Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ambaras

Użytkownik
  • Postów

    64
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Ambaras

  1. Unikanie choćby pozoru grzechu bardzo się chwali. Choć ja takiego napisania raczej nie uznałbym za grzech ciężki. Ale to może efekt mojego tępienia przez lata wrażliwości moralnej. To, że dziś młode kobiety w większości ubierają się jak prostytutki to jasne. To jeden z ważnych powodów, dla których czas - przynajmniej tej kultury - jest już raczej krótki.
  2. Nie sądzę tak z tym potępieniem, bo wierzę, że w Adamie wszyscy zgrzeszyliśmy i to także mój grzech. Czasem zresztą nabieram się na coś podobnego, a naszą epokę w której ludzie, a szczególnie kobiety bezrozumnie podążają za bożkiem wiedzy, edukacji, emancypacji, gdzie wszystko ponoć już wiadomo i wyjaśniono, można uznać niemal za kalkę tej sytuacji z początku. Zarazem odrzuca się konsekwencje tego grzechu: ból rodzenia, trud pracy. Historia zatoczyła przedziwne koło. Poza tym Adam żył ponad 900 lat więc mógł wiele odpokutować. Nie wiem, czy warto zresztą nad tym za wiele rozmyślać. Im bardziej oddalamy się od modlitwy i Biblii, tym łatwiej nawet w takich wydawałoby się pobożnych rozważaniach pobłądzić. Tym bardziej jeśli kontemplacja nie jest równoważona przez życie, wysiłek, pracę i to najlepiej fizyczną. Tu nietrudno zejść na manowce, A co do np. postu eucharystycznego. To chyba jasne, że bardziej godne jest to dawne podejście i należy w ogóle uczyć, jak poważnie i pokornie podchodzono dawniej do sacrum. Ale to część całego systemu, w którym Bóg nie był z założenia kolegą, z którym rozmawia się przy kawce i przybija piątkę. Jestem za powrotem do dawnych zwyczajów, choć jako wygodny człowiek też słabo to widzę. Ale powrotem, jako część wielkiej całości. Chociażby w obrębie jednego człowieka. Inaczej to trochę taki folklor, łowickie pasiaki zakładane przez paniusię z biura, która motyki w ręku nie miała. Małżeństwo w jednym z chyba najbardziej sfeminizowanych krajów na świecie wymaga wg mnie od wierzącego mężczyzny szczególnie wiele rozwagi.
  3. To nieco zabawne, ale jakiś czas temu rozmawiałem z pewnym księdzem i ja byłem za tym, że bezżenność jest wyższa od małżeństwa, a on oponował, mówiąc, że to drogi równorzędne. Dziś prorodzinność i pro-life trochę namieszały w umysłach i mierzi mnie robienie z rodziny z góry jakiejś wielkiej świętości. Choć wobec ataku lewactwa jest to jakoś zrozumiałe, a zarówno rodzina, jak i np. zakon pozwalają chyba łatwiej utrzymać się w ryzach. Co do limbusa nie mam zdania, nie widzę nic specjalnie zdrożnego w podejściu św. Tomasza, który argumentował za św. Grzegorzem z Nazjanzu, że „dusze w otchłani nie cierpią bólu i cieszą się w pewną naturalną szczęśliwością”, jednak pozbawione są oglądania Boga. Mnie intelektualne podejście wiary może specjalnie nie fascynuje, ale pewne "obycie" w tej mierze wydaje się czasem wskazane. Widzę też tu jakieś niebezpieczeństwo i pokusę, by dużą wiedzą religijną kompensować dosyć w istocie niezbyt pobożne życie. A bez tej równowagi to zalatuje jakimś faryzeizmem.
  4. Dla mnie spowiedź jest darem a nie obowiązkiem, możliwością "pozbycia się" części swej śmierdzącej przeszłości,ulgą i nowym początkiem. Jak napisała refren, chodzi o szczere wyznanie tego, co się na dany moment pamięta i rozeznaje. Często pewne bardziej subtelne błędy zaczyna się przecież rozumieć dopiero po latach. I nie jest najważniejsze może żałowanie za każdy popełniony grzech poszczególny, bo w ogólności jesteśmy godni pożałowania i trzeba płakać nad własną nędzą . Dla mnie istotniejsze jest właśnie wzbudzenie szczerej, ogólnej skruchy niż "księgowe" rozliczenie się z każdego czynu. A to wcale nie proste. Św. Faustyna radzi gdzieś, by wyznać najbardziej kompromitujące nas grzechy, nawet gdy są one drobne. Dla mnie, na odległość, masz wielki potencjał.
  5. Take sprawiasz tu, na forum raczej dobre wrażenie. Nawet,gdy piszesz o fekaliach jest to jakoś czyste i niewinne. Więc chyba przesadzasz z tymi rozważaniami o piekle, szczególnie jeśli miałoby to prowadzić do stwierdzeń o złym Bogu, Tu trzeba koniecznie przyhamować, bo to niedorzeczne i szkodliwe. Oczywiście wizja wiecznego piekła, czy koncepcja grzechu jest jakoś oburzająca i w Kościele modlimy się przecież o zbawienie wszystkich, ale nie naszą rzeczą jest osądzać Bożą sprawiedliwość. Piszesz: To może tajemnica zła, że jest ono dość głupie. I ludzie bardzo często wybierają zło, wiedząc, że na tym ostatecznie stracą. Ale coś na chwilę, jak im się wydaje zyskują. Tak jest chociażby, gdy ktoś pije na umór. Jakiś czas jest zazwyczaj wesoło. Ale Bóg jest niesłychanie miłosierny. I wierzę, że jeśli ktoś w chwili śmierci, (gdy na wiele spraw otworzą mu się przecież oczy), JEDYNIE poprosi o Jego miłosierdzie będzie ostatecznie uratowany. Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony. Ale wierzę też, że można ostatecznie utwierdzić się w złu, jak kula spadająca coraz szybciej w dół nabrać wyraźnej tendencji i nie wykonać nawet tego najmniejszego gestu. Czy słusznie Bóg oddziela baranki od kozłów? Brak tego oddzielenia oznaczałby może, że cierpieć musieliby - jak w życiu tu - znowu wszyscy. Ja tak chyba nie chcę. Piekło to dla mnie wycofanie Boga, gdzie ludzie wreszcie żyją wg "własnej woli". Mi kojarzy się np. z pokazywanymi więzieniami w Ameryce Płd., z panującym w nich bezwzględnym prawem dżungli, gdzie nie ma w zasadzie żadnej wyższej i sprawiedliwej instancji, do której można się odwołać. To pozostawienie tych, którzy nawet nie chcieli westchnąć do Boga na pastwę ich namiętności. A Ty kanawkin nie męcz tu take'a już.
  6. Jak pewnie wiesz niepokalane poczęcie NMP opisała bł. Katarzyna Emmerich jako właśnie pełne zachwytu obściskiwanie się. Dla mnie też czułe przytulanie to jedna z najlepszych stron bliskości. In vitro zaś to jakaś demoniczna karykatura niepokalanego poczęcia. Ale skoro pojawiła się i upowszechnia się ta karykatura może i nadejdzie czas na niepokalane poczęcie. A pragnienie potomstwa, które bez problemu trafi do Nieba to dla mnie także najbardziej właściwa i może jedyna sensowna motywacja dla małżeństwa.
  7. Lord K. tematem tego wątku nie są moje nawyki żywieniowe,czy Twoje wyobrażenia/urojenia na mój temat. Zdrowy tryb życia, czy ekologia są zresztą dla mnie zupełnie drugorzędne. Nie potrafisz czytać ze zrozumieniem? Otóż pisaliśmy o cierpieniu w hospicjach. Radziłeś gdzieś Rosie, jak się zdaje z poczuciem jakiejś "dziwnej" i nieuzasadnionej (dla mnie) wyższości, czy szyderstwa, żeby wytłumaczyła to dzieciom odwołując się do grzechu pierworodnego. Ja Ci zaś napisałem, że wiele łatwiej wytłumaczyć to (choć oczywiście nie wyczerpuje to tematu przyczyn) odwołując się do siebie (Ciebie np., mnie także). Natomiast ja bym im nie powiedział,że z racji tego,że nie możemy obecnie wykluczyć chemizacji, to należy beztrosko truć innych (często dla swojego zdrowia, higieny,komfortu). Bo to "argument" typu: nie możemy wykluczyć wypadków, to zlikwidujmy zasady ruchu drogowego. Tyle
  8. Pewien człowiek pisze, że nadchodzą czasy, kiedy ludzie będą się mnożyć przez niepokalane poczęcie,tak jak było to przewidziane na początku. To pasuje mi do Ciebie, poważnie. Kwestia znalezienia jakiejś dobrej,pobożnej dziewczyny.
  9. Zadałem tylko pytanie, a Ty raczej użyłeś argumentum ad Personam, mniej lub bardziej wprost oskarżając Boga o cierpienie dzieci. Dla mnie szafowanie cierpieniem innych jako argumentem jest jakoś niesmaczne, kojarzy się z nadętą obłudą czerwonych pijawek - filantropów za cudze. Natomiast jeżeli ma podstawy w własnym życiu, trudach i zaangażowaniu jest do przyjęcia. Tak, mam duży dystans do farmacji i lekarzy, korzystam z rzadka i raczej za swoje podatki. I gdybym chciał być obrońcą uciśnionych, to przyjmując całą stertę piguł rozważyłbym chyba zrezygnowanie z dobrodziejstw kanalizacji. Bo jednak jakaś część tych substancji mimo oczyszczania się nie rozkłada. Refren, dziękuję za dobre słowo, ale to mocno przesadzone. IQ nie mierzyłem i to możliwe, że jest nie wysokie.
  10. Podobnie jak take odczuwam lęk, jak i wierzę w miłosierdzie. Motywy wiary? To może głębokie, logiczno - intuicyjne, narastające w czasie poczucie, że jej często paradoksalne dogmaty układają się w zadziwiającą, autentyczną całość. No i niespotykane piękno, tzn. urok Chrystusa, życiorysy świętych, Ewangelie,jak i powstała przez wieki kultura/tradycja: filozofia, malarstwo, architektura kościołów. Słowa i czyny Pana Jezusa, które - mimo upływu 2 tys.lat - poruszają serce (nawet pod względem literackim) np. umycie nóg apostołom,
  11. To co podesłałeś w linku to jakiś bełkot science-fiction, nie chce mi się nawet komentować tego bajania o rzekomym Hesusie Krysznie, o wymyśleniu JCH w IV w., choć znany jest z pism z I wieku. Rzekome źródła XVII-XVIII wieczne bez wydawców, autorów bliżej nieznanych, potem jakichś spirytystów, wreszcie jasnowidzenie o rzekomych celach Konstantyna. To jakiś żart, jeżeli się na to nabrałeś to mogę ci tylko współczuć. Reszty linków więc już nie przeglądałem, tym bardziej że nie potrafisz przyznać się do manipulacji z "kopiami,kopii,kopii". Szkoda gadać.
  12. Może jakiś cytat ze św. Hieronima, czym jest to wszystko? Treść Ewangelii ustalano na I soborze Nicejskim? Opisz nam to odkrywco jak to zrobiono, bo z tego soboru niewiele się ponoć zachowało. Kto co ustalił/zmienił w poszczególnych Ewangeliach? Piszesz zupełnie od rzeczy. Rozumiesz w ogóle po co? Mam propozycję: idź np. do jakiegoś wydawcy Platona i powiedz mu, że najstarsze obszerne rękopisy jego pism pochodzą dopiero z końca IX w. po Chrystusie. Czyli wiele wieków po rękopisach młodszych przecież Ewangelii. Może jako autora wpisze wtedy PseudoPlatona, albo w ogóle zwątpi w jego istnienie. Przecież to kopie, kopii,kopii.... Dobrze ci napisali, że do zrozumienia potrzebny jest kontekst. "Szatan" pochodzi z francuskiego? "Naprawdę" masz zadatki na wielkiego odkrywcę. I poważnie - na wielkiego kłamcę. W ogólności razem z Lordem K. walczycie z wiatrakami. Bo takiego chrześcijaństwa z jakim walczycie (w istocie, bo dziś Kościół mówi różne rzeczy) nie ma. 1. W chrześcijaństwie życie (tu) nie jest najwyższą wartością. Już sama kolejność przykazań Dekalogu o czymś świadczy. Dlatego godzi się np. zabić zatwardziałego bezbożnika i wielkiego zwodziciela/gorszyciela. Bóg dopuścił np. najazd Cyrusa na Żydów, by ukarać ich niewierność. 2. I cierpienie nie jest (w ogólności) czymś złym. Tak samo jak przyjemność nie musi być dobra. Bo cierpienie może być i często jest drogą przemiany ku lepszemu i odkupienia . I wielu świętych cierpiąc było szczęśliwych. A wystarczy jeden przypadek, który łamie regułę. Lord K., rozumiem, że jako bardzo współczujący chorym dzieciom pomagasz im w hospicjum, albo walczysz z tymi, którzy to cierpienie powodują, tak? Bo za choroby nowotworowe oprócz Boga, ludzie też czasem oskarżają dzisiejszą cywilizację, szczególnie chemizację środowiska i żywności. Rozumiem, że jako konsument licznych, sztucznie wytworzonych skomplikowanych związków chemicznych walczysz z globalnymi koncernami chemiczno-farmaceutycznymi, których działalność powoduje też zatruwanie środowiska? I nie rozumiesz, że poświęcanie życia (np. w obronie ojczyzny) nie uznaje się na ogół za samobójstwo? Czy udajesz głupiego? To rozumieją przecież nawet dzieci.
  13. Gadasz jak potłuczony. A może nawet coś więcej niż potłuczony.
  14. Lord, Pascal nie przedstawia tego, tak jak piszesz, np. pisze: Zważmy zysk i stratę, zakładając się że Bóg jest. Rozpatrzmy te dwa wypadki: jeżeli wygrasz, zyskujesz wszystko; jeżeli przegrasz, nie tracisz nic. Cały rozdział, może dość mętny w tym tłumaczeniu tutaj: https://pl.wikisource.org/wiki/My%C5%9Bli_(Blaise_Pascal)/Dzia%C5%82_trzeci. Ale w ogólności jest wiele niezłych fragmentów, np. o chrześcijaństwie: Religja chrześcijańska polega na dwóch punktach[1]; zarówno ważnem jest ludziom znać je, i zarówno niebezpiecznem nie znać ich; i zarówno jest rzeczą miłosierdzia bożego, iż dało znaki obu.[...]. Objawia ona tedy ludziom wraz te dwie prawdy: i że jest Bóg, do którego ludzie są zdolni się wznieść, i że jest w naturze skaza, która ich czyni niegodnymi Jego. Jednako ważne dla ludzi jest znać oba te punkty; jednako niebezpiecznem jest dla człowieka znać Boga nie znając swej nędzy, co znać swą nędzę nie znając Odkupiciela, który może z niej uleczyć. Jedna z tych znajomości rodzi albo pychę filozofów, którzy poznali Boga ale nie poznali swej nędzy, albo rozpacz niedowiarków, którzy poznali swoją nędzę bez Odkupiciela. Poza tym, nie wydaje mi się, byśmy wierzyli w tego samego Boga, co muzułmanie i Żydzi. Bo to oznaczałoby, że nasz Bóg pozwala podrzynać gardła chrześcijanom jako niewiernym psom, czy prowadzić "święte wojny". I czy muzułmanie wierzą w Trójcę? Osobliwa teza.
×