Skocz do zawartości
Nerwica.com

Partnerka z depresją, ja z nerwicą


bananowy

Rekomendowane odpowiedzi

Mam nadzieję, że zrozumiecie mnie dobrze. Może jest to mały problem, ale jednak nie potrafię sobie z nim poradzić. Może dostanę od was jakichś wskazówek, czegokolwiek, co sprawiłoby bym poczuł się spokojniej i lepiej.

Jakiś czas temu poznałem kobietę, idealną kobietę. Niby ideały nie istnieją, ale dla mnie jest właśnie taka, idealna. Może jest to cholerne zauroczenie, być może, tego nie neguję, ale jedno wiem na pewno. Z każdym kolejnym dniem czuję, że moje serce coraz bardziej podpowiada mi, żebym ją wybrał, mimo jej problemów. Choruje na depresję, nie chcę tutaj mówić dokładnie o co chodzi, tyle powinno wystarczyć. Chodzi na terapię idywidualną, ma swoją terapeutkę i przyjmuje leki. Ja zaś, jestem znerwicowanym gościem, który ma problemy z sercem i żołądkiem - no i z tego, co mi się wydaje, głową również :blabla: , bo nie radzę sobie z kontrowersyjnymi tematami z moimi rodzicami, reaguję płaczem.

Moi rodzice nie wiedzą o niej i na razie nie chcę żeby wiedzieli, ale... ostatnio miałem z nimi rozmowę - właśnie na temat osób z depresją. Mama stwierdziła, że mimo wszystko nie powinienem - użyję tutaj tego słowa - "pakować" się w związek z osobą chorą. Argumentowała to tym, że z depresji nie można się wyleczyć i jeżeli zgodzę się na coś takiego, będę swojego wyboru żałował do końca życia - w co nie wierzę. Sam reaguję na wiele rzeczy - prawie jak człowiek z depresją, chociaż jestem pewien, że jej nie mam. Jedynymi problemami, z którymi ja się zmagam to - nerwica serca, uciekanie rytmu, arytmia, tachykardia oraz problemy z żołądkiem, tak jak już mówiłem wcześniej.

Wracając, każdego kolejnego dnia wydaje mi się, że mógłbym oddać jej wszystko, co mam, rzucić wszystko, na co pracowałem, co zdobyłem, tylko po to, żeby jej pomóc, tylko po to, żeby być z nią tutaj i teraz. Ona reaguje na moje działania takimi samymi działaniami. Widzę, że pragnie mnie jako mężczyzny i jako partnera, ale... słowa moich rodziców zapadły mi w głowie i nie wiem co robić. Słuchać głosu rozsądku, serca, umysłu czy iść ślepo za tym, co mówią rodzice - mimo że racji mogą nie mieć.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jaki jest udział mamusi w Twojej nerwicy?

Wydaje mi się, że jakiś jest na pewno, chociaż tego pewny nie jestem. (liczyć rzeczy, takie jak ciągłe wymaganie od dziecka i nie radzenie sobie z aktualnymi problemami?)

Mój brat, który jest starszy ode mnie o 14 lat także ma nerwicę, jest strasznym pesimistą i niby "wzięło się to z niczego".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bananowy, po pierwsze, to może sam powinieneś się wybrać na terapię. Może np. zyskałbyś więcej pewności siebie, a później niezależności od opinii innych i potrafiłbyś stać mocno przy swoim zdaniu i swoich decyzjach.

 

Po drugie, ja mam do pewnego stopnia podobną sytuację. Mój chłopak ma m. in. poważne zaburzenia lękowe, na które nic nie pomaga. Opowiadałam rodzinie o nim małymi krokami, nie wszystko na raz i na początek w bardziej optymistyczny sposób. Teraz już wiedzą naprawdę dużo. I zdarzało mi się usłyszeć, czy nie mogłam sobie znaleźć kogoś "normalnego". Ale widzą, jak bardzo jestem z nim szczęśliwa, jak on dobrze na mnie działa i oboje bardzo się wspieramy i uspokajamy wzajemnie. Więc mimo, że na pewno woleliby kogoś zdrowego dla mnie, akceptują nasz związek i cieszą się moim szczęściem. Okazało się, że nie trzeba było tak bardzo bać się ich opinii. Okazali się wyrozumiali.

 

Ile macie lat? Czy zdanie Twoich rodziców jest aż tak ważne? Jesteś od nich zależny finansowo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile macie lat? Czy zdanie Twoich rodziców jest aż tak ważne? Jesteś od nich zależny finansowo?

Ja mam 23, ona ma 21.

Studiujemy na innych uczelniach - inne kierunki, ja od maja tego roku otwieram własną działalność i wreszcie się finansowo odcinam od moich rodziców.

Zdanie rodziców nie jest aż tak bardzo ważne, ale oni niestety patrzą na wszystkie związki przez pryzmat. Nie chciałbym tutaj przytaczać historii dotyczących mojej rodziny, no ale nie zawsze było kolorowo, więc po prostu BARDZO się martwią. Czasami aż za bardzo i to mnie trochę przytłacza, bo nie dostaję wolnej ręki - mimo swojego wieku.

 

bananowy, po pierwsze, to może sam powinieneś się wybrać na terapię. Może np. zyskałbyś więcej pewności siebie, a później niezależności od opinii innych i potrafiłbyś stać mocno przy swoim zdaniu i swoich decyzjach.

Nigdy nie myślałem o terapiach, bo po prostu nie czułem takiej potrzeby. Jeżeli chodzi o pewność siebie to racja, mam jej niewiele - ale to jest połączone nie tylko z tymi problemami, o których wspomniałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem tak. Byłam w takim związku i nie polecam. O ile super jest do pewnego momentu, kiedy oboje się rozumiecie i możecie wesprzeć jakoś, o tyle jak dwie osoby mają jakiś nawrót/nasilenie objawów może się to przerodzić w katastrofę. Nie dość, że jedna ciągnie drugą osobę w dół, nie ma osoby, która by drugiej powiedziała - dobra, już koniec odstawiania tutaj czegoś, idź na terapię/po leki/zmień coś, spróbuj sobie radzić mimo problemów. A dwa, brutalne jest to, że chcąc nie chcąc większość takich osób w momencie nasilenia problemów jest egoistyczna, bo skupia się na swoich objawach bardziej niż na drugiej połówce...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana, my jesteśmy razem od dwóch lat, znamy się od trzech. I kiedy jedno dostaje depresji i drugie zaczyna w nią popadać, to to pierwsze dostaje "nadzwyczajnej" mobilizacji organizmu i wyciąga oboje. Ewentualnie na pewien czas można się odizolowac od siebie, utrzymywać minimum kontaktu a potem wszystko jest dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana, my jesteśmy razem od dwóch lat, znamy się od trzech. I kiedy jedno dostaje depresji i drugie zaczyna w nią popadać, to to pierwsze dostaje "nadzwyczajnej" mobilizacji organizmu i wyciąga oboje. Ewentualnie na pewien czas można się odizolowac od siebie, utrzymywać minimum kontaktu a potem wszystko jest dobrze.

 

ja niestety takiego szczęścia nie miałam :( najgorsze jest to, że jestem podatna bardzo na negatywne stany innych i liczyłam na to, że partner okaże się tym, który sam się weźmie w garść i mi pomoże, ale okazało się na odwrót. Długo się potem zbierałam. Miałam wcześniej taką relację przyjacielską, ja depresja, on też, wszystko w porządku w czasie remisji, a jak nam obojgu trafił się nawrót - miał na mnie taki dołujący wpływ, że musiałam z bólem serca zakończyć tę znajomość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie ze mną nie jest tak źle. Jeżeli chodzi o moje problemy to zwykle dopadają mnie w nocy. Ostatnio spaliśmy ze sobą (po raz pierwszy) i miałem spokój - zero stanów lękowych typu: zatrzymanie akcji serca (uczucie), ból i ucisk w klatce piersiowej. Ona za to pierwszy raz spała przy zgaszonej lampce i mówiła, że po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła się bezpiecznie w towarzystwie mężczyzny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×