

Kościół katolicki miesza się od wieków w politykę i nie widzi w tym zdrożnego, mimo że wywołuje to niesmak wielu wiernych.

 

Krucjaty uzasadniające za pomocą Boga przelew krwi w imię realizowania interesów politycznych też są niepięknym epizodem.

 

Czy mam zacząć wymieniać listę zepsutych i oddanych dekadencji papieży, którzy nie zawsze byli wierni zasadom dekalogu i pogrążeni w sprawach ziemskich? Mogę zacząć wymieniać.

 

Mówię o samej doktrynie, a ona jest pouczająca i nie zależy od drobnych fluktuacji tu na Ziemi, gdzie króluje marność nad marnościami i tylko marność. Poniekąd fluktuację na nią wpływają, gdyż Hinajana, Mahajana i Theravada to szkoły, które wykazują rozmaite różnice, to tak jak z nurtem rzeki, która inaczej wygląda u źródła, inaczej w środkowym nurcie, inaczej u ujścia. Świat się zmienia, a my zmieniamy się wraz z nim i wraz z tym potrzebujemy nieraz czasem trochę innych recept. Katolicyzm podlegał zmianom niemal równie często, o ile nie częściej. Nie lubię wartościować, ale taka jest prawda. Mówiąc o buddyzmie mam na myśli przekaz Buddy i jego wiernych uczniów. Podobnie jak mówiąc z szacunkiem o chrześcijaństwie mam na myśli przekaz Chrystusa i jego uczniów, a nie pobieranie pieniędzy z budżetu państwa na rozmaite projekty budowlane.

 

Czy Budda jest dla mnie Bogiem? Budda był jednym z proroków, którzy nawiedzali ludzkość w jej historii, analogicznie jak Chrystus. Był postacią mająca znaczny potencjał karmiczny i potrafiącą go wykorzystać. Metodą prób i błędów obudził w sobie w ten potencjał, poszerzył zasoby świadomości i zostawił pewne dziedzictwo. W Buddzie tkwiła natura Boga, jak w każdym człowieku, tylko on potrafił skuteczniej ją w sobie odkryć. Urodził się jako człowiek, umarł jako istota oświecona. Postać Buddy przejawiła w postaci Nirmanakaji (Syna Bożego) pewne uniwersalne prawdy o świecie.

 

Spytam się Ciebie zatem- czy Chrystus był Bogiem czy nie?

 

Odpowiesz zapewne w analogiczny sposób, używając innych terminów i słów.

 

Jeśli twierdzisz, że naciągam na siłę niektóre podobieństwa - wymień je co do jednego i solidnie to uzasadnij. Może tak jest w istocie, wówczas przyznam Ci rację, a zawsze lubię się czegoś nowego nauczyć.

 

Śmierć krzyżowa,biczowanie, urąganie i poniżenie to coś więcej niż "bolesny proces".

 

Spłycasz . Śmierci krzyżowej doświadczał wówczas również byle łotr, ostatnia łachudra i kanalia. Czy to znaczy, że ich mękę należy również uwznioślać? Nie porównuję śmierci Chrystusa do śmierci byle rzezimieszka, ale cierpienie nie jest zasługą, ważne jest jak człowiek potrafił owo cierpienie wykorzystać. Budda też bolało, zarówno fizycznie i psychicznie, poznaj trochę jego drogę, a sam się o tym przekonasz.

 

Podobnie reinkarnacja, która dopuszcza też możliwość wcielenia w zwierzęta, gdzie tu chrześcijańska eschatologia?

 

Pisałem powyżej, że chrześcijaństwo i jego eschatologia są przeznaczone dla innej kultury, która miała inną misję dziejową.

 

W chrześcijaństwie duszę ma tylko człowiek, więc może bez obaw ''czynić ziemię sobie poddaną''.

 

W buddyzmie świadomością obdarzone są także zwierzęta, więc należy im się także szacunek, świat natury ma większe prawa niż w doktrynie chrześcijańskiej. Można zgrzeszyć nie tylko przeciw człowiekowi, ale także przeciw zwierzęciu. Lepiej współczuć wszystkim istotom, niż kochać głównie ludzi. Zabicie kota czy psa też jest grzechem, gdyż może ten kot czy pies przerabiał właśnie element swej drogi? Nie wiadomo kim był i kim będzie, a człowiek ten proces zakłócił. Zdecydowanie pogorszył w ten sposób własną karmę. Wiem, że w praktyce w Chinach hoduje się psy przemysłowo i zabija bez większej refleksji, ale analogicznie jest na polskiej wsi, gdzie utopienie niepotrzebnego kota i psa jest zwyczajną praktyką, zaś zwierzęta w gospodarstwie traktuje się jako narzędzia bez żadnych, najmniejszych nawet uczuć. Nie przytaczaj przykładów z obecnego, poddanego dekadencji świata, pamiętaj że mówimy o samej doktrynie.

 

W ogólności buddyzm, jako że tak powiem szlachetne nauczanie, może sprawiać ważenie podobnego do chrześcijaństwa.

Ale chrześcijaństwo to zdecydowanie coś więcej niż szlachetna filozofia.

 

Pisałem Ci już, że nazywając buddyzm tylko i li wyłącznie szlachetną filozofią dajesz dowód swej ignorancji. Właśnie popełniłeś ponownie ten błąd

 

2. W centrum jest Chrystus ukrzyżowany,który zmartwychwstał. Gdyby nie zmartwychwstał i nie otworzył nam zarazem wszystkim tej drogi próżna byłaby nasza wiara. Czy Budda zmartwychwstał?

 

Czy Budda zmartwychwstał? Odpowiem w podobny sposób do Twojego; czy Chrystus umierając dostąpił oświecenia? Wszak, gdyby Budda nie poszerzył i nie obudził swej świadomości ogromne rzesze ludzi nie dostąpiły nirvany i nie polepszyły własnej karmy, ulegając dalszej degradacji w kole sansary.

 

Budda był jednym z wielu proroków, którzy przekazywali ludzkości uniwersalną prawdę, by polepszyć jej los. Ten świat nie jest jedynym światem i Budda nie był jedynym z proroków.

 

Opowieść o grzechu pierworodnym i szansie zbawienia danej przez Chrystusa to taka metafora, żeby bardziej egocentryczny człowiek zachodu mógł łatwiej przełknąć, to co Chrystus miał do powiedzenia. Tak naprawdę Chrystus był jednostką o wysokim potencjale karmicznym, który zstąpił na Ziemie, by polepszyć karmę ludzi zachodu, zwiększyć ich świadomość i pomóc wypełnić im ich misję dziejową

 

Odpowiadam w sposób należyty do zadanego pytania. Stosujesz pojęcia i tok rozumowany zaczerpnięty z chrześcijaństwa, przykładasz je do buddyzmu, a potem na tak niezręcznie zadane pytanie, każesz mi udzielić odpowiedzi, więc udzielam jej w sposób analogiczny do Twojego sposobu.

 

Mówiąc o braniu krzyża miałem na myśli wezwanie Chrystus do brania swego krzyża i pójścia za nim.

 

Każdy ma swoją karmę i winien ją szanować. Niezależnie czy jest zbieraczem złomu, milionerem, robotnikiem czy pastuchem. Musi dźwigać krzyż swoich ograniczeń i korzystać z możliwości, które on daje.

 

Cynicy greccy przypominają mi buddystów w rezygnacji z pragnień, czy potrzeb.

 

Kulawa analogia. Cynicy greccy twierdzili, że wyrzec należy się niemal wszystkich rzeczy materialnych, żeby móc spokojnie kontemplować rzeczywistość i filozofować.

 

Buddysta nie powinien wyrzekać się wszystkiego, lecz tego co jest mu zbędne. Gdyż niepotrzebne dobra materialne i pożądania wzmacniają skłonność do przywiązania, lgnięcia do świata materialnego, zaś znany człowiekowi świat materialny jest ułudą. Wszystko było i wszędzie będzie, wszystko ciągle się zmienia, w każdej sekundzie. Pisząc właśnie ten tekst jestem trochę innym człowiekiem, niż zabierając się do jego pisania. Choćby dlatego, że trochę się jednak postarzałem. Przywiązanie do rzeczy, do ludzi, do miejsc wzmacnia ułudę i strach przed utratą, zaś lęk jest bodaj głównym ludzkim nieprzyjacielem (obok egotyzmu i ignorancji, ale one współgrają właśnie z lękiem). Człowiek, który rozumie, że nic nie jest dane na wieczność, mniej się boi i potrafi stawić swemu strachowi czoła, gdyż nawet jeśli straci wówczas majątek, bliskich czy ciało - zyska jego bilans karmiczny i umysł - o ile jego intencje były wówczas szlachetne i szczere.

 

Szczęście nie polega na zamknięciu się w beczce i odrzucenia nawet kubka, Buddysta nie powinien wyrzekać się wszystkiego, lecz tego co jest mu niepotrzebne do osiągnięcia oświecenia i pracy nad dobrem wszystkich istot na Ziemi, by to uczynić należy uprzednio wyrzec się jak największej ilości pragnień, które stanowią na tej drodze przeszkodę. Jeśli w osiągnięciu oświecenia pomaga mi laptop, bo mogę za jego pomocą rozmawiać z Tobą i sam także dochodzić do pewnych wniosków, to pozbywając się go, oddając żebrakowi, popełniłbym zwykła głupotę i zmniejszył szansę na osiągnięcie oświecenia, a nie na odwrót

 

Buddysta cynicznie nie szydzi z poziomu swej nędzy nad bezsensem tego świat, Buddysta rozumie jego głęboki sens i aktywnie w życiu owego świata uczestniczy.

 

Twoja rzekoma analogia, to żadna analogia.

 

A pisząc o prostytucji miałem na myśli raczej nie tą dosłowną, cielesną, a bardziej wysublimowaną (pogoń za karierą, czy "wiedzą") - dla mnie gorszą

 

cytuję Ciebie:

 

Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp.

 

Moim zdaniem, miałeś raczej na myśli zdecydowanie prostytucję cielesną.

 

Ja z kolei miałem coś innego na myśli niż Ci się wydaje. Tak jak nie warto plotkować i obmawiać innych, tak i nie warto wartościować cudzych postaw i zachowań. Śliczna zmysłowa studentka, która nie ma hamulców obronnych przed pożądaniem i oddaje się byle komu, bez względu na okoliczność też przerabia fragment swojej drogi. Nie wiadomo kim była wcześniej, w poprzednich inkarnacjach i kim będzie. Teraz przerabia ten problem, może stawi mu wreszcie czoła, a może nie. Nie wiadomo co robiła wcześniej i co będzie robić potem. Może w jednej z kolejnych inkarnacji zostanie świętą męczennicą chrześcijaństwa? Może zabrzmi to dla Ciebie obrazoburczo, trudno, nie moją intencją jest Ciebie urazić.

 

Wartościowanie cudzych postaw zazwyczaj jest krzywdzące, bo każdy wie o innym umyśle i drodze danego człowieka tylko trochę. Nie ma i nigdy nie będzie miał obrazu całokształtu, nawet najbliższa rodzina. Zamiast wytykać innym ich niedobre skłonności, lepiej skupić na własnych i pilnować własnej drogi na drodze swego umysłu do oświecenia czy też jeśli wolisz - zbawienia.

 

 

akwen: Wyżej szacujesz estetykę ukazywaną przez chrześcijaństwo, niż przez buddyzm, bo urodziłeś się i wychowałeś w innej strefie kulturowej. Dlatego Twoje ''ja'', uznaje estetykę buddyjską za ''kiczowatą''. Koreańczyk miałby problem ze zjedzeniem schabowego z ziemniakami i surówką,

 

 

Ambaras: To nie znaczy, że nie mamy szukać jednej prawdy, czy ideału. Mamy przecież nawet wybory miss world. Są też różnej piękności religie.

 

Są różnej piękności religie, ale lepiej ich nie wartościować, która lepsza, a która gorsza, to się nigdy dobrze nie kończyło. Gdyż każda pożyteczna religia jest przeznaczona dla innego człowieka i w każdej Bóg mówi do człowieka w trochę inny sposób.

 

Wspomniałeś o wyborach miss world, werdykt zależy tam od gustu jury albo skłonności danej kandydatki do użycia swego ciała w wiadomy sposób, by zyskać przychylność jury.

 

I tak w wyborach miss każdy ma swoją faworytkę. Dla mnie ideałem są kobiety o pięknym uśmiechu, które potrafią wydobyć z siebie naturę Buddy i mają jednak nie więcej niż te 25-40 lat, są skromne, nieprzesadnie otyłe, ani nieprzesadnie chude (jak widzisz zostało we mnie jednak pewne przywiązanie do formy, cóż, każdy ma jakieś słabości). Dla Ciebie, powiedzmy, że blondynki o obfitym dekolcie, jędrnej pupie, szczupłej talii , studiujące i głoszące ewangelię, noszące na piersi krucyfiks, przestrzegające postów i chodzące w każdą niedzielę do kościoła. Kto ma rację? Każdy ma swoją na swój sposób. O ile i mój ideał jest szlachetny i ma czyste serce (cholera, nigdy nie wiedziałem jak sobie poradzić z kobietami, ale ma to swoje plusy, łatwiej mi potem będzie osiągnąć oświecenie, mniej pokus) i Twój ideał jest szlachetny i ma czyste serce, to ani moja racja nie jest ''mojsza'' od Twojej, ani Twoja od mojej. Spieranie się kto ma więcej racji, czyja racja jest bardziej doskonała daje raczej dowód przywiązania do formy, a formy drastycznie się zmieniają, nieraz w czasie jednej inkarnacji.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fragment z http://www.nerwica.com/religia-wiara-modlitwa-wiadectwa-uzdrowienia-zbiorczy-w-tek-t54516-5180.html#p2209844 (z wyróżnieniami):

 

Wg Augustyna niezrozumiałe jest jednak dlaczego Bóg w ogóle wybiera, przecież mógłby wezwać wszystkich w taki sposób, że nikt nie odmówiłby Jego wezwaniu, nie naruszając w niczym wolnej woli człowieka. Wszelka wola działa bowiem ze względu na pewne powody, wszechwiedzący Bóg zna je, więc może spełniać dowolnie swoje zamiary. On jednak czyni inaczej: tych których chce zbawić usprawiedliwia, tym nad ktorymi nie chce się zlitować nie daje łaski w warunkach, w których by ją przyjęli. Augustyn wyznaje ostatecznie swoją nieświadomość w kwestii motywów Bożych wyborów. Jest on jednak przekonany, że są one oparte na jakiejś nieprzeniknionej i tajemnej bezstronności, na doskonałej sprawiedliwości. Człowiek zaś musi pamiętać że, Bóg od upadku Adama jest naszym wierzycielem, bo ludzie tworzą grzeszną masę skazaną na potępienie. Czy Bóg odpuszcza tę karę usprawiedliwiając dłużnika, czy też domaga się jej i go opuszcza, nie popełnia przez to żadnej niesprawiedliwości. Człowiek jak naczynie gliniane nie może spierać się z Bogiem dlaczego uczynił go takim a nie innym. Bóg stwarza naczynia gniewu na zgubę, by ujawnić bogactwo swojego miłosierdzia. Mimo tego, brak łaski nie usprawiedliwia tych co źle czynią, nawet nieświadomość jest bowiem grzeszna. Z drugiej strony ci co żyją godnie dostąpili jedynie niezasłużonej chwały, nie mają czym się szczycić.

 

Taka wizja jawi się jako coś rażąco straszliwego i absurdalnego. Dla mojej mentalności to Sąd odnosi w niej zwycięstwo nad Miłosierdziem, nie Miłosierdzie nad Sądem. Ból (a nawet Piekło) jawi się jej jako coś dobrego, a nie zło.

 

Grzech pierworodny oznacza, że nienarodzone dzieci też potrzebują łaski Odkupienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ambaras, ładnie tłumaczysz take'owi to i owo, problem jest tylko taki, że on prawdopodobnie nawet tego nie przeczyta (za długie). Take żyje we własnym, szczelnie zamkniętym świecie i rozmawia jedynie ze sobą, co wynika po części z jego zaburzeń. Ma mocno skrzywioną wizję Boga, ale do niej dostosowuje całe swoje życie duchowe. Woli się skupić na tym, że piekło nie powinno istnieć niż zastanowić się nad swoim wychowaniem i wyolbrzymionym strachem przed potępieniem. Ale może się mylę, take?

 

Pewne fragmenty tego wytłumaczenia wyglądają tak obrzydliwie dla mojej natury, że "głowa mała". Dla niej już ateizm może jawić się lepszy niż idea, według której Bóg stwarza naczynia gniewu na zgubę, by ujawnić bogactwo swojego miłosierdzia. Skojarzenia z Kartaginą, Molochem, Baalem, Hannibalem (imię "Hannibal" znaczy "Łaska Baala") paleniem żywych dzieciątek tu na myśl mogą przychodzić... Moja natura NIENAWIDZI bólu i cierpienia, zwłaszcza w wyraźniejszych postaciach. Nie chce doświadczać bólu i cierpienia, wolałaby, aby nikt ich nie doświadczał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja natura NIENAWIDZI bólu i cierpienia, zwłaszcza w wyraźniejszych postaciach. Nie chce doświadczać bólu i cierpienia, wolałaby, aby nikt ich nie doświadczał.

 

Wiedza to ból i cierpienie.

 

Wolę wiedzieć ile wiem, może trochę boleć. Nic nie szkodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Między "trochę boli" a "bardzo boli" jest oczywista różnica. "Trochę boli" jest dla mnie "analogiczne" do grzechu lekkiego, a "bardzo boli" - do grzechu śmiertelnego. "Bardzo boli" jest znacznie gorsze od "trochę boli". Mam to szczęście, że nie doświadczam zbytnio sytuacji, w których "bardzo boli".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale powiem tylko tyle: jeżeli wiesz, kto będzie zbawiony, a kto nie, to gratuluję, bo to znaczy że Ty i Bóg macie wyłączną wiedzę w tym temacie.
A Kościół nie rości sobie prawa do takiej wiedzy? to na jakiej podstawie twierdzi: „nikt – jakichkolwiek by jałmużn nie udzielał, nawet gdyby dla imienia Chrystusa przelał swą krew – nie może być zbawiony, jeśli nie pozostaje w łonie Kościoła katolickiego i w jedności z nim” (Sobór Florencki). ?

A np. taki JP2 to wg kościoła jest, czy nie jest zbawiony? a może Kościół tego też nie wie?

 

To był sobór średniowieczny.

Kościół nigdy nie wyrokuje o konkretnych osobach, czy zostały zbawione czy nie, przyjmując, że to jest tylko Bogu wiadome.

Nie twierdzę też, że jest zbawienie poza Jezusem Chrystusem, bo On sam powiedział, że nie ma ("Nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze mnie"). Tylko że ludzie często się nawracają w chwili śmierci i możemy już o tym nie wiedzieć, bo są w stanie, w którym już nie ma z nimi kontaktu. Nigdzie nie jest też powiedziane, że ktoś nie może spotkać Jezusa w chwili po śmierci. Są osoby, które są niewierzące nie do końca z własnej winy i nie chodzi tylko o brak kontaktu z chrześcijaństwem, ale też o wychowanie, brak chrztu oraz wpływy kultury, które są obecnie bardzo antychrześcijańskie czy przez zły przykład, jaki dają katolicy. Nie wiem jak Bóg to wszystko ocenia, ale na pewno sprawiedliwie.

Niemniej im dalej jest się od Kościoła, tym mniej spójna wiara, mniej szans na różne łaski (które się otrzymuje w komunii św, w spowiedzi, wyznając wiarę itp), większe utwierdzenie w grzechach, większe błędy (np. pochwała aborcji, odciąganie innych od wiary), mniejsze otwarcie na Boże miłosierdzie. Ryzykowne.

 

Jest takie powiedzenie Leca, które lubię "A może Bóg sobie mnie upatrzył na ateistę?" Czasami mam wrażenie, że niektórzy rzeczywiście są na to "upatrzeni", tylko że powołanie ateisty według mnie, to bycie rzetelnym wobec rozumu, moralności, siebie. Rzadko kto daje radę, ale prawdziwi ateiści często prędzej czy później, posługując się obiektywnym rozumem, dochodzą do tego, że jest jakiś Absolut.

Większość to jednak zacietrzewione osoby, walczące z religią, z roszczeniami wobec Boga, w którego niby nie wierzą, z egocentrycznym systemem moralnym. Za takimi nie przepadam. Choć pewnie są jakieś powody, że tacy są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli nie wiadomo na jakiej podstawie ludzie dostają się do piekła czy nieba i nie ma tu znaczenia jak ktoś dużo grzechów popełnił i czy w ogóle wierzył. To jakiś absurd

 

No nie, mamy Dekalog, Ewangelię, Naukę Kościoła- dość precyzyjnie jest określone, na jakiej podstawie będziemy sądzeni. Problem w tym, że ludzie sądzą z zewnątrz, a Bóg od środka, bo zna ludzkie serce, więc nie możemy Go wyręczać. Poza tym Bóg jest nie tylko sprawiedliwy ale i miłosierny. Łaska, żal za grzechy może wiele zmienić, często też ludzie za życia odpokutowują jakoś swoje winy czy robią rzeczy, które je równoważą (np. uczynki miłosierdzia). Mogą też wywrzeć negatywny czy pozytywny skutek na innych, czego sami nie do końca są świadomi. Podsumowując, wiemy co mamy robić, ale tylko Bóg ogarnia całość naszego życia.

Chrześcijaństwo to nie jest moralizm, ważna jest wiara czyli relacja z Bogiem, miłość do Boga, do ludzi -bo wtedy przynosi się "dobre owoce" - nikt nie jest w stanie wypełnić doskonale prawa i tylko na tym się oprzeć (zakazy i nakazy nie inspirują, nie dają siły ani wolności).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×