Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

Pytanie w imię jakiej religii? Jeśli mowa o islamie itp. to przecież znów ułomność człowieka się kłania. Żadna religia nie nakłania do morderstw, to ludzie ją idiotycznie rozumieją. Nadają sobie właśnie jakieś chore prawa za jej pośrednictwem.Usprawiedliwiając zbrodnie "w jej imię". Ale to ich własna interpretacja.

 

Każdy znajdzie inny płaszczyk do przykrycia tego co w nim naprawdę siedzi, dla jednych jest to religia. Są przyzwoici muzułmanie. Dana religia może mieć niebezpieczne tendencje, islam takie ma, bo powstał jako narzędzie do prowadzenia podbojów, mimo to zdarzają się przyzwoici muzułmanie. Po prostu łatwiej zostać groźnym fanatykiem w tamtej strefie kulturowej, niż w innej.

 

Akwen:LPisałem tylko o tym, że zwierzęta również mają okrucieństwo we krwi. Podałem przykład zachowania kotów domowych, Mogę podać inny przykład, bywa że samice lotopałanki zjadają swoje młode, te które z nowego miotu są słabe i chorowite. Oto Wasza bezgrzeszna natura. Natura jest piękna, ale i równie okrutna co życie społeczne ludzi. Wszędzie obowiązują te same prawa. W żadnym stworzeniu nie znajdziecie nieskazitelnej bieli, nie ważne jak długo byście szukali.

 

Rosa26: Ale to Bóg tak skonstruował świat, że tak jest. Niezależnie czy po zgrzeszeniu pierwszych rodziców czy nie. Matka nie zabija swoich młodych z powodu swoich żądzy. Przede wszystkim zwierząt wręcz bym powiedziała nie dotyczy pojęcie dobra i zła. My ludzie możemy ocenić i wybrać co chcemy uczynić i jesli czynimy coś, co jest uważane za czyn zły, odpowiemy za to. Ponieważ mamy wolną wolę, mamy wybór, zdolność refleksji. Zwierzę tego wszystkiego nie posiada. Matka pozera młode, jak sam wspomniałeś bo są np. słabe czy chore. Tak jej każe instynkt, inaczej naraziłaby resztę miotu a to oznaczałoby narażenie gatunku. Instynkt przetrwania. Matka nie ma tu refleksji, jest instynkt. Nie można zarzucać komuś okrucieństwa,kiedy danej istoty to wręcz nie dotyczy.

Tak, z naszego punktu widzenia jest to okrutne. Sama miałam 3 tygodniowe kocię pod opieką porzucone przez matkę. Karmiłam specjalnym mlekiem, byłam zastępczą matką ;) Dzieciak wydawał się silny. U weterynarza nie musiał długo przebywać. A jednak... po trzech dniach obudziłam się i poczułam martwe ciałko na kocu :( . Nie wiemy dlaczego małe padło. Najprawdopodobniej matka wiedziała instynktownie, że nic z tego malucha nie będzie i je opuściła... Mi po ludzku serce pękało. Jak dziecko porzuci matka ludzka to czujemy oburzenie a jak matka kocia juz uznajemy to za normalne i nie skreślamy kociej mamy, nie mamy do niej nagle antypatii... bo trudno widzieć zło w istocie, która nie ma zdolności rozeznania dobra od zła. A przecież nie krzywdzi swoich zdrowych dzieci (wtedy można byłoby o ty dyskutować i byłaby to zagadka pewnie drążaona przez naukowców).

Grzechem obciążony jest człowiek, ponieważ ma zdolność nie popełniania go. Określenie "grzeszny" do zwierzęcia, które działa instynktownie jest nie trafione bo zwierzę nie jest obciążone grezechem samo w sobie....

 

take dzięki za linki :)

 

To i ja podrzucę coś do poczytania:

 

http://niewygodnieszczere.blogujaca.pl/

 

;)

 

Bardzo możliwe, że świat stworzył Bóg. Też tak poniekąd uważam.

 

Zwierząt nie dotyczy pojęcie dobra i zła? To byłaby anomalia.

 

Idealizujesz z miłości zwierzęta, to naturalne, ale jesteś nieobiektywna.

 

Podobnie matka idealizuje swoje małe dziecko, nawet gdy te wyżywa się na słabszych i bije dziewczynki. W końcu to jej ukochany bardzo słodki berbeć.

 

Instynkt stanowi zawsze wymówkę? W świecie ludzi on nie obowiązuje? Przeczytaj proszę mój powyższy post.

 

Każdy na swój sposób odpowiada za siebie. I nic nie jest całkiem białe, nie lubię się powtarzać, ale czasem trzeba.

 

Fajny przykład podałeś z ta matką i agresją jej dziecka wobec innych dzieci - dobra matka, dla dobra dziecka kiedy trzeba używa tzw.twardej miłości i nie mam tu na myśli przemocy, tylko postępowanie wobec dziecka może nieprzyjemne i z punktu widzenia dziecka niesprawiedliwe i złowrogie ze strony matki ale dla niego dobre. Tzn. wyciąga konsekwencje z przewinień i nie tłumaczy, jak niestety robi to spora ilość matek w ten sposób tak na prawdę krzywdząc swoje dzieci.

 

Czy ja tłumaczę zachowanie zwierząt miłością do nich... wiesz, jak jedna z moich dziewczyn była małą kotką (bo drugą przygarnęłam jako dorosłą w tragicznym stanie i tak już została), to tez trzeba było nad nią popracować, żeby pewnych rzeczy nie robiła. W przypadku kotów nie jest to tak proste jak u psów bo receptą na kota jest wypracowanie więzi z nim i wpojenie niektórych sygnałów. Koty i tak są niezależne i w większym zakresie robią jak chcą np. nie przyjdą na każde zawołanie. Ale w przypadku psa też są mądrzy właściciele wymagający od zwierzaka i pozwalający na wszytsko a potem narzekający jak pies urośnie, że demoluje dom.

Jestem zwolennikiem twradej miłosci kiedy jest konieczna, dlatego że staram się nei krzywdzić drugiej istoty czy ludzkiej czy nie. Więc czasem dla czyjegoś dobra robi się coś niewygodnego.

Znów też trudno odnieść się jednakowo do twardej miłości wobec dzieci i zwierząt bo odz dzieka mozna wymagać, żeby na odpowiednim do jego wieku poziomie wyciągnął wnioski z czegoś i zrozumiał poniesione konsekwencje. I nie mam wcale na mysli postawy "idź do kąta i przemyśl" to jeszcze nie jest często na mozliwości kilkuletniego dziecka. Ale moja terpeutka podała mi świetny przykład - jej dziecko ciągle zabiera do szkoły ze sobą jakieś zabawki a potem je gubi. Ona mówi mu "nie bierz, bo zgubisz i będziesz płakać, że nie masz a potem będziesz chciał, żebym Ci kupiła. Jeśli zabierzesz i zgubisz nie kupię ci albo jeśli bardzo będziesz chciał będziesz musiał zapłacić ze swojego kieszonkowego" Nie ma kar, nie ma nagród, jest wyciągnięcie konsekwencji.

 

U zwierzęcia tego nie zastosujemy - tu wspomnę o tym co napisałeś Zwierzęta nie wyciągają wniosków? nie analizują? Przepraszam, ale przeprowadzano szereg eksperymentów z użyciem naczelnych, także jak się zdaje szczurów czy nawet ptaków. W zależności od wyniku tego eksperymentu zwierzę otrzymywało jedzenie lub nie. To jest zwykłe wyrabianie nawyków, mechaniczne. Zwierzę zmieniało zachowanie w reakcji na bodziec, który się utrwalił. Tworzy się bezmślny mechanizm. Tak smao szkoli się psa na siad, waruj itp. Są np takie narzędzia pomocowe klikery - po komendzie czy geście (w duzym uproszczeniu) klika się i zwierze po kilkukrotnym powtórzeniu zaczyna reagować później na sam klik albo na sam gest czy słowo. Oczywiście nie jest to niezbędne, jest to narzędzie pomocowe. Bez tego, szkolenie też przyniesie skutek. Chodzi tylko o to aby zintensyfikować skojarzenie dźwięku z przyjemnością (bo po wykonaniu zadania czeka nagroda, czyli najczęściej smaołyk).

 

I tu znów róznica - my nasze mechanizmy, z reguły te destruktywne, możemy sobie na terapii uświadomić i odwrócić. Zwierzę nie ma tej zdolności. Czasem nie posłucha ale to nie jest psoowodowane jego chcę albo nie.Jest spowodowane zazwyczaj albo zbyt intensywnymi podźcami (dla jednej rasy będzie to zwykła przestrzeń, która obudzi w nim instynkt pierwotny i pies pobiegnie bezmyślnie i może się zagubić, inna rasa poleci za zwierzyną) Zdarza się, że odwołania nie działają.

 

To jest ta różnica - My mamy mozliwość wpływy na swoje nieuświadomione reakcje, zwierzę nie ma.

Są mi znane Twoje argumenty bo sama kiedyś podobnie kombinowałam. Ale poukładałam temat nie tylko pod kontem religii, całkowicie i bezmyślnie... Sprawdziłam czy naukowo to się pokrywa, jeśli tak to religia ma rację bo prawidła naukowe to dzieło Boga ;)

 

Zwierzęta też mają ciało, płeć i prokreację. Ale nie są osobowe, nie potrafią kochać i nie mają wolnej woli.

 

 

Odezwał mi się głos buntu ale nie wiem na co bo ogólnie się zgadzam :) Mam sprzeciw wewnętrzny na uprzedmiotawianie zwierząt a stwierdzenie "nie potrafią kochać" w takim je stawia je świetle. Może nazwa "kochać" jest rzeczywiście zbyt duża... jest na pewno przywiązanie, jest więź... A miłość to przecież więcej niż przywiązanie... Tak czy tak ja ,moje stwory kocham całym serduchem i odczuwam jakąś wzajemność, moze to własnie więź. Na pewno uzyskam na to odpowiedź tam... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Fajny przykład podałeś z ta matką i agresją jej dziecka wobec innych dzieci - dobra matka, dla dobra dziecka kiedy trzeba używa tzw.twardej miłości i nie mam tu na myśli przemocy, tylko postępowanie wobec dziecka może nieprzyjemne i z punktu widzenia dziecka niesprawiedliwe i złowrogie ze strony matki ale dla niego dobre. Tzn. wyciąga konsekwencje z przewinień i nie tłumaczy, jak niestety robi to spora ilość matek w ten sposób tak na prawdę krzywdząc swoje dzieci.

 

Czy ja tłumaczę zachowanie zwierząt miłością do nich... wiesz, jak jedna z moich dziewczyn była małą kotką (bo drugą przygarnęłam jako dorosłą w tragicznym stanie i tak już została), to tez trzeba było nad nią popracować, żeby pewnych rzeczy nie robiła. W przypadku kotów nie jest to tak proste jak u psów bo receptą na kota jest wypracowanie więzi z nim i wpojenie niektórych sygnałów. Koty i tak są niezależne i w większym zakresie robią jak chcą np. nie przyjdą na każde zawołanie. Ale w przypadku psa też są mądrzy właściciele wymagający od zwierzaka i pozwalający na wszytsko a potem narzekający jak pies urośnie, że demoluje dom.

Jestem zwolennikiem twradej miłosci kiedy jest konieczna, dlatego że staram się nei krzywdzić drugiej istoty czy ludzkiej czy nie. Więc czasem dla czyjegoś dobra robi się coś niewygodnego.

Znów też trudno odnieść się jednakowo do twardej miłości wobec dzieci i zwierząt bo odz dzieka mozna wymagać, żeby na odpowiednim do jego wieku poziomie wyciągnął wnioski z czegoś i zrozumiał poniesione konsekwencje. I nie mam wcale na mysli postawy "idź do kąta i przemyśl" to jeszcze nie jest często na mozliwości kilkuletniego dziecka. Ale moja terpeutka podała mi świetny przykład - jej dziecko ciągle zabiera do szkoły ze sobą jakieś zabawki a potem je gubi. Ona mówi mu "nie bierz, bo zgubisz i będziesz płakać, że nie masz a potem będziesz chciał, żebym Ci kupiła. Jeśli zabierzesz i zgubisz nie kupię ci albo jeśli bardzo będziesz chciał będziesz musiał zapłacić ze swojego kieszonkowego" Nie ma kar, nie ma nagród, jest wyciągnięcie konsekwencji.

 

U zwierzęcia tego nie zastosujemy - tu wspomnę o tym co napisałeś Zwierzęta nie wyciągają wniosków? nie analizują? Przepraszam, ale przeprowadzano szereg eksperymentów z użyciem naczelnych, także jak się zdaje szczurów czy nawet ptaków. W zależności od wyniku tego eksperymentu zwierzę otrzymywało jedzenie lub nie. To jest zwykłe wyrabianie nawyków, mechaniczne. Zwierzę zmieniało zachowanie w reakcji na bodziec, który się utrwalił. Tworzy się bezmślny mechanizm. Tak smao szkoli się psa na siad, waruj itp. Są np takie narzędzia pomocowe klikery - po komendzie czy geście (w duzym uproszczeniu) klika się i zwierze po kilkukrotnym powtórzeniu zaczyna reagować później na sam klik albo na sam gest czy słowo. Oczywiście nie jest to niezbędne, jest to narzędzie pomocowe. Bez tego, szkolenie też przyniesie skutek. Chodzi tylko o to aby zintensyfikować skojarzenie dźwięku z przyjemnością (bo po wykonaniu zadania czeka nagroda, czyli najczęściej smaołyk).

 

I tu znów róznica - my nasze mechanizmy, z reguły te destruktywne, możemy sobie na terapii uświadomić i odwrócić. Zwierzę nie ma tej zdolności. Czasem nie posłucha ale to nie jest psoowodowane jego chcę albo nie.Jest spowodowane zazwyczaj albo zbyt intensywnymi podźcami (dla jednej rasy będzie to zwykła przestrzeń, która obudzi w nim instynkt pierwotny i pies pobiegnie bezmyślnie i może się zagubić, inna rasa poleci za zwierzyną) Zdarza się, że odwołania nie działają.

 

To jest ta różnica - My mamy mozliwość wpływy na swoje nieuświadomione reakcje, zwierzę nie ma.

Są mi znane Twoje argumenty bo sama kiedyś podobnie kombinowałam. Ale poukładałam temat nie tylko pod kontem religii, całkowicie i bezmyślnie... Sprawdziłam czy naukowo to się pokrywa, jeśli tak to religia ma rację bo prawidła naukowe to dzieło Boga ;)

 

Zwierzęta też mają ciało, płeć i prokreację. Ale nie są osobowe, nie potrafią kochać i nie mają wolnej woli.

 

 

Odezwał mi się głos buntu ale nie wiem na co bo ogólnie się zgadzam :) Mam sprzeciw wewnętrzny na uprzedmiotawianie zwierząt a stwierdzenie "nie potrafią kochać" w takim je stawia je świetle. Może nazwa "kochać" jest rzeczywiście zbyt duża... jest na pewno przywiązanie, jest więź... A miłość to przecież więcej niż przywiązanie... Tak czy tak ja ,moje stwory kocham całym serduchem i odczuwam jakąś wzajemność, moze to własnie więź. Na pewno uzyskam na to odpowiedź tam... ;)

 

Zwierzę domowe, podobnie jak dziecko, można odpowiednio wychować albo i nieodpowiednio.

 

Podobnie rodzice narzekają potem na wychowane albo i niewychowane przez siebie dzieci, że nie spełniają ich oczekiwań.

 

Niedobrze jest, gdy człowiek ulega własnym emocjom, zarówno skierowanych wobec ludzi, jak i wobec zwierząt.

 

Człowiek też potrafi zmienić swoje zachowanie w zależności od bodźców, które spotykają. Człowiek może się oduczyć strachu, bo czeka go za to banan w postaci kontaktów i relacji społecznych, czy kariery, bo żeby żyć niezbędna jest pewna ilość odwagi.

 

Człowiek może nauczyć się przynosić dobre oceny ze szkoły, bo spotka go banan w postaci uznania i upominków od rodziców.

 

Człowiek wreszcie może nauczyć się zarabiać pieniądze, bo czeka go banan w postaci wydawania owych zarobionych uprzednio pieniędzy.

 

Człowiek by się nie rozwijał, gdyby nie spotykała go za to jakaś rozmaicie pojęta przyjemność.

 

Wątpię czy podany mechanizm jest taki bezmyślny. Zwierzęta mają różne charaktery i różne umysły, nie chcę wymyślać kolejnych przykładów i powtarzać starych żeby wyjaśnić - dlaczego.

 

Niektórzy ludzie potrafią w rozmaity sposób nauczyć kontrolować swoje instynkty, mówiłem o tym Niektórzy nie potrafią.

 

Podobnie zwierzęta poddane odpowiedniemu szkoleniu też uczą się panować nad pewnymi swymi złymi skłonnościami. Niektóre nie potrafią.

 

Zwierzęta też odczuwają przywiązanie, więc potrafią kochać, tylko w inny sposób.

 

Wracając do sedna, nie uzasadniłaś twierdzenia, że świat zwierząt jest poza pojęciami dobra i zła. Bo takie jest meritum tej dyskusji.

 

Ludzie robią zło, bo ulegają swym instynktom, podobnie zwierzęta. Ludzie robią dobro, bo potrafią powściągnąć swe instynkty, analogicznie są do tego zdolne także niektóre zwierzęta.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie też odczuwają coś takiego jak przywiązanie, niektórzy nazywają je miłością. Też w jej imię robi się dużo dobra i dużo zła.

 

Zgoda ale tu właśnie jest różnica między człowiekiem a zwierzęciem. Zwierzę nie zabija "w imię czegoś". Nie może się z tego wycofać, nie ma jakby tej funkcji a człowiek ją ma. Nawet jesli nie próbuje nawet sobie jej uświadomić i daje się ponieść tym mechanizmom pomimo, że sygnały zewnątrzne mówią, że coś jest źle albo jakieś konsekwencje np. areszt. a on tego nie robi to jest jakaś zgoda na czynienie zła. Jak pisałam konsekwencje tego grzechu rozkładają się na tych co odpowiadają za tego,który zabija... ale on nadal ma możliwość a nie korzysta z niej.

To nas różni od zwierząt.

 

Ale jak czytam akwen Twoje wypowiedzi, w których uznajesz, że zwierzę jest grzeszne, zaczynam się rozumieć stosunek niektórych do nich i krzywdę im wyrządzaną. NIE USPRAWIEDLIWIAM oczywiście ale jeśli człowiek odbierze personalnie jakieś zwierzęce zachowanie i co gorsza przetłumaczy po swojemu to mamy gotową zwierzęcą tragedię. Oczywiście nie mówię o zwyrodnialcach znęcających się nad nimi bo tu już nie ma dyskusji żadnej....

 

Tak podsumowując - człowiek ma pewne możoiwości a zwierzę ich nie ma. Co nie oznacza, że nie czuje, nie cierpi i że mozna je krzywdzić. Dziecko na pewnym etapie rozwoju jest na poziomie psa (udowodnione naukowo) a nikt przy zdrowych zmysłach nie robi mu krzywdy. Zdajemy sobie sprawę, że na pewnym etapie, pewne rzeczy są dla dziecka poza zasięgiem aż nie rozwiną się poszczególne obszary. Nie obciązamy więc dziecka winą za coś, czego nie rozumiało.

Zwierzęta zostają na tym piziomie całe swoje zycie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie też odczuwają coś takiego jak przywiązanie, niektórzy nazywają je miłością. Też w jej imię robi się dużo dobra i dużo zła.

 

Zgoda ale tu właśnie jest różnica między człowiekiem a zwierzęciem. Zwierzę nie zabija "w imię czegoś". Nie może się z tego wycofać, nie ma jakby tej funkcji a człowiek ją ma. Nawet jesli nie próbuje nawet sobie jej uświadomić i daje się ponieść tym mechanizmom pomimo, że sygnały zewnątrzne mówią, że coś jest źle albo jakieś konsekwencje np. areszt. a on tego nie robi to jest jakaś zgoda na czynienie zła. Jak pisałam konsekwencje tego grzechu rozkładają się na tych co odpowiadają za tego,który zabija... ale on nadal ma możliwość a nie korzysta z niej.

To nas różni od zwierząt.

 

Ale jak czytam akwen Twoje wypowiedzi, w których uznajesz, że zwierzę jest grzeszne, zaczynam się rozumieć stosunek niektórych do nich i krzywdę im wyrządzaną. NIE USPRAWIEDLIWIAM oczywiście ale jeśli człowiek odbierze personalnie jakieś zwierzęce zachowanie i co gorsza przetłumaczy po swojemu to mamy gotową zwierzęcą tragedię. Oczywiście nie mówię o zwyrodnialcach znęcających się nad nimi bo tu już nie ma dyskusji żadnej....

 

Tak podsumowując - człowiek ma pewne możoiwości a zwierzę ich nie ma. Co nie oznacza, że nie czuje, nie cierpi i że mozna je krzywdzić. Dziecko na pewnym etapie rozwoju jest na poziomie psa (udowodnione naukowo) a nikt przy zdrowych zmysłach nie robi mu krzywdy. Zdajemy sobie sprawę, że na pewnym etapie, pewne rzeczy są dla dziecka poza zasięgiem aż nie rozwiną się poszczególne obszary. Nie obciązamy więc dziecka winą za coś, czego nie rozumiało.

Zwierzęta zostają na tym piziomie całe swoje zycie.

 

Jakie ma znaczenie w imię czego się zabija? Jakieś pewnie ma, ale sam fakt dokonanego czynu jest bardziej znaczący. Jeśli zabija się bez potrzeby, to czyni się zło, a zatem jest obecne ono w świadomości.

 

Człowiek jest inteligentniejszy, więc znajduje lepsze wymówki..

 

Nie twierdzę, że zwierzęta są szczególnie grzeszne i trzeba je za to katować i dręczyć.

 

Od samego początku tylko uzasadniam twierdzenie, że zło i dobro jest również obecne w świecie zwierząt i one nie są poza tym podziałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Człowiek też potrafi zmienić swoje zachowanie w zależności od bodźców, które spotykają. Człowiek może się oduczyć strachu, bo czeka go za to banan w postaci kontaktów i relacji społecznych, czy kariery, bo żeby żyć niezbędna jest pewna ilość odwagi.

 

Człowiek może nauczyć się przynosić dobre oceny ze szkoły, bo spotka go banan w postaci uznania i upominków od rodziców.

 

Człowiek wreszcie może nauczyć się zarabiać pieniądze, bo czeka go banan w postaci wydawania owych zarobionych uprzednio pieniędzy.

 

Człowiek by się nie rozwijał, gdyby nie spotykała go za to jakaś rozmaicie pojęta przyjemność.

 

Jak to nie uzasadniłam? Cały czas uzasadniam :)

Jako dla wierzącej wynika to z nauczana Jezusa. Ponadto reacje zwierząt są potwierdzone naukowo od zachowań poznawczo-bechawioralnych do zbadania aktywności pewnych obszarów mózgu, które odpowiadają za powstawanie uczuć na pewnych poziomach. U zwierząt ich albo nie ma, albo nie są aktywne.

Stąd wiadomo, że na pewnym etapie dziecko i zwierze są na tym samym poziomie ale u dziecka to się rozwija, u zwierzęcia nie.

 

Na przykład u psychopatów nie działa albo jest zaburzona jakaś część mózgu odpowiadająca za jakąś gamę zachować i uczuć.

Bardziej wiarygodnych dowodów chyba nie ma na świecie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Jak to nie uzasadniłam? Cały czas uzasadniam :)

Jako dla wierzącej wynika to z nauczana Jezusa. Ponadto reacje zwierząt są potwierdzone naukowo od zachowań poznawczo-bechawioralnych do zbadania aktywności pewnych obszarów mózgu, które odpowiadają za powstawanie uczuć na pewnych poziomach. U zwierząt ich albo nie ma, albo nie są aktywne.

Stąd wiadomo, że na pewnym etapie dziecko i zwierze są na tym samym poziomie ale u dziecka to się rozwija, u zwierzęcia nie.

 

Na przykład u psychopatów nie działa albo jest zaburzona jakaś część mózgu odpowiadająca za jakąś gamę zachować i uczuć.

Bardziej wiarygodnych dowodów chyba nie ma na świecie :)

 

Ani człowiek, ani zwierzę nie da się po prostu zawrzeć w ujęciu mechanistycznym, to by było za proste.

 

Nie chce mi się ciągle powtarzać tego samego.

 

Ja swoje uzasadnienie już zawarłem.

 

Niech każdy zachowa swój pogląd dla siebie.

 

Nie ma potrzeby kontynuować tej dyskusji.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie można porównywać ludzi do zwierząt.Jaguar co zabija pakę niziną,robi to dla przeżycia.Fanatyk religijny,co zabija innego człowieka.W imię religii to co innego.

 

Pozorna motywacja, czy też wymówka fanatyka może być religijna, może być też inna, rozmaite są odmiany fanatyków. Religia to tylko jedna z ich wielu wymówek. I tak to tylko płaszczyk, który ma ukryć ich naturę i skłonność do rozlewu krwi.

 

Nie mówiłem, że wszystkie drapieżniki wykazują się okrucieństwem. Napisałem dokładnie to samo co Ty w drugim zdaniu Twojej wypowiedzi, ale już nie to samo co zawiera pierwsze i trzecie zdanie Twojej wypowiedzi. Przeczytaj proszę raz jeszcze dokładnie mój post.

 

Pisałem tylko o tym, że zwierzęta również mają okrucieństwo we krwi. Podałem przykład zachowania kotów domowych, Mogę podać inny przykład, bywa że samice lotopałanki zjadają swoje młode, te które z nowego miotu są słabe i chorowite. Oto Wasza bezgrzeszna natura. Natura jest piękna, ale i równie okrutna co życie społeczne ludzi. Wszędzie obowiązują te same prawa. W żadnym stworzeniu nie znajdziecie nieskazitelnej bieli, nie ważne jak długo byście szukali.

 

Rozumiem co masz na myśli,ale pozwolisz.Że maniakalnie,będę się upierał przy swoim.Nie porównujmy zabija,w świecie zwierząt. Do fanatyzmu religijnego.Nie ważne jak ten Bóg się nazywa.Bóg,Jahwe,Allah,Swarożyc czy Ares.

Ale,zabija się ludzi też z fanatyzmu nie religijnego.Choćby Stalin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwierzę domowe, podobnie jak dziecko, można odpowiednio wychować albo i nieodpowiednio.

 

Podobnie rodzice narzekają potem na wychowane albo i niewychowane przez siebie dzieci, że nie spełniają ich oczekiwań.

 

Niedobrze jest, gdy człowiek ulega własnym emocjom, zarówno skierowanych wobec ludzi, jak i wobec zwierząt.

 

Człowiek też potrafi zmienić swoje zachowanie w zależności od bodźców, które spotykają. Człowiek może się oduczyć strachu, bo czeka go za to banan w postaci kontaktów i relacji społecznych, czy kariery, bo żeby żyć niezbędna jest pewna ilość odwagi.

 

Człowiek może nauczyć się przynosić dobre oceny ze szkoły, bo spotka go banan w postaci uznania i upominków od rodziców.

 

Człowiek wreszcie może nauczyć się zarabiać pieniądze, bo czeka go banan w postaci wydawania owych zarobionych uprzednio pieniędzy.

 

Wychowywanie jest oddziaływaniem osoby na osobę, prowadzi do rozwoju osobowości. Nie dotyczy zwierząt. Dzieci, podobnie jak zwierzęta, można tresować a nawet hodować, ale nie jest to dobry sposób postępowania. Pomocniczo się stosuje warunkowanie, ale wychowanie polega na uwrażliwianiu na dobro. Ktoś dobrze wychowany będzie się zachowywał w sposób właściwy, nawet jak nikt tego nie widzi i nie grożą mu żadne kary ani nie czekają nagrody. To znaczy nie ukradnie czegoś tylko dlatego, że w danej sytuacji nikt by tego nie zauważył. Nie kradnie bo wie, że kraść nie należy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie można porównywać ludzi do zwierząt.Jaguar co zabija pakę niziną,robi to dla przeżycia.Fanatyk religijny,co zabija innego człowieka.W imię religii to co innego.

 

Pozorna motywacja, czy też wymówka fanatyka może być religijna, może być też inna, rozmaite są odmiany fanatyków. Religia to tylko jedna z ich wielu wymówek. I tak to tylko płaszczyk, który ma ukryć ich naturę i skłonność do rozlewu krwi.

 

Nie mówiłem, że wszystkie drapieżniki wykazują się okrucieństwem. Napisałem dokładnie to samo co Ty w drugim zdaniu Twojej wypowiedzi, ale już nie to samo co zawiera pierwsze i trzecie zdanie Twojej wypowiedzi. Przeczytaj proszę raz jeszcze dokładnie mój post.

 

Pisałem tylko o tym, że zwierzęta również mają okrucieństwo we krwi. Podałem przykład zachowania kotów domowych, Mogę podać inny przykład, bywa że samice lotopałanki zjadają swoje młode, te które z nowego miotu są słabe i chorowite. Oto Wasza bezgrzeszna natura. Natura jest piękna, ale i równie okrutna co życie społeczne ludzi. Wszędzie obowiązują te same prawa. W żadnym stworzeniu nie znajdziecie nieskazitelnej bieli, nie ważne jak długo byście szukali.

 

Rozumiem co masz na myśli,ale pozwolisz.Że maniakalnie,będę się upierał przy swoim.Nie porównujmy zabija,w świecie zwierząt. Do fanatyzmu religijnego.Nie ważne jak ten Bóg się nazywa.Bóg,Jahwe,Allah,Swarożyc czy Ares.

Ale,zabija się ludzi też z fanatyzmu nie religijnego.Choćby Stalin.

 

Zwierzę domowe, podobnie jak dziecko, można odpowiednio wychować albo i nieodpowiednio.

 

Podobnie rodzice narzekają potem na wychowane albo i niewychowane przez siebie dzieci, że nie spełniają ich oczekiwań.

 

Niedobrze jest, gdy człowiek ulega własnym emocjom, zarówno skierowanych wobec ludzi, jak i wobec zwierząt.

 

Człowiek też potrafi zmienić swoje zachowanie w zależności od bodźców, które spotykają. Człowiek może się oduczyć strachu, bo czeka go za to banan w postaci kontaktów i relacji społecznych, czy kariery, bo żeby żyć niezbędna jest pewna ilość odwagi.

 

Człowiek może nauczyć się przynosić dobre oceny ze szkoły, bo spotka go banan w postaci uznania i upominków od rodziców.

 

Człowiek wreszcie może nauczyć się zarabiać pieniądze, bo czeka go banan w postaci wydawania owych zarobionych uprzednio pieniędzy.

 

Wychowywanie jest oddziaływaniem osoby na osobę, prowadzi do rozwoju osobowości. Nie dotyczy zwierząt. Dzieci, podobnie jak zwierzęta, można tresować a nawet hodować, ale nie jest to dobry sposób postępowania. Pomocniczo się stosuje warunkowanie, ale wychowanie polega na uwrażliwianiu na dobro. Ktoś dobrze wychowany będzie się zachowywał w sposób właściwy, nawet jak nikt tego nie widzi i nie grożą mu żadne kary ani nie czekają nagrody. To znaczy nie ukradnie czegoś tylko dlatego, że w danej sytuacji nikt by tego nie zauważył. Nie kradnie bo wie, że kraść nie należy.

 

Nie porównywałem zabijania w świecie zwierząt do fanatyzmu religijnego, cały czas, od samego początku ruszenia tego tematu, do jego zakończenia sednem była:

 

OBECNOŚĆ ZŁA I DOBRA W NATURZE ZWIERZĄT

 

Nie lubię się powtarzać, ale czasem trzeba.

 

Nie znajdziecie nieskazitelnej bieli nigdzie, w żadnym elemencie wszechświata, bo ona wszędzie i zawsze przeplata się z czernią.

 

Czyli, że zwierzęta też mają świadomość i są obarczone jej bagażem

 

Od rozwoju osobowości jest mama albo tata, czasem dość pieski czy wręcz koci.

 

Wybaczcie, mam swoje racje, ale nie chcę wchodzić po raz drugi do tej samej rzeki, gdyż jest to niemożliwe.

 

Powiedziałem, co myślę.

 

Wolę tutaj rozmawiać o innych tematach, zamiast o obecności dobra i zła w naturze zwierząt, a na didaskaliach także o wychowaniu zwierząt, wypalił się mój zapał do rozmów na ten temat.

 

Wierzę w to, że mnie zrozumiecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren, wybacz, ale mój pies jakoś mi nie sika ani nie sra w domu, gdy mnie nie ma( z resztą jak jestem to też nie). On nie sika nie dlatego, bo nikt nie patrzy, tylko dlatego bo wie, że tak się nie robi, bo to jest złe (oczywiście wszystkich kotów i psów jakie miałam w życiu to dotyczy). :)

 

Ktoś dobrze wychowany będzie się zachowywał w sposób właściwy, nawet jak nikt tego nie widzi i nie grożą mu żadne kary ani nie czekają nagrody.
Masz na myśli niewierzących? bo wierzących to wiadomo, że to nie dotyczy....bóg przecież wszystko widzi :mrgreen:;)

Apropo, przypomniał mi się przypadek opisany w bogu urojonym, jak to policja w Montrealu zastrajkowała pewnego dnia..

....17 października 1969 o godzinie ósmej rano montrealska policja rozpoczęła strajk generalny. Pierwszy bank został obrabowany o 11.20. Do południa większość sklepów w centrum była już zamknięta (i złupiona). W ciągu kolejnych godzin taksówkarze podpalili garaże firmy zajmującej się wynajmem limuzyn, która konkurowała z nimi o pasażerów odwożonych z lotniska, domorosły snajper zastrzelił funkcjonariusza policji, tłum splądrował kilka hoteli i restauracji, a pewien lekarz zabił włamywacza, na którego natknął się w swoim podmiejskim domu. Bilans dnia to sześć obrabowanych banków, ponad sto rozszabrowanych sklepów i dwanaście podpaleń. Do wywozu potłuczonego szkła ze sklepowych wystaw trzeba było wynająć czterdzieści ciężarówek, a wartość zniszczeń grubo przekroczyła trzy miliony dolarów, nim władze zdecydowały się wezwać wojsko (i, oczywiście, Kanadyjską Policję Konną), by zaprowadzili porządek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akwen

uznaję, że liczby mają też symboliczne znaczenie, ale jakoś nie pomaga mi to zrozumieć Trójcy.

Sokrates uznał,że dobro jest samo w sobie,a nie dlatego, że za takie uznają je bogowie, tj.stanął po stronie etyki.

Ja uważam tyle, że rodząc się w ziemskiej powłoce nigdy człowiek nie dostaje na starcie rozbudzonego całego swojego potencjału.(...) Dla mnie to mocno niemożliwe, aby jednoroczny Chrystus miał takie same możliwości jak trzydziestoletni Chrystus, ani sam nie mógł się tyle nauczyć, ani nikt na etapie kołyski nauczyć go tego nie był w stanie.

Otóż właśnie na tym polega dla mnie prawdziwa wiara (i tego chyba nie czujesz): na przyznaniu, że dla Boga wszystko jest możliwe. Także Bóg - Dziecię. Filozof Ockham napisał w średniowieczu np. Artykułem wiary jest, że Bóg przyjął naturę ludzką. Nie byłoby sprzeczności, gdyby Bóg przyjął naturę osła, kamienia, albo drzewa. I nie potrzeba tu szukać żadnej dodatkowej racji, racją jest Boże "chcenie". Ostatecznie zawsze racja jest duchowa i pierwszej przyczyny się już nie uzasadnia. A to,że roczny, czy 30-letni Chrystus nie był już w pełni Bogiem (we wszechmocy, wszechwiedzy), to jasne, ale On sam się uniżył i przyjął postać sługi/dziecka.

Widzisz, zarzucasz mi, że za bardzo osądzam ludzi. Ale te słowa: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni, Jaką miarą odmierzycie, taką i wam odmierzą odnoszą się w pierwszym rzędzie do Boga. Wybory i życie potrzebują wbrew temu, co piszesz często jakiejś oceny innych i mamy do niej prawo. Ja jednak Boga nie sądzę, bo to On będzie kiedyś sądził i odmierzał. Tak naprawdę nie można zachować dwóch Absolutów: Boga i człowieka. Im bardziej wywyższa się jeden, tym bardziej poniża się drugi, jak właśnie w filozofii św. Augustyna. Uważam, że nawet nie ze względu na wiarę, ale patrząc uczciwie na swoje możliwości w świecie i na zło lepiej jest wywyższyć Boga, a poniżyć siebie. Bo ze swoimi nikłymi możliwościami i tak jesteśmy skazani na porażkę. Natomiast ufając w niepojęty zamysł Stwórcy i Jego dobroć mimo wielu aporii w takim rozumieniu nie mogę stracić. Mogę jedynie zyskać.

 

I osobliwe jest dla mnie to co napisałeś, że buddyzm wyjaśnia Ci różne zagwostki chrześcijaństwa. Wiesz co mi to przypomina? Tą sytuację z Raju, gdy Ewa zwraca się do węża, a on jej tłumaczy tajemnicę drzewa poznania, drzewa dobra i zła. Czemu nie wystarczą Ci słowa, które są już jasne o Judaszu, albo mówisz,że zło nie może obyć się bez dobra, czemu chcesz narzucić jakąś swoją wizję sprawiedliwości? Nie zawsze trzeba pytać i drążyć, albo komplikować to,co tłumaczy się tylko jednym: wolą Boga.

 

Powiesz może, że skąd wiadomo,że ta akurat Księga jest prawdą. Dla mnie prawda jest ponadlogiczna, ma wymiar życiowo-mistyczny i ostatecznie można ją bardziej przeczuć niż do końca pojąć. Jak ją poczuć?

Prawdę rozpoznaje się, gdy mówi. Mnie urzeka to, gdy Chrystus mówi o sobie jako właśnie Dobrym Pasterzu (a nie dobrym/mądrym królu i poddanych np.), a o nas jak o stadzie baranów. Możemy poznać, że coś jest prawdą, gdyż nawet barany poznają swego pasterza, ale nie możemy pojąć tej prawdy. Bo różnica poziomów między nami, a Bogiem jest większa niż między mądrym człowiekiem a głupcem, bardziej przypomina właśnie dystans dzielący człowieka i zwierzę. Pasterza poznaje się po tym, że się poświęca dla swych owiec...

Zgadzam się z tym, co piszesz, że Bóg jakoś dostosowuje się do ludzkich czasów, ale nie zupełnie. Chrystus to jednak delikates w twardym świecie tamtego czasu.

W Biblii również jest o tym mowa, miłość oblubieńca do oblubienicy opowiada dokładnie o tym samym. O kochaniu Boga poprzez okazywanie miłości drugiej osobie i traktowanie tego aktu jako coś wzniosłego.

Może. Na mnie jakiś czas temu zrobiły wrażenie słowa św. Jana od Krzyża, że jeżeli ktoś cokolwiek prawdziwie pokochał na tym świecie, to nie jest godzien Boga. Bo kochając zniżamy się lub podnosimy do poziomu, tego co kochamy. Ostro...

 

Dla mnie najwłaściwsze jest podejście, że jeśli ktoś nie zabił zwierzęcia własnoręcznie, a w szczególności jeśli jednocześnie pracuje fizycznie i/lub jest ojcem rodziny, który na tym osobliwym świecie musi czasem dać komuś w papę by bronić najbliższych - jak najbardziej może i winien mięso spożywać

Nie wiem, nie byłem kiedyś za bardzo eko, ale niedawno doszedłem do wniosku, że powinno się jeść te zwierzęta, które można samemu zabić. Nie powinniśmy przez specjalizację zwalać brudnej roboty na innych. W ogóle to niedobrze, że odłączamy się od tego całego syfu, który produkujemy: śmieci, ścieków, wywożąc to z dala od nas. Tworzy się jakaś fałszywa czystość. Tymczasem ta cała nasza śmierdząca fizjologia nie bez powodu nas jakoś poniża. Może po to, byśmy nie odlecieli w jakieś powierzchowne uduchowienie.

 

Dla mnie opowieść o grzechu pierworodnym to metafora. Znany nam świat powstał wskutek wielkiego wybuchu i ewolucji.

Dla mnie inaczej: bajanie o wielkim wybuchu i ewolucji (w sensie od "prazupy" do człowieka w mld-y lat) nie zasługuje nawet na miano teorii naukowej. Niestety, to nie są ładne baśnie (szczególnie ta o ewolucji).Ale to dowód jak, pycha może zaślepić resztki rozumu.

miłość niejedno ma imię i nie musi koniecznie wiązać się z prokreacją, a środki antykoncepcyjne są jak najbardziej w porządku wynalazkiem

Hmm, czy to nie jest przypadkiem źródło też Twej miłości do buddyzmu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie, Ambaras.

 

uznaję, że liczby mają też symboliczne znaczenie, ale jakoś nie pomaga mi to zrozumieć Trójcy.

 

Tyle zbiegów okoliczności, nie może być przypadkiem. Na tym świecie nie ma przypadków. Człowiek zaś może wiele rzeczy na tym świecie pojąć, jeśli tylko zechce i wie jak to zrobić

Sokrates uznał,że dobro jest samo w sobie,a nie dlatego, że za takie uznają je bogowie, tj.stanął po stronie etyki.

 

Ja zaś uważam, że dobro jest dobre, bo tak świat urządził Bóg. Będąc dobrym, otrzymuje się od świata, od natury, od ludzi to samo. Będąc złym, otrzymuje się zło. Nie wystarczy mieć dobre intencje by być dobrym, trzeba jeszcze wiedzieć jak być dobrym. Bez tej wiedzy wszelkie ofiary i modlitwy niewiele pomogą albo zgoła nic.

 

Sokrates żył w osobliwym miejscu i czasach. Miał o świecie takie, a nie inne pojęcie, możliwe że odrzucał świat rządzony przez pożądliwych, mściwych i lubujących wino bogów. Tacy bogowie byli za bardzo ludzcy w złym tego słowa znaczeniu, a ludzkość w złym tego słowa znaczeniu Sokrates mógł oglądać na co dzień.

 

Sokrates miał błyskotliwy umysł, on jest wieczny. Od V w. przed Chrystusem miał dużo czasu, dużo miejsc i dużo ludzi do poznania, by dojść do meritum.

 

Otóż właśnie na tym polega dla mnie prawdziwa wiara (i tego chyba nie czujesz): na przyznaniu, że dla Boga wszystko jest możliwe. Także Bóg - Dziecię. Filozof Ockham napisał w średniowieczu np. Artykułem wiary jest, że Bóg przyjął naturę ludzką. Nie byłoby sprzeczności, gdyby Bóg przyjął naturę osła, kamienia, albo drzewa. I nie potrzeba tu szukać żadnej dodatkowej racji, racją jest Boże "chcenie". Ostatecznie zawsze racja jest duchowa i pierwszej przyczyny się już nie uzasadnia. A to,że roczny, czy 30-letni Chrystus nie był już w pełni Bogiem (we wszechmocy, wszechwiedzy), to jasne, ale On sam się uniżył i przyjął postać sługi/dziecka.

 

Ambaras, nie lubię się chwalić, ale czuję wiarę tyloma fibrami ciała i umysłu, ile zdołałem w sobie rozbudzić. To mało albo niemało, nie podejmuję się jednoznacznej oceny.

 

Dla Boga wszystko jest możliwe, to prawda.

 

Bóg nie musi specjalnie przyjmować natury żadnego człowieka. Ona tkwi w każdym, ale nie każdy potrafi ją w sobie rozbudzić, oczyścić z pyłu który przyjmuje na siebie umysł wcielając się ponownie w świat materialny.

 

Chrystus był o tyle Bogiem, że miał wybitny potencjał, wybitny umysł i wybitne serce, wiedział i okoliczności mu dopisały, jak w sobie ten potencjał rozbudzić.

 

W tym znaczeniu można powiedzieć, że urodził się Bogiem.

 

Gdyby nie sprostał licznym próbom na swej drodze, u kresu swej drogi nie zostałby kim został

 

Widzisz, zarzucasz mi, że za bardzo osądzam ludzi. Ale te słowa: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni, Jaką miarą odmierzycie, taką i wam odmierzą odnoszą się w pierwszym rzędzie do Boga.

 

To samo dotyczy ludzi, gdyż w każdym tkwi uśpiona nieco natura Boga. Jeśli ktoś lubi plotkować, dowartościowywać się opowiadaniem o cudzych problemach i ułomnościach, sam zostanie potem osądzony i oceniony. Wszelkie słowo nacechowane negatywnie wypowiedziane przez usta, nawet poruszone w myślach, potem wróci. W takich okolicznościach i w takiej sytuacji, w jakiej człowiek wolałby tego uniknąć. Jest skutek, jest również przyczyna.

 

Wybory i życie potrzebują wbrew temu, co piszesz często jakiejś oceny innych i mamy do niej prawo. Ja jednak Boga nie sądzę, bo to On będzie kiedyś sądził i odmierzał.

 

Można sądzić mądrze, można sądzić źle. Nie twierdzę, że nie należy podejmować osądów, należy to robić w każdej sekundzie swego życia, ale we właściwy sposób. Nie dowartościowywać się cudzą słabością, myślą, mową, uczynkiem czy zaniedbaniem. Człowiek podejmując właściwe osądy w swym umyśle, oczyszcza materialny pył, którym jest pokryta natura Boga w jego ''ja''.

 

Niewłaściwe osądy, które są nacechowane jednoznacznie negatywnie puszczone w eter wszechświata potem do człowieka wrócą. Świat to zbiór naczyń połączonych.

 

Zamiast powiedzieć drugiemu człowiekowi, że jest głupi.

 

Lepiej ująć, że zachowuje się niepoważnie, niedojrzale, jest obarczony jarzmem niewiedzy i jednocześnie wyjaśnić mu co robi źle. Nie skrzywdzi się go wówczas słowem, a ktoś zyska szansę, by pojąć co robi źle, gdyż ignorancja jest jednym z filarów zła na tym świecie. Jeśli właściwy osąd zignoruje, pozostaje mu współczuć.

 

Nie mi oceniać Boga, za mało wiem.

 

Tak naprawdę nie można zachować dwóch Absolutów: Boga i człowieka. Im bardziej wywyższa się jeden, tym bardziej poniża się drugi, jak właśnie w filozofii św. Augustyna.

 

Poniżając człowieka poniża się też pierwiastek Boga zawarty w tym człowieku,

 

Okazując miłość drugiemu człowiekowi, miłuje się też pierwiastek Boga zawarty w tym człowieku.

 

''Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili''

 

Człowiek to suma jego umysłu i ciała. Przypochlebiając się niepotrzebnie jednemu albo drugiemu nie czyni się żadnej korzyści. W mądry sposób czcząc jego zarówno ciało jak i umysł, polepsza się własną karmę.

 

Uważam, że nawet nie ze względu na wiarę, ale patrząc uczciwie na swoje możliwości w świecie i na zło lepiej jest wywyższyć Boga, a poniżyć siebie.

 

Poniżając siebie, poniża się też pierwiastek Boga zawarty w sobie.

 

To działa w codziennym życiu, jeśli ktoś ciągle mówi o sobie źle, myśli źle, zaniedbuje siebie, czyni sobie źle, reszta świata na to reaguje negatywnie. Jeśli ktoś wmawia sobie, że jest ciągle beznadziejny, wreszcie takim się staje, zaś natura Boga w nim staje się głęboko uśpiona.

 

Rodzina może pomóc wyprostować drogę takiego człowieka, ale jeśli on wreszcie nie wykaże intencji poprawy, nawet rodzina wreszcie go opuści.

 

Wszystko na tym świecie ułudy jest dane tylko na chwilę, jeśli ktoś chce pomóc bliskiemu człowiekowi, zaś ten nie uparcie nie przyjmuje tego do wiadomości, to pozostaje w pewnym momencie życzyć takiemu człowiekowi szczęśliwej dalszej drogi, a w sercu - życzyć mu by kiedyś naprawił co jest do naprawienia.

 

 

Bo ze swoimi nikłymi możliwościami i tak jesteśmy skazani na porażkę.

 

Człowiek dowiódł już, że jeśli ma dobre intencje, czyste serce i czysty umysł potrafi naprawdę wiele, nie samodzielnie, po prostu rozbudza w sobie ten dany mu potencjał. Potencjał ów tkwi w każdym, nie każdy potrafi go w sobie rozbudzić.

Natomiast ufając  w niepojęty zamysł Stwórcy i Jego dobroć mimo wielu aporii w takim rozumieniu nie mogę stracić. Mogę jedynie zyskać.

 

Człowiek może wiele pojąć, jeśli tylko zechce.

 

Jeśli wierzy się ślepo w jakiś dogmat i to nie prowadzi do niczego dobrego, to znaczy, że człowiek źle jakiś dogmat pojmuje.

 

Trwając w uporze, trwa się wówczas przy złej interpretacji własnego ''ja'' - czyli pogarsza własną karmę, miast ją polepszać.

 

Powinien znaleźć błąd w swoim rozumowania, w swoim sercu albo przyjrzeć się innym dogmatom, tym które ma szanse lepiej pojąć.

 

I osobliwe jest dla mnie to co napisałeś, że buddyzm wyjaśnia Ci różne zagwostki chrześcijaństwa. Wiesz co mi to przypomina? Tą sytuację z Raju, gdy Ewa zwraca się do węża, a on jej tłumaczy tajemnicę drzewa poznania, drzewa dobra i zła. Czemu nie wystarczą Ci słowa, które są już jasne o Judaszu, albo mówisz,że zło nie może obyć się bez dobra, czemu chcesz narzucić jakąś swoją wizję sprawiedliwości? Nie zawsze trzeba pytać i drążyć, albo komplikować to,co tłumaczy się tylko jednym: wolą Boga.

 

Czy ja nie powiedziałem dość jasno, co myślę o losach Judasza? Za mało o nim wiem, Podobnie jak mogę skrzywdzić niesprawiedliwym osądem człowieka z ulicy, o którym usłyszałem jedno zdanie, tak i niesprawiedliwie mogę skrzywdzić osądem Judasza. Znam marny urywek jego drogi, który już od dawna nie jest prawdą. Nie wiem kim Judasz jest teraz, gdzie zaprowadziła go jego droga. Jak mogę mówić teraz, że Judasz jest zdrajcą? Może jest właśnie w tej chwili całkiem kimś innym. Judasz był zdrajcą przez chwilę, ale po co komuś ciągle wypominać, co robił on w przeszłości? To nie ma sensu.

 

Czemu zło nie może obyć się bez dobra? Troszkę napisałem na ten temat powyżej w kontekście świata naturalnego.

 

Świadomość replikując się w świecie materialnym nabrała błędnego rozumienia ''ja'', uznając że dany jej wyrywek rzeczywistości, umysł, ciało i okoliczności pozwalają jej żywić się niesprawiedliwymi osądami, pożądliwym działaniem i myślami kosztem innych, którzy też mają swoje ''ja'', częstokroć lepiej je pojmują.

 

Można to sprawdzić w codziennym życiu, wystarczy komuś zazdrościć, pożądać czyjejś własności (ciała, majątku, błyskotliwych myśli) i/lub co gorsza kierując się egotyzmem i ignorancją czynić działania, by tą jego własność posiąść i poczekać na efekty, one prędzej czy później nastąpią, nie będą dla chciwca przyjemne.

 

Ja nie rozmawiam z wężem, ja go unikam, analogicznie jak unikam złych ludzi, bo oni są emanacją węża w świecie materialnym.

 

Nawet w złych tkwi natura Boga, kiedyś również w Judaszu. Podobnie jak kiedyś Judasz powiększył pokrywający go materialny pył sprzedając Chrystusa za garść monet raczej ulegając popędowi zazdrości, niż pokusom materialnym (parę srebrników to za mało kwota by kogoś skusić do takiego czynu), tak do dzisiaj miał dużo czasu, by ten pył nieco z siebie zmyć.

 

Judasz popełniając samobójstwo chciał uciec od problemu, skazał się tym samym na dalsze cierpienie. Niemniej nawet dawny Judasz nie był bez szans na dostąpienie Nirvany. Nikt nie jest.

 

Skoro dręczyły go potem wyrzuty sumienia, to i w nim tkwiła natura Boga, jak w każdym.

 

Powiesz może, że skąd wiadomo,że ta akurat Księga jest prawdą. Dla mnie prawda jest ponadlogiczna, ma wymiar życiowo-mistyczny i ostatecznie można ją bardziej przeczuć niż do końca pojąć. Jak ją poczuć?

 

Ja wolę metodę poznania łącząca czucie z pojmowaniem. Gdyż zmysły współgrają z ludzkim pojmowaniem. O ile czyni się właściwy użytek ze zmysłów, można dzięki nim łatwiej pojąc pewne sprawy i ułatwić pracę swemu umysłowi

 

Z trudnością i niechęcią przyjmuje cokolwiek według zasady: wierz w to, bo tak trzeba.

 

Muszę znaleźć jakieś dowody, świadectwa w codziennym życiu, historii powszechnej czy świecie naturalnym.

 

 

Prawdę rozpoznaje się, gdy mówi. Mnie urzeka to, gdy Chrystus mówi o sobie jako właśnie Dobrym Pasterzu (a nie dobrym/mądrym królu i poddanych np.), a o nas jak o stadzie baranów.

 

Człowiek nie jest baranem. Człowiek może się stać baranem na własne życzenie, jeśli zaniedbuje w sobie zawartą w nim naturę Boga.

 

Chrystus mówił tak, by oświecić ludzi łaknących wiedzy. Skłonić ich do pracy nad sobą

 

Nie chciał w ten sposób siebie wywyższyć, ani innych ludzi - poniżyć, tylko dlatego że ma większy potencjał karmiczny i robi z niego właściwy pożytek. to by nie było w jego stylu.

 

 

Możemy poznać, że coś jest prawdą, gdyż nawet barany poznają swego pasterza, ale nie możemy pojąć tej prawdy. Bo różnica poziomów między nami, a Bogiem jest większa niż między mądrym człowiekiem a głupcem, bardziej przypomina właśnie dystans dzielący człowieka i zwierzę. Pasterza poznaje się po tym, że się poświęca dla swych owiec...

 

Jeśli ktoś zachowuje się jak baran i daje się prowadzić, przyjmuje wszystko na wiarę, która nie jest poparta empirię może się dać zaprowadzić w bardzo złe miejsce.

 

Ówcześni jego słuchacze mogli w tamtej chwili uchodzić za barany, w zestawieniu z Jezusem. Ci których właściwie natchnęły jego słowa, baranami już z pewnością nie są.

 

Okoliczności rodzą mesjasza. Tamci ludzie wówczas faktycznie mogli uchodzić za barany, które potrzebują pasterza, a był nim Chrystus. Ci którzy za nim poszli i nie zboczyli z tej ścieżki mają prawo do większej samodzielności, gdyż powiększyli swoją świadomości.

 

Bywa, że czasem dziecko ostro się skarci, gdy te ciągle powtarza jakiś błąd. Nie wypomina mu się tego po latach, gdy już dorośnie na przyzwoitego człowieka.

 

Zgadzam się z tym, co piszesz, że Bóg jakoś dostosowuje się do ludzkich czasów, ale nie zupełnie. Chrystus to jednak delikates w twardym świecie tamtego czasu.

 

Ówczesny świat i ówczesna rzeczywistość w Judei i okolicach była zdecydowanie bardziej miękka niż w czasach Mojżesza czy Abrahama. Nie ma sensu nawet porównywać stabilności epoki pryncypatu z bezwzględnym światem walki o przetrwanie i wędrówki do Ziemi Obiecanej.

 

Podobnie wrażliwy człowiek, jeśli nagle nieopatrznie trafi do dzielnicy patologii, przypadnie mu w udziale wojowanie w trakcie którejś kolejnej wojny, napotka na swej drodze kogoś silniejszego kto zechce zaszkodzić jego ciało albo umysłowi zapewne zginie marnie.

 

Jeśli urodzi się w dobrej rodzinie, dobrym miejscu i otoczenie będzie mu sprzyjać, rozwinie swój potencjał.

 

 

Może. Na mnie jakiś czas temu zrobiły wrażenie słowa św. Jana od Krzyża, że jeżeli ktoś cokolwiek prawdziwie pokochał na tym świecie, to nie jest godzien Boga. Bo kochając zniżamy się lub podnosimy do poziomu, tego co kochamy. Ostro...

 

Św. Jan od Krzyża ma trochę racji i trochę jej nie ma.

 

Rzeczy, ludzi i miejsca należy kochać za ich piękno duchowe, ale także trochę materialne, lecz się dawać się nim obezwładniać, gdyż tylko jest dane tylko na chwilę.

 

Jeśli ktoś pokocha kobietę i daje jej miłość, otrzyma w zamian naturę Boga w niej zawartą. Jeśli po jej śmierci pogrąży się latami w kompletnej beznadziei i rozpaczy, zwyczajnie się poniży.

 

Jeśli będzie potrafił godnie są pożegnać i otworzyć nowy rozdział w swoim życiu, to co zostało w jego sercu po tej lekcji ubogaci jego świadomość, wrażliwość.

 

Jeśli ktoś pożąda kobiety tylko z powodów cielesnych i pragnie jej tylko coś zabrać, cnotę, czułość, emocje i nie dać nic lub niewiele w zamian. Ten grzech do niego kiedyś wróci, żeby wyrównać jego bilans karmiczny, również się poniży.

 

Mogę wymieniać dalsze przykłady, ale te są dostatecznie obrazowe.

 

 

Nie wiem, nie byłem kiedyś za bardzo eko, ale niedawno doszedłem do wniosku, że powinno się jeść te zwierzęta, które można samemu zabić. Nie powinniśmy przez specjalizację zwalać brudnej roboty na innych. W ogóle to niedobrze, że odłączamy się od tego całego syfu, który produkujemy: śmieci, ścieków, wywożąc to z dala od nas. Tworzy się jakaś fałszywa czystość. Tymczasem ta cała nasza śmierdząca fizjologia nie bez powodu nas jakoś poniża. Może po to, byśmy nie odlecieli w jakieś powierzchowne uduchowienie.

 

Ktoś musi być żołnierzem zawodowym, strażnikiem więziennym, katem czy choćby rzeźnikiem. Jeśli robi co do niego należy, nie dodaje cierpienia od siebie, może zapewne ponieką uprawiać swój fach w sposób godny.

 

W literaturze (nie pamiętam dzieła, ani autora) zawarta jest postać kata, który sprawiał skazańcom te cierpienie, które mu nakazano, co do joty, ani kropli więcej, ani kropli ulegania własnym popędom zadawania innym bólu. Taki kat uprawiał swój fach w sposób godny. Był narzędziem, które czyni swoją powinność, ale nie dodaje niepotrzebnie cierpienia na tym świecie.

 

Ja wolę nie narażać się na podobne pokusy. Problemom należy stawiać czoła, ale szukanie sobie problemów na siłę jest bezsensowne.

 

Czy niedobrze, że człowiek daje innym brudną pracę? To raczej naturalne, człowiek rozwijając się na swej drodze osiągnął specjalizację. Tak było już w osadach protomiejskich, gdzie niektórzy zostawali garncarzami, inni myśliwymi, inni rolnikami i przekazywali swój fach z ojca na syna. Potem rolnik nie lepił sobie sam garnków, bo po co? Jeśli chciał mieć garnek udawał się do garncarza, dawał mu płody rolne, a w zamian otrzymywał ceramikę. Próbując samemu nauczyć się lepić garnki straciłby tylko czas, który mógł lepiej i efektywniej wykorzystać uprawiając ziemię albo troszcząc się o swe zwierzęta.

 

Ja wolę widzieć w człowieku, to co piękne. Wydobywać z niego miłość, szlachetność, uśmiech, bezinteresowność.

 

Fizjologia mnie nie interesuje, rozmawiając z innym o jego fizjologii nie obudzi się w nim natury Buddy, a to jedna z przyjemniejszych chwil w życiu. Mówiąc o przyjemności mam na myśli budzenie w człowieku Buddy, nie zaś fizjologię.

 

Dla mnie inaczej: bajanie o wielkim wybuchu i ewolucji (w sensie od "prazupy" do człowieka w mld-y lat) nie zasługuje nawet na miano teorii naukowej. Niestety, to nie są ładne baśnie (szczególnie ta o ewolucji).Ale to dowód jak, pycha może zaślepić resztki rozumu.

 

Rozmaicie można pojmować pychę.

 

 

Akwen: miłość niejedno ma imię i nie musi koniecznie wiązać się z prokreacją, a środki antykoncepcyjne są jak najbardziej w porządku wynalazkiem

Ambaras: Hmm, czy to nie jest przypadkiem źródło też Twej miłości do buddyzmu?

 

Zdecydowanie nie, jeśli ktoś dąży do nirvany w najlepszy możliwy sposób winien wyrzec się wszelkich ziemskich namiętności. Po prostu traktować każdą kobietę jak swoją siostrę.

 

Kiedyś, owszem, marzyłem, miałem rozmaite okazje, zawsze je marnowałem. Taka moja karma.

 

Ktoś ma taką karmę, że kocha Buddę w umyśle kobiety, przy okazji dając zadość również jej potrzebom cielesnym.

 

Ktoś inny ma taką karmę, że wykorzystuje cielesność w kobiecie na własny użytek i nie daje nic w zamian, współczuję mu.

 

Ja kocham naturę Buddy tylko w umyśle kobiety, nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Taka moja karma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to,że roczny, czy 30-letni Chrystus nie był już w pełni Bogiem (we wszechmocy, wszechwiedzy), to jasne, ale On sam się uniżył i przyjął postać sługi/dziecka.

 

Druga Osoba Trójcy jest Bogiem "cały czas" (Bóg jest ponad czasem, istnieje poza nim). Ludzka natura Chrystusa nie jest naturą boską. Chrystus ma dwie natury (boską i ludzką) i istnieje w dwóch naturach (boskiej i ludzkiej). Ludzka natura Chrystusa nie posiada wszechmocy czy wszechwiedzy, bo nie jest naturą boską, a naturą ludzką, a natura ludzka jest stworzona i ma swój początek, do natury ludzkiej nie należą takie atrybuty jak wszechmoc czy wszechwiedza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie nie, jeśli ktoś dąży do nirvany w najlepszy możliwy sposób winien wyrzec się wszelkich ziemskich namiętności. Po prostu traktować każdą kobietę jak swoją siostrę.

 

Miałem nie wartościować i tak mimowolnie to robię. Nie ma lepszej, ani gorszej drogi do nirvany.

 

Każdy ma inne predyspozycje i przerabia w tej chwili inny odcinek drogi, związany z inną tematyką.

 

Ktoś może uczyć się spokoju, względnej ascezy (przesada nigdy nie jest wskazana w życiu, nawet będąc świątobliwym mężem) i medytacji w samotności.

 

Ktoś inny może uczyć się tego samego, ale w inny sposób, a zarazem uczyć się kochać Buddę w kobiecie, a czasem także w swoich dzieciach.

 

Jeśli zachowuje umiar we wszystkim i obdarza świat miłością i współczuciem we właściwy sposób, to ojciec rodziny nie jest ani lepszy ani gorszy od tego, który zgłębia wiedzę w samotności. Może z żoną nie mieć dzieci, nie każdemu wszystko jest w pojedynczym wcieleniu pisane. To też pozwala się czegoś nauczyć i być tym, kim być się powinno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akwenie,

tak, pewne podobieństwa międzykulturowe są zastanawiające i pewnie nieprzypadkowe, ciekawe są te też np. zaświatów.

Co do Sokratesa, może i był błyskotliwy, ale pomylił się grubo z tym swoim przeświadczeniem, że wystarczy poznać dobro, by za nim podążyć.

Niestety ta nieprawdziwa idea także trawi nasze czasy. I jego losu nie byłbym pewien.

Ambaras, nie lubię się chwalić, ale czuję wiarę tyloma fibrami ciała i umysłu, ile zdołałem w sobie rozbudzić. To mało albo niemało, nie podejmuję się jednoznacznej oceny.

Ładnie napisane, życzę Ci tego, choć dla mnie, jeśli nie czujesz, że Chrystus jest "naj" to jest mało.

 

Można sądzić mądrze, można sądzić źle. Nie twierdzę, że nie należy podejmować osądów, należy to robić w każdej sekundzie swego życia, ale we właściwy sposób. Nie dowartościowywać się cudzą słabością, myślą, mową, uczynkiem czy zaniedbaniem.

Otóż właśnie.

Poniżając siebie, poniża się też pierwiastek Boga zawarty w sobie.

To działa w codziennym życiu, jeśli ktoś ciągle mówi o sobie źle, myśli źle, zaniedbuje siebie, czyni sobie źle, reszta świata na to reaguje negatywnie. Jeśli ktoś wmawia sobie, że jest ciągle beznadziejny, wreszcie takim się staje, zaś natura Boga w nim staje się głęboko uśpiona.

Niedokładnie o tym pisałem, a o uznaniu swej małości wobec Stwórcy. Poza tym większość ludzi ma dziś chyba jednak odwrotny problem, tzn. ma o sobie za wysokie mniemanie, za bardzo sobie dogadza, nabiera się na miraż pozytywnego myślenia. A trzeba myśleć prawdziwie, realnie.

 

Patrząc, co dalej piszesz o możliwościach człowieka: ja postrzegam je bardziej pesymistycznie. I myślę, że takie jest też prawdziwie chrześcijańskie spojrzenie, gdy nie jest zafałszowane jakąś mieszanką politycznej poprawności i infantylnego optymizmu. To głównie obietnica rzeczy przyszłych jest optymistyczna.

Chrystus mówił tak, by oświecić ludzi łaknących wiedzy. Skłonić ich do pracy nad sobą

Nie chciał w ten sposób siebie wywyższyć, ani innych ludzi - poniżyć, tylko dlatego że ma większy potencjał karmiczny

Nie pisałem, że chciał się wywyższyć, ale właśnie o tym, że prawdę poznaje się na drodze bliskości, relacji, serca nie tylko rozumem. Bo Prawda jest też Logosem, Chrystusem.

I "barany" użyłem zamiast owce, a nie zamiast głupcy.

Okoliczności rodzą mesjasza
Ale nie Mesjasza
Jeśli ktoś pokocha kobietę i daje jej miłość, otrzyma w zamian naturę Boga w niej zawartą.

To ładnie napisane, ale chyba nie zawsze tak działa.

To raczej naturalne, człowiek rozwijając się na swej drodze osiągnął specjalizację.

To, że coś jest naturalne, czy powtarzalne w dziejach nie jest dla mnie argumentem .Człowiek jest wezwany do nadnaturalnego i do panowania nad naturą. I pisałem trochę o czymś innym. O tym, że trudne, twarde, dotkliwe życie, jest nam potrzebne, że łatwiej w nim o prawdę. Św. Bernard gdzieś chyba pisał,że więcej mu dało karczowanie lasów Clairvaux niż wszystkie książki,które przeczytał. A brud ten dosłowny jak i przenośny jeśli go nie lekceważymy, może użyźnić nasze życie. Rośliny użyźnia się śmierdzącym gnojem a nie perfumami. Podobnie, realna, ocena naszej kondycji w świecie jest konieczna do prawidłowego rozwoju. Bo nie zostaliśmy stworzeni aniołami, choć pewnie było to możliwe i zawstydzająca nas fizjologia o tym przypomina. Nasze ciało odpowiada jakoś kondycji ducha.

Rozmaicie można pojmować pychę.

Np. jako zaprzeczanie Bogu. Choć tu może lepiej mówić o obłędzie.

Świadomość replikując się w świecie materialnym nabrała błędnego rozumienia ''ja''...

Jak to się stało i skąd to wiesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A brud ten dosłowny jak i przenośny jeśli go nie lekceważymy, może użyźnić nasze życie. Rośliny użyźnia się śmierdzącym gnojem a nie perfumami. Podobnie, realna, ocena naszej kondycji w świecie jest konieczna do prawidłowego rozwoju. Bo nie zostaliśmy stworzeni aniołami, choć pewnie było to możliwe i zawstydzająca nas fizjologia o tym przypomina. Nasze ciało odpowiada jakoś kondycji ducha.

Uważam, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to nie byłoby i zawstydzającej fizjologii. Dla mnie cuchnący kał jest "zmysłowym symbolem grzechu" - jest to coś niemiłego dla zmysłów (zwłaszcza dla węchu), nieestetycznego, czego wydalanie wiąże się z krępującymi odgłosami, na dodatek kontakt z kałem może prowadzić do zakażenia i choroby ciała.

 

Kał jest jakby "produktem" ludzkich wnętrzności, produktem wnętrza ludzkiego ciała, skażonego grzechem pierworodnym. Nasze grzechy to "produkty" skażonej winą pierworodną ludzkiej duszy. Grzechy są czymś obrzydliwym, czego tak naprawdę nie powinno być, czego nie było w pierwotnym planie stworzenia, wolą Stwórcy oczywiście było to, aby żaden człowiek czy anioł nie zgrzeszył. Wierzę, że w przypadku Adama i Ewy przed upadkiem oraz Chrystusa i Maryi zawstydzającej fizjologii nie było, ona jest dla mnie symbolem skażenia grzechem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ambarasie

 

tak, pewne podobieństwa międzykulturowe są zastanawiające i pewnie nieprzypadkowe, ciekawe są te też np. zaświatów.

Co do Sokratesa, może i był błyskotliwy, ale pomylił się grubo z tym swoim przeświadczeniem, że wystarczy poznać dobro, by za nim podążyć.

Niestety ta nieprawdziwa idea także trawi nasze czasy. I jego losu nie byłbym pewien.

 

Ja nie jestem pewien niczyich losów. Nawet oceniając go z perspektywy chrześcijańskiej on nie miał odpowiednich bogów, by móc w nich wierzyć. Ci olimpijscy to po prostu ziemianie z potężnymi mocami i nic więcej.

 

 

 

Ambaras, nie lubię się chwalić, ale czuję wiarę tyloma fibrami ciała i umysłu, ile zdołałem w sobie rozbudzić. To mało albo niemało, nie podejmuję się jednoznacznej oceny.

Ładnie napisane, życzę Ci tego, choć dla mnie, jeśli nie czujesz, że Chrystus jest "naj" to jest mało.

 

Nikt nie jest naj. Wartościowanie nie ma sensu. Chrystus zapewne dostąpił po swym czynie nirvany, ale przecież nie on jeden.

 

 

Akwen: Poniżając siebie, poniża się też pierwiastek Boga zawarty w sobie.

To działa w codziennym życiu, jeśli ktoś ciągle mówi o sobie źle, myśli źle, zaniedbuje siebie, czyni sobie źle, reszta świata na to reaguje negatywnie. Jeśli ktoś wmawia sobie, że jest ciągle beznadziejny, wreszcie takim się staje, zaś natura Boga w nim staje się głęboko uśpiona.

 

Amabaras Niedokładnie o tym pisałem, a o uznaniu swej małości wobec Stwórcy. Poza tym większość ludzi ma dziś chyba jednak odwrotny problem, tzn. ma o sobie za wysokie mniemanie, za bardzo sobie dogadza, nabiera się na miraż pozytywnego myślenia. A trzeba myśleć prawdziwie, realnie.

 

To już ich problem, nie mój.

 

Ja po prostu mówię, że nie da się jednocześnie wywyższyć Boga i poniżyć człowieka, bo Bóg jest w każdym z ludzi, więc takie działanie jest wewnętrznie sprzeczne. Właściwie wywyższając człowieka wywyższa się też Boga i vice versa. Tylko trzeba odróżnić działania właściwe od niewłaściwego. Nie wystarczą dobre i szczere chęci.

 

 

Patrząc, co dalej piszesz o możliwościach człowieka: ja postrzegam je bardziej pesymistycznie. I myślę, że takie jest też prawdziwie chrześcijańskie spojrzenie, gdy nie jest zafałszowane jakąś mieszanką politycznej poprawności i infantylnego optymizmu. To głównie obietnica rzeczy przyszłych jest optymistyczna.

 

Rozmaici byli święci w chrześcijaństwie.

 

Dla mnie przykładanie miary św. Augustyna, niezmiernie ponurych czasów, do dzisiejszej miary zwyczajnie nie pasuje.

 

Byli inni święci, choćby św. Franciszek z Asyżu.

 

Jeśli według katolicyzmu na człowieka należy patrzeć pesymistycznie, to znaczy, że człowiek się nie udał. Winę więc wówczas należałoby wskazać na rodzica, czyli na Boga. On stworzył człowieka i on go wychował.

 

Ja uważam inaczej.

 

Dla mnie najbardziej obiecujące jest tu i teraz

 

 

Akwen: Chrystus mówił tak, by oświecić ludzi łaknących wiedzy. Skłonić ich do pracy nad sobą

 

Nie chciał w ten sposób siebie wywyższyć, ani innych ludzi - poniżyć, tylko dlatego że ma większy potencjał karmiczny

Amabaras: Nie pisałem, że chciał się wywyższyć, ale właśnie o tym, że prawdę poznaje się na drodze bliskości, relacji, serca nie tylko rozumem. Bo Prawda jest też Logosem, Chrystusem.

I "barany" użyłem zamiast owce, a nie zamiast głupcy.

 

Człowiek jest ułomny, jak wszelka materia na tym świecie.

 

 

Okoliczności rodzą mesjasza

Ale nie Mesjasza

 

Można wartościować i spierać się, który mesjasz był najwłaściwszy.

 

Ja wiem tyle, że JP II modlił się z animistami, buddystami i wyznawcami innych religii.

 

 

 

Akwen: Jeśli ktoś pokocha kobietę i daje jej miłość, otrzyma w zamian naturę Boga w niej zawartą

Ambaras: To ładnie napisane, ale chyba nie zawsze tak działa.

 

Oczywiście, że nie zawsze. Nie każdy też pożytecznie żyje.

 

Karma, nie każdemu to jest dane, wielu woli przelotne związki, potem się dziwiąc, że nie potrafią stworzyć stałego.

 

Najpierw ktoś zabiera cnotę jednej po drugiej, potem zostaje skazany na samotność, bo żadna nie ma go za faceta, który zapewni jej poczucie stabilności. Nie wiadomo dlaczego

 

Karma, jest skutek i przyczyna, Zawsze i wszędzie.

 

Akwen: To raczej naturalne, człowiek rozwijając się na swej drodze osiągnął specjalizację.

ambaras:To, że coś jest naturalne, czy powtarzalne w dziejach nie jest dla mnie argumentem .Człowiek jest wezwany do nadnaturalnego i do panowania nad naturą. I pisałem trochę o czymś innym. O tym, że trudne, twarde, dotkliwe życie, jest nam potrzebne, że łatwiej w nim o prawdę. Św. Bernard gdzieś chyba pisał,że więcej mu dało karczowanie lasów Clairvaux niż wszystkie książki,które przeczytał. A brud ten dosłowny jak i przenośny jeśli go nie lekceważymy, może użyźnić nasze życie. Rośliny użyźnia się śmierdzącym gnojem a nie perfumami. Podobnie, realna, ocena naszej kondycji w świecie jest konieczna do prawidłowego rozwoju. Bo nie zostaliśmy stworzeni aniołami, choć pewnie było to możliwe i zawstydzająca nas fizjologia o tym przypomina. Nasze ciało odpowiada jakoś kondycji ducha.

 

Ciało, a umysł to dwie różne sprawy.

 

Św. Bernard mówił jednak o czymś innym. Szlachetna praca fizyczna ma swoją rolę, ale skłonność do niej powinni wpoić rodzice.

 

Mnie nie interesuje fizjologia, a skłanianie człowieka do babrania się w nieczystościach, nie zbliżyłoby go do spraw wyższych, tylko cofnęło w rozwoju, w średniowieczu ludzie nurzali się w nieczystościach na miejskich ulicach. Wątpię czy byli wskutek tego lepsi. Powrót do tego stanu, próba aktywizowania ludzi, by rzekomo w celach wyższych podejmowali się w drodze wolontariatu czy pracy społecznej do zawodu operatora szambiarki, kanalarza, śmieciarza raczej odstręczyłaby ludzi od spraw ducha, niż uświadomiła ludziom jakikolwiek absolut.

 

Buddyzm głosi konieczność zachowania czystości ciała, intencji i umysłu. Ciężko mieć czyste ciało, czysty wolny, od złości i frustracji umysł oraz czyste intencje wobec pomysłodawcy, gdy ktoś jest zmuszony do babrania się w nieczystościach.

 

Nie uważam również, by fach chociażby czyściciela toalet jakoś ubogacał duchowo, przynajmniej nie zauważyłem by przedstawiciele owej profesji byli jakoś nadzwyczajnie uduchowieni.

 

Boga lepiej szukać w naturze, w szczerości innych ludzi, w tym że potrafią jednak być wspaniali.

 

Niż poniżać Boga w człowieku poprzez zmuszanie go do czynności, które mają mu uświadomić, że wydala.

 

Bo to wie nawet kilkuletnie dziecko.

 

 

Np. jako zaprzeczanie Bogu. Choć tu może lepiej mówić o obłędzie.

 

Zarzucanie komuś kto ma inne zdanie, że jest szalony, bez odpowiedniej argumentacji to znowu wartościowanie. Bo Bóg postanowił, pstryknął palcami i tak zrobił, chciał to zrobił. Wiem, bo tak jest napisane.

 

Akwen: Świadomość replikując się w świecie materialnym nabrała błędnego rozumienia ''ja''..

Ambaras: Jak to się stało i skąd to wiesz?

 

Najbardziej logiczna, spójna z doktrynami naukowymi i trzymającą się całości wizja powstania świata. Skąd wiem, wizja spójna z założeniami buddyzmu i nauki, która znajduje potwierdzenie w życiu codziennym.

 

Skąd wiesz, że świat stworzył Bóg pstrykając palcami? Jak to się stało? Masz na to jakieś dowody niż dogmaty, które nie podlegają weryfikacji?

 

To co napisałem jest zgodne zarówno z mechanizmami obowiązującymi w życiu społecznym, jak i w środowisku flory i fauny.

 

Równie dobrze mógłbym Ciebie zapytać skąd wiesz, że dogmaty zawarte w katolicyzmie są prawdziwe. Możliwe, że teraz się oburzysz, ale jak uzasadnisz swoją wiarę w niepokalane poczęcie? Przecież to nienaukowe i nielogiczne?

 

Wystarczy zaś uznać, że Maria zwyczajnie została natchniona przez Ducha Świętego potencjałem karmicznym, gdy przyjęła do swego łona świadomość Chrystusa.

 

Nie chcę pisać rozprawki. Całość jest oparta o buddyjską teorię ''ja'', które źle pojęte stoi u źródła wszelkiego zła na świecie. Podobny proces można zobaczyć nawet u dzieci, które u początku swego życia są egoistami, rodzice muszą ich tego dopiero oduczać pewnych nawyków wpojonych już od małego - czyli wszystko mi się należy - a zarazem uczyć tych właściwych - czyli jesteś tylko cząstką większego organizmu.

 

Powiem tyle, że teoria buddyjska jest zbieżna z badaniami naukowymi, teorią wielkiego wybuchu i teorią ewolucji.

 

Jest również zbieżna z moimi obserwacjami historii powszechnej, życia naturalnego, społecznego czy empirii.

 

Nie biorę nic na wiarę nie popartą życiem.

 

Bo nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko ma przyczynę i swój skutek na każdym kroku.

 

Nie chcę i nie widzę celu w pisaniu na ten temat rozprawki.

 

Powiem tyle, spróbuj dokonać inwazji na czyjeś poczucie ego: myślą, uczynkiem albo mową - ten ktoś może być człowiekiem albo zwierzęciem, bo i człowiek i zwierzę ma świadomość - tylko trochę inaczej rozwiniętą - i poczekaj na rezultaty.

 

Ustępliwy człowiek i ustępliwe zwierzę da sobie wejść na głowę, ale sprawiedliwość zostanie Ci wymierzona w inny sposób, przez kogoś innego i w innym czasie.

 

Umiarkowany człowiek przyjmie to ze spokojem i wytłumaczy Ci Twój błąd.

 

Nieustępliwy człowiek i nieustępliwe samo wymierzy Ci karę, zarazem pogarszając własną karmę.

 

Możesz choćby spojrzeć na pupę czyjejś dziewczyny, do czego zostaniesz popchnięty przez lubieżne myśli (jest przyczyna i jest skutek). Zauważy to chłopak tej dziewczyny i rzuci Ci zawadiacko: Co się, motyla noga, gapisz? Jak nie Twoje? (jest przyczyna i jest skutek).

 

Każde stworzenie obdarzone świadomością ma prawo do własnego ''ja'', dobrze pojmowanego, czyli takiego które nie narusza w żaden sposób dobrze pojętego ''ja'' innych istot.

 

Jeśli ktoś nie potrafi go obronić, sprawiedliwość zostaje wymierzona innymi rękami.

 

Prawo karmy jest uniwersalne i nikt nie pozostaje bezkarny.

 

Świadczy o tym życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narusz w rozmowie czyjeś poczucie ego, wzrokiem czy słowem. Zarzuć mu coś w sposób jednoznacznie wartościujący i bez uzasadnienia, że jest: głupi, brzydki, nieładnie pachnie, cokolwiek. On to odczuje i zostaje naładowany Twoją negatywną karmą. Potem albo zemści się w jakiś sposób na Tobie, nieraz w taki sposób, o którym nawet się nie dowiesz, nie musi Ci tego powiedzieć nawet w oczy albo ''zemści'' się wyładowując tą negatywną energię na kimś innym.

 

Ludzie o prostackich skłonnościach, cwaniactwo, element przestępczy zwyczajnie odpycha, samym wyglądem, zachowaniami i słownictwem. Oni naruszają całym sobą ''ja'' innych istot, nie muszą nawet nic właśnie ukraść, ani nikogo w tej chwili pobić. Wydzielają cały czas negatywną karmę, negatywną aurę wobec otoczenia, uznając że więcej im się należy, niż powinno, więcej pieniędzy, więcej kobiet i więcej szacunku, więc przywłaszczają sobie to kosztem innym, ale oni też w swoim czasie zapłacą rachunki, wcale niekoniecznie na dnie Sądu Ostatecznego.

 

Zwróć uwagę, że czyjeś poglądy są głupie, bo tak. Okaż mu wzrokiem wyższość i pogardę, naładujesz go negatywną karmą i on będzie trzymał w sobie tą złość w sobie i kiedyś również odreaguje, jeśli tylko trafi mu się taka sposobność. Po prostu zrobi to w imię ratowania swojego ''ja''.

 

Bezdomny pies się do Ciebie łasi? Kopnij go w pysk, on też natychmiast zareaguje zmianą postawy, bo on też ma swoją świadomość i swoje ''ja'' i nie pozwoli sobie go zabierać.

 

Narusz''ja'' środowiska naturalnego, może w odwecie nie zaatakuje ciebie żaden rozjuszony żubr, ale prędko doznasz negatywnych konsekwencji tego działania, pijąc skażoną wodę, oddychając zatrutym powietrzem i spożywając toksyczne jedzenie.

 

Każde stworzenie obdarzone świadomością ma prawo do własnego ''ja'', dobrze pojmowanego, czyli takiego które nie narusza w żaden sposób dobrze pojętego ''ja'' innych istot.

 

Jeśli ktoś nie potrafi go obronić, sprawiedliwość zostaje wymierzona innymi rękami.

 

Dla odmiany, w mądry sposób okaż miłość i współczucie czyjemuś ''ja''. Nawet jednym słowem, jedną myślą i jednym działaniem bez udawania i przymilania się na siłę. Zrób to dlatego, że go kochasz jaką inną cząstkę tego uniwersum. Naładujesz go swoją pozytywną karmą poprzez okazanie szacunku dla jego ''ja'' i on Ci się odwdzięczy, o ile jest rozumnym człowiekiem. Odwdzięczy się nie tylko on, ale także cały wszechświat.

 

Świat to zbiór naczyń połączonych, kto narusza swe naturalne granice ''ja'' lub pozwala je naruszać innym - ponosi tego konsekwencje

 

Prawo karmy jest uniwersalne i nikt nie pozostaje bezkarny.

 

Każda istota obdarzona świadomością ma w sobie naturę Buddy. I atakując ''ja'' innej osoby, w imię własnego źle pojętego ''ja'' człowiek sam prosi się o kłopoty.

 

Cząsteczki, które pamiętają Wielki Wybuch potem uczestniczyły w ewolucji, już one były obdarzone tym pierwiastkiem.

 

Świadomość jest niezmierzona, tylko nie każdy potrafi ją w sobie obudzić.

 

Świat przybiera rozmaite formy, ale jego istota pozostaje niezmieniona, a lgnięcie do form to oznaka słabości.

 

Świadczy o tym życie. W każdym swym aspekcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, a czy wg buddyzmu każda istota w pewnym momencie dostąpi nirvany, powiedzmy po eonach eonach, ale w końcu u każdego to nastąpi?

 

Dokładnie tak.

 

 

 

Każdy istota obdarzona świadomością, zwierzę albo człowiek ma szansę dostąpić nirvany, połączyć się z Buddą i być zdolnym do tego, do czego nie zdolny w ziemskiej powłoce, odczuwać rzeczy, których nie odczuwa tu, w świecie iluzji.

 

Tylko każdy też musi uprzednio swoje złe występki odpokutować odpowiednio w stosunku do ich miary.

 

Ktoś był zachłanny, kradł, cudzołożył z kim popadnie i tym podobne, on też może dostąpić kiedyś nirvany, ale czeka go dużo cierpienia po drodze, żeby poznał jak smakuje ta trucizna, którym innym zadawał.

 

Podobnie ktoś mający zadatki na osobę świętą, jeśli ten ktoś zboczy w jednej sekundzie swego życia z właściwej drogi na ścieżkę rozpusty i zaspokajania swoich instynktów w zamian za krótkotrwałe przyjemności zejdzie zarazem na drogę długotrwałego cierpienia, które nastąpi potem.

 

By dostąpić nirvany trzeba udowodnić, że jest się tego godnym, bardzo często drogą poświęcenia i cierpienia, by ratować ''ja'', umysły i ciała innych istot obdarzonych świadomością.

 

Tacy ludzie bywali i to niejedni. Nie wszyscy musieli koniecznie wierzyć w Buddę, oni nieświadomie realizowali ten wzorzec, bo poznali już jak świat działa i że zdecydowanie lepiej być dobrym, niż złym. Niestety albo i stety tego nie da się udawać, jeśli ktoś markuje bycie dobrym, żeby mieć więcej pieniędzy, to nic nie da, a nieszczere intencje karma obdarzy prędzej czy później obnaży na jaw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×