Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ambaras

Użytkownik
  • Postów

    64
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ambaras

  1. Unikanie choćby pozoru grzechu bardzo się chwali. Choć ja takiego napisania raczej nie uznałbym za grzech ciężki. Ale to może efekt mojego tępienia przez lata wrażliwości moralnej. To, że dziś młode kobiety w większości ubierają się jak prostytutki to jasne. To jeden z ważnych powodów, dla których czas - przynajmniej tej kultury - jest już raczej krótki.
  2. Nie sądzę tak z tym potępieniem, bo wierzę, że w Adamie wszyscy zgrzeszyliśmy i to także mój grzech. Czasem zresztą nabieram się na coś podobnego, a naszą epokę w której ludzie, a szczególnie kobiety bezrozumnie podążają za bożkiem wiedzy, edukacji, emancypacji, gdzie wszystko ponoć już wiadomo i wyjaśniono, można uznać niemal za kalkę tej sytuacji z początku. Zarazem odrzuca się konsekwencje tego grzechu: ból rodzenia, trud pracy. Historia zatoczyła przedziwne koło. Poza tym Adam żył ponad 900 lat więc mógł wiele odpokutować. Nie wiem, czy warto zresztą nad tym za wiele rozmyślać. Im bardziej oddalamy się od modlitwy i Biblii, tym łatwiej nawet w takich wydawałoby się pobożnych rozważaniach pobłądzić. Tym bardziej jeśli kontemplacja nie jest równoważona przez życie, wysiłek, pracę i to najlepiej fizyczną. Tu nietrudno zejść na manowce, A co do np. postu eucharystycznego. To chyba jasne, że bardziej godne jest to dawne podejście i należy w ogóle uczyć, jak poważnie i pokornie podchodzono dawniej do sacrum. Ale to część całego systemu, w którym Bóg nie był z założenia kolegą, z którym rozmawia się przy kawce i przybija piątkę. Jestem za powrotem do dawnych zwyczajów, choć jako wygodny człowiek też słabo to widzę. Ale powrotem, jako część wielkiej całości. Chociażby w obrębie jednego człowieka. Inaczej to trochę taki folklor, łowickie pasiaki zakładane przez paniusię z biura, która motyki w ręku nie miała. Małżeństwo w jednym z chyba najbardziej sfeminizowanych krajów na świecie wymaga wg mnie od wierzącego mężczyzny szczególnie wiele rozwagi.
  3. To nieco zabawne, ale jakiś czas temu rozmawiałem z pewnym księdzem i ja byłem za tym, że bezżenność jest wyższa od małżeństwa, a on oponował, mówiąc, że to drogi równorzędne. Dziś prorodzinność i pro-life trochę namieszały w umysłach i mierzi mnie robienie z rodziny z góry jakiejś wielkiej świętości. Choć wobec ataku lewactwa jest to jakoś zrozumiałe, a zarówno rodzina, jak i np. zakon pozwalają chyba łatwiej utrzymać się w ryzach. Co do limbusa nie mam zdania, nie widzę nic specjalnie zdrożnego w podejściu św. Tomasza, który argumentował za św. Grzegorzem z Nazjanzu, że „dusze w otchłani nie cierpią bólu i cieszą się w pewną naturalną szczęśliwością”, jednak pozbawione są oglądania Boga. Mnie intelektualne podejście wiary może specjalnie nie fascynuje, ale pewne "obycie" w tej mierze wydaje się czasem wskazane. Widzę też tu jakieś niebezpieczeństwo i pokusę, by dużą wiedzą religijną kompensować dosyć w istocie niezbyt pobożne życie. A bez tej równowagi to zalatuje jakimś faryzeizmem.
  4. Dla mnie spowiedź jest darem a nie obowiązkiem, możliwością "pozbycia się" części swej śmierdzącej przeszłości,ulgą i nowym początkiem. Jak napisała refren, chodzi o szczere wyznanie tego, co się na dany moment pamięta i rozeznaje. Często pewne bardziej subtelne błędy zaczyna się przecież rozumieć dopiero po latach. I nie jest najważniejsze może żałowanie za każdy popełniony grzech poszczególny, bo w ogólności jesteśmy godni pożałowania i trzeba płakać nad własną nędzą . Dla mnie istotniejsze jest właśnie wzbudzenie szczerej, ogólnej skruchy niż "księgowe" rozliczenie się z każdego czynu. A to wcale nie proste. Św. Faustyna radzi gdzieś, by wyznać najbardziej kompromitujące nas grzechy, nawet gdy są one drobne. Dla mnie, na odległość, masz wielki potencjał.
  5. Take sprawiasz tu, na forum raczej dobre wrażenie. Nawet,gdy piszesz o fekaliach jest to jakoś czyste i niewinne. Więc chyba przesadzasz z tymi rozważaniami o piekle, szczególnie jeśli miałoby to prowadzić do stwierdzeń o złym Bogu, Tu trzeba koniecznie przyhamować, bo to niedorzeczne i szkodliwe. Oczywiście wizja wiecznego piekła, czy koncepcja grzechu jest jakoś oburzająca i w Kościele modlimy się przecież o zbawienie wszystkich, ale nie naszą rzeczą jest osądzać Bożą sprawiedliwość. Piszesz: To może tajemnica zła, że jest ono dość głupie. I ludzie bardzo często wybierają zło, wiedząc, że na tym ostatecznie stracą. Ale coś na chwilę, jak im się wydaje zyskują. Tak jest chociażby, gdy ktoś pije na umór. Jakiś czas jest zazwyczaj wesoło. Ale Bóg jest niesłychanie miłosierny. I wierzę, że jeśli ktoś w chwili śmierci, (gdy na wiele spraw otworzą mu się przecież oczy), JEDYNIE poprosi o Jego miłosierdzie będzie ostatecznie uratowany. Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony. Ale wierzę też, że można ostatecznie utwierdzić się w złu, jak kula spadająca coraz szybciej w dół nabrać wyraźnej tendencji i nie wykonać nawet tego najmniejszego gestu. Czy słusznie Bóg oddziela baranki od kozłów? Brak tego oddzielenia oznaczałby może, że cierpieć musieliby - jak w życiu tu - znowu wszyscy. Ja tak chyba nie chcę. Piekło to dla mnie wycofanie Boga, gdzie ludzie wreszcie żyją wg "własnej woli". Mi kojarzy się np. z pokazywanymi więzieniami w Ameryce Płd., z panującym w nich bezwzględnym prawem dżungli, gdzie nie ma w zasadzie żadnej wyższej i sprawiedliwej instancji, do której można się odwołać. To pozostawienie tych, którzy nawet nie chcieli westchnąć do Boga na pastwę ich namiętności. A Ty kanawkin nie męcz tu take'a już.
  6. Jak pewnie wiesz niepokalane poczęcie NMP opisała bł. Katarzyna Emmerich jako właśnie pełne zachwytu obściskiwanie się. Dla mnie też czułe przytulanie to jedna z najlepszych stron bliskości. In vitro zaś to jakaś demoniczna karykatura niepokalanego poczęcia. Ale skoro pojawiła się i upowszechnia się ta karykatura może i nadejdzie czas na niepokalane poczęcie. A pragnienie potomstwa, które bez problemu trafi do Nieba to dla mnie także najbardziej właściwa i może jedyna sensowna motywacja dla małżeństwa.
  7. Lord K. tematem tego wątku nie są moje nawyki żywieniowe,czy Twoje wyobrażenia/urojenia na mój temat. Zdrowy tryb życia, czy ekologia są zresztą dla mnie zupełnie drugorzędne. Nie potrafisz czytać ze zrozumieniem? Otóż pisaliśmy o cierpieniu w hospicjach. Radziłeś gdzieś Rosie, jak się zdaje z poczuciem jakiejś "dziwnej" i nieuzasadnionej (dla mnie) wyższości, czy szyderstwa, żeby wytłumaczyła to dzieciom odwołując się do grzechu pierworodnego. Ja Ci zaś napisałem, że wiele łatwiej wytłumaczyć to (choć oczywiście nie wyczerpuje to tematu przyczyn) odwołując się do siebie (Ciebie np., mnie także). Natomiast ja bym im nie powiedział,że z racji tego,że nie możemy obecnie wykluczyć chemizacji, to należy beztrosko truć innych (często dla swojego zdrowia, higieny,komfortu). Bo to "argument" typu: nie możemy wykluczyć wypadków, to zlikwidujmy zasady ruchu drogowego. Tyle
  8. Pewien człowiek pisze, że nadchodzą czasy, kiedy ludzie będą się mnożyć przez niepokalane poczęcie,tak jak było to przewidziane na początku. To pasuje mi do Ciebie, poważnie. Kwestia znalezienia jakiejś dobrej,pobożnej dziewczyny.
  9. Zadałem tylko pytanie, a Ty raczej użyłeś argumentum ad Personam, mniej lub bardziej wprost oskarżając Boga o cierpienie dzieci. Dla mnie szafowanie cierpieniem innych jako argumentem jest jakoś niesmaczne, kojarzy się z nadętą obłudą czerwonych pijawek - filantropów za cudze. Natomiast jeżeli ma podstawy w własnym życiu, trudach i zaangażowaniu jest do przyjęcia. Tak, mam duży dystans do farmacji i lekarzy, korzystam z rzadka i raczej za swoje podatki. I gdybym chciał być obrońcą uciśnionych, to przyjmując całą stertę piguł rozważyłbym chyba zrezygnowanie z dobrodziejstw kanalizacji. Bo jednak jakaś część tych substancji mimo oczyszczania się nie rozkłada. Refren, dziękuję za dobre słowo, ale to mocno przesadzone. IQ nie mierzyłem i to możliwe, że jest nie wysokie.
  10. Podobnie jak take odczuwam lęk, jak i wierzę w miłosierdzie. Motywy wiary? To może głębokie, logiczno - intuicyjne, narastające w czasie poczucie, że jej często paradoksalne dogmaty układają się w zadziwiającą, autentyczną całość. No i niespotykane piękno, tzn. urok Chrystusa, życiorysy świętych, Ewangelie,jak i powstała przez wieki kultura/tradycja: filozofia, malarstwo, architektura kościołów. Słowa i czyny Pana Jezusa, które - mimo upływu 2 tys.lat - poruszają serce (nawet pod względem literackim) np. umycie nóg apostołom,
  11. To co podesłałeś w linku to jakiś bełkot science-fiction, nie chce mi się nawet komentować tego bajania o rzekomym Hesusie Krysznie, o wymyśleniu JCH w IV w., choć znany jest z pism z I wieku. Rzekome źródła XVII-XVIII wieczne bez wydawców, autorów bliżej nieznanych, potem jakichś spirytystów, wreszcie jasnowidzenie o rzekomych celach Konstantyna. To jakiś żart, jeżeli się na to nabrałeś to mogę ci tylko współczuć. Reszty linków więc już nie przeglądałem, tym bardziej że nie potrafisz przyznać się do manipulacji z "kopiami,kopii,kopii". Szkoda gadać.
  12. Może jakiś cytat ze św. Hieronima, czym jest to wszystko? Treść Ewangelii ustalano na I soborze Nicejskim? Opisz nam to odkrywco jak to zrobiono, bo z tego soboru niewiele się ponoć zachowało. Kto co ustalił/zmienił w poszczególnych Ewangeliach? Piszesz zupełnie od rzeczy. Rozumiesz w ogóle po co? Mam propozycję: idź np. do jakiegoś wydawcy Platona i powiedz mu, że najstarsze obszerne rękopisy jego pism pochodzą dopiero z końca IX w. po Chrystusie. Czyli wiele wieków po rękopisach młodszych przecież Ewangelii. Może jako autora wpisze wtedy PseudoPlatona, albo w ogóle zwątpi w jego istnienie. Przecież to kopie, kopii,kopii.... Dobrze ci napisali, że do zrozumienia potrzebny jest kontekst. "Szatan" pochodzi z francuskiego? "Naprawdę" masz zadatki na wielkiego odkrywcę. I poważnie - na wielkiego kłamcę. W ogólności razem z Lordem K. walczycie z wiatrakami. Bo takiego chrześcijaństwa z jakim walczycie (w istocie, bo dziś Kościół mówi różne rzeczy) nie ma. 1. W chrześcijaństwie życie (tu) nie jest najwyższą wartością. Już sama kolejność przykazań Dekalogu o czymś świadczy. Dlatego godzi się np. zabić zatwardziałego bezbożnika i wielkiego zwodziciela/gorszyciela. Bóg dopuścił np. najazd Cyrusa na Żydów, by ukarać ich niewierność. 2. I cierpienie nie jest (w ogólności) czymś złym. Tak samo jak przyjemność nie musi być dobra. Bo cierpienie może być i często jest drogą przemiany ku lepszemu i odkupienia . I wielu świętych cierpiąc było szczęśliwych. A wystarczy jeden przypadek, który łamie regułę. Lord K., rozumiem, że jako bardzo współczujący chorym dzieciom pomagasz im w hospicjum, albo walczysz z tymi, którzy to cierpienie powodują, tak? Bo za choroby nowotworowe oprócz Boga, ludzie też czasem oskarżają dzisiejszą cywilizację, szczególnie chemizację środowiska i żywności. Rozumiem, że jako konsument licznych, sztucznie wytworzonych skomplikowanych związków chemicznych walczysz z globalnymi koncernami chemiczno-farmaceutycznymi, których działalność powoduje też zatruwanie środowiska? I nie rozumiesz, że poświęcanie życia (np. w obronie ojczyzny) nie uznaje się na ogół za samobójstwo? Czy udajesz głupiego? To rozumieją przecież nawet dzieci.
  13. Gadasz jak potłuczony. A może nawet coś więcej niż potłuczony.
  14. Lord, Pascal nie przedstawia tego, tak jak piszesz, np. pisze: Zważmy zysk i stratę, zakładając się że Bóg jest. Rozpatrzmy te dwa wypadki: jeżeli wygrasz, zyskujesz wszystko; jeżeli przegrasz, nie tracisz nic. Cały rozdział, może dość mętny w tym tłumaczeniu tutaj: https://pl.wikisource.org/wiki/My%C5%9Bli_(Blaise_Pascal)/Dzia%C5%82_trzeci. Ale w ogólności jest wiele niezłych fragmentów, np. o chrześcijaństwie: Religja chrześcijańska polega na dwóch punktach[1]; zarówno ważnem jest ludziom znać je, i zarówno niebezpiecznem nie znać ich; i zarówno jest rzeczą miłosierdzia bożego, iż dało znaki obu.[...]. Objawia ona tedy ludziom wraz te dwie prawdy: i że jest Bóg, do którego ludzie są zdolni się wznieść, i że jest w naturze skaza, która ich czyni niegodnymi Jego. Jednako ważne dla ludzi jest znać oba te punkty; jednako niebezpiecznem jest dla człowieka znać Boga nie znając swej nędzy, co znać swą nędzę nie znając Odkupiciela, który może z niej uleczyć. Jedna z tych znajomości rodzi albo pychę filozofów, którzy poznali Boga ale nie poznali swej nędzy, albo rozpacz niedowiarków, którzy poznali swoją nędzę bez Odkupiciela. Poza tym, nie wydaje mi się, byśmy wierzyli w tego samego Boga, co muzułmanie i Żydzi. Bo to oznaczałoby, że nasz Bóg pozwala podrzynać gardła chrześcijanom jako niewiernym psom, czy prowadzić "święte wojny". I czy muzułmanie wierzą w Trójcę? Osobliwa teza.
  15. Bzdurzysz, istnieją też dla niektórych przesłanki,że odwiedzili nas kosmici. Na dziś uznaje się zazwyczaj, że Ewangelie powstały między 65-100 r, (w zależności od Ewangelii). Tu wystarczy zajrzeć do wikipedii. Listy Pawła przy tym założeniu były napisane wcześniej niż Ewangelie, co wyjaśnia brak (dosłownych) cytatów z Ewangelii. Paweł nie był uczniem Chrystusa,więc zrozumiałe, że zamieszcza niewiele Jego słów. Ale oczywiście cytuje też słowa Pańskie, np. w 1 liście do Koryntian: 23 Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem10, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb 24 i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: «To jest Ciało moje za was [wydane]. Czyńcie to na moją pamiątkę». 25 Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: «Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę»11. 26 Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. 27 Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej12. Z Ewangelii św. Łukasza: 19 Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!» 20 Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierza we Krwi mojej, która za was będzie wylana. "Wzmiankę o Poncjuszu Piłacie uznaje się powszechnie za fałszerstwo" - Poważnie, wśród kasjerek z Biedronki też? I na jakiej podstawie, analizy grafologicznej tych listów? Tak, odkryłeś: wtedy nie było jeszcze internetu, nawet druku też nie. I papieru... I spójrz do Didache z ok. 50 r. Skąd tam jest ta dziwna nauka? A w ogóle wiesz chociaż, czego chcesz w ten sposób dowieść? Dobrze radzę: zastanów się, nim coś w tej sprawie napiszesz.
  16. Akwenie, także dziękuję za dyskusję, mnie ona jakoś zmobilizowała, może kiedyś będzie nam religijnie bliżej. Odniosę się do paru kwestii: Właśnie odwrotnie. Cudzołożnica obmywająca łzami stopy Chrystusa, kobieta kananejska Go dotykająca, wreszcie Maryja, która została wybrana ze względu na swe uniżenie, jak czytamy (a nie niepokalane poczęcie, czy dziewictwo). Da się, a uniżenie to jeden z najlepszych sposobów, by poruszyć Boga. Oczywiście nie chodzi o jakąś fałszywą pokorę, ale właśnie realną ocenę własnej kondycji. Kto się uniży będzie wywyższony, ostatni będą pierwszymi - oto Boża logika. Pięknie pisze w tym temacie św. Paweł: Wydaje mi się bowiem, że Bóg nas apostołów, wyznaczył jako ostatnich, jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem światu, aniołom i ludziom; my głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, my wzgardy. Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazania na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych. Błogosławimy gdy nam złorzeczą, znosimy gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili (1 Kor 4, 9-13). I część chrześcijańskich świętych zrealizowała ten ideał niemal dosłownie, wyrzekając się na pozór normalnego użycia rozumu, np. tzw. szaleńcy Boży, znani w prawosławiu jurodiwi. Dlatego wizja Upadku jest tak ważna, by pojąc, że jest inaczej. To jest chyba jeden z jego największych, znanych mi błędów. Ale i święci się czasem mylą. A dla mnie ważna jest cała prawda, także ta. I przypominanie o niej w czasach często jakiegoś sztucznego uduchowienia może być nań antidotum. Skoro zabiera się dzieciaki na wycieczki do muzeów i teatrów , myślę, że warto by je też zabierać na wysypiska śmieci, czy do oczyszczalni ścieków. Bo prawda o naszej cywilizacji jest gdzieś - nawet po buddyjsku - tak po środku. Dla mnie średniowiecze, patrząc na wybitnych ludzi,np. świętych tego czasu (a to wcale niezłe kryterium) przewyższa wielokroć nasze czasy, epokę skarlałych duchowo ludzi. Gdyby dziś żyła choćby część takich gigantów ducha. Ogólnie bardziej niebezpieczne wg mnie jest dziś to zło duchowe, czy umysłowe, niż przyziemne, cielesne. Bo trudniej je wychwycić. Kradzieże, zabójstwa, rozpusta to sprawy jawnie złe i często też łatwo dostrzegalne. Trudniej wychwycić fałszywą duchowość, gdy odwołuje się ona jeszcze do dobra i piękna. A to powszechne w naszych skażonych humanizmem czasach, także wydaje mi się nierzadkie w różnych ruchach kościelnych, Szatan jest przebiegły i był takim od początku, kusi pozornym dobrem i pięknem, jak Ewę. I to jest szczególnie niebezpieczne dziś, gdy aktywność umysłowa dominuje nad fizyczną. Dlatego może trzeba nawet bardziej uważać, na rozmowy na tzw. wysokim poziomie,niż na te o np. cuchnących sprawach. Nie pisałem, by Cię urazić, myślałem raczej o twórcach tych "teorii". Nie widzę w nim sprzeczności. A naukowość to kwestia definicji nauki. Czyli temat rzeka. Jest prostszy i ładniejszy opis tego faktu niż "potencjał karmiczny". Mógłbym podać, ale teraz raczej odrzucisz. To nie tak, że dobro zawsze rodzi dobro, a zło - zło. Wielu świętych dało się skrzywdzić, upokorzyć i nie odpłaciło złem. Więcej, stali się dzięki przyjętemu złu szlachetniejsi. Mnie poruszyła relacja pewnej kobiety, więźniarki KL, że nigdy i nigdzie nie widziała tyle miłości ile właśnie w obozie. Tak, fałszywe jest robienie z dzieci zupełnych niewiniątek. Myślę, że wiele przyjmujesz na wiarę, szczególnie tego "naukowego". Często niezrozumiałego i wiele bardziej nielogicznego niż niepokalane poczęcie. I przyjmujesz to od ludzi, których zazwyczaj nie znasz. Ja wolę czerpać od Tego, który dał poznać, że jest dobrem i prawdą. Choć jakoś Cię rozumiem. Sprawiasz wrażenie bardzo oczytanego, szczególnie w historii i różnych kulturach. Wiem, że niełatwo przyjąć, że z partykularnej historii wyłania się absolutna prawda, że narodzone w prowincjonalnej mieścinie, w urągających warunkach, na krańcu świata, w niewielkim narodzie dziecię okazuje się jedynym Bogiem,który na dodatek zostaję umęczony,poniżony i zabity. To po ludzku brzmi absurdalnie. Dla Greków zaś było głupstwem,dla Żydów bluźnierstwem. I dziś, co ciekawe, jakże łatwo wyszydzić chrześcijaństwo. Podobnie, jak zrobiono to z Chrystusem. Dla mnie jednak te paradoksy są dość poruszające, by zobaczyć w nich prawdę. Tajemniczą, jak z naszej kolędy "Bóg się rodzi", albo tych słów Tertuliana: Crucifixus est Dei filius; non pudet, quia pudendum est. Et mortuus est Dei filius; prorsus cdredible est, quia ineptum est. Et sepultus resurexit; certum est, quia impossibile est. Pozdrawiam
  17. Tak, masz oczywiście rację, uważam dokładnie tak samo, dlatego w ogóle poruszyłem ten cuchnący temat, chciałem nawet to wcześniej dziś skorygować w tym kierunku, ale widzę, że to już wychwyciłeś. Zresztą wcześniej też dobrze pisałeś o skutkach grzechu pierworodnego i na czym zasadzał się bunt Lucyfera. Przeczytałeś gdzieś o tym, czy to wszystko własne wnioski? Refren dziękuję za dobre słowo, także ładnie piszesz. Jest na tym forum jak widać pewien potencjał.
  18. Akwenie, tak, pewne podobieństwa międzykulturowe są zastanawiające i pewnie nieprzypadkowe, ciekawe są te też np. zaświatów. Co do Sokratesa, może i był błyskotliwy, ale pomylił się grubo z tym swoim przeświadczeniem, że wystarczy poznać dobro, by za nim podążyć. Niestety ta nieprawdziwa idea także trawi nasze czasy. I jego losu nie byłbym pewien. Ładnie napisane, życzę Ci tego, choć dla mnie, jeśli nie czujesz, że Chrystus jest "naj" to jest mało. Otóż właśnie. Niedokładnie o tym pisałem, a o uznaniu swej małości wobec Stwórcy. Poza tym większość ludzi ma dziś chyba jednak odwrotny problem, tzn. ma o sobie za wysokie mniemanie, za bardzo sobie dogadza, nabiera się na miraż pozytywnego myślenia. A trzeba myśleć prawdziwie, realnie. Patrząc, co dalej piszesz o możliwościach człowieka: ja postrzegam je bardziej pesymistycznie. I myślę, że takie jest też prawdziwie chrześcijańskie spojrzenie, gdy nie jest zafałszowane jakąś mieszanką politycznej poprawności i infantylnego optymizmu. To głównie obietnica rzeczy przyszłych jest optymistyczna. Nie pisałem, że chciał się wywyższyć, ale właśnie o tym, że prawdę poznaje się na drodze bliskości, relacji, serca nie tylko rozumem. Bo Prawda jest też Logosem, Chrystusem. I "barany" użyłem zamiast owce, a nie zamiast głupcy. Ale nie Mesjasza To ładnie napisane, ale chyba nie zawsze tak działa. To, że coś jest naturalne, czy powtarzalne w dziejach nie jest dla mnie argumentem .Człowiek jest wezwany do nadnaturalnego i do panowania nad naturą. I pisałem trochę o czymś innym. O tym, że trudne, twarde, dotkliwe życie, jest nam potrzebne, że łatwiej w nim o prawdę. Św. Bernard gdzieś chyba pisał,że więcej mu dało karczowanie lasów Clairvaux niż wszystkie książki,które przeczytał. A brud ten dosłowny jak i przenośny jeśli go nie lekceważymy, może użyźnić nasze życie. Rośliny użyźnia się śmierdzącym gnojem a nie perfumami. Podobnie, realna, ocena naszej kondycji w świecie jest konieczna do prawidłowego rozwoju. Bo nie zostaliśmy stworzeni aniołami, choć pewnie było to możliwe i zawstydzająca nas fizjologia o tym przypomina. Nasze ciało odpowiada jakoś kondycji ducha. Np. jako zaprzeczanie Bogu. Choć tu może lepiej mówić o obłędzie. Jak to się stało i skąd to wiesz?
  19. Take Jest pewnie tak, jak piszesz. To co napisałem zalatuje monofizytyzmem. Dziękuję za uwagę. Pobłądziłem nieco, chcąc naprędce opisać tą tajemnicę.
  20. Akwen uznaję, że liczby mają też symboliczne znaczenie, ale jakoś nie pomaga mi to zrozumieć Trójcy. Sokrates uznał,że dobro jest samo w sobie,a nie dlatego, że za takie uznają je bogowie, tj.stanął po stronie etyki. Otóż właśnie na tym polega dla mnie prawdziwa wiara (i tego chyba nie czujesz): na przyznaniu, że dla Boga wszystko jest możliwe. Także Bóg - Dziecię. Filozof Ockham napisał w średniowieczu np. Artykułem wiary jest, że Bóg przyjął naturę ludzką. Nie byłoby sprzeczności, gdyby Bóg przyjął naturę osła, kamienia, albo drzewa. I nie potrzeba tu szukać żadnej dodatkowej racji, racją jest Boże "chcenie". Ostatecznie zawsze racja jest duchowa i pierwszej przyczyny się już nie uzasadnia. A to,że roczny, czy 30-letni Chrystus nie był już w pełni Bogiem (we wszechmocy, wszechwiedzy), to jasne, ale On sam się uniżył i przyjął postać sługi/dziecka. Widzisz, zarzucasz mi, że za bardzo osądzam ludzi. Ale te słowa: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni, Jaką miarą odmierzycie, taką i wam odmierzą odnoszą się w pierwszym rzędzie do Boga. Wybory i życie potrzebują wbrew temu, co piszesz często jakiejś oceny innych i mamy do niej prawo. Ja jednak Boga nie sądzę, bo to On będzie kiedyś sądził i odmierzał. Tak naprawdę nie można zachować dwóch Absolutów: Boga i człowieka. Im bardziej wywyższa się jeden, tym bardziej poniża się drugi, jak właśnie w filozofii św. Augustyna. Uważam, że nawet nie ze względu na wiarę, ale patrząc uczciwie na swoje możliwości w świecie i na zło lepiej jest wywyższyć Boga, a poniżyć siebie. Bo ze swoimi nikłymi możliwościami i tak jesteśmy skazani na porażkę. Natomiast ufając w niepojęty zamysł Stwórcy i Jego dobroć mimo wielu aporii w takim rozumieniu nie mogę stracić. Mogę jedynie zyskać. I osobliwe jest dla mnie to co napisałeś, że buddyzm wyjaśnia Ci różne zagwostki chrześcijaństwa. Wiesz co mi to przypomina? Tą sytuację z Raju, gdy Ewa zwraca się do węża, a on jej tłumaczy tajemnicę drzewa poznania, drzewa dobra i zła. Czemu nie wystarczą Ci słowa, które są już jasne o Judaszu, albo mówisz,że zło nie może obyć się bez dobra, czemu chcesz narzucić jakąś swoją wizję sprawiedliwości? Nie zawsze trzeba pytać i drążyć, albo komplikować to,co tłumaczy się tylko jednym: wolą Boga. Powiesz może, że skąd wiadomo,że ta akurat Księga jest prawdą. Dla mnie prawda jest ponadlogiczna, ma wymiar życiowo-mistyczny i ostatecznie można ją bardziej przeczuć niż do końca pojąć. Jak ją poczuć? Prawdę rozpoznaje się, gdy mówi. Mnie urzeka to, gdy Chrystus mówi o sobie jako właśnie Dobrym Pasterzu (a nie dobrym/mądrym królu i poddanych np.), a o nas jak o stadzie baranów. Możemy poznać, że coś jest prawdą, gdyż nawet barany poznają swego pasterza, ale nie możemy pojąć tej prawdy. Bo różnica poziomów między nami, a Bogiem jest większa niż między mądrym człowiekiem a głupcem, bardziej przypomina właśnie dystans dzielący człowieka i zwierzę. Pasterza poznaje się po tym, że się poświęca dla swych owiec... Zgadzam się z tym, co piszesz, że Bóg jakoś dostosowuje się do ludzkich czasów, ale nie zupełnie. Chrystus to jednak delikates w twardym świecie tamtego czasu. Może. Na mnie jakiś czas temu zrobiły wrażenie słowa św. Jana od Krzyża, że jeżeli ktoś cokolwiek prawdziwie pokochał na tym świecie, to nie jest godzien Boga. Bo kochając zniżamy się lub podnosimy do poziomu, tego co kochamy. Ostro... Nie wiem, nie byłem kiedyś za bardzo eko, ale niedawno doszedłem do wniosku, że powinno się jeść te zwierzęta, które można samemu zabić. Nie powinniśmy przez specjalizację zwalać brudnej roboty na innych. W ogóle to niedobrze, że odłączamy się od tego całego syfu, który produkujemy: śmieci, ścieków, wywożąc to z dala od nas. Tworzy się jakaś fałszywa czystość. Tymczasem ta cała nasza śmierdząca fizjologia nie bez powodu nas jakoś poniża. Może po to, byśmy nie odlecieli w jakieś powierzchowne uduchowienie. Dla mnie inaczej: bajanie o wielkim wybuchu i ewolucji (w sensie od "prazupy" do człowieka w mld-y lat) nie zasługuje nawet na miano teorii naukowej. Niestety, to nie są ładne baśnie (szczególnie ta o ewolucji).Ale to dowód jak, pycha może zaślepić resztki rozumu. Hmm, czy to nie jest przypadkiem źródło też Twej miłości do buddyzmu?
  21. Akwen możesz mnie nazywać ignorantem w kwestii teizmu buddyzmu, jak wolisz. Ale to, co sam piszesz nie wydaje mi się spójne: Wierzę, że Chrystus urodził się jako Bóg-człowiek i jako Bóg-człowiek umarł. W ogólności dla mnie warunkiem prawdziwej religii, czy wiary jest jej "ponadetyczność". "Czy bogowie lubią to, co zbożne, dlatego że ono jest zbożne, czy też ono jest dlatego zbożne, że je bogowie lubią?" Jeśli odpowiadasz tak, jak Sokrates możesz stworzyć wzniosłą i szlachetną etykę, ale to nie będzie wiara. Bóg jest dla mnie absolutnym Suwerenem i to On decyduje, co jest dobre, a co złe. Na tym polega zasługa Abrahama, że gotów był poświęcić Izaaka, że poszedł za głosem Boga nie wiedząc dokąd idzie. Jego nazywamy ojcem wiary. Gdyby zatrzymać się w tym punkcie można stworzyć sobie wizję dosyć okrutnego, czy bezwzględnego Boga. I takim jawi się nierzadko bóg judaizmu, czy islamu. Tak zdaje się mówić czasem nawet Augustyn, ale tak jak zacytowałem: tu trzeba widzieć przede wszystkim polemiczną pasję i zacięcie, chęć wywyższenia Boga wobec - na swój sposób szlachetnego - heretyka. Bo w chrześcijaństwie ta możliwość (okrucieństwa) jest co najmniej ograniczona tym, że Bóg stał się Człowiekiem, a my możemy być jego przyrodzonymi braćmi. To znaczy, że mamy prawo do nadziei, że będzie On jakoś odpowiadał naszym najgłębszym oczekiwaniom i najskrytszym pragnieniom. Oczywiście, tym prawdziwym i dobrym. I oczywiście nie na naszych warunkach, ale wg Jego mądrości. Ponadto, Bóg w Chrystusie objawił nam swą twarz i wiemy, że nie jest to twarz sadysty, ale twarz miłości, może nie zawsze łatwiej, ale nastawionej na człowieka, szukającej jego dobra. I nie ma dla mnie wątpliwości, że religia chrześcijańska jest chociażby z tych dwóch względów najbardziej miłosierną, najlitościwszą i najpiękniejszą. Nie przypadkiem mamy w chrześcijaństwie przepiękną literaturę "oblubieńczą". I jeśli miałbym dziś z perspektywy powiedzieć, co mnie najbardziej miłośnie wzrusza, to własnie tego rodzaju wyznania wobec Chrystusa, wszelkie tam ludzkie międzypłciowe mizianie się, przy tej wzniosłości i szczerości wydaje mi się marne . Ale to nie znaczy, że Bóg jest św. Mikołajem, szczególnie tym wymyślonym przez Coca-colę, czy przygłuchym, rozpieszczającym wnuki dziadusiem. Taki obraz to jakaś parodia. Czy w buddyzmie jest jakiś rodzaj oblubieńczego odnoszenia się do Buddy, podobny naszej św. Teresy, czy Jana od Krzyża? Nie zgadzam się z tym, co piszesz o złu, to oznaczałoby dla mnie wprost, że Bóg byłby jakoś zły. Nie wiem, skąd masz taką wiedzę o tej tajemnicy. Czuję natomiast, że opowieść o grzechu pierworodnym jest jej prawdziwym przybliżeniem. I gdybym miał nawet wybrać, wolę to wytłumaczenie (bo nie kala Boga), choć to rzeczywiście nadzwyczaj niełatwa do przyjęcia prawda. Ale patrząc na swą małość przyznaję,że ja też zgrzeszyłem w Adamie, że moje nędzne czyny odbijają się echem nie tylko w przyszłości, ale także w przeszłości, ogólnie w wieczności, bo patrząc z poza czasu, w Bożej jednoczesności, teraz i naraz grzeszymy wraz z pierwszymi ludźmi. Dla mnie ta wizja zła oznacza zarazem (biorąc pod uwagę perspektywę wielu wieków losów narodu wybranego i jego "osiągnięcia"), że człowiek nie może zbawić się samodzielnie, spełniając dobre uczynki, czy wypełniając Prawo. A tak - wydaje mi się - jest w buddyzmie, człowiek sam może poprawić swą karmę żyjąc szlachetnie. Dla mnie to przekreśla wymiar religijny z powodu, o którym pisałem na wstępie, oraz z powodu o którym pisałem teraz wyżej. Potrzebuję wybawiciela i odkupiciela. A jest Nim Chrystus nie Budda. Choć też podobają mi się bardziej chrześcijańskie teologie, nie zasadzające się na usprawiedliwieniu i odkupieniu, wschodnie, szczególnie ta Kabasilasa Teraz odniosę się jeszcze do kilku punktów nie z chęci jakiegoś dogryzania, bo w ogólności sprawiasz dobre wrażenie. Nie. Dobrowolne poświęcenie się, cierpienie, śmierć dla czyjegoś dobra to jedna z największych zasług. Dlatego jest zupełna różnica między męką łotra i męką Chrystusa. Przeczytaj dokładnie: pisałem o tym i o tym, bo nie znam przecież dokładnie muslemowego punktu widzenia. Teraz napisałem, co mnie bardziej boli. Niezupełnie, człowiek ma duszę nieśmiertelną i rozumną, zwierzęta zaś mają chyba ją śmiertelną i zwierzęcą właśnie. Pewnie, można współczuć każdemu zdeptanemu kwiatkowi, ale my jesteśmy ograniczeni. Dlatego człowiek, który nadmiernie poświęca się zwierzęciu (poza np. hodowlą), a może poświęcać się ludziom (nie wszyscy rzecz jasna mogą, np. przez starość) jest głupcem i bałwochwalcą. W chrześcijaństwie kult ciał/szczątków świętych ma sens, bo wierzymy w przebóstwienie i zmartwychwstanie ciała. Nie rozumiem tego, co piszesz o Judaszu (czy rzymskich żołnierzach) ani o jego "świętym" postępku. To nie felix culpa. Wierzę w słowo, że lepiej byłoby mu się nie urodzić. Nie rozumiem też za bardzo katolickiej Trójcy, więc nie oczekuj że zrozumiem buddyjską. Tak, lubię lefebrystów, ale nie wierzę w ich nieomylność. Pozdrawiam również.
  22. Panie (jeśli tak wolisz) Akwen, ładnie piszesz o buddyzmie, te przypowieści są też ciekawe. Szczególnie podoba mi się to, że heroizm człowieka samotnego jest inny niż ojca rodziny. Ale wydaje mi się, że z tej odległości jakoś idealizujesz buddyzm,podobnie jak czasem rosyjscy teologowie emigracyjni prawosławie. Oni z perspektywy zachodniej, piszą takie rzeczy, że chce się czasem lecieć od razu do matuszki Rosiji. Ale w rzeczywistości nie jest tak różowo. Czy to co jest opisane tutaj to same kłamstwa? http://wiadomosci.monasterujkowice.pl/?p=777 Tzn. Budda jest dla Ciebie Bogiem, czy nie? To co piszesz o buddyjskiej Trójcy jest dla mnie niespecjalnie zrozumiałe. I chyba na siłę jednak naciągasz niektóre podobieństwa. Szczególnie tu: Śmierć krzyżowa,biczowanie, urąganie i poniżenie to coś więcej niż "bolesny proces". Podobnie reinkarnacja, która dopuszcza też możliwość wcielenia w zwierzęta, gdzie tu chrześcijańska eschatologia? W ogólności buddyzm, jako że tak powiem szlachetne nauczanie, może sprawiać ważenie podobnego do chrześcijaństwa. Ale chrześcijaństwo to zdecydowanie coś więcej niż szlachetna filozofia. 1. To po pierwsze absolutnego wypełnienie tego nauczania. Słowo, które staje się Ciałem. Mało tego, to wypełnienie kilkuset zapowiedzi starotestamentalnych,prorockich (wg niektórych ponad bodajże 200 ze ST) i w ogóle przeczuć wcześniejszych ludów (to, z czego bezmyślnie robi się zarzut chrześcijaństwu, że powiela niektóre z mitów np. o Ozyrysie). Ja jestem droga,prawda i żywot. Jeden ze świetnych biblistów mówi,że za greckim słowem Logos, kryje się hebrajskie, które poprawnie należy rozumieć jako "Słowo-czyn" 2. W centrum jest Chrystus ukrzyżowany,który zmartwychwstał. Gdyby nie zmartwychwstał i nie otworzył nam zarazem wszystkim tej drogi próżna byłaby nasza wiara. Czy Budda zmartwychwstał? Mówiąc o braniu krzyża miałem na myśli wezwanie Chrystus do brania swego krzyża i pójścia za nim. Cynicy greccy przypominają mi buddystów w rezygnacji z pragnień, czy potrzeb. A pisząc o prostytucji miałem na myśli raczej nie tą dosłowną, cielesną, a bardziej wysublimowaną (pogoń za karierą, czy "wiedzą") - dla mnie gorszą. To nie znaczy, że nie mamy szukać jednej prawdy, czy ideału. Mamy przecież nawet wybory miss world. Są też różnej piękności religie. Na razie tyle. I
  23. take prawda, że doktryna św. Augustyna czasami sprawia wrażenie okrutnej,a jego traktat "O wolnej woli" stał się pożywką dla Lutrowego "O niewolnej woli". Ale warto tu przypomnieć: 1. (z pewnego opracowania) Zasadnicza część augustyńskiej nauki o łasce powstała z potrzeby walki z pelagianami, która rozgorzała szczególnie w latach 412-418. Pelagiusz, urodzony w tym samym roku co Augustyn głosił, że natura ludzka nie doznała żadnego skażenia, grzech Adama był wyłącznie jego grzechem, a śmierć Adama nie była jego następstwem. Na ludziach nie ciąży więc piętno grzechu pierworodnego, chrzest nie jest konieczny, toteż męka i śmierć Chrystusa są tylko przykładem jak żyć. Pelagiusz z zapałem głosił niemal stoicka etykę, surową moralność, podkreślającą wartość dobrych uczynków, wynoszącą siły człowieka. Życie wieczne wg niego można osiągnąć jedynie przez wypełnianie wszystkich nakazów prawa. Ten wysoki ideał moralny jest jednak dostępny dla każdego. Dla Pelagiusza człowiek jest całkowicie wolny, jest samowystarczalny, niezależny od Boga, którego łaski nie potrzebuje.Ten swoisty humanista pisał: „Wszystko dobre i wszystko złe [...] jest wynikiem naszego działania, nie przychodzi na świat z nami [...] Jesteśmy poczęci bez cnoty i bez występku, i zanim zacznie działać nasza własna osobista wola, w człowieku jest tylko to co złożył w nim Bóg” Ta nauka musiała wywołać wstrząs w religijnej duszy Augustyna. Zbyt wiele doświadczył on w swoim życiu łaski, by zgodzić się na jej lekceważenie. Nakaz dany człowiekowi przez Boga w raju nie był przecież trudny, to wola człowieka, a szczególnie jego pycha, spowodowała że człowiek odwrócił się od Boga. Kara zdaniem Augustyna jest jak najbardziej sprawiedliwa. I jest nią bunt ciała przeciwko duszy. Następstwa grzechu m.in.: pożądliwość i fałsz, spowodowały że natura ludzka została zmieniona. Miejsce tej dobrej zajęła natura zła i występna. Skoro człowiek stracił pewne doskonałości, to znaczy że nie były one jego prawem. Św. Augustyn stopniowo przyznaje więc łasce wszystkie dary, które stanowią pierwszą naturę. Miłość do Boga, szczęśliwość wieczna, wiara, są tylko najdroższym i najwspanialszym darem Boga, są łaską. Mimo, że Bóg nie wycofał wszystkiego, co dał pierwszej naturze, bo inaczej przestała by zupełnie istnieć, to od Niego pochodzi teraz na ogół wszelki dobry użytek wolnego sądu u człowieka W traktacie Łaska a wolna wola (427r.) z trudem można znaleźć jakieś pozytywne określenie roli woli , a takie jej określenie nie było rzadkie w dialogu O wolnej woli; w myśleniu Augustyna o Bogu i człowieku jest dostrzegalna pewna zmiana. Według Augustyna łaska jest teraz najistotniejszym elementem, ponieważ jest ona konieczna do zbawienia człowieka w stanie upadku. Bowiem człowiek nie może sam odbudować dobra, które zniszczył, do tego trzeba by było mocy nie mniejszej niż Boża. Upadł człowiek z własnej woli lecz nie może się podźwignąć własnowolnie - pisze Augustyn. Pozostawiony samemu sobie człowiek mógłby tylko źle czynić, grzeszyć i kłamać, podążać od upadku do upadku. Łaska jest więc tym, co nie tworzy Bożego dzieła, tylko je odtwarza, znosząc nieład którego człowiek jest sprawcą. Łaska, o której mowa nie jest częścią natury, ale ją uzdrawia, nie jest też wolną wolą, czy darem objawionego prawa, ale jest wewnętrznym darem światła i miłości, który pozwala czynić dobro, przez to, że uczy je kochać. Istotną cechą łaski jest więc jej nadnaturalność, jest ona dla wolnej woli tym, czym iluminacja dla umysłu. Jest ona szczególnym darem, który dzięki ofierze Chrystusa, przywraca człowiekowi możliwość czynienia dobra. Wg Augustyna niezrozumiałe jest jednak dlaczego Bóg w ogóle wybiera, przecież mógłby wezwać wszystkich w taki sposób, że nikt nie odmówiłby Jego wezwaniu, nie naruszając w niczym wolnej woli człowieka. Wszelka wola działa bowiem ze względu na pewne powody, wszechwiedzący Bóg zna je, więc może spełniać dowolnie swoje zamiary. On jednak czyni inaczej: tych których chce zbawić usprawiedliwia, tym nad ktorymi nie chce się zlitować nie daje łaski w warunkach, w których by ją przyjęli. Augustyn wyznaje ostatecznie swoją nieświadomość w kwestii motywów Bożych wyborów. Jest on jednak przekonany, że są one oparte na jakiejś nieprzeniknionej i tajemnej bezstronności, na doskonałej sprawiedliwości. Człowiek zaś musi pamiętać że, Bóg od upadku Adama jest naszym wierzycielem, bo ludzie tworzą grzeszną masę skazaną na potępienie. Czy Bóg odpuszcza tę karę usprawiedliwiając dłużnika, czy też domaga się jej i go opuszcza, nie popełnia przez to żadnej niesprawiedliwości. Człowiek jak naczynie gliniane nie może spierać się z Bogiem dlaczego uczynił go takim a nie innym. Bóg stwarza naczynia gniewu na zgubę, by ujawnić bogactwo swojego miłosierdzia. Mimo tego, brak łaski nie usprawiedliwia tych co źle czynią, nawet nieświadomość jest bowiem grzeszna. Z drugiej strony ci co żyją godnie dostąpili jedynie niezasłużonej chwały, nie mają czym się szczycić. 2. Tak to nieco historycznie wygląda. Myślę, że poglądem niemal równie znienawidzonym, co wizja wiecznych kar jest dziś prawda o grzechu pierworodnym. W czasach, gdy wydaje nam się, że rodzimy się wierzycielami , że mamy prawo wymagać i wiele nam się należy, ta prawda z listów św. Pawła, którą rozwinął Augustyn, że tak naprawdę rodzimy się dłużnikami wydaje się niemal absurdalna. Ale żyjemy zarazem w kraju, w którym każde nowonarodzone dziecko dostaje w spadku od nierządu ok. 100 tys. zł długu. I to dziwi jedynie nielicznych. Ironia losu. I chyba większość z nas musi przyznać,że częściej niż z niewinnych westchnień miłości,rodzimy się z pożądliwości, z wielu zazwyczaj mniej lub bardziej pokrętnych i nieczystych motywów. Tak więc kluczem do wizji św. Augustyna jest grzech pierworodny.
  24. Akwen Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie. Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy. Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów? Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów? Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie? Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia. Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy. Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj" Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu. Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój. Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów. http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca. Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego? Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem). Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami
×